Mercy
Mercy
Fresh Blood Lost in the City
Pines Avenue 17
Pon Paź 17, 2016 8:32 pm

Outside

Kitchen

Living Room

Library

Misery's Bedroom

Mercy's Bedroom

Bathroom
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pines Avenue 17
Wto Paź 18, 2016 7:32 pm
Emocje opadły jeszcze zanim wsiedli do samochodu, chociaż atmosfera potrzebowała więcej czasu na rozluźnienie. Dzięki wspaniałemu zrządzeniu losu nie doszło (tym razem) do żadnych ofiar ani w ludziach, ani nawet w kotach, i cała średnio wesoła czwórka dotarła do burżujskiej posiadłości stanowczo zbyt kasiastych nastolatków. Ponieważ Chris, jak zapewne określiłby to Misery, był "stałym elementem krajobrazu" na Pines Avenue 17, dzieciak nie miał najmniejszych oporów przed rozgoszczeniem się w budynku, który kosztował więcej niż całe jego dotychczasowe życie włącznie z wyżywieniem i opłatami na rzecz pobitych kijem dzieciaków z byłej szkoły. No, może właśnie tego kawałka drewna mu brakowało, zwłaszcza teraz, gdy wciąż tkwiły w nim nieprzyjemne wspomnienia z lotniska i podróży. Niektórzy mieli pluszaki czy ulubione talizmany,które dodawały im otuchy, a Christopher Flannery odzyskiwał rezon po upadku na wyboistej drodze życia tylko poprzez ściskanie w drobnych rączkach drewnianej broni, którą dostał od ojca przed pierwszym meczem w osiedlowej drużynie i którą kochał mocniej niż wszystkie ciasteczka z kremem na świecie. Właściwie dlaczego jej tym razem nie zabrał? Ach, no tak, mama bała się 'epizodów'. Nikt nie mówił o tym na głos, ale ci którzy mieli okazję poznać gorszą stronę blondynka raczej niechętnie pozwalali mu latać z ulubioną zabawką poza terenem wyznaczonym do gry w baseball, nawet jeśli umownym stadionem danego meczu było podwórko za domem. Nawet ćwiczenia wystarczyły by przemienić słodkie stworzenie w skupionego i zdeterminowanego chłopca z którego czerpali dumę rodzice. Szkoda, że nigdy nie utrzymywało się to dłużej niż do godziny po zwycięstwie...
- Mhmmm... - Chris wyskoczył z auta i wyprostował kości, czując jak jego ciało doprasza się o porządny odpoczynek. Oczywiście domyślał się, że u Misery'ego nie będzie o to tak łatwo, szczególnie z nowym lokatorem... a nawet lokatorami, jak to już zdążyli odkryć w drodze. Pozostawało mieć tylko nadzieję, że następnego dnia nie będzie zajęć, bo tak szczerze, to młody nie bardzo słuchał przemówienia dyrektora, a nie był pewien jak w takiej szkole ma to wyglądać. Nawet jeszcze nie przeniósł się do akademika, a miał w nim zamieszkać od początku roku! Jasne oczy powędrowały na złotowłosego kolegę, jakby szukając w nim wsparcia... oraz poganiając z wpuszczaniem gościa do chałupy. Najbardziej niecierpliwa istotka we wszechświecie stała już pod drzwiami ściskając pasek torebki jedną rączką, w drugiej dzierżąc telefon na którym zwinne paluszki wystukiwały zwięzłą wiadomość do rodziców.
- Mama mówi, że powinienem był wrócić do domu, bo zaczęła się już szkoła. - mruknął Chris, co chwila zerkając na wibrujący telefon.
- Właściwie to czemu mnie tu przywiozłeś?
W główce szesnastki zaświtało wspomnienie jakiegoś pytania w tym temacie, które mógł, choć nie musiał, rzucić Misery jeszcze w samochodzie. Szybko jednak zagłuszyły je wspomnienia nieprzyjemności, które potem nastąpiły i chłopak westchnął o wiele głośniej niż było to konieczne.
- Zamierzacie teraz razem zamieszkać? Bo to naprawdę brzmi na kiepski pomysł.
Oczywista oczywistość, ale chyba dopiero teraz nawet wieczny optymista jakim był Flannery w końcu musiał przyznać temu rację.
- Niby zawsze macie Akademik... -dodał kończąc wymianę zdań pisanych z rodzicielką i chowając telefon. Cichy głosik w jego wnętrzu zaproponował mu zaproszenie Mercy'ego do zamieszkania na spółkę w jednym pokoju i młody momentalnie spalił cegłę. Nawet zmęczenie i kłótnie nie potrafiły całkowicie zniechęcić jego dziewiczego serca do bicia szybciej niż zwykle.
Misery
Misery
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pines Avenue 17
Wto Paź 18, 2016 8:02 pm


Ostatnio zmieniony przez Misery dnia Sro Lis 02, 2016 12:31 pm, w całości zmieniany 1 raz
Misery był człowiekiem wygodnym, stąd i lokum wybrał sobie wyjątkowo starannie; nie znosił zbytniej ekspozycji na słońce, więc otoczenie sosnowego lasu, w które wgryzała się posiadłość przypadło mu do gustu. Może i było stąd kawałek do miasta, ale zawsze miał jeszcze samochód, więc nie mógł narzekać.
Wysiadł z samochodu i nie spiesząc bratu z pomocą po prostu czekał, aż ten wygrzebie się z dobytkiem i przeklętym sierściuchem na zewnątrz. Miał mieszane uczucia co do całej sytuacji. Z jednej strony był wściekły, jakkolwiek słowo się rzekło i nie mógł już tego odkręcić. Obecność bliźniaka drażniła go, nawet gdy siedział cicho i nie uczestniczył w rozmowie. To było coś, co się czuło, co wisiało w powietrzu i nie dawało spokoju. Z drugiej strony - gdzieś w środku odczuwał coś na kształt zainteresowania. Czy Mercy bardzo się przez ten czas zmienił? Jaki jest teraz? Co wydarzyło się w jego życiu? Jak bardzo różni lub podobni mogli do siebie być?
Nie potrafił nazwać tego uczucia, ale było w nim coś na kształt tęsknoty i wciąż nie dogaszonego żalu z przeszłości.
— Bo i ty faktycznie zawsze słuchasz się mamusi, Chris — dogryzł złośliwie, wspinając się po schodach na werandę. Tuż za nim Mercy trudził się z walizkami i miauczącym wniebogłosy kotem, mrucząc pod nosem coś, co brzmiało jak "nosz kurczę!". Misery nieomal parsknął śmiechem, słysząc te dziecinne zaciągi; a więc nadal był zbyt-grzecznym, zbyt-dobrym Mercym, urósł tylko od ich ostatniego spotkania.
— A jak myślisz? Jest późno, a centrum było nie po drodze. Chcesz, żebym pogadał z twoją mamą? — uśmiechnął się szeroko i bezczelnie, wpuszczając blondyna przodem. Tak czy owak, z jego matką miał całkiem dobre stosunki, biorąc pod uwagę, że kobieta była święcie przekonana, że jest on godziwym towarzystwem dla jej syna względem dobrego pochodzenia i manier. A Misery nie wyprowadzał jej z błędu, grając rolę potulnego i ułożonego.
Zapalił światło w przedpokoju i ściągną buty nawet ich nie rozwiązując, miał dość dzisiejszego dnia i chciał przypieczętować go gorzkim piwem, albo przynajmniej porządną kolacją. Odgłos zza pleców upewnił go w tym, że Mercy dotarł do środka i zdążył przewrócić stojak na parasole.
— To go przekonuj, ja się nie wtrącam. — Mężczyzna umył ręce od tematu, wizja pertraktacji z bratem nie leżała mu jakoś szczególnie. Widząc nieco zamyślone spojrzenie młodszego blondyna zaczął się zastanawiać, czy jego instant crush na Mercy'ego to coś długoterminowego, czy krótko żywotna głupota.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pines Avenue 17
Wto Paź 18, 2016 8:33 pm
Czy on zawsze musiał być taki uszczypliwy? Nie, lepiej nie pytać, to i tak nie miało sensu. Misery był widocznie niepocieszony i droczenie się z nim, chociaż dawno już weszło Chrisowi w nawyk, nie wydawało się w tym momencie najlepszą z opcji. A ponieważ pan Nieuprzejmy jak zawsze myślał jedynie o sobie, podczas, gdy jego biedny brat od progu demolował ich wspólny przedpokój, najmłodszy w towarzystwie westchnął kolejny raz tego wieczoru i pognał pomóc Mercy'emu. Nieść bagaży nie mógł, bo prędzej by go przygniotły niźli udałoby się chłopcu je unieść nad ziemię, zaś kot jakoś nie wyglądał na chętnego do brania na rączki, więc Flannery zajął się poprawianiem szkód w postaci wywróconych przedmiotów i odsuwaniem kolejnych przeszkód z drogi obładowanego.
- Po prostu przyznaj, że lubisz mieć mnie pod ręką... oj, uważaj! Tu jest próg. - młody kontrolował ruchy niebieskowłosego, przy okazji zerkając za Miserym i w wolnej chwili pokazując mu język.
- Pomógłbyś, a nie zgrywasz cwaniaka, Mizuś. Przecież oboje dobrze wiemy, że masz dobre serduszko. - Flannery uśmiechnął się uroczo, choć wprawne oko mogło dostrzec w tej słodyczy coś niemalże złośliwego. Tryb małego chochlika się uaktywnił, jakby w geście obronnym przeciwko wciąż widocznie gęstej atmosferze.
- Gdybym ja miał problem z bagażem to też byś mi nie pomógł? - a tu już w ruch poszły najsłodsze, celnie dziabiące poczucie winy oczęta jakie ten świat widział. Tylko skończony padalc nie zareagowałby na to wymowne spojrzenie... dlatego Christopher nie miał złudzeń, że Misery jakkolwiek da się namówić. Mimo to czasem próbował, tak samo jak momentami lubił kokietować kolegę, chociaż chyba żadna ze stron ani nie myślała o drugiej na poważnie. Taka już była ta ledwo szesnastoletnia istotka, która kryła więcej sekretów niż ktokolwiek mógłby ją o to podejrzewać.
Mercy
Mercy
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pines Avenue 17
Sro Lis 02, 2016 12:30 pm
Póki co nie wypuszczał jeszcze kota. Nie był nawet do końca pewien, czy Misery pozwoli Siphrze biegać swobodnie po domu, poza tym miał na względzie kruchą kocią psychikę i wolał najpierw oswoić zwierzę z własnym pokojem i zamkniętą przestrzenią, niż bezmyślnie puścić go na nowe, niezbadane i obce tereny. Dlatego zostawił transporter w przedpokoju i z niewielką pomocą Chrisa - no przecież nie pozwoliłby mu niczego dźwigać - zataszczył cały ten majdan na górę.
— Ty to co innego. — Misery nie pozostawiał złudzeń co do swoich intencji wobec obojga, separował ich i miał na jedno i drugie osobne kategorie w swoim wewnętrznym systemie postrzegania. Mercy również nie sądził, by ta maruda kiedykolwiek nadstawiła dla niego karku. W każdym razie, nie kolejny już raz, nie miał do niego pretensji. Dlatego spolegliwie pominął temat i uśmiechnął się jedynie, schodząc na dół z zamierzeniem rozpakowania kilku rzeczy i ogarnięcia spraw z panem mruczastym. Wyciągnął zapierającego się pazurami kota, który przylgnął do niego jak druga skóra. Boleśnie wbił długie szpony w bark mężczyzny, ale ten najwyraźniej był przyzwyczajony, bo tylko przeczesał palcami przydługawe, puszyste futerko i rozpromieniał.
— Jest trochę... um, skołowany, jak sądzę. Chris, chcesz pogłaskać? — Mercy sprawiał wrażenie osoby, w której pojęciu nie istniało nic wspanialszego, jak możliwość obcowania z kotami. Nic to, że codziennie rano zanim założył na siebie cokolwiek musiał to dokładnie przejechać lepką rolką by pozbyć się sierści, Siphra była jego oczkiem w głowie i na dobrą sprawę, jedynym przyjacielem jakiego miał. I to z wieloletnim stażem!
Podszedł bliżej, z entuzjazmem w ciemnych, niebieskich oczach i uśmiechem łudząco podobnym do tego, który jego brat zazwyczaj serwował, gdy miał jakieś niecne zamiary. Nie, Mercy nie miał żadnych, jedynie swoje najlepsze intencje, ale i tak - mimika dokładnie ta sama. Bądź co bądź, byli bliźniakami.
Chwycił blondyna za rękę, odbierając jego niechęć do kota jako akt niepewności lub obawy, nie przeszło mu przez głowę, że Chris może sierściucha zwyczajnie nie lubić. Przytrzymał jego drobną dłoń w swojej, on sam miał je bardzo ciepłe, nieznacznie większe.
— Delikatnie, nie bój się. Na pewno nie ugryzie — zapewnił z przekonaniem, mimo, iż kot nadal wbijał mu pazury w ramię i przebił się już przez warstwę swetra i koszuli. Prawdopodobnie Mercy dałby sobie uciąć rękę za to nerwowe teraz stworzenie i nie widziałby w tym żadnego problemu, gdyby zaszła taka potrzeba.
Misery zaszył się natomiast w kuchni, dochodziła ósma, co znaczyło, że jego stała pora na gotowanie nadchodziła wielkimi krokami.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pines Avenue 17
Sro Lis 02, 2016 4:47 pm
Ach, kot. Słodki, trochę morderczy i sprawiający wrażenie typowego zazdrośnika futrzasty cudaczek, którego Chris w najbliższym czasie nie zamierzał bliżej poznawać. Szkoda, że los miał wobec niego zgoła inne plany i kiedy blondyn już w stu procentach przeniósł uwagę na Misery'ego, pozwalając Mercy'emu w spokoju ogarnąć nowe otoczenie, odłożyć bagaże i zrobić wszystko to co robią dopiero co wprowadzające się osoby, ten jak na złość wcale nie zamierzał zająć się rozpakowywaniem, tylko z wbitym w ramię szalem z opazurzonego futra zaszedł do Flannery'ego, złapał za rękę zanim ten zdążył się postawić i...
To była miłość od pierwszego pogłaskania. Tak jak Christopher nigdy nie uważał się za kociarza, bo w końcu kot nie przyniesie ci patyka i nie zamerda ogonem z chorobliwie wyolbrzymionej radości na sam twój widok, to Siphra podbiła jego serce swoim kluskowym, ciepłym ciałkiem i miękkością futerka. Jak się nad tym zastanowić, to chyba właśnie tego brakowało w życiu blondynka by docenił on niezrównany urok kotowatych - dotąd nigdy nie miał okazji żadnego pogłaskać, więc nie podejrzewał nawet jak bardzo różnią się one w dotyku od takiego Azora, który może też miewa dłuższą sierść, ale i tak czuć pod nią twarde mięśnie. Z psami młody się swego czasu wychowywał i wiedział, że nawet te mniejsze jak je wziąć na ręce były bardziej podobne do kupy mięcha z włosami, niż, jak w tym wypadku, do poduszki wypełnionej płynem. Także w chwili kiedy ktoś zadecydował za niego i drobna rączka zetknęła się z lekko napiętym, a mimo to i tak niewyobrażalnie delikatnym bokiem kotki, stał się cud i jasne oczy chłopca rozbłysły niczym gwiazdy, gdy Chris w pełni podziwu dołączył drugą dłoń i ostrożnie, ale już bez pomocy Blackwooda, oddawał nadmiary drzemiącej w nim miłości. Nic poza tym się już nie liczyło.
Mercy
Mercy
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pines Avenue 17
Sro Lis 02, 2016 5:39 pm
Popatrywał na Chrisa i od czasu do czasu zezował na kotkę, która rozluźniła się i zaczęła rozprostowywać śmiesznie łapki. Na piersi odczuwał przyjemne wibracje świadczące o tym, że Siphra zaczęła już mruczeć i nie przeszkadza jej nowa osoba w otoczeniu.
Hej, zobacz... lubi cię — szepnął konspiracyjnie, również delikatnie drapiąc ulubienicę za uchem. Jeżeli Chris był w stanie dogadać się z jego kochanym, puszystym obłoczkiem kociego szczęścia - miał u Mercy'ego ogromny plus.
Obserwował jeszcze przez chwilę tę uroczą scenkę, nim z kuchni dobiegł go odgłos siekania i brzdąkanie naczyń. Powiódł wzrokiem w tamtym kierunku, zastanawiając się, czy Misery uwzględnił go w dzisiejszej kolacji. Chyba nie był aż takim dupkiem?
Nie żeby coś, ale oboje jesteście koszmarnie bezużyteczni, więc z łaski swojej umyjcie ręce i przynajmniej rozłóżcie naczynia — Misery uprzejmy i uczynny jak zawsze, przygotowywał kurczaka z imbirem i plasterkami cytryny, póki co zaciekle siekał bazylię. To przypomniało mężczyźnie, że powinien nakarmić kota, przygotować mu miseczkę z wodą i zapewnić mu spokojny, cichy kąt u siebie w pokoju.
Tylko zaniosę Siphrę na górę, zaraz pomogę. Chris? Idziesz ze mną? — Miał chyba wrażenie, że skoro on uważa koty za totalnie warte uwagi w każdej chwili, wszyscy podzielają ten pogląd. Kąciki ust drgnęły mu w wesołym uśmiechu, gdy kot rozmruczał się głośno na dobre. Wydał ciche, pełne zachwytu "oh" i gdy brat zaklął niecierpliwie z kuchni, rozbudził się i potoczył wzrokiem po przedpokoju.
Wziąłbyś ją na chwilę? Walizka jest za ciężka, ja ją poniosę.
Jeżeli Mercy oferował komuś zaszczyt wzięcia swojej księżniczki na ręce, był to już naprawdę niebywały prestiż. Na ten przykład, miałby spore obawy, gdyby miał poprosić o to furiata urzędującego obecnie w kuchni, dalej zwanego jego bratem.
Wspiął się na pierwsze stopnie przed blondynem żeby zapalić światło na półpiętrze. Poprowadził go prosto do swojej sypialni, gdzie od progu usiłował ustalić gdzie zagospodarować miejsce na kojec i kocie miski.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pines Avenue 17
Sro Lis 02, 2016 6:22 pm
Tak jak Chris nie miał jeszcze okazji głaskać kotów, tak również dotąd nie słyszał ich mruczenia na żywo. Jasne, nie umknęły mu filmiki z nimi na youtube, lecz nawet jeśli te mogą być momentami rozkoszne, to jednak na żywo było to całkowicie odmienne, po tysiąckroć lepsze doznanie.
- Lubi...? - powtórzył cicho chłopiec, ani myśląc przejmować się Miserym i jego gderaniem z innego pomieszczenia. Blondyn mógł się równie dobrze topić w wannie, a kolega i tak by kazał mu poczekać. Był teraz zbyt pochłonięty zwierzątkiem, które najwidoczniej równie łatwo przekładał nad wszystko inne jak miało to miejsce u Mercy'ego.
Pomysł wybrania się na górę pozostał nieskomentowany przez Flannery'ego, ale już oferta zabrania Siphry na ręce spotkała się z zaskoczeniem i aż niepasującą młodemu niepewnością.
- T-to chyba nie... Ona na pewno woli być z tobą... - speszył się, szczerze nienawykły do podobnych sytuacji. Jednak kiedy zwierzak mimo to wylądował w jego ramionach, już bez oporu, a nawet wręcz z przesadnym namaszczeniem, Chris ruszył za starszym znajomym, uważając na każdy krok i obnosząc się z kotką jak z jajkiem. Trzymał ją jak małe dziecko i z nietęgą miną przemykał wzrokiem to na kota, to na plecy Blackwooda, najczęściej jednak zważając pod nogi, widocznie bacząc na każdy krok. Mimo iż szesnastolatek wyglądał na osobę skłonną do tulenia wszystkiego co urocze i puszyste, w rzeczywistości wykazywał ku temu większe niż opory niż przeciętna osoba w jego wieku.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach