▲▼
We współczesnym świecie to, co określane jest mianem patologii, często wcale patologią nie jest – stanowi pewną normę, która funkcjonuje w społeczeństwie już od dawna, ale ludzie chcąc się przystosować do nowych trendów nagle stwierdzają, że ta norma jest zła.
Są jednak rodziny i społeczności, w których to co powinno być patologią stanowi standard i normę, nic niezwykłego. I to dopiero zaczyna być faktycznym problemem współczesności: rozbieżność doprowadzona do tego stopnia, że ludzie popadają w totalne skrajności.
Jeśli sądzisz, że Twój świat jest pojebany, to spójrz na braci Roshenko… Im to dopiero się w życiu nasrało.
Pomyśl teraz, że żyjesz w Rosji. Dwadzieścia-trzydzieści lat temu przyszedłeś sobie na świat w cudownej, zimnej Rosji – zimą, pod samą skurwiałą Moskwą. Mając do wyboru cały świat, Ciebie wjebano w sam środek tego rozpierdolu.
Sądzisz, że to już na starcie stawia Cię na pozycji człowieka przegranego?
Skarbie. To dopiero początek Twojej tragedii.
Ivan i Nicolai, jedyne dzieci Natashy i Siergieja. Całe szczęście, że ta para nie planowała dalszego rozmnażania się – im mniejsza liczba członków rodziny Roshenko na świecie, tym bardziej świat jest na plusie.
Początki zawsze są trudne. Jeśli zaczynasz od urodzenia się w jakimś śmierdzącym magazynie, to już powinieneś wiedzieć, że twoje życie nie będzie usłane kwiatami. Tak zaczął Nicolai, ich pierworodny. Naćpana, skurwiona Natasha nie chciała wycieczki do szpitala – tam najpewniej nie mogłaby spokojnie między kolejnymi skurczami jarać jakiegoś taniego zioła wątpliwego pochodzenia. Siergiej zresztą poparł ją w tej decyzji, bo za drzwiami porodówki nie mógłby swobodnie korzystać z uroków ciała małżonki.
Jak doszło do tego, że ta para degeneratów w ogóle na siebie trafiła? Mucha ciągnie do gówna, prosta sprawa. Siergiej handlował żywym towarem na przedmieściach Moskwy, ale jedna z kurew spodobała mu się na tyle, że uczynił ją matką swych dzieci.
Drugi z synów, Siergiej Ivan przyszedł na świat ledwie rok później, jednak jego narodziny miały już nieco inny wygląd. Bardziej cywilizowany, bo w przeciągu tego jednego roku rodzina Roshenko bardzo uparcie wspinała się po szczeblach gangsterskiej hierarchii. Tak więc – wyjątkowo mieli w tamtym okresie pieniądze i całkiem dostanie życie. Rzecz jasna, Natasha rodząc go była równie naćpana, zalana i skurwiona jak zwykle, ale wyjątkowo nie przymierała głodem.
Od momentu narodzin mieli przesrane.
Już pewnie jako noworodki, gdy tylko spojrzeli na swoich rodziców, pomyśleli sobie: Chuj, trza spierdalać czym prędzej.
Jak jednak okazało się później – ucieczka wcale nie była tak łatwa i prosta. Ani Natasha, ani Siergiej nie chcieli, żeby ich pociechy szczególnie szybko wyprowadziły się z rodzinnego domu. Obecność Ivana i Nicolaia była dla nich o tyle wygodna, że Siergiej zaprzestał wyładowywania swojej agresji na twarzy żony, a zaczął na synach. Od najmłodszych lat prał ich w bestialski sposób, nie przebierając w środkach. Był jak rozpędzona maszyna, której niesposób było zatrzymać.
Z każdym rokiem było coraz gorzej.
Z każdym rokiem Siergiej stawał się brutalniejszy.
I z każdym kolejnym rokiem wzrastał ich bunt, budząc w nich jednocześnie tę ciemną naturę, która pewnie przedostała się do ich umysłów z mlekiem matki i pięścią ojca.
Nicolai od najmłodszych lat przejawiał sadystyczne zapędy. Kiedy ojciec nie obijał mordy Ivana, robił to jego starszy brat, jednak w sposób znacznie bardziej przemyślany. Znał takie sposoby na zadanie bólu, żeby nie pozostawiać śladów. Co więcej – jego przemoc nie ograniczała się nigdy do fizyczności, a stanowiła także wymiar psychiczny. Poniżanie, zastraszanie, manipulowanie.
Potrafił tego samego dnia zgrywać największego kumpla swego brata, rozumiejąc jego niedolę, planując wspólną zemstę i ucieczkę gdzieś, daleko. I tego samego dnia wbijał mu nóż w plecy. Bądź pięść w brzuch, różnie bywało.
Ivan… Cóż. Ojciec nauczył go, że mężczyzna nie może być słaby. Mężczyzna musi być silny. Waleczny. Bezwzględny i brutalny, pozbawiony skrupułów.
Kiedy w wieku szesnastu lat zdał sobie sprawę z tego, że jest właściwie dwukrotnie większy i dwukrotnie silniejszy od Nicolaia, uzmysłowił sobie, że ma go w garści. I dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa batalia, istna wojna.
… Ale nawet najwięksi wrogowie są w stanie się zjednoczyć, jeśli tylko posiadają wspólnego przeciwnika, prawda? Gdy uzmysłowili sobie, że walka przeciwko sobie nie ma większego sensu, postanowili działać w nieco inny sposób.
Dwudziestego siódmego grudnia znaleziono dwa spalone ciała – kobiece i męskie. Rozczłonkowane, porozrzucane, zmasakrowane… Głowę kobiety wsadzono do sedesu. Ręce mężczyzny odcięto od korpusu i zmiażdżono uderzeniami młotem.
Zrobili to.
Spełnili swoje największe marzenia.
Jedyne jakie mieli – zajebać rodziców i uciec z Rosji, kraju którym nieświadomie całkowicie przesiąkli.
Jeśli kiedykolwiek poczuli się wolni, to właśnie w tym jednym momencie, w którym opuścili dom rodzinny. Niewiele ze sobą zabrali, a jednocześnie mieli wrażenie, że nic więcej nie potrzebują. Posiadali wszystko. Cały świat leżał u ich stóp, a oni mogli korzystać z niego do woli, wydając lewą kasę zamordowanych rodziców.
Mogli wszystko. W tej jednej chwili mogli naprawdę wszystko.
I co zrobili?
Wszystko. Skosztowali wszystkiego, spróbowali każdego rodzaju rozpusty. Każdego sposobu doznawania przyjemności i rozkoszy.
Jak skończyli?
Jak na zdrajców przystało – wzajemnie raz jeszcze wbili sobie nóż w plecy. Już na terenie Kanady, do której podróż zajęła im właściwie trzy lata. Trzy cudowne lata włóczenia się po Europie, kolekcjonowania kolejnych lewych znajomości, zbierania pieniędzy… Trzy lata nim stali się na tyle od siebie uzależnieni, że znów zaczynali wariować w tej relacji, tracąc poczucie wolności.
Ucieczka kontynent dalej miała przywrócić im to, co utracili. Łudzili się, że to wystarczy – znajdą się w innym miejscu, kompletnie nieznani tamtemu społeczeństwu, gotowi rozpocząć nowe życie pozbawione wspomnień o tym, co już przeżyli.
Ale szaleństwa nie da się pozbyć. Z szaleństwa nie można tak po prostu wysiąść, ewakuować się. Gdziekolwiek nie ruszyliby i jakkolwiek daleko nie uciekliby, ich szaleństwo deptało im po piętach.
W tym wszystkim, choć nie dopuszczali tej myśli do siebie, tkwiła jednocześnie świadomość własnej klęski. Okłamywali samych siebie, chcąc wierzyć w te kłamstwa całym sobą, a jednocześnie Nicolai wpadał w czarną rozpacz, która tak okrutnie upodabniała go do ojca. Ivan natomiast… Nie czuł strachu. Nie bał się brata. Absolutnie nie ufał mu i nie wierzył w żadne jego słowo, w żadną obietnicę. Właśnie świadomość tego, że dobre czasy niebawem się skończą dawała mu pewną przewagę nad starszym bratem.
Ivan dobrze wiedział, że w pewnym momencie stanie się tym, który jako jedyny będzie w stanie zapanować nad szalonym Nicolaiem.
I zapanował.
Zapanował, ograniczając szaleństwo Nicolaia do swojej tylko osoby.
Spójrz na twarz Ivana.
Zdobi ją słodki podpis troski i miłości do brata.
Spójrz na twarz Nicolaia.
Jej nie zdobi nic – tylko pustka, chłód i postępujące szaleństwo.
Dziś jeden może liczyć na drugiego. Są rodzeństwem, które połączone zostało całym szeregiem przeżyć tak silnych i intensywnych, że właściwie nie potrafią funkcjonować jako dwa zupełnie niezależne byty. Ich osobowości tłumaczą siebie wzajemnie. Ich popierdolenie wyjaśnia się, gdy staną obok siebie. I tylko wtedy faktycznie wydaje się, że jeden panuje nad drugim. Ivan zapanował nad szaleństwem Nicolaia, a Nicolai zniósł cały żal brata, tkwiąc przy nim, każdego dnia oglądając dzieło własnego upadku.
Co się dzieje, gdy wrzucisz między nich kogoś jeszcze? Osobę, która w przypływie niezwykłej pewności siebie zechce jednego z braci tylko dla siebie?
…Spróbuj.
Wywołał ten Armagedon.
Są jednak rodziny i społeczności, w których to co powinno być patologią stanowi standard i normę, nic niezwykłego. I to dopiero zaczyna być faktycznym problemem współczesności: rozbieżność doprowadzona do tego stopnia, że ludzie popadają w totalne skrajności.
Jeśli sądzisz, że Twój świat jest pojebany, to spójrz na braci Roshenko… Im to dopiero się w życiu nasrało.
Pomyśl teraz, że żyjesz w Rosji. Dwadzieścia-trzydzieści lat temu przyszedłeś sobie na świat w cudownej, zimnej Rosji – zimą, pod samą skurwiałą Moskwą. Mając do wyboru cały świat, Ciebie wjebano w sam środek tego rozpierdolu.
Sądzisz, że to już na starcie stawia Cię na pozycji człowieka przegranego?
Skarbie. To dopiero początek Twojej tragedii.
Ivan i Nicolai, jedyne dzieci Natashy i Siergieja. Całe szczęście, że ta para nie planowała dalszego rozmnażania się – im mniejsza liczba członków rodziny Roshenko na świecie, tym bardziej świat jest na plusie.
Początki zawsze są trudne. Jeśli zaczynasz od urodzenia się w jakimś śmierdzącym magazynie, to już powinieneś wiedzieć, że twoje życie nie będzie usłane kwiatami. Tak zaczął Nicolai, ich pierworodny. Naćpana, skurwiona Natasha nie chciała wycieczki do szpitala – tam najpewniej nie mogłaby spokojnie między kolejnymi skurczami jarać jakiegoś taniego zioła wątpliwego pochodzenia. Siergiej zresztą poparł ją w tej decyzji, bo za drzwiami porodówki nie mógłby swobodnie korzystać z uroków ciała małżonki.
Jak doszło do tego, że ta para degeneratów w ogóle na siebie trafiła? Mucha ciągnie do gówna, prosta sprawa. Siergiej handlował żywym towarem na przedmieściach Moskwy, ale jedna z kurew spodobała mu się na tyle, że uczynił ją matką swych dzieci.
Drugi z synów, Siergiej Ivan przyszedł na świat ledwie rok później, jednak jego narodziny miały już nieco inny wygląd. Bardziej cywilizowany, bo w przeciągu tego jednego roku rodzina Roshenko bardzo uparcie wspinała się po szczeblach gangsterskiej hierarchii. Tak więc – wyjątkowo mieli w tamtym okresie pieniądze i całkiem dostanie życie. Rzecz jasna, Natasha rodząc go była równie naćpana, zalana i skurwiona jak zwykle, ale wyjątkowo nie przymierała głodem.
Od momentu narodzin mieli przesrane.
Już pewnie jako noworodki, gdy tylko spojrzeli na swoich rodziców, pomyśleli sobie: Chuj, trza spierdalać czym prędzej.
Jak jednak okazało się później – ucieczka wcale nie była tak łatwa i prosta. Ani Natasha, ani Siergiej nie chcieli, żeby ich pociechy szczególnie szybko wyprowadziły się z rodzinnego domu. Obecność Ivana i Nicolaia była dla nich o tyle wygodna, że Siergiej zaprzestał wyładowywania swojej agresji na twarzy żony, a zaczął na synach. Od najmłodszych lat prał ich w bestialski sposób, nie przebierając w środkach. Był jak rozpędzona maszyna, której niesposób było zatrzymać.
Z każdym rokiem było coraz gorzej.
Z każdym rokiem Siergiej stawał się brutalniejszy.
I z każdym kolejnym rokiem wzrastał ich bunt, budząc w nich jednocześnie tę ciemną naturę, która pewnie przedostała się do ich umysłów z mlekiem matki i pięścią ojca.
Nicolai od najmłodszych lat przejawiał sadystyczne zapędy. Kiedy ojciec nie obijał mordy Ivana, robił to jego starszy brat, jednak w sposób znacznie bardziej przemyślany. Znał takie sposoby na zadanie bólu, żeby nie pozostawiać śladów. Co więcej – jego przemoc nie ograniczała się nigdy do fizyczności, a stanowiła także wymiar psychiczny. Poniżanie, zastraszanie, manipulowanie.
Potrafił tego samego dnia zgrywać największego kumpla swego brata, rozumiejąc jego niedolę, planując wspólną zemstę i ucieczkę gdzieś, daleko. I tego samego dnia wbijał mu nóż w plecy. Bądź pięść w brzuch, różnie bywało.
Ivan… Cóż. Ojciec nauczył go, że mężczyzna nie może być słaby. Mężczyzna musi być silny. Waleczny. Bezwzględny i brutalny, pozbawiony skrupułów.
Kiedy w wieku szesnastu lat zdał sobie sprawę z tego, że jest właściwie dwukrotnie większy i dwukrotnie silniejszy od Nicolaia, uzmysłowił sobie, że ma go w garści. I dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa batalia, istna wojna.
… Ale nawet najwięksi wrogowie są w stanie się zjednoczyć, jeśli tylko posiadają wspólnego przeciwnika, prawda? Gdy uzmysłowili sobie, że walka przeciwko sobie nie ma większego sensu, postanowili działać w nieco inny sposób.
Dwudziestego siódmego grudnia znaleziono dwa spalone ciała – kobiece i męskie. Rozczłonkowane, porozrzucane, zmasakrowane… Głowę kobiety wsadzono do sedesu. Ręce mężczyzny odcięto od korpusu i zmiażdżono uderzeniami młotem.
Zrobili to.
Spełnili swoje największe marzenia.
Jedyne jakie mieli – zajebać rodziców i uciec z Rosji, kraju którym nieświadomie całkowicie przesiąkli.
Jeśli kiedykolwiek poczuli się wolni, to właśnie w tym jednym momencie, w którym opuścili dom rodzinny. Niewiele ze sobą zabrali, a jednocześnie mieli wrażenie, że nic więcej nie potrzebują. Posiadali wszystko. Cały świat leżał u ich stóp, a oni mogli korzystać z niego do woli, wydając lewą kasę zamordowanych rodziców.
Mogli wszystko. W tej jednej chwili mogli naprawdę wszystko.
I co zrobili?
Wszystko. Skosztowali wszystkiego, spróbowali każdego rodzaju rozpusty. Każdego sposobu doznawania przyjemności i rozkoszy.
Jak skończyli?
Jak na zdrajców przystało – wzajemnie raz jeszcze wbili sobie nóż w plecy. Już na terenie Kanady, do której podróż zajęła im właściwie trzy lata. Trzy cudowne lata włóczenia się po Europie, kolekcjonowania kolejnych lewych znajomości, zbierania pieniędzy… Trzy lata nim stali się na tyle od siebie uzależnieni, że znów zaczynali wariować w tej relacji, tracąc poczucie wolności.
Ucieczka kontynent dalej miała przywrócić im to, co utracili. Łudzili się, że to wystarczy – znajdą się w innym miejscu, kompletnie nieznani tamtemu społeczeństwu, gotowi rozpocząć nowe życie pozbawione wspomnień o tym, co już przeżyli.
Ale szaleństwa nie da się pozbyć. Z szaleństwa nie można tak po prostu wysiąść, ewakuować się. Gdziekolwiek nie ruszyliby i jakkolwiek daleko nie uciekliby, ich szaleństwo deptało im po piętach.
W tym wszystkim, choć nie dopuszczali tej myśli do siebie, tkwiła jednocześnie świadomość własnej klęski. Okłamywali samych siebie, chcąc wierzyć w te kłamstwa całym sobą, a jednocześnie Nicolai wpadał w czarną rozpacz, która tak okrutnie upodabniała go do ojca. Ivan natomiast… Nie czuł strachu. Nie bał się brata. Absolutnie nie ufał mu i nie wierzył w żadne jego słowo, w żadną obietnicę. Właśnie świadomość tego, że dobre czasy niebawem się skończą dawała mu pewną przewagę nad starszym bratem.
Ivan dobrze wiedział, że w pewnym momencie stanie się tym, który jako jedyny będzie w stanie zapanować nad szalonym Nicolaiem.
I zapanował.
Zapanował, ograniczając szaleństwo Nicolaia do swojej tylko osoby.
Spójrz na twarz Ivana.
Zdobi ją słodki podpis troski i miłości do brata.
Spójrz na twarz Nicolaia.
Jej nie zdobi nic – tylko pustka, chłód i postępujące szaleństwo.
Dziś jeden może liczyć na drugiego. Są rodzeństwem, które połączone zostało całym szeregiem przeżyć tak silnych i intensywnych, że właściwie nie potrafią funkcjonować jako dwa zupełnie niezależne byty. Ich osobowości tłumaczą siebie wzajemnie. Ich popierdolenie wyjaśnia się, gdy staną obok siebie. I tylko wtedy faktycznie wydaje się, że jeden panuje nad drugim. Ivan zapanował nad szaleństwem Nicolaia, a Nicolai zniósł cały żal brata, tkwiąc przy nim, każdego dnia oglądając dzieło własnego upadku.
Co się dzieje, gdy wrzucisz między nich kogoś jeszcze? Osobę, która w przypływie niezwykłej pewności siebie zechce jednego z braci tylko dla siebie?
…Spróbuj.
Wywołał ten Armagedon.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach