▲▼
Trzask drzwi frontowych obwiesił wszystkim domownikom, że Lisa wróciła do rezydencji, a jej humor do najlepszych nie należy. Zrzuciła z siebie buty na wysokich obcasach, wzdychając z ulgą, gdy jej stopy dotknęły chłodnej podłogi. Zostawiła je przy drzwiach i powędrowała szybkim krokiem przez hol na schody. Przeskakiwała po dwa stopnie naraz, wspinając się na piętro, na którym znajdowały się pokoje sypialniane. Zawahała się, czy powinna wybrać swoją, czy brata, ale w ostateczności otworzyła drzwi prowadzące do swojego pokoju. Nim zdążyła przekroczyć próg, rzuciła się na nią włochata kupa futra, która prawie przewróciła ją na ziemię. Skarciła psa, choć jego widok minimalnie poprawił jej humor. Nawet kącik ust nieznacznie zadrgał. Pochyliła się nad nowofundlandem, cmokając go w czoło, a potem wciągnęła go do pokoju, zostawiając drzwi otwarte, wiedząc, że gdzieś tam z tyłu jest Evan.
Zdjęła z siebie marynarkę, odwieszając ją od razu na wieszak. Weszła do garderoby oddzielonej od pokoju przesuwanymi drzwiami. Przebrała się szybko z eleganckiej sukienki, zakładając na siebie starte jeansy i luźny podkoszulek. Tak wyglądała jej domowa wersja i w niej czuła się najswobodniej. Usiadła na łóżku, zdejmując kolczyki i mocując się z zapięciem od naszyjnika. Gdy uporała się z nim, zdjęła również zegarek, który dostała od rodziców na ostatnie urodziny. Wyciągnęła wsuwki z włosów, rozwalając misternie ułożony kok, nad którym siedziała dwie godziny, ale efekt, jaki uzyskała, bardzo jej się spodobał. Pozwoliła włosom opaść na ramiona w luźnych kaskadach. Wczepiła w nie palce, masując skórę głowy, która od zbyt mocnego upięcia, zaczynała ją już boleć. A może, to nie była wina upięcia, a nadmiernego hałasu i całego tego zamieszania z bratem. A skoro już o nim pomyślała, to wyprostowała się, odgarniając kosmyki na boki i spojrzała w kierunku bliźniaka. Oparła dłoń na kosmatym łbie Wedla, która nagle położyła się na jej kolanach, domagając się pieszczot ze strony dziewczyny.
Zdjęła z siebie marynarkę, odwieszając ją od razu na wieszak. Weszła do garderoby oddzielonej od pokoju przesuwanymi drzwiami. Przebrała się szybko z eleganckiej sukienki, zakładając na siebie starte jeansy i luźny podkoszulek. Tak wyglądała jej domowa wersja i w niej czuła się najswobodniej. Usiadła na łóżku, zdejmując kolczyki i mocując się z zapięciem od naszyjnika. Gdy uporała się z nim, zdjęła również zegarek, który dostała od rodziców na ostatnie urodziny. Wyciągnęła wsuwki z włosów, rozwalając misternie ułożony kok, nad którym siedziała dwie godziny, ale efekt, jaki uzyskała, bardzo jej się spodobał. Pozwoliła włosom opaść na ramiona w luźnych kaskadach. Wczepiła w nie palce, masując skórę głowy, która od zbyt mocnego upięcia, zaczynała ją już boleć. A może, to nie była wina upięcia, a nadmiernego hałasu i całego tego zamieszania z bratem. A skoro już o nim pomyślała, to wyprostowała się, odgarniając kosmyki na boki i spojrzała w kierunku bliźniaka. Oparła dłoń na kosmatym łbie Wedla, która nagle położyła się na jej kolanach, domagając się pieszczot ze strony dziewczyny.
Szedł za Elisabeth jakieś dwa kroki odstępu, by dać jej chwilę czasu na ochłonięcie. Sam też musiał przemyśleć parę rzeczy, a przede wszystkim to, w jaki sposób zamierza ją udobruchać.
Dobrze, że kierowali się w stronę domu, zawsze lepiej rozmawiać w odosobnieniu, i na "swoim" terytorium, gdzie obydwoje czują się bez wątpienia bardziej komfortowo niż na korytarzu szkoły, czy w wielkiej sali.
Zaraz, jednak to chyba nie jest najlepszy pomysł! Co jeśli w przypływie emocji chwyci cokolwiek, co będzie miała pod ręką i zabije go, a świadków dookoła brak!
Przełknął nieco głośniej ślinę, odganiając od siebie tę myśl i przeczesał włosy prawą ręką, by na powrót schować ją w kieszeni ciemnych spodni.
Przyspieszył nieco kroku, kiedy zbliżali się do drzwi wejściowych, chcąc otworzyć je przed siostrą. Niestety poziom fochu był tak wysoki, że zdążyła go ubiec, a raczej nie pozwoliła mu na wykonanie tej grzecznej, uprzejmej czynności. Nie mógł w ten sposób zaplusować, choć wyciągnięcie ręki już powinno być dla niej sygnałem, że zamierzał cokolwiek zrobić.
- Pójdę najpierw do siebie - Odparł spokojnie, nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź. Jak powiedział, tak zrobił. Również przebrał się w wygodniejsze ciuchy "po domu" i parę minut później już stał we framudze drzwi Tośki w samych luźnych bokserkach i białym podkoszulku.
- C-co to.- Wbił zielone tęczówki w psa, a na twarzy pojawił się lekki grymas. Nie to, że nie lubił psów. Raczej przytłaczała go ich radość, którą dzieliły się bez ograniczeń, ze wszystkimi dookoła, nie bacząc na to, czy tego chcą czy nie.
- Świetnie..- skwitował całą sytuację i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Skierował się w stronę łóżka, zajmując jego część bez pozwolenia. Rozłożył się wygodnie, podkładając skrzyżowane ręce pod głowę. Czuł się całkiem swobodnie.
Dobrze, że kierowali się w stronę domu, zawsze lepiej rozmawiać w odosobnieniu, i na "swoim" terytorium, gdzie obydwoje czują się bez wątpienia bardziej komfortowo niż na korytarzu szkoły, czy w wielkiej sali.
Zaraz, jednak to chyba nie jest najlepszy pomysł! Co jeśli w przypływie emocji chwyci cokolwiek, co będzie miała pod ręką i zabije go, a świadków dookoła brak!
Przełknął nieco głośniej ślinę, odganiając od siebie tę myśl i przeczesał włosy prawą ręką, by na powrót schować ją w kieszeni ciemnych spodni.
Przyspieszył nieco kroku, kiedy zbliżali się do drzwi wejściowych, chcąc otworzyć je przed siostrą. Niestety poziom fochu był tak wysoki, że zdążyła go ubiec, a raczej nie pozwoliła mu na wykonanie tej grzecznej, uprzejmej czynności. Nie mógł w ten sposób zaplusować, choć wyciągnięcie ręki już powinno być dla niej sygnałem, że zamierzał cokolwiek zrobić.
- Pójdę najpierw do siebie - Odparł spokojnie, nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź. Jak powiedział, tak zrobił. Również przebrał się w wygodniejsze ciuchy "po domu" i parę minut później już stał we framudze drzwi Tośki w samych luźnych bokserkach i białym podkoszulku.
- C-co to.- Wbił zielone tęczówki w psa, a na twarzy pojawił się lekki grymas. Nie to, że nie lubił psów. Raczej przytłaczała go ich radość, którą dzieliły się bez ograniczeń, ze wszystkimi dookoła, nie bacząc na to, czy tego chcą czy nie.
- Świetnie..- skwitował całą sytuację i wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Skierował się w stronę łóżka, zajmując jego część bez pozwolenia. Rozłożył się wygodnie, podkładając skrzyżowane ręce pod głowę. Czuł się całkiem swobodnie.
Gdyby chciała zabić brata, nawet świadomie by mu nie pomogli. A w ich ogrodzie znalazłoby się miejsce, w którym została świeżo przekopana ziemia. Tak, żeby nie miała za daleko na grób, na którym mogłaby go odwiedzać.
Tak szybko chciała się znaleźć w murach rezydencji, że być może nie zwróciła nawet uwagi na tak drobny gest, jak otwieranie drzwi. Skinęła tylko krótko głową, gdy wspomniał, że idzie do siebie. Nie musiała długo czekać, aż wróci. Natomiast nie spodziewała się nowej wersji ubrań Evana. Kiedyś widywała go tak często, więc nie czuła się onieśmielona w żaden sposób. Przesunęła wzrokiem po sylwetce brata, dostrzegając pewne zmiany, jakie zaszły w nim przez cały rok. A skoro już jej się przypomniało, że była wciąż na niego zła, prychnęła, odwracając od niego wzrok.
Złapała Wedla za obrożę, ponieważ, gdy tylko zauważył chłopaka w drzwiach, chciał do niego podejść. Nie była pewna, jak zachowa się pies w stosunku, jakby nie patrzeć, obcego dla niego człowieka. Czasami reagował przesadną radością, a czasami wręcz przeciwnie, zaczynał warczeć i skakać. Podrapała pupila za uchem, wiedząc, że bez względu na to, jaka miałaby być jego reakcja, ten drobny gest, powstrzyma go. Na wszelki jednak wypadek wydała również komendę "siad". Nowofundland posłusznie klapnął na swoim włochatym zadzie, ale nie spuszczał spojrzenia z Evana.
— To jest pies, nie widzisz? - sarknęła, nie mogąc się powstrzymać przed wbiciem mu kolejnej szpili.
— Nazywa się Wedel i mieszka tu już rok, gdybyś chciał wiedzieć - mruknęła, przeczesując brązowe kudły czworonoga. Na końcu języka miała już kolejny wybuch i tym razem nie miałaby powodu, żeby się powstrzymywać. Nie było żadnych ludzi, przed którymi musiałaby udawać dobrze ułożoną pannę z dobrego domu. Kątem oka zauważyła, jak brat przechodzi przez pokój. Potem poczuła, jak materac za nią ugina się pod ciężarem ciała. Przez chwilę rozważała uduszenie go poduszką. Im bardziej zachowywał się, jakby wszystko było po staremu, tym bardziej dziewczynę zaczynało wewnętrznie nosić. I tylko ktoś, kto ją znał, mógł się tego domyślić. Pozornie zachowywała się spokojnie, zupełnie odwrotnie do tego, jak się czuła.
Tak szybko chciała się znaleźć w murach rezydencji, że być może nie zwróciła nawet uwagi na tak drobny gest, jak otwieranie drzwi. Skinęła tylko krótko głową, gdy wspomniał, że idzie do siebie. Nie musiała długo czekać, aż wróci. Natomiast nie spodziewała się nowej wersji ubrań Evana. Kiedyś widywała go tak często, więc nie czuła się onieśmielona w żaden sposób. Przesunęła wzrokiem po sylwetce brata, dostrzegając pewne zmiany, jakie zaszły w nim przez cały rok. A skoro już jej się przypomniało, że była wciąż na niego zła, prychnęła, odwracając od niego wzrok.
Złapała Wedla za obrożę, ponieważ, gdy tylko zauważył chłopaka w drzwiach, chciał do niego podejść. Nie była pewna, jak zachowa się pies w stosunku, jakby nie patrzeć, obcego dla niego człowieka. Czasami reagował przesadną radością, a czasami wręcz przeciwnie, zaczynał warczeć i skakać. Podrapała pupila za uchem, wiedząc, że bez względu na to, jaka miałaby być jego reakcja, ten drobny gest, powstrzyma go. Na wszelki jednak wypadek wydała również komendę "siad". Nowofundland posłusznie klapnął na swoim włochatym zadzie, ale nie spuszczał spojrzenia z Evana.
— To jest pies, nie widzisz? - sarknęła, nie mogąc się powstrzymać przed wbiciem mu kolejnej szpili.
— Nazywa się Wedel i mieszka tu już rok, gdybyś chciał wiedzieć - mruknęła, przeczesując brązowe kudły czworonoga. Na końcu języka miała już kolejny wybuch i tym razem nie miałaby powodu, żeby się powstrzymywać. Nie było żadnych ludzi, przed którymi musiałaby udawać dobrze ułożoną pannę z dobrego domu. Kątem oka zauważyła, jak brat przechodzi przez pokój. Potem poczuła, jak materac za nią ugina się pod ciężarem ciała. Przez chwilę rozważała uduszenie go poduszką. Im bardziej zachowywał się, jakby wszystko było po staremu, tym bardziej dziewczynę zaczynało wewnętrznie nosić. I tylko ktoś, kto ją znał, mógł się tego domyślić. Pozornie zachowywała się spokojnie, zupełnie odwrotnie do tego, jak się czuła.
Jak to by mu nie pomogli! Na pewno by się ktoś znalazł, na przykład jakaś zdesperowana niewiasta, szukająca uwagi bogatego i przystojnego młodzieńca! Co prawda, zapewne później miałby problem, by wykręcić się od jakiegoś ożenku, pod groźbą spłaty długu, ale...lepsze to niż spoczywanie w ogródku!
- No widzę, widzę - Wymamrotał pod nosem, jak dziecko odpowiadające rodzicom, puszczające coś mimo uszu.
Zapadła krótka cisza, a on wykorzystał ten moment, do uważnego taksowania sylwetek swoich towarzyszy. Właściwie to dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem pies by go nie zagryzł. W końcu jakby nie patrzeć, to był dla niego intruzem, kimś zupełnie obcym. Przez myśl przeszło mu jednak, że nowofunland miał czas, by zapoznać się z jego zapachem. Jeśli chodził po całym domu, to zapewne przechodził też obok drzwi Evana. Liczył więc na swoje dobre przeczucie i doskonałe wyszkolenie zwierzaka. Elisabeth się na tym znała, w końcu to nie jej pierwszy pies. Jeśli sama nie potrafiła sobie z czymś poradzić, nie omieszkała korzystać z porad specjalistów. Tego był pewien.
- Wedel - Powtórzył za nią i zaśmiał się.
- Skąd ten pomysł? - Mimo tego, że była odwrócona do niego plecami, on uparcie wbijał w nią spojrzenie zielonych oczu. Może spodziewał się, że to odczuje i w końcu na niego spojrzy?
Chciał sobie zażartować, że wzięła czworonoga, by uzupełnić sobie brak brata u boku, ale zorientował się, że sytuacja jest jednak bardziej poważna niż przypuszczał.
- Daj spokój Lis, cieszmy się, że już jestem i nie zamierzam się wybierać do Londynu w najbliższym czasie. Chyba, że z tobą. - Spojrzał na psa.
- No i Wedlem...i tym drugim.- Wykrzywił usta, jednakże cały wyraz twarzy był przyjazny i jako tako okraszał się radością?
- No widzę, widzę - Wymamrotał pod nosem, jak dziecko odpowiadające rodzicom, puszczające coś mimo uszu.
Zapadła krótka cisza, a on wykorzystał ten moment, do uważnego taksowania sylwetek swoich towarzyszy. Właściwie to dopiero teraz zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem pies by go nie zagryzł. W końcu jakby nie patrzeć, to był dla niego intruzem, kimś zupełnie obcym. Przez myśl przeszło mu jednak, że nowofunland miał czas, by zapoznać się z jego zapachem. Jeśli chodził po całym domu, to zapewne przechodził też obok drzwi Evana. Liczył więc na swoje dobre przeczucie i doskonałe wyszkolenie zwierzaka. Elisabeth się na tym znała, w końcu to nie jej pierwszy pies. Jeśli sama nie potrafiła sobie z czymś poradzić, nie omieszkała korzystać z porad specjalistów. Tego był pewien.
- Wedel - Powtórzył za nią i zaśmiał się.
- Skąd ten pomysł? - Mimo tego, że była odwrócona do niego plecami, on uparcie wbijał w nią spojrzenie zielonych oczu. Może spodziewał się, że to odczuje i w końcu na niego spojrzy?
Chciał sobie zażartować, że wzięła czworonoga, by uzupełnić sobie brak brata u boku, ale zorientował się, że sytuacja jest jednak bardziej poważna niż przypuszczał.
- Daj spokój Lis, cieszmy się, że już jestem i nie zamierzam się wybierać do Londynu w najbliższym czasie. Chyba, że z tobą. - Spojrzał na psa.
- No i Wedlem...i tym drugim.- Wykrzywił usta, jednakże cały wyraz twarzy był przyjazny i jako tako okraszał się radością?
Evan zdecydowanie chciał zostać zakopanym w ich ogródku. Włącznie z tą niewiastą, która by mu pomogła. W końcu i tak straciłaby pracę.
Podniosła nieznacznie głowę, przyglądając się mruczącemu pod nosem bratu. Jedno mrugnięcie i skupiła spojrzenie na Wedlu. Zauważyła, że głaskanie jego miękkiej sierści przynosiło jej uspokojenie. Puściła obrożę, a pies zafascynowany nagłą wolnością, podniósł się na łapach. Zerknął kontrolnie na swoją właścicielkę, a potem wskoczył na łóżko, które mogło pomieścić całą ich trójkę i pozostawało jeszcze sporo miejsca. Pies zbliżył się ostrożnie do chłopaka, węsząc wokół niego. Łapiąc nowy zapach, wściubiał nos w rękę, albo we włosy Evana. Uszczęśliwiony merdnął ogonem, przylgnął przednią częścią ciała do łóżka, szczeknął na zielonookiego, jednocześnie odskakując do tyłu, a potem znów do przodu, żeby szturchnąć jego rękę. W ten oto sposób bliźniak został zaakceptowany przez nowofundlanda, który chciał się od razu zacząć z nim bawić.
Przyglądała się temu wszystkiemu, siedząc bokiem i skubiąc róg poduszki, którą przyciągnęła na swoje uda.
— Kolor jego sierści skojarzył mi się z czekoladą - wzruszyła niezobowiązująco ramionami. Na jej twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech, gdy wpatrywała się w zaczepiającego futrzaka. Wyczuwając na sobie jego natarczywy wzrok, spojrzała na niego kątem oka z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Spięła się cała, gdy usłyszała jego kolejne słowa.
— Cieszę się. Bardzo. Ale nie będę udawać, że Twój wyjazd mnie nie zabolał. I nie oczekuj ode mnie, że przejdę nad tym do porządku dziennego - burknęła. Wyprostowała się, obracając twarz w stronę Evana. Zmrużyła oczy, a chwilę później poderwała się z łóżka. Rzuciła w brata poduszką, bo akurat to miała pod ręką.
— W najbliższym?! Czyli w dalszym masz zamiar znów wyjechać?! - Jej krzyk prawdopodobnie mogła usłyszeć służba zajmująca się domem na parterze. Złapała się dłonią za koszulkę na klatce piersiowej, odciągając ją od siebie. Zdecydowanie w tym pokoju zrobiło się zbyt duszno, a Lisie oddychanie zaczynało sprawiać trudności. Podeszła do szafki nocnej stojącej przy łóżku, drżącą ręką szukając w szufladzie swojego inhalatora.
Podniosła nieznacznie głowę, przyglądając się mruczącemu pod nosem bratu. Jedno mrugnięcie i skupiła spojrzenie na Wedlu. Zauważyła, że głaskanie jego miękkiej sierści przynosiło jej uspokojenie. Puściła obrożę, a pies zafascynowany nagłą wolnością, podniósł się na łapach. Zerknął kontrolnie na swoją właścicielkę, a potem wskoczył na łóżko, które mogło pomieścić całą ich trójkę i pozostawało jeszcze sporo miejsca. Pies zbliżył się ostrożnie do chłopaka, węsząc wokół niego. Łapiąc nowy zapach, wściubiał nos w rękę, albo we włosy Evana. Uszczęśliwiony merdnął ogonem, przylgnął przednią częścią ciała do łóżka, szczeknął na zielonookiego, jednocześnie odskakując do tyłu, a potem znów do przodu, żeby szturchnąć jego rękę. W ten oto sposób bliźniak został zaakceptowany przez nowofundlanda, który chciał się od razu zacząć z nim bawić.
Przyglądała się temu wszystkiemu, siedząc bokiem i skubiąc róg poduszki, którą przyciągnęła na swoje uda.
— Kolor jego sierści skojarzył mi się z czekoladą - wzruszyła niezobowiązująco ramionami. Na jej twarzy pojawił się ledwo zauważalny uśmiech, gdy wpatrywała się w zaczepiającego futrzaka. Wyczuwając na sobie jego natarczywy wzrok, spojrzała na niego kątem oka z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Spięła się cała, gdy usłyszała jego kolejne słowa.
— Cieszę się. Bardzo. Ale nie będę udawać, że Twój wyjazd mnie nie zabolał. I nie oczekuj ode mnie, że przejdę nad tym do porządku dziennego - burknęła. Wyprostowała się, obracając twarz w stronę Evana. Zmrużyła oczy, a chwilę później poderwała się z łóżka. Rzuciła w brata poduszką, bo akurat to miała pod ręką.
— W najbliższym?! Czyli w dalszym masz zamiar znów wyjechać?! - Jej krzyk prawdopodobnie mogła usłyszeć służba zajmująca się domem na parterze. Złapała się dłonią za koszulkę na klatce piersiowej, odciągając ją od siebie. Zdecydowanie w tym pokoju zrobiło się zbyt duszno, a Lisie oddychanie zaczynało sprawiać trudności. Podeszła do szafki nocnej stojącej przy łóżku, drżącą ręką szukając w szufladzie swojego inhalatora.
Pies został puszczony przez siostrę, co było równoznaczne z nagłym wzrostem ekscytacji u psa. Jeszcze nowa osoba do poznania, jak cudownie! Nowy zapach, może da smaczki, pobawi się! Zdecydowanie za dużo pozytywnych emocji na raz, gromadziło się w tych psich ciałkach. Przynajmniej on nie potrafił tego zrozumieć. To było aż takie nienaturalne...Zgrozo.
Dotychczasowy, względny spokój Evana został zaburzony przez łapy napierające na materac w takich miejscach, że czarnowłosemu zwyczajnie zrobiło się niewygodnie. Ułożył ręce po bokach, na wysokości bioder, by na nich się zaprzeć i podciągnąć do góry, do pozycji siedzącej.
- Błotniak - Skwitował słowa o czekoladzie i zaśmiał się. Pies wyczyniał te swoje dziwne zaczepki, licząc na jakąkolwiek reakcję ze strony swego potencjalnego towarzysza zabaw. A może tortur?
- A daj spokój, ja mam tutaj poważniejsze rzeczy do roboty. - Rozłożył ręce, patrząc w stronę psa i właściwie traktując go jak drugiego człowieka. Wskazał mu również delikatnym ruchem głowy swoją bliźniaczkę.
Nie zorientował się nawet, że właśnie zaprezentował psu pozycję otwartą, która dla niego była oczywiście dosyć jasnym gestem. Zapraszam! Czy jednak Wedel się zorientował w porę, czy może został zdezorientowany słowami, starając się je zrozumieć?
- Też było mi ciężko, nie myśl, że nie. - Wbił spojrzenie w siostrę. Nie było ono zwykłe, a dało się wyczytać w jego oczach smutek i swego rodzaju rozczarowanie. Był zmęczony po wielu miesiącach nieustannej pracy, chciał wrócić do domu i zostać przywitanym...Tymczasem spotkał się z odwrotną reakcją. Z drugiej strony, zupełnie jej się nie dziwił.
- Tak, mam zamiar wyjechać, ale przecież powiedziałem, że z tobą! - Przypomniał, chcąc zaakcentować swoje poprzednie słowa. Widocznie przez emocje i myśli, które nachodziły ją w głowie, nie docierały do niej wszystkie informacje, a tylko te, które pozwalały jej się bardziej wyżyć na bracie.
Złapał ją dwoma rękami w talii i pociągnął na siebie. Nie wiedziała, że był to pretekst do zasłonięcia się przed błotniakiem, który zapewne łapiąc okazję, zaraz by go obślinił!
- Teraz zostaję, w końcu ten rok Spinel -Dmuchnął jej w szyję, przykładając brodę do jej ramienia.
Dotychczasowy, względny spokój Evana został zaburzony przez łapy napierające na materac w takich miejscach, że czarnowłosemu zwyczajnie zrobiło się niewygodnie. Ułożył ręce po bokach, na wysokości bioder, by na nich się zaprzeć i podciągnąć do góry, do pozycji siedzącej.
- Błotniak - Skwitował słowa o czekoladzie i zaśmiał się. Pies wyczyniał te swoje dziwne zaczepki, licząc na jakąkolwiek reakcję ze strony swego potencjalnego towarzysza zabaw. A może tortur?
- A daj spokój, ja mam tutaj poważniejsze rzeczy do roboty. - Rozłożył ręce, patrząc w stronę psa i właściwie traktując go jak drugiego człowieka. Wskazał mu również delikatnym ruchem głowy swoją bliźniaczkę.
Nie zorientował się nawet, że właśnie zaprezentował psu pozycję otwartą, która dla niego była oczywiście dosyć jasnym gestem. Zapraszam! Czy jednak Wedel się zorientował w porę, czy może został zdezorientowany słowami, starając się je zrozumieć?
- Też było mi ciężko, nie myśl, że nie. - Wbił spojrzenie w siostrę. Nie było ono zwykłe, a dało się wyczytać w jego oczach smutek i swego rodzaju rozczarowanie. Był zmęczony po wielu miesiącach nieustannej pracy, chciał wrócić do domu i zostać przywitanym...Tymczasem spotkał się z odwrotną reakcją. Z drugiej strony, zupełnie jej się nie dziwił.
- Tak, mam zamiar wyjechać, ale przecież powiedziałem, że z tobą! - Przypomniał, chcąc zaakcentować swoje poprzednie słowa. Widocznie przez emocje i myśli, które nachodziły ją w głowie, nie docierały do niej wszystkie informacje, a tylko te, które pozwalały jej się bardziej wyżyć na bracie.
Złapał ją dwoma rękami w talii i pociągnął na siebie. Nie wiedziała, że był to pretekst do zasłonięcia się przed błotniakiem, który zapewne łapiąc okazję, zaraz by go obślinił!
- Teraz zostaję, w końcu ten rok Spinel -Dmuchnął jej w szyję, przykładając brodę do jej ramienia.
Nie dostrzegając większego zainteresowania ze strony Evana nowofundland trochę oklapł. Mentalnie, jak i fizycznie. Jego entuzjazm spadł, a zadkiem usiadł na materacu i tylko patrzył na chłopaka. Zapachową inspekcję przeszedł pomyślnie, co można było wnioskować po braku uszkodzeń na ciele bliźniaka.
— Żaden błotniak.. Wedel i Hati. To w ogóle suczka - mruknęła, nawiązując do stwierdzenia o "tym drugim" psie. Najwidoczniej rodzice coś przekazywali szatynowi, ale nie do końca. Musieli również nie wdawać się w szczegóły, skoro brat dopiero teraz wszystkiego powoli się dowiadywał. Westchnęła cicho, przeczesując końcówki swoich włosów.
Wedel obserwował bystrym wzrokiem chłopaka, ale gdy ten zaczął rozkładać ręce, trochę zgłupiał. Podniósł się na łapach, zerknął na Elisabeth, jakby szukał w niej odpowiedzi, co miał teraz zrobić. Zaryzykował i postąpił krok w stronę Evana.
— Sama nie wiem, co myśleć - powiedziała cicho, zwieszając głowę i tym samym chowając twarz za kurtyną włosów. Nie musiała widzieć jego spojrzenie, by dosłyszeć smutek w głosie brata. A to z kolei sprawiło, że poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Może i była na niego zła, ale ostatnią rzeczą, jakiej chciała, to ból bliźniaka. Prawdopodobnie zachowywała się trochę histerycznie, ale przez prawie rok wszystko w sobie dusiła, a teraz, gdy tama została przerwana, wyrzuciła z siebie najgorsze.
Na dnie szuflady odnalazła swoje lekarstwo, które zaaplikowała sobie w dwóch głębszych wdechach. Od razu poczuła się lepiej i przestało ją tak bardzo dusić. Właśnie dlatego nie znosiła tracić nad sobą kontroli, a tym bardziej nad sytuacjami, w których się znajdowała. Naprawdę potrafiły dać się jej w kość.
— Znów stawiasz mnie przed faktem dokonanym - rzuciła z wyczuwalną rezygnacją w głosie. Złość przeszła jej już prawie całkowicie, teraz pozostała tylko akceptacja warunków, w jakich się znajdowała.
Zesztywniała tylko na chwilę, gdy ramiona brata owinęły się wokół jej talii, potem przyszło rozluźnienie. To było miejsce, które znała. Wtuliła się w ciepłe ciało brata, nie będąc świadomą, że robi po prostu za tarczę przed czworonożnym pupilem.
— Co potem? Studia, czy od razu zajmujesz miejsce w firmie? - zapytała, skoro już znajdowali się przy temacie ostatniej klasy, jaka im pozostała. Aż dziw bierze, że to już półtora roku, od czasu, gdy zostali wysłani do Riverdale na nauki stacjonarne. Pacnęła go w ramię, kiedy dmuchnął jej zimnym oddechem na szyję. Tą samą dłonią zmierzwiła pieszczotliwie czarne włosy brata.
— Jesteś głodny? - Może było to trochę pytanie znienacka, ale sama powoli odczuwała ssanie żołądka. Przez to awanturowanie się spadł jej poziom cukru, który koniecznie musiała szybko uzupełnić. Najlepiej jakimś dobrym jedzonkiem.
— Żaden błotniak.. Wedel i Hati. To w ogóle suczka - mruknęła, nawiązując do stwierdzenia o "tym drugim" psie. Najwidoczniej rodzice coś przekazywali szatynowi, ale nie do końca. Musieli również nie wdawać się w szczegóły, skoro brat dopiero teraz wszystkiego powoli się dowiadywał. Westchnęła cicho, przeczesując końcówki swoich włosów.
Wedel obserwował bystrym wzrokiem chłopaka, ale gdy ten zaczął rozkładać ręce, trochę zgłupiał. Podniósł się na łapach, zerknął na Elisabeth, jakby szukał w niej odpowiedzi, co miał teraz zrobić. Zaryzykował i postąpił krok w stronę Evana.
— Sama nie wiem, co myśleć - powiedziała cicho, zwieszając głowę i tym samym chowając twarz za kurtyną włosów. Nie musiała widzieć jego spojrzenie, by dosłyszeć smutek w głosie brata. A to z kolei sprawiło, że poczuła ukłucie w klatce piersiowej. Może i była na niego zła, ale ostatnią rzeczą, jakiej chciała, to ból bliźniaka. Prawdopodobnie zachowywała się trochę histerycznie, ale przez prawie rok wszystko w sobie dusiła, a teraz, gdy tama została przerwana, wyrzuciła z siebie najgorsze.
Na dnie szuflady odnalazła swoje lekarstwo, które zaaplikowała sobie w dwóch głębszych wdechach. Od razu poczuła się lepiej i przestało ją tak bardzo dusić. Właśnie dlatego nie znosiła tracić nad sobą kontroli, a tym bardziej nad sytuacjami, w których się znajdowała. Naprawdę potrafiły dać się jej w kość.
— Znów stawiasz mnie przed faktem dokonanym - rzuciła z wyczuwalną rezygnacją w głosie. Złość przeszła jej już prawie całkowicie, teraz pozostała tylko akceptacja warunków, w jakich się znajdowała.
Zesztywniała tylko na chwilę, gdy ramiona brata owinęły się wokół jej talii, potem przyszło rozluźnienie. To było miejsce, które znała. Wtuliła się w ciepłe ciało brata, nie będąc świadomą, że robi po prostu za tarczę przed czworonożnym pupilem.
— Co potem? Studia, czy od razu zajmujesz miejsce w firmie? - zapytała, skoro już znajdowali się przy temacie ostatniej klasy, jaka im pozostała. Aż dziw bierze, że to już półtora roku, od czasu, gdy zostali wysłani do Riverdale na nauki stacjonarne. Pacnęła go w ramię, kiedy dmuchnął jej zimnym oddechem na szyję. Tą samą dłonią zmierzwiła pieszczotliwie czarne włosy brata.
— Jesteś głodny? - Może było to trochę pytanie znienacka, ale sama powoli odczuwała ssanie żołądka. Przez to awanturowanie się spadł jej poziom cukru, który koniecznie musiała szybko uzupełnić. Najlepiej jakimś dobrym jedzonkiem.
Pies zrobił nieufny krok w stronę ciemnowłosego i tym samym pokazał, że nie jest już tak optymistycznie nastawiony jak na początku. Przynajmniej teraz nie chodziło mu o zabawę, a w jego głowie pojawiły się jakieś wątpliwości?
- Wedel i Hati. - Powtórzył mechanicznie za siostrą, jakby będąc krótkim echem jej słów.
- A pomyślałaś o moim kocie...? - Zadał pytanie teraz z zupełnie innej beczki. Transport z pupilem Evan'a miał przyjechać na dniach, a tutaj czekały na niego dwie krwiożercze bestie. B E S T I E. Jak nie zaliżą i zaślinią, to zagryzą. Takie sytuacje widział teraz oczyma wyobraźni, a w ciele narastał coraz to większy niepokój. Może tym samym odwróci trochę jej uwagę od problemu, który w jakiś sposób próbowali rozwiązywać?
- Wyjadę z tobą wtedy jeśli będziesz tego chciała, może być? - Westchnął przeczesując włosy dłonią, pozwalając by pojedyncze kosmyki włosów wydostawały się przez lekko rozszerzone palce.
- Jeszcze nie wiem, przez rok może się wiele wydarzyć. - Już chciał się podroczyć i napomknąć coś o jakiejś podróży, ale na dziś wystarczyło mu dodatkowych emocji. Zresztą ona była jedyną osobą, z którą tak na prawdę się liczył. Jeśli już miał żartować i się przekomarzać, to w taki sposób, by one też odczuwała z tego przyjemność (choć w najmniejszym stopniu!).
- Nope. - Odparł krótko, uprzednio dając się poczochrać. Uniósł wargę odsłaniając zęby, wbijając je delikatnie w skórę na barku (chodzi mi o tą górną cz. m. czworobocznego?). Nie było to ugryzienie, lecz takie zwykłe 'zahaczenie', w jego intencji nie było w końcu sprawianie jej bólu.
- Wedel i Hati. - Powtórzył mechanicznie za siostrą, jakby będąc krótkim echem jej słów.
- A pomyślałaś o moim kocie...? - Zadał pytanie teraz z zupełnie innej beczki. Transport z pupilem Evan'a miał przyjechać na dniach, a tutaj czekały na niego dwie krwiożercze bestie. B E S T I E. Jak nie zaliżą i zaślinią, to zagryzą. Takie sytuacje widział teraz oczyma wyobraźni, a w ciele narastał coraz to większy niepokój. Może tym samym odwróci trochę jej uwagę od problemu, który w jakiś sposób próbowali rozwiązywać?
- Wyjadę z tobą wtedy jeśli będziesz tego chciała, może być? - Westchnął przeczesując włosy dłonią, pozwalając by pojedyncze kosmyki włosów wydostawały się przez lekko rozszerzone palce.
- Jeszcze nie wiem, przez rok może się wiele wydarzyć. - Już chciał się podroczyć i napomknąć coś o jakiejś podróży, ale na dziś wystarczyło mu dodatkowych emocji. Zresztą ona była jedyną osobą, z którą tak na prawdę się liczył. Jeśli już miał żartować i się przekomarzać, to w taki sposób, by one też odczuwała z tego przyjemność (choć w najmniejszym stopniu!).
- Nope. - Odparł krótko, uprzednio dając się poczochrać. Uniósł wargę odsłaniając zęby, wbijając je delikatnie w skórę na barku (chodzi mi o tą górną cz. m. czworobocznego?). Nie było to ugryzienie, lecz takie zwykłe 'zahaczenie', w jego intencji nie było w końcu sprawianie jej bólu.
O kocie? Jakim kocie? Zmarszczyła czoło w wyrazie głębokiego zdziwienia. Dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie, że Evan miał tego sierściucha, za którym nie przepadała. Ze wzajemnością zresztą.
— Przecież go nie zjedzą. Raczej - odpowiedziała z zadziwiającą swobodą, wzruszając lekko ramionami. Jego kot, jego problem. Jakby się nigdzie nie szlajał, to sprowadziłaby do domu dwóch psów. Powinien być wdzięczny, że ktoś jej pilnował, gdy on bawił się w Londynie. Tak, zamierzała mu to wypominać do końca życia. A że Tośka do pamiętliwych osób należała, to było bardzo prawdopodobne, że tak właśnie będzie.
— Loki już przyzwyczaił się, że nie musi uważać na tę kupę futra. Znów będzie niezadowolony - podzieliła się z nim tym spostrzeżeniem, wzdychając ciężko. Spojrzała w kierunku uchylonego okna, przez które w każdej chwili mógł wrócić kruk. Chłodne powietrze wlatujące do środka, aż tak bardzo jej nie przeszkadzało. Zawsze lepiej jej się spało w niższej temperaturze. To jej bliźniak lubił ciepło.
— Może być - przytaknęła, ale jakoś tak bez przekonania. Po prostu wolała zostawić już ten temat w spokoju, skoro doszli do jako takiego porozumienia i nie chciała zakopać go w ogródku.
— A czego Ty chciałbyś? - zapytała, wiedząc, że ich przyszłość została zaplanowana przez rodziców. Koniec końców oboje trafią za biurka w rodzinnej firmie. Nawet jeśli będą ciągnąć studia i pracę w jednym czasie, co dla wymagającej rodzinki byłoby rozwiązaniem najlepszym.
— Nope? I dlatego próbujesz mnie zjeść? - zaśmiała się wesoło, dźgając brata palcem w policzek. Odsunęła się od niego tylko po to, aby sięgnąć po telefon leżący na szafce przy łóżku. Zignorowała masę powiadomień, przeszukując książkę telefoniczną. W końcu znalazła numer do jednej z lepszych pizzerii w mieście. Zamówiła dużą z podwójnym serem, który był jej słabością. Podała jeszcze adres, pod który mieli dostarczyć zamówienie.
— Będzie więcej dla mnie - rzuciła rezolutnie, kiedy zakończyła połączenie. Odłożyła telefon na wcześniejsze miejsce, odwracając się do Evana i Wedla. Zmierzwiła temu drugiemu futro na kosmatym łbie, a w jej oczach dało się zauważyć czułość.
— Przecież go nie zjedzą. Raczej - odpowiedziała z zadziwiającą swobodą, wzruszając lekko ramionami. Jego kot, jego problem. Jakby się nigdzie nie szlajał, to sprowadziłaby do domu dwóch psów. Powinien być wdzięczny, że ktoś jej pilnował, gdy on bawił się w Londynie. Tak, zamierzała mu to wypominać do końca życia. A że Tośka do pamiętliwych osób należała, to było bardzo prawdopodobne, że tak właśnie będzie.
— Loki już przyzwyczaił się, że nie musi uważać na tę kupę futra. Znów będzie niezadowolony - podzieliła się z nim tym spostrzeżeniem, wzdychając ciężko. Spojrzała w kierunku uchylonego okna, przez które w każdej chwili mógł wrócić kruk. Chłodne powietrze wlatujące do środka, aż tak bardzo jej nie przeszkadzało. Zawsze lepiej jej się spało w niższej temperaturze. To jej bliźniak lubił ciepło.
— Może być - przytaknęła, ale jakoś tak bez przekonania. Po prostu wolała zostawić już ten temat w spokoju, skoro doszli do jako takiego porozumienia i nie chciała zakopać go w ogródku.
— A czego Ty chciałbyś? - zapytała, wiedząc, że ich przyszłość została zaplanowana przez rodziców. Koniec końców oboje trafią za biurka w rodzinnej firmie. Nawet jeśli będą ciągnąć studia i pracę w jednym czasie, co dla wymagającej rodzinki byłoby rozwiązaniem najlepszym.
— Nope? I dlatego próbujesz mnie zjeść? - zaśmiała się wesoło, dźgając brata palcem w policzek. Odsunęła się od niego tylko po to, aby sięgnąć po telefon leżący na szafce przy łóżku. Zignorowała masę powiadomień, przeszukując książkę telefoniczną. W końcu znalazła numer do jednej z lepszych pizzerii w mieście. Zamówiła dużą z podwójnym serem, który był jej słabością. Podała jeszcze adres, pod który mieli dostarczyć zamówienie.
— Będzie więcej dla mnie - rzuciła rezolutnie, kiedy zakończyła połączenie. Odłożyła telefon na wcześniejsze miejsce, odwracając się do Evana i Wedla. Zmierzwiła temu drugiemu futro na kosmatym łbie, a w jej oczach dało się zauważyć czułość.
- Raczej...To dobre słowo - Zamyślił się na chwilę, a w jego głowie zawitał dosyć ciekawy obraz. Dwa psy terroryzujące biednego kota. Szybko jednak odrzucił na bok to nierealne wyobrażenie, będąc niemalże pewnym, że to kot będzie władcą tej rezydencji. One miały przecież rządzenie we krwi! Ten beznamiętny pysk, wielkie, hipnotyzujące oczy...To właśnie one pewnie były największą kocią bronią.
Zwolnił delikatnie uścisk, pozwalając ciemnowłosej na chwilę swobody, by w nieskrępowany sposób mogła dosięgnąć telefonu. Zastanawiał się co też ją do tego zmusiło. Może ma jakiegoś chłopaka i chce się nim pochwalić? To zdecydowanie nie przypadłoby do gustu Evanowi, ale jeśli tak było, to przyjąłby to na klatę. W końcu byłaby to jego 'wina'. Szybko jednak wyjaśniło się, co było powodem takiego ruchu dziewczyny. Pizza!
Miała więc w zamyśle nafaszerować ich masą niezdrowych kalorii. Nie żeby mu to jakoś przeszkadzało, uwielbiał jedzenie, szczególnie włoskie. Mógłby się tak odżywiać codziennie, lecz zapewne jego organizm nie zareagowałby na to zbyt dobrze.
Nie po to poświęcał czas na cardio w postaci biegu czy pływania, by potem obrastać w tłuszcz. Dla niego priorytetem było utrzymanie zdrowej i atrakcyjnej sylwetki. W końcu jest osobą publiczną i trzeba się jakoś prezentować. Kalorie nie uciekają sobie same, ot tak. No, chyba że ma się dobrą przemianę materii. Ale nie zawsze będzie się ją miało.
- Myślę, że najpierw jakieś studia, a później zarządzanie firmą. Rodzice po szkole tak szybko biznesu nam nie oddadzą, a edukacja też jest dla nich ważna - Odpowiedział kiedy tylko zakończyła rozmowę i westchnął. Dorosłe i samodzielne życie już tuż przed nimi, a on w ogóle nie czuł się na to gotowy. Nie była to wina rozpieszczenia, bo rodzice akurat mieli głowę na karku. Evan po prostu nie chciał dorosnąć. Nie chciał tej całej odpowiedzialności, która zawsze kojarzyła mu się z byciem dorosłym. Założenie rodziny, dbanie o innych...Ciężki orzech.
-Masz rację, będzie cię więcej - Wyszczerzył zęby spomiędzy których wystawał różowy koniuszek języka. Był dumny ze swojej riposty i nie mógł doczekać się jej miny. Musi przyznać, że to mu wyszło!
Zwolnił delikatnie uścisk, pozwalając ciemnowłosej na chwilę swobody, by w nieskrępowany sposób mogła dosięgnąć telefonu. Zastanawiał się co też ją do tego zmusiło. Może ma jakiegoś chłopaka i chce się nim pochwalić? To zdecydowanie nie przypadłoby do gustu Evanowi, ale jeśli tak było, to przyjąłby to na klatę. W końcu byłaby to jego 'wina'. Szybko jednak wyjaśniło się, co było powodem takiego ruchu dziewczyny. Pizza!
Miała więc w zamyśle nafaszerować ich masą niezdrowych kalorii. Nie żeby mu to jakoś przeszkadzało, uwielbiał jedzenie, szczególnie włoskie. Mógłby się tak odżywiać codziennie, lecz zapewne jego organizm nie zareagowałby na to zbyt dobrze.
Nie po to poświęcał czas na cardio w postaci biegu czy pływania, by potem obrastać w tłuszcz. Dla niego priorytetem było utrzymanie zdrowej i atrakcyjnej sylwetki. W końcu jest osobą publiczną i trzeba się jakoś prezentować. Kalorie nie uciekają sobie same, ot tak. No, chyba że ma się dobrą przemianę materii. Ale nie zawsze będzie się ją miało.
- Myślę, że najpierw jakieś studia, a później zarządzanie firmą. Rodzice po szkole tak szybko biznesu nam nie oddadzą, a edukacja też jest dla nich ważna - Odpowiedział kiedy tylko zakończyła rozmowę i westchnął. Dorosłe i samodzielne życie już tuż przed nimi, a on w ogóle nie czuł się na to gotowy. Nie była to wina rozpieszczenia, bo rodzice akurat mieli głowę na karku. Evan po prostu nie chciał dorosnąć. Nie chciał tej całej odpowiedzialności, która zawsze kojarzyła mu się z byciem dorosłym. Założenie rodziny, dbanie o innych...Ciężki orzech.
-Masz rację, będzie cię więcej - Wyszczerzył zęby spomiędzy których wystawał różowy koniuszek języka. Był dumny ze swojej riposty i nie mógł doczekać się jej miny. Musi przyznać, że to mu wyszło!
— Daje nadzieję, prawda? - parsknęła, zupełnie nie przejmując się powagą sytuacji. Skoro jej kruk przez lata musiał uważać na kota Evana, to teraz niech kot zacznie uważać na siebie. Karma dopada wszystkich. Nawet jeśli jesteś czworonogiem. A Elisabeth nie widziała w tym nic, czym należałoby się przejmować. Jak do tej pory psy, okazywały się w miarę posłuszne i przyjaźnie nastawione do ludzi. Nawet Lokiego trawiły, więc o ile kocisko nie będzie wchodziło im w drogę, to jakoś wszystko się ułoży. Rezydencja była przecież na tyle duża, że na pewno nie będą mijać się na każdym kroku. W najgorszym razie czekał ich remont. Matka będzie zachwycona, mogąc na nowo zabawić się w dekoratora wnętrz. Miewała takie chwile, w których coś nagle przyszło jej do głowy i potem mieli odcięte na kilka miesięcy, któreś piętro, a po korytarzach szwendali się robotnicy.
— Myślę, że w ogóle jej nie oddadzą. Ot, po prostu wcielą nas w życie firmy. Gazety lubią takie historie. Rodzinny interes, całe pokolenia zarządzające majątkiem... I inne takie bzdety. Ojciec za bardzo lubi swój fotel prezesa, żeby nam go oddać. - I choć ogólnie ją to denerwowało, że życie miała z góry zaplanowane, to jednak to ostatnie, co powiedziała, nawet ją bawiło. Pracoholizmu rodziców nie wyzbędą się w ciągu jednego dnia, więc i nie sądziła, żeby mieli przejść na jakąś wcześniejszą emeryturę.
Położyła się obok brata, kładąc głowę na jego ramieniu, wcześniej ugniatając mu je, jak jakiś kot. Nie omieszkała przy tym powbijać mu trochę paznokci, ale hej! Nie jej wina, że jakiś taki twardy i niewygodny się zrobił. Westchnęła cicho, przymykając oczy.
— Przydałoby się. Może wszyscy daliby mi święty spokój i przestali zarzucać, że się odchudzam. Przecież to jakiś absurd.. - burczała pod nosem, poniekąd mu się skarżąc na swoje nieszczęście. Bo jak nie jemu, to komu miałaby to robić?
Wedel z tylko sobie znanego powodu poderwał łeb do góry, a po chwili również i resztę ciała. Szczeknął tubalnie, zeskakując z łóżka i biegnąc do drzwi, przez które wypadł. Głośne poszczekiwanie dało się jeszcze słyszeć przez dłuższy moment. Tośka zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad reakcją psa, ale kiedy w progu jej pokoju zauważyła jedną z pokojówek z kartonem pizzy, wszystko stało się jasne. Klasnęła w ręce, wyplątując się z pościeli. Zabrała pudełko, zaglądając do środka. Pachniało cudownie.
— Przynieś jeszcze dzbanek lemoniady i dwie szklanki - poleciła, odwracając się i wracając na łóżko. Pizzę położyła na szafce nocnej, odrywając kawałek sera z wierzchu, który od razu zjadła, mimo że był jeszcze gorący.
— Myślę, że w ogóle jej nie oddadzą. Ot, po prostu wcielą nas w życie firmy. Gazety lubią takie historie. Rodzinny interes, całe pokolenia zarządzające majątkiem... I inne takie bzdety. Ojciec za bardzo lubi swój fotel prezesa, żeby nam go oddać. - I choć ogólnie ją to denerwowało, że życie miała z góry zaplanowane, to jednak to ostatnie, co powiedziała, nawet ją bawiło. Pracoholizmu rodziców nie wyzbędą się w ciągu jednego dnia, więc i nie sądziła, żeby mieli przejść na jakąś wcześniejszą emeryturę.
Położyła się obok brata, kładąc głowę na jego ramieniu, wcześniej ugniatając mu je, jak jakiś kot. Nie omieszkała przy tym powbijać mu trochę paznokci, ale hej! Nie jej wina, że jakiś taki twardy i niewygodny się zrobił. Westchnęła cicho, przymykając oczy.
— Przydałoby się. Może wszyscy daliby mi święty spokój i przestali zarzucać, że się odchudzam. Przecież to jakiś absurd.. - burczała pod nosem, poniekąd mu się skarżąc na swoje nieszczęście. Bo jak nie jemu, to komu miałaby to robić?
Wedel z tylko sobie znanego powodu poderwał łeb do góry, a po chwili również i resztę ciała. Szczeknął tubalnie, zeskakując z łóżka i biegnąc do drzwi, przez które wypadł. Głośne poszczekiwanie dało się jeszcze słyszeć przez dłuższy moment. Tośka zmarszczyła czoło, zastanawiając się nad reakcją psa, ale kiedy w progu jej pokoju zauważyła jedną z pokojówek z kartonem pizzy, wszystko stało się jasne. Klasnęła w ręce, wyplątując się z pościeli. Zabrała pudełko, zaglądając do środka. Pachniało cudownie.
— Przynieś jeszcze dzbanek lemoniady i dwie szklanki - poleciła, odwracając się i wracając na łóżko. Pizzę położyła na szafce nocnej, odrywając kawałek sera z wierzchu, który od razu zjadła, mimo że był jeszcze gorący.
Delikatny wyraz rozbawienia przebiegł przez jego twarz kiedy opowiadała o rodzinnym biznesie. Oczywiście zdawał sobie z tego wszystkiego sprawę i normalnie by jej przerwał, lecz tym razem pozwolił dokończyć. Mógł teraz słuchać jej melodyjnego głosu.
Kiedy mówiła, było widać w jej oczach stopniowo pojawiającą się radość, której ustępowały resztki gniewu, które wiła w sobie co do jego osoby. Może jednak mu się zdawało ale żywił w sobie nadzieję, że dalej zna ją na tyle, iż się nie myli.
Wydawało mu się, że już wszystko jest w porządku i tak jak ma być, gdy tak leżeli razem beztrosko, zapominając o reszcie świata, gdy pokojówka przyniosła zamówioną pizzę.
- Mmm...umieram z głodu - Poderwał się za dziewczyną i usiadł na łóżku, czekając aż pojawi się przy nim z ciepłym kartonem, ukrywającym smakowitą zawartość.
- Słuchaj, może to szalone ale chciałbym otworzyć w szkole klub pływacki - Zaczął ni stąd ni zowąd.
- Niekoniecznie chciałbym być przewodniczącym, bo mam za wiele innych spraw na głowie, ale w końcu i tak trenuję, to dlaczego by tego nie wykorzystać? - Próbował w jakiś sposób wytłumaczyć swój pomysł.
- Moglibyśmy też go sponsorować. - Rzucił, sięgając ręką po kawałek pizzy. Bał się nieco jej reakcji, stąd też trochę niewyraźnie i szybko przemykał ze słowami. Ona raczej nigdy nie siedziała w sporcie, ale wiedziała, że dla niego jest to jak ważny i istotny temat. Nie mówił jej jeszcze, że chciałby podłączyć całe Riverdale High School do Zimowych Igrzysk Lawton Hiles. To spychał na drugi plan. Najpierw musiała go poprzeć z pierwszą inicjatywą.
Kiedy mówiła, było widać w jej oczach stopniowo pojawiającą się radość, której ustępowały resztki gniewu, które wiła w sobie co do jego osoby. Może jednak mu się zdawało ale żywił w sobie nadzieję, że dalej zna ją na tyle, iż się nie myli.
Wydawało mu się, że już wszystko jest w porządku i tak jak ma być, gdy tak leżeli razem beztrosko, zapominając o reszcie świata, gdy pokojówka przyniosła zamówioną pizzę.
- Mmm...umieram z głodu - Poderwał się za dziewczyną i usiadł na łóżku, czekając aż pojawi się przy nim z ciepłym kartonem, ukrywającym smakowitą zawartość.
- Słuchaj, może to szalone ale chciałbym otworzyć w szkole klub pływacki - Zaczął ni stąd ni zowąd.
- Niekoniecznie chciałbym być przewodniczącym, bo mam za wiele innych spraw na głowie, ale w końcu i tak trenuję, to dlaczego by tego nie wykorzystać? - Próbował w jakiś sposób wytłumaczyć swój pomysł.
- Moglibyśmy też go sponsorować. - Rzucił, sięgając ręką po kawałek pizzy. Bał się nieco jej reakcji, stąd też trochę niewyraźnie i szybko przemykał ze słowami. Ona raczej nigdy nie siedziała w sporcie, ale wiedziała, że dla niego jest to jak ważny i istotny temat. Nie mówił jej jeszcze, że chciałby podłączyć całe Riverdale High School do Zimowych Igrzysk Lawton Hiles. To spychał na drugi plan. Najpierw musiała go poprzeć z pierwszą inicjatywą.
Usiadła po turecku na krawędzi swojego łóżka, co rusz skubiąc kawałek pizzy, sprawdzając, czy już ostygł na tyle, żeby mogła go zjeść. W pewnej chwili stwierdziła, że tyle wystarczy. Była zbyt głodna, żeby czekać. W najgorszym wypadku sparzy sobie język. Oderwała jeden z trójkątów, unosząc go w górę. Zamiast ugryźć, zamarła, słysząc, że ktoś umiera z głodu. Spojrzała na Evana, zamykając rozdziawioną buzię
- A podobno nie chciałeś nic - zakpiła, prychając pod nosem. Wiedziała, że tak to się skończy i że brat i tak zacznie jej podkradać jedzenie. I właśnie z tego powodu wzięła największą pizzę, jaką mieli w swojej ofercie. Do pokoju znów weszła pokojówka, która postawiwszy tacę z napojem i szklankami, pozostawiła rodzeństwo samym sobie. Lis odłożyła kawałek pizzy na rzecz słodko kwaśnej lemoniady.
- Dlaczego szalone? Uważam, że to całkiem dobry pomysł - pokiwała głową, opierając szklankę na swoim kolanie. Wpatrywała się w brata przez chwilę w milczeniu. Riverdale nie miało porządnej drużyny pływackiej, a skoro była to pasja jej brata, to na pewno nie stanęłaby przeciw jego pomysłowi.
- Moglibyśmy? Chcesz mnie w to wciągnąć? Przecież wiesz, że ja się nie nadaję, że sportu. Jeżeli chcesz zakładać klub. Okej, nie ma sprawy. Chcesz go sponsorować? Proszę cię bardzo. Ale nie namawiaj mnie.. Właściwie, do czego mnie namawiasz? - marszczyła czoło, zamieniając lemoniadę na pizzę. To, co powiedziała, było prawdą, ale przecież on powinien o tym wiedzieć. Zastanawiała się, czy temat, z jakim wyskoczył ma jeszcze jakieś dno, czy po prostu informował ją o swoich planach. Nie wiedziała do czego innego, byłaby mu potrzebna.
- A podobno nie chciałeś nic - zakpiła, prychając pod nosem. Wiedziała, że tak to się skończy i że brat i tak zacznie jej podkradać jedzenie. I właśnie z tego powodu wzięła największą pizzę, jaką mieli w swojej ofercie. Do pokoju znów weszła pokojówka, która postawiwszy tacę z napojem i szklankami, pozostawiła rodzeństwo samym sobie. Lis odłożyła kawałek pizzy na rzecz słodko kwaśnej lemoniady.
- Dlaczego szalone? Uważam, że to całkiem dobry pomysł - pokiwała głową, opierając szklankę na swoim kolanie. Wpatrywała się w brata przez chwilę w milczeniu. Riverdale nie miało porządnej drużyny pływackiej, a skoro była to pasja jej brata, to na pewno nie stanęłaby przeciw jego pomysłowi.
- Moglibyśmy? Chcesz mnie w to wciągnąć? Przecież wiesz, że ja się nie nadaję, że sportu. Jeżeli chcesz zakładać klub. Okej, nie ma sprawy. Chcesz go sponsorować? Proszę cię bardzo. Ale nie namawiaj mnie.. Właściwie, do czego mnie namawiasz? - marszczyła czoło, zamieniając lemoniadę na pizzę. To, co powiedziała, było prawdą, ale przecież on powinien o tym wiedzieć. Zastanawiała się, czy temat, z jakim wyskoczył ma jeszcze jakieś dno, czy po prostu informował ją o swoich planach. Nie wiedziała do czego innego, byłaby mu potrzebna.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach