▲▼
Jak w temacie - jedno z miejsc w szpitalu, w którym znajduje się rejestracja, gabinety lekarskie i inne tego typu pomieszczenia. Z pewnością jest gdzie usiąść, by móc wreszcie doczekać się na swoją kolej do lekarza pierwszego kontaktu, gdy już nie ma się dokąd udać po zmierzchu po zwolnienie z pracy. Ewentualnie znajdą się w poczekalni osoby, które oczekują końca zmiany rudowłosej i bogato obdarowanej przez naturę recepcjonistki - każdy ma tutaj swój cel.
Dzisiejszy dzień nie był niczym niezwykłym od poprzedniego, prócz tego całego deszczu, w którego mógłby się wsłuchiwać i "odczuwać" dłużej niż pozwala na to jego odporność zdrowotna. Takie dni najchętniej by spędził pod drzewem, blisko niezbyt wielkiego jeziora, by móc obserwować drugi brzeg... Mmm, o bardzo wczesnym poranku, gdy urocze kaczki obudziwszy się przecinają swym wzlotem unoszącą się nad wodą mgłę... Wyrwany niczym z głębokiej medytacji, powiódł zmęczonym wzrokiem na biurko swego gabinetu, następnie na leżący na nim telefon, którego dźwięk zawinił kilkusekundowej migrenie i zniszczeniu myśli niczym irytująca dygresja. Co za łajdak ma mój prywatny numer... Odszedł od okna i sięgnął po komórkę. Uniósł jedną z brwi, gdy zobaczył nazwę kontaktu. Państwo Lemaire. Czyżby znowu niepotrzebna panika? Po odebraniu usłyszał to, czego się tak właściwie spodziewał, prawie. Sądził jednak, że nie będzie musiał ruszać się z gabinetu i wystarczy tylko kilka porad z jego strony. Na nieszczęście ta pacjentka postanowiła odwiedzić swego ukochanego syna w Vancouver, który to teraz nieco przestraszony osłabnięciem rodzicielki, prosił o jak najszybsze przybycie do szpitala.
Mężczyzna nie ma w zwyczaju spotykać się częściej ze swoimi pacjentami, niż to wymaga życie, a nawet jeszcze rzadziej. Można by stwierdzić, że blondyn został na siłę w rzucony w pracę (nie)swojego życia, gdyż jest w tym po prostu dobry. Niekoniecznie. Robi to, co lubi i do tego dążył. A czy wiąże się z tym przesłodka chęć ratowania czyjegoś życia, to już nieco inna sprawa. Cóż, zazwyczaj tak bywa, że ludzie mają w swej pracy pewną nutkę "hobby", a przynajmniej tak jest w przypadku Saverio, który to wolałby, aby to niepokojące zainteresowanie zostało za kurtyną tego całego teatru.
Przybywszy do szpitala przebadał panią Lemaire, sprawdził wszelkie dolegliwości i wspomniał o przyczynach pogorszenia się stanu kobiety. Wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, przy których niemal od razu spotkał bruneta. Hm... tak, to on dzwonił do Canavetto, i teraz pewnie bardzo chciałby usłyszeć jakąkolwiek diagnozę, porady.
- Twoja matka nadal regeneruje się po operacji. Nie powinna tak szybko bawić się w dość długie podróże tego typu. A należy przyznać, że z Francji do tego miejsca jest kawał drogi... Rozmawiałem z tutejszym lekarzem, aby wypisał ją jutro. Powinna sporo odpoczywać. Następnym razem polecam ją przywieźć do mojej kliniki, jeśli będzie taka możliwość - z pewnością dla chirurga byłoby to wygodniejsze. Podczas rozmowy z młodzieńcem począł zakładać na siebie odzienie wierzchnie - czarny i dość cienki płaszcz na guziki.
---
Dzisiejszy dzień nie był niczym niezwykłym od poprzedniego, prócz tego całego deszczu, w którego mógłby się wsłuchiwać i "odczuwać" dłużej niż pozwala na to jego odporność zdrowotna. Takie dni najchętniej by spędził pod drzewem, blisko niezbyt wielkiego jeziora, by móc obserwować drugi brzeg... Mmm, o bardzo wczesnym poranku, gdy urocze kaczki obudziwszy się przecinają swym wzlotem unoszącą się nad wodą mgłę... Wyrwany niczym z głębokiej medytacji, powiódł zmęczonym wzrokiem na biurko swego gabinetu, następnie na leżący na nim telefon, którego dźwięk zawinił kilkusekundowej migrenie i zniszczeniu myśli niczym irytująca dygresja. Co za łajdak ma mój prywatny numer... Odszedł od okna i sięgnął po komórkę. Uniósł jedną z brwi, gdy zobaczył nazwę kontaktu. Państwo Lemaire. Czyżby znowu niepotrzebna panika? Po odebraniu usłyszał to, czego się tak właściwie spodziewał, prawie. Sądził jednak, że nie będzie musiał ruszać się z gabinetu i wystarczy tylko kilka porad z jego strony. Na nieszczęście ta pacjentka postanowiła odwiedzić swego ukochanego syna w Vancouver, który to teraz nieco przestraszony osłabnięciem rodzicielki, prosił o jak najszybsze przybycie do szpitala.
Mężczyzna nie ma w zwyczaju spotykać się częściej ze swoimi pacjentami, niż to wymaga życie, a nawet jeszcze rzadziej. Można by stwierdzić, że blondyn został na siłę w rzucony w pracę (nie)swojego życia, gdyż jest w tym po prostu dobry. Niekoniecznie. Robi to, co lubi i do tego dążył. A czy wiąże się z tym przesłodka chęć ratowania czyjegoś życia, to już nieco inna sprawa. Cóż, zazwyczaj tak bywa, że ludzie mają w swej pracy pewną nutkę "hobby", a przynajmniej tak jest w przypadku Saverio, który to wolałby, aby to niepokojące zainteresowanie zostało za kurtyną tego całego teatru.
Przybywszy do szpitala przebadał panią Lemaire, sprawdził wszelkie dolegliwości i wspomniał o przyczynach pogorszenia się stanu kobiety. Wyszedł z pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi, przy których niemal od razu spotkał bruneta. Hm... tak, to on dzwonił do Canavetto, i teraz pewnie bardzo chciałby usłyszeć jakąkolwiek diagnozę, porady.
- Twoja matka nadal regeneruje się po operacji. Nie powinna tak szybko bawić się w dość długie podróże tego typu. A należy przyznać, że z Francji do tego miejsca jest kawał drogi... Rozmawiałem z tutejszym lekarzem, aby wypisał ją jutro. Powinna sporo odpoczywać. Następnym razem polecam ją przywieźć do mojej kliniki, jeśli będzie taka możliwość - z pewnością dla chirurga byłoby to wygodniejsze. Podczas rozmowy z młodzieńcem począł zakładać na siebie odzienie wierzchnie - czarny i dość cienki płaszcz na guziki.
Bastien na pewno był swego rodzaj mistrzem konwersacji na wielu polach, jednak gdy w grę wchodziły próby przekonania jego matki, mógł się poszczycić co najwyżej udanym bojem w sprawie nie zjedzenia brukselki. Tak było i tym razem.
Szczęśliwa, aczkolwiek zaskakująca wizyta jego matki nie była czymś czego aktualnie potrzebował. Zwłaszcza, że matka nie wydobrzała jeszcze po przebytym zabiegu, a jest jedyną mu bliską osobą na tym padole łez. Na próżno jednak przekonywał ją w SMSach, iż woli sam się zjawić, niż narażać ją na niepotrzebną podróż. Ojciec wyjechał w delegację, więc spokojnie mógłby wpaść z wizytą, a nawet jeśli musiałby już stanąć z nim oko w oko, to rozmowa i tak byłaby skromniejsza niż niejedna spódniczka licealistki.
Odwrócił się z kubkiem ciepłej herbaty w stronę kobiety, po raz setny pytając ją o samopoczucie. Wydawała mu się jakby bledsza niż zwykle, ale zwalał to na barki swojego przewrażliwienia.
- Niech no się przyjrzę mojemu dorastającemu mężczyźnie - ujęła w dłonie jego twarz, ciepło się przy tym uśmiechając. Jej skóra w dotyku niczym jedwab połączona z chłodem rąk sprawiała przyjemność podczas dotykania rozgrzanych policzków.
- Twój mężczyzna za bardzo się nie zmienił od ostatniego miesiąca - mruknął, widząc jak Maurycy tupiąc swoją protezą człapie w ich stronę.
- Jest i pociecha numer dwa - wyciągnęła rękę w kierunku futrzastego tworu, który z uwielbieniem ocierał się o jej nogi.
Była chyba jedyną osobą na całym świecie, której ten kot nigdy nie podrapał. Zdrajca jeden - pomyślał Bastien, sięgając po czajnik, aby zalać swoja ulubioną zupkę chińską.
- Bastien, mógłbyś mi podać... - nie zdążyła dokończyć zdania, upadając na podłogę. Mężczyzna niedbale odstawił trzymany czajnik i popędził w jej kierunku, próbując złapać słowny kontakt z kobietą, jednak kiedy to nie przyniosło większego rezultatu, lekko panikując sięgnął po telefon leżący na kuchennym blacie.
- Pouffiasse - zaklął pod nosem, czując jak skóra jego dłoni zaczyna paskudnie piec. Adrenalina jednak zrobiła swoje i zamiast przejąć się oparzeniami, nerwowo wyszukiwał kontakt do lekarza prowadzącego jego matkę.
Miał tylko nadzieję, że z potoku słów, lekarz będzie wstanie zrozumieć o co chodzi. W miedzy czasie jego matka mamrocząc coś pod nosem, starała się podnieść. Oderwał się na moment od telefonu, aby pomóc jej usiąść, by już w następnym dzwonić po taksówkę. Na miejsce dojechali dosyć szybko, a jego mama została natychmiast zabrana na badania. Sam nie przyznał się do swoich dolegliwości, uznając je za błahe na tle stanu zdrowia kobiety.
Siedział na krześle przed gabinetem, nerwowo rozglądając się na boki. Kiedy drzwi się otworzyły, niemal jak na rozkaz wstał oczekując dobrych wieści.
- Gdyby moją matkę było tak łatwo przekonać do nie robienia głupot - westchnął ciężko, przez przypadek zaciskając dłoń na oparzonej skórze. Wydał z siebie ciche syknięcie, chowając urażone miejsce za plecami.
- Doktorze. Dziękuję za poświęcony czas. Jeśli jest cokolwiek co mógłbym zrobić dla Pana w ramach odwdzięczenia, proszę tylko powiedzieć - niemal z japońską uprzejmością skinął głową w dół, oczekując na odpowiedź mężczyzny.
Szczęśliwa, aczkolwiek zaskakująca wizyta jego matki nie była czymś czego aktualnie potrzebował. Zwłaszcza, że matka nie wydobrzała jeszcze po przebytym zabiegu, a jest jedyną mu bliską osobą na tym padole łez. Na próżno jednak przekonywał ją w SMSach, iż woli sam się zjawić, niż narażać ją na niepotrzebną podróż. Ojciec wyjechał w delegację, więc spokojnie mógłby wpaść z wizytą, a nawet jeśli musiałby już stanąć z nim oko w oko, to rozmowa i tak byłaby skromniejsza niż niejedna spódniczka licealistki.
Odwrócił się z kubkiem ciepłej herbaty w stronę kobiety, po raz setny pytając ją o samopoczucie. Wydawała mu się jakby bledsza niż zwykle, ale zwalał to na barki swojego przewrażliwienia.
- Niech no się przyjrzę mojemu dorastającemu mężczyźnie - ujęła w dłonie jego twarz, ciepło się przy tym uśmiechając. Jej skóra w dotyku niczym jedwab połączona z chłodem rąk sprawiała przyjemność podczas dotykania rozgrzanych policzków.
- Twój mężczyzna za bardzo się nie zmienił od ostatniego miesiąca - mruknął, widząc jak Maurycy tupiąc swoją protezą człapie w ich stronę.
- Jest i pociecha numer dwa - wyciągnęła rękę w kierunku futrzastego tworu, który z uwielbieniem ocierał się o jej nogi.
Była chyba jedyną osobą na całym świecie, której ten kot nigdy nie podrapał. Zdrajca jeden - pomyślał Bastien, sięgając po czajnik, aby zalać swoja ulubioną zupkę chińską.
- Bastien, mógłbyś mi podać... - nie zdążyła dokończyć zdania, upadając na podłogę. Mężczyzna niedbale odstawił trzymany czajnik i popędził w jej kierunku, próbując złapać słowny kontakt z kobietą, jednak kiedy to nie przyniosło większego rezultatu, lekko panikując sięgnął po telefon leżący na kuchennym blacie.
- Pouffiasse - zaklął pod nosem, czując jak skóra jego dłoni zaczyna paskudnie piec. Adrenalina jednak zrobiła swoje i zamiast przejąć się oparzeniami, nerwowo wyszukiwał kontakt do lekarza prowadzącego jego matkę.
Miał tylko nadzieję, że z potoku słów, lekarz będzie wstanie zrozumieć o co chodzi. W miedzy czasie jego matka mamrocząc coś pod nosem, starała się podnieść. Oderwał się na moment od telefonu, aby pomóc jej usiąść, by już w następnym dzwonić po taksówkę. Na miejsce dojechali dosyć szybko, a jego mama została natychmiast zabrana na badania. Sam nie przyznał się do swoich dolegliwości, uznając je za błahe na tle stanu zdrowia kobiety.
Siedział na krześle przed gabinetem, nerwowo rozglądając się na boki. Kiedy drzwi się otworzyły, niemal jak na rozkaz wstał oczekując dobrych wieści.
- Gdyby moją matkę było tak łatwo przekonać do nie robienia głupot - westchnął ciężko, przez przypadek zaciskając dłoń na oparzonej skórze. Wydał z siebie ciche syknięcie, chowając urażone miejsce za plecami.
- Doktorze. Dziękuję za poświęcony czas. Jeśli jest cokolwiek co mógłbym zrobić dla Pana w ramach odwdzięczenia, proszę tylko powiedzieć - niemal z japońską uprzejmością skinął głową w dół, oczekując na odpowiedź mężczyzny.
Przytaknął spokojnym pomrukiem na wspomnienie, iż mamuśka niekoniecznie dba o swoje zdrowie, jak chciałaby tego rodzinka. Właściwie sporo jest takich "niedbałych" osób. Można stwierdzić, iż Saverio również... tylko gdzie ta słodko zmartwiona rodzina.
- Mhmm. Oby tylko nie było to dziedziczne - przestroga, rada, obojętnie. Ciemnowłosy mężczyzna nawet w pewnym stopniu zalicza się w gusta Canavetto, przez co szkoda takiej twarzyczki. Wypowiadając swe słowa nieznacznie zlustrował jego osobę, a nawet raczył spojrzeć w jego oczy. Przez około kilka sekund nie odpowiedział mu, lecz przyglądał się temu kociemu wzrokowi. Dla Bastiena zaś mogło się to nieco przedłużyć... Chirurg mając swe dość specyficznie chłodne spojrzenie niebieskich oczu, mógł wprawić bruneta w zaniepokojenie. Ma to już do siebie, iż lubi deprymować towarzystwo, a w szczególności te ciekawsze osobniki. Nietrudno było zauważyć, że Lemaire chowa za plecami pewien uraz - syknięcie podczas skrywania dłoni było dość jednoznaczne. Saverio niespecjalnie odczuł potrzebę sprawdzenia tej niespodzianki - skoro młodzieniec wolał nie dzielić się z tym, to niech tak zostanie.
- Hm, polecałbym nie deklarować takich obietnic zbyt pochopnie, bo jeszcze znajdą się osoby, które to wykorzystają - Zdanie ubrane w ton głosu, który sam miał to potwierdzać z jego strony. Poszukał wzrokiem czarnego parasola, który jak się okazało nadal jest dość mokry, zdawało się wręcz, że dopiero tu wszedł...
- Cóż... mogłoby się coś takiego znaleźć, skoro Twej deklaracji nie zamierzamy już cofnąć - drgnął kącikiem swych ust, gdy tylko pomysł przedstawił się w jego wyobraźni.
- Mhmm. Oby tylko nie było to dziedziczne - przestroga, rada, obojętnie. Ciemnowłosy mężczyzna nawet w pewnym stopniu zalicza się w gusta Canavetto, przez co szkoda takiej twarzyczki. Wypowiadając swe słowa nieznacznie zlustrował jego osobę, a nawet raczył spojrzeć w jego oczy. Przez około kilka sekund nie odpowiedział mu, lecz przyglądał się temu kociemu wzrokowi. Dla Bastiena zaś mogło się to nieco przedłużyć... Chirurg mając swe dość specyficznie chłodne spojrzenie niebieskich oczu, mógł wprawić bruneta w zaniepokojenie. Ma to już do siebie, iż lubi deprymować towarzystwo, a w szczególności te ciekawsze osobniki. Nietrudno było zauważyć, że Lemaire chowa za plecami pewien uraz - syknięcie podczas skrywania dłoni było dość jednoznaczne. Saverio niespecjalnie odczuł potrzebę sprawdzenia tej niespodzianki - skoro młodzieniec wolał nie dzielić się z tym, to niech tak zostanie.
- Hm, polecałbym nie deklarować takich obietnic zbyt pochopnie, bo jeszcze znajdą się osoby, które to wykorzystają - Zdanie ubrane w ton głosu, który sam miał to potwierdzać z jego strony. Poszukał wzrokiem czarnego parasola, który jak się okazało nadal jest dość mokry, zdawało się wręcz, że dopiero tu wszedł...
- Cóż... mogłoby się coś takiego znaleźć, skoro Twej deklaracji nie zamierzamy już cofnąć - drgnął kącikiem swych ust, gdy tylko pomysł przedstawił się w jego wyobraźni.
Spojrzał pewnie na mężczyznę, lecz szybko pożałował tej decyzji. Jego chłodne spojrzenie i bijący od niego respekt były wręcz duszące. No ale cóż, słowo się rzekło, pewnie przyjdzie mu czyścić baseny po pacjentach, ale czymże jest dobro matki.
Zawdzięczał mu życie najcenniejszej osoby na świecie, więc te drobne niedogodności postanowił traktować jak punkt edukacyjny we własnym życiu. Kolejnym punktem za to będzie zajęcie się swoją dłonią. Ignorowanie jej przychodziło mu dosyć trudno, aczkolwiek doświadczenia życiowe zwiększyły jego próg bólowy na tyle, by móc z nim normalnie dokończyć rozmowę.
Po usłyszeniu odpowiedzi o zbyt pochopnych obietnicach, był już prawie pewien, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Czyli dodatkowo przyjdzie mu sprzątać toalety. Wymarzona praca salowego, ojciec skakałby z radości.
- Dziękuję Panie doktorze za wszystko. Pozwoli Pan, iż wrócę na chwilę do mojej matki, chciałbym móc zamienić z nią jeszcze kilka słów - odpowiedział spokojnym tonem głosu, nie chcąc nadużywać cierpliwości mężczyzny. Odprowadził go jednak wzrokiem, nim nie zamknął za sobą drzwi do sali.
Odetchnął za nimi z ulgą, przeklinając w duchu swoje niedbalstwo.
Ręka może i nie wyglądała jakoś specjalnie tragicznie, ale dobry kompres z chłodnym okładem na pewno byłby wskazany.
Rodzicielka na pewno wyglądała już lepiej niż kilka felernych godzin temu, ale wciąż jej zdrowie pozostawiało wiele do życzenia. Zmęczenie też zrobiło swojego, więc rozmowa była bardziej jednostronnym monologiem ze strony Bastiena, na temat jej poczynań. Ganić jednak jej nie miał serca zbyt długo, więc ucałowawszy ją czule w czoło z obietnicą odwiedzin, pozostawił ją zasypiającą w sali.
Czas zmierzyć się z największym horrorem dla lenia. Tymi wszystkimi toaletami.
Torturo ma, weź mnie w swe ramiona - pomyślał, ale słownie w kierunku mężczyzny powiedział:
- Więc w czym mógłbym Panu służyć pomocą? - ubrał na siebie skórzaną kurtkę, zarzucając niedbale szalik na szyję.
Zawdzięczał mu życie najcenniejszej osoby na świecie, więc te drobne niedogodności postanowił traktować jak punkt edukacyjny we własnym życiu. Kolejnym punktem za to będzie zajęcie się swoją dłonią. Ignorowanie jej przychodziło mu dosyć trudno, aczkolwiek doświadczenia życiowe zwiększyły jego próg bólowy na tyle, by móc z nim normalnie dokończyć rozmowę.
Po usłyszeniu odpowiedzi o zbyt pochopnych obietnicach, był już prawie pewien, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Czyli dodatkowo przyjdzie mu sprzątać toalety. Wymarzona praca salowego, ojciec skakałby z radości.
- Dziękuję Panie doktorze za wszystko. Pozwoli Pan, iż wrócę na chwilę do mojej matki, chciałbym móc zamienić z nią jeszcze kilka słów - odpowiedział spokojnym tonem głosu, nie chcąc nadużywać cierpliwości mężczyzny. Odprowadził go jednak wzrokiem, nim nie zamknął za sobą drzwi do sali.
Odetchnął za nimi z ulgą, przeklinając w duchu swoje niedbalstwo.
Ręka może i nie wyglądała jakoś specjalnie tragicznie, ale dobry kompres z chłodnym okładem na pewno byłby wskazany.
Rodzicielka na pewno wyglądała już lepiej niż kilka felernych godzin temu, ale wciąż jej zdrowie pozostawiało wiele do życzenia. Zmęczenie też zrobiło swojego, więc rozmowa była bardziej jednostronnym monologiem ze strony Bastiena, na temat jej poczynań. Ganić jednak jej nie miał serca zbyt długo, więc ucałowawszy ją czule w czoło z obietnicą odwiedzin, pozostawił ją zasypiającą w sali.
Czas zmierzyć się z największym horrorem dla lenia. Tymi wszystkimi toaletami.
Torturo ma, weź mnie w swe ramiona - pomyślał, ale słownie w kierunku mężczyzny powiedział:
- Więc w czym mógłbym Panu służyć pomocą? - ubrał na siebie skórzaną kurtkę, zarzucając niedbale szalik na szyję.
Nie odpowiedział na wspomnienie, iż młodzieniec zamierza tylko zajść do matki. Gdy już Bastien zniknął za drzwiami, Saverio rozejrzał się wzrokiem po pomieszczeniu, co jakiś czas zahaczając na twarze przebywających tu osób. Prawdopodobnie brunetowi nieco zajmie to czasu, więc zbliżył się do ściany na przeciwko, a następnie oparł się o nią plecami. Wyjął telefon z kieszeni płaszcza i począł szukać w nim konkretnej rzeczy. Zanim jednak znalazł wrócił do niego Bastien. Od razu schował ustrojstwo ponownie na swoje miejsce. Skierował wzrok ponownie na niego i począł mu się przyglądać.
- Niedługo się dowiesz. Najpierw musimy udać się do Uniwersytetu McGilla - Mężczyzna umyślnie nie zamierzał ujawniać cóż za diabelski pomysł mieści się w jego głowie. Ułatwia mu jeszcze słaba znajomość Canavetto przez Lemaire. To dość wygodne, gdy dany osobnik nie jest w stanie powiedzieć więcej informacji niż te znajdujące się w dowodzie.
- A więc zapraszam - kiwnął głową w stronę wyjścia z budynku, które poprowadziło ich od razu na parking. Deszcz nadal padał - Canavetto rozłożył parasol, by Bastien nie musiał moknąć. Podszedł razem z nim do czarnego auta z przyciemnionymi szybami po obu stronach - Saverio do tego stopnia lubuje się w klasykach, iż posiada odrestaurowanego Mustanga Fastbacka z 1967 roku. Przy zakupie wyglądał znacznie gorzej, większość części musiała zostać całkowicie wymieniona, jednak co się nie robi dla tego typu pojazdów, które później traktuje się niemal jak członka najbliższej rodziny. W ramach taktowności otworzył dla młodzieńca drzwi ze strony pasażera, gdy już zajął swoje miejsce, zamknął za nim samochód i sam usiadł na fotelu dla kierowcy. Po chwili można było usłyszeć przyjemny dla ucha ryk silnika, zaraz po tym wyjechali z parkingu, by udać się do wcześniej wspomnianego celu.
[z/t] x2
- Niedługo się dowiesz. Najpierw musimy udać się do Uniwersytetu McGilla - Mężczyzna umyślnie nie zamierzał ujawniać cóż za diabelski pomysł mieści się w jego głowie. Ułatwia mu jeszcze słaba znajomość Canavetto przez Lemaire. To dość wygodne, gdy dany osobnik nie jest w stanie powiedzieć więcej informacji niż te znajdujące się w dowodzie.
- A więc zapraszam - kiwnął głową w stronę wyjścia z budynku, które poprowadziło ich od razu na parking. Deszcz nadal padał - Canavetto rozłożył parasol, by Bastien nie musiał moknąć. Podszedł razem z nim do czarnego auta z przyciemnionymi szybami po obu stronach - Saverio do tego stopnia lubuje się w klasykach, iż posiada odrestaurowanego Mustanga Fastbacka z 1967 roku. Przy zakupie wyglądał znacznie gorzej, większość części musiała zostać całkowicie wymieniona, jednak co się nie robi dla tego typu pojazdów, które później traktuje się niemal jak członka najbliższej rodziny. W ramach taktowności otworzył dla młodzieńca drzwi ze strony pasażera, gdy już zajął swoje miejsce, zamknął za nim samochód i sam usiadł na fotelu dla kierowcy. Po chwili można było usłyszeć przyjemny dla ucha ryk silnika, zaraz po tym wyjechali z parkingu, by udać się do wcześniej wspomnianego celu.
[z/t] x2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach