Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pią Wrz 25, 2015 9:55 pm
Jak na poziom Riverdale przystało, nawet stadion mają olbrzymi. Już z daleka słychać krzyki i śpiewy tańczących dookoła cheerleaderek, dopingujących... no właśnie, kogo?
Wystarczy podejść bliżej i przejść przez bramki, by ujrzeć biegnących z zażartością uczniów. Raz po raz przerywają wstęgę na końcu, wydając z siebie zwycięskie okrzyki radości.
Jedna z cheerleaderek odrywa wzrok od toru i wlepia w ciebie podekscytowane spojrzenie. Zbiega w dół po schodkach machając pomponami, prawie wsadzając ci je w twarz.
- Na zawody? - pyta wesoło, podskakując w miejscu i macha jedną z dłoni w stronę szyldu przy wielkim stole.

Stadion [ STREFA DZIENNA ] SRpng_shhneps

- Zasady są bardzo proste. Wybierasz sobie jedną z kategorii i lecisz na tor. Wygrywa osoba z najlepszym czasem. Nie martw się, cały czas będę cię dopingować z trybun! Zapisujesz się u tego przystojniaka przy stole. - cheerleaderka odsłoniła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu, zaraz odbiegając z powrotem na swoje miejsce, wykrzykując głośno jakieś hasło. "Przystojniak przy stole" rzucił ci natomiast zachęcający uśmiech, machając długopisem. Jeśli masz choć trochę siły w nogach to czemu by nie spróbować?

Zasady i informacje:
1. Jedna postać = jedna kategoria biegu. (Paru różnych użytkowników może wybrać tą samą kategorię, ale jeden użytkownik nie może wybrać paru kategorii.)
2. Wybieracie sobie tylko JEDNĄ kategorię i wpisujecie ją na początku rozpoczynającego posta.
3. Z każdej kategorii wyłonimy jednego zwycięzcę. Oceniać będziemy pomysłowość, styl i rzecz jasna zaangażowanie postaci. W sztafecie grupa składa się z trzech osób. Możecie sterować swoimi zawodnikami z grupy i wybrać sobie dowolną pozycję.
4. Wyniki zostaną ogłoszone na balu.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pon Wrz 28, 2015 3:57 am
SZTAFETA

Cyrille pewnym krokiem udał się w stronę stadionu, już po drodze dokonywał lekkiej rozgrzewki. Początkowo nawet nie zależało mu na braniu udziału w jakiejkolwiek konkurencji, jednak miał w sobie za dużo energii i przetrzymywanie jej w sobie mogło doprowadzić do wielu przykrych incydentów. Jakich? No, o nich jak na razie lepiej nie mówić. Blondyn uśmiechnął się szeroko przeciskając się do swojego celu. Wdrapał się na trybuny i przyjrzał się uważnie osobą na torze. Wtedy go olśniło! Weźmie udział w biegach! Tak! To był doskonały pomysł, jeszcze nie ustalił sobie jakiegoś konkretnego powodu dlaczego miałby to robić, ale... to nie było ważne! Mógł przecież z uśmiechem na ustach współzawodniczyć z innymi uczniami! Skierował się do tego "przystojniaka przy stole", szybko wypełniając krótki formularz. Natrafił jednak na dość sporą przeszkodę, nie mógł zdecydować w której z konkurencji weźmie udział. Wszystkie były na tyle zabawne, jak również brało w nich udział sporo uczniów, w końcu to spora szkoła. Odszedł kawałek od "stoiska przystojniaka" i przysiadł na ziemi trzymając ten biedny świstek papieru, mający zdecydować o jego przyszłości! Siedział tak przyglądając się co rusz konkurencją, to był ten moment, gdy Cyrille przestawał się uśmiechać i bił się ze swoimi myślami, z tak wielkim zaangażowaniem jakby miało od tego zależeć jego życie.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pon Wrz 28, 2015 2:17 pm
SZTAFETA
{ Cyrille }

Kto by pomyślał, że Mercury ruszy swoje leniwe cztery litery w stronę stadionu? No dobra, może nie było z nim aż tak źle. Tak czy inaczej, z pewnością nie byłby to jego pierwszy cel, gdyby nie fakt, że pewna urocza ptaszyna rzuciła mu pewną plotką.
Niech no tylko się okaże, że była prawdziwa.
Nie rób mu krzywdy.
Jemu? Chyba zapominasz z kim się przyjaźnię.
Wystarczyło, by znalazł się w obrębie stadionu, a jego wzrok od razu odnalazł odpowiednią sylwetkę. Kto inny siedziałby z tak zdesperowaną miną wpatrując się w świstek papieru?
Black przystanął w miejscu i rozejrzał się dookoła, gdy podbiegła do niego rozochocona cheerleaderka. Posłał jej nieznaczny uśmiech w odpowiedzi i skinął głową, nie odzywając się w żaden sposób. Obserwował jak wraca na swoje miejsce, odwracając się raz po raz w jego stronę i ruszył jakby nigdy nic w stronę chłopaka przy stole.
- Jedno zgłoszenie. - wyciągnął wyczekująco rękę, zaraz odchodząc ze świstkiem papieru. Ruszył energicznym krokiem w stronę Bouteville'a, z rysującym się w głowie planem, który właściwie błądził po jego umyśle już od dłuższego czasu.
Co za powitanie.
Typowe.
Sprawdzasz jego czas reakcji?
Proste. Jeśli nie zdąży, nie nadaje się na mojego przyjaciela.
I tak byś go nie porzucił.
Nie odpowiedział w żaden sposób, wydając z siebie ciche prychnięcie.
Nawet nie wypuszczając kartki z rąk, gdy tylko znalazł się w odpowiedniej odległości, błyskawicznie wyprowadził proste kopnięcie w kierunku głowy zamyślonego blondyna. Przechodzące nieopodal dziewczyny pisnęły cicho wyraźnie wystraszone, widząc ten nagły atak i zatrzymały się w miejscu, szepcąc pomiędzy sobą coś gorączkowo. Jak można się jednak domyślić, Mercury niewiele sobie z tego robił. Nawet jeśli miał nie trafić jedną nogą, zaraz zwinnie obrócił się o 180 stopni, by podjąć drugą próbę znokautowania Cyrille'a tyłem drugiego buta.
I choć absolutnie nie spowalniał swoich ataków, ani nie zamierzał mu dawać fory w jakiejkolwiek formie, wątpił by chłopak nawet w takim stanie nie był w stanie zablokować ciosów.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pon Wrz 28, 2015 11:29 pm
Bieg na 60... 100...1000 metrów.
A może powinien wystartować w sztafecie?
Każda z możliwości była niemalże tak samo zachęcająca. Najchętniej blondyn wystartowałby w każdej z tych konkurencji. Zapewne dałby radę, chociaż później mogłoby to skończyć się dla niego niezbyt ciekawie. Wpatrywał się w ten biedny formularz, jakby to właśnie on miałby rozwiązać za niego te wszystkie problemy.
Cyrille westchnął głęboko i przeczesał włosy dłonią. Całkowicie odciął się od świata. Teraz skupił się na tej całej decyzji, na tyle, że nie dostrzegł, ani nie usłyszał zbliżającego się do niego chłopaka. Prawdę powiedziawszy, cały ten gwar tak jakby ucichł...
Tylko on i myśli.
Tkwił już w bezruchu przez kilka sekund i wyglądało na to, że nic nie zdoła wyrwać blondyna z tego swoistego letargu.
Nic bardziej mylnego. W momencie gdy noga Merca miała dosięgnąć twarzy młodszego z owej dwójki, Cyrille zasłonił się ręką, odbijając lekko cios i odchylając się w tył. Z tej pozycji nie miałby szans zablokować ciosu, bo to zapewne skończyłoby się porządnym siniakiem, a nie miał teraz czasu się tym przejmować! W końcu zaraz odbędą się zawody! Dlatego też zmienił lekko kierunek ataku. Odruchowo chciał się poderwać zaraz na nogi, jednak Black'owi udało się skupić jego uwagę na sobie. Dostrzegł obrót, przyległ do ziemi i przeturlał się kawałek. Korzystając z wolnej dłoni podniósł się lekko, by wyprowadzić kopnięcie w kostkę przyjaciela. Nie miał szans zbić go z nóg, jednak chciał sobie kupić chwilę czasu, by stanąć na nogi. W końcu jego "przeciwnik" musiał wtedy utrzymać równowagę lub po prostu zwiększyć dystans między nimi.
Cyrille stanął na nogach i znów zerknął na formularz, który o dziwo był w niemal idealnym stanie.
- Meercury - niemalże jęknął i pomachał świstkiem papieru bezradny - nie wiem co wybrać...
Tak. Właściwie to atak sprzed chwili został całkowicie zignorowany. W końcu nie było teraz nic ważniejszego od dyscypliny, którą miał wybrać! Jednak teraz nie był z tym problemem sam, prawda?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Wto Wrz 29, 2015 9:29 pm
{ Cyrille }

Gdy noga Mercury'ego niemalże zderzyła się z twarzą blondyna, obserwujące ich dziewczyny krzyknęły zbiorowo, raniąc jego uszy.
Mogłyby się zamknąć.
Dziewczyny takie już są, w byle sytuacji krzyczą jak obdzierane ze skóry koty.
Ngh.
Zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie będzie znosił ich towarzystwo przez następnych kilka lat. Co więcej pewnie połowę z nich zdąży przelecieć. Rzecz jasna, jeśli nie wszystkie.
Niemniej noga Blacka została zablokowana. Chłopak zwinnie przeszedł do następnego ataku, nie zawiódł się jednak. Blondyn uniknął ciosu, przeturlując się po ziemi. Wzrok czarnowłosego zarejestrował kolejny ruch, niemniej zamiast zwiększyć dystans przeskoczył ponad jego nogą i włożył wolną rękę do kieszeni, zaprzestając tym samym dalszej walki. Strzepnął drugą ręką trzymany w dłoni papier i sam zaczął się zastanawiać nad tym jak wypełnić rubryki.
Z początku nie skomentował jego jęków, drapiąc się jedynie po nosie skrawkiem rękawa. Zauważył kątem oka, że wczesniej obserwujące ich dziewczyny stały trzymając się kurczowo za ramiona i szeptały coś do siebie gorączkowo, wyraźnie nie potrafiąc się połapać w sytuacji. Odwrócił wzrok, chwilowo je ignorując i kopnął blondyna w kostkę, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Możemy pobiec razem. Sztafeta brzmi spoko. - rzucił luźno, nie czekając nawet na jego decyzję. Wyciągnął po prostu długopis z bluzy i usiadł na ziemi, wypełniając swoje zgłoszenie na kolanie.
W końcu nie zamierzał zastanawiać się nad tym cały dzień, prawda?
Sztucznie utworzone wcześniej wokół nich zbiegowisko w końcu postanowiło się rozejść, pozostawiając ich w spokoju.
- Swoją drogą, dobra obrona. - rzucił niby to niedbałym tonem, przeczesując palcami dwukolorowe włosy, nie odrywając wzroku od kartki. Postawił ostatecznie piękny zawijas przy ostatniej literze swojego nazwiska, gdy usłyszał dobiegający go z tyłu głos.
- Merc. - wyprostował się momentalnie i obrócił głowę w odpowiednią stronę. Podniósł się na równe nogi, patrząc na podchodzącego do niego brata. Saturn, wyciągnął rekę i odebrał od niego kartkę, przebiegając w ciągu sekundy przez jej treść. - Bierzecie udział w zawodach? Cześć Cyrille.
Białowłosy chłopak skinął głową blondynowi, zaraz oddając kartkę bratu.
- Cyrille nie mógł się zdecydować to mu pomogłem. - mruknął rzucając mu badawcze spojrzenie.
- Spójrzcie jaki uczynny. - kącik ust Saturna uniósł się w uśmiechu, szybko jednak zniknął, gdy czarnowłosy zdzielił go z łokcia w żebra. Obaj przewrócili oczami w tym samym momencie, zaraz ruszając w stronę chłopaka zbierającego zgłoszenia, by podać mu kartkę.
- Będę biegł z tym-tam. Nie będzie problemu? - zapytał jeszcze, zaraz przywołując Bouteville'a dłonią. Wolał mieć ze sobą kogoś znajomego, niż kretynów którzy pierwszy raz widzieli sztafetę na oczy.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pią Paź 02, 2015 3:08 am
{Mercury}

Głośny pisk nawet nie dotarł do uszu blondyna, który w gruncie rzeczy musiał rozedrzeć się między własnymi myślami, a próbom zachowania wszystkich zębów. Co prawda, tą drugą czynność wykonywał niemalże odruchowo, ale jakąś część uwagi poświęcał.
Zgodnie z oczekiwaniami Cyrilla, Mercury bez problemu uniknął jego kontrataku przy okazji zakańczając (przynajmniej na pewien czas) ich pojedynek. Dla zwykłego obserwatora, te starcie skończyło się tak szybko jak się rozpoczęło i nikt przy tym nie ucierpiał. No chyba, że któraś z okolicznych dziewczyn dostała zawału czy coś takiego...
Jednak te ofiary nie są wpisane w ten pojedynek i uznamy je za śmierć z przyczyn naturalnych.
Matka Natura wie co robi!
W tym czasie organizm blondyna znów mógł skupić się na jednej czynności, trybiki ponownie ruszyły pełną parą, kompletnie odcinając wszystkie inne mniej silne bodźce.
"Możemy pobiec razem. Sztafeta brzmi spoko", te słowa zaczęły wokół niego krążyć i gdyby nie kopnięcie w kostkę, zapewne by do niego nie dotarły... przynajmniej nie w najbliższych kilku minutach.
- O! Genialne! - Wyszczerzył się i z automatu wypełnił formularz. Dopiero teraz mógł zająć się bardziej przyziemnymi sprawami. Teatralnie pomasował kostkę i spojrzał na Mercurego z jakże prawdziwym wyrzutem - To było zbędne. - Mruknął i znów się wyprostował, chociaż sam doskonale wiedział jak było naprawdę.
Słysząc tą drobną pochwałę, uśmiech blondyna lekko zmalał, pozostawiając po nim jedynie delikatny ślad na jego twarzy.
- Podstawa. - W jego głosie dosłyszalna była cicha nutka zmieszania, jednak poza tą drobną wpadką nie dał po sobie poznać i od razu na jego twarz wrócił tradycyjny szeroki uśmiech. Sztuka samoobrony była jedną z wpajanych mu przez ojca od małego, w końcu jak miał przejąć rodzinny biznes, jak miał bronić innych, nie umiejąc obronić siebie? - Dobry atak - rzucił jeszcze w odpowiedzi. Chwilę później na horyzoncie pojawił się kolejny z Black'ów, Saturn. Cyrille odpowiedział mu skinięciem głową i błyskiem białych zębów. Lubił brata Merca, może nie był z nim tak blisko jak z młodszym z braci, ale mimo wszystko darzył go sympatią.
- Nie wiem co bym zrobił gdyby nie ty, Merc. - Chwilę później blondyn zaśmiał się pod nosem widząc równoczesny gest braci. - Dołączysz, Saturnie?
Cyrille wbił na chwilę błękitne tęczówki w jednego z braci, po czym podszedł by złożyć swój formularz.
- "Ten-tam" ma imię, Panie Black. - Na delikatnym obliczu  Bouteville'a pojawiło się kolejne PRAWDZIWE oburzenie, tym razem na podkreślenie tego nadął poliki i odwrócił wzrok.
Co w jego przypadku było dość niebezpieczne, bo jego uwaga w każdej chwili mogła zostać zogniskowana na czymś innym, a wtedy ponownie musiałoby dojść do rękoczynów!
- A właśnie... o której jest bieg? - dawne oburzenie znikło jak za sprawą czarodziejskiej różdżki. Chłopak uświadomił sobie, że mimo wszystko, nie przejrzał planu zawodów...
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Nie Paź 04, 2015 8:39 pm
{ Cyrille }

Nie żeby jakoś specjalnie go to wszystko dziwiło. Właściwie często sam się zastanawiał jakim cudem Cyrille jeszcze żyje, a momentami daje radę reagować, skoro przez większość czasu tak bardzo był pogrążony we własnych myślach.
Myślach czy świecie?
A jedno nie łączy się z drugim?
W jego przypadku z pewnością.
"O! Genialne!"
No raczej, w końcu to ja na to wpadłem.
Przewrócił oczami z niejakim rozbawieniem i wzruszył ramionami na jego wzrok przepełniony jakże bezgranicznym, prawdziwym wyrzutem.
- Ale przyjemne. Przynajmniej dla mnie. Muszę cię częściej kopać. - przeciągnął się, zerkając na niego kątem oka, gdy wypowiadał się skromnie o własnych umiejętnościach. Niemniej w tym momencie nie miał nic do dodania, więc nawet nie próbował. Nawet pochwałę skierowaną w swoją stronę zbył milczeniem, choć nie było to raczej w jego przypadku niczym nadzwyczajnym. Robił to dość często.
Jego brat przyglądał mu się z milczeniem, gdy rozmawiał z organizatorem, nie wypowiadając się w żaden sposób. Przeczesywał jedynie wzrokiem teren, zupełnie jakby chciał się zapoznać ze znajdującymi się dookoła niego osobami, by skutecznie je zapamiętać.
"Ten-tam ma imię, Panie Black."
- Tak, Tak. Cyrille Matthias ble ble Bouteville. Dawaj to swoje zgłoszenie francusko-brzmiący leniwcu. - machnął na niego dłonią, wyraźnie go ponaglając.
- Usiądę na trybunach i poczekam aż skończycie. - odezwał się znienacka Saturn, kładąc rekę na ramieniu Merca. Czarnowłosy obrócił się w jego stronę z niejakim zamyśleniem i skinął krótko głową.
- Teraz, Cyryl. Zapisujemy się i idziemy na tor, sztafeta zaraz się zaczyna. Odpal swoje ADHD. Poczekasz na nas po meczu czy masz już jakieś plany? - ostatnie pytanie skierował w stronę brata. Ten zamyślił się na dłuższą chwilę drapiąc się po karku.
- Poczekam. Myślałem o zapisaniu się do-
- ... klubu fotograficznego? Ja też, pójdziemy razem. - skinęli jednocześnie głowami, zaraz rozchodząc się w przeciwnych kierunkach. Mercury widział kątem oka jak jego brat znika w tłumie siedzących na trybunach ludzi, tylko po to by zaraz pojawić się na wyższej sekcji. Jego biało-czarne włosy z przewagą pierwszego koloru zdecydowanie rzucały się w oczy nawet z takiej odległości. Zabawne jak mocno kontrastowało to z jego charakterem.
- Ruchy Cyrille. Drużyny są czteroosobowe, biorę trzeci rząd. Ty weź ostatni, zgoda? Gdyby pierwsza dwójka nie ogarnęła, wierzę że twoja niesamowita energia i para w nogach pomogą nam nadrobić stracony czas. - rzucił luźno w stronę przyjaciela, przyspieszając kroku.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Wto Paź 06, 2015 10:50 pm
{Mercury}

Czasami najprostsze i najdziwniejsze odpowiedzi potrafią wytłumaczyć Ci świat. Dlaczego udało się przeżyć? Może po prostu nie dopuszczał do siebie możliwości, że w danej sytuacji powinien zginąć. Zapewne w jego życiu pojawiło się kilka z nich.
Później pojawia się ten każdy rodzaj odruchu, on też pozwolił mu przeżyć. Tak jak właśnie w sytuacji gdy Mercury postanowił sprawdzić refleks blondyna. Jest bardzo niewiele sytuacji, w których Cyrille tak naprawdę się skupia na nich w stu procentach.
Czy kiedyś się na tym przejedzie? Czy też to jego sposób bycia i urok? Kto wie.
Westchnął ciężko słysząc jego słowa, następnie wymruczał coś o siniakach pod nosem, ale nic więcej. Jego oczy tylko przez chwilę były pełne tego wyrzutu. Nawet nie oczekiwał odpowiedzi od Mercurego, znał go już trochę czasu.
Gdy Black zaczął wymawiać jego imię przez chwilę był pod wrażeniem, jednak wszystko prysło niczym bańka mydlana. Wstawienie "bla bla" w środku bardzo upraszało sprawę... nie skomentował tego tylko pozwolił sobie na kolejne westchnięcie i ruszył by oddać swoje zgłoszenie z cichym "tak tak".
Zaraz po tym zaczął się powoli rozgrzewać, a raczej kończyć wcześniej zaczętą rozgrzewkę. Nie chciał na początku szkoły załapać jakiejś kontuzji. Byłoby to raczej bardziej niż niewskazane. Nie dość, ze by go to zapewne w pewnym stopniu uziemiło, to jeszcze nie wiadomo na jak długo. Przykuty do jednego miejsca Cyrille, jest nieznośnym Cyrillem. Mercury zapewne udusiłby go poduszką podczas snu, gdyby musiał to znosić, nawet jeśli tylko w momentach przebywania w pokoju.
- Nie musisz się martwić o moje ADHD. Czy kiedykolwiek Cie ono zawiodło? Mnie nie! - wyszczerzył się rozciągając nogi. Blondyn parsknął śmiechem słysząc jak Mercury dokańcza myśl Saturna, czyżby fakt o jednakowym myśleniu bliźniaków był prawdziwy? Prawdopodobnie~ Uwielbiał to oglądać!
- Do zobaczenia! - Machnął na szybko odchodzącemu z braci i zaczął biegać w miejscu.
- Aż tak bardzo mi ufasz Panie Black? - zaśmiał się idąc już tuż obok niego i przyglądał mu się z uśmiechem, wielkimi (sowimi) oczami.
- Jak zwykle będę musiał po tobie sprzątać? - kolejny błysk białych ząbków kiedy wchodził na tor. Uwielbiał ten zastrzyk adrenaliny gdy pojawiało się wyzwanie.
- Jak to wygram, jak mnie nagrodzisz? - przekrzywił lekko głowę z rozbawionymi ognikami w oczach.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Sro Paź 14, 2015 1:50 am
{ Cyrille }

Nie skomentował w żaden sposób jego pomruków o siniakach. Obaj dobrze wiedzieli, że siniaki były nieodłączną częścią ich życia... dlatego też obaj dość dobrze nauczyli się poruszać w taki sposób, by skutecznie ich uniknąć.
Uniósł kącik ust w złośliwym uśmiechu, słysząc ciche 'tak, tak'. Trącił przyjaciela łokciem w żebra, zupełnie jakby ten drobny gest, miał zagwarantować mu odpuszczenie wszelkich popełnionych przez niego grzechów w stosunku do blondyna.
"No hej, tylko żartowałem."
Rozbawiony błysk w oku mówił sam za siebie, mimo że dość szybko zniknął, gdy czarnowłosy postanowił iść w ślady blondyna. Sam zaczął się rozciągać, zaczynając od góry. O dziwo, akurat w tej dziedzinie słuchał swoich nauczycieli, którzy nieustannie powtarzali im aż do znudzenia, by zawsze zaczynać od głowy.
Skupił się na rozgrzewaniu nog, gdy usłyszał pytanie retoryczne padające z ust Cyrille'a. Prychnął jedynie pod nosem, w żaden sposób mu nie odpowiadając. Czy jego ADHD kiedykolwiek go zawiodło? Gdyby tak było, nie zgłosiłby się z nim do jednej drużyny.
Dużym minusem charakteru Mercury'ego było to, że chłopak nienawidził przegrywać. Do odpowiednich dyscyplin wybierał więc jednostki, które byłyby najbardziej przydatne i efektowne. Całe szczęście, jego przyjaciel był osobą, na której mógł polegać praktycznie w każdej dziedzinie.
- Czasami mam wrażenie, że za bardzo. - rzucił lekceważąco, zerkając na niego kątem oka. Zdecydowanie za bardzo się szczerzył. Na wspomnienie o nagrodzie, przewrócił oczami. Złapał go za kołnierz i postawił nogę między jego nogami, nachylając się w jego stronę. Pocałował go krótko bez większego zawahania, ani na chwilę nie zamykając oczu.
- Nie gadaj tyle. Skup się na biegu. - mruknął nisko oblizując górną wargę i odsunął się od niego, gasząc krótkim, znudzonym spojrzeniem jednego z uczniów, który wpatrywał się w nich z szeroko otwartymi ustami.
- Powodzenia. - klepnął go w ramię przechodząc na swoją pozycję. Ostatnie przygotowania. Podskakiwał raz po raz w miejscu, by lepiej rozgrzać kolana, a jego wzrok powędrował mimowolnie w stronę trybun. Cheerleaderki krzyczały niczym jeden mąż, dopingując wszystkich zawodników. Gdy jednak Mercury uniósł dłoń, by nią krótko machnąć, kierował gest tylko i wyłącznie w stronę brata, który zaraz odpowiedział tym samym. Mógłby też przysiąc, że widział jak białowłosy kiwa głową, życząc mu w ten sposób powodzenia.
Opuścił głowę, pozwalając by czarne włosy przysłoniły mu nieznacznie oczy, a jego usta wygięły się w drapieżnym uśmiechu.
Dalej. Zaczynajcie.
Wygrajmy to w końcu.
Wystrzał.
Pierwszy rząd wystrzelił do przodu. Mina Mercury'ego na powrót przybrała obojętny wyraz, choć jego noga chodziła nieznacznie, gdy obserwował jak pierwszy chłopak przekazuje pałeczkę drugiemu, a ten biegnie w jego stronę. Przeciwnik był jednak szybszy, będzie musiał nadrobić stracony czas. A potem... potem wszystko w rękach Cyryla.
Dalej, dalej.
Nieznajomi zawsze się grzebią.
Pieprzone cioty.
W końcu pałeczka uderzyła w jego dłoń. Wystrzelił do przodu skupiając się wyłącznie na jednym celu. Cyrille. Merc mógł mieć kondyncję, mógł się doskonale bić, ale dobrze wiedział, że to nie on będzie asem tego biegu. Wiedział też, że to właśnie ostatnią osobę najlepiej zapamiętują tłumy.
Nie miał jednak nic przeciwko, by tą osobą był właśnie blondyn.
Udało mu się nadrobić stracony czas. Widział, że biegnie równo z przeciwnikiem, ani tamten, ani on nie zamierzali się jednak poddać.
- Dawaj Cyrille! - pałeczka uderzyła w dłoń przyjaciela, a Merc wypuścił ją zatrzymując się niemalże ślizgiem. Pochylił się, opierając dłonie na kolanach i wbił wzrok przed siebie, by móc swobodnie obserwować jego zmagania.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Pią Paź 16, 2015 12:56 am
{Mercury}

Dokładnie! Kto ich mógłby nie lubić! Siniaki w końcu były dowodem jakiejś akcji prawda? Nawet jeśli tylko wpadniesz po ciemku na szafkę, przez co spadniesz ze schodów, to zawsze możesz opowiedzieć jakąś bardziej lub mniej przekonującą historię o ich powstaniu! Tego nikt ci nie odbierze.
Łokieć w żebra, był naprawdę skuteczną metodą i to nie tylko przy obezwładnianiu ludzi! Przy użyciu mniejszej siły, dawał wyraźny sygnał. Na tyle wyraźny, że blondyn wybaczył przyjacielowi już tak naprawdę wszystko, a ta dalej niemalże obrażona mina, to tylko maska, która z każdą sekundą opuszczała twarz Cyrilla.
Podczas gdy Merc się rozgrzewał, wcześniej wspomniane ADHD blondyna dało o sobie znać, bo ten zaczął rozgrzewać się w sumie dookoła starszego chłopaka, można powiedzieć, że chwilowo był wszędzie! Jednak czy można było uznawać chęć zwycięstwa, za coś złego? Oczywiście, że nie! Prawda, że zabawa też się liczy, ale każdy poważnie podchodzący do sprawy chcę wygrać! Czym jest czynność, za którą nie zostaniemy nagrodzeni - nawet jeśli tu chodzi o własne mniemanie. To zawsze pozostanie powiedzieć "hej stary! Udało ci się!", to naprawdę pomaga i motywuje!
Jeśli już mowa o nagrodach i motywacji, pomimo słów przyjaciela o zaufaniu, Cyrille nie spodziewał się takiego zagrania Mercurego (a powinien!). Kiedy ich usta złączyły się przez chwilę, blondyn wyglądał jakby nic się nie stało, dopiero z sekundę później jego twarz przybrała nieco czerwonej barwy...
"Skup się na biegu"
TAK PRZY WSZYSTKICH?! Znaczy no dobra, Mercury nie krępował się w żadnym otoczeniu, no ale... myśli blondyna biegały w jego głowie, uderzały, wpadały i wywracały się o siebie, tworząc jeden wielki burdel. Reszta nie była ważna, Mercury stworzył mu tym samym punkt na którym się skupiał. Niczym na wełnianych nogach dostał się na swoją pozycję.
Dopiero tam, powoli doszedł do siebie, chociaż myśli dzwoniły o jego czaszkę. Uderzył się otwartymi dłońmi w policzki. Pomogło na chwilę, wystarczająco na tyle by skupić się na swoim przeciwniku. Przyjrzał mu się. Jego przeciwnik był wyższy od niego (co ostatecznie nie było jakimś wyższym wyczynem T-T), jednak to nie to zwróciło uwagę blondyna, tym czymś było jego spojrzenie. Tak, to spojrzenie człowieka, który rzuca nieme wyzwanie.
Co mógł zrobić Cyrille?
Oczywiście uśmiechnął się szeroko i przeniósł wzrok na resztę sztafety. Bieg już się zaczął. Sytuacja w początkowym momencie nie wyglądała zbyt kolorowo, jak jeszcze pierwszy zawodnicy utrzymywali tempo, to drugi został nieco w tyle co do swojego przeciwnika. Na szczęście Mercury nadrabiał stracony czas.
Blondyn ustawił się w pozycji do biegu i wyciągnął dłoń w tył w oczekiwaniu na pałeczkę. Wzrok miał utkwiony w trasę przed sobą, po prostu wiedział, że przedmiot pożądania zostanie mu dokładnie podany do ręki, tym nie musiał się przejmować.
Ruszył równo z przeciwnikiem, jednak już na starcie było widać różnicę w długości kroków. Cyrille musiał średnio wykonywać więcej ruchów by utrzymać tępo przeciwnika, powoli zostawał w tyle, gdy tylko ten drugi przyśpieszył. Wyglądało na to, że blondyn naprawdę daje z siebie wszystko.
Rywal, gdy go już wyprzedził, zerknął szybko przez ramię, posyłając Cyrillowi jednoznaczne spojrzenie.
Wygrałem.

Blondyn tylko na to czekał, to był sygnał, wyścig dopiero się dla niego zaczął. Przyśpieszył i wydłużył krok i w chwilę zrównał się i wyprzedził przeciwnika. Nie musiał patrzeć na jego twarz, znał już ten wyraz. Jeszcze przez chwilę zacznie on próbować walczyć, dogonić go... później przychodzi uświadomienie sytuacji, aż w końcu pojawia się rezygnacja. Jednak to nie było wszystko. Cyrille zaczął biec jeszcze szybciej, adrenalina wywołana tą całą sytuacją uderzyła w jego ciało. Szybciej, szybciej, szybciej!
Ograniczenia zostały zdjęte, a najmniejszy błąd mógłby zakończyć się poważną kontuzją, ale blondyn jako pierwszy przekroczył linie mety, jeszcze biegł chwilę za nią, starając się jak najszybciej wytrącić osiągniętą prędkość i zatrzymać się. Spojrzał w stronę Mercurego i podniósł rękę z pałeczką, błyszcząc przy tym ząbkami i omal nie skacząc w miejscu by po chwili legnąć na ziemię oddychając szybko.
- Udało się! - powiedział do siebie i zaśmiał się, nie interesował się teraz tłumem dookoła, podniósł się do siadu - Wygraliśmy~
Posłał w stronę Blacka kolejny uśmiech, raczej trudno mu będzie zetrzeć go z twarzy przez najbliższy czas~
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Wto Paź 20, 2015 9:05 am
Był pewien, że niejeden uczeń z Hudson's Bay zastanawiał się właśnie, co tu w ogóle robi. Mimo że Riverdale uratowało im dupę i uchroniło od codziennego zapieprzania na drugi koniec Vancouver albo – jeszcze lepiej – do zupełnie innego miasta, od większości uczniów z wyższych sfer dało się wyczuć to charakterystyczne napięcie. Nie każdy akceptował biedotę w swoim szlacheckim gronie, a jak już to tylko czekał aż ta ugnie się pod naporem ich pogardliwych spojrzeń. Tak byłoby najwygodniej – upatrzyć sobie podnóżek z kogoś najsłabszego, choć powinni skupić się na tym, czy ten ktoś przypadkiem nie podpierdolił im zegarka. Niemniej jednak Paige bez zaskoczenia zauważył dziwną tendencję skupiania się na pojedynczych nowych twarzach. Dla nich był jednym z tych obcych, choć nie czuł się zrażony przywiązywaną do siebie uwagą, nawet jeśli ta nie zawsze była dobra. Czasami odpowiadał znużonymi zerknięciami, czasami, gdy usłyszał jakże dyskretne komentarze obok siebie, unosił kącik ust w niby to uprzejmym uśmiechu, jednak wystarczyło, że dosięgnęli wzrokiem oczu, a albo krzywili się albo zamykali.
Nie chcą cię tutaj.
No masz. To może się wypiszę?
Chociaż po nowym terenie poruszał się sam, nie wyglądał na zagubionego. Raczej sprawiał wrażenie kogoś, kto od początku wiedział, gdzie powinien się udać. Zresztą nie potrzebował towarzystwa, by nie czuć, że odstaje. Nowa szkoła nie robiła na nim wrażenia i właściwie nie sądził, by czymkolwiek miała różnić się od poprzedniej. Będzie przychodził, spał na lekcjach, słuchał obelg, zabawiał tam, gdzie nie powinien – właśnie to uważał za kwintesencję szkolnego obowiązku.
Naprawdę sądzisz, że powinieneś tam iść?
Poruszenie na szkolnym stadionie słyszał już od jakiegoś czasu. Ciemne tęczówki, jak na zawołanie uniosły wzrok na rozciągający się przed nimi tor, na którym biegacze już wystartowali do biegu. Ziewnął przeciągle, a wyjęcie rąk z kieszeni okazało się na tyle kłopotliwe, że nie pokusił się o przysłonięcie ust wierzchem jednej z nich. Zdrowy rozsądek prędko uznał to za jasną odpowiedź. Wybicie mu z głowy czegokolwiek, co sobie postanowił było raczej daremnym trudem.
Teraz rozumiesz, dlaczego muszę cię uciszać. Jesteś jebanym tchórzem.
Cześć! ― Ledwo znalazł się na miejscu, a drobna dziewczyna w stroju cheerleaderki zaczepiła go i uraczyła promiennym uśmiechem. Nie widział powodów, by go nie odwzajemnić, choć ledwo uniósł kąciki ust, jakby już oznajmiał, że to tylko dlatego, że miała zgrabne nogi. Nie musiała tego wiedzieć.
Jesteś beznadziejny.
Przyszedłeś wziąć udział w zawodach? Jeśli dopiero się o nich dowiedziałeś, koniecznie wystartuj ― rzuciła i kiwnęła głową w stronę stoiska z zapisami, wyraźnie licząc na to, że uda jej się przekonać kolejną osobę.
No nie wiem. Co oferujesz mi w zamian? ― mruknął, unosząc brew w pytającym wyrazie. Chociaż brzmiał poważnie, w ciemnych oczach pojawiły się niewielkie iskry rozbawienia.
Dla wygranego szkoła oferuje odpowiednią nagrodę. Rozumiesz, to tajemnica.
Chyba się nie zrozumieliśmy.
ALAN.
Bez zawahania zmierzył ją uważniejszym wzrokiem, od którego na moment zabrało jej mowę. Zaraz przycisnęła wierzch ręki do ust i zaśmiała cicho. Na jej policzkach pojawiły się ledwo widoczne rumieńce, ale szybko odchrząknęła, unosząc usta w już bardziej pewnym siebie uśmiechu.
Oczywiście będę dopingować z trybun.
W takim razie nie mogę odmówić. ― Kącik jego ust uniósł się w zawadiackim uśmiechu, a poczuwszy lekkie klepnięcie na ramieniu, ruszył w stronę stoiska, jeszcze przez chwilę czując na plecach spojrzenie nieznajomej dziewczyny. ― Na sto metrów.
Chłopak przy stoliku od razu podsunął mu kartkę i długopis.

✗ ✗ ✗

Następny. Alan Paige.
Zanim ten komunikat do niego dotarł, zdążył już odpowiednio przygotować się do biegu, dbając o to, by po drodze nie sparaliżował go skurcz. Sportowcy z Riverdale nie byli zadowoleni z jego obecności, od niektórych dało wręcz emanował brak wiary w możliwości kogoś z sąsiedniej szkoły. W końcu czego taki chłystek mógł nauczyć się w swojej niewielkiej sali gimnastycznej i na wynędzniałym boisku o niestandardowych wymiarach?
Nie połam nóg, dryblasie ― rzucił jeden z nich, robiąc to na tyle dyskretnie, by jego opinia przykładnego ucznia nie podupadła w oczach nauczyciela wychowania fizycznego. Była to całkiem zabawna zależność, biorąc pod uwagę, że chłopak całym sobą chciał pokazać, jak wielkim macho i samcem alfa był na tym terenie.
Nic nie powiesz?
Pozwolę wpaść mu na lepszy tekst.
Jasnowłosy wyminął chłopaka, nie obrzucając go nawet pojedynczym spojrzeniem. Nie poznał już jego reakcji, choć niewątpliwie wzbudził w nim szczeniacką chęć podłożenia mu nogi. Nie zdążył tego zrobić.
Gotowy?
Hayden kiwnął głową, zastukał czubkiem buta o ziemię, upewniając się jeszcze, że stabilnie trzyma się jego nogi i zaraz zniżył się do pozycji startowej. Mężczyzna pilnujący początkowej linii biegu, odsunął się kawałek i machnął porozumiewawczo ręką w stronę chłopaka, przysuwając gwizdek do ust. Alan już wyprostował nieznacznie nogi w kolanach, podpierając się rękami o ziemię. Wlepił spojrzenie w kobietę w dresie na linii mety, już ściskającą w rękach stoper. Czekała na znak razem z nim.
Głośny gwizd przedarł się przez gwar tłumu.
Ciemnooki momentalnie zerwał się z miejsca, wypruwając przed siebie na tyle szybko, na ile był w stanie. Nigdy nie narzekał na swoje wyniki w biegach krótkodystansowych, toteż i teraz zaprezentował całkiem przyzwoitą szybkość i znajomość wszystkich ruchów potrzebnych do jej poprawienia. Na równi przebierał rękami i nogami, pokonując kolejne metry tej krótkiej trasy na maksimum swoich możliwości. Ani na chwilę nie zwolnił, a jego buty wybijały głuchy rytm przy zderzaniu się z ziemią. Sylwetka kobiety naprzeciwko robiła się coraz wyraźniejsza aż wreszcie mógł dokładniej zobaczyć jej spokojny wyraz twarzy. Stała tu już tak długo, że na pewno miała dość tego cholernego stopera, klikania na niego i lekkich podmuchów wiatru, kiedy zawodnicy przebiegali obok niej. Tym razem to Alan zmusił ją do tej żmudnej czynności, kiedy wreszcie dotarł na metę, rozpoczynając hamowanie dopiero, gdy wyminął szatynkę.
Przebiegł jeszcze kilka metrów w wolniejszym tempie, chroniąc samego siebie przed upadkiem i przeszedł kawałek dalej, zatrzymując się na trawie i plując w bok z wysiłku. Odetchnął głębiej, uspokajając płuca, które na całe szczęście nie zmęczyły się aż tak tym krótkim biegiem. Zwilżył językiem dolną wargę, zawieszając wzrok na kobiecie, dokładnie w momencie, gdy uniosła do góry kciuk. Przez ten stoicyzm na twarzy nie wiedział, czy sygnalizowała mu, że może już pójść w cholerę czy to, że miał dobry wynik. Niezależnie od tego – kilku zawodników wciąż czekało na swoją kolej. On za to nie zamierzał zostać tu ani chwili dłużej, będąc przekonanym, że swój czas i tak będzie mógł poznać później.
Przemknął jeszcze wzrokiem po zatłoczonej okolicy, chwytając za brzeg podkoszulka, którym starł kilka drobnych kropel potu z twarzy i udał się w swoim kierunku.
Nie czekasz?
Jestem głodny.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Wto Paź 20, 2015 6:50 pm
{ Cyrille, Alan }

Absolutnie. Siniaki, blizny, rozcięcia. To wszystko kreowało w pewien sposób ich wizerunek. Pamiętał gdy przez pewien czas jego matka próbowała przemówić mu do rozsądku i zrobić z niego drugiego księcia bez żadnej skazy. Całe szczęście, chłopak już od najmłodszych lat od grzecznego siedzenia wolał tarzać się z psami i obserwować walczących na poligonie mężczyzn, naśladując ich z niezwykłym zapałem, a ojciec widząc jego potencjał kategorycznie zabronił matce uskuteczniania swoich chorych wpływów. Które obecnie musiał znosić biedny Sky.
Obserwował bez żadnego wyrazu jak chłopak robi się czerwony. Na samym Mercurym podobna rzecz nie robiła większego wrażenia. W końcu nawet nie użył języka, nie? Przewrócił oczami.
To nadal pocałunek.
A co on, dziewica?
A nie?
Skąd mam wiedzieć. Ma szesnaście lat, w jego wieku już byłem mocno doświadczony.
... nie jesteś najlepszym przykładem.
Prychnął pod nosem nie komentując w żaden sposób słów głosu.
Gdy tylko pałeczka dotknęła dłoni Cyrille'a, cały czas uważnie go obserwował. Patrzył jak blondyn pozostaje w tyle, a jego rywal rzuca mu zwycięskie spojrzenie. Kącik jego ust uniósł się w nieznacznym uśmiechu.
Dobrze wiedział, że to była pułapka.
- Szybki jest. - głos tuż za nim należał do chłopaka z ich drużyny. Patrzył na blondyna pocierając nos. - Dobrze pobiegłeś.
- Inaczej bym go nie brał. - rzucił spokojnie, pewnym siebie głosem, posyłając chłopakowi nieznaczny uśmiech. Ten odpowiedział tym samym, wyciągając rękę w jego kierunku.
- Jake McLevis, 3A. Ten tam to Blake Jenkins, chodzimy razem do klasy.
- Mercury Black, 2A. Ten dzieciak z ADHD to Cyrille, 1A. Nie pytaj mnie o jego imię, jakieś francuskie. - wzruszył ramionami. Chłopak słysząc jego nazwisko obrócił się w jego stronę z niejakim zaskoczeniem, które szybko zamaskował i odsunął się nieznacznie krok w tył zachowując stosowną odległość. Przyzwyczaił się do niej. Większość tych, którzy słyszeli jego nazwisko, w pierwszej chwili trzymało się na dystans, zupełnie jakby każdy najmniejszy błąd miał ściągnąć na nich gniew jego rodziny.
Zabawne.
Co najlepsze, czarnowłosy jakoś specjalnie nie starał się, by wyprowadzić ich z błędu.
- Nieźle odwalili w tym roku z Hudson's Bay, co? - zapytał zakładając ramiona na klatce piersiowej, wyraźnie przekonany, że jako 'przedstawiciel klasy wyższej' doskonale zrozumie jego oburzenie.
- Będzie ciekawie. - odpowiedział krótko, zatrzymując wzrok w konkretnym punkcie. - Wybacz, widzę znajomego. Do później, Jake. Do zobaczenia na balu. Podium jest nasze.
- Oby. - chłopak zaśmiał się luźno, zaraz odwracając do swojego znajomego. Mercury ruszył w stronę Cyrille'a i poklepał go po ramieniu z wyraźnym zadowoleniem.
- Dobra robota. Idź do Saturna, zaraz do was dołączę. Widzę kogoś kogo znam, idę się przywitać. - uprzedził chłopaka, zaraz ruszając przed siebie. Znajoma sylwetka wybijająca się ponad tłumem. To musiał być on. Już otwierał usta, by go zawołać, gdy blondyn ruszył przed siebie zajmując miejsce na torze. Black spowolnił nieznacznie, zmieniając swoją trasę. Zamiast początkowego planu udania się na trybuny, stanął z boku toru, wsuwając ręce w kieszenie spodni. Będzie musiał poczekać.
Gwizdek rozpoczął bieg. Obserwowany przez niego blondyn wystrzelił do przodu niczym z procy.
Szybki jest.
Pewnie nie raz spieprzał przed policją.
Rozbawiona myśl przecięła jego umysł. Oparł jedną rekę na karku, śledząc go wzrokiem. Dopiero gdy przebiegł przez metę, a na trybunach wybuchła wrzawa, ocknął się ruszając z miejsca. Szedł dość energicznie, niemniej i tak jak na złość nim zdążył go dopaść, ten już szykował się do odejścia.
- Paige! - podniósł głos, by przebić się przez wrzawę. Podbiegł kawałek klepiąc go w ramię i podnosząc na niego wzrok. Kurwa, nienawidził tej różnicy wzrostu. Niby nie była aż tak duża, ale odbierała mu tą przewagę, którą miał nad większością. Mimo to zachował obojętny wyraz twarzy, nie dając po sobie nic poznać.
- Niezły bieg. Idziemy na stoiska z jedzeniem, chcesz się z nami zabrać? - nie żeby miał jakikolwiek wybór. Spytał ze zwyczajnej grzeczności. Odwrócił się w tył i gwizdnał na Saturna i Cyrille'a, machając na nich ręką, by podeszli w jego stronę.
- Chodź. Ja stawiam. - jakby nigdy nic złapał kumpla za nadgarstek i pociągnął go za sobą parę kroków, sygnalizując, że odmowa nie wchodzi w grę. Zaraz go jednak wypuścił i wsunął na nowo ręce w kieszenie.
Skąd wiesz, że za tobą pójdzie?
Nie słyszałeś?
Czego?
Powiedziałem, że ja stawiam.
Ach.
Przesunął palcami po włosach, zerkając kątem oka na blondyna. Kto jak kto, ale przecież Paige nie przepuści takiej okazji. Co nie?

-> Następny temat.
zt x2 [Merc + Alan]
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Stadion [ STREFA DZIENNA ]
Wto Paź 20, 2015 10:42 pm
Tutaj nawet nie chodziło o pocałunek.
Nie chodziło nawet o jego doświadczenia w tej dziedzinie.
W końcu to nie pierwszy raz kiedy to Mercury go całował, jednak tutaj byli ludzie, a on nie miał sposobu by uciec od tego myślami i po prostu... No zrobił to co zrobił.
W wyścigu nie tylko prędkość i technika się liczyła, a również motywacja! On swoją zyskał, gdy tylko przeciwnik ośmielił się zadrwić z jego osoby! Może i był niski! Jednak nigdy nie przekreślał swoich szans i walczył jak lwica w obronie młodych!
Dopiero siedząc już za linią mety, jego adrenalina powoli zaczęła się ulatniać. Widząc zbliżającego się do niego przyjaciela posłał mu szeroki uśmiech i podniósł się. Mimo pozycji Black'ów, Cyrille nigdy nie zważał na to w stosunku do Merc'a. Dlaczego? Kto wie, może nie szufladkował ludzi, może uznawał wszystkich za równych czy coś w tym rodzaju? Ewentualnie był zbyt zabiegany by w ogóle zwracać na takie rzeczy uwagę. Pewno dlatego udało im się zostać przyjaciółmi.
Mimo wszystko, często zgrywał się z nim, podkreślając aż nazbyt i to w różnych dziwnych okolicznościach. Dlatego też gdy tylko ten dotknął jego ramienia, stuknął piętami o siebie i wykonał szybki aczkolwiek doskonale przepisowy salut.
- Ta, jest! - Wyszczerzył się do niego i ruszył w kierunku Saturna, kiedy go namierzył, uraczył go uśmiechem. W sumie gdyby chłopak go nie znał, to zapewne mógłby uznać, że ten cały czas się szczerzył.
- Następnym razem zapewnisz mi odpowiednią konkurencje? - rzucił z dość dużą pewnością siebie i szturchnął chłopaka w ramię, chwilę później dostrzegając sygnał ruszył zgodnie z niemym "rozkazem". Zarzucił ręce za głowę i szedł spokojnie, trzeba przyznać, że zdążył się już lekko zregenerować po biegu.
Przelotnie spojrzał na towarzysza Merca, jednak nie przykuł do niego zbyt dużej uwagi. Pewno gdyby stanął tuż przy nim... śpiewałby inaczej... eh

[z/t]
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach