▲▼
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
First topic message reminder :
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 6:38 pm
Pon Wrz 19, 2016 6:38 pm
Podczas przemykania między ludźmi gdzieś w oddali słyszał nieco głośniejsze "Frey!" jednak było wypowiedziane na tyle wysokim tonem, by mógł domyślić się, że była to jednak z tych bardziej upierdliwych dziewczyn. Bo o ile jedne ograniczały się jedynie do spędzania z nim całego wolnego czasu, tak drugie piszczały tymi swoimi śmiesznymi głosikami i podsuwały wymalowane tipsy, byleby usłyszeć komplement od Ritza. Wolał te ciche typy, zdecydowanie.
Zadarł nieco głowę, bo jednak różnica we wzroście dawała się we znaki przy takiej odległości. Nie oczekiwał żadnej wylewności ani nawet na nią nie liczył. Znał tego człowieka na tyle długo, by wiedzieć, że nawet gdyby rozciągali go końmi, nie szarpnąłby się na podobne rzeczy. Drobny przytyk, nawet jeśli rzucony nieświadomie, wprawił powiekę blondyna w pojedyncze drgnięcie niezadowolenia.
- Na szczęście nie miałem podobnego problemu z tobą. - Być może dodałby coś jeszcze, ale głos dyrektora skutecznie go uciszył. Dzieciaki z bogatych domów musiały wykazywać się pewnymi manierami, a pozostanie w ciszy podczas przemów głowy tej szkoły, zdecydowanie się do nich zaliczało.
- Mówili o tym na zakończeniu. - Mruknął tylko, odwracając wzrok z powrotem na towarzysza, by pokrótce zlustrować go spojrzeniem.
"Idziesz?"
No jasne...
Wescthnął krótko, pocierając palcami nasadę nosa. - Zaczekaj tu. - Wspólne podejście do nauczyciela? Chyba w snach. Gdzieś w tłumie mignęła mu znajoma czupryna. I gdyby nie towarzystwo Zero, to prawdopodobnie poleciałby merdać do Jackdawa. Kolejna osoba wyróżniającą się z tłumu uczniów i zdecydowanie warta zachodu. Mało kto potrafił zainteresować go na tyle, by odrzucił codzienne lenistwo i latał z jednego kąta sali, na drugi. A tu proszę, aż dwie osoby. Niemniej jednak tym razem ograniczył się do wyciągnięcia telefonu i wysłania krótkiej wiadomości. Przez chwilę skakał spojrzeniem po postaci Northa, chcąc sprawdzić, czy ten zainteresuje się nową wiadomością.
Bez dalszego przeciągania ruszył ku wychowawcy, po drodze witając się z każdą osobą, która by tego wymagała. Przechodząc obok tych wszystkich uczniów udało mu się nawet przejść obok Jackdawa, krótko ciągnąc go za szlufkę od spodni w zaczepnym geście. Nic poza tym. Odebrał emblematy, by wrócić na wcześniejsze miejsce.
- Następnym razem ty idziesz. - Krótko mruknął do Cilliana, wręczając mu opaskę. Wiedział oczywiście, że taka sytuacja prawdopodobnie i tak nie będzie miała miejsca.
Zadarł nieco głowę, bo jednak różnica we wzroście dawała się we znaki przy takiej odległości. Nie oczekiwał żadnej wylewności ani nawet na nią nie liczył. Znał tego człowieka na tyle długo, by wiedzieć, że nawet gdyby rozciągali go końmi, nie szarpnąłby się na podobne rzeczy. Drobny przytyk, nawet jeśli rzucony nieświadomie, wprawił powiekę blondyna w pojedyncze drgnięcie niezadowolenia.
- Na szczęście nie miałem podobnego problemu z tobą. - Być może dodałby coś jeszcze, ale głos dyrektora skutecznie go uciszył. Dzieciaki z bogatych domów musiały wykazywać się pewnymi manierami, a pozostanie w ciszy podczas przemów głowy tej szkoły, zdecydowanie się do nich zaliczało.
- Mówili o tym na zakończeniu. - Mruknął tylko, odwracając wzrok z powrotem na towarzysza, by pokrótce zlustrować go spojrzeniem.
"Idziesz?"
No jasne...
Wescthnął krótko, pocierając palcami nasadę nosa. - Zaczekaj tu. - Wspólne podejście do nauczyciela? Chyba w snach. Gdzieś w tłumie mignęła mu znajoma czupryna. I gdyby nie towarzystwo Zero, to prawdopodobnie poleciałby merdać do Jackdawa. Kolejna osoba wyróżniającą się z tłumu uczniów i zdecydowanie warta zachodu. Mało kto potrafił zainteresować go na tyle, by odrzucił codzienne lenistwo i latał z jednego kąta sali, na drugi. A tu proszę, aż dwie osoby. Niemniej jednak tym razem ograniczył się do wyciągnięcia telefonu i wysłania krótkiej wiadomości. Przez chwilę skakał spojrzeniem po postaci Northa, chcąc sprawdzić, czy ten zainteresuje się nową wiadomością.
Well, here I am. What are your other two wishes?
- Następnym razem ty idziesz. - Krótko mruknął do Cilliana, wręczając mu opaskę. Wiedział oczywiście, że taka sytuacja prawdopodobnie i tak nie będzie miała miejsca.
Pokiwała głową i odwzajemniła uśmiech, ale jakoś tak niemrawo. Nie było w tym jednak nic dziwnego zważając na przerwaną przed chwilą kłótnię i kłębiące się w niej w związku z tym uczucia. Była teraz zbyt poważna i przybita żeby silić się na naturalny uśmiech. Z resztą, ten i tak by jej tu zupełnie nie pasował.
- Dobrze, będę pamiętała... i dziękuję za troskę. - Niby było to jego obowiązkiem jako prefekta, a tym bardziej prefekta naczelnego, ale i tak to doceniała. Nie często ktokolwiek się o nią martwił, więc każdy taki przejaw potrafił nieraz podnieść człowieka na duchu.
- Tak. Myślę, że to dobry pomysł. - Skinęła głową i się wyprostowała. Zaczęła wodzić wzrokiem po sali w poszukiwaniu odpowiedniego nauczyciela, którego namierzenie nie było aż takie trudne, pomimo tłumu.
Kiedy kolega oddalił się i zniknął jej z oczu, dziewczyna ruszyła w stronę grupki uczniów ze swojego rocznika i niebawem po nakreśleniu sytuacji, odebrała od nauczyciela dwie odznaki. Jedną dla siebie, a drugą dla Remiego.
O co mu w ogóle chodziło? Ehh. Muszę z nim pogadać i jak raz wszystko sobie wyjaśnić. Nienawidzę tego, że on nie potrafi po ludzku usiąść i porozmawiać tylko zawsze ucieka. A to niby ja odchodzę z fochem. Ugh. Niech on raz, ten jeden raz mnie wysłucha i się nad tym zastanowi, a później sam powie co mu leży na sercu. Tak byłoby znacznie prościej, ale oczywiście, proste rozwiązania są jak widać dla niego zbyt trudne. Lepiej dusić to wszystko w sobie i czuć się przez to gorzej. Nie, ja nigdy nie pojmę tego gościa... Szkoda, że on też nie będzie nigdy próbował zrozumieć mnie, bo po co.
- Dobrze, będę pamiętała... i dziękuję za troskę. - Niby było to jego obowiązkiem jako prefekta, a tym bardziej prefekta naczelnego, ale i tak to doceniała. Nie często ktokolwiek się o nią martwił, więc każdy taki przejaw potrafił nieraz podnieść człowieka na duchu.
- Tak. Myślę, że to dobry pomysł. - Skinęła głową i się wyprostowała. Zaczęła wodzić wzrokiem po sali w poszukiwaniu odpowiedniego nauczyciela, którego namierzenie nie było aż takie trudne, pomimo tłumu.
Kiedy kolega oddalił się i zniknął jej z oczu, dziewczyna ruszyła w stronę grupki uczniów ze swojego rocznika i niebawem po nakreśleniu sytuacji, odebrała od nauczyciela dwie odznaki. Jedną dla siebie, a drugą dla Remiego.
O co mu w ogóle chodziło? Ehh. Muszę z nim pogadać i jak raz wszystko sobie wyjaśnić. Nienawidzę tego, że on nie potrafi po ludzku usiąść i porozmawiać tylko zawsze ucieka. A to niby ja odchodzę z fochem. Ugh. Niech on raz, ten jeden raz mnie wysłucha i się nad tym zastanowi, a później sam powie co mu leży na sercu. Tak byłoby znacznie prościej, ale oczywiście, proste rozwiązania są jak widać dla niego zbyt trudne. Lepiej dusić to wszystko w sobie i czuć się przez to gorzej. Nie, ja nigdy nie pojmę tego gościa... Szkoda, że on też nie będzie nigdy próbował zrozumieć mnie, bo po co.
Emily spojrzała na dyrektora, gdy ten zaczął mówić. Znakowani niczym zwierzęta na ubój, ciekawe, pomyślała sarkastycznie. Gdzieś w całym tym tłumie dostrzegła Brendę, co bardzo ją ucieszyło. Dawno się z nią nie widziała. Uśmiechnęła się do siebie i sprężystym krokiem podeszła do Fabiana, gdy pierwsze zamieszanie z emblemantami minęło.
— Pozwoli pan, że odbiorę… — Posłała mu miły — i co najważniejsze sztuczny — uśmiech swojemu wychowawcy oraz raczyła odebrać od niego plakietkę. Szukała jeszcze prze chwilę Kate w całym tym tłumie, lecz tej nadal nie było.
Nie będę za nią odwalała roboty, pomyślała i ruszyła ku Fitchner.
— Brendy, kopę lat — mruknęła jej do ucha, zachodzą ją wcześniej od tyłu. Następnie znalazła się w zasięgu jej wzroku i przyjrzała dokładniej. Spojrzała pod nogi — Tego szukasz? — Uniosła emblemat jej klasy i wręczyła jej do rąk.
Co zamierzasz?
Czy to ważne? Dawno jej nie widziałam i to się liczy.
— Pozwoli pan, że odbiorę… — Posłała mu miły — i co najważniejsze sztuczny — uśmiech swojemu wychowawcy oraz raczyła odebrać od niego plakietkę. Szukała jeszcze prze chwilę Kate w całym tym tłumie, lecz tej nadal nie było.
Nie będę za nią odwalała roboty, pomyślała i ruszyła ku Fitchner.
— Brendy, kopę lat — mruknęła jej do ucha, zachodzą ją wcześniej od tyłu. Następnie znalazła się w zasięgu jej wzroku i przyjrzała dokładniej. Spojrzała pod nogi — Tego szukasz? — Uniosła emblemat jej klasy i wręczyła jej do rąk.
Co zamierzasz?
Czy to ważne? Dawno jej nie widziałam i to się liczy.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 7:19 pm
Pon Wrz 19, 2016 7:19 pm
Głos, jaki w pewnym momencie usłyszała obok swojego ucha, wydawał się jej tak cholernie znajomy, że nawet nie wystraszyła się jakoś specjalnie takiego zajścia od tyłu. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i przeniosła wzrok na dziewczynę, która przy okazji odnalazła jej zgubę.
- Tak, dzięki wielkie. - odebrała swoją własność, zaciskając na materiale lekko swoje palce. Pewnie gdyby nie okoliczność, wyglądałoby to trochę inaczej. Na pewno pozwoliłaby sobie na większą bezpośredniość. Niestety była w szkole i tutaj nie wypadało jej z wszystkim się obnosić, jakby w ogóle nie miała w sobie wstydu. Zaraz jednak postanowiła ją po prostu do siebie przytulić, bo w sumie czemu nie. Wciąż miały ze sobą dobre relacje i warto byłoby to jakoś utrzymać. - Co u Ciebie, ślicznotko? - szepnęła jej do ucha, opierając przy okazji podbródek na ramieniu Emily, a wolną dłonią przesuwając wzdłuż jej pleców. Wydawać by się mogło, że Fitchner kompletnie zapomniała o dwójce, na którą chwilę temu wpadła, poświęcając całą swoją uwagę rudzielcowi. Nic dziwnego w sumie. Z nią miała o wiele więcej wspólnego.
Wreszcie jednak musiała poluzować uścisk i się odsunąć, coby nie wyglądało to zbyt dziwnie, choć na odchodne przygryzła mimowolnie wolną wargę. Chętnie skoczyłaby z nią wieczorem na piwo, zanim rozpocznie się ten cały wyścig szczurów.
- Tak, dzięki wielkie. - odebrała swoją własność, zaciskając na materiale lekko swoje palce. Pewnie gdyby nie okoliczność, wyglądałoby to trochę inaczej. Na pewno pozwoliłaby sobie na większą bezpośredniość. Niestety była w szkole i tutaj nie wypadało jej z wszystkim się obnosić, jakby w ogóle nie miała w sobie wstydu. Zaraz jednak postanowiła ją po prostu do siebie przytulić, bo w sumie czemu nie. Wciąż miały ze sobą dobre relacje i warto byłoby to jakoś utrzymać. - Co u Ciebie, ślicznotko? - szepnęła jej do ucha, opierając przy okazji podbródek na ramieniu Emily, a wolną dłonią przesuwając wzdłuż jej pleców. Wydawać by się mogło, że Fitchner kompletnie zapomniała o dwójce, na którą chwilę temu wpadła, poświęcając całą swoją uwagę rudzielcowi. Nic dziwnego w sumie. Z nią miała o wiele więcej wspólnego.
Wreszcie jednak musiała poluzować uścisk i się odsunąć, coby nie wyglądało to zbyt dziwnie, choć na odchodne przygryzła mimowolnie wolną wargę. Chętnie skoczyłaby z nią wieczorem na piwo, zanim rozpocznie się ten cały wyścig szczurów.
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 7:54 pm
Pon Wrz 19, 2016 7:54 pm
Chester był w trakcie szukania pokemonów na terenie tejże sali, gdy ozwał się dyrektorski, dyktatorski głos. James Cadogan, jego nemezis, chciał przypomnieć o swojej obecności. Jaki stłuczona kość ogonowa. Heachthinghearn ułożył telefon na swoich kolanach tuż po tym jak ręcznie te nogi poprawił, po czym zza tlenionych włosów wystrzelił swój wzrok w stronę paleozoicznego brodacza. Rozsiadł się, oparł głowę o rękę zgiętą w łokciu, a mózg najwidoczniej wyjął i wcisnął w kieszeń, albowiem jego nieobecny wyraz twarzy ewidentnie wskazywał na to, że Chess się dezaktywował.
Nieco rozbudził się, gdy jego ulubiony dyrektor coś zaczął pieprzyć o emblematach. Tleniona łepetyna nieznacznie się uniosła, mając dwojakie pojęcie o tym, co też ten siwek mówił. Właśnie usiłował przywołać do siebie tę czerwcową informację o tych znaczkach, aczkolwiek wtedy najpewniej jarał się zdaniem/obmacywał Valentino/spał, więc dlatego nie zarejestrował takiej wieści. Albo wyleciało mu to z łba. Przecież pamiętałby coś, co go tak obruszyło w tym momencie.
─ To co, może jeszcze każdy z uczniów musi mieć odcisk penisa woźnego w dupie, tak dla oznaczenia? ─ mruknął, aczkolwiek ni głośno, ni cicho. Modlił się jedynie, żeby mu nie wprowadzili mundurków, bo on sobie naszyje na plecach pentagram, a na nodze po wewnętrznej stronie męskie przyrodzenie. Chyba oszaleli.
I wtedy uniósł wzrok na idącą obok Brendę. Przygładził od razu włosy i fuknął coś, gdy już odchodziła. Normalnie klepnąłby ją w tyłek w odwecie, ale dziś nie miał nastroju. Poza tym, trzeba było się udać po ten znaczek. No to wio.
Nieco rozbudził się, gdy jego ulubiony dyrektor coś zaczął pieprzyć o emblematach. Tleniona łepetyna nieznacznie się uniosła, mając dwojakie pojęcie o tym, co też ten siwek mówił. Właśnie usiłował przywołać do siebie tę czerwcową informację o tych znaczkach, aczkolwiek wtedy najpewniej jarał się zdaniem/obmacywał Valentino/spał, więc dlatego nie zarejestrował takiej wieści. Albo wyleciało mu to z łba. Przecież pamiętałby coś, co go tak obruszyło w tym momencie.
─ To co, może jeszcze każdy z uczniów musi mieć odcisk penisa woźnego w dupie, tak dla oznaczenia? ─ mruknął, aczkolwiek ni głośno, ni cicho. Modlił się jedynie, żeby mu nie wprowadzili mundurków, bo on sobie naszyje na plecach pentagram, a na nodze po wewnętrznej stronie męskie przyrodzenie. Chyba oszaleli.
I wtedy uniósł wzrok na idącą obok Brendę. Przygładził od razu włosy i fuknął coś, gdy już odchodziła. Normalnie klepnąłby ją w tyłek w odwecie, ale dziś nie miał nastroju. Poza tym, trzeba było się udać po ten znaczek. No to wio.
Ukłoniła się delikatnie, wpatrując się w Brendę. Pozwoliła się jej objąć, ba, sama narzuciła jej rękę na ramię, wcześniej przesuwając palcami po nim.
— Po staremu. Trochę imprez, wypadów na miasto. Zaliczyłam parę dachów. Było wesoło — Uśmiechnęła się, wpatrując się w Brendę. Chyba za nią najbardziej tęskniła podczas wakacji, ale była zaaferowana siostrą na tyle, że nawet nie raczyła nikogo wyciągnąć na imprezę — A u ciebie jak tam?
Oblizała wargę i zrobiła minę smutnego psiaka, gdy dziewczyna się od niej odsunęła. Rozumiała to jednak, w końcu musiały jakkolwiek szanować szkołę i nie obnosić się ze swoimi relacjami.
A jakie one są?
Właściwie nie były już w związku, były kumpelami, więc nie mogły po prostu udawać tych wszystkich przyklejonych do siebie par.
— Co robisz po tym całym teatrzyku? Może gdzieś wyskoczymy. Weźmiesz ze sobą kumpli — Wskazała głową na dwójkę, na którą wcześniej wpadła Brenda.
Jak na duszę towarzystwa Em była średnio zorientowana jeśli chodziło o to, jacy ludzie chodzili do jakiej klasy. Trzymała się swoich małych grupek, czasami komuś pomogła. To tyle. Ostatnio wypadła ze śmietanki towarzyskiej.
Myślisz, że to będzie zwykły wypad?
A co niby innego? Jesteśmy przyjaciółkami. To wszystko.
— Po staremu. Trochę imprez, wypadów na miasto. Zaliczyłam parę dachów. Było wesoło — Uśmiechnęła się, wpatrując się w Brendę. Chyba za nią najbardziej tęskniła podczas wakacji, ale była zaaferowana siostrą na tyle, że nawet nie raczyła nikogo wyciągnąć na imprezę — A u ciebie jak tam?
Oblizała wargę i zrobiła minę smutnego psiaka, gdy dziewczyna się od niej odsunęła. Rozumiała to jednak, w końcu musiały jakkolwiek szanować szkołę i nie obnosić się ze swoimi relacjami.
A jakie one są?
Właściwie nie były już w związku, były kumpelami, więc nie mogły po prostu udawać tych wszystkich przyklejonych do siebie par.
— Co robisz po tym całym teatrzyku? Może gdzieś wyskoczymy. Weźmiesz ze sobą kumpli — Wskazała głową na dwójkę, na którą wcześniej wpadła Brenda.
Jak na duszę towarzystwa Em była średnio zorientowana jeśli chodziło o to, jacy ludzie chodzili do jakiej klasy. Trzymała się swoich małych grupek, czasami komuś pomogła. To tyle. Ostatnio wypadła ze śmietanki towarzyskiej.
Myślisz, że to będzie zwykły wypad?
A co niby innego? Jesteśmy przyjaciółkami. To wszystko.
Co rok prorok - Riverdale prześcigało się w pomysłach na wprowadzenie do gmachu większego przepychu niż do tej pory, więc widząc tę kakofonię jedynie zmarszczył brwi. Nie było co prawda tak źle, i owszem, docenił parkiet.
Szybko wyłapał wzrokiem nowych, nie poświęcając większej uwagi grupce nerdów, skupił się raczej na co bardziej wyględnych egzemplarzach; tu i ówdzie zawiesił oko. Z przewieszoną przez ramię grafitową marynarką przemaszerował nawą, bo właśnie wyhaczył osobę, za którą wykręcał głowę; Flannery. Metr piędziesiąt słodyczy do porzygu, zdolne do skręcenia ci karku za byle głupotę (zakładając, że przy tym wzroście dosięgnie ci chociaż do łopatek, ale póki stoi na wysokości zadania, wszystko się zgadza).
— Zamierzasz się tym objadać? Niezła kiecka. Tylko się nie pochylaj, bo szkolna drużyna sportowa się rozochoci — wymruczał mu tuż nad uchem, co trzeba przyznać, było wyczynem nie lada. W końcu przy jego wzroście trzeba się było naprawdę nisko pochylić.
Rozejrzał się po stole w poszukiwaniu czegoś, co nie byłoby nafaszerowane cukrem i w miarę nieskomplikowane w składzie. Szklanka wody, cokolwiek.
— Nie zgadniesz kto w tym roku ściągną do Kanady. Podpowiem ci, że to frajer, i na dodatek trefnie ze mną spokrewniony. W linii prostej — Misery wyraźnie nie był zachwycony tym newsem, aczkolwiek zanim jeszcze tu przyszedł zdecydował solennie, że nic nie zepsuje mu dzisiaj humoru. Zamierzał pokręcić się chwilę, zobaczyć parę osób po wakacjach i może zwinąć się później do Rosemary's Nest, gdzie przynajmniej do czerwca tego roku serwowali najlepsze cytrynowe milkszejki.
Przyjrzał się przelotnie Chrisowi, zastanawiając się czy młody czasem nie skrócił włosów. Fakt faktem, nie widział go jedynie półtora tygodnia, no ale przy jego inwencji twórczej nic nie jest oczywiste. Humorki miewał, nie przymierzając, jak panna przy okresie.
Szybko wyłapał wzrokiem nowych, nie poświęcając większej uwagi grupce nerdów, skupił się raczej na co bardziej wyględnych egzemplarzach; tu i ówdzie zawiesił oko. Z przewieszoną przez ramię grafitową marynarką przemaszerował nawą, bo właśnie wyhaczył osobę, za którą wykręcał głowę; Flannery. Metr piędziesiąt słodyczy do porzygu, zdolne do skręcenia ci karku za byle głupotę (zakładając, że przy tym wzroście dosięgnie ci chociaż do łopatek, ale póki stoi na wysokości zadania, wszystko się zgadza).
— Zamierzasz się tym objadać? Niezła kiecka. Tylko się nie pochylaj, bo szkolna drużyna sportowa się rozochoci — wymruczał mu tuż nad uchem, co trzeba przyznać, było wyczynem nie lada. W końcu przy jego wzroście trzeba się było naprawdę nisko pochylić.
Rozejrzał się po stole w poszukiwaniu czegoś, co nie byłoby nafaszerowane cukrem i w miarę nieskomplikowane w składzie. Szklanka wody, cokolwiek.
— Nie zgadniesz kto w tym roku ściągną do Kanady. Podpowiem ci, że to frajer, i na dodatek trefnie ze mną spokrewniony. W linii prostej — Misery wyraźnie nie był zachwycony tym newsem, aczkolwiek zanim jeszcze tu przyszedł zdecydował solennie, że nic nie zepsuje mu dzisiaj humoru. Zamierzał pokręcić się chwilę, zobaczyć parę osób po wakacjach i może zwinąć się później do Rosemary's Nest, gdzie przynajmniej do czerwca tego roku serwowali najlepsze cytrynowe milkszejki.
Przyjrzał się przelotnie Chrisowi, zastanawiając się czy młody czasem nie skrócił włosów. Fakt faktem, nie widział go jedynie półtora tygodnia, no ale przy jego inwencji twórczej nic nie jest oczywiste. Humorki miewał, nie przymierzając, jak panna przy okresie.
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 9:33 pm
Pon Wrz 19, 2016 9:33 pm
Kiwnęła głową ze zrozumieniem na jej słowa, ponieważ brzmiały prawie jak opis jej tegorocznych wakacji. Głównie imprezy, poznawanie ludzi, mieszanie się w kłopoty. Cała ona, jeśli chodzi o życie poza szkołą.
- U mnie podobnie, ale nie ma na co narzekać. W końcu od tego są wakacje, trzeba się wyszaleć. - przyznała z rozbawionym uśmiechem na ustach, zaraz wyciągając rękę w kierunku Emily i poprawiając kołnierz jej koszuli. Ot, dziwna potrzeba dotyku.
W sumie czasem myślała, że zerwanie niczego między nimi nie zmieniło. Wciąż mogłaby bez wahania ją pocałować albo zgarnąć do siebie na noc. Na pewno nie czułaby potem żadnych wyrzutów sumienia. Przecież to tylko czyste przyjemności, no nie? Jednakże nie mogła być aż tak samolubna i musiała zwracać uwagę na to czy główna zainteresowana ma również chęć na takie możliwości.
- Ym.. heh. Tak się złożyło, że wyciągam Alana i bliźniaków na jedzenie. Dołączysz? Stawiam. Zawsze to jakieś żeńskie wsparcie. - zaproponowała, a potem zerknęła kątem oka na chłopców, z którymi wcześniej się zderzyła. - I tak na marginesie, nie znam ich. - dodała chwilę później, ściszając odrobinę ton i zmniejszając między nimi odległość. Nie chciała, żeby ci dwaj ją słyszeli, ot co.
- Jeżeli chcesz, możemy pod wieczór coś ogarnąć. W sensie, że tylko my dwie. - mogło zabrzmieć dwuznacznie? Owszem. Ale Brenda nie wyglądała na taką, która jakoś specjalnie się tym przejęła. Była raczej spokojna i podchodziła do tematu, jakby opisywała dzisiejszą pogodę. Typowe.
Może jednak miała jakieś nadzieje na coś więcej?
Przesadzasz, Bren.
- U mnie podobnie, ale nie ma na co narzekać. W końcu od tego są wakacje, trzeba się wyszaleć. - przyznała z rozbawionym uśmiechem na ustach, zaraz wyciągając rękę w kierunku Emily i poprawiając kołnierz jej koszuli. Ot, dziwna potrzeba dotyku.
W sumie czasem myślała, że zerwanie niczego między nimi nie zmieniło. Wciąż mogłaby bez wahania ją pocałować albo zgarnąć do siebie na noc. Na pewno nie czułaby potem żadnych wyrzutów sumienia. Przecież to tylko czyste przyjemności, no nie? Jednakże nie mogła być aż tak samolubna i musiała zwracać uwagę na to czy główna zainteresowana ma również chęć na takie możliwości.
- Ym.. heh. Tak się złożyło, że wyciągam Alana i bliźniaków na jedzenie. Dołączysz? Stawiam. Zawsze to jakieś żeńskie wsparcie. - zaproponowała, a potem zerknęła kątem oka na chłopców, z którymi wcześniej się zderzyła. - I tak na marginesie, nie znam ich. - dodała chwilę później, ściszając odrobinę ton i zmniejszając między nimi odległość. Nie chciała, żeby ci dwaj ją słyszeli, ot co.
- Jeżeli chcesz, możemy pod wieczór coś ogarnąć. W sensie, że tylko my dwie. - mogło zabrzmieć dwuznacznie? Owszem. Ale Brenda nie wyglądała na taką, która jakoś specjalnie się tym przejęła. Była raczej spokojna i podchodziła do tematu, jakby opisywała dzisiejszą pogodę. Typowe.
Może jednak miała jakieś nadzieje na coś więcej?
Przesadzasz, Bren.
Czy istniało na tym świecie coś co przyprawiało o przyjemniejsze ciarki na ciele niż słodkie, rozpływające się w ustach makaroniki z czekoladowym ganache? Oj tak, ale nie coś, tylko ktoś. Wystarczył ten jakże mu znany głos tuż przy uchu, aby Chrisowi serduszko mocniej zabiło, a pałaszowane ciastko stanęło w gardle. Chłopaczek zakaszlał, zanim odwrócił się w stronę znajomego i z promiennym, uroczym uśmiechem rzucił mu się na szyję.
- Misery~!
Pachnący truskawkami blondynek zawisnął na o wiele wyższym koledze niczym mały miś koala. Nie przejmując się uszczypliwościami, obejrzał się niewinnie na sięgającą kolan sukienkę, którą własnoręcznie uszył specjalnie na tę okazję.
- Czy to znaczy, że ci się podoba? - zapytał wracając spojrzeniem do Blackwooda. Poznali się już jakiś czas temu i widywali w wakacje, ale nigdy nie było okazji by spędzili ze sobą więcej czasu. Dla Chris tyle jednak spokojnie wystarczało by zdążyć się zakochać po uszy. Nic więc dziwnego, że tym bardziej zależało mu na zdaniu Misery.
Puściwszy go, Flannery zgrabnie wylądował na ziemi i nie odrywając lekko rozmarzonego wzroku z aktualnego obiektu westchnień, wymacał ze stołu kolejną garść francuskich przysmaków. Coś co większość ludzi jadła na jeden kęs, szesnastolatkowi zajmowało co najmniej trzy.
- Frajer i spokrewniony, hmm? Wiesz, jeśli łączą was więzy krwi to baaardzo chętnie go poznam~
Młody wyszczerzył się niczym mały chochlik. Zaskakujące jak filuterne potrafiło być to na pozór niewinne cudo.
- Misery~!
Pachnący truskawkami blondynek zawisnął na o wiele wyższym koledze niczym mały miś koala. Nie przejmując się uszczypliwościami, obejrzał się niewinnie na sięgającą kolan sukienkę, którą własnoręcznie uszył specjalnie na tę okazję.
- Czy to znaczy, że ci się podoba? - zapytał wracając spojrzeniem do Blackwooda. Poznali się już jakiś czas temu i widywali w wakacje, ale nigdy nie było okazji by spędzili ze sobą więcej czasu. Dla Chris tyle jednak spokojnie wystarczało by zdążyć się zakochać po uszy. Nic więc dziwnego, że tym bardziej zależało mu na zdaniu Misery.
Puściwszy go, Flannery zgrabnie wylądował na ziemi i nie odrywając lekko rozmarzonego wzroku z aktualnego obiektu westchnień, wymacał ze stołu kolejną garść francuskich przysmaków. Coś co większość ludzi jadła na jeden kęs, szesnastolatkowi zajmowało co najmniej trzy.
- Frajer i spokrewniony, hmm? Wiesz, jeśli łączą was więzy krwi to baaardzo chętnie go poznam~
Młody wyszczerzył się niczym mały chochlik. Zaskakujące jak filuterne potrafiło być to na pozór niewinne cudo.
Cierpliwie czekał, aż blondyn skończy się kleić i pozwoli mu się wreszcie wyprostować. Nie miał nic przeciwko, był sympatyczny dla oka i potrafił zabłysnąć nietuzinkowym poczuciem humoru, więc Misery uznał go już za stały element krajobrazu.
— Jasne. — Wzruszył ramionami, rzucając tylko krótkie spojrzenie w kierunku kusej spódnicy. Zdawał się szukać kogoś spojrzeniem, ale koniec końców, jakoś się nie dopatrzył. Sala była pełna po brzegi, więc może owy ktoś po prostu wtopił się w tłum, albo zwyczajnie nie raczył ruszyć tyłka na rozpoczęcie roku.
"Co się odwlecze, zaowocuje radosnym wpierdolem w niedalekiej przyszłości", przeszło mu przez myśl, na co uśmiechnął się do siebie blado. Z pewnością będzie jeszcze okazja, by uprzykrzyć pewnej osobie życie, ale to wszystko w swoim czasie, we właściwym miejscu i tak dalej.
Skrzywił się krótko, jakby ktoś nadepnął mu na stopę. o tak, oczywiście, że Chris będzie drążył temat. Jego instant crushy były powszechnie znane ze swojej krótkiej daty przydatności.
— Czemu mnie to nie dziwi? Ale czekaj, musiałem ci wspominać, że mam brata, right? — Właściwie, to nie był do końca pewny. Możliwe, że uznał coś tak nieistotnego za niewarte splunięcia, więc mogła to być jakiegoś rodzaju nowość.
Dla pewności spojrzał na Chrisa z ukosa, próbując rozczytać coś z jego twarzy. Oh, znał ten wzrok. Albo księżniczka zauważyła zgubiony przez kogoś portfel, albo puściła wodze fantazji na tory, o których Misery wolałby nie wiedzieć. Zwilżył wargi końcem języka, w końcu nie byłby sobą, gdyby go trochę nie podpuścił.
— Bliźniak. Taki sam jak ja. Tylko mniej zabawny, mniej czarujący, mniej cool, i w ogóle mniej. Wszędzie mniej — nakreślił żartobliwie, pozwalając sobie na bezczelny uśmiech ze swojego całkiem szerokiego repertuaru. Tak między prawdą a bukoliką, to nie miał bladego pojęcia na jakim świecie i czym żyje w tym momencie Mercy, ale że jeszcze dychał, pewność miał niezbitą. Szczerze? Zżerała go ciekawość, ale za cholerę by się nie przyznał.
— Jasne. — Wzruszył ramionami, rzucając tylko krótkie spojrzenie w kierunku kusej spódnicy. Zdawał się szukać kogoś spojrzeniem, ale koniec końców, jakoś się nie dopatrzył. Sala była pełna po brzegi, więc może owy ktoś po prostu wtopił się w tłum, albo zwyczajnie nie raczył ruszyć tyłka na rozpoczęcie roku.
"Co się odwlecze, zaowocuje radosnym wpierdolem w niedalekiej przyszłości", przeszło mu przez myśl, na co uśmiechnął się do siebie blado. Z pewnością będzie jeszcze okazja, by uprzykrzyć pewnej osobie życie, ale to wszystko w swoim czasie, we właściwym miejscu i tak dalej.
Skrzywił się krótko, jakby ktoś nadepnął mu na stopę. o tak, oczywiście, że Chris będzie drążył temat. Jego instant crushy były powszechnie znane ze swojej krótkiej daty przydatności.
— Czemu mnie to nie dziwi? Ale czekaj, musiałem ci wspominać, że mam brata, right? — Właściwie, to nie był do końca pewny. Możliwe, że uznał coś tak nieistotnego za niewarte splunięcia, więc mogła to być jakiegoś rodzaju nowość.
Dla pewności spojrzał na Chrisa z ukosa, próbując rozczytać coś z jego twarzy. Oh, znał ten wzrok. Albo księżniczka zauważyła zgubiony przez kogoś portfel, albo puściła wodze fantazji na tory, o których Misery wolałby nie wiedzieć. Zwilżył wargi końcem języka, w końcu nie byłby sobą, gdyby go trochę nie podpuścił.
— Bliźniak. Taki sam jak ja. Tylko mniej zabawny, mniej czarujący, mniej cool, i w ogóle mniej. Wszędzie mniej — nakreślił żartobliwie, pozwalając sobie na bezczelny uśmiech ze swojego całkiem szerokiego repertuaru. Tak między prawdą a bukoliką, to nie miał bladego pojęcia na jakim świecie i czym żyje w tym momencie Mercy, ale że jeszcze dychał, pewność miał niezbitą. Szczerze? Zżerała go ciekawość, ale za cholerę by się nie przyznał.
Natalie postanowiła się zjawić na rozpoczęciu. Wyglądała typowo. Miała rozpuszczone i pofalowane włosy, białą koszulę i grafitową spódniczkę. Na nogach miała zakolanówki zakończone kocimi łebkami oraz czarne lakierki. Usta miała pomalowane malinowym błyszczykiem. Oczy były podkreślone przez ciemnofioletową kreskę, która kierowała się ku górze.
Wcześniej tkwiła gdzieś pod ścianą, więc zdążyła wysłuchać mowy dyrektora. Było jej to wszystko bez różnicy, tak czy tak by zrobiła wszystko co szkoła nakazywała. Nie chciała wylecieć przez niesubordynację.
Musiałabyś wrócić do Stanów.
No więc właśnie. Stawka była wysoka. Zbyt wysoka, biorąc pod uwagę to, że już znalazła kumpla. Jace… gdzieś jej się ostatnio przewinął. Dlatego zaczęła go szukać.
Stanęła jak wryta. Pierwszy raz widziała go w garniaku. Pasował mu, to prawda. Może nie tak jak rurki i czapka, z którą nigdy się nie rozstawał, ale nadal wyglądał dobrze. Wypuściła ze świstem powietrze i podeszła do Jace'a oraz jego kumpla.
— Ej, Jace! — krzyknęła, aby zwrócił na nią uwagę. Nie spodziewała się, że wzrok innych również na nią powędruje. Jak na tak słodką istotkę, to miała całkiem donośny krzyk — Pozostawcie sobie na później te szarpaniny. Przywitaj swojego ziomka. I zapoznaj go ze swoim drugim ziomkiem — Posłała im dwoje uroczy uśmiech i spojrzał na nich, a raczej na Dina, trochę przerażona — Poszukasz ze mną wychowawcy, Jace? Chcę mieć już za sobą odbieranie tych plakietek. A jeszcze mnie stratują.
Wygięła usta w podkówkę.
Trochę go wykorzystujesz.
Po prostu go potrzebuję. Chyba nie ma mi tego za złe.
Patrzyła na niego, a na jej twarzy gościł nieśmiały uśmiech.
Wcześniej tkwiła gdzieś pod ścianą, więc zdążyła wysłuchać mowy dyrektora. Było jej to wszystko bez różnicy, tak czy tak by zrobiła wszystko co szkoła nakazywała. Nie chciała wylecieć przez niesubordynację.
Musiałabyś wrócić do Stanów.
No więc właśnie. Stawka była wysoka. Zbyt wysoka, biorąc pod uwagę to, że już znalazła kumpla. Jace… gdzieś jej się ostatnio przewinął. Dlatego zaczęła go szukać.
Stanęła jak wryta. Pierwszy raz widziała go w garniaku. Pasował mu, to prawda. Może nie tak jak rurki i czapka, z którą nigdy się nie rozstawał, ale nadal wyglądał dobrze. Wypuściła ze świstem powietrze i podeszła do Jace'a oraz jego kumpla.
— Ej, Jace! — krzyknęła, aby zwrócił na nią uwagę. Nie spodziewała się, że wzrok innych również na nią powędruje. Jak na tak słodką istotkę, to miała całkiem donośny krzyk — Pozostawcie sobie na później te szarpaniny. Przywitaj swojego ziomka. I zapoznaj go ze swoim drugim ziomkiem — Posłała im dwoje uroczy uśmiech i spojrzał na nich, a raczej na Dina, trochę przerażona — Poszukasz ze mną wychowawcy, Jace? Chcę mieć już za sobą odbieranie tych plakietek. A jeszcze mnie stratują.
Wygięła usta w podkówkę.
Trochę go wykorzystujesz.
Po prostu go potrzebuję. Chyba nie ma mi tego za złe.
Patrzyła na niego, a na jej twarzy gościł nieśmiały uśmiech.
Tulenie się do jednego takiego ciacha było czystą przyjemnością, ale jeśli na horyzoncie czekało kolejne, podobne...
- Czekaj, "brata"?
To jedno słowo kupiło zainteresowanie Chris na dobre, a kiedy do opisu doszło słowo "bliźniak", jasne oczy chłopaczka aż zalśniły.
Bliźniaki, och... oooch... zupełnie jak w mangach! Jeden za dnia, a drugi w nocy... och, albo obaj na raz! Tacy sami, a jednak różni... Jeśli Misery uważa go za frajera to tamten jest pewnie "tym dobrym"!
W porę zasłonił usta by stłumić pisk zachwytu. Może i Flannery umiał aktorzyć, ale na takie wieści nie mógł być przygotowany i już w tym dokładnie momencie postawił sobie za punkt honoru zaprzyjaźnić się z obojgiem ślicznych panów.
Przystojni i bogaci... lepiej być nie mogło!
- To gdzie on jest? - zapytał blondynek, rozglądając się dookoła z lekkim rumieńcem.
- Zostanie tu na stałe? Będzie chodził do Riverdale? Och, powiedz, będziecie razem w pokoju??
Tajemniczy krewny nie musiał się nawet pokazać na oczy, aby zepchnąć Mizerię w cień. Cóż, plotki w tym wypadku były mało przesadzone - Chris bardzo szybko oddawał swoje małe, słodkie serduszko na prawo i lewo. A ponieważ miał tylko jeden taki organ, wpierw zabierał je tym, którzy przestali już robić wrażenie.
- Czekaj, "brata"?
To jedno słowo kupiło zainteresowanie Chris na dobre, a kiedy do opisu doszło słowo "bliźniak", jasne oczy chłopaczka aż zalśniły.
Bliźniaki, och... oooch... zupełnie jak w mangach! Jeden za dnia, a drugi w nocy... och, albo obaj na raz! Tacy sami, a jednak różni... Jeśli Misery uważa go za frajera to tamten jest pewnie "tym dobrym"!
W porę zasłonił usta by stłumić pisk zachwytu. Może i Flannery umiał aktorzyć, ale na takie wieści nie mógł być przygotowany i już w tym dokładnie momencie postawił sobie za punkt honoru zaprzyjaźnić się z obojgiem ślicznych panów.
Przystojni i bogaci... lepiej być nie mogło!
- To gdzie on jest? - zapytał blondynek, rozglądając się dookoła z lekkim rumieńcem.
- Zostanie tu na stałe? Będzie chodził do Riverdale? Och, powiedz, będziecie razem w pokoju??
Tajemniczy krewny nie musiał się nawet pokazać na oczy, aby zepchnąć Mizerię w cień. Cóż, plotki w tym wypadku były mało przesadzone - Chris bardzo szybko oddawał swoje małe, słodkie serduszko na prawo i lewo. A ponieważ miał tylko jeden taki organ, wpierw zabierał je tym, którzy przestali już robić wrażenie.
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pon Wrz 19, 2016 10:36 pm
Pon Wrz 19, 2016 10:36 pm
Czując klepnięcie na ramieniu, obejrzał się za siebie przez ramię i bynajmniej nie był zaskoczony tym, kogo ujrzał zaraz obok. Riley był jedną z nielicznych osób, które zdobywały się na tak odważne gesty w jego obecności, Ryan z kolei już po jakimś czasie zaczął traktować je jak codzienność.
― Jeśli się chwilę zastanowisz, przypomnisz sobie, że to tylko i wyłącznie dzięki tobie ― odparł sucho, ledwo ocierając się palcami o jego rękę, którą chciał odsunąć od swojego barku. Winchester zabrał ją jednak chwilę wcześniej, jakby spodziewał się nadciągającego zagrożenia. ― Możemy uznać, że bierzesz odpowiedzialność za moje spóźnienia, gdy akurat mam do załatwienia coś innego ― dodał, pośrednio przekazując mu, że nie spóźnił się bez konkretnego powodu. O tym, że to papieros przyczynił się do kilki minut tego spóźnienia Starr nie musiał już wiedzieć.
Poprawił podwinięty rękaw i mimowolnie rozejrzał się po sali, jakby próbował wychwycić Chestera, chociaż nie interesowało go, czy w ogóle znajdował się na sali. Nie dało się jednak ukryć, że Heachthinghearn rzucał się w oczy na tyle, by bez problemu wychwycić go w kolejce po emblematy, jeśli w ogóle planował się tam skierować.
„Załóż odznakę.”
― Zmuś mnie. ― Prawie stęskniłem się za tym matkowaniem. Gdy na nowo przenosił wzrok na Thatchera, zdawało się, że w jego oczach pojawił się wyzywający błysk. ― Dzisiaj. Nie zdążyłem się jeszcze rozpakować. I nie widziałem Chestera. Zawsze możesz do niego napisać. Zakładam, że nie przegapiłby okazji, by się tu pokazać. ― W końcu nie mogli zapomnieć, jakim to przykładnym i wyróżnionym w zeszłym roku uczniem był ich znajomy kaleka.
― Jeśli się chwilę zastanowisz, przypomnisz sobie, że to tylko i wyłącznie dzięki tobie ― odparł sucho, ledwo ocierając się palcami o jego rękę, którą chciał odsunąć od swojego barku. Winchester zabrał ją jednak chwilę wcześniej, jakby spodziewał się nadciągającego zagrożenia. ― Możemy uznać, że bierzesz odpowiedzialność za moje spóźnienia, gdy akurat mam do załatwienia coś innego ― dodał, pośrednio przekazując mu, że nie spóźnił się bez konkretnego powodu. O tym, że to papieros przyczynił się do kilki minut tego spóźnienia Starr nie musiał już wiedzieć.
Poprawił podwinięty rękaw i mimowolnie rozejrzał się po sali, jakby próbował wychwycić Chestera, chociaż nie interesowało go, czy w ogóle znajdował się na sali. Nie dało się jednak ukryć, że Heachthinghearn rzucał się w oczy na tyle, by bez problemu wychwycić go w kolejce po emblematy, jeśli w ogóle planował się tam skierować.
„Załóż odznakę.”
― Zmuś mnie. ― Prawie stęskniłem się za tym matkowaniem. Gdy na nowo przenosił wzrok na Thatchera, zdawało się, że w jego oczach pojawił się wyzywający błysk. ― Dzisiaj. Nie zdążyłem się jeszcze rozpakować. I nie widziałem Chestera. Zawsze możesz do niego napisać. Zakładam, że nie przegapiłby okazji, by się tu pokazać. ― W końcu nie mogli zapomnieć, jakim to przykładnym i wyróżnionym w zeszłym roku uczniem był ich znajomy kaleka.
Zupełnie nie zwracał uwagi na to, co działo się wokół niego. Nie interesowali go przechodzący ludzie ani przemówienie dyrektora. Na jedzenie też nawet nie spojrzał, choć ciotka chętnie się nim poczęstowała, a coś tam nawet podetknęła mu pod nos, żeby wreszcie zjadł, bo w domu tylko grzebał w śniadaniu zamiast zjeść je jak człowiek. Po dłuższym wykładzie nawet dał się przekonać, go skonsumowania... czegoś. Nawet nie odnotował, co to było.
Z letargu wybudziły go kolejne słowa ciotki.
- No co tak stoisz? Dyrektor powiedział, że macie iść po odznaki. No już, ruszaj. I nie zapominaj jej nosić! Nie chcę mieć przez ciebie kolejnych problemów. - Nie była zadowolona z zachowania siostrzeńca, a ostatnie zdanie wręcz syknęła.
Tak czy inaczej, Lunatyk wreszcie ruszył się z miejsca i powoli podreptał we wskazaną przez kobietę stronę. Na tym krótkim odcinku zdołał jakimś cudem wpaść na trzy inne osoby, ale wreszcie dopchał się do wychowawcy i odebrał mały przedmiot. Mała błyskotka zaciekawiła go do tego stopnia, że nie patrząc, gdzie idzie, w końcu do kogoś naprawdę dobił. A padło na... Chestera.
- Przepraszam... strasznie przepraszam - zaczął dukać, próbując się wybronić z sytuacji.
Z letargu wybudziły go kolejne słowa ciotki.
- No co tak stoisz? Dyrektor powiedział, że macie iść po odznaki. No już, ruszaj. I nie zapominaj jej nosić! Nie chcę mieć przez ciebie kolejnych problemów. - Nie była zadowolona z zachowania siostrzeńca, a ostatnie zdanie wręcz syknęła.
Tak czy inaczej, Lunatyk wreszcie ruszył się z miejsca i powoli podreptał we wskazaną przez kobietę stronę. Na tym krótkim odcinku zdołał jakimś cudem wpaść na trzy inne osoby, ale wreszcie dopchał się do wychowawcy i odebrał mały przedmiot. Mała błyskotka zaciekawiła go do tego stopnia, że nie patrząc, gdzie idzie, w końcu do kogoś naprawdę dobił. A padło na... Chestera.
- Przepraszam... strasznie przepraszam - zaczął dukać, próbując się wybronić z sytuacji.
No i rybka łyknęła haczyk. To było prostsze niż myślał, a skuteczne jak diabli. Zadowolony z efektu postanowił podkręcić nieco atmosferę.
— Hell, nope. Nie mieszkam w kawalerce, ma swój pokój i niech tak zostanie — przyhamował go szybko, bo mimo wszystko sam pomysł wydał mu się totalnie absurdalny i odstrzelony. Nigdy nie dzielił z nim sypialni i szlag, cała przyjemność, po jego trupie. Wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał gdzieś sms-a, po czym i tak nie mając nic lepszego do roboty, sięgnął po tę słodką zarazę, którą opychał się Chris.
— Ale mogę ci zdradzić, że pan Perfekcyjny wybiera się w przyszłym roku na studia medyczne. Zostanie w Riverdale na ten rok, jest... well, z tego co mi wiadomo do wzięcia. I wiesz co? — oparł się o ramię blondyna, co było nieco karkołomną sztuczką. Mimo to uśmiechnął się szeroko, i przychylił ku niemu głowę. To było aż nazbyt oczywiste, że puenta będzie bolesna, w końcu czego innego można by się było spodziewać po Miserym?
Miał pojęcie, że młodszy przebiera z niecierpliwości nogami, prawdopodobnie układa już plan wesela i wybiera imiona dla teoretycznych dzieci. Blackwood nie robił tego z jakichś osobistych pobudek, w końcu bądź co bądź, lubił dzieciaka. Rzecz rozbijała się o to, że raz na jakiś czas jego bezinteresowna złośliwość musiała znaleźć ujście.
— ...jest hetero.
Mężczyzna roześmiał się niemal bezgłośnie; nie było to do końca kłamstwo, na dobrą sprawę nie wiedział nawet czy jego brat ma w ogóle jakiekolwiek preferencje i ku komu się skłania.
— Hell, nope. Nie mieszkam w kawalerce, ma swój pokój i niech tak zostanie — przyhamował go szybko, bo mimo wszystko sam pomysł wydał mu się totalnie absurdalny i odstrzelony. Nigdy nie dzielił z nim sypialni i szlag, cała przyjemność, po jego trupie. Wyciągnął telefon z kieszeni i wystukał gdzieś sms-a, po czym i tak nie mając nic lepszego do roboty, sięgnął po tę słodką zarazę, którą opychał się Chris.
— Ale mogę ci zdradzić, że pan Perfekcyjny wybiera się w przyszłym roku na studia medyczne. Zostanie w Riverdale na ten rok, jest... well, z tego co mi wiadomo do wzięcia. I wiesz co? — oparł się o ramię blondyna, co było nieco karkołomną sztuczką. Mimo to uśmiechnął się szeroko, i przychylił ku niemu głowę. To było aż nazbyt oczywiste, że puenta będzie bolesna, w końcu czego innego można by się było spodziewać po Miserym?
Miał pojęcie, że młodszy przebiera z niecierpliwości nogami, prawdopodobnie układa już plan wesela i wybiera imiona dla teoretycznych dzieci. Blackwood nie robił tego z jakichś osobistych pobudek, w końcu bądź co bądź, lubił dzieciaka. Rzecz rozbijała się o to, że raz na jakiś czas jego bezinteresowna złośliwość musiała znaleźć ujście.
— ...jest hetero.
Mężczyzna roześmiał się niemal bezgłośnie; nie było to do końca kłamstwo, na dobrą sprawę nie wiedział nawet czy jego brat ma w ogóle jakiekolwiek preferencje i ku komu się skłania.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach