Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Apartament na poddaszu
Pią Cze 24, 2016 12:18 pm
---


____________________

Obecne upały były zwyczajnie nie do zniesienia. Dlatego właśnie młody Clawerich zaraz po wejściu do mieszkania, dopadł klimatyzacji z wyrazem czystego zadowolenia ją uruchamiając. I wraz z zatrzaśnięciem drzwi wejściowych, stukot pazurów kilku czworonogów i wesołe poszczekiwania wypełniły pomieszczenie. 6 psich mord zaczęło pchać się ku właścicielowi w celu należytego powitania jakim obdarowywały go każdego dnia. Rzucając szkolną torbę gdzieś w kąt, przykląkł na podłodze by wytargać za poliki każdego z psów.
- E e e, bez śliny. - Zastrzegł, gdy tylko zauważył, że River już się przymierza, by obdarzyć go płynną miłością. Wziął też szczeniaka na ręce, wraz z całym stadkiem ruszając ku ich miskom, do których to dolał chłodnej wody. Memphis postawił między innymi psami, coby mogła zaczerpnąć czegoś chłodniejszego. Dostały również należyty posiłek a sam Orion zawrócił ku łazience, tam pozbywając się szkolnego outfitu, biorąc prysznic i zakładając nowe, luźniejsze ciuchy. Przez krótką chwilę rozważał zrobienie obiadu, ostatecznie jednak stwierdzając, że w sumie to pieprzyć to. Zerknął kątem oka na psy, które zdążyły porozwalać się w cieniu mebli i kontynuować odpoczynek. I nie mógł nie parsknąć, gdy zauważył szczeniaka rozłożonego jak dywanik tuż obok Winstona. Tylko Shelby była na tyle kochana, by podejść i wskoczyć na kanapę, na którą blondyn pozwolił jej wejść. Bo czemu nie? Duży mebel z miękkim materiałem, to czemu by go nie wykorzystać. Nie włączał telewizora, jedynie legł na boku, wspierając policzek na podłokietniku. Krótka drzemka nie jest zła, zwłaszcza, gdy jest się leniwym.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Pią Cze 24, 2016 3:00 pm
Zaraz po spotkaniu z Isaiah'em, przygrywaniem mu na gitarce i ogólnie dość miło spędzonym czasie wrócił do mieszkania. Zahaczył po drodze o swoją ulubioną pizzerię, zamówił półmetrową pizzę, margharitę. Kiedy otrzymał swoje zamówienie, zarzucił torbę i futerał na ramiona, pudełko ułożył na ręce i ruszył do apartamentowca. Nie było wcale tak daleko, więc mógł sobie spokojnie pozwolić na drobny spacerek, a pizza nie powinna jeszcze za bardzo wystygnąć. Reszta przebiegała dość zwyczajnie, przywitanie z panem odźwiernym, wejście do windy i zajechanie na najwyższe piętro budynku. Całe szczęście, że tak wysoko mieszkają, wszak dzięki temu mają naprawdę wielkie mieszkanie, które w sam raz wystarcza dla dwójki facetów i kilkoro zwierzaków. Do tego heloł, mają świetny widok z balkonu i okien, jak tu nie zazdrościć?
Wszedł do mieszkania, zakluczył za sobą drzwi, trampki zsunął ze stóp, przy okazji wykopując je gdzieś w kąt. Pizzę położył na szufladzie w przedpokoju, a sam ruszył szybko do łazienki. Zrzucił z siebie przepocone po całym dniu ubrania, założył bieliznę nową, spodnie i... i to wszystko. Koszulki nie ma co zakładać, bo i po co? Mieszka z kumplem, który raczej nie przyprowadził o tej porze żadnej panny, więc nie ma co się krępować. Wyszedł ponownie do przedpokoju, chwycił pudełko z pizzą i tanecznym krokiem powędrował do kuchni, aby to jakiś talerz sobie wziąć. Ba! Przy okazji coś do picia się przyda, co nie?
- Frey, jesteś w domu? Przyniosłem obiad!
Donośny głos Gabe'a rozniósł się po całym apartamencie. A on sam przystanął przy blacie kuchennym, otwierając jedną z szafek i szukając czegoś co się nazywa profesjonalnie szklankę. W tej pozycji też oczekiwał na jakąkolwiek odpowiedź ze strony współlokatora. Bo jeśli jest w domu to weźmie też dla niego szklankę. Co nie?
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Pią Cze 24, 2016 3:23 pm
Gdyby nie lekki sen, to zapewne coś tak błahego jak trzaśnięcie drzwi by go nie obudziło. No niestety. Gdy tylko trzasnęły za Gabrielem, blondyn zmarszczył brwi, sapnąwszy przy tym z niezadowolenia. Chwycił pierwszą lepszą poduszkę w dość dziecinnym geście nakładając ją na głowę. Była miękka, to może i zatrzyma dźwięki. No niestety, większość psów, w tym oczywiście rozszczekany szczeniak poderwały się z podłogi by powitać chłopaka. Jedynie Shelby wciąż leżała na kanapie przy właścicielu, ani myśląc się podnosić.
Odliczył dobre kilkanaście sekund w których to Walsh podreptał do łazienki. Wtedy też odetchnął, obracając się na drugi bok w celu znalezienia dogodniejszej pozycji. I nawet się udało. Wizja zaczęła ponownie się rozmywać, świadomość gdzieś odlatywała, dźwięki docierały jak zza grubej warstwy szkła. Do czasu.
"Frey, jesteś w domu? Przyniosłem obiad!"
Nabrał powietrza w płuca, by wypuścić je z przeciągłym, pełnym poirytowania "pffff" spomiędzy warg. Nie pozostało mu nic innego jak wstać, pójść do kuchni i udusić tego człowieka w przyniesionym obiedzie. Podniósł się więc, roztrzepując i już tak ułożone w artystycznym chaosie włosy dłonią. Poklepał jeszcze Shelby po grzbiecie, kierując kroki ku kuchni.
- Po co się drzeć? Normalni ludzie jak wchodzą do mieszkania to... O, pizza. - Myśl mu gdzieś uciekła, gdy tylko trójkolorowe spojrzenie padło na pudełko. Bez ceregieli czy czegokolwiek innego umościł się na krzesełku barowym przy blacie, by pochwycić kawałek pizzy i od razu ugryźć. No nagle zrobił się głodny. Wtedy dopiero raczył skierować wzrok na dobrodusznego kolegę, lustrując go od stóp do głów. Półnagi, norma. Obrócił się przodem do Gabe'a, wspierając łokieć wolnej ręki oraz plecy o krawędź blatu.
- Podrywałeś panienki na gitarę? - Bo skoro tak długo go nie było, to pewnie znowu gdzieś brzdąkał. Nie żeby samemu Orionowi to przeszkadzało. Już nie raz i nie dwa napieprzał nocami na skrzypcach.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Pią Cze 24, 2016 10:06 pm
Oj głuptasie, poduszka wcale nie pomoże. Nie w sytuacji kiedy kilka psów znajduje się tuż obok Ciebie. Ale chwila, łuchu! Nawet nie wiecie jak się Gabryś ucieszył na ich widok, kiedy te z błyszczącymi ślepiskami podbiegły do niego, obwąchiwały jego nogę i szczekały z radości. Każdego psiaka po kolei pogłaskał, porobił jakieś głupkowate miny, bo może, co nie? Nie trwało to zbyt długo, serio. Trzeba było się szybko przebrać i przysiąść do szamania, bo w brzuszku powoli burczało.
Z uroczym uśmiechem na ustach spojrzał na wchodzącego do kuchni Frey'a. Zmierzwił bujną grzywę ręką, poprawił okulary, które lubiły od czasu do czasu zsuwać się nieco w dół. I posłuchał co miał do powiedzenia. Czyżby chciał ponarzekać? Mina współlokatora wiele wyjaśniała, chyba nie był zadowolony z głośnego przybycia Gabe'a.
- Co? Jeszcze chcesz ponarzekać? Proszę bardzo, ale o pizzy możesz wtedy zapomnieć.
Droczył się z nim, to jasne. Nawet gdyby wciąż jęczał jaki to Gabriel jest niedobry i w ogóle zły, to czarnowłosy i tak podzieliłby się z nim obiadem. Specjalnie wziął półmetrową, aby spokojnie mogli we dwoje sobie pojeść i zaspokoić głód. Taki dobry z niego człowiek.
Chwycił kawałek pizzy, ugryzł raz, drugi, trzeci. Um. W końcu coś dobrego na języku. Wyciągnął dwie szklanki, postawił na blacie. Szybkim krokiem powędrował do lodówki, z której wyciągnął coca-colę, wrócił na swoje miejsce, rozlał po szklankach, a butelkę postawił na blacie. Sam też się o niego oparł, popijając co parę gryzów pizzę.
- Nie muszę podrywać na gitarę. Moja mordka stanowczo wystarcza.
Puścił mu oczko, zachichotał cichutko pod nosem. Aż się zakrztusił! Ale spokojnie, sytuejszyn opanowane, po prostu wpadło nie w tą dziurkę, ale po chwili był spokój.
- A ty co? W domu żeś siedział cały dzień? Czy szlajałeś się po mieście?
Podskoczył lekko do góry, układając swoje zacne cztery litery na blacie kuchennym. Zwisające nogi wprowadził w delikatny ruch, huśtając nimi na zmianę do przodu. Dalej szamiąc żarełko, może w końcu przestanie burczeć mu w brzuchu.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sob Cze 25, 2016 12:31 pm
Tylko chorzy ludzie nie cieszyliby się z powitania tylu uroczych pieseczków. A w tym szczeniaka! A zważając na to, że wszystkie czworonogi zdążyły już przywyknąć do Gabriela, to nie miały problemu z przywitaniem go w podobny sposób co Oriona. Woof, czy coś.
Miał pełne prawo do narzekania! Kiedyś się odwdzięczy i jak Walsh będzie wegetował półżywy na łóżku po ciężkim dniu... Będą się działy rzeczy. Nie mniej jednak wizja utraty pizzy przeraziła go na tyle, by przysunął do siebie całe opakowanie. Jego pizza, nie odda.
- Tę bitwę wygrałeś. Ale zobaczymy co powiesz, jak będę robił obiad, herbaciarzu. - Sarknął, następnie biorąc kolejnego kęsa margharity. W kuchni radził sobie całkiem nieźle i Gabriel doskonale o tym wiedział. Zwłaszcza, jak współlokator stawiał przed nim coś naprawdę wyrąbanego w kosmos a zrobionego z totalnie podstawowych produktów.
Za szklankę napoju podziękował skinięciem głowy, od razu upijając coli. Była z lodówki, czyli idealna na dzisiejszy dzień. Skończywszy pierwszy kawałek pizzy, sięgnął po drugi, przysłuchując się jednocześnie słowom wypowiadanym przez bruneta. I po prostu nie mógł krótko się nie zaśmiać.
- Kłamstwo powtarzane wiele razy nie stanie się nagle prawdą, Gabe. - Drobny, choć wyraźnie rozbawiony uśmiech rozciągnął wargi blondyna. Wyraz ten zaraz jednak spełzł na rzecz politowania a sam Frey pokręcił głową ze zrezygnowaniem. Chwalić się wyglądem i zaraz zakrztusić jedzeniem, chyba tylko Gabe tak potrafił.
- Sesja w studiu przez większość dnia. Później zaszedłem do muzycznego po struny do skrzypiec, znowu strzeliły. - Na potwierdzenie swoich słów wyciągnął z kieszeni spodni trzy opakowania ze strunami, które tam przełożył z plecaka coby nie zapomnieć. A aż trzy bo... Cóż, często mu strzelały, tak to bywało, jak się napieprzało na elektrycznych dniami i nocami. Nawet gitary tak nie męczył.
- Możesz mi urozmaicić ten dzień opowieścią o ciekawych rzeczach, które z pewnością dzisiaj robiłeś, chętnie posłucham. - Mruknął, upijając kolejny łyk coli i znów wgryzając się w pizzę.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sob Cze 25, 2016 2:21 pm
Nah, a niech tylko spróbuje. Chociaż w sumie, może hałasować do woli. Wszakże ciężko wyrwać Gabe'a z objęć Morfeusza, trzeba naprawdę się postarać, aby go wybudzić ze snu. A co dopiero trzeba zrobić, żeby wyciągnąć go z łóżka! Kilka budzików, zabranie kołdry i skakanie po nim nie zawsze wystarcza. Tego już na nim próbował lata temu młodszy brat. Jak się można domyślić, nie działało najlepiej, jedynie nabawił czarnowłosego kilku siniaków.
Ale zobaczymy co powiesz, jak będę robił obiad, herbaciarzu.
Groźba? Chociaż nie, chwila. Gabs, aż zbladł gdy to usłyszał. Jest totalną łamagą jeśli chodzi o gotowanie, dlatego woli zamawiać żarcie. Lepiej aby wydawał niepotrzebnie pieniądze, niż sfajczył całe mieszkanie. Zdecydowanie lepiej, serio. Poza tym, nie! Nie można tak szantażować tego biedaka.
- Ej, ej, ej! To już przesada! Wiesz, że nie umiem gotować.
Ot szybko przypomniał współlokatorowi o jego zdolnościach kulinarnych, a raczej ich braku. Niech nie zapomina o tym i w podzięce za pizzę coś ugotuje następnym razem. Przydałoby się wszamać coś co można nazwać normalnym obiadem. Jakiś schaboszczak, ziemniory, czy coś w ten deseń. Nie można żywić się ciągle fast food'ami.
Siedząc na blacie kuchennym pokiwał głową na boki. Bo przecież nie kłamie, on jest szczery. Czasami, aż do bólu. I tak, tylko Gabe jest taką kaleką, by tak zrobić. Bo kto normalny widział gościa, który chwali się swoją mordą, a po chwili czerwienieje i się krztusi żarciem? Gabriel idealnie wpasowuje się w słowo wyjątek, od wszystkich reguł jakie są nałożone na ludzkość.
Wcinając dalej smaczną pizzę przytaknął, że zrozumiał słowa Frey'a. Odnośnie tego gdzie się szlajał w dniu dzisiejszym, co robił. A w szczególności fakt, że po raz kolejny zerwał struny.
- Znowu? Chyba na urodziny będę musiał Ci zafundować roczny zapas ich.
Mina pełna zażenowania. Aż nawet zrobił takiego typowego, facepalm'a. Bo jak można tak nie dbać o swój własny sprzęt. To jest niepojęte, a w szczególności dla Walsh'a, który muzykę i instrumenty traktuje zawsze niczym skarb. No nic... Głęboki wdech, aby przypadkiem nie stracić tchu podczas opowiadania. I jednym ciągiem, dosłownie jednym.
- Siedziałem w szklarni z Isaiah'em, zagrałem mu na gitarze, zaśpiewał i to chyba tyle. Skoczyłem przy okazji po pizzę wracając do domu, bo zgłodniałem. Meh.
I wdech, wydech, wdech, wydech. Kurde, nie było to jednak takie łatwe jak się spodziewał. Dojadł wcześniej wzięty slice pizzy, następnie popił czarnym nektarem Bogów jaki miał wlany do szklanki. Boże, jaki upał. Będzie trzeba chyba niedługo i spodnie ściągnąć z siebie, bo dupę sobie sparzy jeszcze, czy coś. Chociaż nie, nie będzie tego robił. Za duży zaszczyt dla Frey'a to by był, gdyby miał okazję oglądać go w samej bieliźnie.
- Będę grał koncert na zakończeniu, najprawdopodobniej. Mam nadzieję, że wpadniesz gadzino i zrobisz dla mnie hałas.
Uśmiechnął się zadziornie, pokazując z lekka białe ząbki. A niech przychodzi, przyda się jak najwięcej ludzi. Szczególnie widok szkolnej gwiazdy w małej salce może zachęcić jakieś szaraczki do wejścia, a to się przyda. Niech ludzie słuchają jego talentu i w ogóle, niech ten jego głos dochodzi do innych. Niech jego sława staje się coraz większa, wcale nie tylko o nią chodzi, wcalee.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sob Cze 25, 2016 3:57 pm
Przyniesie się kilka głośników do pokoju Gabe'a, podepnie do skrzypiec, stanie tuż przy łóżku śpiącego i… Voilà. Jeszcze w ogóle spróbować zagrać jakiś dubstepowy kawałek i zmarłych z grobów można wyciągać. Takie połączenie każdego wyrwałoby z łóżka, nawet Walsha, chłopca o kamiennym śnie. Frey może nie miał potrzebnych iluś dziesięciu kilo by skoczyć na bruneta, ale miał mocne głośniki z dobrym basem. Przynajmniej obejdzie się bez siniaków!
Wypowiedziane słowa odniosły zamierzony efekt, o czym przekonał go wyraz twarzy Gabriela. A raczej utrata kolorów. Pewnie, że można go szantażować, każdego można. Trzeba tylko wiedzieć, jak to robić. A dobre jedzenie to jeden z tych argumentów, które zawsze się sprawdzają.
- Gdybym nie wiedział, to bym nie wysuwał takich argumentów, nie sądzisz? - Odchylił się bardziej na barowym krześle, coby wygodniej oprzeć o blat. Ku przestrodze nieuświadomionych… Gabe'a nie należało prosić o nic jeśli chodziło o pomoc w kuchni. I jeśli mówiło się „nic” to naprawdę i całkowicie poważnie chodziło o nic. Sama prośba o przemieszanie sosu w garnku zapewne skończyłaby się katastrofą. Zwłaszcza gdyby dana substancja była akurat podgrzewa,a wtedy to już w ogóle katastrofa. Apartament był ładny i Orion nie chciał pozwolić na puszczenie go z dymem. Zresztą nikt nie kazał im się żywić fast food'ami. Nie było żadnej reguły zabraniającej zamawiania sałatek albo po prostu czegokolwiek zdrowszego. Walsh zawsze zajmował się zamawianiem żarcia i kończyło się to tak, jak kończyło. Chociaż i tak zdążył już zauważyć, że jego czarnowłosy kolega nie należy do grona szarych ludzi, którzy niczym nie mogą się pochwalić, i bynajmniej nie chodziło o stan majątkowy.
- Możesz, nie będę mieć nic przeciwko. W zamian kupię ci czerwoną albo różaną herbatę, pasuje? - Pokiwał głową, ze zgrozą spoglądając na 3 opakowaniu strun. Na roczny zapas będzie musiał trochę wydać… I to nie tak, że nie dbał o swój sprzęt. Po prostu gdy wczuwał się w grę przy lepszym kawałku, to tracił hamulce. A ręce miał już wyćwiczone i szybkie. Tu za mocno dociśnięty smyczek, tu zbyt ostre przejście i cóż, struna pęka. Skończył jeść kolejny kawałek, popijając go colą. Już miał sięgnąć po kolejny, lecz nabierający powietrza Gabe skutecznie odwrócił jego uwagę od pizzy.
- Oh? A kiedy zagrasz dla mnie? Mam się obrazić? Zabieram jedzenie i psy, rób z tym co chcesz. - Machnął ręką, niby to w lekceważącym geście i na pożegnanie. Jednak oczywiście żartował, toteż jedynie okręcił się na krześle i sięgnął po butelkę coli, coby dolać jej sobie do szklanki.
Zaszczyt czy nie zaszczyt, wolał sobie oszczędzić tych widoków. Miał dość sporą tolerancję na temperatury, toteż klimatyzowany apartament w zupełności mu wystarczał, by czuć się dobrze i nie musieć rozbierać. Sięgnął po całe pudełko pizzy podnosząc się wraz z nim i swoją szklanką z siedzenia i kiwając głową na bruneta. Pomyśli, żeby wziąć colę i szklankę, prawda?
- Zachęć mnie. - Odparł mrukliwym tonem, posyłając Gabe'owi wyzywające spojrzenie, w którym jednak były widoczne rozbawione przebłyski. Ruszył do salonu, tam kładąc opakowanie z pizzą i szklankę na stoliku. Sam zasiadł na wygodnej kanapie, kątem oka zauważając Shelby, która zdążyła przez ten czas ulotnić się na chłodną podłogę. Wziął w ręce kawałek pizzy i pilota, by następnie włączyć telewizor. Piękna plazma z jeszcze piękniejszymi kanałami, pozostaje tylko znaleźć coś interesującego.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sob Cze 25, 2016 5:17 pm
Ohoho, głośniki, jakiś dobry bas i faktycznie mogłoby to zadziałać. Jakaś energiczna muzyka, ciągle dudniąca, odbijająca się niemalże echem po pokoju z całą pewnością spowodowałaby przebudzenie, a może nawet i wstanie z wyrka, aby tylko wyłączyć ten przeklęty hałas. Gorzej jeśli miałby akurat założone jakieś zatyczki do uszu, bo na przykład wieczorem Frey grałby na skrzypcach. Meh, to wtedy już trzeba byłoby mu je wyciągnąć, same głośniki raczej nie dałyby rady.
No można szantażować, oczywiście. Ale to nie jest ani miłe, ani kulturalne. Dżentelmenom nie wypada tak manipulować innymi, aby wyjść na dobre dla siebie, nieładnie, nieładnie, nieładnie. Jeszcze dodatkowo straszyć go czymś takim jak brak gotowania obiadku. Mam pogrozić paluszkiem? Czy co?
- Nah! Nie wolno! Masz gotować, zajmować się mną, bo... bo... bo nie dostaniesz prezentu na święta!
Cóż. Gabriel na dobrą sprawę niewiele oferuje Frey'owi jako współlokatorowi, nie sprząta, nie gotuje, nie opłaca całego czynszu, nie robi prania, na zakupy też często nie idzie, a jak już musi to zamawia internetowo, z dowozem. Także tego, wiecie. Nie miał czym za bardzo teraz przekonywać Frey'a do odpuszczenia tak szalonego pomysłu, a jedyne co mu przyszło do głowy to prezent na święta. Ot, pierwsza myśl, może niezbyt wybitna, ale czego można oczekiwać od przerażonego Gabs'a?
Coś gotującego? Nie daj Boże jeszcze w garnku, gdzie w domyśle jest czegoś dużo. Jeśliby nie dopuścił do wykipienia zawartości, to cóż. Najprawdopodobniej załatwiłby zupę, sos czy co tam by było w inny sposób. Chociażby przenosząc garnek, oparzyłby się jak ostatnia kaleka i wylał wszystko na podłogę. Przy okazji chodząc z mopem, zahaczyłby pewnie o patelnię czy coś co jeszcze stałoby na kuchence i w ten sposób mielibyśmy podłogę tak bardzo usyfioną, że pożal się panie Boże.
- Czerwoną. Ale jakąś dobrą, gówna nie pijam.
Nie no, to nie tak, że Gabryś jest jakimś pudelkiem. Ma pełno różnych herbat, tych z wyższej półki oraz te z niższej. Nawet takie za które płacisz parę dolców, bo przecież trzeba i takie wynalazki spróbować. Jednakże skoro już zaoferował tak wielki zapas strun, no to zażyczy sobie z wielką chęcią też jakiejś porządnej herbatki.
- S'il vous plaît attendre!
Na dobrą sprawę nie wiedział czy w ogóle Frey znał język francuski. Ale tak jakoś mu się wymsknęło.
- Żarcie i szczeniaka zostaw! Resztę możesz zabierać!
Z uśmiechem na mordzie odpowiedział na jego niby zaczepkę, która miała symulować focha z przytupem. Nie, nie. Nie z Gabe'm takie numeru. Jedzonko, szczeniaczek zostają, a Frey może iść sobie. Ważne, że pieska zostawi, bo on taki mały, uroczy i kochaniutki jest. A na dodatek nie pyskuje jak mu się pizze przynosi!
Gabriel również wziął dupę w troki, zeskoczył z blatu. Chwycił butelkę z napojem, szklankę i poszedł grzecznie za Clawerich'em. Przyklapnął sobie na sofie, nogi położył na stoliku. Chwycił za slajsa pizzy i z udawanym skupieniem spoglądał na telewizor.
- Jeśli przyjdziesz, to tego. Posłuchasz fajnej muzy. Zobaczysz mnie epicko ubranego. I w sumie może poznasz jakąś pannę. Pamiętaj, że twoi rodzice wciąż mi trują, bym im synową znalazł jakoś, a ty wcale nie pomagasz w tym. Meh.
Pokiwał głową z politowaniem, że Frey taki biedak, na stałe kobiety sobie nie może znaleźć. Po co komu jednodniowe, a raczej jednonocne przygody? Chociaż nie, nie bądźmy hipokrytami jednak, Gabs również się obracał wśród panienek na jedną noc. Kurde, dobrała się ta dwójka współlokatorów, faktycznie.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Pon Cze 27, 2016 2:55 pm
Dokładnie, dobry dubstep nie jest zły. Zwłaszcza z podkręconym basem. Ta muzyka brzmiała jak potłuczona, ale przynajmniej dzięki temu mogła przynosić efekty. Na przykład właśni wyrwanie z wyrka. No, w przypadku zatyczek byłoby nieco gorzej. Chociaż sądził, że gdyby tak wpuścił 6 psów na łóżko Gabriela, a te zaczęłyby po nim łazić i skakać i cholera wie co jeszcze robić, to by wstał. Wzięłyby go w obroty lepiej od samego Clawericha. Tu kołdrę ściągnęły, tu poduszkę wyrwały, tu zaczęły ciągnąć za koszulkę czy co by tam na sobie miał. Podsumowując… Po prostu psy, rozwiązanie idealne na każdą sytuację.
A tam zaraz nie wypada. Szantażować trzeba umiejętnie, bo inaczej nie ma to sensu. Albo żartując, to też opcja. I na pewno każdy dżentelmen przynajmniej raz w życiu kogoś szantażował, takie życie. W mniej lub bardziej subtelny sposób. Grożenie paluszkiem za wiele nie pomoże.
- Opiekować się tobą? Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że można to interpretować różnorako? I tak swoją drogą… Nie obchodzę świąt. - Przy końcu uśmiechnął się, choć w raczej mało przyjemny sposób. Od kiedy Angelina zginęła w wypadku, przestał obchodzić nie tylko urodziny, ale również święta. Bez matki ciasta traciły apetyczny zapach, drzewko i prezenty radość z ich przygotowywania, potrawy smak a całe święta atmosferę. W sumie to było tak z każdymi, nie tylko Bożonarodzeniowymi. Potrząsnął krótko głową, odganiając niepotrzebne myśli. Zawsze uważał wspominanie tego za stratę czasu, była masa ciekawszych tematów, nad którymi mógł rozmyślać.
Nie liczył na zbyt wiele decydując się na wspólne mieszkanie z tym człowiekiem. Zresztą, nie ustalili nigdy żadnych zasad, więc co się dziwić. Cóż, Frey zawsze mógł założyć swoją chustę do sprzątania, wziąć wilgotną ścierkę w ręce, zwinąć ją i trzasną Gabe'a w dowolną część ciała, zaganiając do sprzątania. Nawet jeśli był cholernie leniwy, to nie znosił brudu i zapizganego mieszkania. A mokra szmata jednak boli.
Szczerze mówiąc, bał się pozwalać Gabe'woi nawet na zagotowanie wody na herbatę. Nigdy nie wiadomo, czy przypadkiem nie zapomni o tym, że to zrobił, wyleje gorącą zawartość na podłogę albo siebie. Cholera go wie.
- Oczywiście, sam osobiście ci ją kupię. - A jak dobrze wiedzieli, Orion miał rękę do kupowania tego typu produktów. Zawsze wynajdywał najlepsze warzywa, owoce, mięsa i inne takie. Kwestia dobrego oka i zaznajomienia z produktami, ot co. A dobrą herbatę znajdzie, choćby miał pojechać na drugi koniec Kanady. W sumie wakacje, to czemu by nie. Nie ustalili przecież, kiedy Gabe dostanie tę herbatę.
- Merci beaucoup mon ami. - Dodał jeszcze, słowem podziękowania za struny a swego rodzaju odpowiedzią na wypowiedź Gabriela. Wyrwało mu się też krótkie ziewnięcie, które jednak zdążył ukryć za dłonią. Tak się dzieje, kiedy się go niepotrzebnie budzi.
- Obawiam się, że szczeniak jako pierwszy za mną pójdzie. Żarcie w końcu się skończy i będziesz musiał je przygotować. A jeśli będziesz ciągle coś zamawiał… Cóż, dziewczyny czy tam chłopaki raczej nie polecą na zwisający brzuch. -  Wspomniany pieseczek jak na zawołanie do nich przydreptał, od razu wspierając się przednimi łapami o nogę Oriona. „Właścicielu, podnieś mnie!” O właśnie. Nie miał serca w tym momencie odgonić tego psa, więc zgodnie z „życzeniem” wziął go na ręce, usadawiając na udach. Memphis co prawda była bardziej zainteresowana samą pachnącą pizzą niż leżeniem na nogach Clawericha, no ale co poradzić. Taka cena psiego węchu. Nie dał jej jednak ani kawałka, bo swoje jedzenie miała w misce. A jak dobrze wiadomo, jak Frey się uprze, to nawet najurokliwsze spojrzenie najcudowniejszego pieseczka go nie przekona. Wziął kolejny kawałek pizzy, gryząc jego końcówkę.
- Nie potrzebuję twojego koncertu do poznania fajnej panny, wystarczy wyjść na miasto. I przypominam, że asystentka mojego ojca nie jest moją matką i nigdy nie będzie, nawet jeśli mają ten swój śmieszny związek i planują ślub. Nie wiem czy doczekają się synowej a tym bardziej nie mam zamiaru tego ułatwiać. -  Odparł głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji, bo o ile o samym koncercie i panienkach mógł rozmawiać, tak temat ojca, Angeliny, która nie żyła i jego własnej przyszłej a niedoszłej żony już niekoniecznie był ciekawy. Przynajmniej dla niego samego. Mógł mieć dziewczynę, chłopaka też. Ale ponad wszystko cenił sobie swoją wolność, a małżeństwo było dla niego jak obroża ze smyczą. Zresztą jego związki i tak wyglądały jak wyglądały. Po kilka dni, góra dwa tygodnie. Co poradzi, że szybko się nudził? A partnerki czy tam partnerzy tez nie byli skorzy, by robić cokolwiek ciekawszego od kina czy spaceru. Jeszcze nie zauważyli, że Clawerich nie znosi nudnych ludzi?
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Pon Cze 27, 2016 10:52 pm
Psiaki i ich magiczna moc przebudzenia. Ciekawa opcja, ale nie można być pewnym czy dałyby radę. Nawet jeśli wyrwałyby mu z objęć kołdrę, poduszkę spod głowy, ściągnęły jakimś cudem prześcieradło to jest całkiem możliwe, że czarnowłosy wciąż wylegiwałby się na łóżku, odganiając delikatnie zwierzaki ręką. Najprostszym sposobem jest chyba zrzucenie go z wyra, wszak na podłodze leżeć nie ma zamiaru, a skoro już wstał to raczej nie glebnie się ponownie. Taki już jest Gabriel, pełen energii i wszędzie go pełno, a gdy przychodzi pora na spanie to jest największym możliwym śpiochem jaki stąpał po kuli ziemskiej. Jego przyszła żona, jeśli takową w ogóle znajdzie, będzie miała przerąbane z takim mężem. Może i bogaty, przystojny, wysportowany, i ogólnie sprawia wrażenie dość dobrej partii. To już po pierwszej, wspólnej nocy będzie go miała dość. Bo co to za facet, który nie ruszy tyłka spod kołdry, aby zjeść śniadanie przygotowane przez ukochaną? Bezczelny...
- Interpretuj sobie to jak chcesz.
I tak swoją drogą… Nie obchodzę świąt.
Ale, ale jak to? Gabrysia, aż zatkało. Tylko, że jest zbyt uparty, aby dać za wygraną, tak łatwo.
- Tyle, że ja obchodzę i daję innym prezenty. Musisz przyjąć, bo będzie foch taki, że się nie pozbierasz.
Napełnił poliki powietrzem, aby zrobić naburmuszoną minę. Wstrzymał w takiej sytuacji oddech, jego twarz zrobiła się delikatnie czerwona, co przypominało właśnie twarzyczkę kogoś obrażonego na amen. Nie trwało to długo, bo po co miałby przesadzać, wypuścił nabrane powietrze i powrócił do normalnego oddychania.
No tak, kiedy umiera ktoś bliski, powiązany z wszelkimi uroczystościami świątecznymi, czy właśnie imprezami urodzinowymi to jest możliwość znienawidzenia akurat tych dni. Nie można winić za to Frey'a, wszakże to właśnie matki przeważnie organizują najwięcej, gotują, pieką ciasta, robią wielkie porządki. W całym domu je widać jak się krzątają, spocone i zmęczone, tylko po to aby uszczęśliwić resztę rodziny. Kobiety są pod tym względem wspaniałe. Nie dość, że rodzą w bólu i cierpieniu dzieci, to zajmują się nimi najlepiej jak potrafią, dbają o nie. Pilnują by nic się złego nie stało, a na dodatek przez pierwsze dni, miesiące, a nawet i lata mają na głowie cały dom, nie chodzą do pracy, bo etat - matka jest zbyt wyczerpujący.
Kiwnął głową na znak, że przyjął do wiadomości informację o osobistym kupnie herbaty przez Frey'a. Cóż, można się cieszyć. Może nie jest tak zagorzałym herbaciarzem jak Gabs, ale spędził z nim odpowiednią ilość czasu, aby wiedzieć jakie napoje przyjemnie pieszczą podniebienie Walsh'a. Już nieraz miał okazję widzieć wielce zadowolonego współlokatora, który podniecał się jaką to wspaniałą herbatę sobie kupił i sączył w salonie, stąd też za pewne będzie w stanie dać idealny prezent.
- A co jeśli będę zamawiał jakiś fit catering, hę? Wtedy nie będzie zwisającego brzucha! A szczeniaka jeszcze przekupię dobrą karmą, aby tylko pokochał mnie bardziej.
Nie ma co się dziwić, że Gabrielowi do oka wpadł właśnie najmniejsze zwierzątko Frey'a. Bo przecież jest taki maluśki, uroczy, nic tylko trzymać go na rękach, tulić i rozpieszczać. Gabs nie byłby taki bezduszny i z całą pewnością widząc smutną minkę psiaka, oddałby mu nawet całą pizzę. Za pewne potem dzwoniłby po taksówkę, aby jechać z nim do weterynarza, bo rozchorowałby się jeszcze od tego ludzkiego żarcia, ale no. Nie dałby rady odmówić.
- Dobra, dobra. Ale na jakieś panny możemy wyskoczyć w niedalekiej przyszłości. Coś mnie ostatnio swędzi tam na dole.
Rzucił wymownym spojrzeniem na swoje krocze, co miało oznaczać, że ostatnio ma małą chętkę, aby skoczyć na jakiś podryw. No tak, jest przecież facetem, każdemu się zdarza. Na obecną chwilę natomiast chwycił drugi kawałek pizzy i zaczął go pochłaniać. Tym razem o wiele szybciej niż poprzedni.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Wto Cze 28, 2016 2:01 pm
Zawsze była opcja, że Frey mógłby sam osobiście wleźć na łóżko bruneta i po nim poskakać. Choć nie był pewny, czy śmieszne 45 kilo zrobiłoby większe wrażenie od sześciu psów. Zapewne nie, aczkolwiek upierdliwość blondyna sama w sobie powinna dać radę. Mógł przecież zrzucić Gabe'a z łóżka. I nie miałby żadnych oporów! Rzuciłby tekstem w stylu „ukradli ci gitarę” i wyszedł z pokoju razem z kołdrą czy czymkolwiek pod czym lub na czym Gabrieal spał. Naturalnie instrument leżałby spokojnie na swoim miejscu, aczkolwiek mała „zachęta” w postaci zasiania drobnej paniki zawsze jest dobrym sposobem na osiągnięcie celu. Mógłby ewentualnie zrobić w kuchni coś, co pachniałoby, wyglądałoby i smakowałoby tak nieziemsko, że brunet bez niczyjej pomocy wyszedłby z łózka. Licząc oczywiście, że jedzenie miałoby na niego aż taki duży wpływ. Bo jeśli nie, to musiałby zostać przy opcji wywalenia go z wyrka. A żona zapewne nie narzekałaby na taki stan rzecz. Oczywiście dopóki kochany Walsh płaciłby za wszystkie jej zachcianki. Kobiety już takie są, lecą na bogaczy i rzadko kiedy chodzi o prawdziwą miłość.
- Jasne, pamiętaj tylko, że mamy różne definicje opieki. - Odparł z nikłym uśmiechem, który mógł być jedynie przewidzeniem. Nie obracając głowy, zerknął kątem oka na milczącego bruneta. Zapowietrzył się, czy co?
- Oh doprawdy? Mogę cię zmartwić, ale jakoś przeżyję brak dostępu do herbaty. - Zażartował gładko, zwracając trójkolorowe spojrzenie z powrotem na telewizor. Nie spojrzał nawet na napowietrzonego Gabriela, pomagając szczeniakowi wygodniej usadowić się na nogach. Jak chciał się fochać, to proszę bardzo, byleby nie próbował się dusić, bo moralność blondyna czasami szwankowała. Przypadkiem nie zauważyłby, że jego współlokator właśnie traci powietrze z płuc. Westchnął tylko, kręcąc głową z politowaniem.
Nie obchodził świąt i urodzin od 8 lat. Właściwie za niedługo już 9. I mimo iż ojciec na samym początku próbował jakoś to naprawić poprzez sprowadzanie jakichś tam gałęzi rodziny, czy próbie ugotowania świątecznego obiadu… Poddał się, widząc, że ta „atmosfera” tylko wyniszcza wewnętrznie jego syna. Wybrał więc alternatywną opcję, zapewniając Orionowi masę zajęć w każdą Wielkanoc, Boże Narodzenie czy inny shit. A było tego tak wiele, że młody Clawerich nie miał czasu nawet spojrzeć na choinki, zające czy coś w tym stylu. I tak było dla niego lepiej, nie narzekał. Właściwie tylko wyczekiwał na moment w którym będzie mógł wyjaśnić znajomym, że nie, nie spędzi z nimi świąt bo ups ma sesję zdjęciową, zajęcia ze skrzypiec czy zaplanowany trening z psami, no przykro mu bardzo.
Oj tak, nigdy nie mógł zrozumieć, jak można w aż tak dużym stopniu zachwycać się herbatą. Gitarą owszem, konsolą też, ale herbatą? Toż to najzwyklejsze zioła czy owoce zalane wrzątkiem. Nie mniej jednak nigdy jakoś bardziej tego nie komentował, tylko raz czy dwa rzucając coś w stylu „jesteś uzależniony, lecz się.” I nigdy nie pomogło. Gabe wciąż miał swoją ogromną kolekcję herbat, która nie wiadomo jakim cudem wciąż mieściła się w szafkach. Dlatego właśnie rodził się w nim dobry strach na myśl, co się stanie, gdy brunet dostanie jedną z tych naprawdę dobrych czerwonych herbat.
- Wiesz… Nawet jeśli pisze, że catering jest fit, to niekoniecznie jest to prawdą. Właściwie nigdy nie jest. Taka już cena zamawianego żarcia, przykro mi. A szczeniak na karmę nie poleci. Jest jeszcze młody i głupi, owszem, ale nie jest człowiekiem, żeby dało się go przekupić żarciem. - Posłał Gabrielowi asymetryczny uśmiech, następnie zwracając spojrzenie na wspomnianego szczeniaka, który zdążył już zasnąć. Wcale się nie dziwił ludziom, że akurat tego jednego chcieli kraść. Małe pieseczki mają to do siebie, że są jak magnes. Ta zasada nie działa jednak na Oriona, bo wszystkie swoje psy kochał identycznie i nawet jeśli Memphis była niezaprzeczalnie urokliwa i słodziutka, to Frey nie miał ulubieńców i traktował ją tak, jak całą resztę.
- To może być też oznaka choroby wenerycznej. - Uniósł jeden kącik ust nieco wyżej, błyskając kilkoma białymi zębami w złośliwym uśmiechu. Nie mniej jednak zaraz kiwnął ugodowo głową, bo czemu miałby się nie zgodzić na wyjście na podryw? Zawsze to jakaś rozrywka.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sro Cze 29, 2016 2:23 pm
Well... Pachnące śniadanko raczej nie spowodowałoby tak wielkiej ochoty, tak cieknącej ślinki, że musiałby się pokusić o wstanie. Nie. Już jego matka próbowała tego typu sposobów. Choć pomysł z wkręceniem go, że gitarę mu podpierdolili. No to już miałoby jakiś skutek, bo przecież jego instrumenty są dla niego najważniejsze. Niezależnie czy to gitara, czy pianino, które trzyma akurat w rodzinnym domu. Szkoda trochę miejsca zajmować tutaj, a i się bawić w przewożenie jego. Za dużo zachodu, jak będzie chciał postukać w klawisze to odwiedzi rodzinkę i po problemie. Gitara na razie wystarcza, sprawia i tak wiele frajdy, a w szczególności gdy siada sobie jeszcze z zeszytem i ołówkiem. Proces tworzenia nowej piosenki zdecydowanie działa dość pozytywnie na niego, a trans w jaki wpada jest chyba najlepszym co go spotyka w życiu.
- Meh... nie bądź taki.
Jak widać, jego naburmuszona mina nie podziałała. A tak się starał, żeby wypaść jak najwiarygodniej. Widoczne starania były już po twarzyczce, która nabrała burakowego kolorku. Frey czasami jest dupkiem, kompletnie go zlał. A i jeszcze gdyby zaczął się faktycznie dusić to nie wiadomo czy w ogóle zwróciłby jakąś większą uwagę. Chyba musiałby zaczął go szarpać za ramię i pokazywać rękoma, że sytuacja dzieje się naprawdę.
Gabryś zdecydowanie inaczej obchodził święta. Od zawsze, aż do tej pory jest tak samo. Zjeżdżają się w miarę możliwości najbliżsi członkowie rodzinki, jakieś bliskie kuzynostwo, wujostwo. Tak, że zbiera się kilkunastu przedstawicieli rodu Walsh'ów. Wynajmują przeważnie jakiś lokal, zatrudniają kucharzy, kelnerów, muzyków i w najlepsze bawią się do rana. Rozmawiają ze sobą, załatwiają czasami nowe kontrakty między sobą, bo biznes is biznes, nie zna pojęcia, że nie wypada. Potem wszyscy wracają do swoich domów, gdzie wszystkie pomieszczenia są udekorowane na swój własny sposób. Wielka choinka, błyszcząca od natłoku przeróżnych bombek i innych pierdół, które to się wiesza na niej. Pod nią pełno pudełek z prezentami, dla każdego po kilka przeważnie. Unoszący się zapach pierniczków, brak służby w domu. Ostatnio nawet młodszy braciszek przyprowadził na święta nową dziewczynę. Skubaniec tylko rok młodszy od Gabriela, a radzi sobie o wiele lepiej w sprawach sercowych.
Komentarze na temat jego uzależnienia zbywał przeważnie machnięciem ręki. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że zdążył się uzależnić od tego napoju, tak jak od lizaków. Musiał mieć przy sobie kubek z herbatką, paczkę słodkości na patyku, bo inaczej czuł się nieswojo, zawsze potrzebuje mieć takie rzeczy tuż pod ręką. Chociaż nie myślał nawet o tym, by się opanować, by ograniczyć. Bo niby po co? Tak mu jest dobrze i nic, nikomu do tego.
- Ale jak to nie jest wtedy fit? To oni kłamią?
Zrobił serio zdziwioną minę, bo nie miał pojęcia. Skoro piszą, że jest fit catering, zdrowe żarcie i w ogóle pełne odpowiednich substancji odżywczych, to czemu to niby jest niezdrowe? Aż nie chce mu się wierzyć, że potrafią tak perfidnie okłamywać klientów, ugh. Gdyby Frey odszedł z mieszkania to chyba zatrudniłby kucharką jakąś, coby to mieć co jeść.
- To na pewno nie choroba. Dawno nie miałem żadnej w łóżku. A ty maluszku niby co taki przemądrzały? Też dawno Cię nie widziałem z żadną.
Maluszku? Tak, Gabs serio w ten sposób zwrócił się do Frey'a, który był niższy od czarnowłosego. Czasami go tak nazywał i zachowywał się w stosunku do niego jakby był jeszcze dzieckiem. Bo taki uroczy jest przecież jak się złości.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Sro Cze 29, 2016 3:52 pm
Oj tak, proces komponowania nowego utworu był niezaprzeczalnie wciągający. Zwłaszcza, gdy ze swojego dzieła chciało się zrobić coś naprawdę wyjątkowego. Covery znanych piosenek w lekko zmodyfikowanej wersji też były świetne, zwłaszcza, gdy miało się na nie dobry pomysł. Ale jednak własny twór w który włożyło się masę pracy i wykonało z należytą pieczołowitością… To dopiero były perełki. Problem w tym, że podczas tworzenia potrzebny był spokój. A jeśli znalazła się upierdliwa osóbka, która postanowiła uprzykrzyć ten proces, to już trochę gorzej. Zwłaszcza, że Gabriel i Frey robili to sobie nawzajem. Nie jakoś specjalnie często, ale jednak. I w sumie nie przeszkadzałoby mu sprowadzenie pianina. Zawsze miałby na czym siedzieć, podczas napieprzania na własnych instrumentach, prawda? No i jakoś by się to wszystko rozłożyło. Gabriel miałby swoją gitarę i pianino a Orion oba elektryki, ukochane skrzypce i gitarę.
Machnął lekceważąco ręką, nie chcąc już dłużej kontynuować tematu. Nie było takiej potrzeby, więc po co się rozdrabniać. Wszyscy dobrze wiedzieli, że Clawerich mało kim się przejmował, nawet jeśli dana osoba uchodziła za jego przyjaciela bądź przyjaciółkę. Tak samo wyrzuty o coś, co zrobił nietaktownie bądź nie na miejscu zbywał pilotowanym spojrzeniem. Jeszcze się nie nauczyli? Żeby zdobyć jego troskę czy coś w tym stylu, trzeba było masę pracy i czasu a i tak nie zawsze wychodziło. Nie mniej jednak o dziwo wciąż pozostawali ludzie, którym specyficzne usposobienie blondyna nijak nie przeszkadzało i cały czas się z nim zadawali.
Tematu świąt unikał jak ognia, zawsze się wykręcał i jakoś nigdy specjalnie tego nie żałował. Zdążył się już przyzwyczaić i jak do tej pory nie było siły, która zmusiłaby go do ich obchodzenia. I oby w tym roku również tak było. Prezentów też nigdy nie dostawał, bo po tym jak raz dobitnie zaznaczył, że ich nie chce, cała rodzina zaprzestała prób wciśnięcia ich w jego ręce. Tylko od czasu do czasu suszyli mu głowę, że może zechciałby odwiedzić cioteczkę czy tam babcię. Chudo wyglądał, to by mu dobry obiadek zrobili. I na nic tłumaczenia, że w zawodzie modela na nic by mu się zdały zbędne kilogramy a swoją wagę lubił taką, jaka była. Zawsze w takich sytuacjach rzucał krótkim „nie” i wychodził.
- Bingo. - Mruknął. Żeby cały ten catering był fit, musieli najpierw włożyć w niego całą masę chemicznych substancji. W tym barwniki, substancje aromatyzujące i coś, co zapewniało, że człowiek będzie żarł i żarł. No nie miał serca nie uświadomić Gabriela. Jeszcze by się biedaczyna opychał tym syfem i co wtedy. Narzekałby, że fit a brzuch rośnie.
- Próbujesz się dowartościować Walsh? Brakuje ci gdzieniegdzie centymetrów? - Warknął raczej mało zadowolony, bo temat wzrostu był dla niego po prostu zakazany. Dlatego właśnie gdy tylko odłożył szczeniaka na dywan, legł przodami ciała na udach Gabriela, tym samym nie pozwalając mu się poruszyć. Blondynowi było wygodniej a próby łaskotania na nic by się nie zdały, bo Clawerich zwyczajnie ich nie miał.
- To, że mnie z żadną nie widziałeś, nie znaczy, że mnie z żadną nie było. Z wiekiem ślepniesz, przykro mi. - Fuknął, wspierając podbródek na skrzyżowanych przedramionach, raz przesuwając policzkiem po tatuażu. Planował kolejny, tylko jeszcze nie wiedział gdzie.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Czw Cze 30, 2016 9:01 pm
Oczywiście, wszelkie przeróbki najbardziej znanych kawałków są ekstra. Już nieraz można było słyszeć z pokoju Gabriel'a przeróżne brzdąkania, które przypominały piosenki bardzo dobrze znane z radia, czy wśród osób słuchających rock'a. Wszak nie ograniczał się wcale do jednego gatunku, stąd też pole manewru w jego wykonaniu jest wielkie. Jeśli coś wpadło mu do ucha to z całą pewnością prędzej czy później zagrał w swoim własnym stylu, który zdążył wypracować latami ćwiczeń. Modulował swoim głosem odpowiednio, aby otrzymać jak najciekawsze brzmienie do danego kawałka. Wbrew pozorom starał się nawet jeśli to były efekty najzwyklejszego znudzenia się siedzeniem w mieszkaniu. W kwestii muzyki zawsze dawał z siebie sto procent, ba! Można się szarpnąć nawet o stwierdzenie, że dwieście procent.
Dobrze, że jednak nie sprowadził pianina tutaj. Frey dostałby takiego czochrańca, że więcej nie odważyłby się posadzić swoich czterech liter na nim. To genialny instrument, który trzeba szanować. Towarzyszył młodemu Walsh'owi od małego, o wiele wcześniej niż szarpanie strunami. Cóż. Świetnym przykładem takiej osoby, która pomimo wrednego charakteru blondyna wciąż z nim rozmawia jakby nigdy nic, jest właśnie Gabryś. Znają się już od dawna. Można rzec, że jak łyse konie. Zdarzało im się razem pracować, spotykać na wszelkich bankietach i innych popierdółkach organizowanych przez bogatych ludzi. A jednak nadal można dostrzec tą przyjaźń, która pomimo swoich specyficznych sytuacji wciąż trwa i trwa. Bo przecież z byle kim nie zamieszkałby najprawdopodobniej żaden z nich. Jak się dzielić mieszkaniem to faktycznie z taką osobą z którą się ma dość pozytywny kontakt. Nie trzeba się wtedy martwić, że coś pójdzie nie tak, że straci się nagle współlokatora z powodu jakiejś drobnej kłótni. Czy nawet nie ma strachu, że jeden drugiemu coś podjebie, tak po prostu. Oboje pochodzą z bogatych rodzin, żaden nie narzeka na brak pieniędzy, a w szczególności dlatego, że nie tylko ciągną hajs od rodziców, a sami zarabiają na swoje utrzymanie. Co prawda robota jest załatwiona po części przez rodzicieli, ale ćśś. To tylko mało znaczący fakt.
- Hahs. Mi nie brakuje, ale Tobie może gdzieniegdzie.
Parsknął śmiechem, a po swoim wrednym komentarzu puścił mu oczko. Ot dla żartu. Clawerich pewnie wie, że to tylko zwykłe przekomarzanie się w stylu czarnowłosego, że faktycznie nie myśli o nim źle. Dystans do siebie w tej kwestii powinien już spokojnie wypracować, bo tego typu teksty padały dość często. Pomijając zupełnie sytuacje w których Gabs traktował Frey'a jak dziecko, robiąc do niego głupkowate minki, mówiąc jak do małego berbecia, czy przytulając go i czochrając jego włosy.
Wtedy Frey naskoczył na niego, oparł się o jego uda, względnie uniemożliwiając jakieś poruszanie. Gabe syknął lekko przez zęby, co świadczyło, że to mu się nie spodobało za bardzo. Wysłuchał jednak go do końca, bo czemu nie?
- No ciekawe czy przytyłeś ostatnio! Bo taki cherlak może mieć problem z panienką jeśli waży mniej od niej.
Szarmancki uśmieszek, niemalże wizytówka Walsh'a w takich sytuacjach. Chwycił współlokatora w okolicach bioder, lekko podrzucił szybko podnosząc swoje cielsko, a kumpla trzymając na rękach. Ile on ważył? Lekko ponad czterdzieści kilo, to nie jest wiele dla osoby, która spędza czas na siłowni i różnych treningach, aby utrzymać świetną formę i genialną budowę ciała. Lel. Teraz na pewno blondyn się zdenerwuje.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Apartament na poddaszu
Czw Cze 30, 2016 9:47 pm
Zapewne nigdy w życiu nie powiedziałby tego na głos (chyba, że w sarkastycznym wydźwięku), ale lubił słuchać jak brunet napieprzał na gitarze, robił covery znanych piosenek, śpiewał, czy po prostu tworzył coś nowego. Zawsze wtedy siedział przecież w tym samym pomieszczeniu, tłumacząc, że albo lepsze światło do czytania tu miał, albo internet lepiej łapał w danym miejscu, co swoją drogą było wierutnym kłamstwem, bo zasięg w każdym zakamarku apartamentu bł identyczny. Sam Gabriel zapewne domyślał się prawdy, no ale cóż. Zapewne wiedział, że gdyby zacząłby wytykać to blondynowi, to już by go nie zobaczył podczas grania. Duma to duma, upierdliwa suka. I mimo iż jeszcze chwilę temu twierdził, że nie odczuwa potrzeby pójścia na koncert młodszego kolegi, to było to kolejnym kłamstwem, lub raczej delikatnym minięciem się z prawdą. To oczywiste, że przyjdzie, choćby dla samego zestresowania Gabe'a przed występem.
Nie no, nie siadałby mu na pianinie. Świetnie rozumiał jak można było troszczyć się o swój własny instrument. Bo o ile nie jest najgorzej, gdy samemu się coś drobnego uszkodzi, to robi się źle, gdy zrobi to inna osoba. Dla przykładu jego własne skrzypce. Gdy sam zrywał w nich struny, to kwitował to zawsze serią soczystych przekleństw, ostatecznie wzdychając z tradycyjnym już „kuźwa znowu” i szedł po nowe. A gdyby ktoś inny choć by je nadszarpnął… Zabiłby na miejscu.
Oj tak, ludzie nie raz i nie dwa dziwili się, jak ci dwaj mogli w ogóle przebywać w swoim towarzystwie. Stale sobie docinali i w sumie sprawiali wrażenie, jakby nie do końca za sobą przepadali. Łagodnie mówiąc. A tu proszę, nawet mieszkali razem. Sam Clawerich sądził, że wszyscy inni za bardzo podnosiliby mu ciśnienie podczas prostych domowych czynności. A tu proszę, Gabe nawet jeśli naruszał zakazany temat, czy robił coś, co zwyczajnie blondyna wkurwiało, to miał swoje zalety. Dobrze się z nim mieszkało. A samo gonienie go do sprzątania mokrą szmatą, było najczystszą formą rozrywki. Pewnie i tak jeszcze nie raz przyjdzie im razem pracować na jakiejś sesji czy czymś podobnym. No i psy. Były przecież osoby, którym mieszkanie z sześcioma czworonogami niekoniecznie by pasowało. A Gabriel? Dobry chłopak, nawet się z nimi czasami bawił czy dawał jedzenie, no kochany człowiek.
- Zapewniam, że nie brakuje. – Odparł, posyłając Walsh'owi niezadowolone spojrzenie. Zawsze się tak przedrzeźniali, to stało na porządku dziennym. Po czasie stały się zwyczajnie umileniem dnia. Na samym początku autentycznie potrafił chować urazę, teraz po prostu lekko irytowały go te uwagi, bo wzrost był jedną z tych rzeczy, które całkiem szczerze chciałby w sobie zmienić. Kiedyś się pewnie przyzwyczai, ale na razie ciężko. Chociaż to i tak było minimum w porównaniu do tego, jak bardzo denerwowały go dziecinne podejścia Gabe'a. Czochranie po włosach znosił, właściwie całkiem lubił, ale cała reszta niebotycznie podnosiła mu ciśnienie.
- A co mnie obchodzą ich kompleksy na temat wagi? Jeśli chcą być szczuplejsze, to mogą przestać wpieprzać po nocach. - Wzruszył ramionami. Człowiek subtelność. Nie raz i nie dwa skwitował chwilową partnerkę takim tekstem. Nigdy nie miał problemu z kilogramami, bo zwyczajnie o siebie dbał, a to, że panny nie zawsze to robiły, to już nie jego problem. Nie mniej jednak kompletnie nie spodziewał się takiego posunięcia ze strony bruneta i na dłuższą chwilę wyraz czystego szoku i niezrozumienia wpłynął na blade lico Oriona. Całkiem odruchowo złapał za ramiona współlokatora, tak gdyby zechciano nim potrząsnąć czy coś. Zamrugał kilkakrotnie, by zaraz skryć trójkolorowe tęczówki za powiekami.
- Urwę ci te ręce Walsh. Przy samej dupie. – Nie jego wina, że do Riverdale chodziły jakieś tytany po 2 metry wysokości, czy ciut niżej.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach