▲▼
Nujazz Art House – galeria kojarzona głównie z wystawami sztuki nowoczesnej i awangardowymi koncertami muzyków, o których pewnie nie słyszeliście i nigdy więcej nie usłyszycie. Białe ściany, białe podłogi, białe sufity, białe ławy, personel ubrany na biało – aby nic w tym miejscu nie odwracało waszej uwagi od prezentowanych dzieł.
NAH mieści się na pierwszym, drugim i części trzeciego piętra jednego z wieżowców w Centrum, dodatkowo właściciele niedawno wprowadzili w życie nowy plan, wynajęli pomieszczenie w podziemiach budynku i wyświetlają tam niszowe, niskobudżetowe filmy.
O co chodzi? Od paru tygodni w najróżniejszych miejscach w mieście pojawiały się piłki: wszelkiego rozmiaru i koloru, gumowe, plastikowe, skórzane, a nawet szklane, przypominające bombki. Francis widział je podwieszone na sznurku na gałęzi drzewa, na dachach przystanków, w oknach wystaw, na trawnikach, przy znakach drogowych, przy bibliotece publicznej, a nawet w centrum handlowym. Początkowo myślał, że ma do czynienia z jakimś manifestem ulicznego artysty, nawet zaczął szukać, kto mógłby za tym stać i co chciał przekazać – jasne, że nasz tajemniczy BH nie przegapiłby okazji do łyknięcia dawki informacji o koledze po fachu.
Jednak szybko skojarzył piłki z nową wystawą w Nujazz Art House. Nie można było zaprzeczyć, że odrobinę się zawiódł, ale z drugiej strony przyłapał na naiwnej wierze we władze miasta, które wspaniałomyślnie pozwoliłyby na pozostawienie eksponatów... to znaczy aktów wandalizmu jakiegoś chłystka–pseudoartysty.
Tak czy inaczej, skoro organizatorom udało się przykuć jego uwagę, postanowił sprawdzić, co w trawie piszczy, przy okazji, z zaskakującą jak na siebie praktycznością, zaproponował spotkanie Ardzie. Lekcja rosyjskiego w terenie? Czemu nie. Przyjemne z pożytecznym.
Umówili się przed galerią punkt czternasta, ale Francisowi akurat tak się plany ułożyły, że był ponad dwadzieścia minut wcześniej. Spędził ten czas w foyer, niewinnie przyglądał się garstce eksponatów, które tam wystawiono, czytał zapowiedzi nadchodzących wystaw i wydarzeń, a później rozmawiał parę nieskończenie niezręcznych minut z nieznajomą, która, pewnie gdyby tylko dać jej szansę, zaciągnęłaby biednego Franka przez ołtarz w trybie natychmiastowym. Dowiedział się na przykład, że miłośniczka sztuki ma na imię Dorothee, amerykańskie korzenie, że nie ominęła żadnej z wystaw w Nujazz i jest bardzo refleksyjna, a poza tym gadatliwa i wcale nie zrażają ją trudności w przełamywaniu pierwszych lodów. Tak właściwie to ona lubi niedostępnych mężczyzn, pracuje w dużej firmie, nie ma dzieci i... pan mówił, że jak ma na imię?
Lavrentskyi drugi raz zamierzał grzecznie się pożegnać i odejść licząc, że tym razem wymknie się spoza zasięgu zdesperowanej starej panny, po prostu wyjdzie i poczeka na Ardę na dworze, ale przez przeszklenie w drzwiach spostrzegł swe wybawienie. Zimbardo niech będą dzięki!
Skinął głową do Dorothee, uczennicę zaś przywitał uśmiechem z mieszanką wdzięczności i ulgi.
– Dzień dobry – rzucił w miarę głośno, przytrzymał dziewczynie drzwi, zaraz dyskretnie nachylił się w jej stronę i dodał mrukliwie, przechodząc na rosyjski – idźmy stąd...
NAH mieści się na pierwszym, drugim i części trzeciego piętra jednego z wieżowców w Centrum, dodatkowo właściciele niedawno wprowadzili w życie nowy plan, wynajęli pomieszczenie w podziemiach budynku i wyświetlają tam niszowe, niskobudżetowe filmy.
O co chodzi? Od paru tygodni w najróżniejszych miejscach w mieście pojawiały się piłki: wszelkiego rozmiaru i koloru, gumowe, plastikowe, skórzane, a nawet szklane, przypominające bombki. Francis widział je podwieszone na sznurku na gałęzi drzewa, na dachach przystanków, w oknach wystaw, na trawnikach, przy znakach drogowych, przy bibliotece publicznej, a nawet w centrum handlowym. Początkowo myślał, że ma do czynienia z jakimś manifestem ulicznego artysty, nawet zaczął szukać, kto mógłby za tym stać i co chciał przekazać – jasne, że nasz tajemniczy BH nie przegapiłby okazji do łyknięcia dawki informacji o koledze po fachu.
Jednak szybko skojarzył piłki z nową wystawą w Nujazz Art House. Nie można było zaprzeczyć, że odrobinę się zawiódł, ale z drugiej strony przyłapał na naiwnej wierze we władze miasta, które wspaniałomyślnie pozwoliłyby na pozostawienie eksponatów... to znaczy aktów wandalizmu jakiegoś chłystka–pseudoartysty.
Tak czy inaczej, skoro organizatorom udało się przykuć jego uwagę, postanowił sprawdzić, co w trawie piszczy, przy okazji, z zaskakującą jak na siebie praktycznością, zaproponował spotkanie Ardzie. Lekcja rosyjskiego w terenie? Czemu nie. Przyjemne z pożytecznym.
Umówili się przed galerią punkt czternasta, ale Francisowi akurat tak się plany ułożyły, że był ponad dwadzieścia minut wcześniej. Spędził ten czas w foyer, niewinnie przyglądał się garstce eksponatów, które tam wystawiono, czytał zapowiedzi nadchodzących wystaw i wydarzeń, a później rozmawiał parę nieskończenie niezręcznych minut z nieznajomą, która, pewnie gdyby tylko dać jej szansę, zaciągnęłaby biednego Franka przez ołtarz w trybie natychmiastowym. Dowiedział się na przykład, że miłośniczka sztuki ma na imię Dorothee, amerykańskie korzenie, że nie ominęła żadnej z wystaw w Nujazz i jest bardzo refleksyjna, a poza tym gadatliwa i wcale nie zrażają ją trudności w przełamywaniu pierwszych lodów. Tak właściwie to ona lubi niedostępnych mężczyzn, pracuje w dużej firmie, nie ma dzieci i... pan mówił, że jak ma na imię?
Lavrentskyi drugi raz zamierzał grzecznie się pożegnać i odejść licząc, że tym razem wymknie się spoza zasięgu zdesperowanej starej panny, po prostu wyjdzie i poczeka na Ardę na dworze, ale przez przeszklenie w drzwiach spostrzegł swe wybawienie. Zimbardo niech będą dzięki!
Skinął głową do Dorothee, uczennicę zaś przywitał uśmiechem z mieszanką wdzięczności i ulgi.
– Dzień dobry – rzucił w miarę głośno, przytrzymał dziewczynie drzwi, zaraz dyskretnie nachylił się w jej stronę i dodał mrukliwie, przechodząc na rosyjski – idźmy stąd...
Samochód kluczył zatłoczonymi ulicami miasta, usilnie starając przedrzeć się przez korki w śródmieściu. Niezależnie od godziny, zawsze to samo. Od groma samochodów, prywatnych i taksówek, przesuwające się ślimaczym tempem ze względu na mnogość świateł, skrzyżowań oraz wjazdów na parkingi. Kierowca zmienił pas na lewy, wyprzedzając pojazdy skręcające w prawo, po czym dynamicznie wrócił na poprzedni, żeby nikt go nie zablokował. Białowłosa spoglądała znudzona na widoki za szybką, a gwar miasta, chociaż stłumiony, docierał do jej uszu. Mrużąc leniwie błękitne oczy mierzyła ludzi beznamiętnym spojrzeniem, mając wrażenie, iż wszyscy są tacy sami. Skopiowani i wklejeni, powieleni setki razy. Biznesmeni, studenci, uczniowie. Każdy z tych ludzi wydawał się być nudną, szarą kartką, bez historii. Arda odwróciła twarz od szyby, jak gdyby wzgardziła tym, co ujrzała. Wyciągnęła telefon z torebki, zerkając na wiadomości, po czym wyciszyła dźwięki. Zbliżała się powoli do miejsca spotkania z nauczycielem, a wolała, by nikt im nie przeszkadzał w 'lekcji'. Trudno nazwać to typowymi metodami wychowawczymi, aczkolwiek białowłosa wolała to, niż siedzenie w ławce w szkole. W dodatku z klasą. To byłaby kolejna, bolesna godzina jej życia. Tutaj przynajmniej nie ograniczała ich tablica, podręcznik i norma czasowa.
Kierowca wreszcie dojechał, dwie minuty przed czasem, parkując niemalże pod wejściem. Arda machnęła dłonią, każąc mu zostać na swoim miejscu. Otworzyła drzwi, zsuwając się zgrabnie ze swojego miejsca i przerzucając torebkę na ramię, ruszyła w kierunku drzwi. I już na samym początku powitał ją uśmiechnięty Francis, wpuszczający ją do środka. Białowłosa skinęła mu głową w podziękowaniu, lustrując uważnie jasnymi oczami. Zimne tęczówki przesunęły się powoli w stronę obcej jej kobiety, ale szybko skojarzyła fakty widząc jej minę oraz słysząc krótkie zdanie od mężczyzny.
- Dzień dobry. - odparła miękko, jak gdyby nic nie miało miejsca. Poprawiła długie, falowane włosy, które utknęły pod paskiem torebki. Nim ktokolwiek zdążył wciąć się w rozmowę, Arda również zmieniła język, starając się zachować poprawność gramatyczną, jak i akcent. Doskonale wiedziała, że jeżeli popełni błąd Francis ją poprawi. I to w nim ceniła - był rzetelnym i dobrym nauczycielem. O dziwo pracowało im się naprawdę dobrze, a to jest sukces.
- Oczywiście. - stwierdziła krótko. Nie musiał mówić nic więcej. Arda odwróciła się w kierunku wejścia na wystawę, jak gdyby starając się rozeznać w tematyce. Nie słyszała za wiele o tym wydarzeniu, pomimo tego, że jej ojciec pewnie już o nim wiedział. Zerknęła pytająco na Francisa - Wprowadzi mnie pan w temat wystawy? - spytała, powoli kierując się w stronę eksponatów, które jako pierwsze witały gości. Możliwe, że nauczyciel już je widział, aczkolwiek dziewczyna nie chciała przepuścić żadnego.
Kierowca wreszcie dojechał, dwie minuty przed czasem, parkując niemalże pod wejściem. Arda machnęła dłonią, każąc mu zostać na swoim miejscu. Otworzyła drzwi, zsuwając się zgrabnie ze swojego miejsca i przerzucając torebkę na ramię, ruszyła w kierunku drzwi. I już na samym początku powitał ją uśmiechnięty Francis, wpuszczający ją do środka. Białowłosa skinęła mu głową w podziękowaniu, lustrując uważnie jasnymi oczami. Zimne tęczówki przesunęły się powoli w stronę obcej jej kobiety, ale szybko skojarzyła fakty widząc jej minę oraz słysząc krótkie zdanie od mężczyzny.
- Dzień dobry. - odparła miękko, jak gdyby nic nie miało miejsca. Poprawiła długie, falowane włosy, które utknęły pod paskiem torebki. Nim ktokolwiek zdążył wciąć się w rozmowę, Arda również zmieniła język, starając się zachować poprawność gramatyczną, jak i akcent. Doskonale wiedziała, że jeżeli popełni błąd Francis ją poprawi. I to w nim ceniła - był rzetelnym i dobrym nauczycielem. O dziwo pracowało im się naprawdę dobrze, a to jest sukces.
- Oczywiście. - stwierdziła krótko. Nie musiał mówić nic więcej. Arda odwróciła się w kierunku wejścia na wystawę, jak gdyby starając się rozeznać w tematyce. Nie słyszała za wiele o tym wydarzeniu, pomimo tego, że jej ojciec pewnie już o nim wiedział. Zerknęła pytająco na Francisa - Wprowadzi mnie pan w temat wystawy? - spytała, powoli kierując się w stronę eksponatów, które jako pierwsze witały gości. Możliwe, że nauczyciel już je widział, aczkolwiek dziewczyna nie chciała przepuścić żadnego.
Lekko zacisnął usta, maskując uśmiech. Przez myśl mu przeszło, że wolałby, aby Dorothee uznała Ardę za jego córkę, nie za kochankę, ale skupił się na tym tylko przez moment, w duchu podziękował uczennicy za taktowność i szybko przeskoczył myślami z tematu na temat.
– Punkt. Ruch. Proces – odpowiedział tym głosem, którego chyba da się nauczyć tylko po latach wydawania ludzkim mózgom poleceń, na czym mają się skupić przez najbliższe półtorej godziny, a o czym mają zapomnieć. Odbił w bok i zatrzymał się przy najbliższym eksponacie: około dwumetrowym, obłym kształcie z materiału w drobne, poziome pasy, podwieszonym na setkach niteczek do deski przy suficie. – Trzej twórcy: Roy, Mickens i Bortson chcą zwrócić uwagę na to, jak zmiana punktu pływa na poczucie ruchu, a doświadczanie ruchu kształtowanego przez punkty na cały proces, czymkolwiek by on nie był. – Pochylił się lekko, by z bliska przyjrzeć się fakturze materiału. – Nie wiem, czy zauważyłaś, że w różnych miejscach w mieście porozstawiali i pozawieszali piłki. – Zerknął na Ardę. – Pewnie zbagatelizowałbym ich tezę i nazwał zabawą w psychologów sprzed Freuda, gdyby nie te piłki... a raczej gdyby nie znajoma, która powiedziała, że rano, gdy jedzie autobusem do pracy, zaczęła liczyć czas dojazdu na miejsce od pomarańczowej piłki na trawniku, a nie od jakiegoś przystanku. W tym wypadku udało im się potwierdzić założenie, dlatego, oczywiście, zacząłem myśleć, jak by ich obalić. – I tak oto połączył naukę rosyjskiego z czymś, co uwielbiał, czyli gdybaniem, zadawaniem pytań, spostrzeżeniami, odpowiedziami, wnioskami i całą pozornie nieprzydatną resztą paplaniny kojarzonej z filozofią. Świadomie poruszał najrozmaitsze tematy i pozawalał dziewczynie się w nich swobodnie wypowiadać, ciesząc się, że są już na takim etapie nauki, że w miarę swobodnie mogą poprowadzić dialog. Czasem specjalnie w ramach zabawy czy poszerzania słownictwa dodawał takie czy inne wyrażenie po ukraińsku. Poza tym, ach, uwielbiał testować uwagę i spostrzegawczość innych.
– Co o tym sądzisz? – Gestem wskazał eksponat.
– Punkt. Ruch. Proces – odpowiedział tym głosem, którego chyba da się nauczyć tylko po latach wydawania ludzkim mózgom poleceń, na czym mają się skupić przez najbliższe półtorej godziny, a o czym mają zapomnieć. Odbił w bok i zatrzymał się przy najbliższym eksponacie: około dwumetrowym, obłym kształcie z materiału w drobne, poziome pasy, podwieszonym na setkach niteczek do deski przy suficie. – Trzej twórcy: Roy, Mickens i Bortson chcą zwrócić uwagę na to, jak zmiana punktu pływa na poczucie ruchu, a doświadczanie ruchu kształtowanego przez punkty na cały proces, czymkolwiek by on nie był. – Pochylił się lekko, by z bliska przyjrzeć się fakturze materiału. – Nie wiem, czy zauważyłaś, że w różnych miejscach w mieście porozstawiali i pozawieszali piłki. – Zerknął na Ardę. – Pewnie zbagatelizowałbym ich tezę i nazwał zabawą w psychologów sprzed Freuda, gdyby nie te piłki... a raczej gdyby nie znajoma, która powiedziała, że rano, gdy jedzie autobusem do pracy, zaczęła liczyć czas dojazdu na miejsce od pomarańczowej piłki na trawniku, a nie od jakiegoś przystanku. W tym wypadku udało im się potwierdzić założenie, dlatego, oczywiście, zacząłem myśleć, jak by ich obalić. – I tak oto połączył naukę rosyjskiego z czymś, co uwielbiał, czyli gdybaniem, zadawaniem pytań, spostrzeżeniami, odpowiedziami, wnioskami i całą pozornie nieprzydatną resztą paplaniny kojarzonej z filozofią. Świadomie poruszał najrozmaitsze tematy i pozawalał dziewczynie się w nich swobodnie wypowiadać, ciesząc się, że są już na takim etapie nauki, że w miarę swobodnie mogą poprowadzić dialog. Czasem specjalnie w ramach zabawy czy poszerzania słownictwa dodawał takie czy inne wyrażenie po ukraińsku. Poza tym, ach, uwielbiał testować uwagę i spostrzegawczość innych.
– Co o tym sądzisz? – Gestem wskazał eksponat.
Białowłosą akuratnie nie interesowała za kogo weźmie ją obca jej kobieta, więc nawet nie poświęciła jej uwagi, poza momentem, gdy wręcz się na nią natknęła przy wejściu do galerii. Będąc najzupełniej szczerym, Arda prawdopodobnie zapomniała już o istnieniu tamtej osoby, skupiając się na wystawie. Bystre oczy spoglądały na eksponat, słuchając swojego nauczyciela. Akuratnie sztuka współczesna musiała naprawdę mieć w sobie drugie dno i przekaz, by jakkolwiek połechtać zmysły młodej Rovere. Nie chodziło tu o bycie płytkim czy uprzedzonym do nowoczesnego podejścia do twórczości - czasami niektórzy artyści traktowali rzeczy trywialne jako niesamowite. A to już nie podchodziło Ardzie, która od dzieciństwa uwielbiała widzieć kunszt i czas poświęcony danemu dziełu. To tak jak z obrazem; widać, który był traktowany z namaszczeniem, odpowiednio, gdzie każdy ruch pędzla był przemyślany. Miała więc nadzieję, że ta ekspozycja przyniesie jej nieco więcej, niż stracony czas i nudę.
Słysząc o piłkach, uniosła brew, jak gdyby próbując sobie przypomnieć, czy gdziekolwiek taką dostrzegła. Rzadko kiedy podróżowała przez miasto piechotą, a nawał spraw zazwyczaj nie zezwalał jej na leniwe spacery. Możliwe też, iż zwyczajnie zignorowała piłki jako rzecz, którą nie warto sobie zawracać głowy. Nie było to coś bezpośrednio wpływające na jej życie, gdyż ona punkt odniesienia miała stały.
- Założenie prawdziwe po części. Nie każdy zmienia punkt odniesienia. - odparła z wolna, ciągle wodząc spojrzeniem po eksponacie. - Żeby założenie było prawdziwe całościowo, punkt odniesienia powinien zostać zmieniony odgórnie, przez coś niezależnego od osoby zależnej. - Odwróciła się w końcu w kierunku nauczyciela. Trzeba powiedzieć, że naprawdę był dobry w tym co robił. Arda radziła sobie bardzo dobrze, nawet jeżeli czasami zatrzymywała się na ułamek sekundy, nie chcąc popełnić błędu w wymowie.
- Wszystko, o czym próbują mówić, do zmienne. Dynamika. Racja, zależne od siebie. Ale nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia, tak samo, jak nie łatwo zmienić dany proces, jakim może być pozdróż do pracy lub zwykły mechanizm sięgania po koszulę, która zawsze jest w szafie. - odsunęła sie od eksponatu, jakby zachęcając nauczyciela, by zanurzyć się dalej w sztuce. - To tak jakby próbować przedstawić czas w jednoznaczny sposób. Niemożliwe.
Słysząc o piłkach, uniosła brew, jak gdyby próbując sobie przypomnieć, czy gdziekolwiek taką dostrzegła. Rzadko kiedy podróżowała przez miasto piechotą, a nawał spraw zazwyczaj nie zezwalał jej na leniwe spacery. Możliwe też, iż zwyczajnie zignorowała piłki jako rzecz, którą nie warto sobie zawracać głowy. Nie było to coś bezpośrednio wpływające na jej życie, gdyż ona punkt odniesienia miała stały.
- Założenie prawdziwe po części. Nie każdy zmienia punkt odniesienia. - odparła z wolna, ciągle wodząc spojrzeniem po eksponacie. - Żeby założenie było prawdziwe całościowo, punkt odniesienia powinien zostać zmieniony odgórnie, przez coś niezależnego od osoby zależnej. - Odwróciła się w końcu w kierunku nauczyciela. Trzeba powiedzieć, że naprawdę był dobry w tym co robił. Arda radziła sobie bardzo dobrze, nawet jeżeli czasami zatrzymywała się na ułamek sekundy, nie chcąc popełnić błędu w wymowie.
- Wszystko, o czym próbują mówić, do zmienne. Dynamika. Racja, zależne od siebie. Ale nie jest łatwo zmienić przyzwyczajenia, tak samo, jak nie łatwo zmienić dany proces, jakim może być pozdróż do pracy lub zwykły mechanizm sięgania po koszulę, która zawsze jest w szafie. - odsunęła sie od eksponatu, jakby zachęcając nauczyciela, by zanurzyć się dalej w sztuce. - To tak jakby próbować przedstawić czas w jednoznaczny sposób. Niemożliwe.
Lekko zmarszczył brwi i słuchał jej uważnie. Niemal widać było, jak maluje w świadomości mapę twierdzenia, które właśnie poznał.
– Mhm... – mruknął w końcu częściowo na znak, że zrozumiał, a częściowo przytakując swoim myślom i tezie, którą wysnuł i pewnie zdążył przetestować pod setką różnych kątów. – To znaczy... – zaczął ostrożnie, jednocześnie przechodząc do kolejnego eksponatu. Tym razem była to seria zdjęć siedmiu powieszonych w równych odstępach, ukazujących ten sam skwer w tym samym czasie, ale z innych miejsc. – ...że jeśli samodzielnie zmienię punkt odniesienia, pokonam tę samą drogę, jaką bym pokonał bez jego zmiany? I dotrę w to samo miejsce? Że jeśli koszula była tam zawsze, ale sam przewieszę ją na krzesło, czyli zmienię punkt, a nie sam przedmiot, to znaczy, że i tak cały czas będzie w szafie? – Szybko pokręcił głową. – A to co? – Nagle skupił się na zdjęciach. – Chcą pokazać, że ten sam punkt z innej perspektywy wygląda inaczej... czy że jest taki sam, bo nie jest poddawany procesowi – bardziej stwierdził niż zapytał zakładając, że i tak nie uda mu się znaleźć poprawnej odpowiedzi.
– Mhm... – mruknął w końcu częściowo na znak, że zrozumiał, a częściowo przytakując swoim myślom i tezie, którą wysnuł i pewnie zdążył przetestować pod setką różnych kątów. – To znaczy... – zaczął ostrożnie, jednocześnie przechodząc do kolejnego eksponatu. Tym razem była to seria zdjęć siedmiu powieszonych w równych odstępach, ukazujących ten sam skwer w tym samym czasie, ale z innych miejsc. – ...że jeśli samodzielnie zmienię punkt odniesienia, pokonam tę samą drogę, jaką bym pokonał bez jego zmiany? I dotrę w to samo miejsce? Że jeśli koszula była tam zawsze, ale sam przewieszę ją na krzesło, czyli zmienię punkt, a nie sam przedmiot, to znaczy, że i tak cały czas będzie w szafie? – Szybko pokręcił głową. – A to co? – Nagle skupił się na zdjęciach. – Chcą pokazać, że ten sam punkt z innej perspektywy wygląda inaczej... czy że jest taki sam, bo nie jest poddawany procesowi – bardziej stwierdził niż zapytał zakładając, że i tak nie uda mu się znaleźć poprawnej odpowiedzi.
Dziewczyna zaczesała włosy palcami, spoglądając na kolejny eksponat, tym razem w formie zdjęć. Obserwowała je z dużą dokładnością, jakby szukając czegoś więcej, niżeli samego pojęcia kadrowania i odniesienia do płaszczyzny. Zaczynała mieć wrażenie, że cała ta wystawa będzie zbiorem rzeczy niespójnych, acz próbujących odnosić się do siebie w jakiś pokręcony sposób.
- Raczej, żeby zmienić punkt odniesienia nie wystarczy położyć rzeczy zupełnie nie połączonej z nami w losowym miejscu i oczekiwać rezultatu, jakim będzie zmiana trasy bądź zmiana przyzwyczajenia. - dopowiedziała, kierując spojrzenie na nauczyciela, a na jej bladej buźce malował się ten sam wyraz obojętności - Taka piłka, którą położą na trawniku nie wpływa bezpośrednio na nasze życie. Nie jest czymś, co narzuca na nas odgórnie zmianę zachowania albo przyzwyczajenia. Oczywiście, będą osoby, które zwrócą na nie uwagę i może zaczną traktować je jako punkty odniesienia. Większość osób jednak ma mocno zakorzenione przyzwyczajenia. Ciężko je zmienić zwykłą piłeczką. - Ona sama nie widziała sensu w odnoszeniu się w życiu codziennym do obcego przedmiotu, pozostawionego przez kogoś obcego na trawniku albo zawieszonego na drzewie. Nie było w tym nic zaskakujące, co mogłoby zmienić jej postrzeganie rzeczywistości. Cała zabawa mogłaby się zacząć, gdyby te piłki zaczęłyby pojawiać się w mieszkaniach, zmieniać położenie. Pozostawione w świecie zewnętrznym, poza azylami ludzi, były tylko kolejnym kolorem, ale niczym, co stały mieszkaniec zacząłby traktować inaczej. Ludzkość ma zakodowane zachowania, trasy jakie przemierza dziennie i oderwać się od tego wymagałoby ogromu czasu. A niektórzy nie chcieli nic zmieniać...
Zwróciła swoją uwagę z powrotem na zdjęcia. Tym razem szybko przeanalizowała, co powiedział Francis i wzruszyła ramionami:
- A może chcieli pokazać różne płaszczyzny tego samego miejsca. Koniec końców punkt się nie rusza. To osoba obchodzi go na około, fotografując. Nie zmienia się, jest stały. A że jego forma nie jest taka sama z każdej strony... cóż, nie zmienia to faktu, że nie jest dynamiczny, w ruchu. - Podparła dłonią biodra, unosząc nieco brew. W koło tej dwójki przechodzili ludzie, luźno rozmawiając i oglądając wystawę z zaciekawieniem, ale mało kto zatrzymywał się na dłużej, żeby chociaż chwilę zagłębić się w eksponacie i jego przekazie.
- Raczej, żeby zmienić punkt odniesienia nie wystarczy położyć rzeczy zupełnie nie połączonej z nami w losowym miejscu i oczekiwać rezultatu, jakim będzie zmiana trasy bądź zmiana przyzwyczajenia. - dopowiedziała, kierując spojrzenie na nauczyciela, a na jej bladej buźce malował się ten sam wyraz obojętności - Taka piłka, którą położą na trawniku nie wpływa bezpośrednio na nasze życie. Nie jest czymś, co narzuca na nas odgórnie zmianę zachowania albo przyzwyczajenia. Oczywiście, będą osoby, które zwrócą na nie uwagę i może zaczną traktować je jako punkty odniesienia. Większość osób jednak ma mocno zakorzenione przyzwyczajenia. Ciężko je zmienić zwykłą piłeczką. - Ona sama nie widziała sensu w odnoszeniu się w życiu codziennym do obcego przedmiotu, pozostawionego przez kogoś obcego na trawniku albo zawieszonego na drzewie. Nie było w tym nic zaskakujące, co mogłoby zmienić jej postrzeganie rzeczywistości. Cała zabawa mogłaby się zacząć, gdyby te piłki zaczęłyby pojawiać się w mieszkaniach, zmieniać położenie. Pozostawione w świecie zewnętrznym, poza azylami ludzi, były tylko kolejnym kolorem, ale niczym, co stały mieszkaniec zacząłby traktować inaczej. Ludzkość ma zakodowane zachowania, trasy jakie przemierza dziennie i oderwać się od tego wymagałoby ogromu czasu. A niektórzy nie chcieli nic zmieniać...
Zwróciła swoją uwagę z powrotem na zdjęcia. Tym razem szybko przeanalizowała, co powiedział Francis i wzruszyła ramionami:
- A może chcieli pokazać różne płaszczyzny tego samego miejsca. Koniec końców punkt się nie rusza. To osoba obchodzi go na około, fotografując. Nie zmienia się, jest stały. A że jego forma nie jest taka sama z każdej strony... cóż, nie zmienia to faktu, że nie jest dynamiczny, w ruchu. - Podparła dłonią biodra, unosząc nieco brew. W koło tej dwójki przechodzili ludzie, luźno rozmawiając i oglądając wystawę z zaciekawieniem, ale mało kto zatrzymywał się na dłużej, żeby chociaż chwilę zagłębić się w eksponacie i jego przekazie.
Uśmiechnął się pod nosem. Rozumiał sposób myślenia Ardy i z jednej strony potrafił się z nią zgodzić: rozumiał praktyczne podejście i chęć obserwowania żywych reakcji, bezpośredniego wypływu. Z drugiej nie umiał zaprzeczyć, że nawet najdrobniejszy wpływ jest jakimś wpływem i musi przyznać twórcom tezy rację, nieważne, jak bardzo chciałby wyciągnąć od nich więcej soczystych wniosków.
– Albo to, że robienie zdjęć nieruchomemu obiektowi w jakiś sposób zmieniło fotografa? Bo był w tym miejscu, a nie innym, bo myślał o tym, a nie czymś innym, bo w końcu my tu przez to jesteśmy...? – Zaśmiał się cicho. – Nie wiem. Chyba za bardzo staram się widzieć w tym sens. Chyba podświadomie nie chcę, by ta wystawa była kolejną z setek przeciętnych, na których byłem.
Ech, ludzie, poglądy, teorie i gdzieś pomiędzy tym wszystkim artyzm. Dla samego Francisa jedną z największych możliwości sztuki współczesnej było komentowanie bieżących wydarzeń, na przykład... O szlag. Zerknął na kolejny eksponat, na następne zdjęcie, tym razem większe, położone centralnie na ścianie – i rozpoznał własny mural.
Fotografia przedstawiała z pewnego oddalenia szkołę, rozmazane sylwetki wybiegających po skończonych zajęciach dzieci w mundurkach i szkolny mur, a na nim rysunek grubego, niskiego chłopca z podbitym okiem, który obracał się przez ramię, przed sobą trzymając plecak niezgrabnie ukrytą bombą lotniczą. Pewnie większość obywateli Kanady potrafiłaby poznać, że jest to interpretacja głośnej jakieś dwa lata temu sprawy szesnastoletniego chłopaka prześladowanego w szkole przez rówieśników. Uczeń uprzedzał nauczycieli, że jeszcze trochę i nie wytrzyma presji, przyniesie ze sobą bombę, którą już skonstruował i wysadzi cały budynek. Nikt nie wierzył, dopóki za jakiś czas w piwnicy rzeczywiście nie natrafiono na ładunek, który jakimś cudem nie wybuchł.
Proste skojarzenie, proste zdjęcie, dzieci w ruchu i jego graffiti jako punkt. Francis wiedział, że mural już dawno jest zamalowany, domyślał się, że przypadkowo trafił na to zdjęcie, ale i tak poczuł ukłucie niepokoju. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i bez większego komentarza przeszedł dalej.
– Albo to, że robienie zdjęć nieruchomemu obiektowi w jakiś sposób zmieniło fotografa? Bo był w tym miejscu, a nie innym, bo myślał o tym, a nie czymś innym, bo w końcu my tu przez to jesteśmy...? – Zaśmiał się cicho. – Nie wiem. Chyba za bardzo staram się widzieć w tym sens. Chyba podświadomie nie chcę, by ta wystawa była kolejną z setek przeciętnych, na których byłem.
Ech, ludzie, poglądy, teorie i gdzieś pomiędzy tym wszystkim artyzm. Dla samego Francisa jedną z największych możliwości sztuki współczesnej było komentowanie bieżących wydarzeń, na przykład... O szlag. Zerknął na kolejny eksponat, na następne zdjęcie, tym razem większe, położone centralnie na ścianie – i rozpoznał własny mural.
Fotografia przedstawiała z pewnego oddalenia szkołę, rozmazane sylwetki wybiegających po skończonych zajęciach dzieci w mundurkach i szkolny mur, a na nim rysunek grubego, niskiego chłopca z podbitym okiem, który obracał się przez ramię, przed sobą trzymając plecak niezgrabnie ukrytą bombą lotniczą. Pewnie większość obywateli Kanady potrafiłaby poznać, że jest to interpretacja głośnej jakieś dwa lata temu sprawy szesnastoletniego chłopaka prześladowanego w szkole przez rówieśników. Uczeń uprzedzał nauczycieli, że jeszcze trochę i nie wytrzyma presji, przyniesie ze sobą bombę, którą już skonstruował i wysadzi cały budynek. Nikt nie wierzył, dopóki za jakiś czas w piwnicy rzeczywiście nie natrafiono na ładunek, który jakimś cudem nie wybuchł.
Proste skojarzenie, proste zdjęcie, dzieci w ruchu i jego graffiti jako punkt. Francis wiedział, że mural już dawno jest zamalowany, domyślał się, że przypadkowo trafił na to zdjęcie, ale i tak poczuł ukłucie niepokoju. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i bez większego komentarza przeszedł dalej.
Arda po prostu nie miała zamiaru zajmować swojej głowy bzdetami. Życie leciało szybko, było ulotne i kruche, a w każdej chwili mogło się zdarzyć coś, co je ukróci. Była aż nadto praktyczna. Nie miała odruchu kontemplacji nad zwykłymi fotografiami skweru, który po był i to właśnie jest przerost formy nad treścią.
- Każda fotografia może zmienić artystę. Nie tylko skwer na wystawę. - odparła, unosząc nieco wyżej podbródek, po czym z ukosa zerknęła na nauczyciela - Oni patrzą i żyją za szkłem obiektywu. Żyją obrazami. Niezależnie, czy są to zdjęcia na wystawę czy do użytku prywatnego. - wzruszyła ramionami, nie widząc większej filozofii w tym eksponacie. Równie dobrze mógł być to apartamentowiec. Według niej chodziło o płaszczyzny.
- W dzisiejszych czasach współczesna sztuka zrobiła aż nadto, by móc być oryginalną. Rzadko kiedy się zdarza, że cokolwiek wstrzymuje człowieka na dłuższą chwilę. Może dlatego sztuka 'starsza' ma lepsze oddziaływanie na innych. Kiedyś nie starali się na siłę być oryginalni, a przedstawiali myśli i obrazy przystępniej, logiczniej, a nadal z drugim dnem. - Białowłosa uwielbiała renesansowych artystów. Podziwiała ich dryg matematyczny i fizyczny. Podziwiała ich otwarte umysły. Sam fakt, że w czternastym wieku używali tak wielu perspektyw wyliczanych z dokładnością dzisiejszych komputerów była zadziwiający. Sztuka współczesna musiała się więc bronić rękami i nogami przed krytyką z ust Rovere, która oczekiwała naprawdę wiele po autorach.
Reakcja Franics'a sprawiła, że Arda zatrzymała się przed zdjęciem. Uniosła brew, spoglądając na plecy nauczyciela, jak gdyby zapisując w głowie wszystko, co robił. Doszukując się każdego odstępstwa od normy. Skoro tak strasznie doszukiwał się w poprzednich eksponatach sensu, czemu ten zostawił okraszony pomrukiem? Coś sprawiło, że w koło zasiało się ziarno niepewności. Białowłosa zwróciła uwagę na zdjęcie, skanując je uważnie spojrzeniem. Szkoła. Dzieci. Mural. Słyszała o bombie i dzieciaku, nigdy jednak nie interesowała się tą sprawą mocniej. Pytanie brzmiało - Francis znał chłopca czy miał coś wspólnego z tym kadrem? Błękitne oczy zwróciły uwagę na mural, wyłapując każdy szczegół z mowy ciała chłopca.
- Czemu wtedy wszyscy przeżyli? To był jego błąd w konstrukcji bomby czy po prostu wołał o pomoc w ten sposób? - spytała głośniej, by mężczyzna mógł ją usłyszeć, ale nie ruszyła się dalej.
- Każda fotografia może zmienić artystę. Nie tylko skwer na wystawę. - odparła, unosząc nieco wyżej podbródek, po czym z ukosa zerknęła na nauczyciela - Oni patrzą i żyją za szkłem obiektywu. Żyją obrazami. Niezależnie, czy są to zdjęcia na wystawę czy do użytku prywatnego. - wzruszyła ramionami, nie widząc większej filozofii w tym eksponacie. Równie dobrze mógł być to apartamentowiec. Według niej chodziło o płaszczyzny.
- W dzisiejszych czasach współczesna sztuka zrobiła aż nadto, by móc być oryginalną. Rzadko kiedy się zdarza, że cokolwiek wstrzymuje człowieka na dłuższą chwilę. Może dlatego sztuka 'starsza' ma lepsze oddziaływanie na innych. Kiedyś nie starali się na siłę być oryginalni, a przedstawiali myśli i obrazy przystępniej, logiczniej, a nadal z drugim dnem. - Białowłosa uwielbiała renesansowych artystów. Podziwiała ich dryg matematyczny i fizyczny. Podziwiała ich otwarte umysły. Sam fakt, że w czternastym wieku używali tak wielu perspektyw wyliczanych z dokładnością dzisiejszych komputerów była zadziwiający. Sztuka współczesna musiała się więc bronić rękami i nogami przed krytyką z ust Rovere, która oczekiwała naprawdę wiele po autorach.
Reakcja Franics'a sprawiła, że Arda zatrzymała się przed zdjęciem. Uniosła brew, spoglądając na plecy nauczyciela, jak gdyby zapisując w głowie wszystko, co robił. Doszukując się każdego odstępstwa od normy. Skoro tak strasznie doszukiwał się w poprzednich eksponatach sensu, czemu ten zostawił okraszony pomrukiem? Coś sprawiło, że w koło zasiało się ziarno niepewności. Białowłosa zwróciła uwagę na zdjęcie, skanując je uważnie spojrzeniem. Szkoła. Dzieci. Mural. Słyszała o bombie i dzieciaku, nigdy jednak nie interesowała się tą sprawą mocniej. Pytanie brzmiało - Francis znał chłopca czy miał coś wspólnego z tym kadrem? Błękitne oczy zwróciły uwagę na mural, wyłapując każdy szczegół z mowy ciała chłopca.
- Czemu wtedy wszyscy przeżyli? To był jego błąd w konstrukcji bomby czy po prostu wołał o pomoc w ten sposób? - spytała głośniej, by mężczyzna mógł ją usłyszeć, ale nie ruszyła się dalej.
Zatrzymał się i obrócił na pięcie. Znów zerknął na zdjęcie i wzruszył ramionami.
– Nie wiem. Słyszałem tylko, że nie wybuchło. – Przeniósł wzrok na Ardę i podszedł do niej, by nie podnosić głosu. – W reportażu było napisane, że nie mają pewności, skąd chłopak wiedział, jak to wszystko połączyć, ale zrobił to zaskakująco poprawnie. Podobno zeznał, że uczył się oglądając filmiki w internecie. Jak dla mnie to bardzo prawdopodobna wersja. – Znów chwilę patrzył na eksponat. Właściwie Francisowi podobało się, jak ktoś połączył części zdjęcia: dłuższy czas naświetlania, porę dnia, rozmazane dzieci, szkołę w tle i mural z przodu, ale o całej wystawie miał coraz gorszą opinię. Miał wrażenie, że panowie artyści... ach, zresztą, może nie warto się zrażać? Jeszcze nie dotarli do końca.
– A co? Interesuje cię przemoc szkolna i jej następstwa? – spytał z lekkim niedowierzaniem w głosie.
– Nie wiem. Słyszałem tylko, że nie wybuchło. – Przeniósł wzrok na Ardę i podszedł do niej, by nie podnosić głosu. – W reportażu było napisane, że nie mają pewności, skąd chłopak wiedział, jak to wszystko połączyć, ale zrobił to zaskakująco poprawnie. Podobno zeznał, że uczył się oglądając filmiki w internecie. Jak dla mnie to bardzo prawdopodobna wersja. – Znów chwilę patrzył na eksponat. Właściwie Francisowi podobało się, jak ktoś połączył części zdjęcia: dłuższy czas naświetlania, porę dnia, rozmazane dzieci, szkołę w tle i mural z przodu, ale o całej wystawie miał coraz gorszą opinię. Miał wrażenie, że panowie artyści... ach, zresztą, może nie warto się zrażać? Jeszcze nie dotarli do końca.
– A co? Interesuje cię przemoc szkolna i jej następstwa? – spytał z lekkim niedowierzaniem w głosie.
Poczekała, aż mężczyzna skończy mówić, po czym przeniosła wzrok z jego osoby znów na zdjęcie. Wiedziała, że któryś element układanki nie pasuje. Nie wiedziała jedynie co, a Francis nie był pierwszym lepszym dzieciakiem, z którego można było czytać jak z otwartej książki. Spoglądała to na mural, to na szkołę i tak w kółko. Milczała, jak gdyby zawiesiła się w jakiejś przestrzeni, dostępnej tylko dla niej. Uniosła dłoń, przeczesując długie, srebrne włosy, w końcu przerywając milczenie:
- W internecie jesteśmy znaleźć wszystko, od budowy domowej rakiety kosmicznej po bomby. To mnie nie dziwi wcale. - stwierdziła spokojnie, wzruszając ramionami. - Prędzej obstawiam, że dzieciak wcale nie chciał, by to wybuchło. Po prostu chciał zwrócić na siebie uwagę w wyjątkowo... głośny sposób. Nie przyniosłoby mu to długotrwałej ulgi, bo równie dobrze w innym miejscu mógłby być równie nieszczęśliwy, co w tej szkole. A sam by się nie wysadził. To dziecko. Samo z siebie nigdy nie pozbawi się życia. - Oderwała wreszcie spojrzenie od fotografii, zwracając się do mężczyzny przodem. Wydawała się tak samo spokojna i obiektywna co wcześniej. Słysząc pytanie nauczyciela, uniosła lekko kąciki ust w nieco kpiącym oraz rozbawionym uśmiechu:
- Nie interesuje mnie żadna kategoria przemocy. Interesuje mnie psychologia, psychiatria, odchylenia i ich następstwa. - odpowiedziała nadzwyczaj szczerze, po czym rozejrzała się jak gdyby szukając kolejnego eksponatu. Jak dotąd to to zdjęcie było najciekawszym punktem, ale nie ze względów plastycznych. Cóż, dobre i to.
- W internecie jesteśmy znaleźć wszystko, od budowy domowej rakiety kosmicznej po bomby. To mnie nie dziwi wcale. - stwierdziła spokojnie, wzruszając ramionami. - Prędzej obstawiam, że dzieciak wcale nie chciał, by to wybuchło. Po prostu chciał zwrócić na siebie uwagę w wyjątkowo... głośny sposób. Nie przyniosłoby mu to długotrwałej ulgi, bo równie dobrze w innym miejscu mógłby być równie nieszczęśliwy, co w tej szkole. A sam by się nie wysadził. To dziecko. Samo z siebie nigdy nie pozbawi się życia. - Oderwała wreszcie spojrzenie od fotografii, zwracając się do mężczyzny przodem. Wydawała się tak samo spokojna i obiektywna co wcześniej. Słysząc pytanie nauczyciela, uniosła lekko kąciki ust w nieco kpiącym oraz rozbawionym uśmiechu:
- Nie interesuje mnie żadna kategoria przemocy. Interesuje mnie psychologia, psychiatria, odchylenia i ich następstwa. - odpowiedziała nadzwyczaj szczerze, po czym rozejrzała się jak gdyby szukając kolejnego eksponatu. Jak dotąd to to zdjęcie było najciekawszym punktem, ale nie ze względów plastycznych. Cóż, dobre i to.
Zaczął podejrzewać, że Arda coś wyczuła, ale, ku jego własnemu zaskoczeniu, nie przestraszyło go to. Istniały tak marne szanse, że dziewczyna domyśli się prawdy, że to wręcz nierealne, a jeśli wykombinuje jakieś inne połączenie Francisa ze sprawą czy z samym muralem, to tak jakby dawała mu tarczę ochronną, alibi.
Pokiwał głową. Prawda, w internecie można znaleźć wszystko, jeśli wie się, gdzie szukać.
– Myślę, że chciał i nie chciał naraz. – Nie skomentował opinii Ardy o samobójstwie, bo dzieciak był już w tym wieku, że mógł się na to zdecydować – owszem, pewnie nie miał na tyle rozwiniętej świadomości w kwestii ostateczności śmierci jak dorośli, ale samobójstwa wśród dzieci istniały i wcale nie były taką rzadkością, jaką chcielibyśmy, żeby były. Uznał, że dziewczyna potrzebuje nabrać praktyki w dziedzinie, aby zmienić zdanie.
– Rozumiem, że ciebie może to nie interesować, ale skoro mówisz o psychologii ogólnie, to przemoc jest wielką częścią jej badań. – Sprostował. – Naukowcy właściwie jeszcze przed Freudem doszukiwali się przyczyn przemocy i sposobów jej kontrolowania. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że już w starożytności to uwzględniano, bo chociażby teoria humoralna... O? – Znów zaczynał wpadać w nauczycielski ton, ale, na szczęście, przerwał mu telefon, którego wibracje poczuł w kieszeni. Zerknął na wyświetlacz i rozłączył połączenie marszcząc brwi. – Wygląda na to, ze na dzisiaj będziemy musieli... skończyć. Obiecuję zrekompensować ci ten czas podwójnie. – Dotknął ramienia młodej kobiety. – Przepraszam, Arda. – I nie tłumacząc więcej skierował się do wyjścia.
[ZT]
Pokiwał głową. Prawda, w internecie można znaleźć wszystko, jeśli wie się, gdzie szukać.
– Myślę, że chciał i nie chciał naraz. – Nie skomentował opinii Ardy o samobójstwie, bo dzieciak był już w tym wieku, że mógł się na to zdecydować – owszem, pewnie nie miał na tyle rozwiniętej świadomości w kwestii ostateczności śmierci jak dorośli, ale samobójstwa wśród dzieci istniały i wcale nie były taką rzadkością, jaką chcielibyśmy, żeby były. Uznał, że dziewczyna potrzebuje nabrać praktyki w dziedzinie, aby zmienić zdanie.
– Rozumiem, że ciebie może to nie interesować, ale skoro mówisz o psychologii ogólnie, to przemoc jest wielką częścią jej badań. – Sprostował. – Naukowcy właściwie jeszcze przed Freudem doszukiwali się przyczyn przemocy i sposobów jej kontrolowania. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że już w starożytności to uwzględniano, bo chociażby teoria humoralna... O? – Znów zaczynał wpadać w nauczycielski ton, ale, na szczęście, przerwał mu telefon, którego wibracje poczuł w kieszeni. Zerknął na wyświetlacz i rozłączył połączenie marszcząc brwi. – Wygląda na to, ze na dzisiaj będziemy musieli... skończyć. Obiecuję zrekompensować ci ten czas podwójnie. – Dotknął ramienia młodej kobiety. – Przepraszam, Arda. – I nie tłumacząc więcej skierował się do wyjścia.
[ZT]
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach