Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :

Wśród ogólnego zamieszania związanego z rozpoczęciem roku w Riverdale, gdzie jak zwykle nie brakuje atrakcji, nie mogło zabraknąć i cichszej strefy. Kawałek dalej od zbiegowisk wszystkich wielbicieli gier i głośniejszych zabaw, w pobliżu szkolnego ogrodu, znajduje się strefa dla wielbicieli krzyżówek i sudoku! Stoliki i krzesła rozstawione są w odpowiedniej odległości od siebie, a wszyscy chętni do wzięcia udziału w przygotowanym konkursie, mogą zająć miejsce i odprężyć się podczas rozwiązywania przydzielonych zadań. Na blacie każdego ze stołów znajdują się długopisy, na wszelki wypadek, gdyby uczniowskie nie mieli własnych, co uznano za całkiem prawdopodobne akurat w ten dzień. Na wszystko oko mają jurorzy, którzy bacznie obserwują, czy nikt nie próbuje oszukiwać, sprawdzając hasła do krzyżówek, bądź prosząc o pomoc swoich sąsiadów z ławek.
Dookoła strefy umieszczono także kilka ławek z oparciami, na których uczniowie mogą po prostu odpocząć przy akompaniamencie szumu pobliskich drzew, jeśli nie mają ochoty uczestniczyć w żadnym z konkursów. Organizatorzy uznali to miejsce za obszar wolny od hałasu, więc przeprowadzanie wszelkich rozmów przez niezainteresowanych ma być odpowiednio ciche, by nie przeszkadzać konkursowiczom.

Stoliki i ławki [ Rozwiązywanie sudoku ] - Page 2 Sudokupng_ahqaaer

Zasady i informacje:
1. Każdy użytkownik może wziąć udział tylko jedną postacią.
2. Możecie rozwiązać jedno sudoku, bądź oba - zależnie od tego różnić się będzie wasza nagroda.
3. Rozwiązania wysyłacie na konto MISTRZA GRY. Zmagania z sudoku normalnie opisujecie w tym temacie.
5. Konkurs potrwa do 7 października, pilnujcie więc by zakończyć wszelkie fabuły w temacie do tego też dnia, godziny 23.59.

Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Potarł skronie.
Szczerze mówiąc nie miał ochoty tego wszystkiego wysłuchiwać. Im więcej słów padało, tym bardziej Winchester zniechęcał się do jedzenia i pozostania dłużej na festynie pomimo pierwotnej decyzji.
Uciekasz, złoty chłopcze? Nie potrafisz się zmierzyć z rzeczywistością?
Paskudny śmiech jak zawsze przyprawiał go o ból głowy, którego nie byłby w stanie wyleczyć żadną aspiryną. Mimo to rozerwał palcami jeszcze kawałek szynki, choć nie byłoby przesadą powiedzenie że zjadł tyle, co kot napłakał.
Dzięki Ches ─ rzucił w końcu powoli, przymuszając się do nieznacznego uśmiechu. Zdecydowanie nie był już ani w nastroju, ani pozycji by dalej zgrywać zainteresowanego. Nic dziwnego, że zaraz wyciągnął z kieszeni komórkę, przyglądając jej się i przesunął palcem w dół listy, wstukując krótką wiadomość. Wilk oparł pysk na jego nodze, powarkując raz po raz.
Kłamca.
Napisali do mnie z pracy, żebym był nieco wcześniej, więc jednak będę się już zbierał.
Kłamca.
Zadzwonię do was, jak skończę pracę, co? Dawno się nigdzie nie wybraliśmy większą grupą.
Kłamca.
Wziął w dłoń kawałek szynki, odsuwając talerz w stronę Jaya wymownym ruchem, wyraźnie zrzucając na niego obowiązek za dokończenie wszystkiego co się na nim znajdowało, bądź pozbycia się go w jakikolwiek inny sposób.
Zjem coś jeszcze na miejscu, serio. Nie chcę się narażać na kolejny wywód od Chestera.
Kłamca.
Parsknął śmiechem w sposób tak naturalny, że nie dało się w nim wyczuć nawet szczypty zwątpienia we własne słowa. Bo przecież przed chwilą faktycznie prowadził konwersację z jednym z pracowników, którzy poprosili go, by pojawił się wcześniej. Sam poprosił, by zrobili mu coś ciepłego do jedzenia, by nie przysparzać już nikomu więcej problemów.
Kłamca.
Wstał ze swojego miejsca, zrzucając wilka na ziemię i uścisnął krótko bark Chestera, rzucając mu raz jeszcze pełen wdzięczności uśmiech. Kiwnął Jayowi głową i oddalił się w odpowiednim kierunku, by zahaczyć po drodze o loterie.
Telefon znów zawibrował, gdy dostał kolejnego smsa.
W rzeczywistości nie pisał do niego nikt z pracy.
Nikt nie kazał pojawiać mu się wcześniej.
Nikogo nie poprosił o zrobienie mu jedzenia.
Odpisał w milczeniu Jessice, umawiając się z nią na wieczór. Wcześniejsze ciepłe spojrzenie złotych oczu zniknęło bezpowrotnie pod ciemną grzywką, zastąpione znużeniem całą sytuacją. Wyrwanie się stąd zdecydowanie było najlepszym pomysłem na jaki mógł wpaść.
Kłamca.

zt.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
[ Jeny było mnie pominąć, kiedy mówiłem, że mnie nie będzie i dawałem nieobecność. D: ]

- Moje szczęście i radość biorą się rzecz jasna z miłości do koszykówki. Ale nie martw się, znajduję nieco miejsca i czasu dla przyjaciół. Choć lepiej wcześniej wpisać się w grafik. W sytuacjach kryzysowych, znajdziesz mnie na boisku. Zawsze - szeroki wyszczerz, potrzepanie głową na boki, by jasne włosy ułożyły się lepiej na jego łbie i szanownie opuściły błękitne tęczówki.
Rzucał w tłum? Na twarzy Blythe'a pojawiło się głębokie przerażenie. No chyba mu tego nie zrobi? Przez krótką chwilę wyraźnie pożałował swojej decyzji o rzuceniu w niego swoją ukochaną piłką. Mógł rzucić butem. Za butem by nie płakał.
- Miej litość, młodzieńcze! - zaskomlał niczym ranne szczenię, wprost do jego ucha, rozkładając się na nim wygodniej. Na tyle, na ile miał ku temu sposobność.
Nie była to nazbyt wygodna pozycja, biorąc pod uwagę fakt, że zarówno jeden, jak i drugi chłopak zdecydowanie przekraczali przeciętny wzrost typowego licealisty. Dość szybko postanowił więc opuścić i ponownie się wyprostować, by uniknąć późniejszych bólów kręgosłupa.
- A mieliśmy jakąś? Menadżerka to podstawa każdego szanującego się zespołu. Teraz już jej mamy, nie musimy szukać - poinformował go pokrótce, niespecjalnie zastanawiając się nad tym, czy faktycznie dzielił się z Rafaelem podobną informacją. Bądź co bądź, nie był typem, który potrafił boczyć się na innych za ich nieuwagę, czy przywiązywać większą uwagę do podobnego olewania. Wystarczyło mu, że świetnie dogadywali się na boisku.
"Skończ już z tymi hot-dogami (...)"
- Nie? - zdumienie w jego głosie zdecydowanie zasługiwało na porządnego kuksańca w żebra, który przywróciłby mu trzeźwość umysłu.
"Powinnaś od razu zażądać podwyżki"
- Rany, daj spokój, zniechęcisz ją niepotrzebnie. On tak żartuje, cała drużyna jest prześwietna, mówię ci. Staną się twoją drugą rodziną i nawet nie zauważysz kiedy - zaśmiał się na głos, zaraz rzucając nieprzyjemne spojrzenie Lightwoodowi. Zauważył jeden konkretny schemat ich spotkań, który ani odrobinę mu się nie podobał i zdecydowanie zbyt często sprawiał, że między jego brwiami pojawiało się zgrubienie świadczące o niezadowoleniu.
- Cieszę się, że uważasz się za mojego przyjaciela z przywilejami, dzięki którym możesz dotykać Lisette. Niemniej nie podoba mi się twoje nazbytnie spoufalanie się z nią i uprzejmie proszę, byś coś z tym zrobił. Nawet jeśli to ja rzucam w ciebie pierwszy, twoim obowiązkiem jest oddanie jej w trybie natychmiastowym według punktu czwartego, podpunktu piątego z kodeksu trzeciego dotyczącego zasad panujących w klubie koszykarskim - brzmiało niesamowicie groźnie. I pewnie brzmiałoby dalej, gdyby nagle nie wyszczerzył się do niego bezczelnie wciskając ręce między jego nogi, by zabrać swoją własność.
- Posłuchaj go, będzie świetnie. Siatkówka też jest ciekawym sportem, ale zapewniam cię, że nasz zapał do koszykówki sprawi, że pokochasz ją równie mocno co my, Joel - użył jego imienia, by zarówno pokazać, że dobrze je usłyszał przywiązując uwagę do przedstawienia się, jak i utrwalić je sobie w pamięci.
... bez szans, za piętnaście minut i tak nadal mu jakiś dziwaczny przydomek w swoim blondwłosym łbie.
- Hej, ponoć są tu automaty do rzucania. Możemy od razu potrenować. Wiem, że trenujecie sudoku, ale jakbyście chcieli to wiecie gdzie mnie znaleźć, co nie? Idziesz, Kamira? Zaczniesz się przyuczać do zawodu. Liczę na was, Lightwood, Joel - chodzące ADHD wyrzuciło z siebie całą serię słów, po których opuściło teren z sudoku, wystrzeliwując do przodu z piłką jak torpeda. No bo chyba nie liczyli na to, że zostanie tu dłużej, gdy pojawiała się okazja?
I nie sądzili, że nie będzie tam na nich czekał choćby i do wieczora? W końcu, gdy zechciał potrafił być wierny jak pies. Hau hau.

zt.

[Napiszę jutro przy automatach, wiec jak ktoś biegnie z Blythem to może tam odpisać nawet przede mną!]
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Nie wierzysz mu.
Grimshaw siedząc przy stoliku, posłał Chesterowi krótkie spojrzenie, choć równie dobrze mogło być ono wynikiem lekkiego ukłucia ciekawości. Chciał sprawdzić, jak blondyn zareaguje na tę sytuację, a jednocześnie podzielić się z nim swoim sceptycyzmem. Nie łudził się jednak, że dzięki temu wytworzy się między nimi jakaś nić porozumienia, ale jednocześnie miał wrażenie, że i Heachthinghearn nie da się tak łatwo nabrać na to podejście.
Jasne ― rzucił jedynie wbrew temu, co kłębiło się w jego głowie. Mógł spróbować go powstrzymać i pójść za nim, ale jednocześnie wiedział, że czasem trzeba ustąpić idiocie, by ciągiem swoich decyzji i działań sam przekonał się, jak głupie było to, co robił.
Postukał końcówką długopisu o kartkę z łamigłówką i powróciwszy do niej wzrokiem, zajął się wypełnianiem pustych pól odpowiednimi cyframi. Czasem zatrzymywał się na dłużej, dając sobie chwilę na zastanowienie i przeanalizowanie, czy nigdzie się nie pomylił, dopiero potem ruszał dalej i tak ciągle, aż do momentu, w którym w sudoku nie pozostało żadnego wolnego miejsca. Odłożywszy długopis na bok, chwycił obie kartki w ręce i uważnie prześledził je wzrokiem. Gdy nie doszukał się żadnego błędu, złożył je ze sobą i udał się w stronę prowadzących.
Dziękujemy za udział! ― odparła dziewczyna, odbierając od niego rozwiązania z promiennym uśmiechem, chociaż ten nie tkwił na jej ustach zbyt długo, gdy zauważyła, że ciemnowłosy nie jest typem szczerzącej się z byle powodu osoby.
Dla Jay'a przyszedł już czas na to, by urwać się z tej całej farsy. Wsunąwszy ręce do kieszeni, ruszył niespiesznie w stronę reszty stoisk. Przejście pomiędzy nimi było nieuniknione, jeśli chciał dostać się do szkolnej bramy, ale przynajmniej już nikt ani nic nie próbowało go tutaj zatrzymać. Nie sądził też, by kręcący się w pobliżu Ches chciał spędzić z nim więcej czasu.

___z/t.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
To zajebiście. ─ poddernerwowany skwitował tak Ryana i jego niebywale taktowne uznanie. “To dobrze, że uznałeś uszkodzenia mózgu, inaczej zmarnowałaby się taka merytoryczna mowa!” ─ Tyle, że on jest dorosły i go żaden z nas za rączkę maszerować nie będzie. ─ mówiąc, skrzyżował ramiona na piersi, po czym słowa zaadresował bezpośrednio do piegusa. ─ Naucz się zajmować sobą, a potem usiłuj ratować 7 miliardów innych ludzi.
Był świadom, że Winchester samemu sobie tego nie uzmysłowi, więc wyjścia z tej opresji były dwa. Albo się go w te pędy zaznajomi z faktem, że takie absurdalne wykręcanie się od jedzenia jest zaczątkiem anoreksji, to jest choroba psychiczna, ludzie umierają przez to z wycieńczenia, albo da się mu samemu to przetestować i zostawić samemu na sam z tym wstrętem do wszystkich rzeczy z lodówki. Niestety, gdy już spadnie mu ta przesłona z oczu, pewnie będzie już pod kroplówką i śmiercią przy łóżku.
Chester w pewnym stopniu mógł się identyfikować z tym chronicznym niejedzeniem Riley’ego. On to miał od dzieciaka praktycznie, nie lubił samej czynności jedzenia. Chyba, że słodycze, po których roznosiła go energia. Jednakowoż nigdy nie było to tak niebezpieczne; ten wskaźnik zagrożenia podrósł po wybudzeniu się tego delikwenta ze śpiączki. Skurczony żołądek przyzwyczajony do nieprzyjmowania pokarmu zaprotestował przed nagłym przejadaniem się, czyli przed normalnymi porcjami dla 19-letniego, teraz już nieaktywnego fizycznie mężczyzny, czego efektem były wymioty, a przez to Chesterowi obrzydło jedzenie. A co ten Thatcher odpierdala?
Choćby przesłuchiwał najbardziej nieosobliwego, za to cwanego, wyrachowanego, seryjnego mordercę, który wtopił się w społeczeństwo na 10 lat, rozpozna wszystkie jego kłamstwa. Chester za dużo nałgał w całym swoim żywocie, aby teraz dać się zwieść jakiemuś sztucznie wdzięcznemu szczeniakowi z zaburzeniami odżywiania.
No, idź. ─ odpowiedział mu, aczkolwiek gdy ten już odszedł, wywrócił oczami. Wrócił wzrokiem do siedzącego przy stoliku Grimshawa. On akurat nie miał wątpliwości, co do tego, czy on te obiecanki-macanki wziął do serca, bo on to nie ma serca, toteż zagadka rozwiązana.
Chess także rozplanował sobie to popołudnie na robienie rzeczy niezwiązanych ze szkołą, więc reszta tego tałatajstwa miała od niego wolne. Nie było tu niczego dla niego, nikomu nie był niezbędny do życia, więc mógł się zająć sobą i serialami o kotach (w trakcie oczywiście ćwiczenia wymowy). Gdy tylko brunet wciągnął się w rozwiązywanie tej karteczki, Irlandczyk może nie niepostrzeżenie, acz bez zbędnego hałasu udał się do wyjścia z terenu szkolnego, aby sprawdzić najbliższy autobus, który go przetransportuje do domu.
Home, sweet home. I ten pierdolnik w postaci jutrzejszej szkoły.

/zt.
Anubis
Anubis
Fresh Blood Lost in the City
Całość słowotoku, który wypłynęły z ust Blythe'a, skwitował jedynie rozbawionym śmiechem.
Oczywiście jego zamiarem nie było zniechęcenie w żadnym stopniu dziewczyny. Nie był pewien, czy menadżerka jest im potrzebna (nie żeby sprawy organizacyjne kiedykolwiek go obchodziły), ale na pewno nie zaszkodzi jedną mieć.
Wysłuchał nawet tyrady kapitana odnośnie do jego postępowania z piłką. Zwykłą okrągłą, pomarańczową piłką. Sam nie rozumiał, co tak specjalnego było w tej konkretnej, ale lubił się z nim drażnić, przetrzymując ją, jako swego rodzaju zakładnika.
- Mówisz tak, jakbym wiedział, o jakim kodeksie teraz pleciesz, ale! Rozumiem, że ja się uważam za Twojego przyjaciela, a Ty mnie już nie. Jasne, rozumiem.. - pokiwał głową ze smutną miną zbitego szczeniaczka, co w przypadku Rafaela najpewniej wyglądało dość komicznie. Oddał mu piłkę bez zbędnego siłowania się.
Podniósł się z ławki, na której siedział i spojrzał najpierw na Joela, potem na Kamirę.
- Nie wiem, jak Wy, ale ja zgłodniałem. Widzimy się przy automatach? - zapytał, już idąc tyłem w kierunku stoisk z jedzeniem. Po chwili całkowicie zniknął wśród tłumu ludzi, co z jego wzrostem było wyczynem.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Kamira odczuwała każdą sekundę ciszy która zapadła kiedy Rafael ją obserwował, a potem skwitował słowami "czy w ogóle takowej szukali". Dziewczyna stwierdziła, że Blythe przyciągnął ją tutaj pełen pozytywnej energii, "bo tak", a tak naprawdę nie była tu nikomu potrzebna. Spuściła trochę głowę i wypuściła cicho wstrzymywane powietrze. Nie ważne. Za chwilę i tak będzie mogła sobie stad pójść. Jednak w tym momencie chłopak, przedstawił się i wyciągnął rękę, a nawet zażartował. Kam uśmiechnęła się nieśmiało i lekko potrząsnęła jego dłonią.
- Kamira Evergreen. Zobaczę, może najpierw chwilę popracuję, potem zobaczymy co z podwyżkami. - Kiedy dodał, ze wg niego pasuje na to stanowisko, dziewczyna zmieszała się jeszcze bardziej, ale na swój sposób czuła ciepło z faktu bycia zaakceptowaną, chociaż powierzchownie. Bo w sumie skąd mogą wiedzieć, jaki z niej manager? Dziewczyna na chwilę oddała się przemyśleniom, a wtedy usłyszała jak przedstawia się drugi chłopak. Joel. Który zbliżył się do niej i ucałował jej dłoń podczas przedstawiania się. Spotykała się z takim zwyczajem, na poważnych przyjęciach u Blacków, czy jej rodziców, ale raczej nie w szkole i przez to, nieprzygotowana, spaliła jeszcze większego buraka niż do te pory miała.
-Khm. em...Kami.. Ekem.. Jestem Kamira, tak. - Urywając dziwnie i odkasłujac wreszcie udało jej się przedstawić. - Przepraszam. - Niby się uśmiechała, niby wesoła, ale nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. No już Kam, ogarnij się.
Blythe za to skończył wisieć na Rafaelu, co wywołało u niej zaskoczenie, ale jak widać piłka miała priorytet w jego życiu i bardzo skutecznie próbował ten priorytet odzyskać. Właściwie jakim cudem grał w kosza, przecież żeby kozłować piłką, trzeba było ja uderzać. Kamira potrząsnęła głową rozbawiona własnym głupim żartem, o którym nie miała w planach powiedzieć nikomu. Kamira zerknęła na sudoku, ale będąc w stanie wynaleźć tylko kilka liczb pasujących, stwierdziła, że nie ma ochoty dziś na to. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się dokad tak Blythe popędził nagle i w ogóle próbując ogarnać sytuację stwierdziła, że moze zanim dołaczy do nich przy automatach, jeszcze chwilę się przejdzie. Obstawiała, ze dostała zaproszenie z grzeczności, niż szczerych intencji. Skinęła głowę Joelowi
- Miło było poznać, być może do zobaczenia, czy to w drużynie, czy ogólnie gdzieś w szkole. - Po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w poszukiwaniu... czegoś.

zt.
Anonymous
Gość
Gość
Nie zwracała uwagi na to, co działo się wokół niej. Dopóki wszystkie luki na planszy nie były uzupełnione i dwa razy sprawdzone, wolała się nie rozpraszać. Dopiero gdy upewniła się, że wszystko rozwiązała poprawnie, strzepnęła z kartki resztki gumki do mazania i udała się w stronę opiekuna konkursu. Oddała bloczek i ruszyła w stronę innych atrakcji. Miała przecież co zwiedzać.

[z/t] bo nie dałam wcześniej
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach