▲▼
Strona 1 z 2 • 1, 2
Na obrzeżach miasta ulokowany jest sporych rozmiarów budynek, który wynajęto na rzecz zorganizowania najróżniejszych kursów. Obszerny na szerokość blok liczy sobie trzy piętra, które przeznaczono do użytku edukacyjnego. Chociaż lokalizacja mogłaby pozostawiać wiele do życzenia, szkoła cieszy się dość dużą popularnością i renomą, a także oferuje szeroki zakres zajęć – rzecz jasna, za odpowiednią cenę. Można znaleźć tu wiele rzeczy dla siebie – od przeróżnych sztuk walki, przez taniec (klasyczny, towarzyski i nowoczesny), aż po kursy języków obcych (w tym niemiecki, włoski, hiszpański, francuski, japoński i wiele innych). W tak dużym miejscu znalazło się miejsce na wyspecjalizowane i bogate w przydatny sprzęt sale, a także na zwyczajne klasy naukowe z porozstawianymi ławkami, biurkiem nauczyciela oraz tablicą. Niemalże codziennie przetaczają się tu jacyś ambitni uczniowie – najczęściej w godzinach popołudniowych i wieczornych, zaraz po szkole. Jedynie w soboty można natknąć się na nich już od rana. Każde piętro przeznaczone jest na inną działalność:
― parter to centrum dowodzenia, gdzie znajdują się wszystkie biura organizatorów i gdzie w każdym miesiącu można dokonać zapłaty za kursy, nie musząc wspinać się przy tym na wyższe piętra;
― pierwsze piętro zostało dostosowane pod tancerzy wszelkiej maści, a sale taneczne posiadają dźwiękoszczelne ściany, by ćwiczący nie przeszkadzali sobie nawzajem, choć najczęściej zdarza się, że plany zajęć nie pokrywają się ze sobą. Sale są na tyle duże, że niemalże w każdej z nich znalazło się również miejsce na widownię – zdarza się, że rodzina lub znajomi ćwiczących czasem zajmują sobie czas obserwowaniem treningów;
― drugie piętro stanowią sale do ćwiczeń dla tych, którzy chcą dowiedzieć się jak skutecznie dać komuś w zęby. I w tym przypadku sale wzbogacone są o niezbyt duże trybuny, gdyby ktoś miał ochotę poprzyglądać się treningowi;
― trzecie piętro jest z kolei zacisznym miejscem dla osób, które chcą ograniczyć się do wzbogacania swojej wiedzy w zakresie języków obcych.
Nie umiem wymyślić nazwy, nie znoszę tworzyć opisów, ejmen.
― parter to centrum dowodzenia, gdzie znajdują się wszystkie biura organizatorów i gdzie w każdym miesiącu można dokonać zapłaty za kursy, nie musząc wspinać się przy tym na wyższe piętra;
― pierwsze piętro zostało dostosowane pod tancerzy wszelkiej maści, a sale taneczne posiadają dźwiękoszczelne ściany, by ćwiczący nie przeszkadzali sobie nawzajem, choć najczęściej zdarza się, że plany zajęć nie pokrywają się ze sobą. Sale są na tyle duże, że niemalże w każdej z nich znalazło się również miejsce na widownię – zdarza się, że rodzina lub znajomi ćwiczących czasem zajmują sobie czas obserwowaniem treningów;
― drugie piętro stanowią sale do ćwiczeń dla tych, którzy chcą dowiedzieć się jak skutecznie dać komuś w zęby. I w tym przypadku sale wzbogacone są o niezbyt duże trybuny, gdyby ktoś miał ochotę poprzyglądać się treningowi;
― trzecie piętro jest z kolei zacisznym miejscem dla osób, które chcą ograniczyć się do wzbogacania swojej wiedzy w zakresie języków obcych.
Nie umiem wymyślić nazwy, nie znoszę tworzyć opisów, ejmen.
Głośna muzyka wypełniała całą salę, a basy i rytmiczne uderzanie butów o podłogę sprawiały, że całe pomieszczenie drgało, jakby zaraz miało przyłączyć się do wyczerpujących ćwiczeń i zacząć kołysać w rytm dźwięków. Konkurs taneczny zbliżał się wielkimi krokami, więc nie było nawet mowy o tym, by ktokolwiek z grupy mógł pozwolić sobie na lenistwo. Wszyscy w pełni skupiali się na wyuczonych krokach i zdawało się, że za każdym razem udoskonalali płynność ruchów, ze skupieniem wpatrując się w odbicia w wielkim, naściennym lustrze – w swoje własne i towarzyszy, z którymi należało zsynchronizować niektóre partie. Trenerka stała naprzeciwko nich, co jakiś czas odruchowo przypominając im o przejściach i o tym, co w danym momencie należało zrobić, choć ćwiczyli ten układ już tak wiele razy, że pomyłka nie wchodziła w grę.
― I raz, dwa, trzy ― odliczyła głośno i machnęła ręką na czwórkę uczniów, w tym Hatheway'a, który jak na znak odbił się od ziemi, lądując butem na splecionych dłoniach chłopaka, który wybił go do góry, ułatwiając wykonanie salta do tyłu. Ciężko zliczyć, ile razy musieli próbować ten ruch i ile siniaków się dorobili, jednak od jakiegoś czasu bez większego trudu udawało się im wylądować na parkiecie na nogach, a nie na plecach.
Zaraz po tym muzyka ucichła, przez co wyraźnie dało się usłyszeć głośne i przyspieszone oddechy skatowanych treningiem tancerzy. Czarnowłosy pochylił się do przodu, opierając rękami o kolana, by nieco unormować swój oddech. Dopiero wyprostowawszy się, złapał za kołnierz podkoszulka i otarł nim spoconą twarz, do której poprzylepiały się ciemne kosmyki.
― Dobra, macie dziesięć minut przerwy! Nie rozleniwcie się za bardzo.
― No wreszcie, myślałem, że wypluję płuca ― wymamrotał marudnie Josh i klepnął w ramię stojącego obok Excelsiora, szczerząc się przy tym głupkowato. ― Widzę, że nasz ulubieniec też ma już dość ― rzucił zaczepnie, spotykając się z mrożącym spojrzeniem dwukolorowych oczu, w których mimo wszystko zaplątał się jakiś przebłysk rozbawienia.
― Przynajmniej mam tak po dawaniu z siebie stu procent, a nie marnych dwudziestu. ― Podszedł do ławki i opadł na nią ciężko, wyciągając nogi przed siebie. Chwycił za pozostawiony tam wcześniej ręcznik i dokładniej przetarł twarz, odgarniając niedbale na bok wilgotne włosy.
― Że niby co to ma znaczyć? ― spytał niby to oburzonym tonem. Noah był mu znany na tyle dobrze, że wiedział, że chłopak próbował się z nim droczyć, mimo że w większości przypadków brunet był całkowicie poważny.
― Że musisz jeszcze popracować nad swoimi ślamazarnymi ruchami, Payne ― odparł, mierząc go oceniającym spojrzeniem i zaraz pokręcił głową, wyrażając tym swoje zrezygnowanie, jednak gdzieś w trakcie tego komentarza Josh już zdążył usiąść na ławce i skupić się na konsumpcji kanapki. Nie mógł jednak darować sobie wystawienia środkowego palca w stronę Hatheway'a.
Przewodniczący parsknął pod nosem, sztucznie symulując rozbawienie, po czym chwycił za butelkę wody i łapczywie pociągnął z niej kilka większych łyków wody. Ciężko było mu ukryć fakt, że tym razem zmęczył się jak nigdy.
― I raz, dwa, trzy ― odliczyła głośno i machnęła ręką na czwórkę uczniów, w tym Hatheway'a, który jak na znak odbił się od ziemi, lądując butem na splecionych dłoniach chłopaka, który wybił go do góry, ułatwiając wykonanie salta do tyłu. Ciężko zliczyć, ile razy musieli próbować ten ruch i ile siniaków się dorobili, jednak od jakiegoś czasu bez większego trudu udawało się im wylądować na parkiecie na nogach, a nie na plecach.
Zaraz po tym muzyka ucichła, przez co wyraźnie dało się usłyszeć głośne i przyspieszone oddechy skatowanych treningiem tancerzy. Czarnowłosy pochylił się do przodu, opierając rękami o kolana, by nieco unormować swój oddech. Dopiero wyprostowawszy się, złapał za kołnierz podkoszulka i otarł nim spoconą twarz, do której poprzylepiały się ciemne kosmyki.
― Dobra, macie dziesięć minut przerwy! Nie rozleniwcie się za bardzo.
― No wreszcie, myślałem, że wypluję płuca ― wymamrotał marudnie Josh i klepnął w ramię stojącego obok Excelsiora, szczerząc się przy tym głupkowato. ― Widzę, że nasz ulubieniec też ma już dość ― rzucił zaczepnie, spotykając się z mrożącym spojrzeniem dwukolorowych oczu, w których mimo wszystko zaplątał się jakiś przebłysk rozbawienia.
― Przynajmniej mam tak po dawaniu z siebie stu procent, a nie marnych dwudziestu. ― Podszedł do ławki i opadł na nią ciężko, wyciągając nogi przed siebie. Chwycił za pozostawiony tam wcześniej ręcznik i dokładniej przetarł twarz, odgarniając niedbale na bok wilgotne włosy.
― Że niby co to ma znaczyć? ― spytał niby to oburzonym tonem. Noah był mu znany na tyle dobrze, że wiedział, że chłopak próbował się z nim droczyć, mimo że w większości przypadków brunet był całkowicie poważny.
― Że musisz jeszcze popracować nad swoimi ślamazarnymi ruchami, Payne ― odparł, mierząc go oceniającym spojrzeniem i zaraz pokręcił głową, wyrażając tym swoje zrezygnowanie, jednak gdzieś w trakcie tego komentarza Josh już zdążył usiąść na ławce i skupić się na konsumpcji kanapki. Nie mógł jednak darować sobie wystawienia środkowego palca w stronę Hatheway'a.
Przewodniczący parsknął pod nosem, sztucznie symulując rozbawienie, po czym chwycił za butelkę wody i łapczywie pociągnął z niej kilka większych łyków wody. Ciężko było mu ukryć fakt, że tym razem zmęczył się jak nigdy.
To nic, że na pierwszym piętrze miała jedynie pojawić się przelotem, a pomieszczenie, do którego weszła, kompletnie nie przypominało tego, w którym powinna się znaleźć - czyli piętro wyżej, wyposażonego w worki treningowe, jak i zapewne sporych wielkości maty do boksu. Nic, ale to kompletnie nic nie miało wówczas znaczenia, bowiem z całą pewnością, tę czarną czuprynę poznałaby niemalże wszędzie.
Usiadła na widowni, wtapiając się w nieliczny tłumek gapiów, którzy obserwowali trening grupy tanecznej, do której zamierzała dołączyć jej znajoma. A ona? Miała jedynie przekazać informację, że tym razem nie mogła pojawić się na zajęciach. Skoro sama wybierała się na swoje pierwsze ćwiczenia, mogła więc zahaczyć i o piętro niżej, prawda? Przez pewną chwilę z lekkim grymasem znudzenia wymalowanym na twarzy, przyglądała się tańczącej grupce, jednocześnie pośpieszając w myślach niekończącą się muzykę. Spóźnię się, cholera. Przygryzając dolną wargę, jeszcze raz obleciała spojrzeniem po spoconych, ruszających się ciałach i gdyby nie lustro, które idealnie odbijało ich front, pewnie wciąż z założonymi rękoma czekałaby na przerwę. Oczy dziewczyny, które momentalnie przybrały formę pięciozłotówek, nie śledziły już całego teamu, a wręcz przeciwnie - skupiły się na jednej, jedynej sylwetce, dzięki której mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Tak figlarnie, z takim zresztą rozmachem, że z boku musiała wyglądać doprawdy komicznie.
― Dobra, macie dziesięć minut przerwy! Nie rozleniwcie się za bardzo. ― Raz jeszcze przebiegła wzrokiem po widocznie zmęczonych członkach zespołu, by następnie zawiesić go na siadającym na ławce chłopaku. Wstała, ściskając lewą dłonią pasek przewieszonej przez ramię torby i gdy większość osób zaczęła schodzić z widowni, ona również ruszyła przed siebie, w głowie mając tylko jedno: skoro on tam był, ona też musiała stać się tego częścią. A boks? Jaki boks... Zapominając o nim jak za pstryknięciem palcami, właśnie odkryła w sobie nową pasję - taniec, proszę państwa, taniec.
Zauważona przez Hatheway'a czy też nie, prześliznęła się przez salę w mgnieniu oka, by następnie z uśmiechem wymalowanym na ustach, zatrzymać się przed trenerką - stojącą pewną odległość od obserwowanych wcześniej ławek.
― Przepraszam... ― zaczęła, przybierając jeden z typowych dla niej tonów, dzięki którym łatwiej było Blythe osiągnąć to, czego w danym momencie chciała. A czego chciała? No właśnie. ― Właściwie miałam tylko przekazać, że Sara nie zrezygnowała, ale jej dzisiaj nie będzie i... skoro już tu jes-...
― Ach, tak! ― Podniesiony głos stojącej naprzeciw kobiety przerwał jej w pół zdania, zapewniając tym samym o tym, że doskonale przypomina sobie Sarę i że oczywiście nie ma problemu, niech pojawi się następnym razem. Pokiwała więc głową i nie pozbywając się uprzejmego wyrazu twarzy ani na sekundę, leciutko przechyliła głowę.
― Tak... Miałam na myśli, że skoro już tu jestem, chciałabym dołączyć do grupy ― wypaliła prosto z mostu, podpierając lewą ręką biodro. No, dalej.
Poważnie? Ściągnięte brwi rozmówczyni powinny dać jej do zrozumienia, że pomysł, jaki narodził się w główce blondynki zaledwie kilkanaście minut temu, wcale nie był najlepszy. No, nie zaliczał się nawet do kategorii całkiem znośnych. Przecież, cholera, ona nie potrafiła tańczyć.
― Sama nie wiem, nie chcę cię zniechęcać, wiesz... Aktualnie jesteśmy przed konkursem, także nie mogę niczego obiecać, ale...
― Oczywiście, nadgonię ― rzuciła pewnie, tym razem przejmując pałeczkę i osobiście wchodząc w słowo trenerki. ― Tańczyłam już, a raczej tańczę, więc... ― oho, tańczyłam! ― Dam sobie radę. Potrzebuję jedynie kogoś, kto, wie pani, trochę mnie ustawi. ― Śmiejąc się przy ostatnim wypowiedzianym słowie, znacząco zerknęła w stronę ławek.
― No dobra. ― Chwila ciszy, ciche mruknięcie kobiety i mała kłamczucha mogła cieszyć się zwycięstwem. ― Ale pamiętaj! Niczego nie obiecuję. Na razie staraj się wpasować, potem pomyślimy, a teraz... ― rozluźniając zmarszczone brwi, spojrzała na nią przelotnie, by następnie przenieść swój trenerski wzrok na siedzących nieopodal delikwentów, choć i jej spojrzenie sprawiało wrażenie skupiającego się wyłącznie na jednym z nich. ― Noah! Chłopaki!
W tym też momencie Winter odwróciła głowę, spoglądając z ukosa w stronę czarnowłosego i jego kolegi. Dziwnym trafem jej serce jakoś niespecjalnie chciało być spokojne. Nie wiedziała tylko, czy spowodowane to było kłamstwem, w jakie właśnie się wplątała, czy może nurtującą świadomością, że mimo wszystko, ponownie i z uporem pakowała się w samą paszczę lwa?
Usiadła na widowni, wtapiając się w nieliczny tłumek gapiów, którzy obserwowali trening grupy tanecznej, do której zamierzała dołączyć jej znajoma. A ona? Miała jedynie przekazać informację, że tym razem nie mogła pojawić się na zajęciach. Skoro sama wybierała się na swoje pierwsze ćwiczenia, mogła więc zahaczyć i o piętro niżej, prawda? Przez pewną chwilę z lekkim grymasem znudzenia wymalowanym na twarzy, przyglądała się tańczącej grupce, jednocześnie pośpieszając w myślach niekończącą się muzykę. Spóźnię się, cholera. Przygryzając dolną wargę, jeszcze raz obleciała spojrzeniem po spoconych, ruszających się ciałach i gdyby nie lustro, które idealnie odbijało ich front, pewnie wciąż z założonymi rękoma czekałaby na przerwę. Oczy dziewczyny, które momentalnie przybrały formę pięciozłotówek, nie śledziły już całego teamu, a wręcz przeciwnie - skupiły się na jednej, jedynej sylwetce, dzięki której mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Tak figlarnie, z takim zresztą rozmachem, że z boku musiała wyglądać doprawdy komicznie.
― Dobra, macie dziesięć minut przerwy! Nie rozleniwcie się za bardzo. ― Raz jeszcze przebiegła wzrokiem po widocznie zmęczonych członkach zespołu, by następnie zawiesić go na siadającym na ławce chłopaku. Wstała, ściskając lewą dłonią pasek przewieszonej przez ramię torby i gdy większość osób zaczęła schodzić z widowni, ona również ruszyła przed siebie, w głowie mając tylko jedno: skoro on tam był, ona też musiała stać się tego częścią. A boks? Jaki boks... Zapominając o nim jak za pstryknięciem palcami, właśnie odkryła w sobie nową pasję - taniec, proszę państwa, taniec.
Zauważona przez Hatheway'a czy też nie, prześliznęła się przez salę w mgnieniu oka, by następnie z uśmiechem wymalowanym na ustach, zatrzymać się przed trenerką - stojącą pewną odległość od obserwowanych wcześniej ławek.
― Przepraszam... ― zaczęła, przybierając jeden z typowych dla niej tonów, dzięki którym łatwiej było Blythe osiągnąć to, czego w danym momencie chciała. A czego chciała? No właśnie. ― Właściwie miałam tylko przekazać, że Sara nie zrezygnowała, ale jej dzisiaj nie będzie i... skoro już tu jes-...
― Ach, tak! ― Podniesiony głos stojącej naprzeciw kobiety przerwał jej w pół zdania, zapewniając tym samym o tym, że doskonale przypomina sobie Sarę i że oczywiście nie ma problemu, niech pojawi się następnym razem. Pokiwała więc głową i nie pozbywając się uprzejmego wyrazu twarzy ani na sekundę, leciutko przechyliła głowę.
― Tak... Miałam na myśli, że skoro już tu jestem, chciałabym dołączyć do grupy ― wypaliła prosto z mostu, podpierając lewą ręką biodro. No, dalej.
Poważnie? Ściągnięte brwi rozmówczyni powinny dać jej do zrozumienia, że pomysł, jaki narodził się w główce blondynki zaledwie kilkanaście minut temu, wcale nie był najlepszy. No, nie zaliczał się nawet do kategorii całkiem znośnych. Przecież, cholera, ona nie potrafiła tańczyć.
― Sama nie wiem, nie chcę cię zniechęcać, wiesz... Aktualnie jesteśmy przed konkursem, także nie mogę niczego obiecać, ale...
― Oczywiście, nadgonię ― rzuciła pewnie, tym razem przejmując pałeczkę i osobiście wchodząc w słowo trenerki. ― Tańczyłam już, a raczej tańczę, więc... ― oho, tańczyłam! ― Dam sobie radę. Potrzebuję jedynie kogoś, kto, wie pani, trochę mnie ustawi. ― Śmiejąc się przy ostatnim wypowiedzianym słowie, znacząco zerknęła w stronę ławek.
― No dobra. ― Chwila ciszy, ciche mruknięcie kobiety i mała kłamczucha mogła cieszyć się zwycięstwem. ― Ale pamiętaj! Niczego nie obiecuję. Na razie staraj się wpasować, potem pomyślimy, a teraz... ― rozluźniając zmarszczone brwi, spojrzała na nią przelotnie, by następnie przenieść swój trenerski wzrok na siedzących nieopodal delikwentów, choć i jej spojrzenie sprawiało wrażenie skupiającego się wyłącznie na jednym z nich. ― Noah! Chłopaki!
W tym też momencie Winter odwróciła głowę, spoglądając z ukosa w stronę czarnowłosego i jego kolegi. Dziwnym trafem jej serce jakoś niespecjalnie chciało być spokojne. Nie wiedziała tylko, czy spowodowane to było kłamstwem, w jakie właśnie się wplątała, czy może nurtującą świadomością, że mimo wszystko, ponownie i z uporem pakowała się w samą paszczę lwa?
Wcześniej nie przywiązywał uwagi do obecności obcej dziewczyny na sali. Gdy tylko został sam na ławce, przymknął oczy, chcąc skupić się wyłącznie na zregenerowaniu sił. Nie minęło dużo czasu, zanim znajomy głos wyrwał go z chwilowego letargu, zmuszając do spojrzenia w kierunku, z którego dobiegał. Właśnie wtedy poczuł nieprzyjemną igłę niepokoju, gdy zarejestrował, co za niechciany intruz znalazł się na ich terenie, choć z początku wydawało mu się, że wzrok go zmylił.
Szkoda, że tylko mu się wydawało.
Podchodząc do nauczycielki, obrzucił jasnowłosą zdawkowym spojrzeniem, jakby to nie ona – przynajmniej miał taką nadzieję – była powodem tego całego zamieszania, nawet jeśli sportowy strój mówił sam za siebie. Niemniej jednak czarnowłosy był w stanie ułożyć sobie w głowie różne scenariusze – od tych najczarniejszych, po te, które wydawały mu się bardziej prawdopodobne, jak zabłądzenie na inne zajęcia czy przyjście tu z sali obok, by obwieścić, że byli za głośno. Postanowił skupić się jednak na trenerce w przeciwieństwie do miażdżącej części chłopaków z grupy, którzy za cel swoich spojrzeń postanowili obrać sobie właśnie Winter, ujawniając się tym samym ze swoim brakiem dziewczyny i desperacką chęcią jej posiadania.
― Mam dla was dobrą wiadomość.
Brzmi jak wstęp do tragicznej wiadomości.
Hatheway zrezygnował z zerknięcia na dziewczynę, jakby spodziewał się, że dokładnie w tej samej chwili dostrzeże sugestywny uśmiech, który uświadomi mu, że dobrze kombinuje.
― To jest... ― trenerka zawiesiła głos, wskazując ręką na blondynkę i tym samym dała jej czas na przedstawienie się. ― Właśnie zdecydowała się dołączyć do naszej grupy. Wiem, że jesteśmy coraz bliżej udziału w konkursie, ale – jak dobrze zresztą wiecie – na naszym parkiecie nigdy nie zabraknie miejsca dla świeżej krwi. Szczególnie takiej, która nie obawia się ciężkiej pracy. Co o tym sądzicie?
Jak za dotknięciem magicznej różdżki aura w pomieszczeniu uległa drastycznej zmianie. Na lepsze, rzecz jasna. Niemalże wszyscy zgodnie powitali dziewczynę z entuzjazmem, kompletnie nie zastanawiając się nad ryzykiem. Znaleźli się tacy, którzy podeszli do tego faktu z większym dystansem, ale Noah był zapewne jedynym, który zareagował na tę informację z niechęcią. Być może jego odwieczna awersja do rówieśniczki wpłynęła na zaniżenie jej wartości i umiejętności, ale nie zastanowił się nad tym nawet przez chwilę, wyrzucając z siebie to, co ślina przyniosła mu na język:
― Nie zgadzam się ― starał się zatuszować uprzedzenia rzeczowym tonem, ściągając na siebie uwagę całej reszty. Niejeden na jego miejscu zdążyłby poczuć się tym przytłoczony, jednak ktoś z jego statusem już dawno przyzwyczaił się do bycia w centrum uwagi. ― Nie decyduję o tym, kto dołączy do grupy, ale zaciąganie do grupy kogoś tuż przed konkursem i wiara w to, że zdąży nadrobić cały układ, nad którym pracowaliśmy od dawna, jest nierozsądne. ― Mówił tak, jakby Blythe wcale nie stała obok. ― Zdążyliśmy już wyrobić grupie renomę i nie możemy pozwolić ― na to, żeby ktoś niedoświadczony rozpierdolił cały występ ― sobie na popełnianie tak głupich błędów. Nie wspominając już o ty--
Wypowiedź Excelsiora zakończył jakiś bliżej niesprecyzowany pomruk, gdy czyjaś ręka momentalnie wylądowała na jego ustach, powstrzymując go od monologu. Drugoklasista spochmurniał, łypiąc na Josha, który postanowił przekroczyć wytyczane granice dobrego smaku, choć uśmiech na jego twarzy wskazywał na to, że nie czuł się jakkolwiek winny z tego powodu.
― No już, już. Nie powinieneś straszyć dziewczyn, bo nigdy sobie żadnej nie znajdziesz. ― Payne oderwawszy wzrok od kumpla, przeniósł go na blondynkę. ― Spokojnie. On tylko dba o renomę naczelnego gbura tego miejsca, ale tak naprawdę jest potulny ― parsknął, jednak parsknięcie szybko przerodziło się w stłumione stęknięcie, gdy brunet wymierzył mu mało delikatny cios w żebra, tym samym zmuszając go do odsunięcia się.
― Obrzydliwe ― wymruczał, ocierając usta wierzchem ręki.
― Jest w tym trochę racji ― prowadząca zabrała głos, pocierając podbródek dłonią. ― Ale możemy sprawdzić, ile zdołasz przyswoić przez ten czas. Jeśli układ sprawi ci trudności, nie dołączysz do najbliższego konkursu, jednak próby jeszcze nikogo nie zabiły. ― Zapanowała dramatyczna cisza. ― Chyba. Tak czy inaczej, jeśli taki układ ci odpowiada, możesz zacząć od zaraz, a później załatwić wszystkie formalności. Nie mam w zwyczaju przyjmować od ręki, ale skoro już tu jesteś, a nam nie zostało wiele czasu, najlepiej zacząć od zaraz. Co o tym myślicie?
Na sali nie padło już ani jedno słowo protestu. Nawet przewodniczący wzruszył barkami, za kolejny krok obierając sobie wycofanie się z kółeczka adoracji i wrócenie na ławkę, gdy smukła ręka wylądowała na jego ramieniu. Blythe dostała mnóstwo propozycji pomocy od reszty, a mimo tego to Hatheway doczekał się zainteresowania pani trener, która pociągnęła go z powrotem.
― Muszę przypilnować układu.
― Biorę udział w tym układzie ― zaoponował, wiedząc do czego zmierza.
― Ale wiem, że najlepiej zajmiesz się waszą nową koleżanką. Radziłeś sobie świetnie, więc twoim specjalnym zadaniem będzie pomóc jej się rozgrzać.
Jego mina momentalnie zrzedła.
― Ta, rozgrzać ― wymruczał pod nosem, mierząc dziewczynę zniechęconym spojrzeniem. Chciał jeszcze dopiąć swego i wcisnąć ją w ręce kogoś innego; kogoś, kogo usatysfakcjonowałaby praca z nią, jednak trenerka wyraźnie dała mu do zrozumienia, że został postawiony przed faktem dokonanym, przysyłając do niego Winter, którą ilekroć od siebie odpychał, zostawiał bez słowa pożegnania, tylekroć wracała z powrotem. ― Co to w ogóle ma znaczyć?
Szkoda, że tylko mu się wydawało.
Podchodząc do nauczycielki, obrzucił jasnowłosą zdawkowym spojrzeniem, jakby to nie ona – przynajmniej miał taką nadzieję – była powodem tego całego zamieszania, nawet jeśli sportowy strój mówił sam za siebie. Niemniej jednak czarnowłosy był w stanie ułożyć sobie w głowie różne scenariusze – od tych najczarniejszych, po te, które wydawały mu się bardziej prawdopodobne, jak zabłądzenie na inne zajęcia czy przyjście tu z sali obok, by obwieścić, że byli za głośno. Postanowił skupić się jednak na trenerce w przeciwieństwie do miażdżącej części chłopaków z grupy, którzy za cel swoich spojrzeń postanowili obrać sobie właśnie Winter, ujawniając się tym samym ze swoim brakiem dziewczyny i desperacką chęcią jej posiadania.
― Mam dla was dobrą wiadomość.
Brzmi jak wstęp do tragicznej wiadomości.
Hatheway zrezygnował z zerknięcia na dziewczynę, jakby spodziewał się, że dokładnie w tej samej chwili dostrzeże sugestywny uśmiech, który uświadomi mu, że dobrze kombinuje.
― To jest... ― trenerka zawiesiła głos, wskazując ręką na blondynkę i tym samym dała jej czas na przedstawienie się. ― Właśnie zdecydowała się dołączyć do naszej grupy. Wiem, że jesteśmy coraz bliżej udziału w konkursie, ale – jak dobrze zresztą wiecie – na naszym parkiecie nigdy nie zabraknie miejsca dla świeżej krwi. Szczególnie takiej, która nie obawia się ciężkiej pracy. Co o tym sądzicie?
Jak za dotknięciem magicznej różdżki aura w pomieszczeniu uległa drastycznej zmianie. Na lepsze, rzecz jasna. Niemalże wszyscy zgodnie powitali dziewczynę z entuzjazmem, kompletnie nie zastanawiając się nad ryzykiem. Znaleźli się tacy, którzy podeszli do tego faktu z większym dystansem, ale Noah był zapewne jedynym, który zareagował na tę informację z niechęcią. Być może jego odwieczna awersja do rówieśniczki wpłynęła na zaniżenie jej wartości i umiejętności, ale nie zastanowił się nad tym nawet przez chwilę, wyrzucając z siebie to, co ślina przyniosła mu na język:
― Nie zgadzam się ― starał się zatuszować uprzedzenia rzeczowym tonem, ściągając na siebie uwagę całej reszty. Niejeden na jego miejscu zdążyłby poczuć się tym przytłoczony, jednak ktoś z jego statusem już dawno przyzwyczaił się do bycia w centrum uwagi. ― Nie decyduję o tym, kto dołączy do grupy, ale zaciąganie do grupy kogoś tuż przed konkursem i wiara w to, że zdąży nadrobić cały układ, nad którym pracowaliśmy od dawna, jest nierozsądne. ― Mówił tak, jakby Blythe wcale nie stała obok. ― Zdążyliśmy już wyrobić grupie renomę i nie możemy pozwolić ― na to, żeby ktoś niedoświadczony rozpierdolił cały występ ― sobie na popełnianie tak głupich błędów. Nie wspominając już o ty--
Wypowiedź Excelsiora zakończył jakiś bliżej niesprecyzowany pomruk, gdy czyjaś ręka momentalnie wylądowała na jego ustach, powstrzymując go od monologu. Drugoklasista spochmurniał, łypiąc na Josha, który postanowił przekroczyć wytyczane granice dobrego smaku, choć uśmiech na jego twarzy wskazywał na to, że nie czuł się jakkolwiek winny z tego powodu.
― No już, już. Nie powinieneś straszyć dziewczyn, bo nigdy sobie żadnej nie znajdziesz. ― Payne oderwawszy wzrok od kumpla, przeniósł go na blondynkę. ― Spokojnie. On tylko dba o renomę naczelnego gbura tego miejsca, ale tak naprawdę jest potulny ― parsknął, jednak parsknięcie szybko przerodziło się w stłumione stęknięcie, gdy brunet wymierzył mu mało delikatny cios w żebra, tym samym zmuszając go do odsunięcia się.
― Obrzydliwe ― wymruczał, ocierając usta wierzchem ręki.
― Jest w tym trochę racji ― prowadząca zabrała głos, pocierając podbródek dłonią. ― Ale możemy sprawdzić, ile zdołasz przyswoić przez ten czas. Jeśli układ sprawi ci trudności, nie dołączysz do najbliższego konkursu, jednak próby jeszcze nikogo nie zabiły. ― Zapanowała dramatyczna cisza. ― Chyba. Tak czy inaczej, jeśli taki układ ci odpowiada, możesz zacząć od zaraz, a później załatwić wszystkie formalności. Nie mam w zwyczaju przyjmować od ręki, ale skoro już tu jesteś, a nam nie zostało wiele czasu, najlepiej zacząć od zaraz. Co o tym myślicie?
Na sali nie padło już ani jedno słowo protestu. Nawet przewodniczący wzruszył barkami, za kolejny krok obierając sobie wycofanie się z kółeczka adoracji i wrócenie na ławkę, gdy smukła ręka wylądowała na jego ramieniu. Blythe dostała mnóstwo propozycji pomocy od reszty, a mimo tego to Hatheway doczekał się zainteresowania pani trener, która pociągnęła go z powrotem.
― Muszę przypilnować układu.
― Biorę udział w tym układzie ― zaoponował, wiedząc do czego zmierza.
― Ale wiem, że najlepiej zajmiesz się waszą nową koleżanką. Radziłeś sobie świetnie, więc twoim specjalnym zadaniem będzie pomóc jej się rozgrzać.
Jego mina momentalnie zrzedła.
― Ta, rozgrzać ― wymruczał pod nosem, mierząc dziewczynę zniechęconym spojrzeniem. Chciał jeszcze dopiąć swego i wcisnąć ją w ręce kogoś innego; kogoś, kogo usatysfakcjonowałaby praca z nią, jednak trenerka wyraźnie dała mu do zrozumienia, że został postawiony przed faktem dokonanym, przysyłając do niego Winter, którą ilekroć od siebie odpychał, zostawiał bez słowa pożegnania, tylekroć wracała z powrotem. ― Co to w ogóle ma znaczyć?
Nawet jeżeli początkowo starał się na nią nie patrzeć, ona paradoksalnie nie spuszczała z niego wzroku, jak gdyby chcąc tym sposobem odczytać, co rzeczywiście działo się w jego głowie - w momencie, w którym do uszu wszystkich dotarły słowa kobiety, ukazujące Winter jako nową kandydatkę do drużyny. Przedstawiła się, rzecz jasna, a entuzjazm większości grupy nieco dodał jej otuchy, sprawiając na chwilę, że cały ten pomysł wydał się dziewczynie wcale nie być takim głupim... Na chwilę. Dokładnie tyle minęło, zanim czarnowłosy wyraził swój sprzeciw. Zresztą, czego mogła się spodziewać? Jeżeli myślała, że tym razem zachowa się inaczej, choć odrobinę uprzejmiej, doprawdy mocno się myliła. Każda inna zapewne już dawno dałaby za wygraną, otrzymując tak wyraźne znaki, jakie dostawała blondynka. Znaki, które dosadnie świadczyły o tym, że najnormalniej w świecie nie chciał mieć z nią nic wspólnego - i już. Każda, ale nie ona.
Podobnie jak reszta grupy, wsłuchała się w monolog, unosząc delikatnie brwi, a jednocześnie wciąż obserwując twarz Hatheway'a. Uśmiechała się, aczkolwiek nie było w tym niczego, co choćby trochę nadawałoby jej minie osobliwego wyrazu nadchodzącej intrygi, którą w gruncie rzeczy było całe te przedstawienie.
― No ja myślę ― parsknęła cicho w odpowiedzi, oplatając dłońmi ramiona. Noah? Potulny?
I zapewne z wielką chęcią dodałaby coś jeszcze, gdyby nie głos przewodniczącej, która najwyraźniej po części podzielała zdanie chłopaka. Na całe szczęście - lub też nie - wszystko szło jednakże po myśli Blythe, więc energicznie pokiwała głową, zgadzając się na rozpoczęcie treningu od zaraz. Dokładnie tak, skompromitujmy się na wstępie. Sprawianie wrażenia żarliwie nastawionej do tańca, wychodziło jej lepiej, niż to sobie wówczas wyobrażała. Gdyby pominąć fakt, że w środku po prawdzie trzęsła się ze zdenerwowania, szukając na poczekaniu powodu, którym mogłaby usprawiedliwić ewentualną, zbliżającą się porażkę, sama byłaby w stanie uwierzyć, że naprawdę potrafi tańczyć.
Zostało tylko jedno - zrobić krok dalej. Zachęcona gestem kobiety, podsunęła się bliżej Noaha i potulnie czekając na rozwinięcie sytuacji, z początku praktycznie się nie odzywała. Dopiero kiedy wszyscy rozeszli się po sali, w pewnym sensie zostawiając ich samym sobie - a ona kiwnięciem podbródka dała trenerce znać, że sobie poradzi - głośniej wypuściła powietrze, prawie jak gdyby trzymała je w płucach odkąd tylko pojawiła się na widowni.
"Co to w ogóle ma znaczyć?"
― Nie wiedziałam, że tańczysz ― odparła neutralnie, zupełnie olewając przy tym nie tylko samo pytanie, ale i widoczną niechęć rówieśnika, która z dwukolorowych tęczówek niemalże biła na odległość. Coraz bardziej poczynała zauważać, że jego niedostępność zwyczajnie ją nakręcała. Niczym chorą karuzelę, która zdawała się być tak niestabilna, że w każdym momencie groziło upadkiem. Owszem, nie czuła satysfakcji, kiedy wyraźnie się odsuwał, a niektóre słowa doprawdy brała do siebie, ale mimo to... Wciąż wracała. Głupiutka masochistka.
A skoro mowa o masochizmie...
― Wiesz... ― zaczęła zaraz, praktycznie nie pozwalając, by doszedł do słowa, ani tym bardziej nie dając mu konkretnej odpowiedzi na jego poirytowane pytanie ― Może trochę przesadziłam, bo tak naprawdę dawno nie tańczyłam, ― wcale, kurwa, nie tańczę ― ale... ― i zacinając się na moment, rozejrzała się po sali. ― Chyba nie będzie tak źle.
Złapała się pod boki, wracając do niego wzrokiem, jednak równie dobrze mogłaby wcale mu się nie przyglądać. Serce wciąż niespokojnie dawało o sobie znać, a spojrzenie, jakim ją obdarzał, jedynie utwierdzało Winter w przekonaniu, że z sekundy na sekundę stresowała się coraz mocniej. ― Zależy czy porządnie mnie rozgrzejesz. ― Niezależnie od tego, jak dwuznacznie by to nie brzmiało, mimo braku typowo zaczepnego tonu, z błyskiem w oku uniosła jeden kącik ust, chcąc tym samym rozluźnić nerwową atmosferę. A może wyłącznie siebie? W każdym razie, trafiony zatopiony, od tamtej chwili była gotowa iść na dno.
Podobnie jak reszta grupy, wsłuchała się w monolog, unosząc delikatnie brwi, a jednocześnie wciąż obserwując twarz Hatheway'a. Uśmiechała się, aczkolwiek nie było w tym niczego, co choćby trochę nadawałoby jej minie osobliwego wyrazu nadchodzącej intrygi, którą w gruncie rzeczy było całe te przedstawienie.
― No ja myślę ― parsknęła cicho w odpowiedzi, oplatając dłońmi ramiona. Noah? Potulny?
I zapewne z wielką chęcią dodałaby coś jeszcze, gdyby nie głos przewodniczącej, która najwyraźniej po części podzielała zdanie chłopaka. Na całe szczęście - lub też nie - wszystko szło jednakże po myśli Blythe, więc energicznie pokiwała głową, zgadzając się na rozpoczęcie treningu od zaraz. Dokładnie tak, skompromitujmy się na wstępie. Sprawianie wrażenia żarliwie nastawionej do tańca, wychodziło jej lepiej, niż to sobie wówczas wyobrażała. Gdyby pominąć fakt, że w środku po prawdzie trzęsła się ze zdenerwowania, szukając na poczekaniu powodu, którym mogłaby usprawiedliwić ewentualną, zbliżającą się porażkę, sama byłaby w stanie uwierzyć, że naprawdę potrafi tańczyć.
Zostało tylko jedno - zrobić krok dalej. Zachęcona gestem kobiety, podsunęła się bliżej Noaha i potulnie czekając na rozwinięcie sytuacji, z początku praktycznie się nie odzywała. Dopiero kiedy wszyscy rozeszli się po sali, w pewnym sensie zostawiając ich samym sobie - a ona kiwnięciem podbródka dała trenerce znać, że sobie poradzi - głośniej wypuściła powietrze, prawie jak gdyby trzymała je w płucach odkąd tylko pojawiła się na widowni.
"Co to w ogóle ma znaczyć?"
― Nie wiedziałam, że tańczysz ― odparła neutralnie, zupełnie olewając przy tym nie tylko samo pytanie, ale i widoczną niechęć rówieśnika, która z dwukolorowych tęczówek niemalże biła na odległość. Coraz bardziej poczynała zauważać, że jego niedostępność zwyczajnie ją nakręcała. Niczym chorą karuzelę, która zdawała się być tak niestabilna, że w każdym momencie groziło upadkiem. Owszem, nie czuła satysfakcji, kiedy wyraźnie się odsuwał, a niektóre słowa doprawdy brała do siebie, ale mimo to... Wciąż wracała. Głupiutka masochistka.
A skoro mowa o masochizmie...
― Wiesz... ― zaczęła zaraz, praktycznie nie pozwalając, by doszedł do słowa, ani tym bardziej nie dając mu konkretnej odpowiedzi na jego poirytowane pytanie ― Może trochę przesadziłam, bo tak naprawdę dawno nie tańczyłam, ― wcale, kurwa, nie tańczę ― ale... ― i zacinając się na moment, rozejrzała się po sali. ― Chyba nie będzie tak źle.
Złapała się pod boki, wracając do niego wzrokiem, jednak równie dobrze mogłaby wcale mu się nie przyglądać. Serce wciąż niespokojnie dawało o sobie znać, a spojrzenie, jakim ją obdarzał, jedynie utwierdzało Winter w przekonaniu, że z sekundy na sekundę stresowała się coraz mocniej. ― Zależy czy porządnie mnie rozgrzejesz. ― Niezależnie od tego, jak dwuznacznie by to nie brzmiało, mimo braku typowo zaczepnego tonu, z błyskiem w oku uniosła jeden kącik ust, chcąc tym samym rozluźnić nerwową atmosferę. A może wyłącznie siebie? W każdym razie, trafiony zatopiony, od tamtej chwili była gotowa iść na dno.
„Nie wiedziałam, że tańczysz.”
Wielka szkoda, że odnosiło się to do czasu przeszłego. Jeszcze pięć minut temu Hatheway'owi przez myśl by nie przeszło, że spotka Winter właśnie tutaj. Wielokrotnie miał do czynienia z dziewczynami, które znajdowały sobie przeróżne wymówki, byleby tylko znaleźć się na dłużej w jego towarzystwie, ale to prawdopodobnie jasnowłosa przechodziła samą siebie. W tym momencie nawet nie brał pod uwagę tego, że jasnowłosa po prostu chciała nauczyć się tańczyć, jakby już od momentu obwieszczenia tej jakże wesołej dla wszystkich nowiny, wyczuwał ukryte intencje rówieśniczki. Może odrobinę sobie przy tym schlebiał, jednak bagaż doświadczeń ukierunkował jego przekonania na taki, a nie inny tor.
Nie można było jej ufać.
― I tak miało pozostać ― stwierdził chłodno, znów nie kryjąc tego, że jej obecność była dla niego wysoce niepożądana. Zresztą nie był to pierwszy i nie ostatni raz, kiedy dawał jej to do zrozumienia. Blythe była po prostu zbyt wytrwała. Czarnowłosy mógł jedynie zastanawiać się nad tym, czy jej zachowanie nie podchodziło już pod jakieś fanatyczne skłonności. ― Trochę? ― Uniósł brew i przyjrzał jej się dokładniej, próbując ocenić, czy w ogóle miała jakiekolwiek predyspozycje, czy może jej decyzja była wynikiem chwilowego kaprysu. ― Co tańczyłaś? ― Całkiem proste pytanie. Zanim jednak dał jej czas na odpowiedź, postanowił szybko podkreślić jeszcze jeden fakt: ― I nie, bujanie się na dyskotece nie ma nic wspólnego z tym, co cię tutaj czeka. Mam nadzieję, że jesteś tego świadoma.
Wolał z góry założyć, że jej doświadczenia z tańcem kończyły się na wypadach na parkiet w dowolnym klubie. Nie byłaby zresztą pierwszym takim przypadkiem, któremu wydawało się, że taniec to bułka z masłem. Chłopak rozmasował ręką kark, wypuszczając bezgłośnie powietrze nosem i powstrzymując się od wzniesienia wzroku w stronę sufitu, jakby to sam Bóg miał mu wyjaśnić, dlaczego to właśnie jego musiało to spotkać, jakby nie było już wystarczająco źle.
„Zależy czy porządnie mnie rozgrzejesz.”
― Nie chcesz wiedzieć jak bardzo ― wymruczał pod nosem, odwracając się od jasnowłosej i ruszając z powrotem w stronę ławki. Postanowił zignorować wszelkie podteksty, kryjące się za jej słowami, samemu rezygnując z brnięcia w tę chorą grę. Nic dziwnego, że jego zapewnienie przypominało bardziej groźbę niż obietnicę dobrej zabawy. ― Zacznij od paru kółek truchtem, a potem przejdź do rozciągania. ― Machnął niedbale dłonią, wskazując jej wolną część sali, tę bliżej trybun, skąd o wiele łatwiej było mu wydawać polecenia. Usiadłszy na ławce, przerzucił sobie ręcznik przez ramię i zawiesił badawczy wzrok na Winter. Wyglądało na to, że skoro już otrzymał to zadanie, zamierzał w pełni wykorzystać wszystkie przywileje z tym związane. Chociaż samo polecenie wydawało się niegroźne, był to zaledwie początek tego, co dla niej przygotował. Gdy było się świeżakiem, nawet na głupiej lekcji tańca można było poczuć się jak w wojsku. Może trenerka byłaby dla niej bardziej łaskawa. Noah za to liczył, że po jednym dniu zdecyduje, że to jednak nie dla niej.
Wielka szkoda, że odnosiło się to do czasu przeszłego. Jeszcze pięć minut temu Hatheway'owi przez myśl by nie przeszło, że spotka Winter właśnie tutaj. Wielokrotnie miał do czynienia z dziewczynami, które znajdowały sobie przeróżne wymówki, byleby tylko znaleźć się na dłużej w jego towarzystwie, ale to prawdopodobnie jasnowłosa przechodziła samą siebie. W tym momencie nawet nie brał pod uwagę tego, że jasnowłosa po prostu chciała nauczyć się tańczyć, jakby już od momentu obwieszczenia tej jakże wesołej dla wszystkich nowiny, wyczuwał ukryte intencje rówieśniczki. Może odrobinę sobie przy tym schlebiał, jednak bagaż doświadczeń ukierunkował jego przekonania na taki, a nie inny tor.
Nie można było jej ufać.
― I tak miało pozostać ― stwierdził chłodno, znów nie kryjąc tego, że jej obecność była dla niego wysoce niepożądana. Zresztą nie był to pierwszy i nie ostatni raz, kiedy dawał jej to do zrozumienia. Blythe była po prostu zbyt wytrwała. Czarnowłosy mógł jedynie zastanawiać się nad tym, czy jej zachowanie nie podchodziło już pod jakieś fanatyczne skłonności. ― Trochę? ― Uniósł brew i przyjrzał jej się dokładniej, próbując ocenić, czy w ogóle miała jakiekolwiek predyspozycje, czy może jej decyzja była wynikiem chwilowego kaprysu. ― Co tańczyłaś? ― Całkiem proste pytanie. Zanim jednak dał jej czas na odpowiedź, postanowił szybko podkreślić jeszcze jeden fakt: ― I nie, bujanie się na dyskotece nie ma nic wspólnego z tym, co cię tutaj czeka. Mam nadzieję, że jesteś tego świadoma.
Wolał z góry założyć, że jej doświadczenia z tańcem kończyły się na wypadach na parkiet w dowolnym klubie. Nie byłaby zresztą pierwszym takim przypadkiem, któremu wydawało się, że taniec to bułka z masłem. Chłopak rozmasował ręką kark, wypuszczając bezgłośnie powietrze nosem i powstrzymując się od wzniesienia wzroku w stronę sufitu, jakby to sam Bóg miał mu wyjaśnić, dlaczego to właśnie jego musiało to spotkać, jakby nie było już wystarczająco źle.
„Zależy czy porządnie mnie rozgrzejesz.”
― Nie chcesz wiedzieć jak bardzo ― wymruczał pod nosem, odwracając się od jasnowłosej i ruszając z powrotem w stronę ławki. Postanowił zignorować wszelkie podteksty, kryjące się za jej słowami, samemu rezygnując z brnięcia w tę chorą grę. Nic dziwnego, że jego zapewnienie przypominało bardziej groźbę niż obietnicę dobrej zabawy. ― Zacznij od paru kółek truchtem, a potem przejdź do rozciągania. ― Machnął niedbale dłonią, wskazując jej wolną część sali, tę bliżej trybun, skąd o wiele łatwiej było mu wydawać polecenia. Usiadłszy na ławce, przerzucił sobie ręcznik przez ramię i zawiesił badawczy wzrok na Winter. Wyglądało na to, że skoro już otrzymał to zadanie, zamierzał w pełni wykorzystać wszystkie przywileje z tym związane. Chociaż samo polecenie wydawało się niegroźne, był to zaledwie początek tego, co dla niej przygotował. Gdy było się świeżakiem, nawet na głupiej lekcji tańca można było poczuć się jak w wojsku. Może trenerka byłaby dla niej bardziej łaskawa. Noah za to liczył, że po jednym dniu zdecyduje, że to jednak nie dla niej.
Z zamiarem podzielenia się z nim następnym wymyślnym stwierdzeniem, nabrała powietrza, lekko uchylając usta. Zanim jednakże zdążyła zastanowić się nad czymkolwiek, dorzucił kolejne trzy grosze, które ostatecznie sprawiły, że zamiast odpowiedzieć od razu, zamilkła. W gruncie rzeczy przyzwyczaiła się do tego, że za każdym razem zniżał ją do poziomu podłoża, jednak mimo wszystko głośniej przełknęła ślinę - zapewne dlatego, że szczerze mówiąc, szlajanie się po klubach nie było Winter wcale takie obce.
― Aż tak się o mnie martwisz? ― Kolejne wymijające zagranie i jeszcze szerszy uśmiech. Rzecz jasna mogła rzucić hip-hopem, czy innym rodzajem współczesnego tańca, aczkolwiek ze względu na to, iż znała je niemalże niczym pierwiastki z matematyki, wolała uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzi. ― Bujanie się na dyskotece wymaga czasem większego wysiłku, niż ci się wydaje ― dorzuciła pewniej, unosząc podbródek. Cóż, tak czy inaczej patrzyła na niego z dołu.
Mrukliwe "nie chcesz wiedzieć jak bardzo" mówiło samo za siebie, choć w tamtej chwili Blythe niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę. Ot, trochę ją wymęczy. Poskacze, polata, a potem... No właśnie, co potem? Prychnęła pod nosem, udając się za czarnowłosym w stronę ławek i rzucając gdzieś obok torbę z bluzą, bez słowa sprzeciwu zaczęła bieg, kompletnie nie przejmując się przy tym ukradkowymi spojrzeniami reszty grupy. Najpierw powoli, poprawiając dłońmi luźno związany kucyk, następnie odrobinę szybciej, aż w końcu dostosowała odpowiednią prędkość. Nie za wolną, nie za szybką - chciałoby się nawet dodać, że idealną do tego, by od czasu do czasu mogła zerkać w stronę chłopaka.
Czuła się dziwnie. Porażka zbliżała się wielkimi krokami, jednocześnie uświadamiając blondynkę, co właściwie czeka ją, gdy Noah przejdzie do całego układu. Oglądała go przecież - może nie od początku, ale oglądała. Nie była w stanie zatańczyć podobnie, nawet jeżeli włożyłaby w to wszystkie swoje siły. No po prostu nie. Miała co prawda plan, aby ewentualne niedociągnięcia - ogromne niedociągnięcia - wytłumaczyć zwyczajnie brakiem rozeznania z choreografią, ale dawało jej to jedynie niewiele dodatkowego czasu. Zbyt niewiele, by po raz drugi potrafiła racjonalnie się wytłumaczyć. A może? Może jeżeli dobrze to rozegra...
Niby biegła truchtem, a tu proszę, już zaczęła szybciej oddychać. Po pięciu przebiegniętych kółkach wróciła z powrotem naprzeciw ławek i odchrząkując lekko, podeszła bliżej, spoglądając w stronę Hatheway'a. "...a potem przejdź do rozciągania." Tak też zrobiła, oblizując przy tym zeschnięte usta. Najchętniej od razu spytałaby go, czy nie ma przypadkiem niczego do picia.
― Od dawna tańczysz? ― rzuciła, typowo ciekawskim dla siebie tonem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Rozciąganie ciała nie było nie wiadomo jak ciężkim zadaniem, zwłaszcza, jeżeli tak jak w przypadku dziewczyny, od czasu do czasu coś tam się ćwiczyło, dlatego normując oddech, bez większego wysiłku - w porównaniu do biegu - wyciągała po kolei wszystkie części. Zaczynając od rąk, kończąc na nogach. Wyginała się przy tym tak powolnie, z takim naciskiem na wyprostowany kręgosłup, że chcąc czy nie - a oczywiście, że chcąc - piersi oraz pośladki wyjątkowo wypychała, zależnie od tego, czy prostowała się, czy też robiła skłony.
― Dobra, to co teraz, trenerze? ― spytała gdzieś w trakcie rozbawionym głosem i powoli kończąc zabawę z lewą nogą, schyliła się w stronę podłogi, by ostatecznie z rozmachem powrócić do prostej postawy. Nieważne, co ją czekało. Sprawiała wrażenie, jak gdyby była przygotowana na wszystko. Trzeba było przyznać, że gra aktorska wychodziła Winter całkiem, całkiem nieźle.
Byle coś uzyskać, a właściwie... Właściwie już coś zyskała.
Głupia.
― Aż tak się o mnie martwisz? ― Kolejne wymijające zagranie i jeszcze szerszy uśmiech. Rzecz jasna mogła rzucić hip-hopem, czy innym rodzajem współczesnego tańca, aczkolwiek ze względu na to, iż znała je niemalże niczym pierwiastki z matematyki, wolała uniknąć jakiejkolwiek odpowiedzi. ― Bujanie się na dyskotece wymaga czasem większego wysiłku, niż ci się wydaje ― dorzuciła pewniej, unosząc podbródek. Cóż, tak czy inaczej patrzyła na niego z dołu.
Mrukliwe "nie chcesz wiedzieć jak bardzo" mówiło samo za siebie, choć w tamtej chwili Blythe niekoniecznie zdawała sobie z tego sprawę. Ot, trochę ją wymęczy. Poskacze, polata, a potem... No właśnie, co potem? Prychnęła pod nosem, udając się za czarnowłosym w stronę ławek i rzucając gdzieś obok torbę z bluzą, bez słowa sprzeciwu zaczęła bieg, kompletnie nie przejmując się przy tym ukradkowymi spojrzeniami reszty grupy. Najpierw powoli, poprawiając dłońmi luźno związany kucyk, następnie odrobinę szybciej, aż w końcu dostosowała odpowiednią prędkość. Nie za wolną, nie za szybką - chciałoby się nawet dodać, że idealną do tego, by od czasu do czasu mogła zerkać w stronę chłopaka.
Czuła się dziwnie. Porażka zbliżała się wielkimi krokami, jednocześnie uświadamiając blondynkę, co właściwie czeka ją, gdy Noah przejdzie do całego układu. Oglądała go przecież - może nie od początku, ale oglądała. Nie była w stanie zatańczyć podobnie, nawet jeżeli włożyłaby w to wszystkie swoje siły. No po prostu nie. Miała co prawda plan, aby ewentualne niedociągnięcia - ogromne niedociągnięcia - wytłumaczyć zwyczajnie brakiem rozeznania z choreografią, ale dawało jej to jedynie niewiele dodatkowego czasu. Zbyt niewiele, by po raz drugi potrafiła racjonalnie się wytłumaczyć. A może? Może jeżeli dobrze to rozegra...
Niby biegła truchtem, a tu proszę, już zaczęła szybciej oddychać. Po pięciu przebiegniętych kółkach wróciła z powrotem naprzeciw ławek i odchrząkując lekko, podeszła bliżej, spoglądając w stronę Hatheway'a. "...a potem przejdź do rozciągania." Tak też zrobiła, oblizując przy tym zeschnięte usta. Najchętniej od razu spytałaby go, czy nie ma przypadkiem niczego do picia.
― Od dawna tańczysz? ― rzuciła, typowo ciekawskim dla siebie tonem, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. Rozciąganie ciała nie było nie wiadomo jak ciężkim zadaniem, zwłaszcza, jeżeli tak jak w przypadku dziewczyny, od czasu do czasu coś tam się ćwiczyło, dlatego normując oddech, bez większego wysiłku - w porównaniu do biegu - wyciągała po kolei wszystkie części. Zaczynając od rąk, kończąc na nogach. Wyginała się przy tym tak powolnie, z takim naciskiem na wyprostowany kręgosłup, że chcąc czy nie - a oczywiście, że chcąc - piersi oraz pośladki wyjątkowo wypychała, zależnie od tego, czy prostowała się, czy też robiła skłony.
― Dobra, to co teraz, trenerze? ― spytała gdzieś w trakcie rozbawionym głosem i powoli kończąc zabawę z lewą nogą, schyliła się w stronę podłogi, by ostatecznie z rozmachem powrócić do prostej postawy. Nieważne, co ją czekało. Sprawiała wrażenie, jak gdyby była przygotowana na wszystko. Trzeba było przyznać, że gra aktorska wychodziła Winter całkiem, całkiem nieźle.
Byle coś uzyskać, a właściwie... Właściwie już coś zyskała.
Głupia.
„Aż tak się o mnie martwisz?”
Na usta cisnęło mu się już tylko przekleństwo, które nigdy nie powinno spocząć na ustach kogoś z dobrego domu, nawet jeśli niekoniecznie wpasowywał się w obraz dobrze wychowanego panicza. Dlatego niektóre sprawy lepiej było przemilczeć, co właśnie bez żalu uczynił Hatheway. Wiedział jednak o ludzkich skłonnościach do uznawania milczenia za potwierdzenie, a żeby wybić jej z głowy podobne myśli, zmierzył ją zrezygnowanym wzrokiem. Mówili, że nie było głupich pytań, jednak to właśnie rozpoczęło ich erę.
Przesunął ręką po twarzy, wypuszczając ciężko powietrze ustami. Było tak jak się spodziewał i przyznał, że wolał już usłyszeć jakieś ładne kłamstwo, nawet jeśli Winter koniec końców okazałaby się dla grupy wielkim rozczarowaniem. Już samo jej dołączenie tu było jednym wielkim kłamstwem – dlaczego miałaby nie brnąć w to dalej?
― Taaak, zwłaszcza przestępowanie z nogi na nogę i bezmyślne wymachiwanie rękami przez bitą godzinę ― sarkastyczny ton zdradził jego podejście do sprawy. Fakt faktem, że może nie wszyscy wykorzystywali podobny system zabawy, ale znacznej większości wystarczyło jedynie to drobne poczucie rytmu. ― Znoszenie wysiłku to tylko jeden podpunkt całości. Chodzi o twoje predyspozycje do wykonywania niektórych ruchów, o to czy potrafisz je odtworzyć i zapamiętać, o to czy będziesz w stanie odpowiednio zsynchronizować się z innymi osobami albo po prostu zaufać im, że w odpowiednich momentach cię złapią. Dlatego nie weźmiesz udziału w konkursie ― dokończył, a stanowczy wzrok czarnowłosego spoczął na jej oczach, jakby to zostało już postanowione. ― Poza tym wątpię, by ktoś chciał poświęcić tyle ponadprogramowego czasu, żebyś faktycznie mogła tyle nadrobić.
Kiwnął głową ponaglająco i wyłowił z torby telefon. Jak na trenera przystało, nie brał czynnego udziału w prowadzonej rozgrzewce, a że nie miał zamiaru się nudzić postanowił przejrzeć parę stron internetowych i posprawdzać portale społecznościowe, na których się znajdował. Tylko co jakiś czas zerkał na blondynkę, by sprawdzić, czy się nie obijała.
― Przyszłaś się uczyć czy urządzić sobie kącik zapoznawczy? ― Nikt inny nie stwierdziłby, że jedno wykluczało drugie. W końcu równie dobrze można było umilić sobie czas rozmową. Uniósł wzrok znad wyświetlacza, gdy Blythe znalazła się tuż przed nim, jednak kompletnie niezainteresowany tym na pewno przyjemnym dla wielu widokiem, na nowo wczytał się w treść otrzymanej wiadomości, by zaraz wystukać jakąś zdawkową odpowiedź.
„Dobra, to co teraz, trenerze?”
Wrzucił telefon do torby i rozejrzał się po sali. Najwygodniejsze do ćwiczeń miejsce było zajęte przez tańczącą grupę. Tutaj musiał zdać się na własną kreatywność, choć w tym momencie miał wrażenie, że ta zaczynała go przerastać.
― Brzuszki. Kładź się ― kiwnął podbródkiem, wskazując jej parkiet, dokładnie przed sobą. Zastukał butem o miejsce, oferując tym samym drobną i niezbędną pomoc. Jeśli zrozumiała przekaz i zamierzała się do niego zastosować, nastąpił na obie jej stopy, na pewno ułatwiając jej nieco ćwiczenie, choć dało się zauważyć, że walczył sam ze sobą. Co mimo wszystko zamierzał sobie odbić, dobierając jej ilość powtórzeń: ― Pięćdziesiąt.
Na usta cisnęło mu się już tylko przekleństwo, które nigdy nie powinno spocząć na ustach kogoś z dobrego domu, nawet jeśli niekoniecznie wpasowywał się w obraz dobrze wychowanego panicza. Dlatego niektóre sprawy lepiej było przemilczeć, co właśnie bez żalu uczynił Hatheway. Wiedział jednak o ludzkich skłonnościach do uznawania milczenia za potwierdzenie, a żeby wybić jej z głowy podobne myśli, zmierzył ją zrezygnowanym wzrokiem. Mówili, że nie było głupich pytań, jednak to właśnie rozpoczęło ich erę.
Przesunął ręką po twarzy, wypuszczając ciężko powietrze ustami. Było tak jak się spodziewał i przyznał, że wolał już usłyszeć jakieś ładne kłamstwo, nawet jeśli Winter koniec końców okazałaby się dla grupy wielkim rozczarowaniem. Już samo jej dołączenie tu było jednym wielkim kłamstwem – dlaczego miałaby nie brnąć w to dalej?
― Taaak, zwłaszcza przestępowanie z nogi na nogę i bezmyślne wymachiwanie rękami przez bitą godzinę ― sarkastyczny ton zdradził jego podejście do sprawy. Fakt faktem, że może nie wszyscy wykorzystywali podobny system zabawy, ale znacznej większości wystarczyło jedynie to drobne poczucie rytmu. ― Znoszenie wysiłku to tylko jeden podpunkt całości. Chodzi o twoje predyspozycje do wykonywania niektórych ruchów, o to czy potrafisz je odtworzyć i zapamiętać, o to czy będziesz w stanie odpowiednio zsynchronizować się z innymi osobami albo po prostu zaufać im, że w odpowiednich momentach cię złapią. Dlatego nie weźmiesz udziału w konkursie ― dokończył, a stanowczy wzrok czarnowłosego spoczął na jej oczach, jakby to zostało już postanowione. ― Poza tym wątpię, by ktoś chciał poświęcić tyle ponadprogramowego czasu, żebyś faktycznie mogła tyle nadrobić.
Kiwnął głową ponaglająco i wyłowił z torby telefon. Jak na trenera przystało, nie brał czynnego udziału w prowadzonej rozgrzewce, a że nie miał zamiaru się nudzić postanowił przejrzeć parę stron internetowych i posprawdzać portale społecznościowe, na których się znajdował. Tylko co jakiś czas zerkał na blondynkę, by sprawdzić, czy się nie obijała.
― Przyszłaś się uczyć czy urządzić sobie kącik zapoznawczy? ― Nikt inny nie stwierdziłby, że jedno wykluczało drugie. W końcu równie dobrze można było umilić sobie czas rozmową. Uniósł wzrok znad wyświetlacza, gdy Blythe znalazła się tuż przed nim, jednak kompletnie niezainteresowany tym na pewno przyjemnym dla wielu widokiem, na nowo wczytał się w treść otrzymanej wiadomości, by zaraz wystukać jakąś zdawkową odpowiedź.
„Dobra, to co teraz, trenerze?”
Wrzucił telefon do torby i rozejrzał się po sali. Najwygodniejsze do ćwiczeń miejsce było zajęte przez tańczącą grupę. Tutaj musiał zdać się na własną kreatywność, choć w tym momencie miał wrażenie, że ta zaczynała go przerastać.
― Brzuszki. Kładź się ― kiwnął podbródkiem, wskazując jej parkiet, dokładnie przed sobą. Zastukał butem o miejsce, oferując tym samym drobną i niezbędną pomoc. Jeśli zrozumiała przekaz i zamierzała się do niego zastosować, nastąpił na obie jej stopy, na pewno ułatwiając jej nieco ćwiczenie, choć dało się zauważyć, że walczył sam ze sobą. Co mimo wszystko zamierzał sobie odbić, dobierając jej ilość powtórzeń: ― Pięćdziesiąt.
Nie mogła powstrzymać się, by teatralnie nie przewrócić oczyma, kiedy dobitnie dał blondynce do zrozumienia, że tak czy inaczej nie weźmie udziału w konkursie. Mimo, iż na usta cisnęło jej się równie stanowcze "skąd ta pewność", pozwoliła sobie własne przekonania zostawić dla siebie, jednocześnie nie dając mu się sprowokować.
"Poza tym wątpię, by ktoś chciał poświęcić tyle ponadprogramowego czasu, żebyś faktycznie mogła tyle nadrobić."
Ach, jak niewiele było trzeba, aby te pełne usta paradoksalnie rozszerzyły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
― No tak... ― podsumowała cicho, przechylając lekko głowę i krzyżując ręce na piersi. ― W sumie masz rację. ― Początkowo naprawdę mogłoby się wydawać, że Bogu dzięki, dziewczyna ostatecznie zdała sobie sprawę z tego, w jak bardzo przegranej sytuacji rzeczywiście się znalazła, ale... ― Komu by się chciało "zostawać po godzinach", nie? Za to wasza trenerka... ― ...najwyraźniej zmierzała jedynie do kolejnej, cwaniackiej zagrywki, bowiem zerknąwszy w stronę tańczącej grupy, ponownie nie omieszkała rzucić mu pewniejszego, a zarazem jakże niewinnego spojrzenia. ― Chyba nie bez powodu wyróżnia akurat ciebie? ― Cóż, nie dało się tego ukryć.
Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Gdyby mogła, najchętniej całą tę śmieszną sytuację zamieniłaby na jeden wielki zapoznawczy kącik. Jego widoczna niechęć potrafiła przyprawić ją o drażniące ukłucie przykrości, ale równie często potrafiła również sprawić, że najnormalniej w świecie chciała w tę grę uparcie brnąć dalej. Prychnęła więc raz jeszcze, do końca rozciągania nie odzywając się już ani słowem.
"Brzuszki..." Brzuszki? Z początku nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Brzuszki... Ile razy wykonywała te ćwiczenie! Bułka z masłem, co, Win?
― Okej... ― mruknęła pod nosem, podsuwając się na tyle blisko, by znaleźć się tuż przy kolanach rówieśnika. Ukucnęła, a następnie pozwoliła, by podtrzymał jej stopy, ciesząc się w duchu niczym małe dziecko, które właśnie dostało wymarzonego lizaka. W ilu okolicznościach mogła pozwolić sobie na taką bliskość w przypadku Hathewaya?
Przywierając plecami do podłogi, zaczęła unosić tułów.
Jeden... Dwa... Cztery... Siedem...
Przy dziesiątym powtórzeniu oddech Blythe mimowolnie przyspieszył, pozwalając jej dobrnąć jedynie do trzydziestego uniesienia. Przy trzydziestym pierwszym głośniej wypuściła powietrze przez nos, prawą dłonią łapiąc się za zgiętą nogę Noaha, a lewą podtrzymując podłogi. W takiej pozycji przez dłuższą sekundę - zdecydowanie zbyt dłuższą - starała się unormować rozszalały oddech.
― Chwila... ― sapnęła, unosząc wzrok na dwukolorowe tęczówki.
Po dwudziestu kolejnych powtórzeniach, z ulgą opadła na podłoże i leżąc, przesunęła ręką po niesfornych kosmykach włosów, które plątały się przy czole. Przełknęła ślinę, oczekująco zerkając na czarnowłosego. Uśmiechała się, doprawdy? O ile wcześniej z pewnością humor miała świetny, o tyle nie można było tego powiedzieć, gdy za wszelką cenę starała się sprawiać wrażenie ani trochę nie zmęczonej ćwiczeniem, jakie dostała w poleceniu. Pięćdziesiąt brzuszków? No przecież co to jest!
― A teraz? ― spytała odrobinę zachrypniętym głosem, wciąż nie podnosząc się do prostej pozycji.
"Poza tym wątpię, by ktoś chciał poświęcić tyle ponadprogramowego czasu, żebyś faktycznie mogła tyle nadrobić."
Ach, jak niewiele było trzeba, aby te pełne usta paradoksalnie rozszerzyły się w jeszcze szerszym uśmiechu.
― No tak... ― podsumowała cicho, przechylając lekko głowę i krzyżując ręce na piersi. ― W sumie masz rację. ― Początkowo naprawdę mogłoby się wydawać, że Bogu dzięki, dziewczyna ostatecznie zdała sobie sprawę z tego, w jak bardzo przegranej sytuacji rzeczywiście się znalazła, ale... ― Komu by się chciało "zostawać po godzinach", nie? Za to wasza trenerka... ― ...najwyraźniej zmierzała jedynie do kolejnej, cwaniackiej zagrywki, bowiem zerknąwszy w stronę tańczącej grupy, ponownie nie omieszkała rzucić mu pewniejszego, a zarazem jakże niewinnego spojrzenia. ― Chyba nie bez powodu wyróżnia akurat ciebie? ― Cóż, nie dało się tego ukryć.
Nie tak łatwo się mnie pozbyć.
Gdyby mogła, najchętniej całą tę śmieszną sytuację zamieniłaby na jeden wielki zapoznawczy kącik. Jego widoczna niechęć potrafiła przyprawić ją o drażniące ukłucie przykrości, ale równie często potrafiła również sprawić, że najnormalniej w świecie chciała w tę grę uparcie brnąć dalej. Prychnęła więc raz jeszcze, do końca rozciągania nie odzywając się już ani słowem.
"Brzuszki..." Brzuszki? Z początku nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Brzuszki... Ile razy wykonywała te ćwiczenie! Bułka z masłem, co, Win?
― Okej... ― mruknęła pod nosem, podsuwając się na tyle blisko, by znaleźć się tuż przy kolanach rówieśnika. Ukucnęła, a następnie pozwoliła, by podtrzymał jej stopy, ciesząc się w duchu niczym małe dziecko, które właśnie dostało wymarzonego lizaka. W ilu okolicznościach mogła pozwolić sobie na taką bliskość w przypadku Hathewaya?
Przywierając plecami do podłogi, zaczęła unosić tułów.
Jeden... Dwa... Cztery... Siedem...
Przy dziesiątym powtórzeniu oddech Blythe mimowolnie przyspieszył, pozwalając jej dobrnąć jedynie do trzydziestego uniesienia. Przy trzydziestym pierwszym głośniej wypuściła powietrze przez nos, prawą dłonią łapiąc się za zgiętą nogę Noaha, a lewą podtrzymując podłogi. W takiej pozycji przez dłuższą sekundę - zdecydowanie zbyt dłuższą - starała się unormować rozszalały oddech.
― Chwila... ― sapnęła, unosząc wzrok na dwukolorowe tęczówki.
Po dwudziestu kolejnych powtórzeniach, z ulgą opadła na podłoże i leżąc, przesunęła ręką po niesfornych kosmykach włosów, które plątały się przy czole. Przełknęła ślinę, oczekująco zerkając na czarnowłosego. Uśmiechała się, doprawdy? O ile wcześniej z pewnością humor miała świetny, o tyle nie można było tego powiedzieć, gdy za wszelką cenę starała się sprawiać wrażenie ani trochę nie zmęczonej ćwiczeniem, jakie dostała w poleceniu. Pięćdziesiąt brzuszków? No przecież co to jest!
― A teraz? ― spytała odrobinę zachrypniętym głosem, wciąż nie podnosząc się do prostej pozycji.
Gdy jasnowłosa wspomniała o trenerce, Hatheway przemknął wzrokiem po tańczącej grupie, wreszcie odnajdując kierującą nimi kobietę. Uniósł brew, zastępując ten drobny gest niewypowiedzianym na głos pytaniem, na które może i nie uzyskał odpowiedzi, ale intencje Winter raz jeszcze okazały się dosyć banalne. Czarnowłosy pokręcił głową, jakby nie wierzył, że tak kretyńska opcja w ogóle przemknęła przez jej głowę, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się nie wyglądała na kogoś, kto w tym momencie sobie żartował.
― Sprytne ― rzucił, mierzwiąc dwukolorowe włosy z tyłu głowy. Przez chwilę wydawało się, że rzeczywiście uważał ten pomysł za całkiem przebiegły. Szkoda, że nie wystarczająco. ― Problem w tym, że jej władza kończy się na czasie trwania treningu. Reszta zależy od dobrej woli któregokolwiek z członków grupy. Chociaż część chłopaków na pewno z chęcią by się tobą zajęła. ― Wzruszył barkami, sugerując się wcześniejszymi reakcjami w grupie. Bynajmniej nie uważał tego za komplement i wyglądało na to, że mówiąc o zajmowaniu się nią, nie miał na myśli wyłącznie nauki. ― Coś za coś, nie? ― podsumował, nie oczekując już żadnej odpowiedzi. W dodatku w duchu odczuł niemałą ulgę, gdy udało mu się wybrnąć z niewygodnych tematów. Co prawda, jego metoda była dość niezgrabna, ale dopóki okazała się skuteczna, nie miał zamiaru przejmować się tym, jakie wrażenie wywarła na blondynce.
Kto wie – może dzięki temu był o krok bliżej zrażenia jej do siebie?
Ze znużeniem przyglądał się jej trudom, gdy rozpoczęła pierwsze ćwiczenie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że pięćdziesiąt powtórzeń było niemałą sumą dla kogoś, kto nie dbał o regularność podobnego wysiłku. Noah nie dbał jednak o jej późniejszy stan. W jego oczach była małą, zakłamaną zołzą, która musiała nauczyć się pokory, nawet jeśli z perspektywy osoby trzeciej niczym mu nie zawiniła.
„Chwila...”
― Chcesz rozwalić sobie kręgosłup? ― odezwał się dopiero po trzydziestym powtórzeniu, starając się za wszelką cenę zignorować rękę spoczywającą na jego nodze. Nie zmieniło to jednak faktu, że już po chwili strzepnął jej dłoń ze swojego kolana, jak niechcianego robaka. ― Nie podnoś się tak wysoko ― mruknął, unosząc wzrok na grupę, która zdążyła przetańczyć już cały układ i właśnie brała się za powtórkę. Tym samym łatwiej było mu przeczekać aż jasnowłosa dokończy całą serię.
„A teraz?”
Pochylił się do przodu, opierając łokieć o udo i podpierając policzek dłonią. Wolną ręką wykonał niedbały, okrężny gest, jakby właśnie nakazywał jej się obrócić.
― Na brzuch ― polecił krótko. ― Ręce wyciągnij przed siebie. Na mój znak uniesiesz je razem z nogami i opuścisz, kiedy ci na to pozwolę. ― To już samo w sobie brzmiało jak wstęp do kolejnej tortury. ― Góra ― rzucił i zamilkł w głowie odliczając kolejne sekundy, przez co celowo przedłużał cierpienie dziewczyny. Zawiesił pozbawiony wyrazu wzrok na jej twarzy, zanim wreszcie pozwolił jej opuścić kończyny, wypowiadając „dół”. Przerwa między kolejnym powtórzeniem była znacznie krótsza. Musiało minąć jeszcze dwadzieścia takich razów, by dziewczyna mogła pozwolić sobie na złapanie oddechu.
― Minuta przerwy i trzydzieści pompek.
Łaskawca!
― Sprytne ― rzucił, mierzwiąc dwukolorowe włosy z tyłu głowy. Przez chwilę wydawało się, że rzeczywiście uważał ten pomysł za całkiem przebiegły. Szkoda, że nie wystarczająco. ― Problem w tym, że jej władza kończy się na czasie trwania treningu. Reszta zależy od dobrej woli któregokolwiek z członków grupy. Chociaż część chłopaków na pewno z chęcią by się tobą zajęła. ― Wzruszył barkami, sugerując się wcześniejszymi reakcjami w grupie. Bynajmniej nie uważał tego za komplement i wyglądało na to, że mówiąc o zajmowaniu się nią, nie miał na myśli wyłącznie nauki. ― Coś za coś, nie? ― podsumował, nie oczekując już żadnej odpowiedzi. W dodatku w duchu odczuł niemałą ulgę, gdy udało mu się wybrnąć z niewygodnych tematów. Co prawda, jego metoda była dość niezgrabna, ale dopóki okazała się skuteczna, nie miał zamiaru przejmować się tym, jakie wrażenie wywarła na blondynce.
Kto wie – może dzięki temu był o krok bliżej zrażenia jej do siebie?
Ze znużeniem przyglądał się jej trudom, gdy rozpoczęła pierwsze ćwiczenie. Doskonale zdawał sobie sprawę, że pięćdziesiąt powtórzeń było niemałą sumą dla kogoś, kto nie dbał o regularność podobnego wysiłku. Noah nie dbał jednak o jej późniejszy stan. W jego oczach była małą, zakłamaną zołzą, która musiała nauczyć się pokory, nawet jeśli z perspektywy osoby trzeciej niczym mu nie zawiniła.
„Chwila...”
― Chcesz rozwalić sobie kręgosłup? ― odezwał się dopiero po trzydziestym powtórzeniu, starając się za wszelką cenę zignorować rękę spoczywającą na jego nodze. Nie zmieniło to jednak faktu, że już po chwili strzepnął jej dłoń ze swojego kolana, jak niechcianego robaka. ― Nie podnoś się tak wysoko ― mruknął, unosząc wzrok na grupę, która zdążyła przetańczyć już cały układ i właśnie brała się za powtórkę. Tym samym łatwiej było mu przeczekać aż jasnowłosa dokończy całą serię.
„A teraz?”
Pochylił się do przodu, opierając łokieć o udo i podpierając policzek dłonią. Wolną ręką wykonał niedbały, okrężny gest, jakby właśnie nakazywał jej się obrócić.
― Na brzuch ― polecił krótko. ― Ręce wyciągnij przed siebie. Na mój znak uniesiesz je razem z nogami i opuścisz, kiedy ci na to pozwolę. ― To już samo w sobie brzmiało jak wstęp do kolejnej tortury. ― Góra ― rzucił i zamilkł w głowie odliczając kolejne sekundy, przez co celowo przedłużał cierpienie dziewczyny. Zawiesił pozbawiony wyrazu wzrok na jej twarzy, zanim wreszcie pozwolił jej opuścić kończyny, wypowiadając „dół”. Przerwa między kolejnym powtórzeniem była znacznie krótsza. Musiało minąć jeszcze dwadzieścia takich razów, by dziewczyna mogła pozwolić sobie na złapanie oddechu.
― Minuta przerwy i trzydzieści pompek.
Łaskawca!
Podążając jego śladem, ona również przemknęła wzrokiem po tańczącej grupie, przez pewną chwilę zatrzymując go na wspomnianej wcześniej trenerce. Tak jak można się było tego spodziewać, fakt, że część męskiego grona z pewnością chętnie zajęłaby się jej szkoleniem, początkowo rzeczywiście połechtał ego blondynki, jednak trwało to tak krótką chwilę, że nie zdążyła nawet dobrze nacieszyć się nie-komplementem, bowiem "coś za coś" koniec końców sprowadziło ją na ziemię. Odwróciła głowę w stronę Noaha, rzucając mu lekko zniesmaczone spojrzenie, aczkolwiek na całe szczęście potrafiła jeszcze ocenić, kiedy sytuacja widocznie wydawała się być przegrana. Zamiast bronić swojej dumy, zwyczajnie zamilkła, nie chcąc przez przypadek wygłupić się po raz kolejny. Bądź co bądź, właściwie nieświadomie narzuciła prowokujący wydźwięk tych słów.
O ile pięćdziesiąt brzuszków okazało się być niemałym utrapieniem, o tyle mrukliwy ton, jakim widocznie krytykował jej podejście, z czasem począł przeszkadzać Winter jeszcze bardziej, niżeli samo ćwiczenie. Westchnęła cicho, kiedy dłoń, którą przed kilkoma sekundami przytrzymywała się kolana chłopaka, bezwiednie odrzucił w bok. Westchnęła głośniej, gdy skrytykował sposób, w jaki unosiła tułów, jednakże bez żadnego piśnięcia położyła się na brzuchu, lekko odsuwając rękoma do tyłu. Przygryzła dolną wargę, znów zerkając do góry - i nie było w tym bynajmniej niczego figlarnego. Starała się raczej tłumić poirytowanie, które rosło wraz z każdym poleceniem siedzącego na ławce trenera. Jak się okazało, nie bez powodu odnosiła coraz to większe wrażenie, że ani trochę nie zamierzał jej oszczędzać.
Nie za każdym podejściem udawało się Blythe utrzymać kończyny na tyle długo, by nie leciały w dół. Co gorsze, z czasem zaczęły ją po prostu boleć - na tyle mocno, że nawet zaciskanie pięści niewiele w tym wypadku pomagało. Nie patrzyła na niego - skupiała wzrok na czarno-czerwonych AirMAX-ach, w duchu przeklinając mozolnie płynący czas. Kilkadziesiąt powtórzeń zdecydowanie uśmierciło jakąkolwiek nadzieję, że bez problemu dotrwa do końca rozgrzewki.
― O kurwa... ― jęknęła bardziej do siebie, niżeli w stronę Hatheway'a, kończąc kolejny etap mordęgi. Podpierając się palcami, usiadła i rozmasowując dolną część kręgosłupa, skrzyżowała ze sobą ugięte nogi. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła już uspokoić oddechu.
W innej sytuacji minutę przerwy zapewne wykorzystałaby w celach typowo zapoznawczych, jak to zwykle miała w zwyczaju, ale biorąc pod uwagę to, iż ledwo przełykała ślinę, nie odezwała się ani słowem. Patrząc z rezygnacją w stronę reszty zespołu, zaczęła robić pompki, jednocześnie gorączkowo zastanawiając się nad opcją, czy przypadkiem nie wolałaby przyspieszyć zbliżającej się porażki - byle tylko przestać się rozgrzewać. O tak, była zdecydowanie rozgrzana.
Napinając z całych sił drżące ze zmęczenia ramiona, oddychała głośno, zniżając się do poziomu podłogi, by następnie z miną przypominającą rozpaczliwe wołanie o pomoc, wyciągnięte ciało podnieść do góry. Przy siedemnastym razie dała za wygraną, z hukiem opadając na własne dłonie.
― Dwadzieścia to... też dużo... ― wydukała, zawyżając nieco liczbę zrobionych powtórzeń i nie czekając na reakcję rówieśnika, ponownie usiadła, tym razem opierając ciężar na wyprostowanych z tyłu rękach.
I kiedy już nie miała najmniejszej ochoty pytać o następne ćwiczenie, wsłuchując się przez moment w dudniący rytm muzyki, niczym wybawienie usłyszała za sobą zbliżające się kroki.
― Jak wam idzie? ― Odwracając w bok delikatnie czerwoną twarz, ujrzała trenerkę, która stanęła tuż obok Noaha, zwracając się raczej do Winter, niżeli do niego.
"Jak wam idzie?" Och, idzie nam świetnie! Nie czuję mięśni, a kość ogonowa napierdala mnie tak, jakbym dostała porządnego kopa w tyłek. Siląc się na mimo wszystko szczery, a zarazem energiczny uśmiech, obiema dłońmi potarła uda.
― Całkiem nieźle! ― Zanim Hatheway zdążyłby się odezwać, rzuciła dziarsko, choć zachrypnięty ton głosu mógł sugerować coś zupełnie innego.
Wody i... zimnego prysznica - tego wówczas pragnęła najbardziej.
O ile pięćdziesiąt brzuszków okazało się być niemałym utrapieniem, o tyle mrukliwy ton, jakim widocznie krytykował jej podejście, z czasem począł przeszkadzać Winter jeszcze bardziej, niżeli samo ćwiczenie. Westchnęła cicho, kiedy dłoń, którą przed kilkoma sekundami przytrzymywała się kolana chłopaka, bezwiednie odrzucił w bok. Westchnęła głośniej, gdy skrytykował sposób, w jaki unosiła tułów, jednakże bez żadnego piśnięcia położyła się na brzuchu, lekko odsuwając rękoma do tyłu. Przygryzła dolną wargę, znów zerkając do góry - i nie było w tym bynajmniej niczego figlarnego. Starała się raczej tłumić poirytowanie, które rosło wraz z każdym poleceniem siedzącego na ławce trenera. Jak się okazało, nie bez powodu odnosiła coraz to większe wrażenie, że ani trochę nie zamierzał jej oszczędzać.
Nie za każdym podejściem udawało się Blythe utrzymać kończyny na tyle długo, by nie leciały w dół. Co gorsze, z czasem zaczęły ją po prostu boleć - na tyle mocno, że nawet zaciskanie pięści niewiele w tym wypadku pomagało. Nie patrzyła na niego - skupiała wzrok na czarno-czerwonych AirMAX-ach, w duchu przeklinając mozolnie płynący czas. Kilkadziesiąt powtórzeń zdecydowanie uśmierciło jakąkolwiek nadzieję, że bez problemu dotrwa do końca rozgrzewki.
― O kurwa... ― jęknęła bardziej do siebie, niżeli w stronę Hatheway'a, kończąc kolejny etap mordęgi. Podpierając się palcami, usiadła i rozmasowując dolną część kręgosłupa, skrzyżowała ze sobą ugięte nogi. Nawet gdyby chciała, nie potrafiła już uspokoić oddechu.
W innej sytuacji minutę przerwy zapewne wykorzystałaby w celach typowo zapoznawczych, jak to zwykle miała w zwyczaju, ale biorąc pod uwagę to, iż ledwo przełykała ślinę, nie odezwała się ani słowem. Patrząc z rezygnacją w stronę reszty zespołu, zaczęła robić pompki, jednocześnie gorączkowo zastanawiając się nad opcją, czy przypadkiem nie wolałaby przyspieszyć zbliżającej się porażki - byle tylko przestać się rozgrzewać. O tak, była zdecydowanie rozgrzana.
Napinając z całych sił drżące ze zmęczenia ramiona, oddychała głośno, zniżając się do poziomu podłogi, by następnie z miną przypominającą rozpaczliwe wołanie o pomoc, wyciągnięte ciało podnieść do góry. Przy siedemnastym razie dała za wygraną, z hukiem opadając na własne dłonie.
― Dwadzieścia to... też dużo... ― wydukała, zawyżając nieco liczbę zrobionych powtórzeń i nie czekając na reakcję rówieśnika, ponownie usiadła, tym razem opierając ciężar na wyprostowanych z tyłu rękach.
I kiedy już nie miała najmniejszej ochoty pytać o następne ćwiczenie, wsłuchując się przez moment w dudniący rytm muzyki, niczym wybawienie usłyszała za sobą zbliżające się kroki.
― Jak wam idzie? ― Odwracając w bok delikatnie czerwoną twarz, ujrzała trenerkę, która stanęła tuż obok Noaha, zwracając się raczej do Winter, niżeli do niego.
"Jak wam idzie?" Och, idzie nam świetnie! Nie czuję mięśni, a kość ogonowa napierdala mnie tak, jakbym dostała porządnego kopa w tyłek. Siląc się na mimo wszystko szczery, a zarazem energiczny uśmiech, obiema dłońmi potarła uda.
― Całkiem nieźle! ― Zanim Hatheway zdążyłby się odezwać, rzuciła dziarsko, choć zachrypnięty ton głosu mógł sugerować coś zupełnie innego.
Wody i... zimnego prysznica - tego wówczas pragnęła najbardziej.
Zniesmaczony błysk w jasnych oczach dziewczyny nie zrobił na nim większego wrażenia, jednak barki czarnowłosego jakby same uniosły się nieznacznie i opadły w lekceważącym geście. W duchu jednak cieszył się, że te słowa skutecznie zamknęły jej usta, nawet jeśli nie wszyscy na tej sali byli tacy, jakimi właśnie ich przedstawił, co nie znaczyło, że po czasie mieliby nie rozważać tej opcji. Wydawało mu się jednak, że Blythe była na na tyle chętna, że przez niesmak wymalowany na jej twarzy, nie omieszkał przyjrzeć jej się na dłużej, jakby w już w naturalnym odruchu próbował dociec do tego, co wzbudzało w niej podobne emocje. Poza tym, że to nie nimi była zainteresowana, rzecz jasna.
Niewystarczająco bogaci, podsumował w myślach, wywracając oczami, co równie dobrze mogło zostać uznane za podsumowanie kurwy, która właśnie dobiegła go z poziomu podłogi. Dziwiło go, że blondynka jeszcze nie wstała i nie postanowiła ulotnić się z sali, dopóki jeszcze miała ku temu okazję. Zdążyła ledwo otrzeć się o ich świat, a już miała dość.
„Dwadzieścia to... też dużo...”
― Tak myślisz? ― zwrócił się do niej jak do kogoś, kto widocznie jeszcze nie poznał prawdziwego życia, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że nie miała szans wytrzymać aż tyle. Tego nie musiała wiedzieć. Niemniej jednak chyba osiągnął swój cel, a widząc ją w tak kiepskim stanie był tego niemalże pewien – rozgrzewka stała się istną katorgą.
Właśnie wtedy uniósł wzrok znad głowy Winter, przenosząc go na zbliżającą się trenerkę, która wcześniej skupiona na tańcu, nie była świadoma tego, co Hatheway zgotował rówieśniczce. Mimo że jasnowłosa postanowiła wciąć mu się w słowo, nie zamierzał rezygnować z własnego podsumowania. Spojrzał na nią kątem oka, telepatycznie usiłując jej przekazać, że przynajmniej próbowała, ale widocznie nie było jeszcze końca podkładania sobie kłód pod nogi.
― Ma jeszcze trochę braków w kondycji, które będzie musiała nadrobić też poza zajęciami ― podsumował, chociaż w tym przypadku nie minął się z prawdą. Każdy na tej sali nie mógł pozwolić sobie na rozleniwienie ani na codzienne wpierdalanie fast-foodów, na które tylko miało się ochotę.
Kobieta pokiwała głową, przyjmując do do wiadomości. Wciąż jednak uważnie przyglądała się zdyszanej Blythe, jakby jej zmęczenie faktycznie wynikało z niewielkiej, przyjemnej rozgrzewki.
― Mam tylko nadzieję, że nie traktujesz jej zbyt surowo, Noah.
Dokładnie w tym momencie po raz pierwszy tego dnia na jego ustach pojawił się przekonujący uśmiech. Przekonujący, bo ludzie rzadko kiedy zauważali, że nie sięgał on dwukolorowych oczu. Jedynie niektórzy uczniowie z jego klasy zdążyli połapać się, że w tych grymasach nie było za grosz szczerości, gdy raz jeszcze wkopywał ich przed nauczycielami, a ci przyjmowali do wiadomości, że chłopak z tak dobrego domu, tak wychowany, nie mógł zrobić nic złego. W końcu tak nie przystało samemu Excelsiorowi.
― Otrzymała najniższy prób powtórzeń, a to dopiero dwadzieścia procent wszystkich ćwiczeń. Wygląda na to, że na dziś na tym wypadałoby skończyć. ― Można było spokojnie uznać, że wraz z tymi słowami nadeszło dla niej zbawienie, choć teraz ostateczna decyzja spoczywała w rękach nauczycielki tańca. Była ona dużo bardziej rozczulona stanem Winter, więc nie było żadnych wątpliwości co do tego, że się nad nią zlituje.
― Dobra. Odpocznij chwilę i zaraz przejdziemy do pokazania ci kilku ruchów. ― Zerknęła na zegarek. ― Mamy jeszcze pół godziny. I, Noah, dałbyś jej coś do picia. ― Bezmyślnie chwyciła za pierwszą lepszą butelkę z wodą – można było się spodziewać, że była to jego butelka – i uprzedzając blondynkę krótkim „Łap”, rzuciła napój w jej stronę. ― Tylko pij powoli.
Po uśmiechu czarnowłosego nie pozostało nawet śladu, co od razu rzuciło się w oczy trenerce, która nie mogła powstrzymać się od poklepania go po ramieniu.
― Uzupełnisz w automacie na dole. Tak przynajmniej zrobisz dobre wrażenie.
― Bo o niczym innym nie marzę.
Niewystarczająco bogaci, podsumował w myślach, wywracając oczami, co równie dobrze mogło zostać uznane za podsumowanie kurwy, która właśnie dobiegła go z poziomu podłogi. Dziwiło go, że blondynka jeszcze nie wstała i nie postanowiła ulotnić się z sali, dopóki jeszcze miała ku temu okazję. Zdążyła ledwo otrzeć się o ich świat, a już miała dość.
„Dwadzieścia to... też dużo...”
― Tak myślisz? ― zwrócił się do niej jak do kogoś, kto widocznie jeszcze nie poznał prawdziwego życia, nawet jeśli zdawał sobie sprawę, że nie miała szans wytrzymać aż tyle. Tego nie musiała wiedzieć. Niemniej jednak chyba osiągnął swój cel, a widząc ją w tak kiepskim stanie był tego niemalże pewien – rozgrzewka stała się istną katorgą.
Właśnie wtedy uniósł wzrok znad głowy Winter, przenosząc go na zbliżającą się trenerkę, która wcześniej skupiona na tańcu, nie była świadoma tego, co Hatheway zgotował rówieśniczce. Mimo że jasnowłosa postanowiła wciąć mu się w słowo, nie zamierzał rezygnować z własnego podsumowania. Spojrzał na nią kątem oka, telepatycznie usiłując jej przekazać, że przynajmniej próbowała, ale widocznie nie było jeszcze końca podkładania sobie kłód pod nogi.
― Ma jeszcze trochę braków w kondycji, które będzie musiała nadrobić też poza zajęciami ― podsumował, chociaż w tym przypadku nie minął się z prawdą. Każdy na tej sali nie mógł pozwolić sobie na rozleniwienie ani na codzienne wpierdalanie fast-foodów, na które tylko miało się ochotę.
Kobieta pokiwała głową, przyjmując do do wiadomości. Wciąż jednak uważnie przyglądała się zdyszanej Blythe, jakby jej zmęczenie faktycznie wynikało z niewielkiej, przyjemnej rozgrzewki.
― Mam tylko nadzieję, że nie traktujesz jej zbyt surowo, Noah.
Dokładnie w tym momencie po raz pierwszy tego dnia na jego ustach pojawił się przekonujący uśmiech. Przekonujący, bo ludzie rzadko kiedy zauważali, że nie sięgał on dwukolorowych oczu. Jedynie niektórzy uczniowie z jego klasy zdążyli połapać się, że w tych grymasach nie było za grosz szczerości, gdy raz jeszcze wkopywał ich przed nauczycielami, a ci przyjmowali do wiadomości, że chłopak z tak dobrego domu, tak wychowany, nie mógł zrobić nic złego. W końcu tak nie przystało samemu Excelsiorowi.
― Otrzymała najniższy prób powtórzeń, a to dopiero dwadzieścia procent wszystkich ćwiczeń. Wygląda na to, że na dziś na tym wypadałoby skończyć. ― Można było spokojnie uznać, że wraz z tymi słowami nadeszło dla niej zbawienie, choć teraz ostateczna decyzja spoczywała w rękach nauczycielki tańca. Była ona dużo bardziej rozczulona stanem Winter, więc nie było żadnych wątpliwości co do tego, że się nad nią zlituje.
― Dobra. Odpocznij chwilę i zaraz przejdziemy do pokazania ci kilku ruchów. ― Zerknęła na zegarek. ― Mamy jeszcze pół godziny. I, Noah, dałbyś jej coś do picia. ― Bezmyślnie chwyciła za pierwszą lepszą butelkę z wodą – można było się spodziewać, że była to jego butelka – i uprzedzając blondynkę krótkim „Łap”, rzuciła napój w jej stronę. ― Tylko pij powoli.
Po uśmiechu czarnowłosego nie pozostało nawet śladu, co od razu rzuciło się w oczy trenerce, która nie mogła powstrzymać się od poklepania go po ramieniu.
― Uzupełnisz w automacie na dole. Tak przynajmniej zrobisz dobre wrażenie.
― Bo o niczym innym nie marzę.
― Tak myślę ― bąknęła pod nosem, potwierdzając jego słowa i odchylając głowę do tyłu, wywróciła oczami.
Zabawne jak w kosmicznym tempie potrafiła dostosowywać swoje zachowanie "do otoczenia". Jeszcze chwilę temu umierała w katuszach, starając się doprowadzić własny oddech do normalnego tempa, wyglądając przy tym odrobinę desperacko, a późnej... Obdarzyła kobietę na tyle radosnym uśmiechem, na ile była w stanie się posilić. Co prawda mina odrobinę jej zrzedła, gdy wspomniał o brakach, jednakże całkowity uśmiech zszedł z twarzy Winter dopiero wówczas, kiedy przez usta chłopaka przebiegł przekonujący cień.
"Mam tylko nadzieję, że nie traktujesz jej zbyt surowo, Noah."
Ależ skąd!
Uniosła pytająco brew, zerkając to na czarnowłosego, to na trenerkę. Zapewne chciała nawet coś powiedzieć, dorzucić swoje trzy grosze, jak to zwykle miała w zwyczaju, ale im dłużej się im przysłuchiwała, tym bardziej nie miała ochoty mówić niczego.
"...że na dziś na tym wypadałoby skończyć." Co? Z wyczekiwaniem spoglądając na stojącą obok kobietę, w duchu liczyła cicho, że rzeczywiście się nad nią zlituje. Ba, najwyraźniej miała tamtego dnia więcej szczęścia, niż mogła przypuszczać.
Krótkie mhm wystarczyło, by kiwając głową dała znać, że opcja pokazania blondynce kilku ruchów, jak najbardziej wchodziła w grę. Miała tylko nadzieję, że ona sama niczego już wówczas nie będzie musiała próbować. Żadnych nowych rozgrzewek, żadnych nowych kroków... Chciała tylko patrzeć. Zwyczajnie miała dosyć.
Łapczywie wypiła odrobinę wody, nie mogąc powstrzymać się przed rzuceniem w stronę Hatheway'a kolejnego jakże uroczego spojrzenia. Miała wodę - i bardzo dobrze, bo inaczej chyba nie dotrwałaby do końca. Ale że była to akurat jego woda...
― Dziękuję ― odparła o wiele żywszym głosem, niżeli wcześniej, oblizując zeschnięte usta. I kiedy już trenerka zamierzała zostawić ich samych, dając Blythe dodatkową chwilę na odpoczynek, ta wcale nie zamierzała na tym zakończyć. ― A, właściwie... ― rzuciła, odwracając głowę w jej stronę. ― Właściwie Noah ma rację, jeżeli chodzi o moje braki. ― W tym momencie porozumiewawczo kiwnęła brodą w stronę chłopaka. ― Musiałabym je nadrobić po zajęciach. ― Z nim przy boku, najlepiej.
― Dobra, pogadamy o tym przy wyjściu. ― Obrzucając dziewczynę badawczym wzrokiem, kobieta jeszcze raz zerknęła na zegarek, po czym skupiła swoje oczy na czarnowłosym, jak gdyby nad czymś się zastanawiając. ― Zobaczymy. ― Tyle wystarczyło, by Winter z powrotem mogła poczuć, jak minimalnie przybiera na sile. O tak, humor miała już zdecydowanie lepszy.
Ponownie spojrzała na rówieśnika, nie mogąc przestać się uśmiechać - w taki sposób, że mogło odnieść się wrażenie, iż jednak było warto się przemęczyć.
― Ciekawe kogo poprosi o pomoc. ― Nucąc przez moment lecący z głośników kawałek, wsadziła trzymaną w dłoni butelkę między skrzyżowane nogi i na powrót oparła się na wyprostowanych z tyłu rękach, lekko acz zalotnie przechylając głowę w bok. ― Jak myślisz? ― dorzuciła słodko.
Tym razem to ona przejęła pałeczkę.
Zabawne jak w kosmicznym tempie potrafiła dostosowywać swoje zachowanie "do otoczenia". Jeszcze chwilę temu umierała w katuszach, starając się doprowadzić własny oddech do normalnego tempa, wyglądając przy tym odrobinę desperacko, a późnej... Obdarzyła kobietę na tyle radosnym uśmiechem, na ile była w stanie się posilić. Co prawda mina odrobinę jej zrzedła, gdy wspomniał o brakach, jednakże całkowity uśmiech zszedł z twarzy Winter dopiero wówczas, kiedy przez usta chłopaka przebiegł przekonujący cień.
"Mam tylko nadzieję, że nie traktujesz jej zbyt surowo, Noah."
Ależ skąd!
Uniosła pytająco brew, zerkając to na czarnowłosego, to na trenerkę. Zapewne chciała nawet coś powiedzieć, dorzucić swoje trzy grosze, jak to zwykle miała w zwyczaju, ale im dłużej się im przysłuchiwała, tym bardziej nie miała ochoty mówić niczego.
"...że na dziś na tym wypadałoby skończyć." Co? Z wyczekiwaniem spoglądając na stojącą obok kobietę, w duchu liczyła cicho, że rzeczywiście się nad nią zlituje. Ba, najwyraźniej miała tamtego dnia więcej szczęścia, niż mogła przypuszczać.
Krótkie mhm wystarczyło, by kiwając głową dała znać, że opcja pokazania blondynce kilku ruchów, jak najbardziej wchodziła w grę. Miała tylko nadzieję, że ona sama niczego już wówczas nie będzie musiała próbować. Żadnych nowych rozgrzewek, żadnych nowych kroków... Chciała tylko patrzeć. Zwyczajnie miała dosyć.
Łapczywie wypiła odrobinę wody, nie mogąc powstrzymać się przed rzuceniem w stronę Hatheway'a kolejnego jakże uroczego spojrzenia. Miała wodę - i bardzo dobrze, bo inaczej chyba nie dotrwałaby do końca. Ale że była to akurat jego woda...
― Dziękuję ― odparła o wiele żywszym głosem, niżeli wcześniej, oblizując zeschnięte usta. I kiedy już trenerka zamierzała zostawić ich samych, dając Blythe dodatkową chwilę na odpoczynek, ta wcale nie zamierzała na tym zakończyć. ― A, właściwie... ― rzuciła, odwracając głowę w jej stronę. ― Właściwie Noah ma rację, jeżeli chodzi o moje braki. ― W tym momencie porozumiewawczo kiwnęła brodą w stronę chłopaka. ― Musiałabym je nadrobić po zajęciach. ― Z nim przy boku, najlepiej.
― Dobra, pogadamy o tym przy wyjściu. ― Obrzucając dziewczynę badawczym wzrokiem, kobieta jeszcze raz zerknęła na zegarek, po czym skupiła swoje oczy na czarnowłosym, jak gdyby nad czymś się zastanawiając. ― Zobaczymy. ― Tyle wystarczyło, by Winter z powrotem mogła poczuć, jak minimalnie przybiera na sile. O tak, humor miała już zdecydowanie lepszy.
Ponownie spojrzała na rówieśnika, nie mogąc przestać się uśmiechać - w taki sposób, że mogło odnieść się wrażenie, iż jednak było warto się przemęczyć.
― Ciekawe kogo poprosi o pomoc. ― Nucąc przez moment lecący z głośników kawałek, wsadziła trzymaną w dłoni butelkę między skrzyżowane nogi i na powrót oparła się na wyprostowanych z tyłu rękach, lekko acz zalotnie przechylając głowę w bok. ― Jak myślisz? ― dorzuciła słodko.
Tym razem to ona przejęła pałeczkę.
Hatheway z każdą kolejną chwilą stwierdzał, że obecność Blythe na ich zajęciach podobała mu się coraz mniej. Za każdym razem, gdy wydawało mu się, że zyskiwał nad nią przewagę, za kilka chwil dziewczyna znów odzyskiwała motywację, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Być może czarnowłosy mógłby żyć w swoich przekonaniach, gdyby nie wnikliwa obserwacja swojej przeciwniczki, której mimika była w stanie przekazać mu więcej niż by sobie tego życzył.
Za co.
Już w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie dwójki, jakby dzięki temu trenerka miała zupełnie zapomnieć o jego obecności tutaj i nie pomyśleć o tym, że Noah w mógłby przyczynić się do tej pozalekcyjnej pomocy. Poza tym wiedział, że nawet gdyby został o to poproszony, ostatnie zdanie i tak należało do niego. W końcu prośba nie była rozkazem, a – z całym szacunkiem do instruktorki – nikt nie powinien wymuszać na nim dodatkowej pracy, która nie leżała w jego obowiązkach.
― Lubisz kombinować, co? ― wymruczał pod nosem, odprowadzając wzrokiem kobietę. Dopiero po tym dokładnie przyjrzał się Winter, a jej wręcz szampański nastrój przełożył się na zniechęcone zmarszczenie brwi przez chłopaka. ― Myślę, że sama doskonale poradzisz sobie z porannym albo wieczornym bieganiem i dzienną godziną ćwiczeń rozciągających, brzuszków, skłonów, pompek, przysiadów i podskoków ― wymienił, ostentacyjnie prostując palce ręki, gdy obrzucał ją całą listą ćwiczeń przygotowawczych. Najwidoczniej talent wymagał sporo poświęcenia, potu i łez, ale koniec końców sprawiał wszystkim przyjemność. ― Myślałem, że to oczywiste.
Poprawiwszy języki butów, oparł ręce o kolana i podniósł się z ławki, by zaraz poprawić dresowe spodnie, jakby już szykował się do przećwiczenia układu. Przynajmniej chciał wierzyć w to, że trenerka da mu już spokój i na tym zakończy się jego pomoc blondynce. Przeszedł parę kroków, rozprostowując nieco nogi, które po dłuższym odpoczynku znów były gotowe do wysiłku.
― Nie przyszło ci kiedyś do głowy, że zadzierasz z niewłaściwymi osobami? ― zaczął, już nawet nie spoglądając w jej stronę. Skupił się na ruchach tańczącej grupy, skupiając się głównie na ostatnim rzędzie, który na pierwszy rzut oka już miał dość. ― Jeżeli przychodzisz tu tylko po to, by uprzykrzyć mi życie, możemy kontynuować tę głupią grę, chociaż nie wiem po co zadawać sobie tyle daremnego trudu. ― Zerknął na nią z ukosa, przez co miała okazję dostrzec jedynie jasną i chłodną tęczówkę prawego oka. ― Jesteś dziwna ― przyznał wprost, mimo że było to najdelikatniejsze stwierdzenie, na jakie mógł się zdobyć. Nie zrozumiałby jej, nawet gdyby próbował. ― Chociaż zakładam, że gdzieś to już słyszałaś. Zawsze uganiasz się za ludźmi na siłę?
Jak to wytrzymują?
Za co.
Już w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie dwójki, jakby dzięki temu trenerka miała zupełnie zapomnieć o jego obecności tutaj i nie pomyśleć o tym, że Noah w mógłby przyczynić się do tej pozalekcyjnej pomocy. Poza tym wiedział, że nawet gdyby został o to poproszony, ostatnie zdanie i tak należało do niego. W końcu prośba nie była rozkazem, a – z całym szacunkiem do instruktorki – nikt nie powinien wymuszać na nim dodatkowej pracy, która nie leżała w jego obowiązkach.
― Lubisz kombinować, co? ― wymruczał pod nosem, odprowadzając wzrokiem kobietę. Dopiero po tym dokładnie przyjrzał się Winter, a jej wręcz szampański nastrój przełożył się na zniechęcone zmarszczenie brwi przez chłopaka. ― Myślę, że sama doskonale poradzisz sobie z porannym albo wieczornym bieganiem i dzienną godziną ćwiczeń rozciągających, brzuszków, skłonów, pompek, przysiadów i podskoków ― wymienił, ostentacyjnie prostując palce ręki, gdy obrzucał ją całą listą ćwiczeń przygotowawczych. Najwidoczniej talent wymagał sporo poświęcenia, potu i łez, ale koniec końców sprawiał wszystkim przyjemność. ― Myślałem, że to oczywiste.
Poprawiwszy języki butów, oparł ręce o kolana i podniósł się z ławki, by zaraz poprawić dresowe spodnie, jakby już szykował się do przećwiczenia układu. Przynajmniej chciał wierzyć w to, że trenerka da mu już spokój i na tym zakończy się jego pomoc blondynce. Przeszedł parę kroków, rozprostowując nieco nogi, które po dłuższym odpoczynku znów były gotowe do wysiłku.
― Nie przyszło ci kiedyś do głowy, że zadzierasz z niewłaściwymi osobami? ― zaczął, już nawet nie spoglądając w jej stronę. Skupił się na ruchach tańczącej grupy, skupiając się głównie na ostatnim rzędzie, który na pierwszy rzut oka już miał dość. ― Jeżeli przychodzisz tu tylko po to, by uprzykrzyć mi życie, możemy kontynuować tę głupią grę, chociaż nie wiem po co zadawać sobie tyle daremnego trudu. ― Zerknął na nią z ukosa, przez co miała okazję dostrzec jedynie jasną i chłodną tęczówkę prawego oka. ― Jesteś dziwna ― przyznał wprost, mimo że było to najdelikatniejsze stwierdzenie, na jakie mógł się zdobyć. Nie zrozumiałby jej, nawet gdyby próbował. ― Chociaż zakładam, że gdzieś to już słyszałaś. Zawsze uganiasz się za ludźmi na siłę?
Jak to wytrzymują?
Że lubiła kombinować, temu nie można było zaprzeczyć - cieszyła się jak dziecko, kiedy wszystko szło tak, jak to sobie świetnie zaplanowała, choć w tym przypadku pojawienie się jej na zajęciach tańca było przecież zupełnym przypadkiem.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe i z miną coraz bardziej zadowoloną z siebie, nie spuszczała wzroku ze znajomych oczu.
― Po twojej rozgrzewce to ja nie wątpię, że sobie poradzę. ― Kiwnęła głową, z przekomarzaniem, jeszcze raz zgadzając się ze słowami chłopaka. Przynajmniej w połowie. ― Ale co z układem? ― dodała zaraz, ponownie chwytając za butelkę, z której upiła porządnego łyka. ― Na zajęciach raczej za dużo nie nadgonię, więc dobrze by było gdyby mnie ktoś podszkolił poza. ― Z akcentem na "poza", uniosła podbródek, patrząc jak wstaje z miejsca. Jakby to był czyjkolwiek obowiązek.
Nieopisany wyraz twarzy czarnowłosego mówił sam za siebie i na miejscu Winter już dawno wszyscy inni straciliby nie tylko cierpliwość, ale i siłę na ciągnięcie podobnych gierek. Największy problem stanowiło to, że nie można było tego szkraba utożsamiać z innymi. Nie była jak reszta, a przynajmniej nie chciała być. A może idąc dalej, tylko ona odnosiła takie wrażenie?
Otrzepując kilka niewielkich paprochów, które przyczepiły się do materiału dresów podczas wykonywania rozgrzewki, uniosła się i wyprostowała, zostawiając wodę na podłodze. Któryś raz tamtego wieczoru skrzyżowała na piersi ręce.
Małymi kroczkami podchodziła coraz bliżej, początkowo przyglądając się plecom kolegi z lekkim niedowierzaniem. Dopiero gdy znalazła się w "bezpiecznej odległości", jaką powinna była utrzymać, a on najwyraźniej nie krył niezadowolenia sytuacją, z cichym parsknięciem zwiesiła głowę, by zaraz zerknąć w jego stronę z powrotem, gestem dłoni strzepując do tyłu włosy.
― Co masz na myśli mówiąc "z niewłaściwymi osobami"? ― spytała głośno, doprawdy zaciekawiona tym, co właściwie chciał przez to powiedzieć. ― Poza tym... ― urwała na chwilę, zagryzając dolną wargę. ― Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie jestem tutaj z twojego powodu. ― Ton głosu blondynki był tak neutralny, tak spokojny i szczery, jak gdyby właśnie mówiła najprawdziwszą prawdę. ― Moja znajoma zapisała się do was trochę wcześniej, ale nie mogła dzisiaj przyjść, więc przyszłam sama, bo obiecałam jej, że też się zapiszę. No i jestem, to tyle. ― Na koniec nieznacznie poruszyła barkami, robiąc o jednego kroczka do przodu. Tym razem wychylając się zza pleców rówieśnika, bliżej ramienia.
"Jesteś dziwna" z ust Hatheway'a odebrała tak chłodno, że przez sekundę zastanowiła się, czy rzeczywiście nie uchodziła za idiotkę. Była jednak na tyle pewna swego, że z czasem zaczęła przyzwyczajać się do niezbyt przyjemnych komentarzy. Gdyby tylko niektóre nie zaczynały ją przewyższać.
Cóż, jak się powiedziało "a", trzeba było powiedzieć i "b".
― Nie ― odparła zdawkowo. Wyglądała jak ktoś, kto właśnie przygotowywał się do rzucenia jakimś długim, męczącym monologiem, ale Winter... ― Nie słyszałam. ― ...nie miała zamiaru psuć sobie całej atmosfery, jedną, głupią wiązanką słów, które w tamtym momencie najchętniej wyrzuciłaby mu w twarz.
― A ty? ― Typowo wyminęła się od odpowiedzi, zerkając z ukosa na połowę jego twarzy. ― Zawsze udajesz takiego niedostępnego? Wiecznie poirytowanego? To jest dopiero dziwne, Noah ― palnęła, starając się nadać swojemu głosowi naturalnego brzmienia. Nie chciała być ani wścibska, ani tym bardziej ukazywać złości, choć z tym ostatnim nieco się wstrzymywała - ostatecznie nie o to chodziło, czyż nie? Był trudny. Trudny jak cholera, ale... Wiedziała, na co właściwie się pisała.
Kompletnie nie zwracała uwagi na tańczącą resztę grupy. Ani na to, że do końca zajęć zostało niewiele czasu, więc jeżeli chciała cokolwiek jeszcze zyskać, musiała się spieszyć. Nigdy nie było cwaniarze mało.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile było to możliwe i z miną coraz bardziej zadowoloną z siebie, nie spuszczała wzroku ze znajomych oczu.
― Po twojej rozgrzewce to ja nie wątpię, że sobie poradzę. ― Kiwnęła głową, z przekomarzaniem, jeszcze raz zgadzając się ze słowami chłopaka. Przynajmniej w połowie. ― Ale co z układem? ― dodała zaraz, ponownie chwytając za butelkę, z której upiła porządnego łyka. ― Na zajęciach raczej za dużo nie nadgonię, więc dobrze by było gdyby mnie ktoś podszkolił poza. ― Z akcentem na "poza", uniosła podbródek, patrząc jak wstaje z miejsca. Jakby to był czyjkolwiek obowiązek.
Nieopisany wyraz twarzy czarnowłosego mówił sam za siebie i na miejscu Winter już dawno wszyscy inni straciliby nie tylko cierpliwość, ale i siłę na ciągnięcie podobnych gierek. Największy problem stanowiło to, że nie można było tego szkraba utożsamiać z innymi. Nie była jak reszta, a przynajmniej nie chciała być. A może idąc dalej, tylko ona odnosiła takie wrażenie?
Otrzepując kilka niewielkich paprochów, które przyczepiły się do materiału dresów podczas wykonywania rozgrzewki, uniosła się i wyprostowała, zostawiając wodę na podłodze. Któryś raz tamtego wieczoru skrzyżowała na piersi ręce.
Małymi kroczkami podchodziła coraz bliżej, początkowo przyglądając się plecom kolegi z lekkim niedowierzaniem. Dopiero gdy znalazła się w "bezpiecznej odległości", jaką powinna była utrzymać, a on najwyraźniej nie krył niezadowolenia sytuacją, z cichym parsknięciem zwiesiła głowę, by zaraz zerknąć w jego stronę z powrotem, gestem dłoni strzepując do tyłu włosy.
― Co masz na myśli mówiąc "z niewłaściwymi osobami"? ― spytała głośno, doprawdy zaciekawiona tym, co właściwie chciał przez to powiedzieć. ― Poza tym... ― urwała na chwilę, zagryzając dolną wargę. ― Chyba się nie zrozumieliśmy. Nie jestem tutaj z twojego powodu. ― Ton głosu blondynki był tak neutralny, tak spokojny i szczery, jak gdyby właśnie mówiła najprawdziwszą prawdę. ― Moja znajoma zapisała się do was trochę wcześniej, ale nie mogła dzisiaj przyjść, więc przyszłam sama, bo obiecałam jej, że też się zapiszę. No i jestem, to tyle. ― Na koniec nieznacznie poruszyła barkami, robiąc o jednego kroczka do przodu. Tym razem wychylając się zza pleców rówieśnika, bliżej ramienia.
"Jesteś dziwna" z ust Hatheway'a odebrała tak chłodno, że przez sekundę zastanowiła się, czy rzeczywiście nie uchodziła za idiotkę. Była jednak na tyle pewna swego, że z czasem zaczęła przyzwyczajać się do niezbyt przyjemnych komentarzy. Gdyby tylko niektóre nie zaczynały ją przewyższać.
Cóż, jak się powiedziało "a", trzeba było powiedzieć i "b".
― Nie ― odparła zdawkowo. Wyglądała jak ktoś, kto właśnie przygotowywał się do rzucenia jakimś długim, męczącym monologiem, ale Winter... ― Nie słyszałam. ― ...nie miała zamiaru psuć sobie całej atmosfery, jedną, głupią wiązanką słów, które w tamtym momencie najchętniej wyrzuciłaby mu w twarz.
― A ty? ― Typowo wyminęła się od odpowiedzi, zerkając z ukosa na połowę jego twarzy. ― Zawsze udajesz takiego niedostępnego? Wiecznie poirytowanego? To jest dopiero dziwne, Noah ― palnęła, starając się nadać swojemu głosowi naturalnego brzmienia. Nie chciała być ani wścibska, ani tym bardziej ukazywać złości, choć z tym ostatnim nieco się wstrzymywała - ostatecznie nie o to chodziło, czyż nie? Był trudny. Trudny jak cholera, ale... Wiedziała, na co właściwie się pisała.
Kompletnie nie zwracała uwagi na tańczącą resztę grupy. Ani na to, że do końca zajęć zostało niewiele czasu, więc jeżeli chciała cokolwiek jeszcze zyskać, musiała się spieszyć. Nigdy nie było cwaniarze mało.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach