Anonymous
Gość
Gość
Królestwo L.M.C.
Pią Lip 21, 2017 10:41 pm
Mieszkanie Lestata to najzwyklejszy penthouse, chociaż zwyczajności w nim niewiele. Całościowo urządzony w modernistycznym stylu z przewagą bieli w kolorystyce. Na pierwszym poziomie znajduje się przestronny salon z otwartym przejściem do kuchni, która robi również za jadalnie. W ciągu dnia do pomieszczenia wpuszczane są promienie słońca przez ogromne okna. Jest tu też pokój robiący za biuro, łazienka oraz strefa wydzielona specjalnie dla kota. Kręcone schody prowadzą na piętro wyżej. Z krótkiego korytarza można dojść do kolejnej łazienki, która jest znacznie większa i sypialni naszego modela z przylegającą do niej całkiem pokaźną garderobą. Znajduje się tutaj również mały pokój przeznaczony tylko i wyłącznie do przechowywania obrazów, do którego praktycznie nikt nie ma wstępu. I kolejne kręcone schody na górę, które tym razem prowadzą na obszerny taras na dachu wysokiego budynku. Można spokojnie odprężyć się tam w jacuzzi albo na leżaku, chociaż Chamberlin przychodzi tam głównie dla niesamowitego widoku, jaki przygotowuje dla niego miasto co noc.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Pią Lip 21, 2017 11:21 pm
Chyba każdy lubi czuć się swobodnie w miejscu, w którym mieszka. Zwłaszcza jeśli jest się tak przywiązanym do estetyki własnego mieszkania. Taki właśnie był Lestat. Przez kilka lat wielokrotnie zdążył zmienić wystrój prawie wszystkich pomieszczeń, aż w końcu znalazł styl, który go zbytnio nie drażnił i nie nudził się po kilku miesiącach. Mimo to, jeden pokój ominęło bardzo wiele remontów i dopiero niedawno blondyn postanowił coś z tym zrobić. Przestał czuć się dobrze za każdym razem, gdy otwierał drzwi i spoglądał na poukładane płótna. Kolor ścian mu nie pasował, a z czasem zaczął kojarzyć się nawet z szpitalem. Wtedy prędko zmotywował się aby znaleźć kogoś, kto odwali za niego brudną robotę i zamaluje tą brzydką szarość. Na szczęście nie musiał długo czekać, bo gdzie dobra płaca tam i chętnych nie brak. Tak więc po umówieniu się na konkretny dzień i godzinę, zakupił potrzebne rzeczy - oczywiście z dostawą pod sam próg mieszkania - i niecierpliwie wyczekiwał zmian, które miały dopiero nadejść.
Dzień od samego początku wydawał się bardzo leniwy. Nawet Haze wydawał się jakiś taki mniej ruchliwy i nie domagał się aż tak uwagi. Lestat nie ukrywał, że na początku zapomniał o swoim małym i zaplanowanym remoncie, ale mleczna kawa i dzwonek do drzwi otrzeźwiły mu trochę umysł. Może odrobinę za późno, jednak nie na tyle, by stworzyło to jakieś problemy. Odstawił kubek z napojem na stoliku, jednocześnie zauważając jak futrzaste stworzenie biegnie już w kierunku drzwi i siada na najbliższej komodzie, oczekując przywitania gości. Nieważne kto jest po drugiej stronie. Jeśli ma sprawne obie ręce, to to idealny obiekt do zaatakowania. Takie przynajmniej odnosi się wrażenie, kiedy poobserwuje się chwilę tego kota. W końcu i blondyn łaskawie ruszył się z kanapy, chociaż bardzo mu się nie chciało i żałował, że nie ma żadnego odźwiernego. Na szczęście nie pozwolił swojemu malarzowi zbyt długo czekać i w końcu przekręcił klucz, otwierając drzwi na oścież.
- Witam i zapraszam. - powiedział z uśmiechem, wpuszczając mężczyznę do środka i jednocześnie starając się samym spojrzeniem upilnować futrzaka w miejscu, gdyby na przykład wpadło mu do głowy wykorzystać okazję i wybiec na zewnątrz.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Pią Lip 21, 2017 11:53 pm
Przesuwam dłonią po włosach, widząc wysoki, oszklony budynek, pnący się swoim szkieletem pod niebo. Mogłem się tego spodziewać, przyjmując zlecenie na pracę w takiej dzielnicy. Tutaj są tylko takie budynki. A jednak nie pomyślałem o tym i teraz czuję się z tym dziwnie nieswojo.
Zaciągam się ostatni raz wypalonym już po sam filtr papierosem i wyjmuję go z ust, żeby rzucić na chodnik i przydeptać, ale mam wrażenie, że nie wypada zrobić tego w tak barbarzyński sposób, kiedy otaczają mnie takie drogie budynki, mające nawet parkingi podziemne i monitoring. Oblizuję wargę i podchodzę do najbliższego kosza na śmieci, żeby pozbyć się peta, a potem ruszam do wejście, zaciskając palce na pasku od starej, poniszczonej i poplamionej farbą torby, w której trzymam ubranie robocze.
Kiedy jestem na właściwym piętrze, sprawdzam jeszcze raz adres na niewielkiej, żółtej karteczce z lodówki, którą wcisnąłem do kieszeni. Wzdycham krótko, stojąc przed drzwiami i ostatecznie dzwonię. Jestem punktualnie. W momencie, kiedy naciskam dzwonek do drzwi, wybija godzina, na którą się umówiliśmy. Nie mógłbym się spóźnić, nienawidzę tego.
Drzwi otwierają się po chwili, a ja napotykam spojrzenie swojego pracodawcy, niemal na równi ze swoim. Chrząkam cicho, kiedy wita mnie tak energicznie.
- Dzień dobry - odpowiadam, starając się nie brzmieć na mrukliwego, a potem przyjmuję jego zaproszenie i wchodzę do środka.
Już na pierwszy rzut oka widzę, co to za mieszkanie. Rozglądam się dyskretnie, przyglądam krótko również samemu właścicielowi, ale tak, żeby nie zauważył od razu. Spodziewałem się takiego standardu, choć w pierwszych kilku chwilach czuję się osaczony. Dawno nie miałem okazji przebywać w takim... przestronnym i eleganckim miejscu, że nie umiem powstrzymać przeczucia, jakbym wnosił ze sobą jakiś nieproszony kurz. Odzwyczaiłem się od tego.
- Ładne mieszkanie - rzucam grzecznościowo, od razu tego żałując, bo brzmi jakoś tak... "regułkowo". - Gdzie będę pracował?
Chyba najlepiej od razu przejść do konkretów...
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Sob Lip 22, 2017 12:36 am
Widok młodego chłopaka w zupełności go nie zaskoczył. Nie pierwszy raz spotyka się z ludźmi, którzy chcą sobie dorobić pojedynczymi zleceniami albo dorywczą pracą. Dodatkowej gotówki nigdy za wiele, zwłaszcza jeśli ta ułatwi znacznie niektóre sprawy. Mężczyzna nigdy tego nie oceniał, każdy miał swój własny pomysł na życie. Jemu zależało przede wszystkim na tym, aby praca została należycie wykonana. Byłby bardzo niezadowolony, gdyby się okazało, że ktoś inny będzie musiał poprawiać. Marnotrawstwo pieniędzy.
Po tym jak jasnowłosy wszedł do środka, zamknął drzwi, a następnie położył jedną z rąk na jego ramieniu, lekko wprowadzając go w ten sposób bardziej w głąb mieszkania.
- Hę..? E, tak. Dziękuję. - odezwał się, jakby przez chwilę nad czymś myślał, a bo i myślał. Nie ukrywał natomiast, że komplement nie wywarł na nim większego wrażenia. - Lex, dobrze pamiętam? - spytał, unosząc jedną z brwi. Pamięć Lestata była na tyle zawodna, że i taki szczegół mógł mu umknąć.
- Na piętrze jest jeden pokój, tylko że nie jest jeszcze pusty, więc będziesz musiał.. - przerwał na chwilę, bo nagle sobie uświadomił, że przez własną roztropność dopuści do tego, aby ktoś dotykał jego skromne dzieła. Nie mówiąc już o tym, że może się im wtedy przyjrzeć. - ..Będziesz musiał wszystko powynosić. - dokończył jednak pospiesznie, co by ta pauza nie wydawała się zbyt dziwna, po czym zabrał rękę do siebie.
- A potrzebne rzeczy masz tutaj. - powiedział, wskazując na farby i pędzle ułożone blisko schodów. Oczywiście, że nie zamierzał tego wnosić na górę, już nie mówiąc, że jego udział w tym całym malowaniu będzie praktycznie zerowy. A jeśli się zmęczy?
W międzyczasie Haze zeskoczył z komody i zaczął ocierać się o nogi nieznajomego, domagając się upragnionej uwagi. Chamberlin skrzywił się nieznacznie i niechętnie podniósł kota, trzymając go jednak na pewien dystans od siebie.
- Przepraszam za niego. On tak zawsze, ale postaram się upilnować, żeby Ci nie przeszkadzał. - oznajmił, chociaż osobiście średnio to widział. Nie znosił tego stworzenia, ale wolał, żeby nie pałętał się w pokoju, w którym będzie świeża farba na ścianach. Mimo wszystko wolał mieszkać z białym kotem, a nie brudnoróżowym. - Zaprowadzę Cię. - powiedział tylko, zostawiając kota na drapaku, co spotkało się z głośnym miauknięciem, a później kierując się na schody, po których wszedł. Z lekkim wahaniem otworzył pokój z płótnami, w którym znajdowały się tylko one, a po wejściu do środka zasłonił bardziej te, które gdzieś tam zdradzały przypadkiem co jest na nich namalowane. Liczył na to, że Lex uszanuje jego prywatność i nie będzie zaglądał pod materiał, ale po obcych ludziach można było spodziewać się wszystkiego. Najwyżej pewne sprawy będzie musiał wziąć w swoje ręce.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Sob Lip 22, 2017 1:12 am
Drgam nieznacznie, czując cudzą rękę na swoim ramieniu, więc zerkam w jej stronę, poniekąd zaskoczony, że tak po prostu mnie dotknął. Widzę po nim, że jest "typowym" bogatym facetem, a od dawna już nie umiem pozbyć się tego stereotypu, że większość dzianych ludzi ma gdzieś takich jak ja, a nawet nimi gardzi. Nie mam bardzo wielu dowodów na tę teorię, ale to uczucie towarzyszy mi zawsze, kiedy jestem w towarzystwie osób postawionych wyżej niż ja. Nawet w szkole, chociaż tam rzadziej - tam przeważa po prostu niechęć z mojej strony. Jestem uprzedzony. Nie mogę na to nic poradzić.
W każdym razie, jestem zaskoczony, że mnie dotknął. Wyglądam raczej niechlujnie, a przynajmniej porównując do niego. Moja koszulka jest pognieciona, ma nawet kilka rozdarć i małych dziurek od wielokrotnego prania i prawdopodobnie czuć ode mnie mocny swąd dymu papierosowego. Ostatnimi dniami trochę się zaniedbałem, skoro nie muszę codziennie chodzić do szkoły, a pracuję, tak czy siak, fizycznie i wciąż jestem zmęczony, przepocony i ubrany w byle jakie ubrania, schowane pod strój roboczy.
Skupiam się na słowach Chamberlina, kiedy tłumaczy mi, na czym będzie polegać moja praca.
- W porządku, powynoszę - odpowiadam krótko, kiwając głową i pochylam się, żeby wziąć od razu ze sobą puszki z farbą i pędzle.
Są dość ciężkie, ale biorę wszystkie od razu, żeby nie wracać się kilka razy. Czuję wtedy, że coś miękkiego ociera się o moje nogi, więc spoglądam pod nie i uśmiecham się delikatnie, widząc puszystego potworka.
- Będę na niego uważał... - Ruszam za nim po schodach na piętro.
Wchodzę do pokoju, w którym będę pracował i unoszę brew, widząc osłonięte materiałem płótna. Nie mówił wcześniej, co znajduje się w pomieszczeniu, więc spodziewałem się raczej jakichś mebli czy rupieci. Obrazy to... coś ciekawego. Przyglądam mu się ukradkiem, odstawiając potrzebne rzeczy na podłogę, kiedy on tak skrzętnie owija swoje dzieła materiałem. Wydaje mi się teraz dość nerwowy, jakby nie chciał, żebym się do nich zbliżał, patrzył na nie, dotykał je. Cóż, zdaje się, że artyści mają prawo do swoich ekscesów, których nikomu nie muszą tłumaczyć.
- Nie zniszczę ich, proszę się nie martwić - mruczę tylko, żeby go jakoś uspokoić. - Dokąd mam je zanosić?
Zdejmuję z ramienia torbę i przesuwam ją nogą w kąt pomieszczenia niezajęty przez obrazy. Przebiorę się później. Na razie nie potrzebuję ochrony. Zbliżam się do jednego z płócien i unoszę je ostrożnie. Jest spore, dlatego staram się być jak najbardziej delikatny, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że autor uważnie mi się przygląda.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Pon Lip 24, 2017 5:38 pm
Tak się składało, że Chamberlin nie odczuwał żadnych zahamowań, jeśli chodzi o zwykły dotyk. Był otwarty i starał się zrozumieć naprawdę wiele. Chłopak przyszedł do pracy, więc nie mógł oczekiwać, że ten przyjdzie pod krawatem. Obraz nad wyraz komiczny. Nawet biały kot nie widział przeszkód, aby przymilić się do takiej osoby. W końcu chodziło mu tylko o jedno.
Przytaknął ledwo widocznie na odpowiedź Lexa, jakby sam nie był do końca pewien czy wynoszenie jego obrazów faktycznie będzie tylko przeniesieniem ich w inne miejsce. Było mu ciężko na sercu i duszy z samą myślą, że ktoś obcy aż tak może naruszyć jego prywatność, ale może obwiniać tylko i wyłącznie siebie. Gdyby pomyślał o tym wcześniej, teraz zapewne uniknąłby tej sytuacji, która wprawia go w tak ogromne zakłopotanie. Blondyn nie ukrywał swojego poddenerwowania, bo taki już po prostu był. Nie obchodziło go też za bardzo, co ktoś sobie może o nim pomyśleć. Przejmowanie się opinią innych zostawiał słabszym i bardziej przeciętnym jednostkom, które nie wiedzą co to pewność siebie.
- To dobre pytanie. - rzucił bardziej do siebie, po czym opuścił to małe pomieszczenie i rozejrzał się po korytarzu. Natomiast Haze nie zamierzał grzecznie siedzieć na dole i podążył za nimi, znów dopraszając się nowej osoby o pieszczoty. Miauknął głośno i stanął na butach młodego mężczyzny, chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Wydaje mi się, że tu powinno być dobrze. - zawołał ze swojej sypialni Lestat. Był to całkiem spory pokój, więc na te kilkadziesiąt obrazów powinno starczyć miejsca w jednym z kątów. Amerykanin był też na tyle wyrozumiały, żeby nie zmuszać chłopaka do znoszenia ich na dół. To było zbyt czasochłonne i bez większego sensu. Z większymi obrazami mógłby być problem zejść po kręconych schodach. - Chcesz coś do picia? - zaproponował, przy okazji spostrzegając swojego kota. Jak można było się tego spodziewać, jego widok nie wywołał większej radości na twarzy modela. Naprawdę kończyła mu się cierpliwość do tego zwierzęcia.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Wto Lip 25, 2017 7:00 pm
Spoglądam w dół, słysząc głośne miauknięcie kota, ale zwyczajnie to ignoruję, mając dłonie zajęte płótnem, które mocno trzymam przy sobie, jednocześnie zasłaniając sobie nim twarz. Ruszam w stronę pomieszczenia, które wskazuje Chamberlin i odstawiam obraz w wolnym kącie pokoju, tuż przy drzwiach. Czuję na sobie nerwowe spojrzenie mężczyzny, więc robię to z jak największym pietyzmem, a w duszy po cichu mam nadzieję, że nie będzie cały czas tak stał nade mną i obserwował każdy mój ruch. Nie mam nic do ukrycia, po prostu czuję się nieco nieswojo przez to, jak bardzo emanuje teraz od niego stres i jakaś taka nieufność.
Opieram obraz o ścianę i spoglądam na niego, kiedy zadaje mi pytanie.
- Nie, chyba nie, dziękuję... - odpowiadam chrypliwie i niezręcznie przesuwam dłonią po karku. - Wziąłem sobie coś, więc nie musi się pan przejmować.
Odwracam wzrok i wracam po kolejny obraz, większy - cięższy. Ostrożnie chwytam za brzegi płótna, przyciskając do niego materiał i ponawiam kurs do sypialni, co jakiś czas łapiąc spojrzenie zestresowanego, aczkolwiek dość opanowanego artysty i postanawiam po prostu robić swoje, jak gdyby nigdy nic. Nie wiem - nigdy nie miałem talentu artystycznego, więc nie do końca umiem zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy go posiadają, tak bardzo sztywnieją, kiedy ktoś kręci się nie tam, gdzie powinien. Irinei - mój były chłopak - on też potrafił się zdenerwować, ale wtedy, kiedy chciałem obejrzeć jego rysunek, zanim został skończony. Robił się okropnie obronny i przyciskał szkicownik do torsu, jakby próbował coś przede mną ukryć, a przecież w końcu i tak wszystkie mi pokazywał.
Krążę między sypialnią i pracownią, przenosząc płótna i czując na sobie wzrok właściciela. Omijam kota i cały czas odsuwam go nieznacznie, żeby mi nie przeszkadzał. Z chęcią bym go pogłaskał, ale nie lubię przejawiać braku profesjonalizmu, kiedy jestem w pracy, dlatego skupiam się na zleconym zadaniu. Ale mimo, iż ja mam takie postanowienie, kot najwyraźniej ma zupełnie inne, bo im bardziej go odsuwam, tym bardziej pcha mi się pod nogi i pod ręce - kiedy pochylam się, żeby podnieść kolejny obraz. Delikatnie układam dłoń na jego kocim zadku i popycham go, żeby się odsunął, co zazwyczaj działało i jego pazurki zgrabnie ślizgały się po polerowanej podłodze. Tym razem jednak zaczepia je o jedną z płacht, którymi przykryte są obrazy i kiedy go odsuwam, pociąga ją za sobą - nieznacznie, a jednak tyle wystarczy, żeby reszta materiału sama zsunęła się z obrazu i ześlizgnęła zgrabnie na podłogę, ukazując malowidło.
Nie wiem oczywiście, że nie wolno mi ich oglądać, więc nie przejmuję się tym za bardzo, kiedy spoglądam na zamalowane płótno.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Wto Lip 25, 2017 7:59 pm
Chamberlin obawiał się tylko jednego i chyba było widać czego dokładnie. Powinien zaufać chłopakowi chociaż odrobinę w tej sprawie, ale obrazy były dla niego zbyt cenne, żeby zachować pełny spokój. Faktycznie obserwował bacznie całe to przenoszenie, nie przejmując się tym, jakie uczucia to wywołuje u Lexa. Był świadom swojego świdrującego spojrzenia, ale tak już miał i nie mógł nic na to poradzić. Często nawet oglądać ludzi, kiedy już nie potrafili utrzymać z nim dłużej kontaktu wzrokowego. To świadczyło o jego dominacji nad drugą osobą.
- Jak wolisz. - podsumował, choć ulżyło mu trochę, bo to oznaczało, że nie musi schodzić na dół ani niczego przynosić. Przy okazji też nie straci z oczu swoich małych dzieł, które cenił ponad wszystko.
Obecność kota denerwowała go coraz bardziej. Widział jak pląta się pod nogami, zapewne utrudniając tym samym pracę. Sam codziennie to przeżywał, nie mogąc momentami spokojnie zjeść albo odpocząć po męczącym dniu. I mimo że już nosił dzisiaj tego przylepnego sierściucha, to postanowił znów odciągnąć go od Lexa, jednak nim zdążył to zrobić, materiał zsunął się z jednego z obrazów, odsłaniając całokształt. Lestat malował przede wszystkim krajobrazy i akty, czasem łącząc oba motywy. I właśnie na tego typu malowidło padło. Blondyn natychmiast podszedł i je z powrotem zasłonił, wzdychając na koniec ciężko. Nie był pewny jak bardzo się temu wszystkiemu przyjrzał Houle.
- Czy mógłbyś.. nie patrzeć na to, co jest na nich namalowane? Czuję się wtedy, jakbyś podglądał mnie pod prysznicem. - odezwał się po dłuższej chwili ciszy, brzmiąc śmiertelnie poważnie, choć ostatnie słowa wskazywałyby bardziej na głupi żart. Jeśli miał być szczery, to podglądanie jest dla niego mniej krępujące niż pokazywanie tych obrazów, ale przeciętny człowiek mógłby tego nie zrozumieć. Taki przekaz wydawał mu się jasny.
W końcu otrząsnął się po tym ataku na jego duszę i złapał kota, schodząc na dół. Chyba z dwojga złego wolał nie wiedzieć, że ktoś ogląda jego obrazy, niżeli być świadkiem przypadkowego ich odkrycia po raz kolejny. Jak to się mówi: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Postanowił zamknąć Haze w swoim biurze, chyba jedynie w taki sposób mogąc zaznać spokoju, po czym wrócił do salonu i dopił swoją zimną już kawę, chociaż ona i tak nie pomoże na jego wrażliwe oblicze.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Sro Lip 26, 2017 12:24 pm
Spoglądam na malowidło i przyglądam mu się dość odruchowo przez te kilka chwil, zanim Chamberlin podchodzi do niego i ukrywa je przed moim wzrokiem. Przenoszę spojrzenie na jego twarz, wciąż nie czując się jeszcze jakbym w jakiś sposób pogwałcił jego prywatność - nie czuję się też w żaden sposób zachwycony jego malowidłem. Nie dlatego, że jest brzydkie, czy dlatego, że on nie ma talentu - dlatego, że ja sam jestem dość tępy na sztukę. Umiem zrozumieć i określić, że coś jest ładne, bo tak wypada w porównaniu z innymi dziełami, aczkolwiek jest to tylko sucha wiedza. Żadnych wygórowanych uczuć, żadnego katharsis, żadnej wewnętrznej pauzy. Obraz. Akt.
Dopiero kiedy słyszę jego słowa, moja brew wędruje lekko w górę w niemym zaskoczeniu. Przyglądam mu się przez chwilę, nieco podirytowany.
- Cóż, to był wypadek - odpowiadam niedelikatnie i chwytam obraz, który dopiero co został obnażony ze swojego zakrycia.
Nie chciałem zabrzmieć tak ostro, zwłaszcza, że to jego dom, jego obrazy, jego zasady. Może sobie czuć się, jak mu się żywnie podoba, a ja muszę się do tego po prostu dostosować i nie mam z tym żadnego problemu, aczkolwiek nie lubię dramy. Nie lubię być obiektem czyichś pretensji, zwłaszcza, kiedy nie powinienem się bronić ani pyskować, bo jestem, cóż, w pracy, której poniekąd nie chcę stracić, bo zależy mi na każdym groszu, który mogę tutaj zarobić.
Obserwuję go, kiedy schodzi na dół, zabierając ze sobą kota, a potem wzdycham, żałując, że nie ugryzłem się w język i wracam do przenoszenia dzieł sztuki. Żadnemu z nich nie dzieje się krzywda, skoro nie ma przy mnie futrzaka, który by mi przeszkadzał, a ja sam nie mam aż tak czystej ciekawości ani chęci, żeby mu dopiec, więc nie zaglądam pod płótna, nie wiedząc, co by mi z tego przyszło.
Kiedy wszystkie obrazy są już w jego sypialni, biorę kilka łyków wody, a potem zakładam na siebie ciemnozielony, pobrudzony farbą kombinezon na szelki i przygotowuję sobie miejsce pracy...
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Sro Lip 26, 2017 1:06 pm
Po ostatnim łyku kawy Lestat odrobinę ochłonął i zrozumiał, że w tej sytuacji było najwięcej jego winy. Nie uprzedził wcześniej pracownika, sam nie zajął się obrazami, no i jeszcze musiał reagować na wszystko ze zdwojoną siłą, bo przecież chodziło o te cholerne malowidła. Wymruczał pod nosem krótką wiązankę, wkładając kubek do zmywarki, a potem otrzepując się z niewidzialnych pyłków i sierści, która mimo wszystko mogła się do niego przykleić, gdy tak nosił tam i z powrotem tego kota.
Dopiero po jakimś czasie wrócił na górę, trzymając folię malarską i szeroką taśmę w rękach, które odłożył tuż przy wałkach.
- Odłóżmy tę niefortunną sytuację w niepamięć. - powiedział na wstępie, szczerze okazując skruchę. Wolał uniknąć dłuższych spięć pod swoim dachem. Dlatego też między innymi wyprowadził się od matki. Ta kobieta za bardzo lubiła się rządzić. - Przyniosłem Ci coś, co przykrycia paneli i taśmę na krawędzie. Chciałbym żebyś zachował tak z dwa centymetry odstępu od sufitu. Drabina niestety jest wyżej, przy drzwiach na dach. - dodał chwilę później, po czym ramieniem zgarnął chłopaka do siebie i poklepał go do plecach ze zbolałą miną.
- Ja wiem, że wydaje się bardzo trudną osobą, ale proszę Cię, wytrzymaj to. Zależy mi tylko na zamalowaniu tej obrzydliwej szarości, a po wszystkim obiecuję, że zapłacę tyle, ile będzie trzeba. - wydusił z siebie prawie na jednym wydechu, następnie go puszczając i sprawdzając czy przypadkiem jego koszula nie zabrudziła się od kombinezonu. W pierwszej chwili nie zauważył tej zmiany ubioru i jak zwykle takie szczegóły docierają do niego po fakcie. Najwyżej będzie musiał kupić sobie nową, bo plamy po farbie są praktycznie nie do sprania.
- Ale dobrze. Już nie będę Cię nachodził i przeszkadzał. W razie czego jestem na dole. - rzucił na koniec, ulatniając się z pokoju, który nie wydawał się aż taki mały bez tych wszystkich płócien. Lestat zszedł prosto do swojego biura, w którym Haze siedział do tej pory i jako że był bardzo potulnym stworzeniem, mężczyzna zastał go śpiącego na środku biurka. Uznał, że nie ma sensu go wyganiać, skoro zamiast tego może znów robić za kulę u nogi na piętrze. Postanowił zająć się chwilowo swoimi sprawami, głównie związanymi z pracą, skoro w inny sposób się nie przysłuży, a leżeć bezczynnie nie chciał.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Czw Lip 27, 2017 12:31 pm
Mieszam w ciszy farbę, pochylony nad nią, kiedy znów słyszę dźwięczny głos właściciela przy drzwiach. Podnoszę na niego wzrok, zaskoczony tak szybką zmianą tonu. Jeszcze przed chwilą brzmiał jak obrażony, ekscentryczny gbur, a teraz znów tryska sympatią. Takie szybkie zmiany nastroju są dla mnie dość nie do ogarnięcia. Nie rozumiem w końcu, czy ma coś do mnie, czy miał chwilę słabości.
- Dzięki - podchodzę do niego i biorę przyniesione akcesoria, a potem sztywnieję, kiedy on tak bezceremonialnie otacza mnie ramieniem.
To nie tak, że mam coś do bliskości z innymi ludźmi, po prostu nie doświadczam jej zbyt wiele, bo z niewieloma osobami jestem na tyle blisko, by chciały mnie w ten sposób dotknąć. Obecnie robi to głównie moja siostra. Dlatego w pierwszej chwili nieco zbija mnie to z tropu, ale spoglądam na niego, rozluźniając się w kilka sekund.
- I proszę się nie martwić, nawet nie zdążyłem się przyjrzeć. A poza tym, jestem dość niewrażliwy na sztukę - uśmiecham się głupio, mówiąc to, mając nadzieję, że nie pogorszę tym sytuacji i nie pomyśli, że zbrukałem jego obrazy jeszcze bardziej, patrząc na nie swoim tępym okiem, pozbawionym artystycznej wrażliwości. - Ale był ładny.
Słucham go w milczeniu, kiedy mówi, a kiedy ulatnia się równie szybko, co się pojawił, a ja nie zdążam nawet zapytać go, gdzie mogę zapalić papierosa, po prostu idę po tę drabinę, żeby mieć to z głowy i zabieram się za faktyczne malowanie. Robię to długi czas, kończę pierwszą warstwę na jednej ze ścian, kiedy postanawiam, że czas na przerwę. Schodzę z drabiny i sprawdzam, czy nie mam żadnych plan w pobliżu nogawek, żeby nie pobrudzić mu dywanów, a potem schodzę na dół i odszukuję Chamberlina.
- Chciałem tylko powiedzieć, że wychodzę na dwie minuty na papierosa... - rozglądam się ukradkiem po mieszkaniu. - Gdzie kot? Mam nadzieję, że go pan nie ukarał?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Królestwo L.M.C.
Wto Sie 08, 2017 6:00 pm
Szybkie zmiany nastroju u Lestata były dość popularne. Nie potrafił nad tym zapanować, ale nie uważał tego za swoją wadę. Na pewno łatwiej dzięki temu wyciągał rękę do drugiej osoby i przede wszystkim nie chował urazy. Bo przecież nie stało się nic poważnego. Prawda? Z nieznajomymi mimo wszystko trzeba było zachować pewną ostrożność, bo jeszcze mogliby zrobić coś na niekorzyść mężczyzny i dopiero wtedy pojawiłby się prawdziwy problem. Nie wiedział jednak jak dokładnie zareagować na słowa Lexa, zaraz tylko westchnął i odgarnął pokręcony kosmyk włosów przed oczami, zastanawiając się przed dłuższą chwilę nad odpowiedzią.
- W porządku. Dziękuję. - rzucił więc tylko i faktycznie zniknął, pozostawiając chłopaka samemu sobie z farbami i gołymi ścianami. Uznał, że to dobry moment na pozałatwianie niektórych spraw, wykonania pewnych telefonów, łącznie z tymi do matki. Tym razem bardziej chodziło o więzy rodzinne, niż biznesowe, ale nie mogło się obyć bez chociaż drobnej wspominki o nowym zapachu perfum i jego przecudownej reklamie.
Kiedy jasnowłosy zszedł na dół, Chamberlin kręcił się po salonie z komórką w ręku i dopiero gdy ten się odezwał, podniósł na niego wzrok.
- Nie, skądże. Zasnął mi na laptopie w biurze. Jak zwykle niczego nie mogę przez niego zrobić. - burknął, kręcąc głową w zrezygnowaniu i krzyżując ramiona na piersi. Może i nie znosił tego kota całym sercem, ale nigdy w życiu krzywdy by mu nie zrobił. Sadystą nie był, a i na uwadze mu leżało szczęście matki, do której koniec końców ten zwierzak należał. - Idziesz na dach? - spytał z ciekawości, chcąc też się upewnić gdzie go szukać, gdyby czegoś potrzebował. Kilka minut to nie dużo, ale nigdy nie wiadomo co wpadnie do głowy modelowi.
Lex
Lex
Fresh Blood Lost in the City
Re: Królestwo L.M.C.
Pon Wrz 25, 2017 3:10 pm
Kiwam głową, kiedy upewniam się, że kotu nic nie jest. Może zrobił coś na diabła, ale był ładny i puszysty, a ja przepadam za istotami, które kręcą się pod nogami, wymagają dużo uwagi i cały czas trzeba ją im poświęcać. Nauczyłem się takiego podejścia, chociaż na początku zarówno takie zwierzęta, jak i ludzie okropnie mnie drażnili. Teraz jest mi nieswojo, jeśli spędzam czas z kimś albo z czymś, co jest tak samo upośledzone społecznie, jak ja. Dlatego wolę, kiedy zwierzęta same do mnie przychodzą, a ja nie muszę za nimi biegać. Taki chyba jest jego kot. Być może on sam też. To by pasowało.
- Tak, chyba tak... - odpowiadam i przyglądam mu się przez chwilę.
Oprócz bycia energicznym jest też chyba dość ambiwalentny. Jakby cały czas tor jego myśli rozdzielał się w dwie strony, a on nie do końca wiedział, w którą stronę chce iść. Ale być może tylko tak mi się zdaje. Nie jestem mistrzem w odczytywaniu intencji i uczuć innych ludzi. Głównie dlatego nie mam aż tak wielu bliskich.
Stoję chwilę w milczeniu, nie do końca wiedząc, czy mam sobie tak po prostu iść, czy jakoś się z nim pożegnać. Jest w końcu moim pracodawcą i nie chcę wyjść przy nim na gbura, chociaż znając życie i tak już kilka razy zachowałem się - w jego oczach - dość nieprzyjaźnie. Pocieram nerwowo dłońmi o gruby materiał kombinezonu. Dopiero teraz dociera do mnie, że wyszedłem z zabezpieczonego pokoju w ubraniu roboczym i mogłem mu narobić bałaganu, ukradkiem zostawić gdzieś jakąś plamkę z farby... Oby nie był z tych, którzy chorobliwie boją się brudu...
- Chce pan zapalić? - oblizuję wargę, proponując.
Tak chyba jest grzecznie. Zresztą wydaje się jakiś taki spięty. Ja zawsze palę, kiedy jestem spięty. Być może to efekt placebo, ale to pomaga.

(Przepraszam, że czekałaś dwa miechy ; ; Ale wypadłam całkiem z rytmu forum i nie umiałam pisać :< Teraz już będę odpisywać żwawo, bo zaczyna się szkoła xD)
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach