Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Charleson Park
Pon Mar 21, 2016 9:50 am
First topic message reminder :

Charleson Park. Zadbany, niewielki teren zielony, który jest bardzo chętnie odwiedzany wiosną i latem przez mieszkańców ze względu na liczne walory estetyczne oraz ofertę wypoczynkową w postaci ławek, mini parków rekreacyjnych i sprzętu do ćwiczeń. Jego centrum przedarte jest przez fragment Zatoki Angielskiej, na której często odbywają się regaty małych żaglówek, natomiast z pozostałych trzech stron miejsce to jest otoczone przez osiedla mieszkalne.

Dakota Lowe
Dakota Lowe
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pią Wrz 21, 2018 2:13 pm
Niech będzie. ─ ustąpił, gdy już wyciągnęła telefon, bo ostatnie, czego teraz od życia chciał, to kłótnia. Pierwszą pozycją na liście naturalnie było oddychanie jak człowiek, a nie ryba wyrzucona na brzeg.
I co, chciał sobie coś udowodnić i znowu ona płaci? A specjalnie po to chciał ją wyprzedzić, żeby z impetem wbić do sklepu, rzucić kasą i wyskoczyć jej jak pantera zza krzaka przed twarz, składając jej w ofierze sałatkę. A tak to dupa, będzie tu siedział jak taka pizda.
Chyba zrobię nam ciastka w nagrodę, jak będziemy w domu. ─ rzucił, jak ta odchodziła w stronę sklepu. Typowy Dakot, ile spali kalorii, tyle nadrobi jeszcze w ten sam dzień.
Anastasia Isaure Serpent
Anastasia Isaure Serpent
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pią Wrz 21, 2018 10:45 pm
No i sobie nie udowodnił. Przynajmniej miała okazję popatrzeć, jakie mieli sałatki i wybrać coś pod siebie. Nie zajęło jej to długo, zaraz wróciła z jedzonkiem zapakowanym na wynos i kubkiem smoothie w drugiej ręce. To drugie zaczęła już powoli popijać, podchodząc do Dakota. Niedługo potem otrzymała telefon w związku z zamówioną taksówką.
- Dakota, idziemy. Taksówka już jest. – zebrali się, Ana pomogła mu wstać (xD), ignorując jego narzekania pod nosem i podreptali do transportu. Wsiedli, zamknęli drzwi, zapięli pasy. Ana podała adres i zmęczeni pojechali do domu.

z/t
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Sob Mar 09, 2019 10:01 am
Szlajanie się po nocach nie należało do powszechnej rozrywki – potwierdzał to fakt, że około drugiej trzydzieści w nocy raczej trudno było się doszukać żywej duszy. Przynajmniej w spokojniejszych częściach miasta. Tej nocy wyjątkowo nie padało, choć mróz pilnował, by gruba warstwa śniegu, która zdążyła pokryć ziemię, nie stopniała tak szybko, jak większość by sobie tego życzyła. Mimo tego sprawiał, że powietrze było rześkie, nawet jeśli dawał się we znaki wystawionym na zimno palcom, w których trzymał żarzący się papieros.
Park, w którym się znalazł, nie należał do najpopularniejszych. Nic dziwnego, że teraz szczególnie przypominał zapomnianą przez świat dziurę. Kiepsko oświetloną dziurę. Latarnie były oddalone od siebie na tyle, że kiedy tylko wychodził poza zasięg ich blasku, stawał się jedynie ciemną, przerośniętą sylwetką, której obecność zdradzał jeden pomarańczowy punkcik.
Nie wyglądał na kogoś, komu się spieszyło. Nic nie wskazywało też na to, by pogoda i późna godzina wprawiały go w jakikolwiek dyskomfort. Zachowywał się, jak ktoś, kto nie odczuwał żadnej potrzeby rozglądania się dookoła, by upewnić się, że gdzieś w ciemnościach czaiło się zagrożenie – raczej jak ktoś, kto sam w sobie stanowił zagrożenie dla innych, nawet jeśli w tej chwili był znacznie bardziej skupiony na dokończeniu w spokoju dopalanego papierosa niż na chęci wyskoczenia na kogoś z nożem. Nigdy zresztą nie szukał bezsensownych powodów do zaczepki.
Same szukają ciebie.
Popiół spadł na ziemię, zatapiając się w śniegu z lekkością noża wsuwającego się w rozmiękłe od ciepła masło. Ostatni mach zakończył się rozgnieceniem niedopałka o mijany kosz, w którym wylądował, wypuszczając z siebie ostatnie smugi porywanego zimowym wiatrem dymu. Wtedy też ciemnowłosy naciągnął szalik z powrotem na usta. Stłumiony dźwięk przejeżdżającego nieopodal samochodu świadczył o tym, że był już bliski opuszczenia terenu parku.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pon Mar 11, 2019 7:01 pm
Przysłowia mówią: Nieszczęścia chodzą parami.
Ryan mógł w spokoju przejść przez park - nikogo nie było przy ścieżce, na której się znajdował. W środku mroźnej nocy trudno byłoby znaleźć śmiałka, który czaiłby się na losowych przechodniów, którzy preferują ciszę i spokój. Było zbyt zimno. Nie opłacało się marznąć do kości tylko po to, by zwędzić kilkanaście dolarów. O ile w ogóle ktoś miał gotówkę przy sobie w dzisiejszych czasach. Spuszczenie dydaktycznego wpierdolu też nie wchodziło w grę, no bo po co tutaj i o tej porze? Dzieciaki prędzej pobiją się pod szkołą, a dresy nieopodal klubów. Brunet, z założenia, powinien więc mieć święty spokój.
Dopóki nie usłyszał krzyków.
Dochodziły z jego prawej strony i mógł spokojnie ocenić, iż słyszy co najmniej cztery męskie głosy i jeden żeński. Nie mógł nic dojrzeć, bo nawet gdyby wytężył wzrok to latarnie równoległej ścieżki były zbyt daleko, a stojące na drodze krzaki ze śniegowymi czapkami umiejętnie zasłaniały ewentualny widok na ten cały harmider. Mógł jednak dosłyszeć po kilku krótkich sekundach urwane zdania:

- ZOSTAW MNIE!
- Kayla, biegnij! Zajmę ich!
- NIE, NIE ZOST...
- Bierz ją, bo się wyrwie!

Ten kakofoniczny bełkot wydawał się nie mieć większego sensu. Przecież dosłownie 15 sekund wcześniej w parku panowała absolutna cisza. Ryan nie miał jednak czasu na kontemplacje stany rzeczy, gdyż dosłownie mógł wyczuć na własnej skórze gęstniejącą atmosferę, gdy krzyk kobiety był coraz bardziej donośny oraz przerywany szlochem. Kilka przekleństw i głuchych uderzeń zawirowało w powietrzu, a męski głos ponownie kazał 'Kayli' uciekać. Brak wizji pobudzał wyobraźnię. Dźwięki, które kotłowały się w powietrzu przypominały na pierwszą myśl piekło. Nim jednak obraz ten mógłby ktokolwiek uwiecznić, Grimshaw mógł usłyszeć szybkie kroki i coraz głośniejszy płacz. Zza krzaków, zrzucając z nich śnieg i pewnie kalecząc się, wybiegła jasnowłosa dziewczyna. Rozcięta warga, zakrwawiony nos i policzek, podbite oko, potargane włosy i rozdarta bluzka, przez którą prześwitywała naga pierś - żaden artysta nie ucieleśniłby gorszego piekła dla kobiety. Widząc Ryan'a wpierw zamarła, przerażona, aczkolwiek widząc, iż jest on przypadkowym obserwatorem, ruszyła w jego stronę biegiem:
- Błagam! Błagam, niech mi pan pomoże! Oni go zabiją! Oni...! - urywane zdania wypowiadała bez większego składu, a gdy uczepiła się rękawa bruneta, ten mógł poczuć jak cała drży w panice. Wskazywała na miejsce za krzakami, gdzie przez puste już gałązki prześwitywał obraz czterech napastników piorących jednego obrońcę dziewczyny. Pomimo tego, iż walczył sam - robił co mógł, byleby tylko kupić odrobinę czasu dla jasnowłosej Kayli, która padła na kolana, wręcz upraszając Ryan'a by cokolwiek zrobił.
Piekło... to inni ludzie.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Sob Mar 16, 2019 6:04 pm
___― ZOSTAW MNIE!
___Kolejny samotny samochód przemknął pobliską ulicą, wtórując rozlegającym się gdzieś w tle krzykom. Kierowca nie zatrzymał się, zupełnie jak Ryan, który jedynie zerknął w stronę miejsca, skąd rozległ się ten nagły gwar. Prawdopodobnie aż do teraz rozmowa, którą prowadziły nieznane mu osoby, miała w miarę kulturalny przebieg – nic dziwnego, że ciemnowłosy nie był w stanie zwrócić uwagi, że w pobliskiej alejce znajdowały się jakiekolwiek osoby. Tak samo, jak i one nie były świadome tego, że gdzieś tam czai się potencjalny świadek zdarzenia.
___Świadek, który był w stanie z niewzruszonym wyrazem twarzy zignorować całą sytuację tak długo, jak go nie dotyczyła oraz tak długo, jak nie miał w niej żadnego interesu. W gruncie rzeczy nawet dzwonienie na policję było dla niego nieopłacalne. Przechodząc obok bez słowa, oszczędzał sobie masy niepotrzebnych pytań, podejrzeń i licznych procedur, które byłyby wyłącznie stratą czasu dla czyjegoś dobra.
___Czyjegoś. Dobra.
Zabawne.
___Sprawa stała się nieco bardziej bezpośrednia w momencie, w którym pobliskie krzaki zaszeleściły gwałtownie, jakby przedzierało się przez nie spłoszone zwierzę. Gdy chwilę później spomiędzy nich wychynęła przerażona kobieta, mimowolnie przemknęło mu przez myśl, że było to całkiem trafne określenie. Grimshaw przystanął na chwilę, obrzucając ją pozbawionym wyrazu spojrzeniem, którego chłód niewiele różnił się od temperatury dzisiejszej nocy. Nie wyglądał na kogoś, kto miał w planach zaatakowanie jej, ale nie można było powiedzieć o nim też tego, że palił się do pomocy. W niczym nie przypominał klasycznego przechodnia, który już w tym momencie z zatroskaniem w oczach zacząłby wypytywać o to, czy w czymś jej pomóc i o to, co właściwie się stało. Jasnowłosa była jednak tak obrzydliwie zdesperowana, że najwidoczniej nie robiło jej różnicy to, na kogo trafiła. Liczył się fakt, że ten ktoś nie próbował wykorzystać okazji i zabrać się za dokończenie czegoś, co inni zaczęli. Postawieni pod ścianą ludzie wykazywali się wybitnie prostym rokiem rozumowania: jeśli nie chce zrobić mi krzywdy, na pewno jest po mojej stronie.
___― Błagam! Błagam, niech mi pan pomoże! Oni go zabiją!
___Była słaba. Kiedy tylko uczepiła się rękawa jego kurtki, można było odnieść wrażenie, że brud, który na sobie nosiła, przykleja się na stałe do jego ubrań. Nie poruszył się jednak, przyglądając się jej świdrującym wzrokiem, jakby liczył, że w przeciągu co najwyżej trzech kolejnych sekund, kobieta dojdzie do wniosku, że jeśli chciała go o coś prosić, równie dobrze mogła padać na kolana kawałek dalej.
___Nie ruszaj się stąd ― rzucił, jakby postawiony warunek był ceną za pomoc. Przekaz był krótki i prosty – musiał dotrzeć do kogoś, kto wyraźnie nie radził sobie ze swoimi emocjami.
___Jay wyminął nieznajomą, skracając sobie drogę przez zarośla, przez które do niego dotarła. Dzięki temu, że nie pędził na złamanie karku, był w stanie odchylać stojące mu na drodze gałęzie, choć zaległy na nich śnieg zsypywał mu się na głowę i ramiona. Zakładał, że wcześniejsze błagania blondynki zdążyły już zaalarmować napastników, mimo tego w pierwszej kolejności bez cienia dyskrecji przystanął na środku alejki, w milczeniu oceniając tę nierówną walkę.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Sob Mar 30, 2019 4:00 pm
Przerażona kobieta zupełnie nie była zrażona faktem, że Ryan potraktował ją z buta. Była przestraszona, rozdygotana i nie myślała trzeźwo. Jedyne, co krążyło po jej głowie to fakt, iż jej chłopak walczy z czwórką obcych osób, o dość pokaźnej posturze, a to wszystko przez to iż nie wrócili taksówką, a zdecydowali się na spacer. Bycie blondynką nie opłacało - szczególnie w środku nocy w ciemnym parku, gdzie brakowało dobrych dusz.
Grimshaw był tego idealnym przykładem.
Piekło jednak zamarło, kiedy ruszył zobaczyć, co się dzieje. Krzaki łagodnie ugięły się pod jego ciężarem, nie robiąc mu krzywdy. Większość uderzenia przyjęła Kayla, która ściągnęła z gałązek cały śnieg. Kiedy Ryan przeszedł na drugą stronę muru z krzewów mógł ujrzeć iście dramatyczną scenę. Czterech rosłych typów okrążyło chłopaka, który jednak nie padł na ziemię i nie zaczął płakać. Odgradzał się od napastników, był ciągle w ruchu i chociaż widać było, iż zbliża się nieuchronny wpierdol nie poddawał się. Kiedy jeden z atakujących, wysoki mężczyzna z nałożoną czapką aż na uszy wypadł do przodu, próbując trafić w twarz ofiarę, ta uchyliła się i wymierzyła mu cios w brzuch. Trafił, ale chwila nieuwagi sprawiła, że kolejny z bandy złapał go za kurtkę i szarpnął mocno do tyłu. Chłopak zachwiał się i głucho wyrzucił z siebie przekleństwo, kiedy ledwo co utrzymał równowagę - dodatkowo dostając w kant szczęki. Nim jednak cała czwórka dosiadła go jak sępy zwierzynę, jeden z nich dostrzegł Ryan'a.
- Czego tu szukasz kutasiarzu? - rzucił wprost, patrząc spod byka na bruneta - Porachunki mamy. Wypierdalaj. - W tym samym czasie napastnik w czapce dopadł chłopaka i zaczął się z nim szamotać, a zaraz dołączyło do niego dwóch kolejnych. Ryan miał więc przed sobą widok godny pożałowania; trzech pseudobokserów tłukących niewinnego chłopaka, który o dziwo ciągle był przytomny i szamotał się ile mógł. Jednemu udało mu się zasadzić z kopa w klatkę piersiową.
Szef bandy aka główny mówca ciągle jednak mierzył spojrzeniem Grimshaw'a, jak gdyby oczekując, iż wystraszy go pustymi groźbami i przekleństwami.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Sob Kwi 06, 2019 10:47 am
___Grimshaw jak nikt inny zdawał sobie sprawę z tego, że niekiedy nie trzeba było wyrzucać pieniędzy na bilet to zoo, by mieć możliwość przyjrzenia się zgrai małp w ich naturalnym środowisku. Nie spodziewał się jednak, że tej nocy załapie się na podobną okazję. Tylko on, biel śniegu dookoła i światła latarni padające na to żałośnie niecywilizowane przedstawienie. Brakowało tylko metalowych krat, które dla bezpieczeństwa odgradzałyby go od tego pieprzonego cyrku, a mimo tego nie odczuwał zagrożenia, gdy przyglądał się temu wszystkiemu niczym bierny widz zza krat. Jedyną przewagę, jaką posiadali, była ta liczebna – poza tym plan ich działania opierał się na bezmyślnym wymierzaniu ciosów w otoczony cel i liczeniu na to, że ten wreszcie straci swoją dotychczasową wolę walki. Nic wyszukanego.
___„Czego tu szukasz kutasiarzu?”
___Pytanie nie było warte żadnej odpowiedzi. Być może dlatego Ryan zachowywał się tak, jakby puścił je mimo uszu, analizując to, co właśnie działo się na jego oczach. Nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów ani nie rzucił się do przodu, by jakkolwiek odciążyć napastowanego chłopaka – trudno było powiedzieć, czy do samego końca skupiał się tylko na napastnikach, czy znacznie bardziej interesowało go, jak z tym wszystkim radził sobie samotny wilk.
___„Porachunki mamy. Wypierdalaj.”
___Wcześniej sam nie dałeś mu rady, więc postanowiłeś zaprosić kolegów? ― Wbrew oczekiwaniom nieznajomego, kilka ostrzejszych słów nie robiło wrażenia na szarookim. Nie cofnął się choćby o jeden krok, a wyraz jego twarzy pozostawał nienaturalnie opanowany, jakby wcale nie miał przed sobą bandy osiłków, którzy w każdej chwili mogli zmienić swój cel. Obrzucił „przywódcę” ostentacyjnym spojrzeniem od stóp do głowy, jakby oceniał, czy stanowi dla niego jakiekolwiek wyzwanie, jednocześnie to lekceważące podejście dość jasno dawało do zrozumienia, że był daleko poniżej jego ligi.
Oczekujesz, że półgłówek zrozumie prowokację?
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Wto Kwi 09, 2019 6:13 pm
Trudno stwierdzić, czy te pojedyncze neurony w mózgu szefa grupy w ogóle zarejestrowały obelgę czy wykrzaczyły się niczym Windows i wypluły bluescreen. Samozwańczy lider nie poruszył się ani nie odezwał, jak gdyby Ryan mówił do niego po chińsku. W tle dało się słyszeć zduszone krzyki ofiary, które radziła sobie całkiem nieźle jak na fakt, że trzech osiłków spuszczało jej łomot stulecia. Chłopak wierzgał się niczym dziki zwierz, raz na jakiś czas trafiając podeszwą buta albo pięścią w któregoś z oprawców. Nie dało się jednak ukryć faktu, że opadał z sił i niewiele trzeba było, żeby opuścił gardę. Główny z oprawców zatrzymał uniesioną rękę w powietrzu, uświadamiając sobie, że nadal mają widownie i że milczący brunet nie opuści ich tak szybko.
- Trzymajcie go, chłopcy. - rzucił głośno do dwójki swoich towarzyszy, po czym on sam wstał i podszedł do swojego szefa, łypiąc spod byka na Ryan'a. Był niższy i tęższy od lidera, a na jego twarzy nie majaczyła nawet nadzieja, iż rozumie coś więcej niż dwa plus dwa. - Jakiś problem, szefie?
- Jak widzisz mamy szóstego do brydża. - odparł mężczyzna, zaciskając pięści... i nie zdając sobie sprawy, że w brydża w szóstkę nie pograsz. Grimshaw mógł wyczuć, jak gęstnieje powietrze pomiędzy nim, a napastnikami. Chłopak w tle szamotał się dalej, niczym ryba złapana w sieć, a w koło nich nikogo nie było. Tak jakby park oddzielił się od metropolii i wylądowali na dalekiej północy.
- Dałbym Ci 5 sekund na ucieczkę, ale... miałeś już wystarczająco dużo czasu. - I to mówiąc, lider grupy ruszył z miejsca, wyciągając ręce przed siebie, jak gdyby próbował złapać bruneta w pasie i powalić na ziemię. Pomagier, który odstąpił od obcego, pobiegł za szefem, celując jednak w twarz Grimshaw'a.
Who let the dogs out?
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pon Kwi 22, 2019 1:42 am
___Pojawiając się tu, nie miał szczególnie wielkich oczekiwań względem napastników – teraz jednak był już przekonany co do tego, że nie grzeszyli ani inteligencją, ani wiedzą. Nic dziwnego, że po jednym wyrzuconym z siebie pytaniu, stracił ochotę na strzępienie sobie języka, jakby wdawanie się w dyskusję z kwintesencją marginesu społecznego miało okazać się drastyczną rzezią dla jego własnych szarych komórek. Nie sądził też, by między nimi istniała jakaś – choćby bardzo wątła – nić porozumienia i przez chwilę (ale tylko chwilę) żałował, że w ogóle musiał brudzić sobie nimi ręce.
___„Dałbym Ci 5 sekund na ucieczkę, ale...”
___Grimshaw za to był skłonny dać mu nawet dziesięć sekund na zmianę zdania i ucieczkę – nie sądził jednak, by ten czas wystarczyłby mu na te dwie czynności, biorąc pod uwagę, że trybiki w jego głowie mocno zgrzytały. Znajdując się w bezpiecznej odległości, mógł jeszcze przez chwilę dokładniej przyjrzeć się ruchom zmierzającym ku niemu napastnikom. Lider stał się jego pierwszym celem – zapewne dlatego, że ochoczo wypruł naprzód, chcąc podkreślić swoją przewagę. Ciemnowłosy przez krótką chwilę nie zamierzał odbierać mu satysfakcji, choć trwało zaledwie ułamek sekundy, w którym cofnął jedną nogę do tyłu, jakby wdrożenie w życie czynów miało zmusić go do natychmiastowego odwrotu. Jakby pomimo swojej wcześniejszej postawy, pozował, byleby tylko zniechęcić nieznajomych do dalszej bójki.
___Nic z tego.
___Szarooki odczekał chwilę aż mężczyzna znalazł się wystarczająco blisko. Grał na zwłokę, nie chcąc, by ten zrezygnował z zamiary powalenia go na ziemię, biorąc pod uwagę, że od samego początku chciał wykorzystać wyciągnięte w jego stronę ręce. Nie minęła chwila, a przekręcił się na bok, wyrzucając gwałtownie zgięte w łokciu ramię do góry z zamiarem wymierzenia silnego ciosu przedramieniem w gardło mężczyzny. W tym samym czasie drugą dłonią spróbował schwycić jego nadgarstek na tyle mocno, by przekroczyć odczuwalną strefę komfortu i szarpnąć za niego na tyle mocno, by zmusić nieznajomego do przekręcenia się w wybraną przez niego stronę, jeśli ten chciał zachować równowagę i uniknąć spektakularnego wypierdolenia się o podłożoną mu nogę. Jay przez cały czas miał na uwadze fakt, że musiał zmierzyć się z dwoma napastnikami – kiedy jeden postanowił ruszyć dopiero za swoim przełożonym, raczej nie liczył się z tym, że szatyn podejmie próbę zrobienia sobie z niego tarczy.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pon Kwi 22, 2019 5:33 pm
      Cała ta sytuacja wyglądała jak z czeskiego filmu, kiedy kiepski reżyser dobiera do ekipy kiepskiego operatora kamery, jeszcze gorszą kastę aktorów, a wisienką na torcie okazuje się być producent, który patrzy na produkt i mówi: Jest zajebiście, panowie. Dryblas, który okazał się być liderem całej grupy rzezimieszków zauważył w porę, że jego sytuacja wcale nie była taka super, jak mu się wydawało. Może neurony, które posiadał (albo ich resztki) nie pracowały za szybko, aczkolwiek ciało przyzwyczajone do rabunków, bójek i dawania wycisku na ławeczce ze sztangą zareagowało automatycznie - cios Ryan'a dosięgnął jego szyi i sprawił, iż ból krtani aż zapiszczał w uszach, ale kiedy palce bruneta chciały zacisnąć się na jego nadgarstku to były tam tylko na chwilę. Lider jakimś cudem zakręcił piruet na palcach, wymijając siłą pędu Grimshaw'a i pozostawiając towarzysza za sobą samego. Nogawka otarła się o but, ale oszczędził sobie wypierdolki i utraty zębów na chodniku. Mimo to Ryan'owi udało się wyeliminować go na kilku sekund, a do jego uszu mógł trafić dźwięk ciężkiego tupania, kiedy dryblas próbował wyhamować i nie udusić się jednocześnie.
      Drugi członek ekipy bokserskiej trzeźwo wyhamował i nie skoczył na bruneta z pazurami, chociaż taki miał zamiar. Zwolnił, oceniając, gdzie najlepiej próbować trafić. Zaciśnięte w pięści dłonie uniosły się powoli do góry, jak gdyby występował na prawdziwym ringu i powoli zaczął zbliżać się do Ryan'a, mając na uwadze, iż może on zaatakować pierwszy. Ten napastnik był niższy i tęższy - nie będzie tak łatwo wyłączyć mu równowagę jak liderowi, który poleciał na łeb na szyję. Im był bliżej tym bardziej okrążał bruneta, aż w końcu jego prawy sierpowy wystrzelił, kierując się w kierunku brzucha bruneta, a lewą ręką blokował ewentualny cios. Pamiętając też o kończynach dolnych stał nieco na skos, chroniąc swój brzuch.
      W tle dalej było słychać smętną szamotaninę, a chłopak ciągle dzielnie walczył, jak ryba złapana w sieć. Lider zaś powoli dochodził do siebie i odwróciła się w kierunku Ryan'a, ciągle trzymając za obolałą szyję.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Czw Maj 02, 2019 9:33 pm
___W całej tej zgrai jeden był lepszy od drugiego. Wszędzie musiał znaleźć się ktoś, kto żył we wręcz chorym przekonaniu, że nadaje się na przywódcę. Jego problem polegał na tym, że żerował na słabszych psychicznie jednostkach, przy tym ich słabość wynikała z faktu, że nie odznaczali się wybitną inteligencją. Jak inaczej można było wytłumaczyć sobie fakt, że ślepo podążali za kimś, kto nie był w stanie ich obronić? Już amator walki na ringu wydawał się sprawiać wrażenie kogoś, kto przynajmniej instynktownie zdawał sobie sprawę z zagrożenia, z którym postanowił obchodzić się ostrożniej.
___Jay musiał przyjrzeć mu się uważniej, przez cały czas podążając za nim spojrzeniem. Wydawało się, że robił to bez mrugnięcia okiem, jakby dokładnie analizował mowę jego ciała i w głowie przetwarzał ją na język osobistych korzyści. Nie zamierzał atakować jako pierwszy – do ostatniej chwili zawsze istniała szansa, że przeciwnik jednak zrezygnuje z ataku, zniechęcony pewnością siebie. W końcu nie miał nawet najmniejszej przewagi psychicznej nad Grimshawem, nawet jeśli przez ostatnie kilka sekund starał się zaprezentować mu podstawy walki, których nauczył się podczas koleżeńskich napaści na pojedyncze cele.
___Godne podziwu.
RZYGAĆ SIĘ CHCE
Żałosne.
___Praworęczny – pojedyncza myśl była niczym impuls, który stłumił pozostałe głosy. Pojawiła się w chwili, gdy pierwszy cios wystrzelił w jego stronę i wszystko wskazywało na to, że mężczyzna starał się być przygotowany. Ryan starał się robić wszystko, by nie dać się zaskoczyć. Zauważywszy, że celem nieznajomego stał się jego brzuch, spróbował uchylić się przed ciosem, jednocześnie jego prawa ręka momentalnie wystrzeliła w stronę przedramienia mężczyzny. Mocne szarpnięcie do przodu, gdy nie był na nie przygotowany, mogło skutecznie wytrącić go z równowagi. Drugie ramię przez chwilę trwało uniesione wyżej, wyczekując odpowiedniej okazji na wymierzenie nieprzyjemnego ciosu łokciem w tył lub bok głowy przeciwnika.
___Mając ręce pełne roboty, nie przywiązywał szczególnej uwagi do tego, co działo się z zaatakowanym wcześniej mężczyzną. Na szczęście słysząc szamotaninę w tle, wiedział, że nie musiał użerać się z całą bandą. Miał też nadzieję, że nie tylko on sam miał to na uwadze i mógł liczyć na to, że nieznajomy łatwo się nie podda.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Wto Maj 14, 2019 2:44 pm
____Oburęczny.
____Oboje się wyminęli. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu otarli się o siebie o grubość włosa. Garda przeciwnika ochroniła go przed jakąkolwiek ripostą i cała sytuacja skończyła się lustrzanym odbiciem. Sapnięcie wydobyło się z ust mężczyzny, kiedy ten się zorientował, że nie będzie tak łatwo. Że ten wysoki brunet, stojący przed nim, nie był pierwszym lepszym bohaterem, który chciał uratować 'niewiastę' w opałach. Dlatego też nie próbował już go straszyć ani działać na jego psychikę - szara komórka odpowiadająca za instynkt samozachowawczy zadzwoniła na alarm. Napastnik nie trwał w jednej pozycji długo; w sekundę ruszył na Ryan'a z zaciśniętymi pięściami i gardą postawioną z lewej strony. Ciągle będąc w lekkim skosie nachylił się mocniej do przodu, jak gdyby chciał udawać taran, który starał się uderzyć w klatkę piersiową bruneta i powalić go na ziemię. Nim jednak zamiary przerodził w czyny - Grimshaw mógł usłyszeć kroki z tyłu. Głośne tupanie buciorami mogło wskazywać tylko na jedną osobę.

Lider.

____Ocucił się na tyle, iż mógł dołączyć do walki z nieznanym przeciwnikiem, a że jego szare komórki nadal były tak smutne, jak jego życie to nie miał zamiaru tworzyć strategii. Po prostu rozpędził się i ruszył na plecy Ryan'a, mając jeden cel: Złapać go, przydusić swoim ciężarem i powalić. Pseudo bokser, który miał podobny plan, kątem oka zarejestrował zamiary swojego szefa, więc szybko zmienił taktykę - zaparł się mocno nogami, stojąc w lekkim rozkroku i wyprowadził ponownie cios w kierunku śledziony. Drugą ręką ciągle trzymał gardę, a on nie spuszczał spojrzenia z kończyn bruneta.
____Pechowa ofiara szamotała się nadal i wychodziła powoli zwycięsko z tej całej krwawej jatki. Pomimo rozbitego łuku brwiowego, krwi lecącej z nosa i pewnie wielu stłuczeń udało mu się kopniakiem zrzucić jednego z napastników i powoli wracał do pionowej pozycji, chociaż jego stały grunt nadal bujał się jak łódka podczas sztormu.
____Trochę więcej czasu...
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Nie Maj 19, 2019 12:03 pm
___Przynajmniej nie było nudno.
WYKOŃCZ GO
Już dawno powinieneś mieć to za sobą.
___Fakt, że trafił na przeciwnika, którego powalenie zajęło mu więcej niż chwilę, nie zniechęcał go ani trochę. Wręcz przeciwnie – im dłużej ktoś się opierał, tym satysfakcja była znacznie większa. Nie sztuką było mierzyć się z kimś, kto bezmyślnie miotał pięściami, licząc na to, że któryś z ciosów okaże się bardziej skuteczny. Dlatego wyminąwszy się z przeciwnikiem, niemalże natychmiast obrócił się w jego stronę, od tego momentu zdając sobie sprawę z faktu, że nie mógł tak po prostu zignorować jego poczynań. Chwila nieuwagi Grimshawa mogła dać mu nieznaczną przewagę, a na to nie zamierzał pozwolić – wystarczył sam fakt, że osiłek działał w grupie, a ciemnowłosy musiał radzić sobie sam. Nawet nie próbował wliczać w to szamoczącego się chłopaka, który i tak nie stanowił dla niego żadnego pożytku.
___Całe szczęście, że drugi z przeciwników nie był na tyle rozsądny, by przynajmniej spróbować wziąć go z zaskoczenia.
___Głośne, alarmujące uderzenia butów o ścieżkę – nawet jeśli ośnieżoną – dodatkowo przypomniały Ryanowi o istnieniu lidera. Najwidoczniej mężczyzna zdążył pozbierać się do kupy na tyle, by zaatakować ponownie. Być może robił to w myśl zasady: „do trzech razy sztuka”, choć szarooki nie próbował zastanawiać się nad tym, co kryło się w jego głowie.
___Musiał działać.
___Nie spuszczając wzroku z mężczyzny naprzeciwko, pochylił się nieznaczne do przodu i opuścił głowę tak, by ukryć szyję pomiędzy swoimi ramionami. Nawet jeśli lider bandy próbował zajść go od tyłu, chciał przynajmniej uchronić się przed uwieszeniem się na jego własnej szyi. Jednocześnie uniósł przedramiona, chcąc możliwie jak najskuteczniej uchronić swój tors przed taranem, który nadciągał od przodu. Musiał wyczekać na odpowiedni moment – którego nadejście nie trwało zresztą zbyt długo – by jego defensywna postawa okazała się jedynie przedsmakiem nadciągającej defensywy. Nie zakładając, że lider weźmie pod uwagę to, że natura nie obdarzyła go zadatkami na zostanie ninja, gdy tylko znalazł się wystarczająco blisko, Jay cofnął się gwałtownie, usiłując powalić go całym swoim ciałem.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Pon Cze 03, 2019 3:51 pm
______ Łup.
______Lider i plecy Ryan'a zostały jednością, kiedy napastnik z impetem władował się na niego. Siła uderzenia była spora i oboje zachwiali się podczas ataku jak ośki na wietrze. Przewodnik grupy kolejny raz wyłączył się na kilka sekund z walki, kiedy oszołomiony uderzeniem zamotał się na własnych nogach. Niestety dla Grimshaw'a, drugi napastnik nie czekał na lepszą okazję i cios, który miał sięgnąć śledziony - trafił. Brunet mógł poczuć nieprzyjemny ból, który piorunem przeleciał po całej lewej stronie jego brzucha.
______Fakt, że brunet skulił się nieco, ocalił go przed uwieszeniem lidera, co dawało mu spore pole do popisu, jeżeli chodziło o ruchomość. O ile cios w śledzionę był bolesny, na pewno nie wyłączy go z walki. Przeciwnik, który przed chwilą ten cios wyprowadził, ruszył do przodu, jak gdyby połechtany udanym atakiem chciał znów pobawić się w czołg. Ciągle trzymając gardę jedną ręką, drugą zgiął w łokciu, przyciskając kończynę do tułowia. Gdyby znalazł się wystarczająco blisko mógłby wyprowadzić szybki cios łokciem w kierunku szyi bądź szczęki nieznanego bruneta.
______Krzyk w tle ocucił lidera, który uświadomił sobie, że mogą przegrać dzisiejszą bitwę. Obcy chłopak, który był pierwotną ofiarą całej bandy, stanął pewniej na nogach, sprzedając cios w brzuch jednemu ze swoich oprawców. Wstąpiły w niego nowe siły, tak jakby te kilka minut walki były jego okresem ładowania baterii. Jeżeli Ryan wytrzyma jeszcze chwilę to bardzo możliwe, że znajdzie chwilowego pomocnika w tej bitwie.
______Grimshaw mógł poczuć, jak ktoś próbuje zacisnąć palce na krańcu jego kurtki i szarpnąć nim w swoją stronę. Jednocześnie napastnik przed nim niebezpiecznie szybko zbliżał się do niego ze swoim łokciem.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Charleson Park
Wto Cze 25, 2019 9:36 pm
___Ktoś mógłby stwierdzić, że ciemnowłosy znalazł się w sytuacji patowej, kiedy znalazł się pomiędzy dwoma napastnikami. Mimo tego nawet przez chwilę nie dopuścił do siebie świadomości, że toczona pomiędzy nimi walka była nierówna, choć bez wątpienia dla wielu starcie z serii „dwóch na jednego” było nie fair, szczególnie kiedy strona nie posiadająca żadnego wsparcia musiała pamiętać o odpieraniu ataków z dwóch stron.
___Grimshaw, można powiedzieć, już od najmłodszych lat uczył się zarówno przyjmować ciosy, jak i wyprowadzać własne z należną nawiązką. O ile uderzenie na wysokości śledziony dało mu się we znaki i zmusiło go do mimowolnego przysłonięcia miejsca ciosu, by uchronić je przed kolejnym uderzeniem, na które mógł wpaść jego oponent, sam ból był dla niego całkiem znośny, a mięśnie zdecydowanie przysłużyły się amortyzacji ataków.
___Mróz panujący na zewnątrz sprawiał, że czający się za nim lider nie był w stanie zaskoczyć go swoim kolejnym atakiem. Zimne palce, które mimowolnie otarły się o kark Jay'a, od razu zdradziły jego zamiary. Nic dziwnego, że szarooki zareagował dosłownie w ułamku sekundy, decydując się na szybki obrót o dziewięćdziesiąt stopni i wymierzenie silnego ciosu lewym łokciem w brzuch mężczyzny. W tym samym czasie odchylił się nieznacznie, chcąc uniknąć ciosu w szczękę i przymierzył się do szybkiego wyprowadzenia prawego sierpowego w szczękę drugiego oponenta. Znacznie lepiej było skupić się na walce, gdy nikt nie znajdował się za jego plecami.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach