▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Położony w nowej części miasta trzypiętrowy budynek jest w pełni przekształcony na nowoczesnego karaoke box'a. Z zewnątrz budynek nie jest niczym specjalnym i wartym do wspominania. Środek wygląda już lepiej. Wielkość lobby jest porównywalna do dwóch średniej wielkości salonów, a dalej ciągnie się korytarz z licznymi pomieszczeniami po obu stronach. Tuż przy wejściu można zarezerwować pokój na maksymalnie 6 godzin, a reszta holu/baru wypełniona jest paroma sofami, automatami z napojami i jedzeniem, sześcioma niewielkimi stolikami i ladą, za którą można zamówić jakieś jedzonko. Wszystkie pomieszczenia możliwe do wynajęcia są prawie takie same. Jedyną różnicą są kolory ścian i podłogi. Po lewej stronie pomieszczenia zawsze znajduje się wielki telewizor plazmowy, a tuż pod nim znajduje się najnowszej generacji sprzęt do karaoke. Druga strona pokoju jest całkowicie zajęta przez trzy wielkie kanapy tuż przy ścianie, które są połączone oraz stół zapełniający prawie całą przestrzeń między nimi. Oczywiście, każde pomieszczenie jest dźwiękoszczelne.
Standardowo "podróż", którą przebyli nie była długa oraz emocjonująca. No pomijając fakt, że Ryu mógł się trochę pośmiać w duszy, kiedy ktoś poślizgnął się na lodzie. Niby nie wypada, bo tak naprawdę ktoś mógł sobie coś zrobić, ale kruczowłosy olał ten drobny fakt. Jakby tak myślał to nie wyszedłby na centymetr z domu. No, i nie skakałby po budynkach nocami. Szczegóły.
-Jak zima minie to będziemy musieli się pościgać i zobaczyć, kto jest teraz szybszy. Ostatni wynik był zbyt zbliżony jak dla mnie. - powiedział losowo Kurogane do swojego kompana. Był to dla niego kolejny powód żeby nie lubić zimy. Ograniczała ona aktywność fizyczną. Co prawda mógł sobie poćwiczyć w jakiejś hali lub nawet na siłowni. Na pewno coś by mu to pomogło, ale to nie było to samo. Brak adrenaliny, wiatru we włosach a tym bardziej widoków. Przez to praktycznie cały czas siedział w swoim pokoju, przez innych nazywanym dziuplą, i myślał co porobić. Nie znalazł wielu rozwiązań.
Ostatecznie wszedł do budynku, który był ich celem, wierząc że jego przyjaciel za nim podąży. Chyba nie miał innego wyjścia. Od razu podszedł zarezerwować pokój, ale w trakcie sobie o czymś przypomniał.
-Na ile zamawiamy? 2 lub 3 godziny? - zapytał odwracając się do Takary. Wydawało mu się, że był to optymalny czas. Maksymalny możliwy czas na pewno odpadał. Byłaby to praktycznie strata życia. A jedna godzinka to niezbyt dużo jak na jego nadmiar energii. Nie mówiąc, że w dwójkę to po godzinie ich głosy nie będą więcej niż skrzekami kotów, które prawdopodobnie umierały. Kruczowłosy wzruszył mentalnie nie tą myśl. Co zrobisz, nic nie zrobisz. Po usłyszeniu odpowiedzi zamówiłby na podaną liczbę godzin jakiś pokoik i odwrócił się do swojego kompana.
-Idziemy od razu, czy coś? - zapytał chowając rękawiczki i czapkę do kurtałki. Nie wiedział czy Taka chciał zamówić sobie coś, czy kupić chociażby wodę na później.
Standardowo "podróż", którą przebyli nie była długa oraz emocjonująca. No pomijając fakt, że Ryu mógł się trochę pośmiać w duszy, kiedy ktoś poślizgnął się na lodzie. Niby nie wypada, bo tak naprawdę ktoś mógł sobie coś zrobić, ale kruczowłosy olał ten drobny fakt. Jakby tak myślał to nie wyszedłby na centymetr z domu. No, i nie skakałby po budynkach nocami. Szczegóły.
-Jak zima minie to będziemy musieli się pościgać i zobaczyć, kto jest teraz szybszy. Ostatni wynik był zbyt zbliżony jak dla mnie. - powiedział losowo Kurogane do swojego kompana. Był to dla niego kolejny powód żeby nie lubić zimy. Ograniczała ona aktywność fizyczną. Co prawda mógł sobie poćwiczyć w jakiejś hali lub nawet na siłowni. Na pewno coś by mu to pomogło, ale to nie było to samo. Brak adrenaliny, wiatru we włosach a tym bardziej widoków. Przez to praktycznie cały czas siedział w swoim pokoju, przez innych nazywanym dziuplą, i myślał co porobić. Nie znalazł wielu rozwiązań.
Ostatecznie wszedł do budynku, który był ich celem, wierząc że jego przyjaciel za nim podąży. Chyba nie miał innego wyjścia. Od razu podszedł zarezerwować pokój, ale w trakcie sobie o czymś przypomniał.
-Na ile zamawiamy? 2 lub 3 godziny? - zapytał odwracając się do Takary. Wydawało mu się, że był to optymalny czas. Maksymalny możliwy czas na pewno odpadał. Byłaby to praktycznie strata życia. A jedna godzinka to niezbyt dużo jak na jego nadmiar energii. Nie mówiąc, że w dwójkę to po godzinie ich głosy nie będą więcej niż skrzekami kotów, które prawdopodobnie umierały. Kruczowłosy wzruszył mentalnie nie tą myśl. Co zrobisz, nic nie zrobisz. Po usłyszeniu odpowiedzi zamówiłby na podaną liczbę godzin jakiś pokoik i odwrócił się do swojego kompana.
-Idziemy od razu, czy coś? - zapytał chowając rękawiczki i czapkę do kurtałki. Nie wiedział czy Taka chciał zamówić sobie coś, czy kupić chociażby wodę na później.
Takara cały czas trzymał się Ryu, nawet jeśli od czasu do czasu zdarzało mu się skakać na boki czy przyklejać do witryn sklepowych i krzyczeć coś na wzór "Ryu-chan, patrz jakie fajne buty!", "Ryu-chan, widziałeś tę czapkę? Wygląda jak kot", "Ryu-chan...". Naprawdę cudem było, że chłopak wytrzymywał z nadpobudliwym blondynem. Dopiero gdy znaleźli się na miejscu uspokoił się i stanął grzecznie jak panicz z dobrego domu. Nie na długo.
— TRZY GODZINY! Wohoo! Bitwa życia, zobaczymy kto pierwszy ogłuchnie — wykrzyknął zwycięsko, wskazując na przyjaciela palcem. Absolutnie zgadzał się, że podobny czas był wystarczający, zwłaszcza gdy była ich dwójka. Gdyby uzbierała się cała grupa mogliby spędzić tu cały wieczór, niemniej w podobnych warunkach wolał zachować swój głos na następny dzień. Nawet jeśli podejrzewał, że tak czy siak czeka go niezła chrypa.
— Pewnie, ja i wyścig? Zawsze, kiedy tylko chcesz. Powiedz tylko słowo. A najlepiej kilka z terminem, czasem i lokacją — wyszczerzył się tak, że chyba szerzej się nie dało, aż z nadmiaru emocji obracając się dookoła własnej osi.
— Idź, zaraz do ciebie dołączę — rzucił podchodząc do obsługi, by zamówić kilka przekąsek typu chipsy, jakieś paluszki, orzeszki i coś słodkiego, oraz dwie wody. Skoro mieli tu spędzić nieco czasu, przyda im się coś do pochrupania. Nawet jeśli w teorii nie był jakoś szczególnie głodny po wcześniej zjedzonym posiłku.
W teoriiiiiii~
Gdy tylko wszedł do pokoiku, zdjął z siebie kurtkę i resztę zimowej odzieży, rzucając je dość niedbale na część dużej kanapy. Spojrzał na ekran i odwrócił się do Ryu.
— Angielskie czy japońskie hity? Z czym zaczynamy? — zaśmiał się wertując pilotem całą listę dostępnych piosenek. A mieli tego całe mnóstwo!
— TRZY GODZINY! Wohoo! Bitwa życia, zobaczymy kto pierwszy ogłuchnie — wykrzyknął zwycięsko, wskazując na przyjaciela palcem. Absolutnie zgadzał się, że podobny czas był wystarczający, zwłaszcza gdy była ich dwójka. Gdyby uzbierała się cała grupa mogliby spędzić tu cały wieczór, niemniej w podobnych warunkach wolał zachować swój głos na następny dzień. Nawet jeśli podejrzewał, że tak czy siak czeka go niezła chrypa.
— Pewnie, ja i wyścig? Zawsze, kiedy tylko chcesz. Powiedz tylko słowo. A najlepiej kilka z terminem, czasem i lokacją — wyszczerzył się tak, że chyba szerzej się nie dało, aż z nadmiaru emocji obracając się dookoła własnej osi.
— Idź, zaraz do ciebie dołączę — rzucił podchodząc do obsługi, by zamówić kilka przekąsek typu chipsy, jakieś paluszki, orzeszki i coś słodkiego, oraz dwie wody. Skoro mieli tu spędzić nieco czasu, przyda im się coś do pochrupania. Nawet jeśli w teorii nie był jakoś szczególnie głodny po wcześniej zjedzonym posiłku.
W teoriiiiiii~
Gdy tylko wszedł do pokoiku, zdjął z siebie kurtkę i resztę zimowej odzieży, rzucając je dość niedbale na część dużej kanapy. Spojrzał na ekran i odwrócił się do Ryu.
— Angielskie czy japońskie hity? Z czym zaczynamy? — zaśmiał się wertując pilotem całą listę dostępnych piosenek. A mieli tego całe mnóstwo!
Ryu słysząc zwycięski okrzyk trochę się skrzywił. W takich momentach przeklinał swój czuły słuch, który prawdopodobnie utraci przez ten wypad. Cóż... zdarza się. Trochę go zdziwiło, że nikt się nie spojrzał na nich jak na idiotów. Po części podejrzewał, iż takie zachowanie mogło być w tym miejscu prawie normalne. Z naciskiem na prawie.
-Wydaje mi się, że tym kimś będę ja. Mówi się trudno. - odpowiedział wzruszając ramionami i nie ukazując żadnej ekscytacji. A bynajmniej nie na poziomie jego przyjaciela. Ten mały fakt nie był niczym nowym w ich znajomości.
-Termin, czas i lokacja? - zapytał się, całkowicie ignorując niestandardową odpowiedź -Nie wiem. Jak zrobi się cieplej i tym samym trochę bezpieczniej. Wątpię, żeby ślizganie się po lodzie było czymś kuszącym. - odpowiedział zostawiając ten temat na później. Według Ryu bieganie w zimę równało się z licznymi kontuzjami, których na ten moment nie chciał. Mógł poczekać. Jego cierpliwość nie zna granic, szczególnie po takim treningu w towarzystwie Takary. Kurogane słysząc, że został wygoniony przez swojego znajomego z tego miejsca, ruszył w stronę ich pokoiku. Miał nadzieję, że jego towarzysz usłyszał który pokój mają udostępniony. Była to szczera nadzieja.
Gdy wszedł do pokoju, zrzucił z siebie kurtkę, a razem z nią rękawiczki i czapkę. Wylądowała gdzieś na kanapie, ale mało go to obchodziło. Rozłożył się gdzieś na kanapie czekając aż wróci jego znajomy. Długo nie musiał czekać. Nie zdziwił się widząc, iż chłopak przyniósł zapasy. Mogą się na później przydać.
-Wszystko po kolei. - odpowiedział na pytanie od czego zaczynali. -Wybierz co wolisz, bo to ty zaczynasz. - dodał z szerokim uśmieszkiem. Podjął taką decyzję głównie dlatego, że nie chciało mu się wstawać z, o dziwo, wygodnej kanapy.
-Wydaje mi się, że tym kimś będę ja. Mówi się trudno. - odpowiedział wzruszając ramionami i nie ukazując żadnej ekscytacji. A bynajmniej nie na poziomie jego przyjaciela. Ten mały fakt nie był niczym nowym w ich znajomości.
-Termin, czas i lokacja? - zapytał się, całkowicie ignorując niestandardową odpowiedź -Nie wiem. Jak zrobi się cieplej i tym samym trochę bezpieczniej. Wątpię, żeby ślizganie się po lodzie było czymś kuszącym. - odpowiedział zostawiając ten temat na później. Według Ryu bieganie w zimę równało się z licznymi kontuzjami, których na ten moment nie chciał. Mógł poczekać. Jego cierpliwość nie zna granic, szczególnie po takim treningu w towarzystwie Takary. Kurogane słysząc, że został wygoniony przez swojego znajomego z tego miejsca, ruszył w stronę ich pokoiku. Miał nadzieję, że jego towarzysz usłyszał który pokój mają udostępniony. Była to szczera nadzieja.
Gdy wszedł do pokoju, zrzucił z siebie kurtkę, a razem z nią rękawiczki i czapkę. Wylądowała gdzieś na kanapie, ale mało go to obchodziło. Rozłożył się gdzieś na kanapie czekając aż wróci jego znajomy. Długo nie musiał czekać. Nie zdziwił się widząc, iż chłopak przyniósł zapasy. Mogą się na później przydać.
-Wszystko po kolei. - odpowiedział na pytanie od czego zaczynali. -Wybierz co wolisz, bo to ty zaczynasz. - dodał z szerokim uśmieszkiem. Podjął taką decyzję głównie dlatego, że nie chciało mu się wstawać z, o dziwo, wygodnej kanapy.
Nadmuchał nieznacznie policzki wpatrując się w niego z połączeniem oburzenia i rozbawienia.
— Poddajesz się bez walki Ryu-chan? Prawdziwy wojownik walczy do końca — zupełnie jakby chciał potwierdzić własne słowa, zaczął się boksować z powietrzem, skacząc przy tym na boki. Całe szczęście nie na tyle długo, by zrobić z nich jeszcze większy obiekt zainteresowania, niż ten jakim obecnie byli. Na słowa o lodzie zaśmiał się, rozkładając ręce.
— Jak chcesz, poczekam. I tak biegam codziennie, więc rozrywki mi nie brakuje — kolejny wyszczerz, po którym dość szybko stracił zainteresowanie tematem. Bądź co bądź, skoro odłożyli go na później to... odłożyli go na później. Też filozofia!
— Ja zaczynam? Odważnie — chciał go zmęczyć pierwszego, a może pozbawić się słuchu już na samym początku? Ha! Całe szczęście, w rzeczywistości ani z Takarą, ani z Ryu nie było aż tak tragicznie. Gdyby rzeczywiście niemiłosiernie fałszowali na każdym kroku, pewnie nie dałoby się ich słuchać, a karaoke nie byłoby stałym miejscem na ich trasie podczas wspólnych wypadów.
— Ooo, doskonale wiem co zaśpiewam — jeszcze zanim wybrał utwór, zaczął śmiać się sam do siebie, wybierając chyba jedną z najbardziej absurdalnych piosenek jakie tylko mógł. Jego męskie wykonanie brzmiało podwójnie zabawnie, zwłaszcza gdy... zaczął tańczyć idealnie zgrywając się z piosenkarką. Kto by pomyślał, że w ogóle zna kroki?
— No dalej, śpiewaj ze mną Ryu, przecież znasz tekst — zaśmiał się podczas jednej z przerw, zaraz na nowo podejmując się utworu.
— Poddajesz się bez walki Ryu-chan? Prawdziwy wojownik walczy do końca — zupełnie jakby chciał potwierdzić własne słowa, zaczął się boksować z powietrzem, skacząc przy tym na boki. Całe szczęście nie na tyle długo, by zrobić z nich jeszcze większy obiekt zainteresowania, niż ten jakim obecnie byli. Na słowa o lodzie zaśmiał się, rozkładając ręce.
— Jak chcesz, poczekam. I tak biegam codziennie, więc rozrywki mi nie brakuje — kolejny wyszczerz, po którym dość szybko stracił zainteresowanie tematem. Bądź co bądź, skoro odłożyli go na później to... odłożyli go na później. Też filozofia!
— Ja zaczynam? Odważnie — chciał go zmęczyć pierwszego, a może pozbawić się słuchu już na samym początku? Ha! Całe szczęście, w rzeczywistości ani z Takarą, ani z Ryu nie było aż tak tragicznie. Gdyby rzeczywiście niemiłosiernie fałszowali na każdym kroku, pewnie nie dałoby się ich słuchać, a karaoke nie byłoby stałym miejscem na ich trasie podczas wspólnych wypadów.
— Ooo, doskonale wiem co zaśpiewam — jeszcze zanim wybrał utwór, zaczął śmiać się sam do siebie, wybierając chyba jedną z najbardziej absurdalnych piosenek jakie tylko mógł. Jego męskie wykonanie brzmiało podwójnie zabawnie, zwłaszcza gdy... zaczął tańczyć idealnie zgrywając się z piosenkarką. Kto by pomyślał, że w ogóle zna kroki?
— No dalej, śpiewaj ze mną Ryu, przecież znasz tekst — zaśmiał się podczas jednej z przerw, zaraz na nowo podejmując się utworu.
-To dobrze, że jestem bardziej typem łotrzyka niż wojownika. - powiedział z szerokim uśmiechem widząc lukę w logice swojego przyjaciela. W tym samym czasie ignorując walkę z cieniem, którą najwidoczniej trenował Takara. Ryu nie oceniał.
-Biegaj, biegaj. I tak mnie nie przegonisz. - stwierdził fakt, przy okazji wytykając język swojemu towarzyszowi. Prawdopodobnie było to kłamstwo. Kurogane uważał, że oboje o tym wiedzieli. Tym samym mógł sobie trochę pomarzyć.
-Odwagi mi nie brak, panie T. - odpowiedział na niewielką zaczepkę ze strony Takary. Przeszkadzała mu ona? Oczywiście, że nie. Zmieniało to coś? Ani trochę. Zresztą jak zawsze. Nie przypominał sobie ani jednego momentu w którym naprawdę był mocno obrażony na swojego przyjaciela. Taki już był.
Słysząc śmiech Takary, wiedział iż szykuje się coś złego. Nie fortunnie nie było to nic nowego w jego wykonaniu. Wręcz było to powtarzalne. Co nie zmieniało faktu, że jego zachowanie wywoływało napad śmiechu u kruczowłosego. Za każdym razem było to tak samo absurdalne jak za wcześniejszym. Słysząc propozycje pomyślał sobie "Why not?" i dołączył się, ale bez zbędnych ruchów. Ale i tak musiało to wyglądać idiotycznie. Cóż, trudno.
-Biegaj, biegaj. I tak mnie nie przegonisz. - stwierdził fakt, przy okazji wytykając język swojemu towarzyszowi. Prawdopodobnie było to kłamstwo. Kurogane uważał, że oboje o tym wiedzieli. Tym samym mógł sobie trochę pomarzyć.
-Odwagi mi nie brak, panie T. - odpowiedział na niewielką zaczepkę ze strony Takary. Przeszkadzała mu ona? Oczywiście, że nie. Zmieniało to coś? Ani trochę. Zresztą jak zawsze. Nie przypominał sobie ani jednego momentu w którym naprawdę był mocno obrażony na swojego przyjaciela. Taki już był.
Słysząc śmiech Takary, wiedział iż szykuje się coś złego. Nie fortunnie nie było to nic nowego w jego wykonaniu. Wręcz było to powtarzalne. Co nie zmieniało faktu, że jego zachowanie wywoływało napad śmiechu u kruczowłosego. Za każdym razem było to tak samo absurdalne jak za wcześniejszym. Słysząc propozycje pomyślał sobie "Why not?" i dołączył się, ale bez zbędnych ruchów. Ale i tak musiało to wyglądać idiotycznie. Cóż, trudno.
Nie mógł powstrzymać głośnego śmiechu, typowego dla swojej osoby, gdy usłyszał słowa przyjaciela.
— Mówisz, że sprzedasz mi kosę w żebra jak nie będę patrzył? Uważaj, twoja premia do ataku działa tylko po wyjściu z niewidzialności przy pierwszym ciosie, a później będziesz zdany na moją łaskę! Spójrz tylko na mnie, urodzony tank, te mięśnie — napiął mięśnie ramion, utrzymując przez chwilę swoją pozycję, nim dosłownie zgiął się w pół, cały czas śmiejąc do tego stopnia, że musiał trzymać się za brzuch, by nie przewrócić się do przodu. Nie miał też pewności, że podczas tego ataku wesołości nie wypadnie mu przepona!
— Bardzo dobrze, to jest mój Ryu-chan! — zdzielił go dość lekko w przypływie euforii z pięści w ramię, zaraz podskakując znowu w miejscu.
Ten przerost energii zdecydowanie nie zniknął, gdy chłopak całym sercem wczuł się w rytmy Kyary Pamyu Pamyu. Zwłaszcza w momencie, gdy Ryu postanowił do niego dołączyć. Gdyby ktoś ich w tym momencie obserwował... całe szczęście, że pomieszczenia były zamykane! Nie było opcji, by ktokolwiek patrząc na nich na zewnątrz, był w stanie domyśleć się co wyczyniali w swoim czasie wolnym.
Gdy ostatnie nuty dobiegły końca, wyraźnie zadowolony z siebie Takara stanął w zwycięskiej pozie, z palcem jednej dłoni wycelowanym w sufit, w drugiej trzymając mikrofon.
— To było to! Twoja kolej. Uważaj, bo jak się nie zdecydujesz to będziemy śpiewać Tsukematsukeru albo Ninja Re Bang Bang — krótki śmiech odbił się echem w pomieszczeniu, dzięki nadal przysuniętemu do ust mikrofonowi. Mimo to nieciężko było się domyślić, że mimo tego wybuchu radości... nie żartował!
— Mówisz, że sprzedasz mi kosę w żebra jak nie będę patrzył? Uważaj, twoja premia do ataku działa tylko po wyjściu z niewidzialności przy pierwszym ciosie, a później będziesz zdany na moją łaskę! Spójrz tylko na mnie, urodzony tank, te mięśnie — napiął mięśnie ramion, utrzymując przez chwilę swoją pozycję, nim dosłownie zgiął się w pół, cały czas śmiejąc do tego stopnia, że musiał trzymać się za brzuch, by nie przewrócić się do przodu. Nie miał też pewności, że podczas tego ataku wesołości nie wypadnie mu przepona!
— Bardzo dobrze, to jest mój Ryu-chan! — zdzielił go dość lekko w przypływie euforii z pięści w ramię, zaraz podskakując znowu w miejscu.
Ten przerost energii zdecydowanie nie zniknął, gdy chłopak całym sercem wczuł się w rytmy Kyary Pamyu Pamyu. Zwłaszcza w momencie, gdy Ryu postanowił do niego dołączyć. Gdyby ktoś ich w tym momencie obserwował... całe szczęście, że pomieszczenia były zamykane! Nie było opcji, by ktokolwiek patrząc na nich na zewnątrz, był w stanie domyśleć się co wyczyniali w swoim czasie wolnym.
Gdy ostatnie nuty dobiegły końca, wyraźnie zadowolony z siebie Takara stanął w zwycięskiej pozie, z palcem jednej dłoni wycelowanym w sufit, w drugiej trzymając mikrofon.
— To było to! Twoja kolej. Uważaj, bo jak się nie zdecydujesz to będziemy śpiewać Tsukematsukeru albo Ninja Re Bang Bang — krótki śmiech odbił się echem w pomieszczeniu, dzięki nadal przysuniętemu do ust mikrofonowi. Mimo to nieciężko było się domyślić, że mimo tego wybuchu radości... nie żartował!
-Spokojnie. Upewnię się, że pierwszy cios wystarczy. - powiedział uderzając swojego ziomka mocno w ramię, ale nie na tyle żeby bolało. Zrobił to nawet dobrze o tym nie myśląc. Średnio mu się chciało myśleć w takim towarzystwie z wątpliwym wynikiem IQ.
-Nigdy więcej nie mów że jestem twój. To źle brzmi. Bardzo. - powiedział czując jak przechodzą po nim ciarki. Wolał sobie nie wyobrażać jaki los spotka partnera człowieka, którego Kurogane nazywa swoim przyjacielem. Mógł temu komuś jedynie współczuć 'spokojnej' przyszłości.
Ryu próbował zignorować to jak bardzo absurdalna była ta piosenka. W końcu przyszli tutaj zaszaleć. Dosłownie. Do kitu z moralnością, dobrem i złem, oraz innymi takimi rzeczami. Teraz był czas na dzikie imprezy, które następnego dnia zostawią ich z uszkodzonymi strunami głosowymi. I prawdopodobnie psychiką. Jeśli da się ją jeszcze bardziej uszkodzić.
-Spokojnie. Aż takim masochistą nie jestem żebyś dwa razy pod rząd wybierał - powiedział zgarniając z łapy znajomego mikrofon i szybko znalazł coś normalnego i prostego, żeby nie połamać sobie języka na start. Rozgrzewka przede wszystkim.
-Nigdy więcej nie mów że jestem twój. To źle brzmi. Bardzo. - powiedział czując jak przechodzą po nim ciarki. Wolał sobie nie wyobrażać jaki los spotka partnera człowieka, którego Kurogane nazywa swoim przyjacielem. Mógł temu komuś jedynie współczuć 'spokojnej' przyszłości.
Ryu próbował zignorować to jak bardzo absurdalna była ta piosenka. W końcu przyszli tutaj zaszaleć. Dosłownie. Do kitu z moralnością, dobrem i złem, oraz innymi takimi rzeczami. Teraz był czas na dzikie imprezy, które następnego dnia zostawią ich z uszkodzonymi strunami głosowymi. I prawdopodobnie psychiką. Jeśli da się ją jeszcze bardziej uszkodzić.
-Spokojnie. Aż takim masochistą nie jestem żebyś dwa razy pod rząd wybierał - powiedział zgarniając z łapy znajomego mikrofon i szybko znalazł coś normalnego i prostego, żeby nie połamać sobie języka na start. Rozgrzewka przede wszystkim.
(… jakim cudem nie dostałem powiadomienia o poście i dopiero teraz sobie przpomniałem, że piszę w tym miejscu. Po miesiącu. Gawd… zabij mnie.)
— Ktoś tu kozaczy! Od kogo się nauczyłeś, bo przecież na pewno nie ode mnie — wyszczerzył zęby z wyraźnym rozbawieniem, udając wielce niewinnego. Przecież Takara to był taki grzeczny chłopiec, zawsze mierzył siły na zamiary… czy jakoś tak. Nie był dobry w powiedzonkach. I szczerze mówiąc za bójki też wolał się nie brać, chociaż trzeba było przyznać, że w uciekaniu z rąk swoich oprawców był profesjonalistą! Niejednokrotnie zaatakowany przez kilku osiłków, zwiewał gdzie pieprz rośnie, zostawiając ich daleko w tyle. Dlatego prędzej czy później, znudzeni podobnym powtarzalnym schematem, dawali mu święty spokój.
— Mój Ryu. MÓJ. MÓJ RYU-CHAAAAAN— przecież oczywistym było, że wywoła to jedynie odwrotny efekt. Zwłaszcza, że Takara już rozwarł ramiona, wyraźnie mając zamiar wytargać przyjaciela na wszelkie sposoby, okazując mu przy tym taką ilość miłości, by skończył dosłownie zwracając wszystkie tęcze tego świata. Miał szczęście, że w ostatniej chwili jego wzrok padł na leżące na stole paluszki, które stały się momentalnie jego celem numer jeden i to je objął niezwykle emocjonalnym ruchem, mrucząc coś pod nosem. W końcu każdy wiedział, że podstawowa zasada brzmi jedzenie > przyjaciele.
Zaśmiał się na słowa Ryu o wybieranych przez Takarę piosenkach, czekając na pierwsze nuty, przy których krzyknął głośno:
— Ooooo! — wyraźnie poznając utwór. Zaklaskał ochoczo i nawet jeśli sam nie chwycił za mikrofon, momentalnie zaczął podśpiewywać pod nosem równo z nim. No, przynajmniej te fragmenty, które znał. W większości przypadków dawał jakieś dziwne wstawki, które zapewne nie miały odnośnika w żadnym języku, jednocześnie mając ten doskonały atut, wraz z którym Ryu nie mógł usłyszeć żadnego z dziwacznych słów. Niech będą dzięki głośnej muzyce! A zwłaszcza głośnej muzyce zagłuszającej Takarę! Yay!
— Ktoś tu kozaczy! Od kogo się nauczyłeś, bo przecież na pewno nie ode mnie — wyszczerzył zęby z wyraźnym rozbawieniem, udając wielce niewinnego. Przecież Takara to był taki grzeczny chłopiec, zawsze mierzył siły na zamiary… czy jakoś tak. Nie był dobry w powiedzonkach. I szczerze mówiąc za bójki też wolał się nie brać, chociaż trzeba było przyznać, że w uciekaniu z rąk swoich oprawców był profesjonalistą! Niejednokrotnie zaatakowany przez kilku osiłków, zwiewał gdzie pieprz rośnie, zostawiając ich daleko w tyle. Dlatego prędzej czy później, znudzeni podobnym powtarzalnym schematem, dawali mu święty spokój.
— Mój Ryu. MÓJ. MÓJ RYU-CHAAAAAN— przecież oczywistym było, że wywoła to jedynie odwrotny efekt. Zwłaszcza, że Takara już rozwarł ramiona, wyraźnie mając zamiar wytargać przyjaciela na wszelkie sposoby, okazując mu przy tym taką ilość miłości, by skończył dosłownie zwracając wszystkie tęcze tego świata. Miał szczęście, że w ostatniej chwili jego wzrok padł na leżące na stole paluszki, które stały się momentalnie jego celem numer jeden i to je objął niezwykle emocjonalnym ruchem, mrucząc coś pod nosem. W końcu każdy wiedział, że podstawowa zasada brzmi jedzenie > przyjaciele.
Zaśmiał się na słowa Ryu o wybieranych przez Takarę piosenkach, czekając na pierwsze nuty, przy których krzyknął głośno:
— Ooooo! — wyraźnie poznając utwór. Zaklaskał ochoczo i nawet jeśli sam nie chwycił za mikrofon, momentalnie zaczął podśpiewywać pod nosem równo z nim. No, przynajmniej te fragmenty, które znał. W większości przypadków dawał jakieś dziwne wstawki, które zapewne nie miały odnośnika w żadnym języku, jednocześnie mając ten doskonały atut, wraz z którym Ryu nie mógł usłyszeć żadnego z dziwacznych słów. Niech będą dzięki głośnej muzyce! A zwłaszcza głośnej muzyce zagłuszającej Takarę! Yay!
(spokojnie. Czasami tak się zdarza. Poza tym, zbyt dużo roboty byłoby z zamordowaniem cię xD)
-Błaaagam cię. To nie jest kozaczenie tak długo jak to jest prawda. - powiedział z szerokim uśmiechem, który był trochę zbyt arogancki. Co prawda wszystko to było na żarty, ale nawet kruczowłosy miał prawo do wywyższania się. Dokładnie. Kurogane jednak w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, ewentualnych opryszków pokonywał. Styl walki parkour roznosił ich na strzępy. Znajomość okolic tylko mu w tym pomagała. W końcu kto by się spodziewał jakiegoś spadającego z nieba batmana? No właśnie. Nikt. Albo te mentalne dzieci nie odróżniające świata wirtualnego od rzeczywistego. Było parę takich przypadków.
Kiedy Takara zaczął wpadać w szał, Ryu chwycił pierwszą lepszą rzecz pod ręką żeby unieszkodliwić go. Była to jakaś pełna butelka dwu litrowej coli, która wzięła się... skądś tam. Jego przyjaciel zachowywał się jak zombi chcący mięska z jego ciała. Albo psychofanka będąca... well... psychofanką. Nie, nie, nie. Takich rzeczy to on nie lubić. Sława i pieniądze to nie życie dla niego. Chociaż biorąc pod uwagę w co się wplątał, to trudno byłoby mu uwierzyć. Cóż... zdarza się. Na szczęście paluszki odratowały go od tego losu. Gdyby aktualna sytuacja została przerobiona na obraz, to każdy kto by zobaczył to działo sztuki by leżał na ziemi. Śmiejąc się.
Piosenka która wybrał nie była nie wiadomo jaka długa, dlatego w epickim stylu ją zakończył. Jeśli można tak nazwać rzut w stronę swojego przyjaciela mikrofonem i przekręcenie głową w bok, tak że grzywka za nim leciała. Sytuacja rodem z anime, kiedy jakiś przystojniak się popisywał... czymś. Nawet miał ten zwycięski uśmieszek. Krople potu w slow motion też były. Tak samo jak przymknięte oczy. Wszystko było idealnie.
-Twoja tura, kosmito. - powiedział po przyjacielsku do Takary, siadając gdzieś na kanapie i pijąc z gwinta colę, którą wcześniej oczywiście odłożył na stół. Nie potrzebował jej kiedy zombie się ogarnął.
-Błaaagam cię. To nie jest kozaczenie tak długo jak to jest prawda. - powiedział z szerokim uśmiechem, który był trochę zbyt arogancki. Co prawda wszystko to było na żarty, ale nawet kruczowłosy miał prawo do wywyższania się. Dokładnie. Kurogane jednak w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, ewentualnych opryszków pokonywał. Styl walki parkour roznosił ich na strzępy. Znajomość okolic tylko mu w tym pomagała. W końcu kto by się spodziewał jakiegoś spadającego z nieba batmana? No właśnie. Nikt. Albo te mentalne dzieci nie odróżniające świata wirtualnego od rzeczywistego. Było parę takich przypadków.
Kiedy Takara zaczął wpadać w szał, Ryu chwycił pierwszą lepszą rzecz pod ręką żeby unieszkodliwić go. Była to jakaś pełna butelka dwu litrowej coli, która wzięła się... skądś tam. Jego przyjaciel zachowywał się jak zombi chcący mięska z jego ciała. Albo psychofanka będąca... well... psychofanką. Nie, nie, nie. Takich rzeczy to on nie lubić. Sława i pieniądze to nie życie dla niego. Chociaż biorąc pod uwagę w co się wplątał, to trudno byłoby mu uwierzyć. Cóż... zdarza się. Na szczęście paluszki odratowały go od tego losu. Gdyby aktualna sytuacja została przerobiona na obraz, to każdy kto by zobaczył to działo sztuki by leżał na ziemi. Śmiejąc się.
Piosenka która wybrał nie była nie wiadomo jaka długa, dlatego w epickim stylu ją zakończył. Jeśli można tak nazwać rzut w stronę swojego przyjaciela mikrofonem i przekręcenie głową w bok, tak że grzywka za nim leciała. Sytuacja rodem z anime, kiedy jakiś przystojniak się popisywał... czymś. Nawet miał ten zwycięski uśmieszek. Krople potu w slow motion też były. Tak samo jak przymknięte oczy. Wszystko było idealnie.
-Twoja tura, kosmito. - powiedział po przyjacielsku do Takary, siadając gdzieś na kanapie i pijąc z gwinta colę, którą wcześniej oczywiście odłożył na stół. Nie potrzebował jej kiedy zombie się ogarnął.
— Słowa czystej prawdy, zapiszę sobie w notatniku i użyję, gdy ktoś mi wytknie to samo w przyszłości — najzabawniej by było, gdyby rzecz jasna 'tym kimś' okazał się właśnie Ryu-chan! Aczkolwiek prawda była taka, że skrycie Takara podziwiał swojego przyjaciela za podobne bójki. Może nieszczególnie marzył mu się udział w takowym przedsięwzięciu z nim samym w roli głównej… ale zdecydowanie akceptował swoją rolę drugoplanowego bohatera, stojącego na obrzeżach i krzyczącego 'Taaak, dowal mu! W imię Japonii!'. Nawet jeśli urodzili się w Kanadzie, a z Japonią łączyło ich głównie miano. Oczywiście regularnie odbijał sobie własne niedociągnięcia, rozwalając wszystkich swoich znajomych w bijatykach na konsoli. Był istnym mistrzem Tekkena czy Mortal Combat!
"Twoja tura, kosmito"
Zachwyt w oczach Fujishimy zdawał się wręcz wylewać z niego litrami. Złapał mikrofon z łatwością, klaszcząc jeszcze przez chwilę, raz po raz wykrzykując "Sugoi! Kakkoii!". Dopiero, gdy uznał, że poświęcił Ryu wystarczającą ilość uwagi, zwrócił się w stronę ekranu, wybierając jedną z piosenek Eda Sheerana. Takara miał nieco wyższy głos od niego, nic dziwnego że podniósł więc tonację przy zwrotce o jeden w górę. Cały czas śpiewając do trzymanego w drugiej ręce paluszka.
— I'm in love with a shape of you! — zamachał paluszkiem na boki, widząc oczami wyobraźni, jak jego przysmakowa wybranka/wybranek macha właśnie słonymi biodrami na boki. Czy coś. Dobra Takara, przestań to trochę chore…
Podetknął więc paluszka Ryu pod nos, nadal nie przestając śpiewać.
"Twoja tura, kosmito"
Zachwyt w oczach Fujishimy zdawał się wręcz wylewać z niego litrami. Złapał mikrofon z łatwością, klaszcząc jeszcze przez chwilę, raz po raz wykrzykując "Sugoi! Kakkoii!". Dopiero, gdy uznał, że poświęcił Ryu wystarczającą ilość uwagi, zwrócił się w stronę ekranu, wybierając jedną z piosenek Eda Sheerana. Takara miał nieco wyższy głos od niego, nic dziwnego że podniósł więc tonację przy zwrotce o jeden w górę. Cały czas śpiewając do trzymanego w drugiej ręce paluszka.
— I'm in love with a shape of you! — zamachał paluszkiem na boki, widząc oczami wyobraźni, jak jego przysmakowa wybranka/wybranek macha właśnie słonymi biodrami na boki. Czy coś. Dobra Takara, przestań to trochę chore…
Podetknął więc paluszka Ryu pod nos, nadal nie przestając śpiewać.
-Tak też powinieneś zrobić. Będziesz przynajmniej wiedział co odpowiedzieć niedowiarkom. - odpowiedział, kiwając przy okazji parę razy głową. Zdecydowanie było to dobre posunięcie z jego strony. Kurogane uważał, że Takara nie nadaje się do bójek. Jego osobowość po prostu nie jest taka jaką dzieci ulicy powinny posiadać. No i jego rodzice raczej mieli by spory problem z takimi sytuacjami. On nie był "nikimś", tak jak Ryu. Niestety, kruczowłosy nie mógł pochwalić się mistrzostwem w wirtualnych bijatykach. Tak naprawdę dopiero niedawno się jakoś zainteresował grami komputerowymi i im podobnymi. Przynajmniej szybko się uczył i był w stanie przynajmniej raz trafić tego mistrza. Chociaż tyle.
Zdecydowanie nie lubił, kiedy jego przyjaciel go ubóstwiał jak nie wiadomo kogo. Pomimo tego, że taki był zamiar Kurogane. Nie lubił posiadać spotlightu, ale po prostu nie mógł się teraz powstrzymać. Niestety, to było silniejsze od niego. Przynajmniej zostanie to zapamiętane jako nic nieznaczące wygłupy. Dokładnie tak. Ryu dobrze znał utwór wybrany przez swojego przyjaciela. Prawie, że na pamięć. Kiedy Ryu tylko zauważył, że ten coś odwala z palcem, jak najdalej się oddalił od chorej psychicznie osoby.
-Trzeba było cię wysłać do psychiatryka kiedy nadarzyła się okazja. - powiedział wystarczająco głośno, by jego przyjaciel go usłyszał pomimo lecącej piosenki.
Zdecydowanie nie lubił, kiedy jego przyjaciel go ubóstwiał jak nie wiadomo kogo. Pomimo tego, że taki był zamiar Kurogane. Nie lubił posiadać spotlightu, ale po prostu nie mógł się teraz powstrzymać. Niestety, to było silniejsze od niego. Przynajmniej zostanie to zapamiętane jako nic nieznaczące wygłupy. Dokładnie tak. Ryu dobrze znał utwór wybrany przez swojego przyjaciela. Prawie, że na pamięć. Kiedy Ryu tylko zauważył, że ten coś odwala z palcem, jak najdalej się oddalił od chorej psychicznie osoby.
-Trzeba było cię wysłać do psychiatryka kiedy nadarzyła się okazja. - powiedział wystarczająco głośno, by jego przyjaciel go usłyszał pomimo lecącej piosenki.
Chociaż Takara należał do osób, które nie lubiły, gdy wytyczało się granicę pomiędzy nim, a jego przyjaciółmi tylko dlatego, że status majątkowy był zupełnie inny - niezależnie od własnego uporu nie potrafiłby zaprzeczyć w podobnej sytuacji. Do tej pory pamiętał jak jeden z jego znajomych, po tym jak obaj wpakowali się w kłopoty, wypchnął go z miejsca zdarzenia i kazał uciekać, biorąc na siebie całą winę, by nie narazić go na gniew ze strony ojca. I Fujishima pobiegł. Przepełniony wyrzutami sumienia, a jednak nie oglądał się za siebie, próbując mu jedynie wszystko wynagrodzić w późniejszym czasie. Ciężko było stwierdzić czy zrobił to głównie, by uniknąć gniewu ze strony ojca, czy może bólu w oczach swojego znajomego, który pojawiał się za każdym razem, gdy widział posiniaczonego Takarę. Po tym jak po raz kolejny jego ojciec dowiedział się o wybryku, który w jego mniemaniu nigdy nie powinien mieć miejsca.
Teraz jednak wszelkie myśli zostały całkowicie przysłonięte scenką, która odgrywała się przed ich oczami. Ostatnie nuty zakończył niesamowicie efektownym padnięciem na kolana, by dostosować się do Eda Sheerana w teledysku.
— Twoja kolej — standardowa wymiana mikrofonu. Uniósł go ku górze podnosząc się z ziemi i usiadł chwilowo na kanapie, postanawiając zabrać się za jakieś jedzenie. Choć jego tolerancja czasowa i ciągłe śpiewy potrafiły być zadziwiające, zastanawiał się czy Ryu przypadkiem nie zaczyna się nudzić. Może powinien go przeciągnąć przez dwór i zapewnić mały maraton? Patrzył na niego z zastanowieniem, cały czas chrupiąc jednego paluszka po drugim.
Teraz jednak wszelkie myśli zostały całkowicie przysłonięte scenką, która odgrywała się przed ich oczami. Ostatnie nuty zakończył niesamowicie efektownym padnięciem na kolana, by dostosować się do Eda Sheerana w teledysku.
— Twoja kolej — standardowa wymiana mikrofonu. Uniósł go ku górze podnosząc się z ziemi i usiadł chwilowo na kanapie, postanawiając zabrać się za jakieś jedzenie. Choć jego tolerancja czasowa i ciągłe śpiewy potrafiły być zadziwiające, zastanawiał się czy Ryu przypadkiem nie zaczyna się nudzić. Może powinien go przeciągnąć przez dwór i zapewnić mały maraton? Patrzył na niego z zastanowieniem, cały czas chrupiąc jednego paluszka po drugim.
Niestety, niektóre sytuacje wymagały drastycznych rozwiązań i taka według Ryu była tamta sytuacja. Nie mnie jednak, nie było powodu by siedzieć z negatywnym humorem i zarażać nim innych, przynajmniej według Ryu. Bycie happy jest poprawnym planem na życie. Czasem nawet udaje się optymizmem innych zarażać. Same plusy, tylko trzeba poudawać idiotę. Generalnie oni są bardziej szczęśliwi od tych co znają prawdę jak okrutny jest świat. Z jednej strony jest to irytujące, z drugiej pocieszające. Wychodząc ze świata myśli, w którym się przed chwilą zagubił, przejął od swojego przyjaciela mikrofon przy okazji rozmyślając jakby tu urozmaicić ich pobyt tutaj. W 2 osoby, to nie było to samo jakby przyszło się stadem. Kurogane nie rozmyślając długo, polecał dalej po Sheeranie i dał jego chyba najnowszy utwór. Polubił go od razu po tym jak wyszedł, więc mógł równie dobrze to zaśpiewać. Śpiewał idealnie w rytm, przy okazji zastanawiając się co zrobić. Może więcej ludzi ściągnąć. Bujając się na nogach w rytm pioseneczki śpiewał ją do końca pełną parą, a kiedy ona minęła odłożył mikrofon na chwilę na blat.
-Co ty na to, żeby jeszcze kogoś ściągnąć? Zawsze swoją młodszą siostrę mogę przekonać, jakiegoś znajomego lub nawet zgarniemy panienki które gdzieś tam są za tymi drzwiami. - powiedział śmiejąc się przy okazji. Najlepsze, że on był śmiertelnie poważny. Nie żeby co, ale oni byli bardziej z osób które nie miałby problemów z dziewczynami. Mogli zawdzięczać to wyglądowi, ale nie charakterkowi. Wątpił, żeby jego siostra nawet miała ochotę tu przyjść, ale może mieli paru przyjaciół?... Taaa...
-Co ty na to, żeby jeszcze kogoś ściągnąć? Zawsze swoją młodszą siostrę mogę przekonać, jakiegoś znajomego lub nawet zgarniemy panienki które gdzieś tam są za tymi drzwiami. - powiedział śmiejąc się przy okazji. Najlepsze, że on był śmiertelnie poważny. Nie żeby co, ale oni byli bardziej z osób które nie miałby problemów z dziewczynami. Mogli zawdzięczać to wyglądowi, ale nie charakterkowi. Wątpił, żeby jego siostra nawet miała ochotę tu przyjść, ale może mieli paru przyjaciół?... Taaa...
Piosenka puszczona przez Ryu i samemu Takarze momentalnie przypadła do gustu. Musiał przyznać, że akurat tego utworu nie znał. Dlatego tym razem zachował względną ciszę do samego końca, jedynie od czasu do czasu kiwając się nieznacznie na boki i nucąc coś pod nosem w rytm. Od czasu do czasu kompletnie go gubiąc, co całe szczęście dzięki głośnym dźwiękom wypełniającym pomieszczenie, nijak nie docierało do uszu żadnego z nich. Na propozycję ściągnięcia przyjaciół, momentalnie wyprostował się na swoim siedzeniu.
— Świetny pomysł! Dawno nie widziałem twojej siostry, więc możesz rzucić jej wiadomością. I znajomym. Ja napiszę do swoich, a jeśli wszyscy nas wystawią, wyjdziemy z naszych czterech ścian — roześmiał się, momentanie wyciągając telefon. Puścił w tle jakąś przypadkową piosenkę, przyciszając jedynie nieznacznie telewizor, by nie zagłuszał ich potencjalnych rozmów.
W międzyczasie sięgał raz po raz po którąś z przekąsek. Wyglądało na to, że wcześniejsze najedzenie się do pełna zdążyło już nieco stracić na swojej mocy. Nie należało się szczególnie dziwić, biorąc pod uwagę fakt jak wiele kalorii dziennie spalał Takara. Dlatego nieustannie uzupełniał je na wszelkie sposoby. Z tą drobną różnicą, że na co dzień jego dieta zdecydowanie nie składała się z przekąsek w barach karaoke. Nie żeby unikał wszelkiego niezdrowego jedzenia - od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać przed pochłonięciem Pocky, daifuku czy batona, ale... grzechem było nie zgrzeszyć co jakiś czas!
— Świetny pomysł! Dawno nie widziałem twojej siostry, więc możesz rzucić jej wiadomością. I znajomym. Ja napiszę do swoich, a jeśli wszyscy nas wystawią, wyjdziemy z naszych czterech ścian — roześmiał się, momentanie wyciągając telefon. Puścił w tle jakąś przypadkową piosenkę, przyciszając jedynie nieznacznie telewizor, by nie zagłuszał ich potencjalnych rozmów.
W międzyczasie sięgał raz po raz po którąś z przekąsek. Wyglądało na to, że wcześniejsze najedzenie się do pełna zdążyło już nieco stracić na swojej mocy. Nie należało się szczególnie dziwić, biorąc pod uwagę fakt jak wiele kalorii dziennie spalał Takara. Dlatego nieustannie uzupełniał je na wszelkie sposoby. Z tą drobną różnicą, że na co dzień jego dieta zdecydowanie nie składała się z przekąsek w barach karaoke. Nie żeby unikał wszelkiego niezdrowego jedzenia - od czasu do czasu nie mógł się powstrzymać przed pochłonięciem Pocky, daifuku czy batona, ale... grzechem było nie zgrzeszyć co jakiś czas!
-Jakoś wątpię, żeby ktokolwiek przyszedł ale można spróbować. - powiedział wzruszając ramionami jakby było mu wszystko jedno. Nie znał osób, która po mistrzowsku potrafiły imprezkę rozkręcić, dlatego wątpił że ich aktualna sytuacja bardzo się zmieni. Powysyłał szybko SMS do różnych znajomych, tych bliższych jak i dalszych i w większości otrzymał typową odpowiedź. "Nie mam czasu" , "Uczę się." i "Nie chce mi się." były tymi najczęstszymi. Parę osób w ogóle nie odpisało, więc szansa na rozkręcenie imprezki była... cóż... marna. Jedyne co mu zostało to rozmowa z siostrą. Szybko wybierając odpowiedni numer zaczął dzwonić i jakoś nie został zaskoczony, gdy po sekundzie został przywitany pięknymi słowami.
-Czego chcesz?
-Imouto-chan~~, nie chciała byś wpaść do mnie i Takary na karaoke? Zaczynamy się trochu nudzić. - odpowiedział Kurogane nie przejmując się w najmniejszym stopniu ciepłym przywitaniem swojej młodszej siostry.
-Do ciebie i Ara-kun, huh?... Posprzątasz w najbliższy weekend za mnie i powiedzmy że przyjdę. - propozycja była jak najbardziej do odrzucenia. W końcu szantaż. Ryu jednak tego nie zrobił. I tak to był cud, że ona w ogóle wystąpiła. Pewnie tylko dzięki Fujishimie, bo Miya miała trochę na niego takiego niewinnego crush'a. Pewnie za jakieś 3 tygodnie i tak jak minie jak zawsze, więc nie było czym się martwić. Zgadzając się na propozycję, kruczowłosy usłyszał tylko, że za niedługo się pojawi i spojrzał na swojego przyjaciela.
-Mam nadzieję, że wiesz w co się pakujesz. A póki co to zostaje nam czekać. No, chyba że poszukasz tam gdzieś panienek. - powiedział wskazując na drzwi jednym palcem i drugą ręką wcinając jakiegoś chipsa, który kto wie skąd się wziął. Magia.
-Czego chcesz?
-Imouto-chan~~, nie chciała byś wpaść do mnie i Takary na karaoke? Zaczynamy się trochu nudzić. - odpowiedział Kurogane nie przejmując się w najmniejszym stopniu ciepłym przywitaniem swojej młodszej siostry.
-Do ciebie i Ara-kun, huh?... Posprzątasz w najbliższy weekend za mnie i powiedzmy że przyjdę. - propozycja była jak najbardziej do odrzucenia. W końcu szantaż. Ryu jednak tego nie zrobił. I tak to był cud, że ona w ogóle wystąpiła. Pewnie tylko dzięki Fujishimie, bo Miya miała trochę na niego takiego niewinnego crush'a. Pewnie za jakieś 3 tygodnie i tak jak minie jak zawsze, więc nie było czym się martwić. Zgadzając się na propozycję, kruczowłosy usłyszał tylko, że za niedługo się pojawi i spojrzał na swojego przyjaciela.
-Mam nadzieję, że wiesz w co się pakujesz. A póki co to zostaje nam czekać. No, chyba że poszukasz tam gdzieś panienek. - powiedział wskazując na drzwi jednym palcem i drugą ręką wcinając jakiegoś chipsa, który kto wie skąd się wziął. Magia.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach