Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Jak na poziom Riverdale przystało, nawet stadion mają olbrzymi. Już z daleka słychać krzyki i śpiewy tańczących dookoła cheerleaderek, dopingujących... no właśnie, kogo?
Wystarczy podejść bliżej i przejść przez bramki, by ujrzeć biegnących z zażartością uczniów. Raz po raz przerywają wstęgę na końcu, wydając z siebie zwycięskie okrzyki radości.
Jedna z cheerleaderek odrywa wzrok od toru i wlepia w ciebie podekscytowane spojrzenie. Zbiega w dół po schodkach machając pomponami, prawie wsadzając ci je w twarz.
- Na zawody? - pyta wesoło, podskakując w miejscu i macha jedną z dłoni w stronę szyldu przy wielkim stole.

Stadion [ Biegi długo i krótkodystansowe ] SRpng_shhneps

- Zasady są bardzo proste. Wybierasz sobie jedną z kategorii i lecisz na tor. Wygrywa osoba z najlepszym czasem. Nie martw się, cały czas będę cię dopingować z trybun! Zapisujesz się u tego przystojniaka przy stole. - cheerleaderka odsłoniła wszystkie zęby w szerokim uśmiechu, zaraz odbiegając z powrotem na swoje miejsce, wykrzykując głośno jakieś hasło. "Przystojniak przy stole" rzucił ci natomiast zachęcający uśmiech, machając długopisem. Jeśli masz choć trochę siły w nogach to czemu by nie spróbować?

Zasady i informacje:
1. Jedna postać = jedna kategoria biegu. (Paru różnych użytkowników może wybrać tą samą kategorię, ale jeden użytkownik nie może wybrać paru kategorii.)
2. Wybieracie sobie tylko JEDNĄ kategorię i wpisujecie ją na początku rozpoczynającego posta.
3. Z każdej kategorii wyłonimy jednego zwycięzcę. Oceniać będziemy pomysłowość, styl i rzecz jasna zaangażowanie postaci. W sztafecie grupa składa się z trzech osób. Możecie sterować swoimi zawodnikami z grupy i wybrać sobie dowolną pozycję, bądź zmówić się z przyjaciółmi i biec razem z nimi.
4. Osoby z umiejętnością sprintu mają przewagę nad uczniami, którzy owej umiejętności nie mają.
5. Konkurs potrwa do 7 października, pilnujcie więc by zakończyć wszelkie fabuły w temacie do tego też dnia, godziny 23.59.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Mistrz biegów krótkodystansowych? ― spytał dla upewnienia i zerknął na Saturna, którego – niechętnie musiał to przyznać – źle ocenił. Niemniej jednak zamiast zdziwienia, na twarzy Haydena pojawił się nieodgadniony uśmiech. Chociaż jego bieg w sztafecie został już przesądzony, nie zaprzeczyłby, że właśnie poczuł to drobne ukłucie chęci rywalizacji, chociaż to zniknęło równie szybko, jak się pojawiło. W końcu sam jeszcze niedawno stwierdził, że robił to dla czystej przyjemności, a nie, by brać udział w wyścigu szczurów. ― Ładnie ― przyznał zaraz, biorąc do ust kolejny kęs mięsa. Na szczęście już kierowali się na stadion, bo gdyby spędzili więcej czasu na stoisku z jedzeniem, podczas biegu na pewno nie byłby w pełni swojej formy.
Na stadionie już gromadzili się ludzie, a że w Riverdale nie brakowało sportowców, można było się spodziewać, że kolejki do zapisów na różne konkurencje były całkiem przyzwoite, chociaż nie wątpił, by większość z nich wolała brać udział w innych sportach. Na całe szczęście wpisy na listę szły całkiem sprawnie.
Wiadomo co z Cyrillem? ― odezwał się, wyrzucając ogołocony z mięsa patyk do mijanego przez nich worka na śmieci. Paige nie przypominał sobie, by widział jak Black do niego pisze, ale z drugiej strony był zajęty innymi rzeczami.  Zerknął na Mercury'ego, który szedł obok niego i mimowolnie przewiesił ramię przez jego kark, nie przejmując się obecnością dwóch pozostałych chłopaków. Zresztą nie sądził, by tak niewinny gest mógłby przeszkadzać towarzyszącemu im panu prefektowi. ― Nigdy wcześniej nie biegłem w sztafecie, więc nie wiem czy ustalacie sobie jakąś specjalną kolejność i plan działania, a każdy ma przebiec swój odcinek, choćby po drodze złamał sobie nogę.
Wzniósł wzrok ku niebu w zastanowieniu, wyobrażając sobie czołgającego się do swojego towarzysza zawodnika, by za wszelką cenę przekazać mu pałeczkę. Parsknął krótko pod nosem, chociaż ta wizja bynajmniej nie powinna go bawić, znając zapał niektórych, ale w tym przypadku i tak mieli do czynienia jedynie ze zwykłą, szkolną zabawą.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Apel, mowa i odbieranie nowych emblematów oczywiście nie było głównym punktem na liście atrakcji. Cyrille traktował to raczej jako konieczną konieczność. Dlatego też gdy tylko wszystko tam było załatwione  postanowił realizować pozostałe punkty z listy. Listy którą, gdzieś zapewne zgubił, ale nie ma się o co martwić. Wszystko jest w głowie! A może jednak to był powód do zmartwienia, bo ostatecznie owa lista fizycznie zapewne nie powstała. Hmm...
Blondyn zaraz po uroczystości otwarcia zniknął z hali i zniknął z oczu tłumu. Przedarł się przez rzeszę uczniów, bardziej lub mniej znajomych.
Musiał się przebrać, w końcu w pełnej gajerze nie idzie wysiedzieć dłużej niż 30 minut bez nadzoru ( z nadzorem ten czas drastycznie wzrasta jednak nie musimy o tym mówić głośno). Jasno-niebieski bezrękawnik i ciemniejsze spodenki za kolano. Idealnie.
Reszta ładnie upchnięta do podręcznej torby.
Pierwszy punkt to oczywiście stadion. Rok temu udało im się wygrać zawody, dlaczego więc teraz miałby oddawać podium bez walki?
NIE. MA. TAKIEJ. OPCJI.

W drodze zaczął się już powoli rozgrzewać. Nie mógł przecież na sucho pobiec, kontuzja to jest jedna z tych rzeczy, których bał się najbardziej. W końcu byłby uziemiony! Straszne.
Zbliżył się już do stadionu, pamiętając zasady z poprzedniego roku wypatrzył krzyczącą cheerleaderke, po odszukał "budkę" z zapisami by porwać stamtąd arkusz z zapisami.
Odszedł kilka kroków by jak zwykle zastanowić się nad konkurencją, wtedy również wypatrzył znajome mu sylwetki! Yey!
Ruszył biegiem w kierunku przyjaciela i zapewne zastosował by jeden z ataków w ramach przywitania. NOW IS MY TIME TO SHINE!
W ostatniej chwili dopatrzył się, że Mercury był pochłonięty rozmową przez telefon. Jako, że nie wypadało przerywać podczas gdy przyjaciel telefonował, wyhamował stając obok niego jak wryty.
A jako, że Mercu raczej nie wisiał na telefonie z byle kim, a brata i chłopaka miał przy sobie, to musiał być to ktoś z rodziny, albo ktoś ważny...
Dlatego wyrównał z nim krok, przechylił się lekko do przodu zerkając na niego nieco z dołu. Wyszczerzył się i rzucił krótkie "pozdrów". Po czym spojrzał na resztę ludzi.
- Hejka! Tak jakoś czułem, że was tu znajdę! Znaczy... gdzieś tutaj, teren "festiwalu" i tak dalej... Jak tam u was? Biegniecie może? Przydałoby się towarzystwo! Chociaż myślę, że twoje długie nogi to oszustwo Alan. Saturn! Ostatnio dopingowałeś, dziś biegniesz? - potok słów trwał i tylko fizyczne ograniczenia powstrzymały go przed pojawianiem się przy każdym. Chociaż starał się zbytnio nie przeszkadzać w rozmowie przyjaciela.
- Bronimy zeszłoroczne zwycięstwo? - jedynie teraz spojrzał na Mercurego pytająco, jeśli udało mu się nieco "wciąć" w dobrym momencie.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Pomimo chwilowego zatrzymania się przy stoisku z kaczkami, udało mu się dogonić resztę grupy, z którą zgodził się pobiec. Jeszcze przez jakiś czas trzymał się kawałek za nimi, trzymając w ręce żółtą kaczkę, która w tym momencie pasowała do niego jak menel do porsche, ale z drugiej strony ta mała zabawka mogła przynieść mu dziś szczęście. A szczęście w dzisiejszym biegu na pewno by mu się przydało. Uprawiał wiele sportów, które mogły przełożyć się na jego kondycję, niektóre wymagały od niego szybkości, ale raczej nie skupiał się na typowym sprincie.
W końcu Vessare zrównał się z chłopakami parę sekund po tym, gdy dołączył do nich Cyrille, którego wcześniej brano pod uwagę. Wszystko wskazywało na to, że niepewność obecności niższego blondyna, w tej chwili stała się pewnikiem. Zero powitał młodszego ucznia skinieniem głowy, mimo że kojarzył go głównie ze szkolnego korytarza i balów w rezydencji Black'ów.
Darował sobie bardziej wylewne powitania, przemykając wzrokiem po stadionie. Raczej nikt z nich nie był przygotowany na taką okazję, ale wielu uczniów załapało się na szkolne stroje sportowe, przez co oficjalny ubiór przestał być problemem.
Znów liczyłeś, że się wywiniesz?
To byłaby tylko przyczyna losowa.
Przesunął ręką po boku szyi, kolejno zerkając na wszystkich towarzyszy. W gruncie rzeczy sam nie wiedział wiele na temat sztafety, więc liczył, że lada chwila ktoś podejmie jakąś konkretną decyzję, wytyczy pozycje w strategiczny sposób, wezmą udział w biegu i będzie mógł mieć to za sobą.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power

Widział jak Saturn kiwa głową w odpowiedzi na słowa Alana, nie skomentował ich jednak w żaden sposób. Przez całą drogę wisiał na telefonie, nieustannie dogadując wszelkie szczegóły z asystentem ojca. Rozmawiał z nim pierwsze pięć minut, by ustalić ogólny budżet, nim ten oznajmił mu, że ma spotkanie, a wszelkie szczegóły ma ustalić właśnie z nim.
Mam bieg w sztafecie, więc muszę kończyć. Zadzwonię do ciebie za trzydzieści minut.
Oczywiście, paniczu. Powodzenia w biegu ― rozłączył się, zaraz patrząc na Alana i Zero. Nie odezwał się ani słowem, idąc w kierunku zapisów, by wpisać ich na listę, jak i wyciągnąć odpowiednie reprezentacyjne stroje sportowe. Chyba nie chcieli w końcu biegać w sztafecie w garniturach?
Paige pobiegniesz pierwszy, Vessare ty będziesz drugi. Ja zajmę trzecie miejsce, Cyrille ostatnie. Ze swoim ADHD nadrobi nasz czas w razie konieczności, a obaj mamy na tyle doświadczenia we wspólnych biegach, byśmy dobrze zgrali się podczas przekazania. Liczę na was ― powiedział nieszczególnie bawiąc się w dyskusje. Widział kątem oka jak jego brat sam idzie w stronę zapisów, również odbierając swój strój. Zaraz obaj zniknęli, przebierając się w niego, by stanąć na stadionie, rozmawiając z jakąś cheerleaderką.
Ty mówisz, on słucha.
Ważne, że słucha.
Gdy tylko cheerleaderka dała im sygnał, ustawił się na swoim miejscu czekając na wystrzał rozpoczynający bieg. Teraz pozostawało mu już nic innego jak czekać.
Hej, Black. Drobny zakład? ― chłopak z przeciwnej drużyny szczerzył się do niego, zmuszając czarnowłosego do uniesienia brwi w pytającym geście. Alaric Johnson, 4-A. Czego mógłby od niego chcieć?
Zakład?
Ponoć ostatnimi czasy ograniczyłeś swoją liczbę znajomych. A ja wybitnie się nudzę. Jeśli wygram...? ― wygiął kącik ust w uśmiechu, odwracając się w stronę toru.
Nie mam w zwyczaju odmawiać ― wystrzelił do przodu, gdy tylko pojawił się moment wejścia w punkt przejęcia, odbierając pałeczkę. Nie skupiał się na Alaricu, za cel mając jedynie Cyrille'a. Nieustanne treningi sprawiały, że był niesamowicie pewny zarówno własnego czasu, jak i kondycji, mimo to, to właśnie w rękach blondyna leżał los ich wyniku.
I zakładu, na który właśnie przystałeś.
Przekazał mu sprawnie pałeczkę, zwalniając dopiero w przeciągu kilku metrów, by pochylić się, oprzeć dłonie na kolanach i wyrównać oddech.
Pozostaje czekać na wyniki, co? Dobry bieg, Cullinan ― obrócił głowę w stronę Alarica, wyginając kącik ust w uśmiechu. Wyciągnął rękę, by stuknąć chłopaka w podbródek z wyraźnym rozbawieniem wypisanym na twarzy.
Zdzwonimy się. Strzelnica wzywa ― odwrócił się, by odnaleźć wzrokiem Alana i ruszyć w jego stronę. Dopiero, gdy go dopadł położył rękę na jego ramieniu, wychylając się by przesunąć ustami po jego policzku.
Idę postrzelać. Zobaczymy się potem, zostawiam wam Saturna, chociaż pewnie zmyje się po swoim biegu ― mruknął nie czekając nawet na odpowiedź. Zamiast tego, nadal w stroju sportowym, ruszył truchtem w stronę widzianego wcześniej stoiska strzelniczego. Nie mógł sobie darować podobnej rozrywki.

zt. [Mercury]
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
SZTAFETA

Zapowiadało się na to, że nie miał uzyskać szybkiej odpowiedzi od Black'a, który w pewnym momencie zajął się rozmową przez telefon. W międzyczasie przeniósł wzrok na Saturna, który szedł tuż obok, ale i on nie wykazał żadnej chęci współpracy pod tym kątem. Zresztą chyba do tej pory zamierzał trzymać się wersji samodzielnego biegu. Paige wypuścił bezgłośnie powietrze nosem, a rozejrzawszy się zdołał namierzyć biegnącego w ich stronę Cyrille'a – O wilku mowa – który nie potrzebował specjalnego zaproszenia, by zjawić się na miejscu w chwili, gdy go potrzebowano.
Może miał wbudowany radar?
Cześć, Cyrille ― przywitał się z drugoklasistą, unosząc rękę w powitalnym geście. ― Biegniemy. Jakimś cudem zaciągnęli mnie do waszej drużyny i co? Oszustwo? ― parsknął pod nosem, oceniając chłopaka spojrzeniem. ― Na twoim miejscu martwiłbym się o twoje nogi. Jak to powiedziałeś? ― Mimowolnie spojrzał w kierunku drugiego, wysokiego blondyna, który również załapał się do ich czteroosobowej grupy. ― „Nie wiem jak pociągnie na swoich krótkich nóżkach”? Lepiej uważaj ― odparł swobodnie, wcale niezrażony komentarzem jasnowłosego. Sam również nie traktował poważnie kwestii wzrostu, zdając sobie sprawę, że to nie ona miała tu największe znaczenie.
„Paige pobiegniesz pierwszy”
Skinął głową, choć do tej pory sądził, że to on będzie tym, któremu przyjdzie nadrabiać czas. Był szybki, nawet jeśli nie miał aż tyle doświadczenia w pracy zespołowej. Z drugiej strony podanie czy przechwycenie pałeczki nie mogło być takie trudne. Niemniej jednak od początku do końca zamierzał traktować to jak zabawę. Odebrał strój sportowy i udał się do szatni, by sprawnie zmienić strój, chociaż użeranie się z guzikami koszuli nigdy nie należało do jego ulubionych zadań. W końcu jednak stał już na mecie, trzymając w ręce odebraną od jednego z prowadzących pałeczkę i obserwował, jak pozostali członkowie grupy ustawiają się na swoich pozycjach, w międzyczasie rozgrzewając się na tyle, by uniknąć ryzyka nagłego skurczu którejś z łydek.
Byłoby lepiej, gdybyś pobiegł sam. Nie powinieneś uzależniać innych od siebie.
Uderzywszy trzymanym przedmiotem o otwartą dłoń, ustawił się w gotowości do biegu, czekając na odpowiedni sygnał. Kiedy tylko dźwięk gwizdka wypełnił jego uszy, zerwał się z miejsca, ruszając przed siebie na najwyższych obrotach, których nie zamierzał zwalniać, by pokonać swój odcinek w jak najkrótszym czasie. Lata biegania, konieczność ucieczek w kryzysowych sytuacjach i pokonywanie odległości z punktu A do punktu B, by zdążyć na czas z całą pewnością przełożyły się na ten krótki odcinek trasy. Ruch ramion synchronizował się z energicznym przebieraniem nogami, które zaczęły zwalniać dopiero, gdy przekazał pałeczkę kolejnemu z uczestników ich biegu, odbiegając jednocześnie na bok. Teraz pozostawało mieć nadzieję, że reszcie uda się skrócić czas.
Odetchnął głębiej, mimo że ledwo zdążył się zmęczyć i zaczął podążać wzrokiem za Vessare, później za Mercury'm, aż w końcu za Cyrille'm, na którego barkach spoczywała główna odpowiedzialność za czas. Nie musiał czekać długo do zakończenia biegu, a po chwili już na nowo skupił się na Black'u, który właśnie zmierzał w jego stronę, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Niemalże jak na znak przechylił głowę w jego stronę, by przyjąć ten lekki pocałunek i wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia.
Jasne, poczekam na resztę, a pewnie zaraz potem sam się zmyję. Najwyżej widzimy się wieczorem, co? ― rzucił, jakby było to coś oczywistego. Nic nie mogło jednak zapewnić im, że spotkają się jeszcze w trakcie rozpoczęcia roku, tym bardziej, że na barkach czarnowłosego spoczywała organizacja tej całej farsy.
Może lepiej sobie odpuść? Brzmiał, jakby planował imprezę.
Nie mam nic przeciwko imprezom.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
SZTAFETA

„Vessare ty będziesz drugi.”
Wzruszył barkami, podkreślając, że kolejność nie robiła mu różnicy. Chociaż zamierzał dać z siebie wszystko, zdawał sobie sprawę, że miał do czynienia z bardziej doświadczonymi osobami. Odebrał od Mercury'ego strój sportowy, przygładzając go jedną ręką w trakcie wysłuchiwania przygotowanego na poczekaniu planu, nawet jeśli czarnowłosy nie znajdował się w centrum wzrokowej uwagi Leslie'go, który przez jakiś czas spoglądał gdzieś z ukosa w bok, a później przyjrzał się zaciekawionym biegami uczniom na trybunach. Mimo że nie krępował się publicznych wystąpień, nie był ich fanem. Czasem wystarczyło potknięcie pod ostrzałem zbyt wielu spojrzeń, by wywołać niemałe poruszenie.
W razie czego uprzedzałem ― dodał jeszcze. Nikt nie powinien pałać sceptycyzmem przed takim wydarzeniem, niemniej jednak Zero zmniejszał tym samym szansę na rozczarowanie – nie tylko swoje, ale i reszty grupy.
Udał się do szatni zaraz za nimi, chociaż przebrał się gdzieś na boku, przez cały czas zwrócony przodem do szafek, co pozwoliło mu na nieobnoszenie się z tatuażem, który zdobił jego ciało. Po kilku minutach zajął miejsce na pozycji startowej, przygotowując swoje nogi do biegu, chociaż ten – na całe szczęście – nie miał potrwać długo. Choć tłumy i gwar dookoła rozproszyłyby niejednego, Vessare postanowił skupić się na Alanie, z którym to miał współpracować przez te kilka sekund. Wystarczyło, że sędzia dał znać, a drugi blondyn wypruł do przodu, a Cillian już przyszykował się do odebrania od niego pałeczki. Dość niepewnie przechwycił przedmiot, w pierwszej chwili mając wrażenie, że wypadnie mu z ręki, ale na szczęście palce blondyna szybko oplotły się dookoła kawałka plastiku już w chwili, gdy zerwał się do biegu, wbijając wzrok prosto w Merc'a, który teraz stał się jego celem. Nie dało się ukryć, że biegać potrafił każdy, lepiej czy gorzej, jednak w tym momencie jakieś głupie ukłucie dumy nakazywało mu dać z siebie wszystko, chociaż jego życie nie wisiało na włosku. Wyciągnął z siebie tyle, ile dał radę, a na pewno było to znacznie więcej niż tyle, ile dałby od siebie przeciętny Kowalski, który całymi dniami zalegał przed biurkiem. Gdy dobiegł do drugiego chłopaka, zaraz przekazał mu pałeczkę, zaprzestając biegu kilka metrów później, gdy przyhamowanie od razu okazało się niemożliwe.
Starł niewidzialny pot z czoła, schodząc z toru biegowego i starając się unormować przyspieszony szybkim biegiem oddech. Miał nadzieję, że poszło mu co najmniej nieźle – nie liczył na świetny wynik.
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Chłopak jak zwykle był pełen energii, nie wiadomo było gdzie w jego ciele mieszczą się takie jej pokłady. Cały czas był niemalże w ruchu, próbując nie wybuchnąć. Na wieść o swoich krótkich nóżkach przybrał oburzony wyraz twarzy po czym parsknął śmiechem.
- Potrafię zaskakiwać na tych swoich krótkich nóżkach. Zobaczycie! - pokiwał pewnie głową, a w momencie gdy Mercury przedstawił kolejność biegu wykonał zawodowy salut. - Zostawicie to mnie Szefie. Nie zawiedziemy! - szeroki uśmiech wręcz emanował pewnością siebie. Ustawił się na swojej pozycji dalej się rozgrzewając. Dobrej rozgrzewki nigdy za wiele!
Po wystrzale zaczął obserwować swoich towarzyszy, poruszał bezdźwięcznie ustami jakby licząc czas w głowie. Zupełnie zignorował swojego aktualnego przeciwnika, dlaczego? Nie chciał się rozpraszać, tym razem nie da się sprowokować!
Ruszył lekko z miejsca by płynnie przejąć pałeczkę od Mercurego i wyrwał naprzód! Co rusz wymieniali się z przeciwnikiem pierwszym miejscem, trzeba było przyznać, że jego oponent był dużo bardziej wymagający niż ten zeszłoroczny! Przebierał tymi swoimi krótkimi nóżkami by wysunąć się na prowadzenie...
krótkimi nóżkami...
krótkimi...
CHOLERA!
Cyrille wydłużył krok i przyśpieszył jeszcze bardziej. JUŻ IM POKAŻE TE JEGO KRÓTKIE NÓŻKI!!!
Miał nie dać się sprowokować przeciwnikowi... ale nie wspominał nic o towarzyszach z drużyny prawda?
Musiał wygrać... i nie zamierzał zawieść powierzonych mu nadziei! Może nie byli zawodową drużyną, ale każdy dawał z siebie wszystko, a on kochał być w ruchu! DA RADĘ!
Na ostatnich metrach zacisnął zęby i zwiększył różnicę między nim a przeciwnikiem. Przekroczył linie mety, a by wyhamować potrzebował jeszcze sporego kawałka.
Wypuścił powoli powietrze... musiał uspokoić oddech, po chwili na jego twarzy znów pojawił się uśmiech, pomachał do reszty widocznie zadowolony z siebie.
Pogratulował przeciwnikowi i ruszył do swoich, rzucając jeszcze na odchodne krótkie "kolejny rok na podium~".
- Udało się! Gratuluje~! Kolejne zwycięstwo! Nieźle się spisaliście, jak na długonogich... - Zaśmiał się cicho i na bok, bo w końcu zaraz odbędą się kolejne biegi, a tam Saturn! Trzeba było przyznać, że to nie był codzienny widok dla Cyrilla, dlatego zamierzał uważnie obserwować drugiego z bliźniaków i odczekał aż ten skończy swój bieg by mu pogratulować.
-Następnym razem biegniemy razem! - wyszczerzył się do niego jeszcze na koniec.
-Polecę jeszcze porozglądać się na tej imprezie, bo czasu coraz mniej~! Dzięki wielkie i do zobaczenia! - pomachał im i udał się w swoją stronę, jeszcze nie wiedział gdzie uderzy... ale gdzieś na pewno!
[z/t]
Anonymous
Gość
Gość
(bieg na 1000 metrów)

Czy nasza droga pani prefekt mogła komukolwiek wydawać się typem sportowca? Niezbyt możliwe. Dziewczynę częściej kojarzono z książkami i wynikami w jakichś konkursach naukowych niż w sporcie. No, nie licząc szachów, które też podobno zaliczały się do sportu. Tu faktycznie godnie reprezentowała szkołę i przywoziła okazjonalnie jakieś statuetki czy puchary.
Mimo wszystko, nie była ona zwykłym kujonem. Sport też lubiła, ale nie każdy. W kosza nie grała, w piłkę nożną też. Pingponga nie lubiła z siatkówką również było kiepsko... Co innego z bieganiem i pływaniem. To ćwiczyła dla samej siebie. Wizyta na basenie w każdy weekend i po pół godzinki na bieganie cztery razy w tygodniu. Jeśli robiło się to regularnie to można było sobie wyrobić niezłą kondycję.
Dlatego właśnie Natalie postanowiła zgłosić się na bieg długodystansowy. Tutaj liczyła się wytrzymałość, a nie tylko szybkość. W biegu na 60 metrów nie miałaby szans ze szkolnymi sportowcami. W wypadku 100 metrów podobnie, a w sztafecie nie miała z kim startować. Z resztą, naprawdę nie lubiła pracy zespołowej. Co z tego, że ona da z siebie wszystko, jak ktoś inny zawali. Wolała być zdana na siebie i dlatego właśnie wybrała tę konkurencję, w której miała największe szanse.

W strój przebrała się długo przed rozpoczęciem wyścigu. Musiała się przecież przygotować. Nic nigdy nie robiła byle jak. Ostatnio może się trochę pozmieniało, ale teraz nie chciała o tym myśleć. Planowała powrót do swojego normalnego trybu życia, więc wolała skupić się na tym, co zwykła robić.
Znalazła sobie odpowiednie miejsce i zajęła się rozciąganiem. Mogła sobie mieć dobre byty do biegania, sportowy strój i jakieś doświadczenie, ale to nie chroniło jej przed doznaniem kontuzji. Musiała się o wszystko zatroszczyć przed biegiem by nie rozpraszać się w jego trakcie.
Po kilku (a może kilkunastu) minutach ćwiczeń zabrała się za rozgrzewkę. Przebiegła się raz po torze, a gdy była już gotowa, ustawiła się gdzieś przy starcie i czekała polecenie by zająć pozycje.
Wyrobiła się kilka minut przed czasem, więc mogła nadal być spokojna. Kiedy dziewczyny wokół niej rozmawiały podekscytowane, ona po prostu stała patrząc przed siebie z zamyśleniem. Chciała, żeby to się już po prostu zaczęło, bo wtedy będzie mogła skupić się na biegu zamiast znowu bić się z myślami. Strasznie ją to już męczyło.
- Proszę zająć miejsca - rozległ się głos sędziego, co ściągnęło Violet z powrotem na ziemię. Ustawiła się na wskazanym miejscu i skoncentrowała się na wyścigu. Miło byłoby to wygrać, ale nie była pewna, czy jej się to uda. Niby miała szanse, ale nie miała pewności. Drażniło ją to, ale powoli uczyła się ignorować to uczucie.
Skup się na biegu i zrób to najlepiej, jak umiesz. Walczysz przede wszystkim ze sobą, a nie z nimi.
Zamknęła na moment oczy by się wyciszyć. Bieg. Tylko on się teraz liczył. Nic innego.
Ruszyła, gdy tylko do jej uszu dobiegł sygnał startu.
Początkowo wszystkie uczestniczki biegły równo, ale to zaczęło się stopniowo zmieniać. Kilka z nich wyszło na prowadzenie i coraz bardziej zwiększało dystans dzielący je od reszty, a część została w tyle. Te widocznie podjęły decyzję o udziale spontanicznie, bo niekoniecznie były na niego przygotowane. Darkówna biegła teraz mniej więcej pośrodku. Oczywiście brała to wcześniej pod uwagę. Nie była sprinterką, więc nic dziwnego, że nie objęła na początku prowadzenia. Nie liczyło się jednak to co teraz się działo, a meta i to na niej się skupiła. Nie próbowała biec z pełną prędkością, bo to właśnie na sam koniec wolała zachować trochę siły. Jak zwykle, tak na wszelki wypadek.
Stopniowo dziewczyny zaczęły zwalniać. Osoby biegnące z pełną prędkością, ale nie ćwiczące tego zbyt często odpadały po tych kilkuset metrach, a tutaj czekał je kilometrowy dystans. W przeciwieństwie do Violet, nie podeszły do tego matematycznie i nie oszacowały swoich możliwości. Bycie ścisłowcem i logiczne myślenie przydawało się nie tylko w szkolnej ławce, ale też w codziennym życiu i sporcie, o czym wielu zapominało.
Natalie zaczęła wyprzedzać poszczególne dziewczyny, skupiając się teraz na osiąganiu małych sukcesów. Stawiała sobie za cel wyprzedzenie najbliższej osoby, a nie zdobycie prowadzenia. Tak było jej po prostu łatwiej.
Wdech, wy-dech. Wdech, wy-dech.
Powtarzała w myślach tę komendę, licząc odruchowo kroki i dostosowując do nich oddech. Nawet o to starała się dbać.
Ostatnie sto metrów zdecydowała się pokonać już na pełnej prędkości. Ciało jej powoli wysiadało. Może i biegała na ogół po kilka kilometrów, ale jednak nieco wolniej i wieczorami, kiedy nie było tak ciepło. Kiedy wreszcie przekroczyła metę, przebiegła jeszcze kilkanaście metrów, stopniowo zwalniając, a później zwaliła się na trawnik i położyła na boku. Nie przejmowała się teraz tym, że ubrudzi sobie ciuchy, bo to nie było teraz ważne. Była zbyt skonana żeby zwracać na takie rzeczy uwagę. Musiała odpocząć i uspokoić oddech.
Ciągle dysząc, spojrzała w stronę sędziów, czekając na werdykt. Wciąż nie była pewna, które miejsce zajęła, bo za bardzo skupiła się na wykorzystaniu pełni swoich możliwości, żeby zwracać wtedy uwagę na to, co działo się wokół niej.

[z/t] po ogłoszeniu wyników
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
No masz, odwieczny przeciwnik długonogich ― parsknął pod nosem i klepnął przechodzącego Cyrille'a w plecy. ― Legendy głoszą, że podobno możemy stawiać większe kroki. ― Wzruszył barkami, wsuwając ręce do szerokich kieszeni w spodenkach sportowych. Niemniej jednak nie dało się ukryć, że świetnie im poszło, a wynik na tablicach mówił sam za siebie.
Dobra robota ― przyznał z nieco mniejszym entuzjazmem niż nadpobudliwy drugoklasista, jednak dało się zauważyć, że i Hayden był zadowolony z takiego, a nie innego rezultatu. Nie żeby chociaż przez chwilę w niego zwątpił. ― Powodzenia za rok. ― Zasalutował niedbale z nieznacznym uśmiechem na ustach, dając do zrozumienia, że dla niego było to jedyne odstępstwo od reguły i w przyszłym roku zapewne planował powrócić do swojego naturalnego środowiska.
Rozejrzał się jeszcze po stadionie i skinął głową Saturnowi, który zakończył swój bieg.
Zbieram się. Dzięki za bieg ― rzucił do obu chłopaków i mimowolnie klepnął niezbyt znanego mu blondyna w ramię, kończąc tym samym ich jednorazową współpracę. Uznał, że podobny gest był co najmniej na miejscu, nawet jeśli w najbliższej przyszłości mieli już tylko mijać się na korytarzach.
W szatni szybko powrócił do swoich oficjalnych ubrań, wrzucając znoszony strój do specjalnego kosza na pranie. Niedługo potem szlajał się jeszcze trochę po przygotowanym festynie, zakupując parę przysmaków na stoiskach z jedzeniem, zanim całkowicie opuścił teren szkoły, by przygotować się do zbliżającego się ogniska.

___z/t.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Jednak nie poszło ci aż tak źle.
Nie był zdumiony, gdy zobaczył wyniki wyświetlające się na elektronicznej tablicy. W duchu odetchnął z ulgą, zachowując neutralny wyraz twarzy. Przynajmniej jego brak doświadczenia nie zaszkodził członkom grupy, niemniej jednak Vessare zdawał sobie sprawę, że większość zasług leżała po stronie pozostałej trójki. Gdy Cyrille tuż po biegu zjawił się obok, Zero kiwnął głową w ramach podziękowania za bieg. Dla niego był to raczej pierwszy i ostatni w karierze występ na torze wyścigowym, choć jedna z zainteresowanych nim cheerleaderek podeszła do nich z szerokim uśmiechem, swoim przedstawieniem zamierzając pokazać, że niby zjawiła się tutaj dla wszystkich.
Gratulacje, chłopaki! ― rzuciła i potrząsnęła lekko jednym z pomponów, choć gdy skupiła wzrok na Lesliem, odnosiło się wrażenie, że miała ochotę zatrząść nie tylko nim. ― Nie wiedziałam, że biegasz, Zero.
Pojedyncze odstępstwo od reguły ― mruknął bardziej dla zasady niż z czystej chęci wdawania się w konwersację. Nie lubił, gdy do niego podchodziły, a już szczególnie nie z tym charakterystycznym błyskiem nadziei w oczach, kiedy sam nie wyrażał nimi żadnego zainteresowania i nawet się z tym nie krył. Dziewczynie przyjrzał się tylko pobieżnie, nie na tyle długo, by jej umalowana twarz utkwiła w jego pamięci i żeby chociaż przypomniał sobie, jak miała na imię albo ocenił, czy w ogóle ją zna.
Czemu? Powinieneś zastanowić się nad taką karierą!
A ty nad daniem mi świętego spokoju.
Dużo kosztowało go powstrzymanie się od ostentacyjnego wywrócenia oczami. Zamiast tego pokręcił głową, jakby już zdążył podjąć ostateczną decyzję. Zresztą był to prawdopodobnie jego ostatni rok w Riverdale.
Będę się już zbierał, mam coś do załatwienia ― wyrzucił, a kłamstwo w naturalny sposób przeszło mu przez gardło. Nie czuł żalu z tego powodu, ale jak za karę od losu chwilę później poczuł klepnięcie na swoim ramieniu. Na ułamek sekundy ściągnął usta w wąską linię, jednak dopiero, gdy został wyminięty przez Alana, Przesunął ręką po swoim ramieniu i sam też udał się w stronę szatni, po drodze racząc Saturna krótkim skinieniem głowy, gdy zauważył, że białowłosy również zakończył już swój bieg. Wciąż jednak żałował, że odebrał mu miejsce w grupie.
Przebrawszy się wyszedł z szatni, niedaleko której znów trafił na tę samą dziewczynę.
Zapomniałam spytać. Wybierasz się na ognisko u Blacków?
Za co.
Raczej nie ― mruknął wymijająco i pozostawił swoją niecichą wielbicielkę za sobą. Chyba przyszedł czas, żeby się stąd urwać.

___z/t.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach