Elliot Whitelaw
Elliot Whitelaw
Fresh Blood Lost in the City
Bar "Saints"
Sob Sty 21, 2017 12:02 am
Jeden z nielicznych (przynajmniej oficjalnie) takich lokali w Czarnej Strefie. Pomimo złej opinii okolicy, jest to dość przyzwoite lokum. Swoją sławę zawdzięcza szerokiej gamie alkoholi, chociaż ze względu na możliwe "prześwietlenia" nie wszystko tutaj jest wystawiane na ladę. Jak każdy szanujący się lokal w ofercie znajdują się też wszelakie posiłki. Więc jeśli jesteś wystarczająco odważny... śmiało!

"Saints" gromadzi ludzi wszelakiego pokroju. Znajdziesz tutaj ludzi z zasadami... zwanymi żartobliwie "Świętymi z Vancouver", jak tych którzy jeszcze ostatkiem sił trzymają się świadomości społecznej, niebezpiecznie balansując na krawędzi zaćpania się na śmierć...
Sam lokal jest dość dobrze wyposażony, a mówiąc "dobrze" mam na myśli, że jest gdzie usiąść, gdzie postawić piwo... co jeszcze trzeba do szczęścia?

---------------------------

Elliot kręcił się uliczkami strefy nie wiedząc co ze sobą zrobić. Zaczynało się ściemniać, a on pozbawiony wszelakiego planu na resztę dnia, musiał usadzić gdzieś swoje dupsko. Ostatnią partię towaru odebrał w umówionym miejscu, o czasie i bez większych komplikacji. Teraz tradycyjnie musiał się tego pozbyć. Pierdolona robota.
Zaraz, to nie tak, że jej nie lubił. Uwielbiał to co robił, tylko teraz bał się chwilowo pierdolonej rutyny. Potrzebował trochę akcji by się rozładować, a to miasto miało mu to zapewnić.
Powlókł się do baru, jednego z tych które zdążył poznać odkąd przeniósł się w to miejsce. Nie był to szczyt marzeń jeśli chodzi o towarzystwo, ale w takich miejscach zawsze byli jacyś "chętni". To do prochów, alkoholu czy po prostu do obicia komuś pyska.
Prymitywna zabawa - był tego świadom, ale jak na razie to mu wystarczyło, trzeba w końcu od czegoś zacząć. A jak to mawiał jego kumpel z wojska... najlepiej zacząć od początku. Jakby na to nie spojrzeć, to było to nawet głębokie... nawet tak głębokie jak dziura w jego czaszce po jednej z misji.
Szwed wszedł do baru i od razu zamówił jakiegoś wymyślnego drinka. Ponoć mieli tutaj jakąś nowość... nieważne co, ważne by kopało. Wraz ze swoim jakże kolorowym (zahaczającym niemalże o stwierdzenie gejozy) napojem udał się do wolnego stolika gdzieś w kącie lokalu. Przyjrzał się tej w miarę czystej szklance. Silna woń alkoholu... lód... i parasolka.
Widział już wiele rzeczy, mógłby nawet z ręką na sercu powiedzieć, że nic go nie zaskoczy... a tutaj.
Dalej nie mógł zrozumieć magii tych małych pierdolonych parasolek wciskanych do niektórych drinków. Co on miał z tym zrobić? Wbić w gardło barmanowi?... To było kuszące.
Wyciągnął wykałaczkowe-gówno ze swojego drinka i przez chwilę obracał to w palcach naprawdę usiłując zrozumieć. Po chwili jakże wielkiej próby cisnął to za siebie klnąc pod nosem. Złapał szklankę i wychylił niemalże na raz całą zawartość.
- Kurwa - rzucił raczej odruchowo, niż z konieczności i sięgnął po telefon, przejeżdżając wzrokiem po kontaktach. Tyle roboty, tak mało czasu...

Dopił swojego drinka, a z racji mało ruchliwego towarzystwa po prostu wyszedł z lokalu.
[z/t]
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saints"
Sob Lut 01, 2020 8:26 pm
Kiedy widzisz na czerwono, nie panikuj. Wcale nie umierasz, choć może Ci się tak wydawać za pierwszym razem, przy pierwszym gwałtownym skoku ciśnienia. Z czasem przestanie to robić na Tobie jakiekolwiek wrażenie.
Ethan wziął głęboki oddech i odchylił głowę do tyłu, aż ta natrafiła na chłodne łazienkowe płytki. Nie lubił ćpać w miejscach publicznych, zawsze wtedy odczuwał niepokój związany z ryzykiem przyłapania, ale w Saints było inaczej. Czasem miał wrażenie, że gromadzi się tutaj cały margines Riverdale. Nieokiełznany. Niebezpieczny. Czy kiedykolwiek interweniowała tu policja? Nie, chyba nie. To miejsce było jak Mekka dla ćpunów jak on, którzy chcieli przygrzać, ale nie mieli miejsca, by to zrobić. Szczególnie teraz, zimą.
Ojciec już ledwo go tolerował, gdyby zobaczył go z narkotykami, najpewniej wyrzuciłby go z domu.
Poszerzone źrenice zlały się z ciemnymi tęczówkami, przez co jego oczy wydawały się być studniami bez dna, kiedy wreszcie odważył się wyjść z kabiny i skierował swoje kroki w stronę umywalki. Zimna woda na jego twarzy ściągnęła go z powrotem do ciała. Przeczesał ciemną grzywkę wilgotnymi palcami i uśmiechnął się do własnego odbicia.
Zaczynał czuć się wspaniale. Nabierał pewności siebie.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saints"
Sob Lut 01, 2020 11:53 pm
Ostatnio rzadko bywał w spelunach. Nie, żeby jako bananowemu chłopcu mu przeszkadzało mniej elitarne towarzystwo niż inni rozpuszczeni synalkowie bogatych rodziców. Nie, kompletnie nie o to chodziło.
Może po prostu lubił szemrane towarzystwo aż nazbyt. Bo choć z pozoru był bananem, to jednak chłopcem przestał być wyjątkowo wcześnie. O ile kiedykolwiek nim był.
Psycholog mówił: kłopoty z zarządzaniem gniewem. Psychiatra: wyrośnie z tego, to tylko etap. Ellie: nie wiem, o chuj wam chodzi.
Najbliżej prawdy był jeden ze szkolnych pedagogów. Jebany socjopata.
Ostatnio spuszczał parę na parkiecie. Ten psychodeliczny ciąg wrażeń, kiedy wprasowujesz trochę koksu w dziąsła, a potem idziesz tańczyć nie po to, żeby wyrywać dupy, tylko dla samego wyrzucenia z siebie nadmiaru energii. Szereg błysków, rytm dudniący w uszach i zgrywający się z biciem twojego własnego serca do tego stopnia, że aż czujesz go w węźle gardła. Czysta, dzika energia.
Ale nie dzisiaj.
Dzisiaj to było za mało.
Liam czasem miał wrażenie, że gromadzi się tutaj cały margines Riverdale. Nieokiełznany. Niebezpieczny. Czy kiedykolwiek interweniowała tu policja? Nie, chyba nie. Saints było idealnym miejscem, kiedy chciałeś rozprostować kości. Niekoniecznie swoje. Kiedy chciałeś poczuć, że nadal żyjesz. Nawet jeśli nie miałoby to potrwać zbyt długo.
A jeśli poczuć, że się żyje w pełni, to koniecznie z czymś krążącym w żyłach.
Wsunął dłoń do kieszeni bluzy i zacisnął palce na małej fiolce z białym proszkiem. Dokładnie zamknął za sobą drzwi, rozejrzał się. Tylko jeden ćpun, który, sądząc po źrenicach jak spodki, i tak już odleciał. Zajebiście, cały pokój do wciągania koksu dla niego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saints"
Sro Lut 05, 2020 4:56 pm
Ethanowa pewność siebie wzrastała w nim proporcjonalnie do jego rozszerzających się źrenic. Teraz już nic nie było w stanie go powstrzymać. Teraz cały świat leżał u jego stóp. Nikt już nie mógł mu podskoczyć. Ojca mógł zdjąć na strzała, krzyki matki nie robiły na nim wrażenia, a Avie mógł wreszcie napluć w twarz za bycie suką. Był z nich wszystkich największy, najsilniejszy i…
…bardzo terytorialny. A łazienka w Saints była właśnie jego rewirem i bardzo nie lubił, kiedy ktoś naruszał coś, co należało do niego. Zmarszczył brwi widząc w lustrze odbicie nieproszonego gościa, a blade dłonie zacisnęły się w pięści. Dawno — to znaczy równe dziesięć dni — nie złamał żadnej kości, nie podbił oka, nie rozregulował niczyjej szczęki. Już prawie zapomniał jakie to uczucie, kiedy przykładał lód do obolałego policzka, czy pieczenie otartych dłoni. I stęsknił się za smakiem własnej krwi z pękniętej wargi.
Odwrócił się w stronę przybysza, nawet nie kłopocząc się tym, by zakręcić wodę. Był zbyt pobudzony, by myśleć o konsekwencjach zaczepiania większych i silniejszych od siebie mężczyzn (bo bicie słabszych wcale nie było przyjemne, Ethan zdecydowanie wolał silniejszych albo równych sobie przeciwników), a co dopiero by myśleć o takich błahostkach.
Wypierdalaj stąd. — odezwał się z najmilszym powitaniem, na jakie było go stać. Skrzyżował dłonie na piersiach rzucając Liamowi gniewne spojrzenie. Niemą groźbę, że mężczyzna ma się stamtąd zabierać, bo inaczej…
…zostanie pobity przez ćpuna ledwo trzymającego się na nogach. Jakże strasznie, panie Reid. Strach się bać.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saints"
Czw Lut 06, 2020 12:25 am
Zdrowy rozsądek nakazywał, żeby obrócić się na pięcie i posłuchać wezwania instynktu samozachowawczego, który pod postacią dziwnie melodyjnego głosu sugerował, nie tak znowu skrycie, by wypierdalać jak najdalej. By opuścić nie tylko tę zawszoną łazienkę, w której pewnie niejeden amator wrażeń przeholował z prochami i zaliczył srogi zjazd, ale też ogólnie całą tę cholerną spelunę, o której zapomnieli wszyscy święci i sam Pan Bóg, a już na pewno policja. By, jeśli ceni się swoje zdrowie i kompletne uzębienie, zwyczajnie się oddalić na z góry upatrzone pozycje.
Liam serdecznie w dupie miał zdrowy rozsądek.
Obdarzając ćpuna obojętnym spojrzeniem, nawet się nie zatrzymując, wyminął gościa i skierował się do zwolnionego teraz lustra.
- Nie zesraj się - stwierdził równie beznamiętnie, kiedy mijał się z kolesiem ledwie o kilka centymetrów i czuł dreszcz ekscytacji.
Ćpun czy pijak, suchoklates czy paker - to nie miało dla Masona absolutnie żadnego znaczenia. Raz się wygrywa, raz się przegrywa, i żyje się również tylko raz. Smukłe palce fotografa bezwiednie zacisnęły się na ampułce z kokainą, kiedy czuł tę podszytą mroczną radością euforię. Euforię wynikającą nie tyle z faktu, że zaraz coś wrzuci na ząb, ile z nadarzającej się okazji.
Wyciągnął buteleczkę, wprawnym gestem odkorkował i jeszcze wprawniejszym wysypał trochę białej błogości na palec, który zaraz szybko zniknął w ustach Liama. Wzrok miał utkwiony w lustrze, na postaci gospodarza tego, pożal się Boże, przybytku. Coś mu mówiło, że na wymianie uprzejmości się nie skończy.
I już nie mógł się tego doczekać.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Bar "Saints"
Sob Lut 08, 2020 12:21 am
How disrespectful.
Ethan wielokrotnie spotykał się z lekceważącym traktowaniem jego osoby i w większości przypadków przyjmował to z obojętnym wzruszeniem ramion. Przywykł już do tego, że ludzie z łatwością go szufladkują i z góry przypisują mu winę za całe zło świata. Wieszane na nim psy nie robiły już na Reidzie większego wrażenia. Dopóki nikt nie miał parcia na testowanie jego cierpliwości (a konkretniej jej braku), zdawał się patrzeć na wszystko z pewną dozą otępienia.
Ale teraz jego ręce same rwały się do zadawania ciosów. Żeby ukarać świat za to, co robił mu nieprzerwanie od wielu lat. Żeby poczuć w ustach smak własnej krwi i przekonać się, że jeszcze nie wpadł w całkowite odrętwienie.
Żeby inni wreszcie zaczęli okazywać Ethanowi szacunek, który mu się kurwa należał.
Są ludzie, od których aż bije władczość. Patrzysz na takiego człowieka i myślisz: „prędzej zgniecie mnie pod butem jak robaka, niż pozwoli się rozstawiać po kątach, więc zejdę mu z drogi”. Reid pomyślał dokładnie to samo, gdy ciemnowłosy mężczyzna znalazł się zaledwie kilka centymetrów od niego. W jednej chwili przez jego ciało przeszedł dziwny impuls. Ten sam, który zmusza nogi do ucieczki, gdy w ciemnej uliczce słyszysz za sobą kroki.
Szkopuł tkwił w tym, że on też nie zamierzał odpuszczać.
Początkowo obie dłonie chciały zacisnąć się na szyi Liama; ostatecznie zrezygnował z jego pomysłu i złapał go za bluzę i napierał na niego z całą swoją siłą tak długo, aż nie natrafili na przeszkodę w postaci ściany. Ciemne tęczówki z kolei uporczywie wpatrywały się w granat oczu przeciwnika, jakby Ethan liczył, że sama dzikość skrywająca się w jego spojrzeniu będzie w stanie odstraszyć przeciwnika.
Coś Ty kurwa powiedział? — wycharczał tuż nad jego twarzą, cały czas przypierając mężczyznę do płytek. Nie zdziwiłby się, gdyby któraś z nich pękła.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Bar "Saints"
Nie Mar 15, 2020 6:12 pm
Łaskawie pozwolił się przyprzeć do muru. Bo to przecież wcale nie było tak, że pan jestem-najzajebistszy-na-świecie dawał się komukolwiek wziąć z zaskoczenia. A już na pewno nie jakiemuś zaćpanemu typowi w kiblu.
Nie, jakżeby.
Rozluźnił się, jakby cała ta sytuacja spływała po nim jak po kaczce. Jakby wcale nie warczał na niego jakiś typ, który mógł być nadpobudliwy po koce, ale równie dobrze mógł być na PCP i za trzy sekundy wyjebać mu takiego gonga w kaczan, że mózg Liama wkomponuje się w ścianę. Brak instynktu samozachowawczego? Kto - Liam?
Roześmiał się cicho. Nisko. Niebezpiecznie.
Kiedy Mason śmiał się szczerze, brzmiało to głośno i jakby ktoś tarł krzemieniem o tory kolejowe. Nie było sposobu, żeby się do jego bekowego śmiechu nie dołączyć. Jednak kiedy śmiał się tak jak teraz, zawsze było to zwiastunem tego, że zaraz coś pójdzie totalnie w pizdu.
- Powiedziałem - zaczął miękko, wpatrując się z fascynacją w dwie studnie bez dna. Uśmiechnął się kącikiem ust. - Żebyś uniknął incydentu fekalnego. Czego kurwa nie rozumiesz? - dokończył gdzieś w okolicach szesnastu herców, a krzywy uśmieszek zniknął momentalnie. Mateczka kokaina zaczęła dodawać mu sił, obdarzać go energią, wszystkim tym, co sprawia, że jesteś żywy i niezniszczalny.
Niespodziewanie wcisnął kolano między nogi ćpuna i naparł na jego krocze. Mocno, boleśnie. Niemal ostrzegawczo. O ile jakieś ostrzeżenia miały jeszcze jakąkolwiek rację bytu w ich małym, prywatnym tête-à-tête na noże.
- Odsuń się, kurwa, albo zaraz będziesz śpiewał sopranem - warknął.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach