▲▼
Republic Nightclub jest podstawą sceny nocnej w Vancouver. Wręcz nie da się przegapić, położonego przy 958 Granville Street budynku, w centrum dzielnicy rozrywkowej. Otwarty co wieczór w tygodniu, co świadczy o tym, że od prawie dwudziestu lat mają dość sporą liczbę stałej klienteli.
Parkiet na dole jest idealny do tańca. Na podłodze tańca można podziwiać własne systemy oświetleniowe, które doskonale nadają się dla lokalnych i międzynarodowych didżejów, którzy regularnie pojawiają się na scenie w tymże klubie nocnym. Oczywiście, każdy utwór pompuje światowej klasy system audio, więc każdy zestaw DJów brzmi niesamowicie. Zależnie od nocy i poziomu, w którym znajduje się dwupiętrowy klub nocny, można usłyszeć wiele różnych gatunków, w tym House, Electro, Hip Hop, Top 40 i wiele więcej - ale w każdym razie wiele opcji, aby utrzymać Cię na nogach i poruszać całą noc.
Na górnym piętrze można wsunąć się w aneks, kameralny salon z widokiem na tętniącą życiem ulicę Granville Street, przez okna od podłogi do sufitu. Uczucie odizolowania od gorączkowej atmosfery, gdy pogrążysz się w luksusowych kabinach skórzanych i skorzystasz z ręcznie robionych koktajli z pełnowartościowego baru jest bez wątpienia niezapomniane: jesteś częścią doświadczenia, ale jednocześnie cichym widzem we wszystkich dzikościach naokoło ciebie.
Usługa VIP w Republice i Załączniku nie ma sobie równych. A-listers i mieszkańców podobnie skorzystali z doświadczonych pracowników klubu nocnego i niewiarygodnego zaangażowania w obsługę klienta. Wręcz oczekuje się od ciebie oczekiwań, zanim zdecydujesz się je mieć, bo w końcu dostajesz rodzaj leczenia VIP, którego szukasz.
Ostatnią dość ważną informacją jest fakt, że wpuszczają tu wszystkich już od szesnastego roku życia. Klub ma w karcie mnóstwo napoi bezalkoholowych, choć między uczniami krąży pogłoska, że jeśli ma się odpowiednie kontakty, wszystko można załatwić... nawet bez dowodu.
Parkiet na dole jest idealny do tańca. Na podłodze tańca można podziwiać własne systemy oświetleniowe, które doskonale nadają się dla lokalnych i międzynarodowych didżejów, którzy regularnie pojawiają się na scenie w tymże klubie nocnym. Oczywiście, każdy utwór pompuje światowej klasy system audio, więc każdy zestaw DJów brzmi niesamowicie. Zależnie od nocy i poziomu, w którym znajduje się dwupiętrowy klub nocny, można usłyszeć wiele różnych gatunków, w tym House, Electro, Hip Hop, Top 40 i wiele więcej - ale w każdym razie wiele opcji, aby utrzymać Cię na nogach i poruszać całą noc.
Na górnym piętrze można wsunąć się w aneks, kameralny salon z widokiem na tętniącą życiem ulicę Granville Street, przez okna od podłogi do sufitu. Uczucie odizolowania od gorączkowej atmosfery, gdy pogrążysz się w luksusowych kabinach skórzanych i skorzystasz z ręcznie robionych koktajli z pełnowartościowego baru jest bez wątpienia niezapomniane: jesteś częścią doświadczenia, ale jednocześnie cichym widzem we wszystkich dzikościach naokoło ciebie.
Usługa VIP w Republice i Załączniku nie ma sobie równych. A-listers i mieszkańców podobnie skorzystali z doświadczonych pracowników klubu nocnego i niewiarygodnego zaangażowania w obsługę klienta. Wręcz oczekuje się od ciebie oczekiwań, zanim zdecydujesz się je mieć, bo w końcu dostajesz rodzaj leczenia VIP, którego szukasz.
Ostatnią dość ważną informacją jest fakt, że wpuszczają tu wszystkich już od szesnastego roku życia. Klub ma w karcie mnóstwo napoi bezalkoholowych, choć między uczniami krąży pogłoska, że jeśli ma się odpowiednie kontakty, wszystko można załatwić... nawet bez dowodu.
Burza rudych loków lśniła w blasku ulicznych lamp, gdy ubrana w dość ciepły płaszcz Yunlei, przechadzała się wzdłuż Granville Street, kierując przed siebie wyraźnie zdecydowanym krokiem. Buty na lekkim obcasie, stukały równomiernie o podłoże, dźwięk ten niknął jednak w tłumie innych podążających w tym samym kierunku ludzi. Nie była tym szczególnie zdziwiona. Ta część miasta zawsze była jedną z żywszych, pomimo słów większości, jakoby stara część Vancouver stopniowo odchodziła w zapomnienie. Czysta nieprawda. Ludzie cenili sobie tradycyjne miejsca, a bardziej klasyczne budynki wręcz przyciągały do siebie całe tłumy.
Był tylko jeden mały, tyci wręcz problem.
Dlaczego tuż po przeprowadzce, zanim jeszcze rozpakowała swoje rzeczy, szła do cholernego klubu? Neutralny wyraz twarzy, od czasu do czasu zmieniał się wraz z subtelnym uśmiechem czy momentem, w którym puszczała oczko jednemu z przechodzących obok niej chłopaków, którzy zaczepiali ją dokładnie w ten sam sposób. Nie zatrzymywała się jednak cały czas idąc przed siebie. Ustawiła się w kolejce dla VIPów, podając ochroniarzowi wraz z dowodem tymczasowym, dwustu-dolarowy banknot.
— Reszty nie trzeba — uśmiechnęła się uprzejmie, gdy tylko zauważyła jak zaczyna szukać reszty i wyminęła go po otrzymaniu sygnału że może iść dalej. Gdyby miała teraz specjalnie wyciągać portfel żeby schować resztę... nie. Odrzuciła długie włosy jedną z dłoni, momentalnie kierując się w stronę baru w sferze dla VIPów. Nie zamierzała od razu zaczynać z grubej rury, tym razem była tu głównie w celach obserwacyjnych. Usiadła na stołku przy ladzie, by zniwelować wrażenie swojego przeklętego, niskiego wzrostu i rozejrzała się dookoła. Nie trwało długo nim jej spojrzenie nie zatrzymało się na opartym o kontuar trzy metry dalej blondynie, wpatrującym się w nią z zaciekawieniem. Odrzuciła włosy i spojrzała w jego kierunku, uśmiechając się nieznacznie. Odpowiedział tym samym, momentalnie zwiększając w niej poczucie zwycięstwa.
— Hej. Jesteś tu sama?
— Teraz już nie — sięgnęła niedbale po swój napój, upijając kilka łyków przez słomkę. Mimo że smak niesamowicie przypadł jej do gustu, powstrzymała się przed wychyleniem całej szklanki na raz.
— Mike — wyciągnął rękę w jej kierunku. Przyjrzała się przez ułamek sekundy jego zadbanej dłoni, nim w końcu odwzajemniła uścisk.
— Yunlei.
— Jesteś stąd?
— Jeśli masz na myśli Vancouver, odpowiedź brzmi tak — zaśmiała się cicho rozbawiona mieszając słomką w swojej szklance. Mike odpowiedział wesołym uśmiechem, przysuwając się już pewniej w jej stronę i usiadł obok.
— Często tu bywasz? Mam wrażenie, że nigdy wcześniej cię nie widziałem. A jestem pewien, że bym cię nie zapomniał — komplement. Rzucony mimochodem na wzór niedbałości. Przekrzywiła głowę w bok wyginając kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
— Musisz zatem być stałym bywalcem — Mike rozdziawił chwilowo usta wyraźnie zmieszany, dość szybko udało mu się jednak pozbierać, gdy dziewczyna zaśmiała się wyraźnie rozbawiona, by rozluźnić atmosferę.
Zwykłe spotkanie, zwykła rozmowa, zwykły wieczór.
I krążąca jej po głowie ponura wizja czekających na nią pięćdziesięciu kartonów czekających na rozpakowanie.
Był tylko jeden mały, tyci wręcz problem.
Dlaczego tuż po przeprowadzce, zanim jeszcze rozpakowała swoje rzeczy, szła do cholernego klubu? Neutralny wyraz twarzy, od czasu do czasu zmieniał się wraz z subtelnym uśmiechem czy momentem, w którym puszczała oczko jednemu z przechodzących obok niej chłopaków, którzy zaczepiali ją dokładnie w ten sam sposób. Nie zatrzymywała się jednak cały czas idąc przed siebie. Ustawiła się w kolejce dla VIPów, podając ochroniarzowi wraz z dowodem tymczasowym, dwustu-dolarowy banknot.
— Reszty nie trzeba — uśmiechnęła się uprzejmie, gdy tylko zauważyła jak zaczyna szukać reszty i wyminęła go po otrzymaniu sygnału że może iść dalej. Gdyby miała teraz specjalnie wyciągać portfel żeby schować resztę... nie. Odrzuciła długie włosy jedną z dłoni, momentalnie kierując się w stronę baru w sferze dla VIPów. Nie zamierzała od razu zaczynać z grubej rury, tym razem była tu głównie w celach obserwacyjnych. Usiadła na stołku przy ladzie, by zniwelować wrażenie swojego przeklętego, niskiego wzrostu i rozejrzała się dookoła. Nie trwało długo nim jej spojrzenie nie zatrzymało się na opartym o kontuar trzy metry dalej blondynie, wpatrującym się w nią z zaciekawieniem. Odrzuciła włosy i spojrzała w jego kierunku, uśmiechając się nieznacznie. Odpowiedział tym samym, momentalnie zwiększając w niej poczucie zwycięstwa.
— Hej. Jesteś tu sama?
— Teraz już nie — sięgnęła niedbale po swój napój, upijając kilka łyków przez słomkę. Mimo że smak niesamowicie przypadł jej do gustu, powstrzymała się przed wychyleniem całej szklanki na raz.
— Mike — wyciągnął rękę w jej kierunku. Przyjrzała się przez ułamek sekundy jego zadbanej dłoni, nim w końcu odwzajemniła uścisk.
— Yunlei.
— Jesteś stąd?
— Jeśli masz na myśli Vancouver, odpowiedź brzmi tak — zaśmiała się cicho rozbawiona mieszając słomką w swojej szklance. Mike odpowiedział wesołym uśmiechem, przysuwając się już pewniej w jej stronę i usiadł obok.
— Często tu bywasz? Mam wrażenie, że nigdy wcześniej cię nie widziałem. A jestem pewien, że bym cię nie zapomniał — komplement. Rzucony mimochodem na wzór niedbałości. Przekrzywiła głowę w bok wyginając kąciki ust w delikatnym uśmiechu.
— Musisz zatem być stałym bywalcem — Mike rozdziawił chwilowo usta wyraźnie zmieszany, dość szybko udało mu się jednak pozbierać, gdy dziewczyna zaśmiała się wyraźnie rozbawiona, by rozluźnić atmosferę.
Zwykłe spotkanie, zwykła rozmowa, zwykły wieczór.
I krążąca jej po głowie ponura wizja czekających na nią pięćdziesięciu kartonów czekających na rozpakowanie.
"A jestem pewien, że bym cię nie zapomniał."
Dokładnie to zdanie zasłyszała przechodząca niedaleko kobieta. A słowa były wypowiadane na tyle znajomym głosem, by postanowiła przystanąć, obrócić się ruchem o gracji godnej baletnicy i skierować wzrok na dwójkę siedzącą przy ladzie. Wpierw zerknęła ku mężczyźnie, uśmiechając się nikle pod nosem. Dopiero później spojrzenie padło na jego rudowłosą towarzyszkę i w oczach obserwatorki coś zaiskrzyło. Wmieszała się w tłum, znikając całkowicie z pola widzenia. Stanęła przed nimi po dokładnie minucie, stawiając przy nich świeżo przygotowane i cudownie wyglądające drinki.
- Znów męczysz młode dziewczyny Mike? - wsparła dłoń na biodrze, nieco przechylając ciało w bok. Blondynka, na oko 155 cm wzrostu, jednak wysokie szpilki nieco jej dodawały. Krótka spódniczka w szkocką kratę sięgająca ledwie połowy uda, Biała koszula z mundurkiem przypominającym nieco szkolny — oba z podwiniętymi do łokci rękawami. Burza blond loków spływających falami na plecy oraz pomalowane na wściekłą czerwień usta, oraz paznokcie.
- Ah, tak, zawsze na posterunku - blondyn potarł kark dłonią, zaraz jednak wskazując nią na kobietę. - Yunlei, poznaj Olivię. Tancerka numer jeden w tym klubie, kelnerka i świetne towarzystwo do picia. Ale uwaga, ma mocną głowę i skłonności do matkowania.
- Coś jeszcze? - jasna brew powędrowała do góry, gdy tancerka stukała palcami w biodro.
- I stawia darmowe drinki, warto ją znać - przyznał ostatecznie Mike, spoglądając na Olivię, która postanowiła zgarnąć sobie jeden ze stołków i usiadła obok nich.
- Pierwszy raz tutaj? Jeśli nie wiesz kogo się trzymać, przyjdź do mnie. Znam stałych bywalców jak własną kieszeń. A mam ich sporo, zaufaj mi. Ten tu na przykład - wskazała na Mike'a - to klubowy podrywacz. Dosiądzie się do co ładniejszej, przedstawi, rzuci czasami lepszym, czasami gorszym tekstem. Uważaj, to żaden romantyk, jeszcze się na zdarzyło, by jakakolwiek jego relacja z kobietą trwała dłużej niż jedną noc.
Nie wiedziała co robi. Nawet nie wiedziała dlaczego. Po prostu pewnego piątkowego wieczoru uznała, że potrzebuje chwili dla siebie, chwili na rozerwanie. Kiedyś byłoby to po prostu przebywanie w ciepłym, cichym pokoju w akademiku z książką w dłoni i kubkiem herbaty na stoliku. Chciała jednak poznać życie miasta, w którym spędziła już prawie rok, a nadal nie wiedziała jak ono właściwie wygląda. Czuła, że robi coś jak na nią szalonego, ale ubrała się, delikatnie umalowała i wyszła.
Jakimś cudem trafiła do jednego z klubów. Z torebki wyciągnęła pieniądze i spojrzała na bramkarza, posyłając mu uśmiech. To był ten moment, gdy nie bała się aż tak kontaktu z mężczyzną, wiedziała, że był krótkotrwały i raczej nie groźny.
Im krótszy, tym większa szansa, że będzie chciał go przedłużyć.
Odparła głos podświadomości, kręcąc głową, przez co jej włosy rozsypały się na jej klatce piersiowej i przysłoniły delikatnie twarz. Wzięła głębszy oddech, wkraczając w głąb klubu. Zasiadła przy barze, tuż obok rudowłosej dziewczyny i zamówiła piwo bezalkoholowe. Musiała się czegoś napić, czuła, że gardło jej zaschło ze stresu. Może błędem było wyrywanie się z bezpiecznej strefy.
Obróciła się tyłem do baru i spojrzała na dziewczynę, która siedziała obok niej. Ładna, skwitowała w myślach, a następnie spojrzała na jej „towarzysza”. Nie podobał jej się, denerwował ją swoją obecnością. Jakby...
Miał ci odebrać twoją ofiarę?
Nawet tak o tym nie pomyślała. A przynajmniej nie była tego świadoma. Upiła łyk piwa bezalkoholowego i spojrzała przeciągle na tę dwójkę, posyłając im uśmiech.
— Mogę sie dołączyć do rozmowy? — zapytała, zbierając się w końcu na odwagę.
[i]To był najmilszy sposób, w jaki kiedykolwiek dziewczyna próbowała spławić faceta, który stanowił konkurencję. Brawo.[i]
Co ja wyrabiam? Nie powinno mnie tutaj być. Nie w takim stroju.
Zaczynała sądzić, że ten pomysł był zupełnie nietrafiony. Teraz jednak nie mogła się wycofać. Spoglądała na nich wyczekująco i odgarnęła włosy, przy czym zahaczyła opuszkami palców o skórę na swojej szyi.
Spadaj koleś.
Jakimś cudem trafiła do jednego z klubów. Z torebki wyciągnęła pieniądze i spojrzała na bramkarza, posyłając mu uśmiech. To był ten moment, gdy nie bała się aż tak kontaktu z mężczyzną, wiedziała, że był krótkotrwały i raczej nie groźny.
Im krótszy, tym większa szansa, że będzie chciał go przedłużyć.
Odparła głos podświadomości, kręcąc głową, przez co jej włosy rozsypały się na jej klatce piersiowej i przysłoniły delikatnie twarz. Wzięła głębszy oddech, wkraczając w głąb klubu. Zasiadła przy barze, tuż obok rudowłosej dziewczyny i zamówiła piwo bezalkoholowe. Musiała się czegoś napić, czuła, że gardło jej zaschło ze stresu. Może błędem było wyrywanie się z bezpiecznej strefy.
Obróciła się tyłem do baru i spojrzała na dziewczynę, która siedziała obok niej. Ładna, skwitowała w myślach, a następnie spojrzała na jej „towarzysza”. Nie podobał jej się, denerwował ją swoją obecnością. Jakby...
Miał ci odebrać twoją ofiarę?
Nawet tak o tym nie pomyślała. A przynajmniej nie była tego świadoma. Upiła łyk piwa bezalkoholowego i spojrzała przeciągle na tę dwójkę, posyłając im uśmiech.
— Mogę sie dołączyć do rozmowy? — zapytała, zbierając się w końcu na odwagę.
[i]To był najmilszy sposób, w jaki kiedykolwiek dziewczyna próbowała spławić faceta, który stanowił konkurencję. Brawo.[i]
Co ja wyrabiam? Nie powinno mnie tutaj być. Nie w takim stroju.
Zaczynała sądzić, że ten pomysł był zupełnie nietrafiony. Teraz jednak nie mogła się wycofać. Spoglądała na nich wyczekująco i odgarnęła włosy, przy czym zahaczyła opuszkami palców o skórę na swojej szyi.
Spadaj koleś.
W klubie zawsze spotykało się ciekawe osoby. Kto by jednak pomyślał, że na tyle prędko, uda jej się napotkać na swojej drodze kogoś, kto również przyciągał uwagę? Widząc nagłe zainteresowanie ze strony blondynki, która najwyraźniej postanowiła uratować ją z rąk niesfornego chłopaka, przeniosła na nią spojrzenie, przesuwając po niej pokrótce wzrokiem. Była ładna. Zarówno pod względem sylwetki, jak i twarzy, choć zdaniem Yunlei wyglądałaby dużo lepiej bez tych wściekle pomalowanych ust. Ciężko było się dziwić, biorąc pod uwagę to jak bardzo preferowała praktyczny brak make-upu, a jeśli już to przedstawienie go w formie całkowicie naturalnej.
"Poznaj Olivię."
Uśmiechnęła się i skinęła jej głową na przywitanie, rezygnując z zeskoczenia ze stołka. Bądź co bądź, nie chciała by jej niski wzrost aż tak szybko dał się jej we znaki, nawet jeśli inni już po samej jej budowie mogli się domyślić, że nie należy do najwyższych.
— Hmm... — wydała z siebie cichy pomruk zastanowienia, cały czas przyglądając się Mike'owi. Niezbyt mogła w tym momencie powiedzieć, że w rzeczywistości zdecydowanie nie szuka ani romantyków, ani stałych związków. Patrzyła zatem w milczeniu jak chłopak robi się nieznacznie czerwony, drapiąc się po karku z wyraźnym zakłopotaniem.
— Rany Olivia, mogłabyś czasem odpuścić — burknął, nieznacznie naburmuszony, nie wiedząc najwyraźniej jak się dalej zachować.
Czyżby go lubiła?
Przeniosła ponownie wzrok na Olivię, uśmiechając się, nim szklanka z sokiem znalazła się ponownie przy jej ustach.
"Mogę się dołączyć do rozmowy?"
Obróciła się w kierunku, z którego nadchodził głos, posyłając dziewczynie łagodny uśmiech.
— Oczywiście. Yunlei, Mike, Olivia — przedstawiła wszystkich po kolei z niejakim rozbawieniem, zupełnie jakby wcale nie poznała ich zaledwie dwie minuty wcześniej. Zaraz po tym nachyliła się nieznacznie w stronę Mike'a, ściszając głos na tyle, by tylko on ją usłyszał.
— Ja też nie — pojedyncze wypady, drobna zabawa, może kilka wspólnych wyjść na miasto. Nic zobowiązującego. Zdecydowanie takie opcje były najwygodniejsze.
— Może usiądziemy przy stoliku? Rozmowa przy barze będzie raczej trudna — zaproponowała, tym razem skupiając swoją uwagę na siedzącej obok niej dziewczynie, zupełnie jakby to jej pozostawiała podjęcie decyzji. Od czasu do czasu zerkała też ku Olivii, zupełnie jakby samym spojrzeniem chciała zapytać czy chce się do nich dołączyć.
"Poznaj Olivię."
Uśmiechnęła się i skinęła jej głową na przywitanie, rezygnując z zeskoczenia ze stołka. Bądź co bądź, nie chciała by jej niski wzrost aż tak szybko dał się jej we znaki, nawet jeśli inni już po samej jej budowie mogli się domyślić, że nie należy do najwyższych.
— Hmm... — wydała z siebie cichy pomruk zastanowienia, cały czas przyglądając się Mike'owi. Niezbyt mogła w tym momencie powiedzieć, że w rzeczywistości zdecydowanie nie szuka ani romantyków, ani stałych związków. Patrzyła zatem w milczeniu jak chłopak robi się nieznacznie czerwony, drapiąc się po karku z wyraźnym zakłopotaniem.
— Rany Olivia, mogłabyś czasem odpuścić — burknął, nieznacznie naburmuszony, nie wiedząc najwyraźniej jak się dalej zachować.
Czyżby go lubiła?
Przeniosła ponownie wzrok na Olivię, uśmiechając się, nim szklanka z sokiem znalazła się ponownie przy jej ustach.
"Mogę się dołączyć do rozmowy?"
Obróciła się w kierunku, z którego nadchodził głos, posyłając dziewczynie łagodny uśmiech.
— Oczywiście. Yunlei, Mike, Olivia — przedstawiła wszystkich po kolei z niejakim rozbawieniem, zupełnie jakby wcale nie poznała ich zaledwie dwie minuty wcześniej. Zaraz po tym nachyliła się nieznacznie w stronę Mike'a, ściszając głos na tyle, by tylko on ją usłyszał.
— Ja też nie — pojedyncze wypady, drobna zabawa, może kilka wspólnych wyjść na miasto. Nic zobowiązującego. Zdecydowanie takie opcje były najwygodniejsze.
— Może usiądziemy przy stoliku? Rozmowa przy barze będzie raczej trudna — zaproponowała, tym razem skupiając swoją uwagę na siedzącej obok niej dziewczynie, zupełnie jakby to jej pozostawiała podjęcie decyzji. Od czasu do czasu zerkała też ku Olivii, zupełnie jakby samym spojrzeniem chciała zapytać czy chce się do nich dołączyć.
„Yunlei, Mark, Olivia”
Drgnęła, słysząc imię chłopaka, który zdawał się być konkurencją dla niej. Przynajmniej ona tak to odbierała. Uśmiechnęła się jednak do nich nieśmiało i wyprostowała na swoim siedzisku.
— Natalie — powiedziała dosyć niepewnie, przygryzając nerwowo wargę.
Nie wiedziała co tutaj robi i to jeszcze w takim stroju. Czuła się dziwnie, niepewnie. Jednakże chciała poznać też inne życie. Obserwowała jak dziewczyna zaczęła szeptać Markowi coś do ucha i zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się to. Upiła kolejny łyk piwa bezalkoholowego. Uniosła brew na propozycję Chinki i wygięła kącik ust zadowolona. Ten jeden raz to ona mogła zadecydować.
— Myślę, że to dobry pomysł. Ja zaprowadzę nas do jakiegoś wolnego stolika — rzekła, aby po chwili wstać i wziąć ze sobą piwo.
Zaczęła się przeciskać między rozpalonymi nastkolatkami, szukając jakiegoś miejsca. Co jakiś czas oglądała się za siebie, aby nie zgubić rudowłosej. Nie wiedziała co się z nią działo czy to atmosfera tego klubu, czy też potrzeba doznania czegoś nowego tak na nią wpływały, ale czuła się coraz pewniej. Dopóki nie uświadamiała sobie, że chłopcy się na nią patrzą i oceniają jej ciało.
Usiadła w końcu przy stoliku na kanapie, a gdy oboje doszli, poklepała miejsce obok siebie i spojrzała na Yun. Jej imię brzmiało dość azjatycko dla Nat.
— Usiądź obok mnie — rzekła do rudowłosej i upiła łyk piwa — Yun, twoje imię brzmi niecodziennie. Pochodzisz z Azji czy może masz tam rodzinę? — rozpoczęła rozmowę, co jakiś czas spoglądając na chłopaka i mając nadzieję, że ten niedługo się ulotni.
Rozpięła swój płaszcz, czując, że jest jej gorąco i zaczęła obserwować swoich towarzyszy, przy czym jeden był bardzo niechciany. Odgarnęła ponownie różowe włosy i patrzyła na dziewczynę zaciekawiona. Nie chciała jej jednak odstraszyć, więc na chwilę spojrzała na parkiet. Też umiała tak tańczyć. Może dzisiaj to wykorzysta lepiej niż kiedyś, niemalże rok temu.
Drgnęła, słysząc imię chłopaka, który zdawał się być konkurencją dla niej. Przynajmniej ona tak to odbierała. Uśmiechnęła się jednak do nich nieśmiało i wyprostowała na swoim siedzisku.
— Natalie — powiedziała dosyć niepewnie, przygryzając nerwowo wargę.
Nie wiedziała co tutaj robi i to jeszcze w takim stroju. Czuła się dziwnie, niepewnie. Jednakże chciała poznać też inne życie. Obserwowała jak dziewczyna zaczęła szeptać Markowi coś do ucha i zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się to. Upiła kolejny łyk piwa bezalkoholowego. Uniosła brew na propozycję Chinki i wygięła kącik ust zadowolona. Ten jeden raz to ona mogła zadecydować.
— Myślę, że to dobry pomysł. Ja zaprowadzę nas do jakiegoś wolnego stolika — rzekła, aby po chwili wstać i wziąć ze sobą piwo.
Zaczęła się przeciskać między rozpalonymi nastkolatkami, szukając jakiegoś miejsca. Co jakiś czas oglądała się za siebie, aby nie zgubić rudowłosej. Nie wiedziała co się z nią działo czy to atmosfera tego klubu, czy też potrzeba doznania czegoś nowego tak na nią wpływały, ale czuła się coraz pewniej. Dopóki nie uświadamiała sobie, że chłopcy się na nią patrzą i oceniają jej ciało.
Usiadła w końcu przy stoliku na kanapie, a gdy oboje doszli, poklepała miejsce obok siebie i spojrzała na Yun. Jej imię brzmiało dość azjatycko dla Nat.
— Usiądź obok mnie — rzekła do rudowłosej i upiła łyk piwa — Yun, twoje imię brzmi niecodziennie. Pochodzisz z Azji czy może masz tam rodzinę? — rozpoczęła rozmowę, co jakiś czas spoglądając na chłopaka i mając nadzieję, że ten niedługo się ulotni.
Rozpięła swój płaszcz, czując, że jest jej gorąco i zaczęła obserwować swoich towarzyszy, przy czym jeden był bardzo niechciany. Odgarnęła ponownie różowe włosy i patrzyła na dziewczynę zaciekawiona. Nie chciała jej jednak odstraszyć, więc na chwilę spojrzała na parkiet. Też umiała tak tańczyć. Może dzisiaj to wykorzysta lepiej niż kiedyś, niemalże rok temu.
"Natalie."
Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc niepewną nutę w głosie dziewczyny. Pierwszy raz w klubie? Może nie była zbyt przyzwyczajona do poznawania nowych ludzi? Albo coś w otoczeniu ją onieśmielało. Mike? Jakby nie patrzeć, zdecydowanie należał do tych, których zaliczało się do grupy przystojnych. Niemniej, nawet jeśli Yunlei kompletnie na nim nie zależało, nie do końca wiedziała jak się zachować, gdy ktoś próbował odebrać jej upatrzoną ofiarę. Mimo to nie dała niczego po sobie poznać, decydując się na zachowanie całkowicie neutralnego podejścia. Natalie wyglądała na miłą. Zainteresowaną zaznajomieniem się, szkoda było z góry przekreślać podobną relację przez drobny konflikt interesów. Była pewna, że z czasem uda jej się wpaść na odpowiednie rozwiązanie.
— Ja niestety muszę odpuścić. Praca za barem. Uważajcie na siebie dziewczyny, będę go miała na oku, ale...
— Olivia, błagam.
Wymiana zdań między Olivią, a Mikiem wywabiła drobny uśmiech na twarz Yunlei. Widząc, że Natalie podniosła się z miejsca, ruszyła za dziewczyną mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, korzystając z okazji, że ta nie patrzyła w jej kierunku. Jej uwagę zwrócił na siebie chichot Mike'a.
— Nie wiedziałem, że jesteś aż tak niska. To przeurocze — rzucił patrząc na nią z rozbawieniem. Dzieliło ich co najmniej czterdzieści centymetrów. Nawet jeśli była do tego przyzwyczajona, wyraźnie się naburmuszyła, odwracając głowę w drugą stronę.
— Wyśmiej mój wzrost jeszcze raz to zobaczysz jak wysoko sięga moja noga — rzuciła w jego kierunku, ściągając brwi w wyraźnym niezadowoleniu. Pozwoliła mu jednak na odgarnięcie jej rudych włosów na drugie ramię, gdy nachylił się ku niej.
— Nie wyśmiewam go — przewróciła oczami odsuwając jego twarz z pomocą dłoni, zaraz oceniając jego reakcję. Całe szczęście zaśmiał się na głos, sprawiając tym samym, że i na twarz Yunlei powrócił nieznaczny uśmiech.
Widząc jak dziewczyna zaprasza ją, by usiadła obok niej, zajęła posłusznie wskazane miejsce, pozwalając by Mike usiadł naprzeciwko nich.
— Moi rodzice pochodzą z Chin, przeprowadzili się jednak do Kanady przed moimi narodzinami. Przeprowadziłam się do dziadków w Chinach, gdy miałam dziewięć lat, a wróciłam do Kanady... — zerknęła na zegarek na dłoni, zastanawiając się krótko — ... trzy godziny temu.
— Na stałe?
— Na stałe. Zapisali mnie już nawet do szkoły. Jak jest z wami? Mieszkacie tu od dziecka? — zapytała wodząc wzrokiem między Natalie, a Mikiem z wyraźnym pytaniem w oczach.
— Rodowity chłopak z Vancouver. Nic ciekawego. Ojciec prawnik, matka projektantka mody. Spokojne ułożone życie — tym razem zarówno spojrzenie Yun, jak i blondyna skupiło się na Natalie, gdy wyraźnie czekali na jej odpowiedź.
Uśmiechnęła się nieznacznie, słysząc niepewną nutę w głosie dziewczyny. Pierwszy raz w klubie? Może nie była zbyt przyzwyczajona do poznawania nowych ludzi? Albo coś w otoczeniu ją onieśmielało. Mike? Jakby nie patrzeć, zdecydowanie należał do tych, których zaliczało się do grupy przystojnych. Niemniej, nawet jeśli Yunlei kompletnie na nim nie zależało, nie do końca wiedziała jak się zachować, gdy ktoś próbował odebrać jej upatrzoną ofiarę. Mimo to nie dała niczego po sobie poznać, decydując się na zachowanie całkowicie neutralnego podejścia. Natalie wyglądała na miłą. Zainteresowaną zaznajomieniem się, szkoda było z góry przekreślać podobną relację przez drobny konflikt interesów. Była pewna, że z czasem uda jej się wpaść na odpowiednie rozwiązanie.
— Ja niestety muszę odpuścić. Praca za barem. Uważajcie na siebie dziewczyny, będę go miała na oku, ale...
— Olivia, błagam.
Wymiana zdań między Olivią, a Mikiem wywabiła drobny uśmiech na twarz Yunlei. Widząc, że Natalie podniosła się z miejsca, ruszyła za dziewczyną mierząc ją wzrokiem od góry do dołu, korzystając z okazji, że ta nie patrzyła w jej kierunku. Jej uwagę zwrócił na siebie chichot Mike'a.
— Nie wiedziałem, że jesteś aż tak niska. To przeurocze — rzucił patrząc na nią z rozbawieniem. Dzieliło ich co najmniej czterdzieści centymetrów. Nawet jeśli była do tego przyzwyczajona, wyraźnie się naburmuszyła, odwracając głowę w drugą stronę.
— Wyśmiej mój wzrost jeszcze raz to zobaczysz jak wysoko sięga moja noga — rzuciła w jego kierunku, ściągając brwi w wyraźnym niezadowoleniu. Pozwoliła mu jednak na odgarnięcie jej rudych włosów na drugie ramię, gdy nachylił się ku niej.
— Nie wyśmiewam go — przewróciła oczami odsuwając jego twarz z pomocą dłoni, zaraz oceniając jego reakcję. Całe szczęście zaśmiał się na głos, sprawiając tym samym, że i na twarz Yunlei powrócił nieznaczny uśmiech.
Widząc jak dziewczyna zaprasza ją, by usiadła obok niej, zajęła posłusznie wskazane miejsce, pozwalając by Mike usiadł naprzeciwko nich.
— Moi rodzice pochodzą z Chin, przeprowadzili się jednak do Kanady przed moimi narodzinami. Przeprowadziłam się do dziadków w Chinach, gdy miałam dziewięć lat, a wróciłam do Kanady... — zerknęła na zegarek na dłoni, zastanawiając się krótko — ... trzy godziny temu.
— Na stałe?
— Na stałe. Zapisali mnie już nawet do szkoły. Jak jest z wami? Mieszkacie tu od dziecka? — zapytała wodząc wzrokiem między Natalie, a Mikiem z wyraźnym pytaniem w oczach.
— Rodowity chłopak z Vancouver. Nic ciekawego. Ojciec prawnik, matka projektantka mody. Spokojne ułożone życie — tym razem zarówno spojrzenie Yun, jak i blondyna skupiło się na Natalie, gdy wyraźnie czekali na jej odpowiedź.
Nie była pewna jak długo siedziała w klubie, rozmawiając z Mikiem. Natalie była cicha, od czasu do czasu wtrącała coś do ich rozmowy, ale nieszczególnie zdziwiło ją, gdy w końcu dziewczyna po prostu wstała, pożegnała się i wyszła zostawiając ją samą z chłopakiem.
— Myśliśz, że wszystko w porządku?
— Raczej tak. Nie mam pojęcia, to nie moja znajoma — szepnęła konspiracyjnie, udając że wcale nie widzi jak chłopak przesiada się obok niej i kładzie swoją dłoń obok jej, by ostatecznie wziąć ją za rękę.
Pozwoliła mu na to.
— Hej mała, jak się bawicie? Wasza znajoma uciekła? — barmanka pojawiła się znikąd, patrząc na nich z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Chłopak podniósł na nią wzrok, zaraz zerkając na Yunlei, która odpowiedziała unosząc wesoło kąciki ust.
— Świetnie. Natalie miała coś do zrobienia — stwierdziła zamyślona, zerkając w stronę wyjścia. Tylko dlatego przegapiła moment, w którym Mike rzucił nieprzyjemne spojrzenie barmance, machając na nią dłonią.
'Idź sobie'.
Bezgłośny ruch ust, nie mógł dolecieć do jej uszu. Dopiero gdy zwróciła się ponownie w jego stronę, jego twarz wygładziła się na nowo.
— Myśleliśmy nad zmianą miejsca.
— Tak? — spojrzała na niego zawadiacko z nutą zdziwienia w błękitnych oczach. Zaraz przesunęła jednak wzrokiem w stronę Olivii, uśmiechając się.
— To nie jest chyba najlepszy pomysł, Mike?
— Daj sobie spokój, Olivia.
— Zostawić was? — zapytała uprzejmie, zerkając na chłopaka. Barmanka całkowicie porzuciła wcześniej przyklejony do jej ust wesoły uśmiech. Wodziła teraz wzrokiem między ich dwójką, nim chłopak nie wstał ruszając nieznacznie głową. Był to wystarczający sygnał, by wstała w ślad za nim i wyszła zza stolika. Ani na chwilę nie puszczał jej ręki, gdy rzucił suche "cześć" i pociągnął ją w stronę wyjścia.
Pomachała krótko Olivii, które nie odpowiedziała jej jednak tym samym.
— Chyba mnie nie lubi.
— Nie przejmuj się nią, robi to za każdym razem.
— Musiało być ich dużo — wytknęła mu język, wychodząc na ulicę. Szczerze mówiąc? Nieszczególnie jej to przeszkadzało.
— Chcesz coś zjeść?
— Jasne.
— O tej porze raczej niewiele miejsc jest czynnych...
— Proszę cię, Mike. W tym momencie mam ochotę na najprostszego na świecie cheeseburgera za dolara — jej komentarz sprawił, że blondyn w końcu roześmiał się, łapiąc ją mocniej za dłoń.
— Jasne. Kierunek cheeseburgery.
zt.
— Myśliśz, że wszystko w porządku?
— Raczej tak. Nie mam pojęcia, to nie moja znajoma — szepnęła konspiracyjnie, udając że wcale nie widzi jak chłopak przesiada się obok niej i kładzie swoją dłoń obok jej, by ostatecznie wziąć ją za rękę.
Pozwoliła mu na to.
— Hej mała, jak się bawicie? Wasza znajoma uciekła? — barmanka pojawiła się znikąd, patrząc na nich z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Chłopak podniósł na nią wzrok, zaraz zerkając na Yunlei, która odpowiedziała unosząc wesoło kąciki ust.
— Świetnie. Natalie miała coś do zrobienia — stwierdziła zamyślona, zerkając w stronę wyjścia. Tylko dlatego przegapiła moment, w którym Mike rzucił nieprzyjemne spojrzenie barmance, machając na nią dłonią.
'Idź sobie'.
Bezgłośny ruch ust, nie mógł dolecieć do jej uszu. Dopiero gdy zwróciła się ponownie w jego stronę, jego twarz wygładziła się na nowo.
— Myśleliśmy nad zmianą miejsca.
— Tak? — spojrzała na niego zawadiacko z nutą zdziwienia w błękitnych oczach. Zaraz przesunęła jednak wzrokiem w stronę Olivii, uśmiechając się.
— To nie jest chyba najlepszy pomysł, Mike?
— Daj sobie spokój, Olivia.
— Zostawić was? — zapytała uprzejmie, zerkając na chłopaka. Barmanka całkowicie porzuciła wcześniej przyklejony do jej ust wesoły uśmiech. Wodziła teraz wzrokiem między ich dwójką, nim chłopak nie wstał ruszając nieznacznie głową. Był to wystarczający sygnał, by wstała w ślad za nim i wyszła zza stolika. Ani na chwilę nie puszczał jej ręki, gdy rzucił suche "cześć" i pociągnął ją w stronę wyjścia.
Pomachała krótko Olivii, które nie odpowiedziała jej jednak tym samym.
— Chyba mnie nie lubi.
— Nie przejmuj się nią, robi to za każdym razem.
— Musiało być ich dużo — wytknęła mu język, wychodząc na ulicę. Szczerze mówiąc? Nieszczególnie jej to przeszkadzało.
— Chcesz coś zjeść?
— Jasne.
— O tej porze raczej niewiele miejsc jest czynnych...
— Proszę cię, Mike. W tym momencie mam ochotę na najprostszego na świecie cheeseburgera za dolara — jej komentarz sprawił, że blondyn w końcu roześmiał się, łapiąc ją mocniej za dłoń.
— Jasne. Kierunek cheeseburgery.
zt.
Cóż za piękna noc, by się sponiewierać.
Takie myśli zapewne krążyły w umysłach wielu osób, które odwiedziły ten dobytek. Jak najwięcej alkoholu, marnej muzyki i łatwych dup, którym można przez przypadek zrobić dziecko i zmarnować sobie całą resztą życia. Ale nie dla Pavla Travitzy. Nie, przecież on nawet poniewierać się musiał z klasą. W ogóle nigdy nawet nie wszedłby do tego budynku, gdyby nie plakat, który głosił co następuje:
"Rockowa noc! Klasyki z lat 80. i 90. Zabawy się jak za dawnych lat!"
Kiedy postąpił kilka kroków wgłąb budynku i stwierdził, że jego uszy nie krwawią, a za organizację tego zabrał się faktycznie ktoś, kto ma jakiekolwiek pojęcie o wspomnianym gatunku muzycznym, ruszył dalej w kierunku baru. Siedział dłuższą chwilę, kilkukrotnie odwarkując barmanowi, że jeszcze nie zdecydował się na to, czym będzie się chciał sponiewierać. W końcu taki był plan, prawda? Wreszcie jednak przywołał do siebie brodatego przystojniaka, który w tym wypadku po prostu rozlewał alkohole i zamówił najprostsze whisky z lodem. Sam nie wiedział dlaczego. Piwo wydawało mu się mało... jakby to ująć? Twardziele w filmach zawsze pili whisky z lodem, może to dlatego? W każdym razie wydawało się ono odpowiednim trunkiem. Tak, teraz mógł sobie wmawiać, że dokonał dobrego wyboru.
Kiedy jego szklanka została napełniona, chwycił ją i ruszył do jednej ze skórzanych lóż, mając nadzieję na chwilę odcięcia. Oczywiście w takim miejscu było to bardzo płonne marzenie, ale dzisiaj Smuggler najwyraźniej miał dzień, kiedy chciał udawać, że świat jest troszkę lepszym miejscem, niż w rzeczywistości. Niestety iluzja prysła szybciej, niż Rosjanin zdążył się zdecydować na chociaż zamoczenie warg w swoim alkoholu.
Na jego siedzisku pojawiła się młoda kuna, a przynajmniej tak nazwał ją w myślach. Skąpe ubranie, mocny makijaż, szpilki na których ledwo potrafiła chodzić i nieszczery uśmiech, który oferował całą masę pustych rozmów i wspaniałej zabawy. Zazwyczaj Travitza nie wzgardziłby takim darem. W tej kwestii nie potrzebował zbyt wiele, aby czuć zadowolenie. Jednak od dłuższego już czasu darzył płeć przeciwną bardzo nieprzyjaznymi uczuciami i nie inaczej było w tym wypadku.
- Cześć przystojniaku. Nie chciałbyś się trochę zabawić? - Zagadnęła, nawet nie siląc się na jakieś subtelności. Przygryzła dolną wargę i otarła się jednym udem o drugie. Obietnica.
Smuggler nawet nie podniósł na nią wzroku. Patrzył wciąż na swoją szklankę i wsłuchiwał się w cudowne brzmienie Lynyrd Skynyrd. Tym razem jednak trafił na jakąś upartą sztukę, postanowiła się bowiem do niego przysunąć i lekko nachylić. Możliwość.
- Lubię takich milczących badboyów. Skrywasz jakiś sekret? Może czekasz na kogoś ważnego? Mogę być twoją towarzyszką. Powiesz, że jestem...
Potok fantazji został przerwany przez szorstką, rosyjską wiązankę. Dziewczę przekręciło główkę, jak szczeniaczek, który nie zrozumiał komendy i wbiła swoje brązowe ślepka, teraz wypełnione niepewnością i niezrozumieniem, w niezrozumianego człowieka. Travitza jednak nie miał zamiaru się powtarzać. Wciąż nie podniósł wzroku ze swojego trunku.
- Przepraszam? Nie zrozumiałam.
- Wypierdalaj. - Krótko, dobitnie i stanowczo. Dziewczynę wmurowało, a Smuggler westchnął i wreszcie podniósł na nią wzrok. Jedyne, co mogła w nim dostrzec to pustkę, którą wypełniały sporadyczne odcienie irytacji i obłędu. - Tego też nie zrozumiałaś?
To definitywnie zakończyło dyskusję. Młoda kuna wstała i odeszła, wspominając coś jeszcze o jebanych skurwysynach, krótkich kutasach i posuwaniu mamy, ale wszystkie te dźwięki już nie docierały do umysłu Travitzy. Stracił zainteresowanie światem zewnętrznym, uwagę ponownie skupiając na szklance, która stała przed nim. Obserwował i słuchał jak Allen Collins kończy swoją solówkę. Dopadła go ciekawa myśl. Przecież Lynyrd Skynyrd to lata 70. Ktoś jednak spierdolił swoją robotę.
Takie myśli zapewne krążyły w umysłach wielu osób, które odwiedziły ten dobytek. Jak najwięcej alkoholu, marnej muzyki i łatwych dup, którym można przez przypadek zrobić dziecko i zmarnować sobie całą resztą życia. Ale nie dla Pavla Travitzy. Nie, przecież on nawet poniewierać się musiał z klasą. W ogóle nigdy nawet nie wszedłby do tego budynku, gdyby nie plakat, który głosił co następuje:
"Rockowa noc! Klasyki z lat 80. i 90. Zabawy się jak za dawnych lat!"
Kiedy postąpił kilka kroków wgłąb budynku i stwierdził, że jego uszy nie krwawią, a za organizację tego zabrał się faktycznie ktoś, kto ma jakiekolwiek pojęcie o wspomnianym gatunku muzycznym, ruszył dalej w kierunku baru. Siedział dłuższą chwilę, kilkukrotnie odwarkując barmanowi, że jeszcze nie zdecydował się na to, czym będzie się chciał sponiewierać. W końcu taki był plan, prawda? Wreszcie jednak przywołał do siebie brodatego przystojniaka, który w tym wypadku po prostu rozlewał alkohole i zamówił najprostsze whisky z lodem. Sam nie wiedział dlaczego. Piwo wydawało mu się mało... jakby to ująć? Twardziele w filmach zawsze pili whisky z lodem, może to dlatego? W każdym razie wydawało się ono odpowiednim trunkiem. Tak, teraz mógł sobie wmawiać, że dokonał dobrego wyboru.
Kiedy jego szklanka została napełniona, chwycił ją i ruszył do jednej ze skórzanych lóż, mając nadzieję na chwilę odcięcia. Oczywiście w takim miejscu było to bardzo płonne marzenie, ale dzisiaj Smuggler najwyraźniej miał dzień, kiedy chciał udawać, że świat jest troszkę lepszym miejscem, niż w rzeczywistości. Niestety iluzja prysła szybciej, niż Rosjanin zdążył się zdecydować na chociaż zamoczenie warg w swoim alkoholu.
Na jego siedzisku pojawiła się młoda kuna, a przynajmniej tak nazwał ją w myślach. Skąpe ubranie, mocny makijaż, szpilki na których ledwo potrafiła chodzić i nieszczery uśmiech, który oferował całą masę pustych rozmów i wspaniałej zabawy. Zazwyczaj Travitza nie wzgardziłby takim darem. W tej kwestii nie potrzebował zbyt wiele, aby czuć zadowolenie. Jednak od dłuższego już czasu darzył płeć przeciwną bardzo nieprzyjaznymi uczuciami i nie inaczej było w tym wypadku.
- Cześć przystojniaku. Nie chciałbyś się trochę zabawić? - Zagadnęła, nawet nie siląc się na jakieś subtelności. Przygryzła dolną wargę i otarła się jednym udem o drugie. Obietnica.
Smuggler nawet nie podniósł na nią wzroku. Patrzył wciąż na swoją szklankę i wsłuchiwał się w cudowne brzmienie Lynyrd Skynyrd. Tym razem jednak trafił na jakąś upartą sztukę, postanowiła się bowiem do niego przysunąć i lekko nachylić. Możliwość.
- Lubię takich milczących badboyów. Skrywasz jakiś sekret? Może czekasz na kogoś ważnego? Mogę być twoją towarzyszką. Powiesz, że jestem...
Potok fantazji został przerwany przez szorstką, rosyjską wiązankę. Dziewczę przekręciło główkę, jak szczeniaczek, który nie zrozumiał komendy i wbiła swoje brązowe ślepka, teraz wypełnione niepewnością i niezrozumieniem, w niezrozumianego człowieka. Travitza jednak nie miał zamiaru się powtarzać. Wciąż nie podniósł wzroku ze swojego trunku.
- Przepraszam? Nie zrozumiałam.
- Wypierdalaj. - Krótko, dobitnie i stanowczo. Dziewczynę wmurowało, a Smuggler westchnął i wreszcie podniósł na nią wzrok. Jedyne, co mogła w nim dostrzec to pustkę, którą wypełniały sporadyczne odcienie irytacji i obłędu. - Tego też nie zrozumiałaś?
To definitywnie zakończyło dyskusję. Młoda kuna wstała i odeszła, wspominając coś jeszcze o jebanych skurwysynach, krótkich kutasach i posuwaniu mamy, ale wszystkie te dźwięki już nie docierały do umysłu Travitzy. Stracił zainteresowanie światem zewnętrznym, uwagę ponownie skupiając na szklance, która stała przed nim. Obserwował i słuchał jak Allen Collins kończy swoją solówkę. Dopadła go ciekawa myśl. Przecież Lynyrd Skynyrd to lata 70. Ktoś jednak spierdolił swoją robotę.
Minęło wiele czasu zanim Lucas zaczął na nowo normalnie żyć. Normalnie w jego przypadku oznaczało, że znowu musiał zajmować się rzeczami ważniejszymi, począwszy od wyciągania długów od swoich, w zasadzie to ich dłużników, skończywszy na co miesięcznym rozliczaniu lokalu, w którym stał się właścicielem. Roboty przybywało coraz więcej od kiedy okazało się, ze jego ojciec jest ciężko chory. Jako syn, który stał się zastępcą grupy, musiał tymczasowo zająć miejsce swojego ojca, do póki nie wróci do zdrowia. A nic nie wskazywało na to, aby w ogóle do tego zdrowia wracał. Choroba wyniszczała go coraz bardziej, z każdym dniem czuł się coraz gorzej i gorzej, tracił powoli zdolność racjonalnego myślenia, a Somer nie potrafił patrzeć na beznadziejny stan swojego rodzica. Może nie mieli ze sobą zbyt najlepszych relacji, ale widzieć po raz kolejny jak bliska osoba umiera, dowiedzieć się, że tak naprawdę niewiele czasu mu zostało...
Cóż.
Musiał z tym żyć.
I nieważne jak bardzo piękne niebo było dzisiejszej nocy na wszelakie podrywy - on nie zamierzał jej tracić na kolejne łatwe dziewczyny, które pójdą z Tobą do łóżka kiedy puścić dobrą gadkę na podryw. W zasadzie do tego stopnia było mu ciężko, że nawet nie miał ochoty siedzieć w swoim klubie, gdzie wszystko miałby za darmo. Potrzebował jakieś odmiany i odskoczni, dlatego wybrał zupełne inne miejsce, w którym mógłby najebać się jak świnia, napierdolić komuś w ryj i wrócić do domu, tylko po to, aby paść na łózko zalany w trupa i nic nie pamiętać. Taki właśnie miał dzisiejszy cel i zamierzał go spełnić.
Wszedł do pierwszego lepszego taniego klubu, w którymi głosili muzykę, przy której dało się jako tako wysiedzieć. Klimat jaki tu panował już na samym początku go zniechęci, jednak nie chciało mu się marnować czasu na szukanie tego "odpowiedniego" miejsca, bo wiedział, że tylko u siebie, w swoim klubie poczuje się jak w domu. Chciał po prostu zalać gębę białym trunkiem zwany inaczej ginem. Dlatego wymijając masę napalonych lasek, udał się prosto do baru, a tam zamówił chciany alkohol, który wypił w dość ekspresowym tempie. Dopiero prosząc o kolejną szklankę, odwrócił się w kierunku tłumu, obserwując tańczących ludzi oraz tych, którzy siedzieli w lożach. Większość z nich byli parami (lub świeżo poznanymi osobami), dlatego nic dziwnego, że językiem chcieli wypatroszyć sobie gardło, a dłońmi sunęli po ciele tam, gdzie w miejscu publicznym sunąć nie powinni. Rozglądając się po pomieszczeniu nie potrzebował dużo czasu na to aż spojrzeniem wyhaczy dość znajomą twarz, której swoją drogą dawno nie widział. Pochwycił szklankę z alkoholem, a zbywając przy okazji panienkę, która właśnie miała zamiar się do niego przystawić, udał się w stronę znajomej osoby, wymijając zgrabnie osobę za osobą, aż koniec końców znalazł się przy skórzanej loże, w której siedział nikt inny jak Pavel. Zdążył usłyszeć charakterystyczną wiązankę z jego ust, na co tylko uniósł lewy kącik. Pozwolił uciec kunie, która wyraźnie była niezadowolona z nieudanego podrywu, po czym bez większej spojrzał się na Rosjanina, darząc go spokojnym, acz zmęczonym spojrzeniem.
- Dawno się nie widzieliśmy - przeszło mu przez gardło. W rozpoczynaniu konwersacji był bardzo kiepski, a też nie miał potrzeby mówienia "elo, to ja", gdyż na ogół był dość charakterystyczny, przez co i dłużej dało się go zapamiętać. W końcu kto mógłby zapomnieć dwa metry chodzącego wpierdolu o charakterystycznej rudej czuprynie?
- Mogę? - spytał, wskazując na jedną z wolnych lóż nieopodal Smugglera.
Ciekawe, czy jego też poczęstuje tak ciepłą wiązanką jak tamtą loszkę.
Cóż.
Musiał z tym żyć.
I nieważne jak bardzo piękne niebo było dzisiejszej nocy na wszelakie podrywy - on nie zamierzał jej tracić na kolejne łatwe dziewczyny, które pójdą z Tobą do łóżka kiedy puścić dobrą gadkę na podryw. W zasadzie do tego stopnia było mu ciężko, że nawet nie miał ochoty siedzieć w swoim klubie, gdzie wszystko miałby za darmo. Potrzebował jakieś odmiany i odskoczni, dlatego wybrał zupełne inne miejsce, w którym mógłby najebać się jak świnia, napierdolić komuś w ryj i wrócić do domu, tylko po to, aby paść na łózko zalany w trupa i nic nie pamiętać. Taki właśnie miał dzisiejszy cel i zamierzał go spełnić.
Wszedł do pierwszego lepszego taniego klubu, w którymi głosili muzykę, przy której dało się jako tako wysiedzieć. Klimat jaki tu panował już na samym początku go zniechęci, jednak nie chciało mu się marnować czasu na szukanie tego "odpowiedniego" miejsca, bo wiedział, że tylko u siebie, w swoim klubie poczuje się jak w domu. Chciał po prostu zalać gębę białym trunkiem zwany inaczej ginem. Dlatego wymijając masę napalonych lasek, udał się prosto do baru, a tam zamówił chciany alkohol, który wypił w dość ekspresowym tempie. Dopiero prosząc o kolejną szklankę, odwrócił się w kierunku tłumu, obserwując tańczących ludzi oraz tych, którzy siedzieli w lożach. Większość z nich byli parami (lub świeżo poznanymi osobami), dlatego nic dziwnego, że językiem chcieli wypatroszyć sobie gardło, a dłońmi sunęli po ciele tam, gdzie w miejscu publicznym sunąć nie powinni. Rozglądając się po pomieszczeniu nie potrzebował dużo czasu na to aż spojrzeniem wyhaczy dość znajomą twarz, której swoją drogą dawno nie widział. Pochwycił szklankę z alkoholem, a zbywając przy okazji panienkę, która właśnie miała zamiar się do niego przystawić, udał się w stronę znajomej osoby, wymijając zgrabnie osobę za osobą, aż koniec końców znalazł się przy skórzanej loże, w której siedział nikt inny jak Pavel. Zdążył usłyszeć charakterystyczną wiązankę z jego ust, na co tylko uniósł lewy kącik. Pozwolił uciec kunie, która wyraźnie była niezadowolona z nieudanego podrywu, po czym bez większej spojrzał się na Rosjanina, darząc go spokojnym, acz zmęczonym spojrzeniem.
- Dawno się nie widzieliśmy - przeszło mu przez gardło. W rozpoczynaniu konwersacji był bardzo kiepski, a też nie miał potrzeby mówienia "elo, to ja", gdyż na ogół był dość charakterystyczny, przez co i dłużej dało się go zapamiętać. W końcu kto mógłby zapomnieć dwa metry chodzącego wpierdolu o charakterystycznej rudej czuprynie?
- Mogę? - spytał, wskazując na jedną z wolnych lóż nieopodal Smugglera.
Ciekawe, czy jego też poczęstuje tak ciepłą wiązanką jak tamtą loszkę.
Rosjanin, kiedy miał już względny spokój, począł ponownie wpatrywać się w szklankę z bursztynowym płynem. Nic prostszego, jak unieść ją w górę i upić chociaż łyka, sprawdzić przynajmniej czy dobre, skoro już wydał na to pieniądze. Wewnętrzna blokada go jednak paraliżowała, tak że siedział tylko i gapił się jak to dziecko z autyzmem, dopóki czyjś głos nie wytrącił go z tego małego transu.
Uniósł nieobecny wzrok i już chciał powiedzieć następnej osobie, żeby łaskawie wypierdalała i dała mu świetny spokój, ale wtedy jakaś część jego świadomości podpowiedziała, że ten osobnik jest bardzo specyficzny, a przede wszystkim znajomy. Potrzebował prawie pięciu sekund, żeby się jakoś otrząsnąć ze swojego zamyślenia i zacząć kojarzyć fakty. Dopiero po tym czasie zorientował się, że stoi przed nim...
- Somer - musiał powiedzieć to na głos, aby jakoś przerwać tę irytującą ciszę, a przede wszystkim pobudzić samego siebie z tej stazy. Teraz mógł zacząć zastanawiać się co ta informacja oznacza. Nie spodziewał się tutaj Somera. Dlaczego? No właśnie, w sumie dlaczego? Bo miał kurwa swój własny klub, dlatego. Przemielił te informacje, obracając leniwie szklanką i wpatrując się w przybysza przeszywającym wzrokiem.
Teraz kolejne pytanie, co mu odpowiedzieć? Zakładał, że nie chciał żadnego towarzystwa, z drugiej strony, jak tak teraz o tym myślał, to ostatni raz rozmawiał z kimś... hoho, normalną rozmowę przeprowadził chyba tylko z Candy. Od tego czasu były tylko półsłówka, złe spojrzenia i milcząca pogarda. Somera nigdy za bardzo nie lubił. Uważał go za szczęśliwego gnojka, który się bawił w gangstera, bo tatuś miał pieniądze. Z drugiej strony chyba nigdy nie rozmawiali tak na poważnie, dłużej, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć, jak więc miał go oceniać?
W końcu się przełamał i przesunął lekko w swojej loży.
- Da, siadaj - powiedział głosem bez emocji i wreszcie oderwał spojrzenie od rudego osobnika i rozejrzał się wokół, jakby nie wiedział, gdzie się znalazł. Zaraz jednak zamrugał i przetarł oczy dłońmi. Ten sam widok, dzikie zwierzęta w klubie, które szukają potencjalnych partnerów. Wreszcie powrócił wzrokiem do Lucasa.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - wysłowił wreszcie myśl, która ta uporczywie go atakowała, od kiedy zorientował się z kim ma do czynienia. - Nie masz jakiegoś tam swojego klubu czy coś tam? - zagadnął tonem jasno wskazującym, że gówno go to obchodzi, ale skoro już zdecydował się przyjąć gościa do swoje loży to warto było chociaż udawać jakąś rozmowę. A on już trochę zapomniał, jak się to robi, rozmawia z ludźmi, więc małe przypomnienie dobrze mu zrobi.
Uniósł nieobecny wzrok i już chciał powiedzieć następnej osobie, żeby łaskawie wypierdalała i dała mu świetny spokój, ale wtedy jakaś część jego świadomości podpowiedziała, że ten osobnik jest bardzo specyficzny, a przede wszystkim znajomy. Potrzebował prawie pięciu sekund, żeby się jakoś otrząsnąć ze swojego zamyślenia i zacząć kojarzyć fakty. Dopiero po tym czasie zorientował się, że stoi przed nim...
- Somer - musiał powiedzieć to na głos, aby jakoś przerwać tę irytującą ciszę, a przede wszystkim pobudzić samego siebie z tej stazy. Teraz mógł zacząć zastanawiać się co ta informacja oznacza. Nie spodziewał się tutaj Somera. Dlaczego? No właśnie, w sumie dlaczego? Bo miał kurwa swój własny klub, dlatego. Przemielił te informacje, obracając leniwie szklanką i wpatrując się w przybysza przeszywającym wzrokiem.
Teraz kolejne pytanie, co mu odpowiedzieć? Zakładał, że nie chciał żadnego towarzystwa, z drugiej strony, jak tak teraz o tym myślał, to ostatni raz rozmawiał z kimś... hoho, normalną rozmowę przeprowadził chyba tylko z Candy. Od tego czasu były tylko półsłówka, złe spojrzenia i milcząca pogarda. Somera nigdy za bardzo nie lubił. Uważał go za szczęśliwego gnojka, który się bawił w gangstera, bo tatuś miał pieniądze. Z drugiej strony chyba nigdy nie rozmawiali tak na poważnie, dłużej, żeby się czegoś o sobie dowiedzieć, jak więc miał go oceniać?
W końcu się przełamał i przesunął lekko w swojej loży.
- Da, siadaj - powiedział głosem bez emocji i wreszcie oderwał spojrzenie od rudego osobnika i rozejrzał się wokół, jakby nie wiedział, gdzie się znalazł. Zaraz jednak zamrugał i przetarł oczy dłońmi. Ten sam widok, dzikie zwierzęta w klubie, które szukają potencjalnych partnerów. Wreszcie powrócił wzrokiem do Lucasa.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj - wysłowił wreszcie myśl, która ta uporczywie go atakowała, od kiedy zorientował się z kim ma do czynienia. - Nie masz jakiegoś tam swojego klubu czy coś tam? - zagadnął tonem jasno wskazującym, że gówno go to obchodzi, ale skoro już zdecydował się przyjąć gościa do swoje loży to warto było chociaż udawać jakąś rozmowę. A on już trochę zapomniał, jak się to robi, rozmawia z ludźmi, więc małe przypomnienie dobrze mu zrobi.
Nie znał problemów Rosjanina, jak i również nie wiedział, co o nim naprawdę myśli mężczyzna. W zasadzie często był uważany za szczeniaka w okresie dojrzewania - bunt, który pokazywał po śmierci swojego brata, jak i ukochanej stanowczo potwierdzał tezę niektórych osób. Ale od czasów szkoły trochę minęło, Lucas stał się inny, jego podejście do życia stało się inne. Nawet po rysach twarzy dało się zauważyć, że zdecydowanie wydoroślał. Życie po szkole stanowczo zmienia człowieka i Somer miał okazję przekonać się o tym na własnej skórze. I nawet jeśli nadal przez niektórych był odbierany za tego, który się ciągle buntował, to na obecny moment niewiele miał wspólnego ze swoim "dawnym ja". Dlatego gdyby spotkał się z opinią bogatego gnojka, który bawi się w gangstera, nawet nie poczułby się urażony. Z perspektywy czasu jak na to patrzy, faktycznie mógł być za takiego odbierany. Albo po prostu za bogatego gnojka.
Uśmiechnął się lekko, kiedy do Pavel'a dotarł fakt, że Lucas to Lucas. Nie kolejna przybłęda, która chce zaciągnąć go do łóżka. Chociaż z pewnością mógł go zaliczyć do tych, którzy zakłócają jego święty spokój - w końcu chciał pomyśleć, a rudzielec obecnie nie dawał mu szans na samotne myśli, kiedy tu był. Ale hej! Tak dawno ze sobą nie rozmawiali, że aż szkoda było przegapić taką okazję. Nawet jeśli Somer nieszczególnie przywiązywał się do relacji typowo szkolnych, to tak z Travitzą łączyło go coś jeszcze, o czym wiedziała tylko niewielka część tego społeczeństwa.
Usiadł obok niego, skoro mniej lub bardziej chętnie został przyjęty do tegoż stolika. Spojrzał mało skromnie na Smugglera, po którym wyraźnie widać było znajome zmęczenie życiem. Skąd to znał. Na razie jednak nie zamierzał dopytywać szczegółów, na to przyjdzie jeszcze czas. Jeśli w ogóle przyjdzie.
- Wiesz... Ja siebie też nie - odparł, nie spuszczając z niego wzroku - No mam, ale nie zawsze muszę tam siedzieć. Wiesz, czasem interesy, czasem zwykła zmiana otoczenia i takie tam - odpowiedział trochę jakby chciał uciec od tego tematu. Chociaż nie wiedział, czy owa zmiana była akurat słuszna - A Ty? Co tutaj robisz? - spytał, chociaż oczywiste było, że chciał spędzić czas nad alkoholem i zapić ryja. Tylko dlaczego?
Uśmiechnął się lekko, kiedy do Pavel'a dotarł fakt, że Lucas to Lucas. Nie kolejna przybłęda, która chce zaciągnąć go do łóżka. Chociaż z pewnością mógł go zaliczyć do tych, którzy zakłócają jego święty spokój - w końcu chciał pomyśleć, a rudzielec obecnie nie dawał mu szans na samotne myśli, kiedy tu był. Ale hej! Tak dawno ze sobą nie rozmawiali, że aż szkoda było przegapić taką okazję. Nawet jeśli Somer nieszczególnie przywiązywał się do relacji typowo szkolnych, to tak z Travitzą łączyło go coś jeszcze, o czym wiedziała tylko niewielka część tego społeczeństwa.
Usiadł obok niego, skoro mniej lub bardziej chętnie został przyjęty do tegoż stolika. Spojrzał mało skromnie na Smugglera, po którym wyraźnie widać było znajome zmęczenie życiem. Skąd to znał. Na razie jednak nie zamierzał dopytywać szczegółów, na to przyjdzie jeszcze czas. Jeśli w ogóle przyjdzie.
- Wiesz... Ja siebie też nie - odparł, nie spuszczając z niego wzroku - No mam, ale nie zawsze muszę tam siedzieć. Wiesz, czasem interesy, czasem zwykła zmiana otoczenia i takie tam - odpowiedział trochę jakby chciał uciec od tego tematu. Chociaż nie wiedział, czy owa zmiana była akurat słuszna - A Ty? Co tutaj robisz? - spytał, chociaż oczywiste było, że chciał spędzić czas nad alkoholem i zapić ryja. Tylko dlaczego?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach