▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Cisza była dręcząca. Rosjanie będący w wagonie metra starali się na siebie nie patrzeć. Każdy z nich wiedział co właśnie odbywa się na powierzchni. Tego dnia głośno było o skandalu na placu pałacowym. Służby porządkowe siłowo tłumiły zapał protestujących robotników. Próbowano wyłapać wszystkich, którzy sprzeciwiali się władzy. Rząd, woli gdy ludzie popierają ich ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, strach zawsze jest ten sam. Stalinowskie metody, prawda?
Na miejsce przybywała młodzież, studenci i wszyscy, którzy chcieli walczyć o swoje prawa. Nie poddawali się, wierzyli w swoją siłę.
Monotonia jazdy do stacji Spasskaya tym razem została przerwana. W środku trasy wstrzymano ruch i otworzono wszystkie drzwi. Ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Zdezorientowani rozglądali się po sobie szukając wyjaśnień. Naiwnie spoglądali sobie w oczy, jakby wierzyli, że w ich głębi znajdą odpowiedź. Z daleka słychać było krzyki. O co chodziło? Co chwilę powtarzało się jedno:
„ Быстрее! Они посадили бомбу.”
Po usłyszeniu komunikatu nikt już nie myślał co dalej. Kto mógł biegł w stronę najbliższego wyjścia. Tunel ciągnął się w nieskończoność. Trupie światło jarzeniówek rozświetlało drogę, pokazując na niej brud, niezliczoną ilość kabli i krat, które zasłaniały czarne, tajemnicze przejścia. Potykano się o tory, przepychano, mało kto myślał o innych. Strach dodawał sił by uciekać tak szybko jak to było możliwe. Spanikowani pasażerowie nie oglądali się za siebie. Po dwóch kilometrach, wykończeni dopadli pustą stację Spasskayi. Tłum rwał się w stronę tych ostatnich schodów, ostatnich metrów prowadzących na powierzchnię. Wśród tych wszystkich ludzi, na środku przejścia prowadzącego na zewnątrz, stał zupełnie spokojny, nieporuszony typ. Ręce trzymał w kieszeniach kurtki, na plecach miał stary plecak, patrzył badawczo po ludziach. Szukał czegoś wśród nich, a może szukał kogoś? Ignorowano go, każdy chciał się uratować.
- Jeśli chcecie żyć! Chodźcie za mną! – zawołał i ruszył spokojnym krokiem na tory. Poszedł w kierunku rozwidlenia. Kto by go tam teraz posłuchał? Szaleniec jak nic!
Nie może być zbyt pięknie.
Okazuje się, że zamknięto najbliższą drogę ucieczki.
Cisza była dręcząca. Rosjanie będący w wagonie metra starali się na siebie nie patrzeć. Każdy z nich wiedział co właśnie odbywa się na powierzchni. Tego dnia głośno było o skandalu na placu pałacowym. Służby porządkowe siłowo tłumiły zapał protestujących robotników. Próbowano wyłapać wszystkich, którzy sprzeciwiali się władzy. Rząd, woli gdy ludzie popierają ich ze strachu niż z przekonania. Przekonania są zmienne, strach zawsze jest ten sam. Stalinowskie metody, prawda?
Na miejsce przybywała młodzież, studenci i wszyscy, którzy chcieli walczyć o swoje prawa. Nie poddawali się, wierzyli w swoją siłę.
Monotonia jazdy do stacji Spasskaya tym razem została przerwana. W środku trasy wstrzymano ruch i otworzono wszystkie drzwi. Ludzie zaczęli wstawać ze swoich miejsc. Zdezorientowani rozglądali się po sobie szukając wyjaśnień. Naiwnie spoglądali sobie w oczy, jakby wierzyli, że w ich głębi znajdą odpowiedź. Z daleka słychać było krzyki. O co chodziło? Co chwilę powtarzało się jedno:
„ Быстрее! Они посадили бомбу.”
Po usłyszeniu komunikatu nikt już nie myślał co dalej. Kto mógł biegł w stronę najbliższego wyjścia. Tunel ciągnął się w nieskończoność. Trupie światło jarzeniówek rozświetlało drogę, pokazując na niej brud, niezliczoną ilość kabli i krat, które zasłaniały czarne, tajemnicze przejścia. Potykano się o tory, przepychano, mało kto myślał o innych. Strach dodawał sił by uciekać tak szybko jak to było możliwe. Spanikowani pasażerowie nie oglądali się za siebie. Po dwóch kilometrach, wykończeni dopadli pustą stację Spasskayi. Tłum rwał się w stronę tych ostatnich schodów, ostatnich metrów prowadzących na powierzchnię. Wśród tych wszystkich ludzi, na środku przejścia prowadzącego na zewnątrz, stał zupełnie spokojny, nieporuszony typ. Ręce trzymał w kieszeniach kurtki, na plecach miał stary plecak, patrzył badawczo po ludziach. Szukał czegoś wśród nich, a może szukał kogoś? Ignorowano go, każdy chciał się uratować.
- Jeśli chcecie żyć! Chodźcie za mną! – zawołał i ruszył spokojnym krokiem na tory. Poszedł w kierunku rozwidlenia. Kto by go tam teraz posłuchał? Szaleniec jak nic!
Nie może być zbyt pięknie.
Okazuje się, że zamknięto najbliższą drogę ucieczki.
O, taak, Charles dawno zauważył, że ten chłopak jest w dobrej komitywie z policjantem, dlatego zakładał, że albo ma do czynienia z jakimś tajniakiem ze służb stojących ponad prawem, albo, co wydawało mu się mniej prawdopodobne ale wciąż realne, z kimś ze zorganizowanej przestępczości, a policjant jest po prostu skorumpowany. Cóż... nie wiedział, którą opcję z tych dwóch by wolał.
Bezpiecznie do domu, jasne. I co dalej? Chociaż nie, wpierw powinien zapytać: co najpierw?
Paradoksalnie zawahał się, gdy już mógł otworzyć drzwi i swobodnie wysiąść. Na dworcu nie było tłumu, dzięki czemu Charles z łatwością dostrzegł przechadzających się ochroniarzy stacji, a kawałek dalej nawet parę policjantów. Szlag by to! Zerknął na kierowcę. Jeśli teraz zacznie uciekać zostawiając swoje dokumenty, na pewno w mig stanie się celem numer jeden okolicznych radiowozów i nawet jeśli uda mu się zniknąć na jakiś czas, nie będzie mógł liczyć na legalne metody wydostania się z kraju i na pomoc bez wcześniejszego ściągania na siebie uwagi. W skrócie: wolał nie sprzeciwiać się woli kogoś, kto miał wparcie policji... No, przynajmniej nie otwarcie w obecności samego funkcjonariusza.
Wysiadł, zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył do kasy. Raz obejrzał się, czy Garik za nim idzie, czy może zadowolił się dokumentami i pieniędzmi na kartach... Nie, nic z tego, nadzieja matką głupich.
– Poproszę do Moskwy. Najszybciej jak się da. – Gdy nadszedł czas by zapłacić, Charles odsunął się kawałek na bok i gestem dłoni dał znać Garikowi, by czynił honory i skorzystał z kart, w których posiadanie wszedł przed chwilą. No co? Nie wiedział, że będzie potrzebować gotówki, więc jej przy sobie nie miał.
Pociąg ruszał za około dwadzieścia pięć minut i najpewniej nie było go jeszcze na peronie, dlatego turysta przespacerował się kawałek przed siebie bez większego celu, rozglądając się po budowli i otaczających go ludziach. Niby widział, że na ścianach podwieszone są kamery, ale nie wierzył w cuda pokazywane w filmach akcji, na których to czujny ochroniarz wyłapywał podejrzane jednostki i ratował gnębionych przez nich nieboraczków.
– I... co dalej? – Zapytał po chwili niezręcznej ciszy.
Bezpiecznie do domu, jasne. I co dalej? Chociaż nie, wpierw powinien zapytać: co najpierw?
Paradoksalnie zawahał się, gdy już mógł otworzyć drzwi i swobodnie wysiąść. Na dworcu nie było tłumu, dzięki czemu Charles z łatwością dostrzegł przechadzających się ochroniarzy stacji, a kawałek dalej nawet parę policjantów. Szlag by to! Zerknął na kierowcę. Jeśli teraz zacznie uciekać zostawiając swoje dokumenty, na pewno w mig stanie się celem numer jeden okolicznych radiowozów i nawet jeśli uda mu się zniknąć na jakiś czas, nie będzie mógł liczyć na legalne metody wydostania się z kraju i na pomoc bez wcześniejszego ściągania na siebie uwagi. W skrócie: wolał nie sprzeciwiać się woli kogoś, kto miał wparcie policji... No, przynajmniej nie otwarcie w obecności samego funkcjonariusza.
Wysiadł, zatrzasnął za sobą drzwi i ruszył do kasy. Raz obejrzał się, czy Garik za nim idzie, czy może zadowolił się dokumentami i pieniędzmi na kartach... Nie, nic z tego, nadzieja matką głupich.
– Poproszę do Moskwy. Najszybciej jak się da. – Gdy nadszedł czas by zapłacić, Charles odsunął się kawałek na bok i gestem dłoni dał znać Garikowi, by czynił honory i skorzystał z kart, w których posiadanie wszedł przed chwilą. No co? Nie wiedział, że będzie potrzebować gotówki, więc jej przy sobie nie miał.
Pociąg ruszał za około dwadzieścia pięć minut i najpewniej nie było go jeszcze na peronie, dlatego turysta przespacerował się kawałek przed siebie bez większego celu, rozglądając się po budowli i otaczających go ludziach. Niby widział, że na ścianach podwieszone są kamery, ale nie wierzył w cuda pokazywane w filmach akcji, na których to czujny ochroniarz wyłapywał podejrzane jednostki i ratował gnębionych przez nich nieboraczków.
– I... co dalej? – Zapytał po chwili niezręcznej ciszy.
Pierw pomęczy się obecnością dziwnego, zbyt pewnego siebie i ciągle uśmiechniętego kolegi. Skoro do tej pory nic mu nie zrobił, to czy później też? A może tylko pogrywa by na mecie pokazać o co naprawdę chodziło?
Szedł za nim trzymając ręce w kieszeniach. Ciekawiło go czy po wybuchu inne środki komunikacji będą działały. Ludzi było mało. Kto mógł odwołał swoją podróż. Policjanci bacznie przyglądali się podróżnym, niedobrze… Mocniej zaciągnął kaptur na głowę i skupił się na sylwetce Amerykańca. Kiedy ten nie patrzył w jego stronę, wyciągnął aparat i zrobił mu kilka zdjęć. Co jeszcze zdoła mu zabrać w czasie podróży? Czas dokumenty, aparat, pieniądze… Nadzieję? Mało.
- Serrio nie masz przy sobie kasy? Co z ciebie za turysta!? – spojrzał w sufit zrezygnowany. Podszedł do niego i objął w pół – Wypłacisz za moment. – mruknął i wolną ręką rozsunął kurtkę. Wyciągnął z niej kilka kart. Przyłożył wszystkie do czytnika i z powrotem schował. Kobieta patrzyła na nich krzywo. Zdecydowanie bardziej przykuło jej uwagę to jak stoją niż jak używane są karty. Na bilecie widniała informacja o starcie z petersburskiej stacji Moskwa. Z bałtyckiej, na której teraz są nie ma połączeń ze stolicą. Puścił faceta i schował bilet do kieszeni. – Idziemy, bo nam ucieknie. – brodą wskazał na korytarz przed nimi. Wyszli z budynku drugim wyjściem. Trafili na plac z przystankami i przejściem podziemnym. - Ruszaj się! – nie zastanawiając się dłużej pociągnął towarzysza i zaczął biec. Starał się być obok Charlesa, nie mógł pozwolić sobie stracić go z oczu. Zbliżali się do krzywo postawionego, oszklonego klocka, nakrytego niezbyt ciekawie wyglądającym szarym dachem. To przejście do metra. Zbiegli nim po schodach i przedostali się przez bramki. Do wagonu wpadli w ostatnim momencie. W środku szybko pchnął Amerykańca na siedzenie i stanął obok. – W porządku? – ściągnął chustę na szyję i złapał się jednej z poręczy. - Zachowuj się naturalnie… Keep calm and enjoy – uśmiechnął się i odetchnął. Chwila na złapanie oddechu i zebranie myśli. Gdzie tu jest teraz najbliższy kiosk? Może zdążą kupić wódeczkę. Uśmiechnął się do siebie i zastanowił jak może wyglądać podróż. Biedny Charles pozostawiony bez biletu… Właśnie! Wyciągnął bilet i skrzywił się czytając ile zajmie im podróż. – Piłeś kiedyś z matrioszek?
Szedł za nim trzymając ręce w kieszeniach. Ciekawiło go czy po wybuchu inne środki komunikacji będą działały. Ludzi było mało. Kto mógł odwołał swoją podróż. Policjanci bacznie przyglądali się podróżnym, niedobrze… Mocniej zaciągnął kaptur na głowę i skupił się na sylwetce Amerykańca. Kiedy ten nie patrzył w jego stronę, wyciągnął aparat i zrobił mu kilka zdjęć. Co jeszcze zdoła mu zabrać w czasie podróży? Czas dokumenty, aparat, pieniądze… Nadzieję? Mało.
- Serrio nie masz przy sobie kasy? Co z ciebie za turysta!? – spojrzał w sufit zrezygnowany. Podszedł do niego i objął w pół – Wypłacisz za moment. – mruknął i wolną ręką rozsunął kurtkę. Wyciągnął z niej kilka kart. Przyłożył wszystkie do czytnika i z powrotem schował. Kobieta patrzyła na nich krzywo. Zdecydowanie bardziej przykuło jej uwagę to jak stoją niż jak używane są karty. Na bilecie widniała informacja o starcie z petersburskiej stacji Moskwa. Z bałtyckiej, na której teraz są nie ma połączeń ze stolicą. Puścił faceta i schował bilet do kieszeni. – Idziemy, bo nam ucieknie. – brodą wskazał na korytarz przed nimi. Wyszli z budynku drugim wyjściem. Trafili na plac z przystankami i przejściem podziemnym. - Ruszaj się! – nie zastanawiając się dłużej pociągnął towarzysza i zaczął biec. Starał się być obok Charlesa, nie mógł pozwolić sobie stracić go z oczu. Zbliżali się do krzywo postawionego, oszklonego klocka, nakrytego niezbyt ciekawie wyglądającym szarym dachem. To przejście do metra. Zbiegli nim po schodach i przedostali się przez bramki. Do wagonu wpadli w ostatnim momencie. W środku szybko pchnął Amerykańca na siedzenie i stanął obok. – W porządku? – ściągnął chustę na szyję i złapał się jednej z poręczy. - Zachowuj się naturalnie… Keep calm and enjoy – uśmiechnął się i odetchnął. Chwila na złapanie oddechu i zebranie myśli. Gdzie tu jest teraz najbliższy kiosk? Może zdążą kupić wódeczkę. Uśmiechnął się do siebie i zastanowił jak może wyglądać podróż. Biedny Charles pozostawiony bez biletu… Właśnie! Wyciągnął bilet i skrzywił się czytając ile zajmie im podróż. – Piłeś kiedyś z matrioszek?
Gdyby okoliczności były bardziej sprzyjające, Charles otwarcie wyśmiałby to, że jego nowy najlepszy przyjaciel tak bardzo stara się schować pod kapturem i za chustą. Och, jasne! Przecież nikt się nie domyśli i nikt nie zwróci na to uwagi!
Co z niego za turysta? Doświadczony – odpowiedział Garikowi w myślach, ale nie skomentował na głos, tylko wzruszył ramionami i postarał uśmiechnąć się niewinnie jakby w odpowiedzi na zaczepkę kolegi. Shit! Co on...? Turysta złapał ramię Rosjanina, którym ten go obejmował i boleśnie wygiął mu palce nad dłoń, zmuszając tym samym, by go puścił.
– Jasne, wypłacę! – Uśmiechnął się nie kryjąc odrobiny złośliwości i jakby nigdy nic klepnął go po koleżeńsku w ramię.
Cóż, nie trudno było zauważyć, że Charles nie był stąd i przez to, że nie miał czasu na zaplanowanie podróży, musiał improwizować... albo zdać się na przewodnika, który właśnie prowadził ich do metra, jakby nie wiedział, co działo się w podziemiach pewnie około godziny temu. Turysta szarpnięty i pociągnięty zaczął biec, pod drodze wołając Garika i próbując go zatrzymać, co nie przyniosło żadnych efektów. Cholera by go wzięła! Gość testował opanowanie fotografa bardzo, bardzo skutecznie.
Lewis wstał od razu, gdy tylko został pchnięty na siedzenie i zbliżył się do towarzysza.
– Metro? – syknął przyciszonym głosem i odetchnął, szybko uspokajając lekką zadyszkę po krótkim biegu. O dziwo, nie wyglądał na złego, tylko na pełnego niedowierzania. – Widziałeś, co robią tamci oni w tunelach i ściany wtedy. Chcesz nas pozabijać? – Zignorował pytanie o wódkę, uznając je za wisienkę zwieńczającą tort lekkomyślności młodszego. – Wychodźmy jak najszybciej – rzucił i zbliżył się do drzwi, czekając aż dojadą na stację. Patrzył na Garika i jednocześnie starał się nasłuchiwać jakichś podejrzanych dźwięków, które zwiastowałyby, że mają kłopoty i powtórkę z bombowej rozrywki.
Co z niego za turysta? Doświadczony – odpowiedział Garikowi w myślach, ale nie skomentował na głos, tylko wzruszył ramionami i postarał uśmiechnąć się niewinnie jakby w odpowiedzi na zaczepkę kolegi. Shit! Co on...? Turysta złapał ramię Rosjanina, którym ten go obejmował i boleśnie wygiął mu palce nad dłoń, zmuszając tym samym, by go puścił.
– Jasne, wypłacę! – Uśmiechnął się nie kryjąc odrobiny złośliwości i jakby nigdy nic klepnął go po koleżeńsku w ramię.
Cóż, nie trudno było zauważyć, że Charles nie był stąd i przez to, że nie miał czasu na zaplanowanie podróży, musiał improwizować... albo zdać się na przewodnika, który właśnie prowadził ich do metra, jakby nie wiedział, co działo się w podziemiach pewnie około godziny temu. Turysta szarpnięty i pociągnięty zaczął biec, pod drodze wołając Garika i próbując go zatrzymać, co nie przyniosło żadnych efektów. Cholera by go wzięła! Gość testował opanowanie fotografa bardzo, bardzo skutecznie.
Lewis wstał od razu, gdy tylko został pchnięty na siedzenie i zbliżył się do towarzysza.
– Metro? – syknął przyciszonym głosem i odetchnął, szybko uspokajając lekką zadyszkę po krótkim biegu. O dziwo, nie wyglądał na złego, tylko na pełnego niedowierzania. – Widziałeś, co robią tamci oni w tunelach i ściany wtedy. Chcesz nas pozabijać? – Zignorował pytanie o wódkę, uznając je za wisienkę zwieńczającą tort lekkomyślności młodszego. – Wychodźmy jak najszybciej – rzucił i zbliżył się do drzwi, czekając aż dojadą na stację. Patrzył na Garika i jednocześnie starał się nasłuchiwać jakichś podejrzanych dźwięków, które zwiastowałyby, że mają kłopoty i powtórkę z bombowej rozrywki.
Ci Amerykanie… Dobrze, że jeszcze się na niego nie rzucił z pięściami. Chwała! Jak go teraz przekonać, że jest bezpieczny? Albo lepiej! Uświadomić, że od kiedy tu przyjechał, spokojnie mógł pożegnać z tym zachodnim bezpieczeństwem. Na początek spróbował wymyślić jakieś logiczne wytłumaczenie, dlaczego znowu wciągnął go w metro… Oprócz tego, że jest to najkrótsza droga by dostać się na miejsce to…
Porozglądał się po starym wagonie szukając odpowiedzi.
Jest!
- Nigdzie nie wychodzimy. Chodź no tu. – zawołał, zbliżając się do zawieszonego na ściance, wydruku mapy metra. – Jesteśmy tutaj, a trzeba nam znaleźć się w tym miejscu. – przesunął palcem po czerwonej linii i popukał na przystanek z nazwą Ploschad' Vosstaniya. - Zamieszanie było na tej linii, da? – wskazał na pomarańczową – A dokładnie tu, nie przecina się z naszą trasą, widzisz? Skoro po tak długim czasie ludzie wsiadają w Kirowsko-Wyborską, to znaczy, że wszystko dobrze. – miał nadzieję, że zrozumie co mówi, siądzie spokojnie na tyłku i przeczeka te kilka przystanków. Temu facetowi zdecydowanie potrzeba alkoholu, za bardzo się tym wszystkim przejmuje, a przecież jeszcze nie musi… Ktoś krzywdę mu robi? Przecież jeszcze wychodzi cało!
- Jak przeżyjesz to wszystko, w drodze do Mokwy opowiem ci o tym całym zamieszaniu, chcesz wiedzieć? – może to go przekona? Wiedza jest w cenie, zwłaszcza gdy chodzi o aktualną sytuację. Patrzył na niego i próbował wyczuć czy jeszcze będzie kierował się logiką, czy jednak stres i adrenalina zrobią swoje – Domyślam się kim jesteś i jakich informacji potrzebujesz. – jasne, oczywiście, wie wszystko o wszystkim i wszystkich, pozer… - Ale na trzeźwo ich nie przełkniesz. Znajdziemy czas… I matrioszki. – wyszczerzył się głupio i zbliżył do drzwi. Niedługo stacja, musi przypilnować by mu nie zwiał. Podróżni tępo patrzyli w kilka neutralnych punktów, nic podejrzanego. Na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka nikt nie próbował zdetonować metra. I po co te emocje?
Porozglądał się po starym wagonie szukając odpowiedzi.
Jest!
- Nigdzie nie wychodzimy. Chodź no tu. – zawołał, zbliżając się do zawieszonego na ściance, wydruku mapy metra. – Jesteśmy tutaj, a trzeba nam znaleźć się w tym miejscu. – przesunął palcem po czerwonej linii i popukał na przystanek z nazwą Ploschad' Vosstaniya. - Zamieszanie było na tej linii, da? – wskazał na pomarańczową – A dokładnie tu, nie przecina się z naszą trasą, widzisz? Skoro po tak długim czasie ludzie wsiadają w Kirowsko-Wyborską, to znaczy, że wszystko dobrze. – miał nadzieję, że zrozumie co mówi, siądzie spokojnie na tyłku i przeczeka te kilka przystanków. Temu facetowi zdecydowanie potrzeba alkoholu, za bardzo się tym wszystkim przejmuje, a przecież jeszcze nie musi… Ktoś krzywdę mu robi? Przecież jeszcze wychodzi cało!
- Jak przeżyjesz to wszystko, w drodze do Mokwy opowiem ci o tym całym zamieszaniu, chcesz wiedzieć? – może to go przekona? Wiedza jest w cenie, zwłaszcza gdy chodzi o aktualną sytuację. Patrzył na niego i próbował wyczuć czy jeszcze będzie kierował się logiką, czy jednak stres i adrenalina zrobią swoje – Domyślam się kim jesteś i jakich informacji potrzebujesz. – jasne, oczywiście, wie wszystko o wszystkim i wszystkich, pozer… - Ale na trzeźwo ich nie przełkniesz. Znajdziemy czas… I matrioszki. – wyszczerzył się głupio i zbliżył do drzwi. Niedługo stacja, musi przypilnować by mu nie zwiał. Podróżni tępo patrzyli w kilka neutralnych punktów, nic podejrzanego. Na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka nikt nie próbował zdetonować metra. I po co te emocje?
Ach, ci Amerykanie! Jacy oni dziwni, że nie lubili ginąc w zamachach. To pewnie jakiś uraz po 11 września i WTC.
Nie podszedł, a po jego minie idealnie dało się odgadnąć, co myśli o pozostawaniu w metrze choć chwili dłużej. Oparł się plecami o jedną z poręczy i zaplótł ramiona na piersi, nawet nie patrząc na to, co mężczyzna mu pokazuje, tylko wprost w jego oczy. Ruszył się dopiero gdy usłyszał to 'jak przeżyjesz'. Prychnął i pokręcił głową znowu zbliżając się do drzwi. Wyglądało na to, że zamierzał wysiąść nawet jeśli wiązałoby się to z odepchnięciem Garika, który stał teraz na jego drodze. Trudno! W tym momencie przeszkoda w postaci jednego mężczyzny wydawała się śmieszna w porównaniu do zostania rozerwanym żywcem albo powolnym zdychaniem pod gruzami. Może i otoczenie jest spokojne, ale Charles na własne oczy widział ładunki po kryjomu podkładane przez mundurowych, poza tym na górze prawie nie było cywili, nikt nie chciał wychodzić, a na ulicach kręcił się patrol za patrolem.
Dopiero wzmianka o informacjach i jego tożsamości sprawiła, że się zawahał. A może warto zaryzykować...? Może ten dziwny gość naprawdę coś wie? Może... Szlag! Jest idiotą! Nie powinien nawet o tym myśleć! Ten moment zawieszenia, ta chwila zastanowienia na pewno nie umknęła uwadze jego rozmówcy. Powinien powiedzieć panie, wsadź se te informacje w rzyć! Wie pan kim jestem, bo mówię to od godziny: jestem turystą. Tu–ry–stą! I co? Przepadło. Kurwa.
Teraz tylko pytanie, za kogo ma go ten gość. Za szpiega? Domorosłego poszukiwacza przygód? Za kogoś, kto jest tu nielegalnie i kręci ciemne interesy? A może za świra z potencjałem? Lewis podejrzewał, że te opcje są bardziej prawdopodobne od tego, że Garik domyśli się prawdy, ale kto wie?
– Nie – odezwał się spokojnie i cicho, by nie wzbudzać zbytniego zainteresowania współpasażerów. – Wysiądźmy razem, bez bałaganu, jak mówisz. Złapiemy taksówkę i oddasz mi rzeczy. Wtedy możemy pili czystą z największą matrioszka. Będzie mieli czas, będzie calm and joy, będzie jak dżentelmeni i nie będziemy wzajemnie problemów robić. Proszę. – Zaakcentował ostatnie słowo i lekko zmarszczył brwi, najwyraźniej rzeczywiście starając się rozstrzygnąć sytuację w ugodowy sposób. Ha! Może minął się z przeznaczeniem i powinien zostać biznesmenem?
Albo księdzem, bo trzeba było przyznać, że wykazał się dużą wiarą w ludzi, pokój i siłę dobrych intencji...
Z drugiej strony zaskoczyła go zmiana nastawienia blondyna. Od gróźb do obietnic? Za parę chwil powinna paść propozycja współpracy, a Charles uwierzyłby, że jego życie to tani film akcji.
Nie podszedł, a po jego minie idealnie dało się odgadnąć, co myśli o pozostawaniu w metrze choć chwili dłużej. Oparł się plecami o jedną z poręczy i zaplótł ramiona na piersi, nawet nie patrząc na to, co mężczyzna mu pokazuje, tylko wprost w jego oczy. Ruszył się dopiero gdy usłyszał to 'jak przeżyjesz'. Prychnął i pokręcił głową znowu zbliżając się do drzwi. Wyglądało na to, że zamierzał wysiąść nawet jeśli wiązałoby się to z odepchnięciem Garika, który stał teraz na jego drodze. Trudno! W tym momencie przeszkoda w postaci jednego mężczyzny wydawała się śmieszna w porównaniu do zostania rozerwanym żywcem albo powolnym zdychaniem pod gruzami. Może i otoczenie jest spokojne, ale Charles na własne oczy widział ładunki po kryjomu podkładane przez mundurowych, poza tym na górze prawie nie było cywili, nikt nie chciał wychodzić, a na ulicach kręcił się patrol za patrolem.
Dopiero wzmianka o informacjach i jego tożsamości sprawiła, że się zawahał. A może warto zaryzykować...? Może ten dziwny gość naprawdę coś wie? Może... Szlag! Jest idiotą! Nie powinien nawet o tym myśleć! Ten moment zawieszenia, ta chwila zastanowienia na pewno nie umknęła uwadze jego rozmówcy. Powinien powiedzieć panie, wsadź se te informacje w rzyć! Wie pan kim jestem, bo mówię to od godziny: jestem turystą. Tu–ry–stą! I co? Przepadło. Kurwa.
Teraz tylko pytanie, za kogo ma go ten gość. Za szpiega? Domorosłego poszukiwacza przygód? Za kogoś, kto jest tu nielegalnie i kręci ciemne interesy? A może za świra z potencjałem? Lewis podejrzewał, że te opcje są bardziej prawdopodobne od tego, że Garik domyśli się prawdy, ale kto wie?
– Nie – odezwał się spokojnie i cicho, by nie wzbudzać zbytniego zainteresowania współpasażerów. – Wysiądźmy razem, bez bałaganu, jak mówisz. Złapiemy taksówkę i oddasz mi rzeczy. Wtedy możemy pili czystą z największą matrioszka. Będzie mieli czas, będzie calm and joy, będzie jak dżentelmeni i nie będziemy wzajemnie problemów robić. Proszę. – Zaakcentował ostatnie słowo i lekko zmarszczył brwi, najwyraźniej rzeczywiście starając się rozstrzygnąć sytuację w ugodowy sposób. Ha! Może minął się z przeznaczeniem i powinien zostać biznesmenem?
Albo księdzem, bo trzeba było przyznać, że wykazał się dużą wiarą w ludzi, pokój i siłę dobrych intencji...
Z drugiej strony zaskoczyła go zmiana nastawienia blondyna. Od gróźb do obietnic? Za parę chwil powinna paść propozycja współpracy, a Charles uwierzyłby, że jego życie to tani film akcji.
Jednak jest uparty, cholera, szlag by go. Jeśli zaraz wysiądą, szukanie taksówki zajmie im minimum dziesięć minut. Nie dojadą na czas, bilet przepadnie. Człowiek raz chce jechać bez większych komplikacji, ale niet! Musi być po staremu. Eh… Przybrał pozę odpowiadającą tej Amerykańca i uśmiechnął się z politowaniem. Biedak naprawdę myśli, że wszystko pójdzie po jego myśli? Nie no, dobrze, że myśli, że jednak do końca się nie poddał. Zawsze to ciekawiej. Jak by go tu przekonać? Siłą? Jeszcze nie teraz. Groźby już były, działały lepiej niż propozycje podzielenia się informacjami i logiczne wytłumaczenia. Wygląda na to, że facet działa pod wpływem emocji, trzeba go odpowiednio nakierować. Hmm… Oparł głowę o poręcz i przyjrzał się swojemu odbiciu w szybie. Za jakieś dwie minuty się zatrzymają, a wtedy będzie za późno. Bezwiednie zaczął zagryzać dolną wargę. Jak na złość do głowy nie przychodził żaden kreatywny pomysł. Musi improwizować dalej.
- Jesteś odważny i naiwny. To chyba wspólna cecha zachodu, co? – schował ręce do kieszeni kurtki, zgniótł bilet w kulkę i zaczął się nim bawić - Proszę bardzo, uciekaj, bez dokumentów, biletu, i ochrony. Spotkamy się w więzieniu. Albo lepiej, w szpitalu. – pokiwał głową, wgapiając się w jego buty. – Jak to jest po angielsku? Good luck? – odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę pierwszego wagonu. Bez Garika i rzeczy, które my podpieprzył, Charles za dużo nie zrobi. Będzie narażony na kontrole policji z każdej strony. Jeśli zostanie, w każdej chwili ktoś może się nim zainteresować. Do Moskwy bez biletu i pieniędzy? Musiałby mieć dobre relacje z ambasadą, która oczywiście mieści się w stolicy. Niemal każdy konsulat w Petersburgu został zamknięty dla publiczności, co za pech… Zresztą jak mógłby go odszukać, nie ściągając na siebie uwagi? Odwrócił do niego głowę i uśmiechnął się wrednie, nie zatrzymywał się. Cokolwiek kolega teraz zrobi i tak będzie obserwowany. Jak nie przez Garika to innego obłąkańca.
Więc jak? Zrobisz mi na złość i zwiejesz? – pomyślał i łapiąc się poręczy. Zaczęli się zatrzymywać.
Tri, dva ...
- Jesteś odważny i naiwny. To chyba wspólna cecha zachodu, co? – schował ręce do kieszeni kurtki, zgniótł bilet w kulkę i zaczął się nim bawić - Proszę bardzo, uciekaj, bez dokumentów, biletu, i ochrony. Spotkamy się w więzieniu. Albo lepiej, w szpitalu. – pokiwał głową, wgapiając się w jego buty. – Jak to jest po angielsku? Good luck? – odwrócił się na pięcie i zaczął iść w stronę pierwszego wagonu. Bez Garika i rzeczy, które my podpieprzył, Charles za dużo nie zrobi. Będzie narażony na kontrole policji z każdej strony. Jeśli zostanie, w każdej chwili ktoś może się nim zainteresować. Do Moskwy bez biletu i pieniędzy? Musiałby mieć dobre relacje z ambasadą, która oczywiście mieści się w stolicy. Niemal każdy konsulat w Petersburgu został zamknięty dla publiczności, co za pech… Zresztą jak mógłby go odszukać, nie ściągając na siebie uwagi? Odwrócił do niego głowę i uśmiechnął się wrednie, nie zatrzymywał się. Cokolwiek kolega teraz zrobi i tak będzie obserwowany. Jak nie przez Garika to innego obłąkańca.
Więc jak? Zrobisz mi na złość i zwiejesz? – pomyślał i łapiąc się poręczy. Zaczęli się zatrzymywać.
Tri, dva ...
Skrzywił się odrobinę słysząc tę odpowiedź. Fuck! Nie mogło być tak łatwo, prawda? Myśl, myśl...! Co chciał zrobić, a co powinien? Chciał wiedzieć, co ten dziwny gość ma wspólnego z policją, co i na czyj rozkaz działo się w podziemiach, jaki związek to miało z zamieszkami na Placu, poza tym przydałoby się odzyskać dokumenty, pieniądze i aparat, a przy okazji nie narazić się nikomu i dalej pozostawać w ukryciu. A co powinien? Spierdalać! Olać zdjęcia, olać karty i papiery, bo bez nich owszem, miałby trudniej, ale w ambasadzie z resztą dokumentów, które zostawił w mieszkaniu i hotelu uzyskałby pomoc tak czy siak. Poza tym nawet bez żadnych papierzysk pracownicy w ambasadzie zidentyfikowaliby go bez problemu jako członka któregoś z międzynarodowych albo krajowych zrzeszeń dziennikarzy... gdyby tylko chcieli.
Pociąg stanął, a drzwi rozsunęły się z mechanicznym skrzypnięciem. Charles miał kila sekund na podjęcie decyzji.
...odin.
– Oddaj rzeczy albo... – Nie musiał kończyć. Przygotował się do wyskoczenia z wagonu jeśli tylko towarzysz w następnej chwili nie odda jego własności, ale również wyciągnął dłoń w jego kierunku.
Pociąg stanął, a drzwi rozsunęły się z mechanicznym skrzypnięciem. Charles miał kila sekund na podjęcie decyzji.
...odin.
– Oddaj rzeczy albo... – Nie musiał kończyć. Przygotował się do wyskoczenia z wagonu jeśli tylko towarzysz w następnej chwili nie odda jego własności, ale również wyciągnął dłoń w jego kierunku.
- Albo mi zwiejesz? – szybko wyjął karty z kurtki i wyciągnął do niego rękę z nimi. Nie krył uśmiechu. No Charles, albo wyskakujesz albo walczysz. Był na tyle daleko, że Amerykaniec musiał zadecydować, albo dopaść Garika z dokumentami, albo spieprzać. Kilka sekund na decyzję. Czegokolwiek nie zrobi i tak będzie ryzykować. Chce dalej bujać się z tym dziwnym gościem i być może dostać to czego chce, czy może jednak działać na własną rękę? Oczywiście z myślą, że zaraz znowu może zostać napadnięty.
Póki Charles był w wagonie, nie ruszył się z miejsca, był przygotowany by zaraz wyskoczyć albo…
Póki Charles był w wagonie, nie ruszył się z miejsca, był przygotowany by zaraz wyskoczyć albo…
Rzucił spojrzenie na to, co Garik trzymał w dłoni i, przede wszystkim, w jakiej odległości. Zamierza mu to oddać czy zwabić w głąb pociągu? Lewis szybko ocenił, że mężczyzna drażni się z nim do ostatniej chwili, a to mu się nie spodobało. Posłał mu szczery, ale jakby odrobinę rozczarowany i smutny uśmiech, po czym cofnął się parę kroków stając na peronie. Rękę którą wcześniej sięgał po dokumenty podniósł na wysokość swojej twarzy i pomachał palcami w ironicznie zalotny sposób. Papa! Do widzenia, bo jasne, że Charles nie czarował się, że miał do czynienia z tym przyjemniaczkiem po raz ostatni. Chociaż, kto wie?
Cofał się krok za krokiem i odwrócił tyłem do wagonu dopiero, gdy zamknęły się drzwi. Koniec? Czy już może zrobić to, co powinien od dawna? Chodu!
Cofał się krok za krokiem i odwrócił tyłem do wagonu dopiero, gdy zamknęły się drzwi. Koniec? Czy już może zrobić to, co powinien od dawna? Chodu!
Oczywiście, że wolał go do siebie zwabić, a że zrobił to mało dyplomatycznie… Mina powoli mu rzedła, widząc jakie kroki podejmuje Charles.
Nie uciekaj już do cholery jasnej! Masz tu ze mną zostać, nie utrudniaj mi planu!... Bljat…
Cofnął się tak jak on, ale do kolejnych drzwi. Naśladował jego ruchy, chcąc mieć pewność, że w ostatnim momencie zdoła jeszcze wskoczyć czy wyskoczyć. Nie zostawi go. W tej chwili ma nad nim wystarczającą władzę. Oczywiście zechce mieć jeszcze większą, ale niech okoliczności temu sprzyjają. Schował karty do wewnętrznej kieszeni kurtki i zszedł na peron.
Jeszcze raz kurrrwa mi uciekniesz, a połamię ci nogi… Jeszcze jeden pieprzony raz, a będziesz błagał bym cię chronił, a za informacje…
Gotował się w środku ze złości, nie szło po jego myśli, a nad emocjami, cóż panować nie potrafił. Stojąc przed nim, chciał chociaż zachować pozory, jeszcze trochę poaktorzy, minutkę, dwie i będzie dobrze, musi.
Nie uciekaj już do cholery jasnej! Masz tu ze mną zostać, nie utrudniaj mi planu!... Bljat…
Cofnął się tak jak on, ale do kolejnych drzwi. Naśladował jego ruchy, chcąc mieć pewność, że w ostatnim momencie zdoła jeszcze wskoczyć czy wyskoczyć. Nie zostawi go. W tej chwili ma nad nim wystarczającą władzę. Oczywiście zechce mieć jeszcze większą, ale niech okoliczności temu sprzyjają. Schował karty do wewnętrznej kieszeni kurtki i zszedł na peron.
Jeszcze raz kurrrwa mi uciekniesz, a połamię ci nogi… Jeszcze jeden pieprzony raz, a będziesz błagał bym cię chronił, a za informacje…
Gotował się w środku ze złości, nie szło po jego myśli, a nad emocjami, cóż panować nie potrafił. Stojąc przed nim, chciał chociaż zachować pozory, jeszcze trochę poaktorzy, minutkę, dwie i będzie dobrze, musi.
Och, popatrzcie. Charles widząc, że jego niechciany towarzysz postanowił jednak nie ułatwiać sprawy. Czyli w prowadzeniu tej dziwnej gry szli łeb w łeb, za każdym razem jeden próbował prześcignąć drugiego. Nie zostawi go? Niech tak będzie.
Charles ruszył w stronę wyjścia, ale po kilku krokach obejrzał się tym samym dając znać, że doskonale zdaje sobie sprawę z obecności Garika, jednocześnie niespecjalnie się nim przejmując. Szedł jakby nigdy nic, w myślach upewniając się, że plan, który właśnie zaczął realizować ma chociaż szansę wypalić. Czas pokaże.
Charles ruszył w stronę wyjścia, ale po kilku krokach obejrzał się tym samym dając znać, że doskonale zdaje sobie sprawę z obecności Garika, jednocześnie niespecjalnie się nim przejmując. Szedł jakby nigdy nic, w myślach upewniając się, że plan, który właśnie zaczął realizować ma chociaż szansę wypalić. Czas pokaże.
Nie wytrzymał za długo. Nie może dać mu za dużo swobody! Chyba… Podbiegł do niego i złapał za łokieć. Pociągnął do siebie i zatrzymał.
- Skończyłeś? Wracamy. Albo… - uśmiechnął się, oho, miał pomysł. – Na zewnątrz, da? – puścił i zaczął iść obok. – Tylko nie rób scen, od tego jestem ja… Palisz. – wyciągnął z kurtki paczkę papierosów i podsunął mu pod nos – Bierz. Nagroda za to, że udało ci się wymknąć. – uśmiechał się miło. Coś knuł? A może… - Nie karz mi wkładać ci do buzi na siłę. Bierz. – sam też wyciągnął jednego i wsunął sobie do ust. Zatrzymał go by zrobił to co chciał.
- Skończyłeś? Wracamy. Albo… - uśmiechnął się, oho, miał pomysł. – Na zewnątrz, da? – puścił i zaczął iść obok. – Tylko nie rób scen, od tego jestem ja… Palisz. – wyciągnął z kurtki paczkę papierosów i podsunął mu pod nos – Bierz. Nagroda za to, że udało ci się wymknąć. – uśmiechał się miło. Coś knuł? A może… - Nie karz mi wkładać ci do buzi na siłę. Bierz. – sam też wyciągnął jednego i wsunął sobie do ust. Zatrzymał go by zrobił to co chciał.
Charles zatrzymał się jeszcze zanim Garik go dotknął, bo usłyszał coraz głośniejsze kroki, a kto inny jak nie jego nowy przyjaciel by go teraz gonił? Gdy poczuł pociągnięcie za łokieć odwrócił się płynnym ruchem i z uśmiechem błąkającym się po ustach wyobraził sobie, jak korzystając z impetu ruchu uderza blondyna pięścią w splot, potem poprawia łokciem w głowę, dalej kopniakiem przewraca go, zabiera dokumenty, aparat i ucieka. A wszystko to z gracją i lekkością, której nauczył się w młodości na kursach tańca i którą przeniósł do późniejszej nauki sztuki walki.
Dopiero po paru sekundach zorientował się, że milczy wpatrzony w twarz Rosjanina. Szybko wrócił do rzeczywistości i spojrzał na fajki.
– Palę. – Nie trzeba było go prosić. Poczęstował się i w podziękowaniu skinął głową. Co prawda nie był uzależniony i papierosów używał raczej jako deseru do whisky, ale w tej chwili nie miał nic przeciwko. Czekał tylko, aż Garik użyczy mu ognia.
– Jesteś ze służb? – rzucił uznając, że to małe ryzyko, skoro młody aż tak się do niego przyczepił.
Dopiero po paru sekundach zorientował się, że milczy wpatrzony w twarz Rosjanina. Szybko wrócił do rzeczywistości i spojrzał na fajki.
– Palę. – Nie trzeba było go prosić. Poczęstował się i w podziękowaniu skinął głową. Co prawda nie był uzależniony i papierosów używał raczej jako deseru do whisky, ale w tej chwili nie miał nic przeciwko. Czekał tylko, aż Garik użyczy mu ognia.
– Jesteś ze służb? – rzucił uznając, że to małe ryzyko, skoro młody aż tak się do niego przyczepił.
Schował pudełko i wyciągnął zapalniczkę. Podpalił pierw mu. Ciekawe jak szybko się zorientuje, że to marysia… Przystawił ogień pod swojego papierosa i zaciągnął się.
- Jaka odpowiedź by cię satysfakcjonowała? – nie miał zamiaru nigdzie się teraz ruszać. Niech pali… Zatrzymał go jeśli była taka potrzeba – Gdzie ten pośpiech… Nie chcesz by teraz policja się tobą zainteresowała, prawda? Wychodzący z metra obcokrajowiec bez dokumentów. Idealnie. - w dodatku zapach, którym zaraz przesiąknie, od razu zwróci na siebie uwagę.
- Jaka odpowiedź by cię satysfakcjonowała? – nie miał zamiaru nigdzie się teraz ruszać. Niech pali… Zatrzymał go jeśli była taka potrzeba – Gdzie ten pośpiech… Nie chcesz by teraz policja się tobą zainteresowała, prawda? Wychodzący z metra obcokrajowiec bez dokumentów. Idealnie. - w dodatku zapach, którym zaraz przesiąknie, od razu zwróci na siebie uwagę.
Jak szybko się zorientował? Praktycznie od razu, gdy poczuł charakterystyczny zapach dymu. Tego typu używki nie były dla niego nowością, miał wiele okazji do próbowania najrozmaitszych poprawiaczy humoru, a co za tym szło, wiedział jak na nie reaguje. Akurat marihuana nie wywoływała w nim większych uniesień niż alkohol, z tą różnicą, że później zamiast kaca i bólu głowy miał ochotę zjeść wszystko, czego na co dzień by nie ruszył... Co oczywiście nie zmieniało faktu, że w sytuacji zagrożenia, w której aktualnie się znajdował, nigdy nie pozwoliłby sobie na dobrowolne zażywanie środków, które zmienią sposób postrzegania rzeczywistości.
Spojrzał na Garika lekko unosząc brew i uśmiechając się wręcz pobłażliwie, jakby zaraz miał powiedzieć 'serio gościu, serio...? Nie wiem, co zamierzałeś tym osiągnąć, ale nie wyszło.' Zerknął jeszcze na samego papierosa i uznał, że wygląda całkiem jak te normalne, zawijane fabrycznie, a nie produkowane z bletki i kawałka zwiniętego w ustnik kartonika. Tak czy siak, wyciągnął papierosa w stronę towarzysza chcąc mu go oddać.
– Prawdziwa – odpowiedział nie komentując ziołowej niespodzianki. Nagle coś go tknęło. Przypomniał sobie, że w radiowozie Garik i policjant pisali na kartkach w obawie przed podsłuchami, a przecież agent działający na rzecz państwa nie musiałby się ukrywać... Czyli na rzeczy musi być coś nielegalnego. Gandzia tylko potwierdzała tę teorię. No proszę, dopiero co przestał udawać przerażonego turystę i już były efekty!
Nie dał nic po sobie poznać i cierpliwie czekał na odpowiedź.
Spojrzał na Garika lekko unosząc brew i uśmiechając się wręcz pobłażliwie, jakby zaraz miał powiedzieć 'serio gościu, serio...? Nie wiem, co zamierzałeś tym osiągnąć, ale nie wyszło.' Zerknął jeszcze na samego papierosa i uznał, że wygląda całkiem jak te normalne, zawijane fabrycznie, a nie produkowane z bletki i kawałka zwiniętego w ustnik kartonika. Tak czy siak, wyciągnął papierosa w stronę towarzysza chcąc mu go oddać.
– Prawdziwa – odpowiedział nie komentując ziołowej niespodzianki. Nagle coś go tknęło. Przypomniał sobie, że w radiowozie Garik i policjant pisali na kartkach w obawie przed podsłuchami, a przecież agent działający na rzecz państwa nie musiałby się ukrywać... Czyli na rzeczy musi być coś nielegalnego. Gandzia tylko potwierdzała tę teorię. No proszę, dopiero co przestał udawać przerażonego turystę i już były efekty!
Nie dał nic po sobie poznać i cierpliwie czekał na odpowiedź.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach