Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Główna filia jednej z większych firm deweloperskich Kanady ma swoją siedzibę w samym centrum Vancouver. Dwudzieste szóste piętro nowoczesnego, industrialnego wieżowca figuruje pod szyldem MAT Real Estate Development. Ogromna przeszklenia nadają kilkuset tonowej konstrukcji lekkości i ażurowości, przez które rozpościera się malownicza panorama na wschodnią część dzielnicy. Wnętrze utrzymano w tonach bieli i jasnej szarości, co dodatkowo optycznie powiększa pomieszczenia. Ze stropu w recepcji zwisa przemyślana, różnopoziomowa kompozycja okrągłych świetlików z mlecznego szkła. Pierwsze wrażenie to mieszanka dobrze zaprojektowanego minimalizmu, umiarkowanej gry światła oraz stonowanych, neutralnych barw.

Na drzwiach pomieszczenia numer 703 widniało nazwisko Feher. Attila był środku analizowania jakichś tabel. Ciszę w biurze przełamywał spontaniczny szelest przewracanych kartek i miarowe stukanie chromowanych kulek Newtona. Stereotypowa praca biurowa była przez Węgra najmniej lubiana, choć – co najciekawsze – bardzo dobrze się w niej sprawdzał. Zawsze zorganizowany, terminowy i konkretny, co reszta pracowników zauważała, choćby, w sposobie wypełniania przez niego dokumentów. Uwagi czy notatki nie pozostawiały wątpliwości i przeważnie były sformułowane w zrozumiały dla innych sposób.
Attila wolał pracę z ludźmi. Spotkania z klientami czy podwykonawcami. Wbrew pozorom – lubił rozmawiać i chętnie podtrzymywał kontakt, nawet jeśli ani nie wyglądał ani też nie brzmiał na kogoś podobnego. Jednakże wiedział, że niektórych rzeczy nie da się wypełnić słowem, zatem kilka razy w tygodniu zaglądał do biura, by uzupełniać stosy wiecznie narastającej papierologii.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Ten dzień od samego rana jest wyjątkowy – nie przez zbiegi okoliczności, nie przez otoczenie i czynniki zewnętrzne, a przez to, że sam Francis go takim uczynił.
Skończył pracę według planu, parę minut po dwunastej. Zamierzał odwiedzić pewnego znajomego, chciał pójść do niego już, teraz, chciał go zobaczyć, patrzeć, obserwować, chciał wrócić jak widmo, stać się prywatnym omenem kłopotów i powodem nerwowego zagryzania wargi, ale... Nie. Tym razem wolał kierować się głównie, jeśli nie tylko i wyłącznie – umysłem.
Francis, do pierwszej rozmowy z Attilą był zupełnie nieprzygotowany, dał się zaskoczyć i... czuł się dosłownie emocjonalnie wypatroszony. Przez pewien czas (w jego mniemaniu za długi) zbierał poszczególne części swojej stabilności: kolekcjonował i układał kręgi moralności, opróżniał wątrobę z nadmiaru goryczy, szukał nerek czyszczących myśli z toksyn, spiłował szpony lękom i na ślinę przyklejał pióra marzeniom... Przypadkiem zaszczepił w sobie jeszcze więcej złośliwości, ale uznał to za konieczny efekt uboczny – prawie jak smar na trybach skomplikowanego mechanizmu. Potem, skoro miał już siebie, sięgnął dalej.

Zaskakująco szybko i łatwo udało się odnaleźć pana Attilę, a kolejną niespodzianką było to, że mężczyźni już wcześniej omal się nie spotkali. Przypadek chciał, że firma, w której pracuje krewny Christophera, pośredniczyła w kupnie loftu Francisa – kupnie i nie do końca legalnemu przekonaniu urzędników, że w tych starych magazynach można mieszkać. Można, naprawdę. O, proszę tu podpisać. A to? Co to? Jaka ładna, pękata koperta. Proszę spojrzeć, ze specjalną dedykacją! Proszę ją zatrzymać.
Frank nie sądził, że kiedyś wykorzysta taki argument, ale...

Dzień dobry! – powitał Attilę szczerym uśmiechem. Zanim wszedł do pokoju pana Fehera, oczywiście grzecznie zapukał, a wcześniej przedstawił się recepcjonistce i dokonał wszelkich formalności potrzebnych do udokumentowania, że przybywa w dobrej wierze. No, przecież nie jest nieproszonym gościem, chodzi o ten loft... tu ma dokumenty, już pokazuje... Nie trzeba? Wspaniale! Zajmie panu Feherowi tylko chwilę.
Wszedł i zamknął za sobą drzwi, nie czekając nawet na pozwolenie.
Nigdy bym nie pomyślał, że sprawa pańskiego kuzyna aż tak nas zwiąże. – Pobieżnie rozejrzał się po pomieszczeniu i powoli, krok za krokiem zbliżył się do biurka. Tym razem to on trzymał teczkę na dokumenty. – Wie pan, że to przez niego się przeprowadziłem? Tamta okolica za bardzo przypominała mi o nim, za bardzo się kojarzyła.
Odruchowo poprawił mankiet koszuli. Nie można było zaprzeczyć, że w tym garniturze Lavrentskyi prezentował się elegancko i że mówił zupełnie poważnie, jednak pewien szczegół burzył idealną prezencję... a był nim patyczek od lizaka, dumnie wystający spomiędzy ust mężczyzny, który najwyraźniej postanowił niespodziewanie i z niewiadomych powodów zignorować konwenanse.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Attila nie planował w dniu dzisiejszym żadnych spotkań z klientami. Miał paru inwestorów do rozmowy telefonicznej i zewnętrzny wymóg zaaranżowania kilku spotkań na bieżący tydzień. Pozostałą rozpiętość godzinową zarezerwował na projekty, kosztorysy, faktury, zamówienia i korespondencję mailową.
Czas – jako materia względna - niemiłosiernie mu się dłużył. W pewnym momencie przyłapał sam siebie na bezcelowym zamalowywaniu kratek w notatniku.
Nic nie zapowiadało nadchodzącej burzy. A jeśli nie burzy – to chociażby przelotnych opadów gradu. Gdy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, od razu podniósł wzrok znad wypełnianych dokumentów. Spodziewając się pracownika firmy z – prawdopodobnie – jakimś bieżącym problemem, bardzo zdziwił się, widząc w progu kogoś spoza personelu. Jego brew drgnęła, a ciało machinalnie podniosło się z obrotowego krzesła. Uprzejmie wstał, lustrując przybysza czymś w rodzaju naturalnie wbudowanego rentgena w oczach.
- Dzień dobry. – Przywitał się, skinąwszy głową.
Francis Isidor Lavrentskyi. Człowiek, którego Attila miał okazję osobiście poznać ledwie kilka dni wcześniej. Ich ostatnie spotkanie – choć podyktowane nieprzyjemną sprawą – ostatecznie nie skończyło się najgorzej. Aczkolwiek teraz, z jakiegoś powodu mężczyzna czuł kujący i narastający niepokój w okolicy serca. Przede wszystkim wizyta profesora nie była czymś, czego się spodziewał. Sam fakt nastroił Węgra na czujność oraz uwagę.
- Nie, nie wiedziałem. Nie znałem pańskich motywów. Ale proszę siadać. – Tu – całą dłonią – wskazał na elegancko i miękko obite krzesło przed swoim biurkiem. - Domyślam się, że ma pan jakąś sprawę, skoro pan tu jest?
Szczerze powiedziawszy – niepolityczna, skrupulatnie ukryta strona osobowości Attili właśnie bezprecedensowo wypraszała gościa z pomieszczenia. Zauważalna pewność siebie, ton głosu, jak i lizak w ustach były czymś, co pozwoliły myśleć o nadchodzących kłopotach. Albo nieprzyjemnościach. Dało się odczuć, że nie będzie to sielska, przyjacielska rozmowa o urlopie nad lazurowym, ciepłym morzem.
- Napije się pan kawy? – Attila miał zwyczaj goszczenia swoich klientów. Lubił robić – możliwie – jak najlepsze wrażenie. Przelotnie spojrzał na osobisty ekspres, który stał na jednej z półek. Z boku – tuż przy pełnej, drewnianej, biurowej zabudowie.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Grzecznie usiadł na wyznaczonym miejscu i pokręcił głową.
Nie, nie, dziękuję. Postaram się zająć panu tylko chwilę. – Położył teczkę z dokumentami na swoich kolanach i chwile w niej czegoś szukał. – Właściwie... – przerwał na chwilę, aby językiem szybko przesunąć patyczek lizaka w drugi kącik ust. – ...to nie jest do końca oficjalna sprawa. – W końcu znalazł to, czego szukał. Nie dał mężczyźnie czasu na odpowiedź, tylko przesunął po biurku w jego stronę kopertę z dziwnym wybrzuszeniem na środku, które, sądząc po rozmiarze i kształcie, mogło być znajdującym się wewnątrz... lizakiem. O, tak, skoro Francis jednego właśnie miał w ustach, to na pewno był lizak.
Kontynuował, podnosząc wzrok na Attilę.
Przyszedłem porozmawiać o dyskrecji. Jak bardzo pańska firma ją ceni? Bo przypuszczam, że mój wyjątkowy loft wcale nie jest taki wyjątkowy... jeśli wie pan, co mam na myśli.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
- Jestem do pańskiej dyspozycji.
Powiedział z chłodną, profesjonalną uprzejmością. Także powrócił na swoje miejsce, aczkolwiek taktownie robiąc to tuż po zajęciu przez Francisa wyznaczonego fotela. Spojrzał na gościa z cieniem wyczuwalnej podejrzliwości, czując, jak szpileczka niepokoju subtelnie się zaostrza. Lekkim ruchem dłoni postanowił zebrać wyłożone na blacie dokumenty, postanawiając później dokończyć ich wypełnianie. Teraz potrzebował mentalnej przestrzeni do rozmowy.
Na informację o nieoficjalnej sprawie kiwnął potakująco głową. Pomimo tego faktu, zamierzał postępować tak, by – jako pracownikowi i przedstawicielowi firmy – nie dało się mu nic zarzucić w kwestii postępowania. W razie potrzeby ekspres do kawy był w gotowości, a Attila nie zamierzał poluźniać swojego krawata.
- Doskonale wiem, co pan ma na myśli. – Odparł. Kiedy szukał profesora, zdążył dokładniej zorientować się w firmowych danych, które związane były z jego osobą. Imię. Nazwisko. Jak również wspomniany wcześniej loft. Kontrowersyjna sprawa, jak wiele innych, zatuszowana pod szyldem MAT Real Estate Development.
- O co dokładnie chodzi? – Zapytał bezpośrednio, oczekując konkretów.
Dopiero po tym pytaniu spojrzał na kopertę. Choć dokładnie było widać kształt lizaka – Attila odczytał to jako subtelną aluzję do pobieranych łapówek. Pomimo, że był tylko plecami, które w razie potrzeby tuszowały wiele spraw i mężczyzna bezpośrednio nie uczestniczył w kłopotliwych transakcjach  - ostatecznie nie poczuł się urażony.
Kopertę zostawił, niewerbalnie sugerując, że nie zamierza jej przyjąć.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
O...? Och. Francis nie umiał powstrzyma uśmiechu. Nawet spuścił na chwilę wzrok, zaskoczony taką szczerością rozmówcy. Attila wie i się do tego przyznaje? No, no... A on zakładał, że nakłonienie mężczyzny do takiego wyznania zajmie mu o wiele więcej czasu. Właściwie uznał teraz, gdy sam powinien wyłożyć kawę na ławę, że to coś niespotykanego i że nie przywykł do otwartego rozmawiania o sprawach, o których wcale nie powinno się rozmawiać. Przez myśl mu nawet przeszło, że to ryzykowne ze strony firmy czy też raczej danego pracownika, bo przecież niejedni wpadli przez podsłuchy prywatnych albo państwowych biur antykorupcyjnych.
Wyjął lizaka z ust, by łatwiej mu się rozmawiało.
Dobrze. – Wzruszył ramionami. – Wyszło na to, że obydwoje znaleźliśmy coś niewygodnego dla drugiego. Żaden z nas nie chciałby, na przykład, przeczytać o swojej tajemnicy w gazecie, prawda? Albo żeby środowisko zaczęło coś szeptać. Wiem, że nie jestem winny i nawet gdyby inni to wiedzieli, to plotka nigdy nie jest całkowicie prawdziwa, dlatego ja na pewno bym nie chciał – zapewnił dotykając swojej klatki piersiowej dłonią, w której nie trzymał lizaka. – A pan?
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Attila nie wysiliłby się na taką szczerość – gdyby nie wiedział, że obydwoje mają świadomość pewnych aspektów sprawy. Mężczyzna kojarzył rozmówcę z firmowych dokumentów, które przeglądał podczas poszukiwań w kwestii okoliczności śmierci swojego kuzyna. Miał okazje wczytać się w detale wykonanej transakcji, zbadać jej szczegóły i na końcu stwierdzić, że nie wszystko jest tak legalnie, jak z reguły być powinno.
Z tego tytułu nawet nie próbował udawać niewtajemniczonego czy głupiego, bowiem doskonale wiedział, że tego typu haczyk nie zadziała w przypadku, kiedy obie strony wiedzą, na czym stoją. Attila w każdej chwili ma wgląd do zarchiwizowanych danych w kancelarii księgowości, natomiast Francis posiada odpowiednie umowy kupna. Plus – musiał jednak wyłożyć należną sumę, by dostać właściwe papiery, które w świetle prawa nie wzbudziłyby podejrzeń.
- Rozumiem. – Pokiwał głową potakująco, a w jego oczach zabłysło coś na kształt subtelnego poirytowania i – możliwie – niepokoju. - Czy wybierze się pan ze mną na kawę?
Być może zabrzmiało to teraz - tak bezpośrednio i bez zbędnych ceregieli - nieco dziwnie i śmiesznie, ale Attila niespecjalnie o to dbał.
To nie jest dobre miejsce, ażeby prowadzić dalej tę rozmowę w tym miejscu. Ściany w tym budynku - naturalnie - miały swoje elektroniczne uszy. Albo oczy, w zależności od pomieszczenia.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Co? Francis podniósł jedną brew i rzucił mężczyźnie pytające spojrzenie. Szybko domyślił się, o co może chodzić i jakie możliwości może zyskać Attila.
Jest pan prawdziwym kawoszem, co? – Zakpił z niego i z lekkim rozbawieniem spojrzał na ekspres do kawy. Kawa, kawa, kawa... – Wie pan, że zmiana miejsca da niewiele... – Dodał już poważnie i konkretnie. – ... a jeśli jest potrzebna po to, by mógł pan się łatwiej posunąć, na przykład, do gróźb, to – proszę mi wierzyć – od razu może pan zgłosić się na komisariat. – Wbił w Attilę nie tyle oskarżające, co poważne spojrzenie. O dziwo Frank nie wydawał się ani zdenerwowany, ani też zbytnio ucieszony tym, że tym razem to on wprowadza drugiego mężczyznę w niepokój.
Wykonał gest dłonią dając rozmówcy do zrozumienia, że tu wiele od niego zależy i że teraz jego kolej. Czy dalej będzie chciał wyjść? Zrezygnuje? Zadnie się tłumaczyć?
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Tymczasem Attili chodziło jedynie o zwykłą przezorność. Choć wyjątek stanowi zwykle potwierdzenie reguły, to mężczyzna na ogół nie był typem ryzykanta. Jeśli mógł – wolał zmienić miejsce dalszego prowadzenia konwersacji, zwłaszcza z kimś, kto nieukrywanie wiedział o całym, finansowym problemie. Firma miała sporo nielegalnych transakcji, które zostały skrupulatnie zatajone przed opinią publiczną. Będąc tego świadom, Attila ostatecznie wolał nie sprawdzać jakości dźwięków czy obrazów z kamer oraz podsłuchów, których na tym piętrze było wręcz zadziwiająco dużo.
- Proszę nie odbierać tego zbyt personalnie. – Postanowił przypomnieć o cienkiej granicy czystego biznesu. - O pewnych rzeczach wolałbym rozmawiać w nieco bardziej swobodnym miejscu. ...Gróźb? – Posłał doń uważne, niemal przeszywające spojrzenie. - Mogę pana zapewnić, że nawet raz coś takiego przez myśl mi nie przeszło – choć rozumiem pańską podejrzliwość oraz ostrożność. Wiem też, że jest to tylko słowo przeciwko słowu i nijak jestem panu w stanie ich teraz udowodnić. Od pana zależy, czy udzieli mi pan małego kredytu zaufania. Jeśli nie – przecież do niczego pana nie zmuszę i ostatecznie zostaniemy tutaj.
Nie chciał i nie zamierzał brzmieć jakkolwiek nachalnie - wiedział, że mogło to wywołać niepożądane efekty. Chociażby zdradzić jego zdenerwowanie i zestresowanie zaistniałą sytuacją. A Attila, naturalnie, wolał nie okazywać swoich słabości, dzięki którym łatwiej byłoby owinąć go sobie dookoła palca. Starał się miarkować słowa i jednocześnie panować nad mimiką, co czasami okazywało się zadziwiająco trudne. Zwłaszcza w przypadku spojrzeń.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Nie, nie. W tym przypadku jest dokument przeciwko słowu. – Wpierw wskazał na swoją teczkę, potem na mężczyznę. Zamilkł na chwilę i zaczął błądzić wzrokiem po ścianie. Musiał się zastanowić, przemyśleć jak bardzo chce być palantem: bardzo–bardzo czy tylko bardzo.
Dobrze. – Wstał, poprawił marynarkę. Kopertę z łapówką zostawił na blacie biurka, jakby wcale nie miał z nią nic wspólnego. – Chodźmy. – Gestem dłoni zachęcił Attilę do pójścia za nim i skierował się do wyjścia z biura, po drodze oczywiście grzecznie żegnając recepcjonistkę. Gdy przeszli przez korytarz i czekali na windę, Francis wyjął z ust patyczek po lizaku i wyrzucił do pobliskiego kosza, przy okazji uśmiechając się miło do towarzysza.
Będzie panu przeszkadzać, że to ja wybiorę miejsce? – rzucił pogodnie. – Nie jest ono tak oryginalne jak planetarium, ale obstawiam, że się panu spodoba. – Wszedł do windy, poczekał moment aż drzwi się zamkną, po czym nachylił się odrobinę w stronę mężczyzny, jednocześnie zawieszając spojrzenie na odbiciu jego twarzy w lustrze umieszczonym na drzwiach naprzeciwko. – Muszę teraz panu coś wyznać... – szeptał konspiracyjnie. – Nie lubię nudnych sufitów. Myślę, że są one najbardziej niedocenianymi i niewykorzystanymi częściami współczesnych domów. A przecież niektórym tak często przychodzi wpatrywać się w nie godzinami. – Znów się uśmiechnął, tym razem jednym kącikiem ust. – Dlatego nie wiem, na ile świadomie pan to zrobił, ale planetarium było strzałem w dziesiątkę. – Winda zaczęła zwalniać, a Francis cofnął się na przyzwoitą odległość. – Ten chłopak, który wpadł na pomysł z projektorem... – Podjął głośniej. – Nadal u was pracuje?
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach