▲▼
Wpatrywał się wyraźnie zawiedziony w ślepia Paige'a.
― Co się stało z podejściem 'zaufanie w związku to podstawa'? Nie przykładasz się ― rzucił wzdychając ciężko, choć nie zamierzał spędzać długich minut (czy też godzin, bo kto wie jak uparty potrafił być blondyn), by przekonywać go o własnej szczerości.
Zwłaszcza, że sam nie był do końca pewien czy faktycznie był z nim szczery. Raczej nie przypominał sobie karmienia go jakimś wyjątkowo karygodnym kłamstwem, ale z drugiej strony ciężko było zachować rachubę. Lepiej zostawić to w takim stanie jak teraz, zdecydowanie.
Warto zauważyć, że gdy tylko Brenda zniknęła z zasięgu wzroku chłopaków, obaj powrócili do wcześniejszego wizerunku, bez najmniejszego problemu.
― Cieszę się, że doceniasz zatem obecność Saturna. Też się cieszysz, prawda Sat-Sat? ― wyszczerzył się do bliźniaka, uparcie udając że nie widzi jego beznamiętnego spojrzenia.
― Bardzo. Lepiej mnie mocno trzymaj, bo jak będę dalej tak skakał z radości to na kogoś wpadnę. ― o mój boże, czy on właśnie użył sarkazmu? Wzruszenie pierwszego stopnia, dzieci tak szybko się uczą! Zaśmiał się na głos, kręcąc głową na boki. Gdy już poprawił emblemat Alana, pokiwał głową z zadowoleniem.
― Bleh, a w życiu. Wystarczy, że wsmarowują mi tonę tego dziado-... żelu podczas bankietów. Nie sprawię innym takiego samego cierpienia bez powodu ― odpowiedział, kładąc rękę na policzku Paige'a. Przesunął po nim pobieżnie opuszkami palców, zaraz odsuwając się na odpowiednią odległość, gdy zobaczył wzrok Saturna.
― Jestem grzeczny, okej?
― Cieszy mnie to, bo zaraz twoja kolej.
― Wiem, wiem ― całkowicie neutralny głos nie miał w sobie ani nazbyt dużego entuzjazmu, ani też nie pozostał całkowicie beznamiętny. Zamiast tego zastąpił go wyraźnym skupieniem, zupełnie jakby właśnie powtarzał sobie mowę w głowie.
― Więc ognisko. Świetnie. Zaraz zaproszę kilku znajomych ― rzucił klepiąc Alana po klatce piersiowej i skinął głową, znikając pomiędzy ludźmi, nie dając mu czasu na reakcję. Saturn pozostał u boku blondyna, nawet stając obok niego, co było dość niesamowitym widokiem. Aspołeczny Black w czyimś towarzystwie? Kto by pomyślał.
Mercury wyminął dyrektora, kłaniając mu się nieznacznie na powitanie, nim w końcu zajął miejsce za mównicą. Odchrząknął cicho poprawiając włosy, by zwrócić na siebie uwagę uczniów, a jego usta wykrzywił szarmancki uśmiech.
― Wiem, że większość z was zapewne chciałaby już udać się w swoją stronę, lecz proszę byście poświęcili mi jeszcze chwilę uwagi. Nazywam się Mercury Black, klasa 3-A i pełnię rolę Przewodniczącego Samorządu, w związku z czym chcę podzielić się z wami kilkoma informacjami organizacyjnymi. ― uśmiech zniknął z jego ust, gdy chłopak uporządkował sobie całą kolejność raz jeszcze w głowie. Powtarzał to kilka razy, ponadto nigdy nie miał większych problemów z wystąpieniami publicznymi, nie należało się zatem dziwić, że na jego twarzy nie było nawet śladu poddenerwowania.
― Wraz z dzisiejszym dniem ruszają zapisy do klubów i kół zainteresowań. Szczególną popularnością w zeszłym roku cieszyły się klub koszykarski, którego kapitanem jest Blythe Hamalainen, cheerleaderki pod czujnym okiem Yony Bentley, fotograficzny, którym zarządzam ja, oraz muzyczny. Tym ostatnim do zeszłego roku zajmowała się Sheridan Paige, która niestety ukończyła już szkołę, w związku z czym szukamy nowego przewodniczącego. Nasze oferty są jednak dużo szersze, dlatego zachęcamy wszystkich uczniów do sprawdzenia, jestem pewien że wszyscy znajdą coś dla siebie. Szczególnie chcemy zwrócić waszą uwagę na Klub Rysunku, który startuje w tym roku dzięki inicjatywie profesora Skywalkera i Klub Matematyczny, którym zajmuje się profesor Striker. Zapisywać możecie się, tak jak w uprzednim roku, przy tablicy ogłoszeniowej na zewnątrz. Tam również składacie swoje wnioski o założenie własnego klubu, jeśli nie znaleźliście na liście niczego dla siebie. ― odwrócił się nieznacznie w stronę nauczycieli i kiwnął głową, widząc jak jeden z nich z pomocą pilota rozwija rzutnik, na którym zaraz pojawił się plan szkoły.
― Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, dla wszystkich uczniów przygotowaliśmy wiele atrakcji i gorąco zachęcamy wszystkich do udziału w licznych konkursach. Od tych spokojniejszych dla naszych umysłowców, jak rozwiązywanie krzyżówek i sudoku, poprzez biegi krótko i długodystansowe dla sportowców, po łowienie kaczek i loterie dla tych, którzy chcą po prostu pochodzić pomiędzy stoiskami, by spędzić czas z przyjaciółmi. Wszyscy głodni znajdą mnóstwo jedzenia na stoiskach, nie musicie się zatem martwić o puste żołądki. Przy wyjściu możecie odebrać własne drobne mapki, co znacznie usprawni wasze poruszanie się po terenie Riverdale. Ponadto pod wieczór, dzięki uprzejmości mojego ojca, w parku odbędzie się ognisko dla wszystkich uczniów. Zarówno wstęp, jak i wszelkie posiłki będą całkowicie bezpłatne, mamy więc nadzieję, że dołączycie do nas, by wspólnie się bawić przed przystąpieniem do ciężkiego roku nauki. Pomysłodawcą jest Alan Paige, któremu również serdecznie dziękujemy ― chwila przerwy, by dać im czas na przedyskutowanie ogłoszeń. Przesunął powoli wzrokiem po sali, nim ponownie wykrzywił usta w nieznacznym uśmiechu.
― Ostatnie ogłoszenie. W tym roku do naszej szkoły dołączy trzech uczniów z wymiany. W związku z tym, spośród najlepszych uczniów wybierzemy trzy osoby, które wyznaczymy na ich opiekunów. Zadaniem opiekuna jest pomoc naszym zagranicznym kolegom w poznaniu kultury Kanady, zaaklimatyzowaniu się w Vancouver i Riverdale. Nie wszyscy z nich znają perfekcyjnie angielski, dlatego liczymy w szczególności na tych, którzy są wyjątkowo obeznani językowo. Jeśli ktokolwiek jest chętny, by zgłosić się dobrowolnie, może zgłosić się do dyrektora Cadogana. Dziękuję za uwagę ― odstąpił od mównicy i zszedł po schodkach, przechodząc pomiędzy uczniami, by powrócić na swoje poprzednie miejsce.
// Wszelkie konkursy pojawią się dziś około godziny 19-20 i będą otwarte równo przez dwa tygodnie (23.09 - 07.10). 1 października utworzony zostanie temat z ogniskiem, które potrwa realny tydzień (01.10 - 07.10). Wraz z 8 października oficjalnie ruszą zapisy na lekcje i rozpocznie się rok szkolny.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am
First topic message reminder :
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Czw Wrz 22, 2016 7:49 pm
Czw Wrz 22, 2016 7:49 pm
No ładnie. Chciał wejść do sali po cichu, tymczasem wyszło jak zawsze. Zewsząd docierały do niego przeróżne okrzyki, koniec końców zmuszając go do zwolnienia.
"Nie pędź tak, Hamalainen, bo piłkę zgubisz"
"Nie biegaj, Hamalainen!"
- Tak jest, panie prefekt! - odpowiedział jeszcze, energicznie salutując.
Hamalala nalalala.
Hakuna matata.
Mimowolnie zaczął nucić pod nosem wcześniej wspomnianą piosenkę, nadając jej nieco bardziej surferskich rytmów, które z nieznanego nikomu powodu, o dziwo pasowały do blondyna idealnie! Przez chwilę rozglądał się, aż w końcu jego wzrok padł na osobę, której szukał. Momentalnie ruszył w jej kierunku tarasując sobie drogę, a gdy w końcu znalazł się tuż za nią, pochylił się nad nią, zasłaniając Kamirze wzorzasty sufit.
- Cześć menadżerko. Jesteś w ogóle pełnoletnia, żeby upijać się ponczem? - zapytał szczerząc się w ten sam aż nazbyt szczęśliwy sposób co zawsze. Dopiero po chwili wycofał się na bok, oddając jej jej strefę osobistą (choć nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby ją naruszyć) i spojrzał na nią kiwając wesoło głową. Jego pojawienie się nie było takie znowuż przypadkowe.
- Powiedz mi panienko Evergreen, zastanowiłaś się poważnie nad moją propozycją? Wygląda na to, że po uroczystości ruszą zapisy do klubów i chciałbym wiedzieć czy możemy na siebie liczyć. Nie martw się, sprzątanie po treningach zawsze zrzucamy na pierwszorocznych. - wyciągnął przez siebie dłoń ukazując jej uniesiony kciuk. Don't worry, be happy, no tears, just dreams i te sprawy! - Oczywiście płacę w hot-dogach.
Ile tylko będzie chciała. Sam może niekoniecznie zaoferuje się w pomocy przy ich konsumpcji, ale popatrzeć i postawić zawsze może. Jednocześnie nie był pewien czy w ogóle przedstawił jej na czym polegałyby jej ewentualne obowiązki.
I będzie musiał się zgłosić do Raf-Rafa. Może od razu powinien ją do niego dotargać? Tak, to brzmiało jak znakomity pomysł!
"Nie pędź tak, Hamalainen, bo piłkę zgubisz"
"Nie biegaj, Hamalainen!"
- Tak jest, panie prefekt! - odpowiedział jeszcze, energicznie salutując.
Hamalala nalalala.
Hakuna matata.
Mimowolnie zaczął nucić pod nosem wcześniej wspomnianą piosenkę, nadając jej nieco bardziej surferskich rytmów, które z nieznanego nikomu powodu, o dziwo pasowały do blondyna idealnie! Przez chwilę rozglądał się, aż w końcu jego wzrok padł na osobę, której szukał. Momentalnie ruszył w jej kierunku tarasując sobie drogę, a gdy w końcu znalazł się tuż za nią, pochylił się nad nią, zasłaniając Kamirze wzorzasty sufit.
- Cześć menadżerko. Jesteś w ogóle pełnoletnia, żeby upijać się ponczem? - zapytał szczerząc się w ten sam aż nazbyt szczęśliwy sposób co zawsze. Dopiero po chwili wycofał się na bok, oddając jej jej strefę osobistą (choć nawet nie przeszło mu przez myśl, że mógłby ją naruszyć) i spojrzał na nią kiwając wesoło głową. Jego pojawienie się nie było takie znowuż przypadkowe.
- Powiedz mi panienko Evergreen, zastanowiłaś się poważnie nad moją propozycją? Wygląda na to, że po uroczystości ruszą zapisy do klubów i chciałbym wiedzieć czy możemy na siebie liczyć. Nie martw się, sprzątanie po treningach zawsze zrzucamy na pierwszorocznych. - wyciągnął przez siebie dłoń ukazując jej uniesiony kciuk. Don't worry, be happy, no tears, just dreams i te sprawy! - Oczywiście płacę w hot-dogach.
Ile tylko będzie chciała. Sam może niekoniecznie zaoferuje się w pomocy przy ich konsumpcji, ale popatrzeć i postawić zawsze może. Jednocześnie nie był pewien czy w ogóle przedstawił jej na czym polegałyby jej ewentualne obowiązki.
I będzie musiał się zgłosić do Raf-Rafa. Może od razu powinien ją do niego dotargać? Tak, to brzmiało jak znakomity pomysł!
Siedział sam przez dłuższą chwilę pogrążony we własnych myślach, kiedy poczuł delikatny powiew wiatru na swojej twarzy. Znajomy zapach perfum dotarł do jego nozdrza, a oczom ukazała się dawno nie widziana twarz.
- Elisabeth - Uśmiechnął się nikle na jej widok, zaraz wspomnieniami wracając do ich spotkania na basenie. Miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak powstrzymał się od nadmiernej radości, która w tej chwili mógłby być źle zrozumiała czy nawet odczytania. Poza tym, lepiej aby nie wracał do tamtych chwil, w których miał ją okazję widzieć trzęsącą się jak kurczak.
Bjarne wyglądał o wiele lepiej niż ostatnim razem. Zero siniaków czy oznak zmęczenia. Wręcz przeciwne, wyglądał na wyspanego i nawet bardziej pogodnego niż zwykle.
- Mówiłem, że traktuje szkołę i własną edukację bardzo poważnie. Wypadało się pojawić na rozpoczęciu kiedy zlało się zakończenie – powiedział, a wówczas kątem oka dojrzał zbliżającą się wysoką postać. Szuja powiła się dość szybko, jak na swoje możliwości.
Uśmiechnął pod nosem, odwracając głowę do źródła nowego, jak zawsze irytującego dźwięku. Nijak się pomylił kiedy Niklaus raczył się odezwać. Powinien go zakneblować czymś, aby nie gadał głupot pośród ludzi i ich kompromitował.
Blondyn prychnął pod nosem, posyłając mu wyzywające spojrzenie. Cholerna szuja.
- Piękna? Mam nadzieję, że ten żenujący tekst był do Elisabeth – odparł, nie przejmując się przytykiem. Ich relacjach opierała się jedynie na nich. Dopieprzali sobie przy każdej możliwej okazji z udziałem publiczności. Ku nieszczęściu dziewczyny, oczywiście.
- Całe szczęście, że cie nie zna, jeszcze głupotą byś ją zaraził – burknął, a potem spojrzał na Elisabeth. Zastanawiał się, jak długo dziewczyna wytrzyma w ich towarzystwie. W końcu, nie każdemu było w smak wysłuchiwanie ich wiecznego droczenia się i przepychania, gdzie pucharem była świadomość zwycięstwa. Ot, śmieszna męska gra.
Spojrzał na Nika, oceniając stan faktyczny tego tonącego Titanica. Jak na wieczne imprezy i zalaną mordę, trzymał się dzisiaj całkiem nieźle. O dziwo.
- Jak długo to ma trwać, wiesz może? – zapytał panienki, posyłając jej spokojne spojrzenie, które doskonale znała.
- Elisabeth - Uśmiechnął się nikle na jej widok, zaraz wspomnieniami wracając do ich spotkania na basenie. Miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak powstrzymał się od nadmiernej radości, która w tej chwili mógłby być źle zrozumiała czy nawet odczytania. Poza tym, lepiej aby nie wracał do tamtych chwil, w których miał ją okazję widzieć trzęsącą się jak kurczak.
Bjarne wyglądał o wiele lepiej niż ostatnim razem. Zero siniaków czy oznak zmęczenia. Wręcz przeciwne, wyglądał na wyspanego i nawet bardziej pogodnego niż zwykle.
- Mówiłem, że traktuje szkołę i własną edukację bardzo poważnie. Wypadało się pojawić na rozpoczęciu kiedy zlało się zakończenie – powiedział, a wówczas kątem oka dojrzał zbliżającą się wysoką postać. Szuja powiła się dość szybko, jak na swoje możliwości.
Uśmiechnął pod nosem, odwracając głowę do źródła nowego, jak zawsze irytującego dźwięku. Nijak się pomylił kiedy Niklaus raczył się odezwać. Powinien go zakneblować czymś, aby nie gadał głupot pośród ludzi i ich kompromitował.
Blondyn prychnął pod nosem, posyłając mu wyzywające spojrzenie. Cholerna szuja.
- Piękna? Mam nadzieję, że ten żenujący tekst był do Elisabeth – odparł, nie przejmując się przytykiem. Ich relacjach opierała się jedynie na nich. Dopieprzali sobie przy każdej możliwej okazji z udziałem publiczności. Ku nieszczęściu dziewczyny, oczywiście.
- Całe szczęście, że cie nie zna, jeszcze głupotą byś ją zaraził – burknął, a potem spojrzał na Elisabeth. Zastanawiał się, jak długo dziewczyna wytrzyma w ich towarzystwie. W końcu, nie każdemu było w smak wysłuchiwanie ich wiecznego droczenia się i przepychania, gdzie pucharem była świadomość zwycięstwa. Ot, śmieszna męska gra.
Spojrzał na Nika, oceniając stan faktyczny tego tonącego Titanica. Jak na wieczne imprezy i zalaną mordę, trzymał się dzisiaj całkiem nieźle. O dziwo.
- Jak długo to ma trwać, wiesz może? – zapytał panienki, posyłając jej spokojne spojrzenie, które doskonale znała.
Pojęcia zielonego nie miał co chodzi po głowie tej blond pchle, ale może to i lepiej. Nigdy nikomu nie wspominał - i nie miał najmniejszego zamiaru - że crossdressing był jego tajemnicą. Co prawda robił to wyjątkowo rzadko i tylko we własnym domu, gdy był pewien, że żaden z jego znajomych nie zrobi mu niezapowiedzianego wjazdu na chatę, ale jeśli już mowa o strojach frywolnych, pan B. jak najbardziej wskakiwał od czasu do czasu w sukienki (upchnięte zmyślnie na samym tyle szafy w garderobie) gdy miał taką fanaberię.
Nie było mu także wiadome, że jego brat również siedzi w tym temacie, ponieważ nie utrzymywali ze sobą kontaktu, a ostatecznie w bardzo ograniczonej formie. To Mercy był zwykle tym, który męczył go sms-ami, telefonami i innymi podobnymi, aczkolwiek Misery rzadko odpisywał czy w ogóle odbierał połączenia, wolał odciąć się zupełnie; jak widać, niestety nieskutecznie, bo pod wieczór będzie już miał tego kretyna na pełen etat w swoim otoczeniu. Cały, kurwa, rok szkolny. Żyć nie umierać.
— Muszę jeszcze odebrać emblemat, poza tym kogoś szukam — wymamrotał lakonicznie, nie rozwijając bardziej wątku poszukiwań owego kogoś. Podsycanie ciekawości Chrisa kończyło się zazwyczaj serią pytań i dochodzeniem "a z kim", "dlaczego" czy "po co".
Spojrzał na błyszczącą odznakę w rękach chłopca i koniec końców uznał, że cały ten szum i tona lamentów nad niemodnym designem były przesadzone, pizdryk wcale nie wyglądał tak źle i nawet nie rzucał się zbytnio w oczy, a przy doborze odpowiedniego outfitu możliwe, że wcale nie będzie widoczny.
— Nie łap zawiechy. Co znowu zajmuje ten rozczochrany łebek? — spytał miękko, wnioskując po nieprzytomnym uśmiechu i generalnej dezorientacji wymalowanej na twarzy blondyna. Gdziekolwiek dryfowały w tej chwili jego myśli, odbiły od portu i pożeglowały w samotny rejs.Prawdopodobnie z jego bratem na pokładzie, gwoli ścisłości.
Zasłonił ręką usta i ziewnął przeciągle, obiecując sobie solennie, że dzisiaj położy się dpać wcześniej i daruje sobie późnonocne kukanie przed laptopem. Marzenia ściętej głowy - zrealizował, że przecież wrzucili nowy sezon jego ulubionego serialu, więc już nawet nie łudził się, że zamknie oczy przed północą.
Nie było mu także wiadome, że jego brat również siedzi w tym temacie, ponieważ nie utrzymywali ze sobą kontaktu, a ostatecznie w bardzo ograniczonej formie. To Mercy był zwykle tym, który męczył go sms-ami, telefonami i innymi podobnymi, aczkolwiek Misery rzadko odpisywał czy w ogóle odbierał połączenia, wolał odciąć się zupełnie; jak widać, niestety nieskutecznie, bo pod wieczór będzie już miał tego kretyna na pełen etat w swoim otoczeniu. Cały, kurwa, rok szkolny. Żyć nie umierać.
— Muszę jeszcze odebrać emblemat, poza tym kogoś szukam — wymamrotał lakonicznie, nie rozwijając bardziej wątku poszukiwań owego kogoś. Podsycanie ciekawości Chrisa kończyło się zazwyczaj serią pytań i dochodzeniem "a z kim", "dlaczego" czy "po co".
Spojrzał na błyszczącą odznakę w rękach chłopca i koniec końców uznał, że cały ten szum i tona lamentów nad niemodnym designem były przesadzone, pizdryk wcale nie wyglądał tak źle i nawet nie rzucał się zbytnio w oczy, a przy doborze odpowiedniego outfitu możliwe, że wcale nie będzie widoczny.
— Nie łap zawiechy. Co znowu zajmuje ten rozczochrany łebek? — spytał miękko, wnioskując po nieprzytomnym uśmiechu i generalnej dezorientacji wymalowanej na twarzy blondyna. Gdziekolwiek dryfowały w tej chwili jego myśli, odbiły od portu i pożeglowały w samotny rejs.Prawdopodobnie z jego bratem na pokładzie, gwoli ścisłości.
Zasłonił ręką usta i ziewnął przeciągle, obiecując sobie solennie, że dzisiaj położy się dpać wcześniej i daruje sobie późnonocne kukanie przed laptopem. Marzenia ściętej głowy - zrealizował, że przecież wrzucili nowy sezon jego ulubionego serialu, więc już nawet nie łudził się, że zamknie oczy przed północą.
James Cadogan
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Czw Wrz 22, 2016 11:49 pm
Czw Wrz 22, 2016 11:49 pm
Wyglądało na to, że odbieranie emblematów szło w miarę sprawnie. Bardzo go to cieszyło, obawiał się bowiem zamieszania, które mogło powstać przy takiej ilości osób. Na szczęście nie było żadnych problemów, chociaż oczywiście musiał powstać ten nieznośny szum rozmów. Czy ludzie mają naprawdę tak wielki problem z tym, żeby przez kilkadziesiąt minut trzymać usta zamknięte i słuchać tego, co mówi ktoś inny? Przecież za chwilę stąd wyjdą i będą sobie mogli gadać tak długo, aż mi szczęka odpadnie. Ale nie, oni oczywiście nie mogli wytrzymać nawet tyle. Cóż, dobrze chociaż, że nie robili problemów z emblematami. Już słyszał w głowie ich komentarze: "co?! Ja nie będę nosił tego gówna. To dla frajerów. Zgred sobie coś wymyślił". Tak, bo wasz styl jest taki oryginalny, nowoczesny i niesamowicie istotny, że nie możecie ponosić głupiego emblematu.
Znów musiał się wyrwać ze spirali nieprzyjemnych określeń. Jakoś ostatnio nie potrafił myśleć pozytywnie o tych młodych ludziach. Cóż, może dlatego, że większość nie dawała mu ku temu żadnych powodów. A skoro już o tym mowa, odwrócił spojrzenie i skierował je na założyciela. Jego wzrok był dosyć wymowny. Rowley pokręcił lekko głową, jednak Cadogan nie interesował się tym zbytnio. Podjął decyzje już dawno temu i nie miał zamiaru przejmować się zdaniem założyciela. To on jest odpowiedzialny za tę placówkę i musi pilnować, aby panował na niej porządek.
Odczekał do momentu, kiedy wszyscy już odbiorą swoje emblematy. Wtedy pozwolił sobie odchrząknąć, aby zasygnalizować, że jeszcze nie skończył i warto znów zachować ciszę.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałem was poinformować. - Zaczął i pozwolił sobie na krótką przerwę, nim kontynuował. - Nie ukrywamy, że cały czas jesteśmy w okresie przejściowym. Połączenie dwóch szkół musiało zostawić pewien margines. Teraz jednak już czas, aby powoli wrócić do normalności. Wielu uczniów poczuło się zbyt pewnie w środowisku szkolnym. Wydaje im się, że są ponad zasadami jakie tu panują. Chcę więc oznajmić, że skończyła się taryfa ulgowa. Generalnie, będziemy stosować trzystopniowy system upomnień, więc będziecie mieli dużo okazji, aby się opamiętać. Najpierw będzie nagana słowa. Potem poinformowanie rodziców i nieodpowiednim zachowaniu. Wreszcie zawieszenie w prawach ucznia. Jeśli to również nie poskutkuje, wtedy uczeń zostanie wydalony ze szkoły. Mówię to, ponieważ zauważyłem, że niewielu uczniów interesuje się zasadami, jakie tu panują. Być może najwyższy czas zacząć. - I tym optymistycznym akcentem dyrektor zakończył swoje przemówienie. - Życzę dobrej zabawy. Jedzenie i sala są do waszej dyspozycji. Do zobaczenia na zajęciach. - Mówił to wszystko tonem, który bardziej sugerował coś w stylu: "mam nadzieję, że wszyscy zatrujecie się ciastem", ale tak już miał w zwyczaju. Niezbyt wiele ciepłych emocji płynęło z jego strony.
Opuścił mównicę i wrócił na swoje miejsce. Teraz nie pozostało mu nic innego jak poczekać na koniec całej imprezy. W końcu kapitan opuszcza statek ostatni czy coś tam.
Znów musiał się wyrwać ze spirali nieprzyjemnych określeń. Jakoś ostatnio nie potrafił myśleć pozytywnie o tych młodych ludziach. Cóż, może dlatego, że większość nie dawała mu ku temu żadnych powodów. A skoro już o tym mowa, odwrócił spojrzenie i skierował je na założyciela. Jego wzrok był dosyć wymowny. Rowley pokręcił lekko głową, jednak Cadogan nie interesował się tym zbytnio. Podjął decyzje już dawno temu i nie miał zamiaru przejmować się zdaniem założyciela. To on jest odpowiedzialny za tę placówkę i musi pilnować, aby panował na niej porządek.
Odczekał do momentu, kiedy wszyscy już odbiorą swoje emblematy. Wtedy pozwolił sobie odchrząknąć, aby zasygnalizować, że jeszcze nie skończył i warto znów zachować ciszę.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której chciałem was poinformować. - Zaczął i pozwolił sobie na krótką przerwę, nim kontynuował. - Nie ukrywamy, że cały czas jesteśmy w okresie przejściowym. Połączenie dwóch szkół musiało zostawić pewien margines. Teraz jednak już czas, aby powoli wrócić do normalności. Wielu uczniów poczuło się zbyt pewnie w środowisku szkolnym. Wydaje im się, że są ponad zasadami jakie tu panują. Chcę więc oznajmić, że skończyła się taryfa ulgowa. Generalnie, będziemy stosować trzystopniowy system upomnień, więc będziecie mieli dużo okazji, aby się opamiętać. Najpierw będzie nagana słowa. Potem poinformowanie rodziców i nieodpowiednim zachowaniu. Wreszcie zawieszenie w prawach ucznia. Jeśli to również nie poskutkuje, wtedy uczeń zostanie wydalony ze szkoły. Mówię to, ponieważ zauważyłem, że niewielu uczniów interesuje się zasadami, jakie tu panują. Być może najwyższy czas zacząć. - I tym optymistycznym akcentem dyrektor zakończył swoje przemówienie. - Życzę dobrej zabawy. Jedzenie i sala są do waszej dyspozycji. Do zobaczenia na zajęciach. - Mówił to wszystko tonem, który bardziej sugerował coś w stylu: "mam nadzieję, że wszyscy zatrujecie się ciastem", ale tak już miał w zwyczaju. Niezbyt wiele ciepłych emocji płynęło z jego strony.
Opuścił mównicę i wrócił na swoje miejsce. Teraz nie pozostało mu nic innego jak poczekać na koniec całej imprezy. W końcu kapitan opuszcza statek ostatni czy coś tam.
Jace słuchał wychowawcy to mrużąc ślepia, to wywracając je aż po samą linię białek. Nie lubił takich gadek i wcale się z tym nie krył. Emblemat wylądował w kieszeni tak jak planował i teraz tylko czekał, aż Natalie otrzyma swój. Nie obyło się bez nagany oczywiście oraz, co gorsza, nawet jego niewinny ziomek oberwał. Wywołała to tylko gamę zniesmaczenia na jego twarzy i chętnie dał się odciągnąć w ustronniejsze miejsce, przelotnie zerkając na wychodzącego Smugglera, którego uroda bardzo zaciekawiła Polaka jak i otaczająca go znajoma aura dobrego rozpierdolu.
Gdy znaleźli się poza obrębem całego natłoku, uśmiechnął się do Nat pokrzepiająco, wiedząc, że potrzebuje ona chwili dla siebie by zebrać myśli.
- Przyznam, że mały z niego przyjemniaczek. Buc, krótko mówiąc. – poprawił luźny krawat wciąż mając wrażenie, że za bardzo go ciśnie. Nie spodziewał się jednak żadnej pochwały tego niecodziennego wyglądu, co odbiło się na jego twarzy. Osobiście czuł się odpicowany jak szczur na otwarcie kanału.
- Dziena. Ty również. Nawet bardzo dobrze. – niepewność wkradła się jeżeli nie w słowa, to w ton głosu, ale nie mógł przecież teraz dać się kompletnie zbić z pantałyku. Objął wzrokiem salę wyraźnie nad czymś myśląc. Zdradzała go zmarszczka na czole i przymrużone ślepia:
- Wiesz – Ponownie zerknął na Natalie nie mogąc powstrzymać się od małego uśmiechu - Szczerze to miałem nadzieję zdjąć te fikuśne ciuszki i wyskoczyć na deskę, ale niestety została w domu i wątpię bym się po nią przemknął, bo ciotka wysłała już po mnie swojego szofera.
Wiedział, że Grażynka nie chce mu dać szansy na zniszczenie garnituru, ale nie byłby sobą, gdyby nie próbował pomieszać jej szyków. Nachylił się trochę nad różowowłosą i szepnął do ucha:
- Może uciekniemy gdzieś razem, gdzie nikt nas nie znajdzie?
Dyrektor ponownie zabrał głos akurat przerywając mu rozwinięcie tej myśli.
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 12:12 pm
Pią Wrz 23, 2016 12:12 pm
„Widzisz Jay, różnica między nami jest jedna.”
Grimshaw zerknął na niego z ukosa, jakby nie był pewien, czy przypadkiem się nie przesłyszał. Jedna, powtórzył w myślach, chcąc przetrawić to słowo, ale nawet po osobistym powtórzeniu go w swojej głowie było tylko częścią irracjonalnego stwierdzenia. Na szczęście ciemnowłosy nie zamierzał mu przerywać, nawet jeśli słowa Winchestera nie wywołały na nim wrażenia, jakie być może zrobiłyby na kimś innym.
― Jak kto? ― zapytał zaraz po tym, gdy głos Thatcher'a umilkł. Nie umknęło mu to nieznaczne zawahanie w jego wypowiedzi. Przynajmniej była to jakaś oznaka na to, że go wysłuchał, nawet jeśli nie do końca się z nim zgadzał. ― Dając wyprowadzić się z równowagi, sam się im podkładasz ― rzucił, ale jego wypowiedź częściowo mogła umknąć uszom Riley'a, gdy Jay zwrócił twarz w przeciwnym kierunku, czując mocniejsze szturchnięcie w ramię. Usłyszał tylko krótkie „Przepraszam” od nieporadnego ucznia, który na niego wpadł, jednak postanowił dość szybko ulotnić się z zasięgu chłodnego spojrzenia szarookiego.
Nie dziwię się, że cię unikają.
Nie wszyscy.
Zaraz przeniósł wzrok na Starr'a, któremu widocznie nie potrzeba było wiele do szczęścia – Mógłbyś się od niego uczyć, raz jeszcze upomniał go głos – skoro nawet Ryan był w stanie dostrzec tę nagłą zmianę nastawienia. A chodziło tylko o jakąś durną plakietkę. Bez słowa jednak powrócił wzrokiem do dyrektora, gdy uzyskał odpowiedź na kolejne pytanie. Niestety wypowiedź Cadogana była raczej marnym uzupełnieniem słów Woolfe'a. Po swoim krótkim wybryku powinien poczuć się zagrożony nowymi zasadami, ale jak zwykle wyglądał na zadziwiająco spokojnego, jak na kogoś, kto wiecznie miał się ponad zasadami.
― Wygląda na to, że ma na ten temat inne zdanie ― odezwał się, zawieszając na koniec głos, gdy głowa szkoły postanowiła opuścić mównicę i obejrzał się za siebie przez ramię, jakby sprawdzał, czy ktokolwiek już postanowił się ulotnić. ― Chyba że czeka nas jeszcze przemowa samorządu.
Nie zapominaj, że jesteś w tym samorządzie.
Grimshaw zerknął na niego z ukosa, jakby nie był pewien, czy przypadkiem się nie przesłyszał. Jedna, powtórzył w myślach, chcąc przetrawić to słowo, ale nawet po osobistym powtórzeniu go w swojej głowie było tylko częścią irracjonalnego stwierdzenia. Na szczęście ciemnowłosy nie zamierzał mu przerywać, nawet jeśli słowa Winchestera nie wywołały na nim wrażenia, jakie być może zrobiłyby na kimś innym.
― Jak kto? ― zapytał zaraz po tym, gdy głos Thatcher'a umilkł. Nie umknęło mu to nieznaczne zawahanie w jego wypowiedzi. Przynajmniej była to jakaś oznaka na to, że go wysłuchał, nawet jeśli nie do końca się z nim zgadzał. ― Dając wyprowadzić się z równowagi, sam się im podkładasz ― rzucił, ale jego wypowiedź częściowo mogła umknąć uszom Riley'a, gdy Jay zwrócił twarz w przeciwnym kierunku, czując mocniejsze szturchnięcie w ramię. Usłyszał tylko krótkie „Przepraszam” od nieporadnego ucznia, który na niego wpadł, jednak postanowił dość szybko ulotnić się z zasięgu chłodnego spojrzenia szarookiego.
Nie dziwię się, że cię unikają.
Nie wszyscy.
Zaraz przeniósł wzrok na Starr'a, któremu widocznie nie potrzeba było wiele do szczęścia – Mógłbyś się od niego uczyć, raz jeszcze upomniał go głos – skoro nawet Ryan był w stanie dostrzec tę nagłą zmianę nastawienia. A chodziło tylko o jakąś durną plakietkę. Bez słowa jednak powrócił wzrokiem do dyrektora, gdy uzyskał odpowiedź na kolejne pytanie. Niestety wypowiedź Cadogana była raczej marnym uzupełnieniem słów Woolfe'a. Po swoim krótkim wybryku powinien poczuć się zagrożony nowymi zasadami, ale jak zwykle wyglądał na zadziwiająco spokojnego, jak na kogoś, kto wiecznie miał się ponad zasadami.
― Wygląda na to, że ma na ten temat inne zdanie ― odezwał się, zawieszając na koniec głos, gdy głowa szkoły postanowiła opuścić mównicę i obejrzał się za siebie przez ramię, jakby sprawdzał, czy ktokolwiek już postanowił się ulotnić. ― Chyba że czeka nas jeszcze przemowa samorządu.
Nie zapominaj, że jesteś w tym samorządzie.
Wzruszył barkami, jakby chciał mu przekazać, że nic na to nie poradzi. Rzeczywiście – urodził się z takim, a nie innym wyglądem, chociaż nawet jeśli nie miał sobie nic do zarzucenia, często nie rozumiał powierzchowności ludzi i tego, że na własnej skórze musieli przekonać się, że nie mieli tu czego szukać.
― Jeszcze pomyślę, że się stęskniłeś ― rzucił zgryźliwe à propos jego znudzenia. Niemniej jednak nawet nie zerknął w stronę kumpla, by spróbować przekonać się, czy to stwierdzenie nie minęło się z prawdą. Nawet jeśli Frey udzieliłby mu twierdzącej odpowiedzi, prędzej uznałby to za żart niż fakt. Albo za deklarację tego, że miał cichą nadzieję na to, że zakończenie roku uwieńczą wspólnym graniem na konsoli, a Leslie raz jeszcze zdepcze jego nadzieję na wygraną.
Jeszcze kiedyś się wyrobi.
Mówisz?
― Kto by pomyślał, że jesteś taki łaskawy, Frey ― rzucił, unosząc brew i zmierzył go nieco oceniającym spojrzeniem. ― Już się o tym przekonałem. ― Wydawało mu się, że to wyjaśniało, dlaczego nie miał ochoty na pakowanie się tam, gdzie ciężko było uniknąć zgniecenia i niepotrzebnego kontaktu z innymi.
„Idziemy gdzieś po rozpoczęciu?”
― Planuję wrócić do domu i odespać dzisiejszy poranek ― odpowiedział, zaraz musząc przysłonić usta dłonią, jakby na samą myśl o dzisiejszej pobudce zachciało mu się ziewać. Co z tego, że przez całe wakacje miał nieco więcej spokoju. Powinien zacząć przestawianie swojego zegara biologicznego od dzisiaj. ― Moja matka nasłała dziś na mnie panią Sanchez. Ta kobieta to prawdziwy wrzód na dupie, jeśli chodzi o budzenie. Jeśli kiedyś uzna, że trzeba wylać na mnie kubeł zimnej wody, pewnie na koniec przywali mi nim w łeb ― dodał marudnie, nawet nie próbując opisać jednej ze służących w jakiś barwniejszy sposób. Jej długi staż w domu Vessare'ów ostatecznie zaowocował tym, że była dla niego jak starsza ciotka, z którą nie dało się dyskutować, gdy na domiar złego miała odgórne pozwolenie na urządzanie mu piekła na ziemi.
Gdy dyrektor ponownie przemówił, zamilkł od razu, chociaż wystarczyło, że podjął temat odpowiedniego zachowania w szkole, a Cillian zaczął przywiązywać coraz mniejszą uwagę do jego mowy. Raczej nie miał problemów z uwagami, nawet jeśli nie do końca zachowywał się, jak na panicza przystało.
― I to wszystko?
― Jeszcze pomyślę, że się stęskniłeś ― rzucił zgryźliwe à propos jego znudzenia. Niemniej jednak nawet nie zerknął w stronę kumpla, by spróbować przekonać się, czy to stwierdzenie nie minęło się z prawdą. Nawet jeśli Frey udzieliłby mu twierdzącej odpowiedzi, prędzej uznałby to za żart niż fakt. Albo za deklarację tego, że miał cichą nadzieję na to, że zakończenie roku uwieńczą wspólnym graniem na konsoli, a Leslie raz jeszcze zdepcze jego nadzieję na wygraną.
Jeszcze kiedyś się wyrobi.
Mówisz?
― Kto by pomyślał, że jesteś taki łaskawy, Frey ― rzucił, unosząc brew i zmierzył go nieco oceniającym spojrzeniem. ― Już się o tym przekonałem. ― Wydawało mu się, że to wyjaśniało, dlaczego nie miał ochoty na pakowanie się tam, gdzie ciężko było uniknąć zgniecenia i niepotrzebnego kontaktu z innymi.
„Idziemy gdzieś po rozpoczęciu?”
― Planuję wrócić do domu i odespać dzisiejszy poranek ― odpowiedział, zaraz musząc przysłonić usta dłonią, jakby na samą myśl o dzisiejszej pobudce zachciało mu się ziewać. Co z tego, że przez całe wakacje miał nieco więcej spokoju. Powinien zacząć przestawianie swojego zegara biologicznego od dzisiaj. ― Moja matka nasłała dziś na mnie panią Sanchez. Ta kobieta to prawdziwy wrzód na dupie, jeśli chodzi o budzenie. Jeśli kiedyś uzna, że trzeba wylać na mnie kubeł zimnej wody, pewnie na koniec przywali mi nim w łeb ― dodał marudnie, nawet nie próbując opisać jednej ze służących w jakiś barwniejszy sposób. Jej długi staż w domu Vessare'ów ostatecznie zaowocował tym, że była dla niego jak starsza ciotka, z którą nie dało się dyskutować, gdy na domiar złego miała odgórne pozwolenie na urządzanie mu piekła na ziemi.
Gdy dyrektor ponownie przemówił, zamilkł od razu, chociaż wystarczyło, że podjął temat odpowiedniego zachowania w szkole, a Cillian zaczął przywiązywać coraz mniejszą uwagę do jego mowy. Raczej nie miał problemów z uwagami, nawet jeśli nie do końca zachowywał się, jak na panicza przystało.
― I to wszystko?
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 3:36 pm
Pią Wrz 23, 2016 3:36 pm
Sama Brenda w oczach grona pedagogicznego uchodziła za największego aniołka. Także każde niepoprawne zachowanie, zwłaszcza na takiej uroczystości, mogło znacznie wpłynąć na jej szkolną reputację. A nie powinno, bo wtedy dziadkowie nie mieliby się czym chwalić wśród równie bogatych znajomych.
- Rozkoszna jesteś. Mimo wszystko pamiętaj, gdzie jesteśmy. - mruknęła, puszczając jej przy okazji oczko i zachowując większy dystans między ich ciałami. Co prawda nie raz przyszło Irlandce do głowy, by zaryzykować i pokusić się na porobienie niegrzecznych rzeczy na terenie szkoły, jednak nie była głupia i wiedziała, że przyłapanie oznaczałoby koniec noszenia aureolki.
Zniecierpliwienie jednak i jej dało się we znaki. Potrafiła wytrzymać wytrwale do końca, ale nie lubiła zbędnego przedłużania. Zawiesiła więc dłużej wzrok na dyrektorze, który zaraz potem dokończył swoją przemowę. Nie powiedział nic, czego dziewczyna by nie wiedziała, a i jakoś specjalnie sam temat niewiele miał z nią wspólnego. Tak więc w milczeniu doczekała do końca, a potem znów zwróciła się w kierunku Emily.
- To co? Idziemy stąd? Raczej nic ważnego więcej nie powiedzą, a zaczynam powoli głodnieć. - zagadnęła, pod koniec zdania kładąc dłoń na brzuchu i minimalnie się krzywiąc. Może było to z lekka wyolbrzymione, jednakże musiała jakoś okazać, że nie bardzo widzi jej się tu dalej siedzieć. Przez najbliższe miesiące pewnie jeszcze nie raz zatęskni za wolnością.
- Rozkoszna jesteś. Mimo wszystko pamiętaj, gdzie jesteśmy. - mruknęła, puszczając jej przy okazji oczko i zachowując większy dystans między ich ciałami. Co prawda nie raz przyszło Irlandce do głowy, by zaryzykować i pokusić się na porobienie niegrzecznych rzeczy na terenie szkoły, jednak nie była głupia i wiedziała, że przyłapanie oznaczałoby koniec noszenia aureolki.
Zniecierpliwienie jednak i jej dało się we znaki. Potrafiła wytrzymać wytrwale do końca, ale nie lubiła zbędnego przedłużania. Zawiesiła więc dłużej wzrok na dyrektorze, który zaraz potem dokończył swoją przemowę. Nie powiedział nic, czego dziewczyna by nie wiedziała, a i jakoś specjalnie sam temat niewiele miał z nią wspólnego. Tak więc w milczeniu doczekała do końca, a potem znów zwróciła się w kierunku Emily.
- To co? Idziemy stąd? Raczej nic ważnego więcej nie powiedzą, a zaczynam powoli głodnieć. - zagadnęła, pod koniec zdania kładąc dłoń na brzuchu i minimalnie się krzywiąc. Może było to z lekka wyolbrzymione, jednakże musiała jakoś okazać, że nie bardzo widzi jej się tu dalej siedzieć. Przez najbliższe miesiące pewnie jeszcze nie raz zatęskni za wolnością.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 3:36 pm
Pią Wrz 23, 2016 3:36 pm
Wierzył, że słucha. Nawet jeśli nie komentował tego w żaden sposób, miał zostawiać przemyślenia dla siebie czy odrzucić je tuż po tym, gdy kończył wypowiedz - wierzył, że w momencie ich wypowiadania, słuchał.
- Jak ty, Jay. - rzucił sarkastycznie, nawet nie starając się, by jego wypowiedź brzmiała przekonująco. Zamiast tego tą właśnie prostą złośliwością ominął temat, którego nie chciał podejmować.
- Na moje nieszczęście, jesteś jedyną osobą, która potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Kto by pomyślał? Przecież jesteś ostoją spokoju, co nie Grimshaw? - przewrócił oczami, patrząc na uczniem, który na niego wpadł. Nie skomentował jednak zajścia w żaden sposób, zamiast tego drapiąc się jedynie po policzku.
Wrócił uwagą do dyrektora, słuchając w milczeniu jego przemowy. Mimo, że było to dość standardowe upomnienie, nie poruszył się przez cały okres jej trwania, wyjątkowo uważnie słuchając. Dobrze wiedział, że nie zostało mu już tak dużo czasu w szkole, dlatego chciał jak najlepiej spożytkować cały ten czas.
Jesteś pewien, że ci się uda?
W poprzednim roku udało mu się uzyskać stypendium. Dzięki niemu będzie mógł przynajmniej odpuścić nieco ciągłe zasuwanie do pracy. Może znajdzie czas, by rozwinąć swoje umiejętności robotyczne? W końcu jego projekt DG-125 nadal leżał pod łóżkiem, czekając na lepsze czasy.
Riley, Riley, złoty chłopcze. Tyle w tobie ambicji, a umiejętności za grosz. Myślisz, że ktokolwiek to doceni?
Szyderczy śmiech, który usilnie ignorował, nazbyt mocno zgrał się z gulą w jego gardle. Ogarnęło go uczucie przyduszenia, gdy Wilk zaczął się materializować na nim, zaciskając łapy na jego szyi. Ciężkie cielsko, mimo że miał świadomość że nie jest prawdziwe, nadal zmusiło go do gwałtownego zaczerpnięcia tchu.
Och Riley, co się stało? Może sobie usiądziesz?
Masa momentalnie się zwiększyła, a chłopak zachwiał się nieznacznie w miejscu. Starając się opanować podobny atak, kucnął na ziemi, ignorując ciche szepty uczniów dookoła.
Wdech.
Wydech.
Warkotliwy szept tuż przy prawym uchu, wywołał dreszcze na całym jego ciele. Podtrzymywał głowę rękami z zamkniętymi oczami. Z każdą sekundą nacisk starał się maleć, a swoisty węzeł na jego gardle - rozluźniać. Jedynie rytm machającego na boki wilczego ogona pozostawał bez zmian.
- Jak ty, Jay. - rzucił sarkastycznie, nawet nie starając się, by jego wypowiedź brzmiała przekonująco. Zamiast tego tą właśnie prostą złośliwością ominął temat, którego nie chciał podejmować.
- Na moje nieszczęście, jesteś jedyną osobą, która potrafi wyprowadzić mnie z równowagi. Kto by pomyślał? Przecież jesteś ostoją spokoju, co nie Grimshaw? - przewrócił oczami, patrząc na uczniem, który na niego wpadł. Nie skomentował jednak zajścia w żaden sposób, zamiast tego drapiąc się jedynie po policzku.
Wrócił uwagą do dyrektora, słuchając w milczeniu jego przemowy. Mimo, że było to dość standardowe upomnienie, nie poruszył się przez cały okres jej trwania, wyjątkowo uważnie słuchając. Dobrze wiedział, że nie zostało mu już tak dużo czasu w szkole, dlatego chciał jak najlepiej spożytkować cały ten czas.
Jesteś pewien, że ci się uda?
W poprzednim roku udało mu się uzyskać stypendium. Dzięki niemu będzie mógł przynajmniej odpuścić nieco ciągłe zasuwanie do pracy. Może znajdzie czas, by rozwinąć swoje umiejętności robotyczne? W końcu jego projekt DG-125 nadal leżał pod łóżkiem, czekając na lepsze czasy.
Riley, Riley, złoty chłopcze. Tyle w tobie ambicji, a umiejętności za grosz. Myślisz, że ktokolwiek to doceni?
Szyderczy śmiech, który usilnie ignorował, nazbyt mocno zgrał się z gulą w jego gardle. Ogarnęło go uczucie przyduszenia, gdy Wilk zaczął się materializować na nim, zaciskając łapy na jego szyi. Ciężkie cielsko, mimo że miał świadomość że nie jest prawdziwe, nadal zmusiło go do gwałtownego zaczerpnięcia tchu.
Och Riley, co się stało? Może sobie usiądziesz?
Masa momentalnie się zwiększyła, a chłopak zachwiał się nieznacznie w miejscu. Starając się opanować podobny atak, kucnął na ziemi, ignorując ciche szepty uczniów dookoła.
Wdech.
Wydech.
Warkotliwy szept tuż przy prawym uchu, wywołał dreszcze na całym jego ciele. Podtrzymywał głowę rękami z zamkniętymi oczami. Z każdą sekundą nacisk starał się maleć, a swoisty węzeł na jego gardle - rozluźniać. Jedynie rytm machającego na boki wilczego ogona pozostawał bez zmian.
Och, gdyby tylko Chris wiedział o upodobaniach Misery'ego... Na szczęście (a może niestety?) był zupełnie nieświadom jak bliskie prawdy były jego fantazje, a ponieważ zajęli się rozmową na inny temat, chłopczyk nie rozpoczynał nowego i z zacięciem zaczął zasypywać kolegę pytaniami. No, bo jakżeby inaczej!
- Ooo, a kogo? Czy to jakiś chłopak? Jest przystojny? Jesteście razem? Umówiliście się tutaj? O, a może... Nie mów, że zgadaliście się, że będziecie tu razem chodzić do szkoły! To takie romantyczneee~! - Flannery zaklaskał w dłonie i podskoczył z zachwytu. Sięgająca kolan sukienka uniosła się nieznacznie, gdy opadał na ziemię, odkrywając smukłe uda słodkiej szesnastki.
Z gwiazdami w oczach westchnął po części smętnie i zazdrośnie, a częściowo wciąż podniecony.
- Też bym tak chciał... Codziennie rano spotykać się w drodze i iść pod rączkę, a potem w szkole na każdej przerwie spędzać wspólnie czas. Jeść razem drugie śniadanie...Piekłbym ciasteczka i karmilibyśmy się nawzajem! A jeśli bylibyśmy razem w klasie to zawsze w jednej ławce... - rozmarzył się,a buzia to mu się już wcale nie zamykała. Był to mini wgląd w wiecznie pędzące za idealnym romansem serduszko blondynka, które regularnie karmił romansidłami. W pewnym momencie jego monolog przeszedł na tryb milczący, kontynuując już tylko w wyobraźni dzieciaka. "Zawiecha', jak to trafnie ujął Blackwood, nie trwała jednak za długo. Wystarczyło pytanie z jego strony by młody spojrzał nań lekko zdezorientowany i posłał uroczy, trochę niecierpliwy uśmiech.
- To idziemyyy? - jęknął, jakby wcześniejsza odpowiedź zupełnie do niego nie dotarła. Chris miał, jak to mawiają, "pamięć złotej rybki", szczególnie do informacji nie powiązanych z jego aktualną obsesją. Nie była to jednak jedyna cecha jaka łączyła go z tym stworzonkiem. Tak jak i ono, był gotów spełniać życzenia każdego kto go tylko pochwyci... przynajmniej dopóki nie wymknie mu się z rąk.
- Ooo, a kogo? Czy to jakiś chłopak? Jest przystojny? Jesteście razem? Umówiliście się tutaj? O, a może... Nie mów, że zgadaliście się, że będziecie tu razem chodzić do szkoły! To takie romantyczneee~! - Flannery zaklaskał w dłonie i podskoczył z zachwytu. Sięgająca kolan sukienka uniosła się nieznacznie, gdy opadał na ziemię, odkrywając smukłe uda słodkiej szesnastki.
Z gwiazdami w oczach westchnął po części smętnie i zazdrośnie, a częściowo wciąż podniecony.
- Też bym tak chciał... Codziennie rano spotykać się w drodze i iść pod rączkę, a potem w szkole na każdej przerwie spędzać wspólnie czas. Jeść razem drugie śniadanie...Piekłbym ciasteczka i karmilibyśmy się nawzajem! A jeśli bylibyśmy razem w klasie to zawsze w jednej ławce... - rozmarzył się,a buzia to mu się już wcale nie zamykała. Był to mini wgląd w wiecznie pędzące za idealnym romansem serduszko blondynka, które regularnie karmił romansidłami. W pewnym momencie jego monolog przeszedł na tryb milczący, kontynuując już tylko w wyobraźni dzieciaka. "Zawiecha', jak to trafnie ujął Blackwood, nie trwała jednak za długo. Wystarczyło pytanie z jego strony by młody spojrzał nań lekko zdezorientowany i posłał uroczy, trochę niecierpliwy uśmiech.
- To idziemyyy? - jęknął, jakby wcześniejsza odpowiedź zupełnie do niego nie dotarła. Chris miał, jak to mawiają, "pamięć złotej rybki", szczególnie do informacji nie powiązanych z jego aktualną obsesją. Nie była to jednak jedyna cecha jaka łączyła go z tym stworzonkiem. Tak jak i ono, był gotów spełniać życzenia każdego kto go tylko pochwyci... przynajmniej dopóki nie wymknie mu się z rąk.
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 4:20 pm
Pią Wrz 23, 2016 4:20 pm
"Jeszcze pomyślę, że się stęskniłeś."
Drgnął nerwowo, jednak niezauważalnie. O ironio. Za nic w świecie nie powiedziałby czegoś podobnego na głos, a przynajmniej nie na sali pełnej ludzi. Ludzi, którzy uwielbiają pchać nosy w nie swoje sprawy, a w szczególności, gdy było się jednym z najbogatszej piątki. Przesunął dłonią po wytatuowanym przedramieniu, kierując spojrzenie na dwukolorowe tęczówki Cilliana.
- Oczywiście. Bardzo brakowało mi kopania ci dupy w osu. - Odparł ze spokojem. Gdyby nie niezręczność sytuacji, zapewne złośliwy uśmiech wpłynąłby na jego usta. Przez krótką chwilę omiatał otoczenie wzrokiem, kontrolując, czy aby na pewno nikt nie zamierza do niego podchodzić. Na szczęście wszystkie te wspaniałe fanki na chwilę obecną były zajęte albo stołami z przeróżnymi wypiekami, albo komplementowaniem własnych strojów. Nudne. Wykorzystując chwilę względnego spokoju, pozwolił sobie na powolne wypuszczenie powietrza z płuc, zdradzając tym samym całe swoje zmęczenie. Szybko jednak zostało ukryte za codzienną maską perfekcyjnego bogacza.
- Szczodrość to moje drugie imię, wątpisz w to? - Przestąpił z nogi na nogę, cofając się nieco bardziej pod filar, nie zmniejszając jednak przestrzeni osobistej Zero. Znał go już wystarczająco długo by wiedzieć, jak ten człowiek reagował i czuł się w podobnych sytuacjach. I wolał sam sobie oszczędzić pewnych rewelacji odczuciowych.
- Wielka szkoda, że nie dasz rady. Będziesz zajęty opłakiwaniem tego, jak zniszczę cię w Bloodborne. I nie zginę w przeciągu 15 minut... Więcej niż 300 razy. - Nawet nie próbował nikomu wmawiać, że jest dobry w tę grę. Krew go przy niej zalewała, bo pomimo ogromnych starań i tak zawsze ginął miliony razy. Ta jedna jedyna gra, której za cholerę nie potrafił wygrać. A i tak okrutnie wchodziła mu na ambicję.
Wysłuchał historii o pobudce, nie przerywając ani raz. Parsknął krótko, bo oczami wyobraźni dokładnie widział każdy szczegół tej sceny. A w szczególności niezadowoloną minę swojego kumpla. Cud, że ta kobieta wciąż chodziła po ziemi w jednym kawałku.
- Następnym razem przekonaj ją urokiem osobistym, żeby dała ci dłużej pospać, albo przynajmniej budziła w jakiś łagodniejszy sposób. - Wyobrażał sobie tę kobietę i w pewnym stopniu porównywał ją do asystentki swojego ojca, która bywała równie upierdliwa.
Tym razem nie przykładał szczególnej uwagi do przemowy dyrektora. Właściwie wyłączył się przy pierwszych słowach, nie uznając je za coś, co może się przydać. Nigdy nie miał problemów z zachowaniem. Skupił się na własnych myślach, które nie omieszkały podsuwać mu przeróżnych obrazów. Których oglądanie, swoją drogą, do najprzyjemniejszych nie należało.
"I to wszystko?"
Uniósł wzrok, wznów kierując go na dwukolorowe tęczówki.
- Najwyraźniej. Chcesz już iść? - Minimalnie przekrzywił głowę, jak to zawsze robiły psy, gdyby były czymś zainteresowane.
Drgnął nerwowo, jednak niezauważalnie. O ironio. Za nic w świecie nie powiedziałby czegoś podobnego na głos, a przynajmniej nie na sali pełnej ludzi. Ludzi, którzy uwielbiają pchać nosy w nie swoje sprawy, a w szczególności, gdy było się jednym z najbogatszej piątki. Przesunął dłonią po wytatuowanym przedramieniu, kierując spojrzenie na dwukolorowe tęczówki Cilliana.
- Oczywiście. Bardzo brakowało mi kopania ci dupy w osu. - Odparł ze spokojem. Gdyby nie niezręczność sytuacji, zapewne złośliwy uśmiech wpłynąłby na jego usta. Przez krótką chwilę omiatał otoczenie wzrokiem, kontrolując, czy aby na pewno nikt nie zamierza do niego podchodzić. Na szczęście wszystkie te wspaniałe fanki na chwilę obecną były zajęte albo stołami z przeróżnymi wypiekami, albo komplementowaniem własnych strojów. Nudne. Wykorzystując chwilę względnego spokoju, pozwolił sobie na powolne wypuszczenie powietrza z płuc, zdradzając tym samym całe swoje zmęczenie. Szybko jednak zostało ukryte za codzienną maską perfekcyjnego bogacza.
- Szczodrość to moje drugie imię, wątpisz w to? - Przestąpił z nogi na nogę, cofając się nieco bardziej pod filar, nie zmniejszając jednak przestrzeni osobistej Zero. Znał go już wystarczająco długo by wiedzieć, jak ten człowiek reagował i czuł się w podobnych sytuacjach. I wolał sam sobie oszczędzić pewnych rewelacji odczuciowych.
- Wielka szkoda, że nie dasz rady. Będziesz zajęty opłakiwaniem tego, jak zniszczę cię w Bloodborne. I nie zginę w przeciągu 15 minut... Więcej niż 300 razy. - Nawet nie próbował nikomu wmawiać, że jest dobry w tę grę. Krew go przy niej zalewała, bo pomimo ogromnych starań i tak zawsze ginął miliony razy. Ta jedna jedyna gra, której za cholerę nie potrafił wygrać. A i tak okrutnie wchodziła mu na ambicję.
Wysłuchał historii o pobudce, nie przerywając ani raz. Parsknął krótko, bo oczami wyobraźni dokładnie widział każdy szczegół tej sceny. A w szczególności niezadowoloną minę swojego kumpla. Cud, że ta kobieta wciąż chodziła po ziemi w jednym kawałku.
- Następnym razem przekonaj ją urokiem osobistym, żeby dała ci dłużej pospać, albo przynajmniej budziła w jakiś łagodniejszy sposób. - Wyobrażał sobie tę kobietę i w pewnym stopniu porównywał ją do asystentki swojego ojca, która bywała równie upierdliwa.
Tym razem nie przykładał szczególnej uwagi do przemowy dyrektora. Właściwie wyłączył się przy pierwszych słowach, nie uznając je za coś, co może się przydać. Nigdy nie miał problemów z zachowaniem. Skupił się na własnych myślach, które nie omieszkały podsuwać mu przeróżnych obrazów. Których oglądanie, swoją drogą, do najprzyjemniejszych nie należało.
"I to wszystko?"
Uniósł wzrok, wznów kierując go na dwukolorowe tęczówki.
- Najwyraźniej. Chcesz już iść? - Minimalnie przekrzywił głowę, jak to zawsze robiły psy, gdyby były czymś zainteresowane.
Elisabeth A. Cartier
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 4:41 pm
Pią Wrz 23, 2016 4:41 pm
Jej uwadze nie umknęło nagłe pojawienie się chłopaka przed Bjarnem. Wyrósł prawie jak spod ziemi. Słysząc określenie, jakim obdarzył blondyna, wygięła kącik ust w asymetrycznym uśmiechu. Zerknęła kątem oka na siedzącego obok. Gdyby chciała być złośliwa, a przynajmniej bardziej niż zwykle, powiedziałaby, że nawet mu to pasowało.
Gdy chłopak uśmiechnął się w jej kierunku, uniosła w górę jedną brew. Grunt to priorytety. Stłumiła zawiedzione westchnięcie.
Stwierdzenie jakoby się nie znali, potwierdziła sztywnym skinięciem głowy. Jeśli o nią chodziło, taki stan rzeczy mógł się utrzymać, ale już padało imię i nazwisko, więc nie pozostawało jej nic innego, jak również się przedstawić.
- Elisabeth Antoniett Cartier. - Z racji trzymanego na kolanie talerzyka, nie podała mu dłoni.
Gdyby była trochę bardziej empatyczna albo gdyby w ogóle taka była, być może radosny humor Bjarnego udzieliłby się jej. Zamiast tego, minę miała taką, jakby kazano jej tutaj siedzieć na siłę. Co nie odbiegało dalece od prawdy.
- Skoro tak poważnie traktujesz szkołę, to pójdź po emblemat. - Palcem wskazała klapę marynarki na wysokości piersi, pokazując, o co jej chodziło. Na pewno zostały jeszcze jakieś dla spóźnialskich, a skoro chłopak nie był na zakończeniu, to nie mógł i o nich wiedzieć. Nie czuła się jednak w obowiązku, by go uświadamiać ponad to, co już zrobiła.
Ponownie brew dziewczyny powędrowała w górę, gdy usłyszała, że żenujący tekst miałby być skierowany do niej. Należy mieć na względzie, że Cartier brała wszystko dość dosłownie, nie wyczuwając żartobliwych nut. Zmrużyła oczy i zamiast komentować cokolwiek, oderwała kolejny kawałek ciastka. Nie zamierzała dać się wkręcić w ich durnowate docinki, które co rusz w siebie wymierzali. Jeśli miała być jedyną rozważną osobą w tym towarzystwie, niech tak będzie. A że cierpliwości przy tym miała sporo, prędzej panowie będą mieli dość jej, niż na odwrót.
Podniosła głowę do góry, spoglądając na schodzącego z mównicy dyrektora. Przeżuła spokojnie kęs.
- Najwidoczniej niedługo - odpowiedziała, dopiero po chwili spoglądając na Bjarnego i jego kolegę.
Gdy chłopak uśmiechnął się w jej kierunku, uniosła w górę jedną brew. Grunt to priorytety. Stłumiła zawiedzione westchnięcie.
Stwierdzenie jakoby się nie znali, potwierdziła sztywnym skinięciem głowy. Jeśli o nią chodziło, taki stan rzeczy mógł się utrzymać, ale już padało imię i nazwisko, więc nie pozostawało jej nic innego, jak również się przedstawić.
- Elisabeth Antoniett Cartier. - Z racji trzymanego na kolanie talerzyka, nie podała mu dłoni.
Gdyby była trochę bardziej empatyczna albo gdyby w ogóle taka była, być może radosny humor Bjarnego udzieliłby się jej. Zamiast tego, minę miała taką, jakby kazano jej tutaj siedzieć na siłę. Co nie odbiegało dalece od prawdy.
- Skoro tak poważnie traktujesz szkołę, to pójdź po emblemat. - Palcem wskazała klapę marynarki na wysokości piersi, pokazując, o co jej chodziło. Na pewno zostały jeszcze jakieś dla spóźnialskich, a skoro chłopak nie był na zakończeniu, to nie mógł i o nich wiedzieć. Nie czuła się jednak w obowiązku, by go uświadamiać ponad to, co już zrobiła.
Ponownie brew dziewczyny powędrowała w górę, gdy usłyszała, że żenujący tekst miałby być skierowany do niej. Należy mieć na względzie, że Cartier brała wszystko dość dosłownie, nie wyczuwając żartobliwych nut. Zmrużyła oczy i zamiast komentować cokolwiek, oderwała kolejny kawałek ciastka. Nie zamierzała dać się wkręcić w ich durnowate docinki, które co rusz w siebie wymierzali. Jeśli miała być jedyną rozważną osobą w tym towarzystwie, niech tak będzie. A że cierpliwości przy tym miała sporo, prędzej panowie będą mieli dość jej, niż na odwrót.
Podniosła głowę do góry, spoglądając na schodzącego z mównicy dyrektora. Przeżuła spokojnie kęs.
- Najwidoczniej niedługo - odpowiedziała, dopiero po chwili spoglądając na Bjarnego i jego kolegę.
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 5:03 pm
Pią Wrz 23, 2016 5:03 pm
Wpatrywał się wyraźnie zawiedziony w ślepia Paige'a.
― Co się stało z podejściem 'zaufanie w związku to podstawa'? Nie przykładasz się ― rzucił wzdychając ciężko, choć nie zamierzał spędzać długich minut (czy też godzin, bo kto wie jak uparty potrafił być blondyn), by przekonywać go o własnej szczerości.
Zwłaszcza, że sam nie był do końca pewien czy faktycznie był z nim szczery. Raczej nie przypominał sobie karmienia go jakimś wyjątkowo karygodnym kłamstwem, ale z drugiej strony ciężko było zachować rachubę. Lepiej zostawić to w takim stanie jak teraz, zdecydowanie.
Warto zauważyć, że gdy tylko Brenda zniknęła z zasięgu wzroku chłopaków, obaj powrócili do wcześniejszego wizerunku, bez najmniejszego problemu.
― Cieszę się, że doceniasz zatem obecność Saturna. Też się cieszysz, prawda Sat-Sat? ― wyszczerzył się do bliźniaka, uparcie udając że nie widzi jego beznamiętnego spojrzenia.
― Bardzo. Lepiej mnie mocno trzymaj, bo jak będę dalej tak skakał z radości to na kogoś wpadnę. ― o mój boże, czy on właśnie użył sarkazmu? Wzruszenie pierwszego stopnia, dzieci tak szybko się uczą! Zaśmiał się na głos, kręcąc głową na boki. Gdy już poprawił emblemat Alana, pokiwał głową z zadowoleniem.
― Bleh, a w życiu. Wystarczy, że wsmarowują mi tonę tego dziado-... żelu podczas bankietów. Nie sprawię innym takiego samego cierpienia bez powodu ― odpowiedział, kładąc rękę na policzku Paige'a. Przesunął po nim pobieżnie opuszkami palców, zaraz odsuwając się na odpowiednią odległość, gdy zobaczył wzrok Saturna.
― Jestem grzeczny, okej?
― Cieszy mnie to, bo zaraz twoja kolej.
― Wiem, wiem ― całkowicie neutralny głos nie miał w sobie ani nazbyt dużego entuzjazmu, ani też nie pozostał całkowicie beznamiętny. Zamiast tego zastąpił go wyraźnym skupieniem, zupełnie jakby właśnie powtarzał sobie mowę w głowie.
― Więc ognisko. Świetnie. Zaraz zaproszę kilku znajomych ― rzucił klepiąc Alana po klatce piersiowej i skinął głową, znikając pomiędzy ludźmi, nie dając mu czasu na reakcję. Saturn pozostał u boku blondyna, nawet stając obok niego, co było dość niesamowitym widokiem. Aspołeczny Black w czyimś towarzystwie? Kto by pomyślał.
Poniższa część posta ma charakter ogłoszeniowy i dotyczy WSZYSTKICH uczniów (i innych biorących udział w evencie)
Mercury wyminął dyrektora, kłaniając mu się nieznacznie na powitanie, nim w końcu zajął miejsce za mównicą. Odchrząknął cicho poprawiając włosy, by zwrócić na siebie uwagę uczniów, a jego usta wykrzywił szarmancki uśmiech.
― Wiem, że większość z was zapewne chciałaby już udać się w swoją stronę, lecz proszę byście poświęcili mi jeszcze chwilę uwagi. Nazywam się Mercury Black, klasa 3-A i pełnię rolę Przewodniczącego Samorządu, w związku z czym chcę podzielić się z wami kilkoma informacjami organizacyjnymi. ― uśmiech zniknął z jego ust, gdy chłopak uporządkował sobie całą kolejność raz jeszcze w głowie. Powtarzał to kilka razy, ponadto nigdy nie miał większych problemów z wystąpieniami publicznymi, nie należało się zatem dziwić, że na jego twarzy nie było nawet śladu poddenerwowania.
― Wraz z dzisiejszym dniem ruszają zapisy do klubów i kół zainteresowań. Szczególną popularnością w zeszłym roku cieszyły się klub koszykarski, którego kapitanem jest Blythe Hamalainen, cheerleaderki pod czujnym okiem Yony Bentley, fotograficzny, którym zarządzam ja, oraz muzyczny. Tym ostatnim do zeszłego roku zajmowała się Sheridan Paige, która niestety ukończyła już szkołę, w związku z czym szukamy nowego przewodniczącego. Nasze oferty są jednak dużo szersze, dlatego zachęcamy wszystkich uczniów do sprawdzenia, jestem pewien że wszyscy znajdą coś dla siebie. Szczególnie chcemy zwrócić waszą uwagę na Klub Rysunku, który startuje w tym roku dzięki inicjatywie profesora Skywalkera i Klub Matematyczny, którym zajmuje się profesor Striker. Zapisywać możecie się, tak jak w uprzednim roku, przy tablicy ogłoszeniowej na zewnątrz. Tam również składacie swoje wnioski o założenie własnego klubu, jeśli nie znaleźliście na liście niczego dla siebie. ― odwrócił się nieznacznie w stronę nauczycieli i kiwnął głową, widząc jak jeden z nich z pomocą pilota rozwija rzutnik, na którym zaraz pojawił się plan szkoły.
― Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, dla wszystkich uczniów przygotowaliśmy wiele atrakcji i gorąco zachęcamy wszystkich do udziału w licznych konkursach. Od tych spokojniejszych dla naszych umysłowców, jak rozwiązywanie krzyżówek i sudoku, poprzez biegi krótko i długodystansowe dla sportowców, po łowienie kaczek i loterie dla tych, którzy chcą po prostu pochodzić pomiędzy stoiskami, by spędzić czas z przyjaciółmi. Wszyscy głodni znajdą mnóstwo jedzenia na stoiskach, nie musicie się zatem martwić o puste żołądki. Przy wyjściu możecie odebrać własne drobne mapki, co znacznie usprawni wasze poruszanie się po terenie Riverdale. Ponadto pod wieczór, dzięki uprzejmości mojego ojca, w parku odbędzie się ognisko dla wszystkich uczniów. Zarówno wstęp, jak i wszelkie posiłki będą całkowicie bezpłatne, mamy więc nadzieję, że dołączycie do nas, by wspólnie się bawić przed przystąpieniem do ciężkiego roku nauki. Pomysłodawcą jest Alan Paige, któremu również serdecznie dziękujemy ― chwila przerwy, by dać im czas na przedyskutowanie ogłoszeń. Przesunął powoli wzrokiem po sali, nim ponownie wykrzywił usta w nieznacznym uśmiechu.
― Ostatnie ogłoszenie. W tym roku do naszej szkoły dołączy trzech uczniów z wymiany. W związku z tym, spośród najlepszych uczniów wybierzemy trzy osoby, które wyznaczymy na ich opiekunów. Zadaniem opiekuna jest pomoc naszym zagranicznym kolegom w poznaniu kultury Kanady, zaaklimatyzowaniu się w Vancouver i Riverdale. Nie wszyscy z nich znają perfekcyjnie angielski, dlatego liczymy w szczególności na tych, którzy są wyjątkowo obeznani językowo. Jeśli ktokolwiek jest chętny, by zgłosić się dobrowolnie, może zgłosić się do dyrektora Cadogana. Dziękuję za uwagę ― odstąpił od mównicy i zszedł po schodkach, przechodząc pomiędzy uczniami, by powrócić na swoje poprzednie miejsce.
// Wszelkie konkursy pojawią się dziś około godziny 19-20 i będą otwarte równo przez dwa tygodnie (23.09 - 07.10). 1 października utworzony zostanie temat z ogniskiem, które potrwa realny tydzień (01.10 - 07.10). Wraz z 8 października oficjalnie ruszą zapisy na lekcje i rozpocznie się rok szkolny.
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 9:49 pm
Pią Wrz 23, 2016 9:49 pm
„Jak ty, Jay.”
― W takim razie całe szczęście, że stoisz na straży ― odparł bez wyrazu, udając, że sarkastyczna nuta umknęła jego uwadze. Musiał jednak przyznać, że bylo to dość nieumiejętne odwrócenie jego uwagi, a na to, że o nic nie pytał, bardziej przełożył się fakt, że nie widział sensu w takim naciskaniu. ― Taki urok ― skomentował tylko kolejne słowa, nieszczególnie kwapiąc się, by brzmiały mniej sucho niż zwykle, chociaż znacznie lepiej prezentowałyby się w żartobliwej otoczce.
Zawsze to robisz. Powinieneś pilnować swojego języka. Normalni ludzie tak właśnie robią.
Rozmasował bark ręką, zaraz wsuwając ją do jednej z kieszeni, w której spoczywała paczka papierosów. Wyczuwszy ją opuszkami, miał coraz większą ochotę, by wydostać się na zewnątrz i zapalić po raz kolejny. Przesunął językiem po wewnętrznej stronie zębów w zniecierpliwieniu, obserwując przy tym mównicę, na której w niedługim czasie po dyrektorze zjawił się Mercury Black, którego nietrudno było rozpoznać, zanim jeszcze się przedstawił. Niestety – chłopak nie zyskał sobie tyle jego uwagi, co wcześniej dyrektor. Zdołał wychwycić tylko część mowy, zanim zerknął z ukosa na Thatcher'a, dostrzegając jakiś gwałtowniejszy ruch przy swoim boku.
― Winchester? ― mruknął tonem, który miał za zadanie sprowadzić go na ziemię. Niedosłownie, rzecz jasna – dosłownie sam się już na nią sprowadził. Chociaż nie rozejrzał się dookoła, już mógł poczuć, jak niektóre spojrzenia zwracają się w tym kierunku i właśnie to uczucie okazało się bodźcem wystarczającym do zaciśnięcia palców na ramieniu chłopaka, które sprawiało wrażenie dziwnie wątłego w pewnym uścisku jego ręki. Chociaż wydawało się, że równie dobrze mógłby nim szarpnąć, by podnieść do na równe nogi, po prostu podciągnął go w górę na tyle powoli, by przypadkiem nie zemdlał na oczach wszystkich. Jeszcze tego by im brakowało.
Przesunął uważniejszym wzrokiem po twarzy złotookiego i ściągnął nieznacznie brwi, jakby doszedł do niezbyt zadowalającego go wniosku, którym jednak nie zamierzał otwarcie się dzielić.
― Wychodzimy. ― Chociaż przewodniczący samorządu wciąż jeszcze przemawiał, Grimshaw obrócił się w stronę wyjścia, wyprowadzając ze sobą Riley'a, któremu najwidoczniej nie służył tłum dookoła. Nie służyło mu też coś jeszcze, co zmusiło Jay'a do wyciągnięcia telefonu z kieszeni. Odblokował ekran szybkim ruchem i wystukał wiadomość, zaraz chowając go z powrotem do kieszeni.
Powinieneś być milszy, gdy już o coś prosisz.
To nie była prośba.
― Napisałem do Chestera.
___✕ z/t [+ Riley]. | Następny temat. →
― W takim razie całe szczęście, że stoisz na straży ― odparł bez wyrazu, udając, że sarkastyczna nuta umknęła jego uwadze. Musiał jednak przyznać, że bylo to dość nieumiejętne odwrócenie jego uwagi, a na to, że o nic nie pytał, bardziej przełożył się fakt, że nie widział sensu w takim naciskaniu. ― Taki urok ― skomentował tylko kolejne słowa, nieszczególnie kwapiąc się, by brzmiały mniej sucho niż zwykle, chociaż znacznie lepiej prezentowałyby się w żartobliwej otoczce.
Zawsze to robisz. Powinieneś pilnować swojego języka. Normalni ludzie tak właśnie robią.
Rozmasował bark ręką, zaraz wsuwając ją do jednej z kieszeni, w której spoczywała paczka papierosów. Wyczuwszy ją opuszkami, miał coraz większą ochotę, by wydostać się na zewnątrz i zapalić po raz kolejny. Przesunął językiem po wewnętrznej stronie zębów w zniecierpliwieniu, obserwując przy tym mównicę, na której w niedługim czasie po dyrektorze zjawił się Mercury Black, którego nietrudno było rozpoznać, zanim jeszcze się przedstawił. Niestety – chłopak nie zyskał sobie tyle jego uwagi, co wcześniej dyrektor. Zdołał wychwycić tylko część mowy, zanim zerknął z ukosa na Thatcher'a, dostrzegając jakiś gwałtowniejszy ruch przy swoim boku.
― Winchester? ― mruknął tonem, który miał za zadanie sprowadzić go na ziemię. Niedosłownie, rzecz jasna – dosłownie sam się już na nią sprowadził. Chociaż nie rozejrzał się dookoła, już mógł poczuć, jak niektóre spojrzenia zwracają się w tym kierunku i właśnie to uczucie okazało się bodźcem wystarczającym do zaciśnięcia palców na ramieniu chłopaka, które sprawiało wrażenie dziwnie wątłego w pewnym uścisku jego ręki. Chociaż wydawało się, że równie dobrze mógłby nim szarpnąć, by podnieść do na równe nogi, po prostu podciągnął go w górę na tyle powoli, by przypadkiem nie zemdlał na oczach wszystkich. Jeszcze tego by im brakowało.
Przesunął uważniejszym wzrokiem po twarzy złotookiego i ściągnął nieznacznie brwi, jakby doszedł do niezbyt zadowalającego go wniosku, którym jednak nie zamierzał otwarcie się dzielić.
― Wychodzimy. ― Chociaż przewodniczący samorządu wciąż jeszcze przemawiał, Grimshaw obrócił się w stronę wyjścia, wyprowadzając ze sobą Riley'a, któremu najwidoczniej nie służył tłum dookoła. Nie służyło mu też coś jeszcze, co zmusiło Jay'a do wyciągnięcia telefonu z kieszeni. Odblokował ekran szybkim ruchem i wystukał wiadomość, zaraz chowając go z powrotem do kieszeni.
Powinieneś być milszy, gdy już o coś prosisz.
To nie była prośba.
― Napisałem do Chestera.
___✕ z/t [+ Riley]. | Następny temat. →
Poszedł.
Ociągając się trochę, niekoniecznie mając na to ochoty, ale mus to mus. No i trochę spóźnił, jakby nie patrzeć, co leżało mu na żołądku. Wślizgnął się do środka w połowie przemówienia dyrektora. Przystanął gdzieś trochę z boku nieopodal innych drugoklasistów, patrząc na nich mniej więcej tak, jak kot patrzy na karaluchy i do nikogo nawet słówkiem się nie odezwał.
Bo i po co?
Podszedł do wychowawcy, coś mamrocząc odebrał emblematy i jeszcze raz coś mruknął do siebie i wrzucił je do skórzanej torby przewieszonej przez lewe ramię. Nie chciał za bardzo tam zostawać, bo nie widział ku temu najmniejszych nawet powodów, ale byłoby pewnie głupio trochę, gdyby wrócił do domu tak szybko. Teoretycznie mógłby zahaczyć o sklep z komiksami albo bibliotekę, ale... ale. Ale lepiej zostać, posłuchać, może w końcu ktoś powie coś mądrego, może spotka jakiegoś innego geeka z klubu dla takich nerdów małych jak i on sam.
Lecz póki co sterczał pod ścianą trochę, przewracając ślepiami na to wszystko i poprawiając co jakiś czas denerwujący go krawat - nie lubił takich rzeczy i nie poprawiał tego nawet fakt, że był to przecudowny czarny krawat z drobnym, żółtym logiem Batmana.
Ociągając się trochę, niekoniecznie mając na to ochoty, ale mus to mus. No i trochę spóźnił, jakby nie patrzeć, co leżało mu na żołądku. Wślizgnął się do środka w połowie przemówienia dyrektora. Przystanął gdzieś trochę z boku nieopodal innych drugoklasistów, patrząc na nich mniej więcej tak, jak kot patrzy na karaluchy i do nikogo nawet słówkiem się nie odezwał.
Bo i po co?
Podszedł do wychowawcy, coś mamrocząc odebrał emblematy i jeszcze raz coś mruknął do siebie i wrzucił je do skórzanej torby przewieszonej przez lewe ramię. Nie chciał za bardzo tam zostawać, bo nie widział ku temu najmniejszych nawet powodów, ale byłoby pewnie głupio trochę, gdyby wrócił do domu tak szybko. Teoretycznie mógłby zahaczyć o sklep z komiksami albo bibliotekę, ale... ale. Ale lepiej zostać, posłuchać, może w końcu ktoś powie coś mądrego, może spotka jakiegoś innego geeka z klubu dla takich nerdów małych jak i on sam.
Lecz póki co sterczał pod ścianą trochę, przewracając ślepiami na to wszystko i poprawiając co jakiś czas denerwujący go krawat - nie lubił takich rzeczy i nie poprawiał tego nawet fakt, że był to przecudowny czarny krawat z drobnym, żółtym logiem Batmana.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach