Anonymous
Biblioteka
Gość
Biblioteka
Wto Lut 23, 2016 4:42 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Czarek Sówka
Bibliotekarz
Oli Kimbra (NPC)
Pomocnik Bibliotekarza


Jedna z wielu bibliotek w Vancouver. Ta w przeciwieństwie do większości wyróżnia się swoją nowoczesnością. Duże dofinansowanie od państwa pozwoliło jej założycielom na utrzymaniu jej w wyjątkowo designerskim, nowoczesnym klimacie. Automatyczne drzwi obrotowe, bramki sprawdzające wchodzących (a raczej wychodzących, by upewnić się, że nie postanowili niczego wynieść), olbrzymie białe regały zastawione tysiącem książek, wyciszony pokój z komputerami, umożliwiający studentom przeczesywanie zakresów internetu w ciszy. Przez większość dnia jest tu niesamowicie jasno dzięki szklanemu sufitowi w kształcie kopuły, wieczorem natomiast zewsząd zapalają się miliony świateł, choć wiele osób przechodzi do specjalnej nieoświetlonej części, by móc w spokoju napawać się rozgwieżdżonym niebem. Jest to bowiem prawdopodobnie jedyna biblioteka w całym Vancouver czynna aż do północy.

- - -

Zimno.
Chłopak zerknął w górę na padający z nieba śnieg, pocierając rękami ramiona. Biały puch osadzał się miękko na jego nieosłoniętych czapką niebiesko-białych włosach. Właśnie przez niego nie mógł nawet założyć okularów, które leżały bezpiecznie schowane w kieszeni kurtki.
Z początku zastanawiał się, które miejsce powinien wybrać. Biblioteka na terenie Riverdale była najwygodniejsza, lecz jednocześnie narażał się tam na spotkanie ludzi z klasy i innych im podobnych, którzy uznaliby wspólne pogawędki przy książce za świetny pomysł. W przeciwieństwie do samego Liama, który niczego nie pragnął tak bardzo jak świętego spokoju. Pozostawała jeszcze publiczna, niemniej na samą myśl o tym, że mógłby po raz kolejny spotkać dziwnego, natrętnego chłopaka, który bez najmniejszego zawahania kładł ręce na obcych, wzdrygnął się nieznacznie, zrzucając podobną reakcję na zimno. Śnieg skrzypiał dość przyjemnie pod jego butami, dopóki nie znalazł się przy drzwiach obrotowych. Wszedł do środka, wycierając je dość starannie o wycieraczkę i przywitał z siedzącym za biurkiem bibliotekarzem skinięciem głowy. Zapewne w dużej mierze przypominał w tym momencie przemokniętego psa. Niespecjalnie się tym przejmując ruszył na górę po schodach w to samo miejsce co zawsze, przymykając oczy z praktycznie niewidocznym zadowoleniem, gdy poczuł działające kaloryfery. Przy nich powinien wyschnąć stosunkowo szybko. Zdjął i zostawił swoją kurtkę na krześle wraz z torbą, po czym roztrzepał włosy palcami, pozbywając się resztek śniegu i kawałeczków lodu. Poklepał jeszcze parę razy ręką o swoje udo, upewniając się że jest sucha, potarł wierzchem prawej dłoni o policzek, nieznacznie go rozgrzewając i ruszył między półki, przeglądając w milczeniu grzbiety książek. Ostatnim razem nie był w stanie dokończyć swojej pracy, zamierzał więc nadrobić to teraz. Krążył w milczeniu między regałami, w końcu wracając do stolika z trzema różnymi przewodnikami po Vancouver. Położył je ostrożnie, usiadł na krześle i sięgnął do torby, wyciągając z niej wszystkie sporządzone do tej pory notatki. Dopiero teraz zauważył, że połowa z nich jest zrujnowana. Przez chwilę na jego twarzy odbiło się niezadowolenie przemieszane z rezygnacją, zniknęły jednak równie szybko zastąpione beznamiętną powagą. Będzie musiał przepisać je jeszcze raz, a im wcześniej się za to zabierze tym lepiej. Ciche kliknięcie długopisu rozpoczęło mozolną pracę, pozwalając mu na zajęcie myśli czymś innym niż wydarzeniami ostatnich dni. Cisza i spokój.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Pon Mar 07, 2016 9:07 pm
Faktycznie — przytaknął, mimo że nie wiedział czemu miało służyć to szukanie podobieństw i różnica. Nagle przypomniały mu się te wszystkie obrazy pod tytułem „znajdź dziesięć różnic” i znów jego poczucie humoru poszybowało niespodziewanie górę.
Może tak właśnie wyglądało w ich wykonaniu podtrzymanie rozmowy? Trochę niezgrabne, ale przynajmniej luźne i nie doprowadzało do niezręczności, jak na przykład niezobowiązująca rozmowa, która prędzej czy później zaczęła zmierzać w zdecydowanie w nieciekawym kierunku. Na rozmowy prywatne, a Shane cenił swoją prywatność, zwłaszcza w stosunku do obcych mu osób, choć niegdyś została poważnie naruszona.
„To nie tak”, zaprzeczył zaraz, ale tylko w myślach, gdy jego słowo, wedle oczekiwania, zostały błędnie odczytane. „Po prostu…”, chyba próbował usprawiedliwić samego siebie, jednak ten zamiar w końcu się wypalił i został rozszarpany przez inne myśli, które zaczęły kotłować się w jego głowie a w pakiecie z nimi pojawiło się coś na wzór zagubienia. Skoro brat Liama był niegdyś częścią HB, to pewnie słyszał to i owo, co stawiało Littenberga w złym świetle, ale ostatecznie nazwisko nie padło, a brunet przecież nie miał wykupionego pakietu praw autorskich do swojego imienia. Przestał rozwodzić się nad tym, gdy kolejne słowo zbiły go z pantałyku.
Masz rację — przytaknął, nieco zdziwiony, ale też napełniony jednorazową ulgą. „Najgorsi” może nie było trafnym określeniem, ale na pewno Shane z własnego doświadczenia nie życzył takim ludziom dobrze, źle zresztą też. Po prostu miał cień nadziei, że kiedyś się przejadą i będą mieć nauczkę albo na własnej skórze zasmakują przykrości, które serwują innym.  Skoro Liam nie kierował się plotkami, to pojawiło się wysokie prawdopodobieństwo, że nie będzie szukał o nim informacji na własną rękę. Nie mógł wymarzyć sobie bardziej stronniczego i optymalnego korepetytora Szesnastolatek spadł mu z nieba.
Idealnie. Pojutrze — wymamrotał jakąś tak niemrawo, jakby nie kontaktował, choć w rzeczywistości przetwarzał tą informację, chcąc ją zapamiętać. Niby nie miał problemu z pamięci, mówiono mu nawet, że była wzorcowa, ale w tym wypadku wolał mieć stuprocentową pewność, że się nie pomyli. Nie chciał wystawić przez przypadek młodszego do wiatru. – 15? 16? – Wyszedł z inicjatywą. — Może być wcześniej, może być później. Jak ci wygodniej, ja się dostosuję — dodał. Za dwa dni miał wyjątkowo mało zajęć. Jedyny dzień w tygodniu raczej luźny i niezobowiązujący. A za trzy ewentualną kartkówkę z matematyki, która została zapowiedziana przez nauczyciela, choć zapowiedziana to złe słowo – wspomniał o takiej ewentualności, wymownie zerkając na Shane, który idealnie wpasowywał się w definicje jego ofiary. Może dzięki Liamowi naprawi swój marny wizerunek w oczach nauczyciela. Co prawda nie zależało mu na zażyłych relacjach z nim, ale stabilny grunt był wskazany, no i cudownie byłoby poczuć się w jego towarzystwie chociaż raz swobodnie, a nie tak, jakby przywiązano mu do szyi kamień i kazano płynąć pod prąd. Konfrontacja z dnem była w takim wypadku nieunikniona.
Może odprowadzę cię kawałek, do stacji, albo gdzieś — zasugerował po chwili, zerkając na zegarek. Było późno, wskazówki na tarczy sygnalizowały, że Shane, tak bardzo zaoferowany nowym towarzystwem, stracił rachubę czasu, a przecież to rzadkość sama w sobie. Zazwyczaj modlił się, by szybko wybiła godzina potrzebna do ewakuacji. Teraz, o dziwo, się nie śpieszył, a nawet wręcz przeciwnie, oferował pomoc, co kłóciło się z jego wizerunkiem samotnika, którego usiłował utrzymać w szkole i też poza nią. — Jest po piątej. Słońce pewnie już dawno zaszło — sprostował zaraz. No cóż, nie ukrywał w myślach, że Liam był wątłej postury i raczej jest szanse w starciu z ulicznymi chuliganami były zerowe. Może Littenberg nie dysponował siłą, nie mógł pochwalić się rozwiniętym bicepsem, ale jego wzrost czasem wzbudzał respekt. Zresztą spojrzenie też, choć teraz było sto razy łagodniejsze, cieplejsze niż zazwyczaj. — Jeśli chcesz — dokończył i złapał w zęby dolną wargę, zdając sobie sprawę, że jego wypowiedź była tak chaotyczna, że prawie nieczytelna. Westchnął mentalnie, zarzucając plecak na plecy. I może trochę po chamsku, nie czekając na reakcje towarzysza, ruszył w kierunku wyjścia. Tym razem wschodniego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Wto Mar 08, 2016 1:02 am
Wiedział. Po prostu wiedział, że robi z siebie idiotę. Jak mógł w ciągu zaledwie paru lat kompletnie zapomnieć jak się funkcjonuje w społeczeństwie? Zdecydowanie łatwiej było siedzieć cicho i nie ingerować w cudze życie. Teraz wystawiony na bezpośrednią konfrontację z obcym człowiekiem skończył rzucając jakimiś bezsensownymi tekstami, po których momentalnie miał ochotę zapaść się pod ziemię. To niesprawiedliwe. Przecież zawsze znał odpowiedzi na wszystkie pytania. Spędzał godziny w bibliotece, ucząc się coraz to nowszych rzeczy. Więc dlaczego nie potrafił się naturalnie zachowywać? Zacisnął nieco mocniej zęby, powstrzymując się od nerwowego zgrzytania. Jedyna rzecz, jakiej mógł w tym momencie dziękować to fakt, że chłopak był wyjątkowo cierpliwy. Póki co nawet raz go nie wyśmiał w żaden chamski sposób, a nawet spokojnie mu odpowiadał. Może robił to z litości? Nie potrzebował litości ze strony innych. Przez chwilę jego usta drgnęły nieznacznie, zupełnie jakby miały wykrzywić się w grymasie, ostatecznie zachowały jednak swój neutralny wyraz. Nie, nie mógł przyklejać mu własnej łatki. Przecież sam powiedział przed chwilą że nie ocenia się ludzi na podstawie plotek. To samo tyczyło się własnych przypuszczeń. Zwłaszcza gdy sam doskonale wiedział jak wielką nieufnością i czarnowidztwem odznacza się w stosunku do nowych ludzi. Nie oceniał ich przeszłości. Nie oceniał ich na podstawie wykreowanego przez innych wizerunku. A jednak nadal z góry zakładał, że żaden z nich nie potrafi kierować się bezinteresownością. Uniósł dłoń do twarzy uciskając parę razy nasadę nosa ze zmęczonym wyrazem twarzy.
- Przepraszam. Jestem beznadziejny. Zwykle nie rozmawiam z ludźmi, nie mam pojęcia jak się zachować. - tym razem jego głos był wyraźny. Jego usta wykrzywiły się w przepraszającym grymasie. Nawet nie próbował się uśmiechać. Skrzywienie się doskonale oddawało jego wewnętrzne emocje. Mimo to w końcu się uspokoił. Nie będzie oceniał go na podstawie złych doświadczeń, skoro jak do tej pory nie zrobił niczego co mogłoby go w jakikolwiek sposób urazić. Czy nie dlatego postanowił mu pomóc? Dlatego, że wydawał się... szczery. Podrapał się po łuku brwiowym i opuścił dłoń. Cicho odetchnął, gdy Shane przystał na datę. Nie trzeba było być wróżką, by dostrzec że mu ulżyło.
- 15 jest w porządku. Może uda mi się uniknąć brata, który będzie próbował zaciągnąć mnie na obiad w samo centrum miasta. - wymamrotał niewyraźnie i pokiwał parę razy głową. Dopiero na propozycję odprowadzenia zaprzestał poprzedniej czynności i znieruchomiał. Odprowadzić? Przecież nie był dziewczyną, potrafił sam się odprowadzić. Z reguły jego niedbały wygląd skutecznie pozbawiał go zainteresowania... choć faktycznie, jeśli teraz pomyśleć, dziś wyglądał całkiem normalnie. Co więcej w drodze do biblioteki zaczepiało go parę osób, choć nawet nie próbował przywiązywać uwagi do ich słów. Po prostu ich wymijał. Dlatego nie potrzebował pomocy. Był pewien że świetnie da sobie radę sam, w końcu robił to codziennie. Otworzył usta żeby odmówić i kiwnął głową.
Zaraz.
Zaraz, zaraz, zaraz. Chwilę.
Wbił zdezorientowany wzrok w swoje buty, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Przecież chciał odmówić, więc czemu się zgodził? Nic nie rozumiejąc, przegapił moment gdy chłopak dosłownie zniknął mu z oczu. Gdy podniósł głowę, stał sam. Rozejrzał się szybko dookoła i podbiegł do przodu, próbując znaleźć drogę, którą poszedł Shane. Całe szczęście, znalazł go dość szybko, choć chłopak właśnie opuszczał budynek. Jak długo musiał stać w miejscu? Zbiegł czym prędzej po schodach, zapominając pożegnać pracowników biblioteki i wyleciał za nim jak huragan, z rozpędu zwyczajnie na niego wpadając. Całe szczęście nie był ani na tyle wysportowany, ani ciężki by zbić go z nóg, zwyczajnie odbił się więc od jego pleców i zatrzymał w miejscu. Całe szczęście, że ściągnął wcześniej okulary. Niemniej i tak potarł nos, dopiero po chwili przypominając sobie co zrobił.
- O. - jego zdziwiony głos kompletnie nie pasował do całej sytuacji. Podniósł na niego zdezorientowany wzrok i szybko jakby nigdy nic stanął po jego lewej z cichym chrząknięciem, całym sobą głosząc że przecież nic się nie stało. Z tego wszystkiego aż zapomniał go przeprosić. Podrapał się po boku szyi, myśląc intensywnie o czym rozmawia się w podobnych momentach. No dalej Liam, przypomnij sobie. O czym rozmawia się z innymi? O pogodzie? Zerknął na niebo. Nie, zdecydowanie nie w takim momencie. O polityce? Beznadziejny pomysł. Może o matematyce? Nie, nie. Na pewno miał jej dość. O czym rozmiawiasz z bratem, Leistershire?
Jakiś przycisk przeskoczył w jego mózgu. Brat, świetnie.
- Masz rodzeństwo? - zagadnął cicho, podnosząc na niego wzrok. To była jedyna sensowna rzecz jaka przyszła mu do głowy. Brawo Liam, twoje umiejętności socjalne właśnie wzrosły o jeden punkt. Jeszcze tylko jakieś dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć i może będziesz w stanie poprowadzić normalną konwersację!
... czy on robił się sarkastyczny?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Czw Mar 10, 2016 2:42 am
Nie zerknął przez ramię, by upewnić się, czy chłopak za nim podąża, nie chciał wykazać się niepotrzebną w tej relacji natarczywością i tak sam fakt, że ta propozycja padła z jego ust, sprawiła, że poczuł się zażenowany swoim brakiem taktu, bo dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak to mogło zabrzmieć. Jakby traktował Liama jak przedstawicielkę płci pięknej i wątpił w jego męskość oraz umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Wzdrygnął, gdy pojawiła się ta myśl, a potem po prostu pchnął obrotowe drzwi, by wydostać się na chłodne, utrzymane jeszcze w iście zimowej tonacji powietrza. Tsa, jakby się spodziewał, że paru godzinny pobyt w bibliotece zmieni sytuacje pogodową.
Chłód przeszył go na wskroś i dopiero wtedy Shane podjął decyzje o zamknięciu zamka błyskawicznego kurtki i zarzuceniu kaptura na głowę, w tym samym momencie coś lekkiego zderzyło się z jego plecami, choć pewnie poczuł to z opóźnieniem, bo nie wywarło to na nim żadnego wrażenia. Obrócił pośpiesznie głowę w kierunku kogoś, kto wydał z siebie krótkie „o”, a na jego usta mimowolnie wkradł się grymas, który miał imitować uśmiech, choć z marnym, nieefektywnym skutkiem.
Jesteś cały? — zapytał chłopaka, będąc wdzięczny jego stabilności, a także grawitacji, że nie runął w zaspę albo nie uderzył głową o ścianę budynku. Dopiero wtedy byłoby mu głupio. — Wybacz, to moja wina. Zamiast stać, jak to ciele w drzwiach, mogłem odejść kawałek — mruknął krótko, czując potrzebę wytłumaczenia się. Zachował się po prostu w sposób, który wywołał u niego zniesmaczenie.
Prześlizgnął badawczym spojrzeniem po sylwetce Liama, a na twarzy pojawiła się wyraźna ulga. Nos miał cały, niezłamany, krew też z niego nie leciała, co napawało Littenberga optymizmem, bo mimo iż nosił mini apteczkę - takie tam zboczenie, które wyniósł od przyszywanego ojca - to nie za bardzo umiał sobie radzić w skrajnych przypadkach, mimo odbycia kursu pierwszej pomocy. Chyba był zbyt nerwowy na to, by udzielać komuś ratunku, choć z pozoru uchodził za ostoję, która trzymała nerwy na wodze. Strach, że zrobi coś źle, był jednak w tym wypadku silniejszy. Mógł szukać wielu wymówek i usprawiedliwień, ale prawda była jedna, najprawdopodobniej nabawił się traumy którą zaserwowano mu w niedalekiej przeszłości.
Po chwili wyłapał pytanie kierowane bezpośrednio do niego. Zamrugał oczami bez ładu i składu, aby pozbierać myśli, jakby odpowiedź sprawiła mu nieporównywalny z niczym innym problem, choć tak naprawdę była banalnie prosta.
- Nie mam rodzeństwa… znaczy – złapał dolną wargę między zęby, a potem ją wypuścił, uświadamiając sobie, że to nie jest do końca prawda – mam przyszywane. Siostrę. Ale jej nie znam – dodał, trochę obojętnie, jakby ta sprawa była mu całkowicie obojętna, w rzeczywistości nigdy nie czuł potrzebny, by złapać kontakt z już od dawna pełnoletnią, biologiczną córką doktora, która wyjechała na studia za granicę i nie znalazła wystarczająco dobrego powodu, by tu wrócić. Osobiście czuł ulgę z tego tytułu. Nie umiałby się zachować w jej obecności, zwłaszcza, że jej relacja z dr Littenbergiem nie tętniły pozytywnym akcentem, a przynajmniej tak pochwycił podczas ich rozmów telefonicznych, zawsze kończących się kłótnią.  
Ty masz brata, prawda? — podjął temat rozmowy, by nie wyjść za ignoranta. — Dobrze się dogadujecie? — zainteresował się, choć temat, na który zaszła rozmowa był mu całkowicie obcy, ale iść tak obok siebie w milczeniu było dwa razy gorsze, zwłaszcza że sam to zaproponował. — Pewnie tak, skoro zaciąga cię na miasto. Zazdroszczę — przyznał szczerze, by zaraz wystawić dłoń przed siebie w geście złapania któregokolwiek z padających, pojedynczych płatków śniegu.
Sam też kiedyś chciał mieć rodzeństwo. Płeć dowolna, byle łączyło ich coś więcej, poza kłótniami i odcinakami, ot, po prostu pragnął mieć kogoś, z kim mógł przedyskutować wszystko i nie bać się otwarcie rozmawiać o swoich lękach, fobiach, ale chyba taką rolę odgrywali często przyjaciele, a nie rodzeństwo.
Pogratulował sobie w myślach socjalnych umiejętności, które dogorywały powoli i sukcesywnie, uświadamiając mu, że duszą towarzystwa raczej nie będzie.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Czw Mar 10, 2016 4:31 pm
Nie oczekiwał od niego jakiejś szczególnej uwagi. Właściwie chłopak przyzwyczajony był do tego, że nikt szczególnie nie patrzył w jego kierunku, gdy po raz kolejny pojawiał się w swoich dużych okularach, rozciągniętym swetrze, znoszonych trampkach i roztrzepanych na wszystkie strony włosach. W końcu sam dość dobitnie na to pracował. Szkoda, że akurat dzisiaj musiał o tym zapomnieć. Właściwie sam nie był pewien dlaczego wyglądał tego dnia tak jak teraz. Przez chwilę wędrował uwagą w stronę swojego poranka. W przeciwieństwie do opinii większości, nie do końca należał do osób które zrywały się z samego rana. Rzecz jasna był w stanie to zrobić... gdyby normalnie sypiał. Niestety zwykle nie potrafił zmrużyć oka przez długie godziny, przez co koniec końców wyciąganie go z łóżka stanowiło dla budzącego niemałe wyzwanie. Zwłaszcza, że i tak nigdy nie uśmiechający się chłopak wyglądał w podobnym momencie jak istny demon, który planuje wyrżnięcie twojej rodziny w pień i wymalowanie ich krwią kręgów na twojej ścianie. Serio. Nawet jego brat odporny na wszelkie akty agresji ze strony białowłosego, częściej rzucał w niego poduszką z pewnej bezpieczniejszej odległości niż szarpał za ramię. Jedyną osobą, na której widok z rana momentalnie łagodniał była jego macocha matka. Tak, to ona musiała go obudzić tego poranka. Chociaż nigdy nie przygotowywała mu ciuchów. Leistershire z reguły robił to sam uprzedniego wieczora, choć jeśli dobrze pamiętał, tym razem zapomniał to zrobić zbyt zaaferowany nową książką, którą dostał od Nathanaela. Zasnął nad nią. Więc może naprawdę powinien podziękować swojemu bratu? Szarpnął w zamyśleniu rękaw czerwonej koszuli wystającej spod kurtki.
"Jesteś cały?"
Wyrwany ze swoich przemyśleń, podniósł pytający wzrok na Shane'a, zupełnie jakby kompletnie nie zrozumiał co do niego mówi. Przy następnych słowach jego mimika niewiele się zmieniła. Nic jednak nie powiedział, po prostu odwracając wzrok w drugą stronę, by spuścić go na swoje buty. Kątem oka widział, że go obserwuje. Może zadał mu jakieś pytanie, na które nie odpowiedział? Zmusił się do wrócenia do niego uwagą, kompletnie nie rozumiejąc ulgi na jego twarzy. Podrapał się po policzku nie wiedząc co ze sobą zrobić. Całe szczęście, mógł zaraz skupić się na odpowiedzi czarnowłosego na wcześniej zadane pytanie. Przyszywana siostra?
- Je-... - urwał pytanie w połowie, kręcąc głową. Nie, nie powinien dawać upustu swojej ciekawości. To były prywatne sprawy, o których starszy chłopak mógł nie chcieć mówić, skoro nie wspomniał o nich na głos. Sam Liam nie miał z tym większych problemów. Choć nie był zbyt rozmowy w tematach, w których nie czuł się pewnie, tę sytuację znał na tyle dobrze by dzielić się nią bez większego problemu. Zwłaszcza że nie czuł by wpływało to jakkolwiek na jego wizerunek. Przyglądał się jego reakcji i zatrzymał wzrok na końcówkach jego palców, na których wylądowało kilka pojedynczych płatków śniegu. Przechylił głowę w bok i splótł swoje dłonie za plecami, patrząc przed siebie. Czerwony trampek uderzył w bardziej zbity kawałek śniegu, posyłając go kilka metrów do przodu.
- Tak go traktuję. Nie jesteśmy spokrewnieni. Moja biologiczna matka zmarła jak miałem pięć lat, więc średnio ją pamiętam. Rok później mój ojciec ponownie się ożenił i tak poznałem Nathanaela. Jest rok starszy ode mnie i kompletnie inny. Przez większość czasu niesamowicie mnie wkurza, odciąga mnie od książek, nosi torbę i mówi do mnie księżniczka Leia, przez to że wyglądam jak... - urwał obracając głowę w jego stronę. Raczej nie musiał kończyć zdania, w końcu Shane doskonale widział jak wygląda. Duże oczy, jasna cera, delikatna uroda. Matka natura najwidoczniej wolała z niego zakpić. Machnął na siebie ręką w jakiejś nieudanej parodii, świadczącej że może patrzeć do woli. Z reguły nie przeszkadzał mu wzrok jaki kierowali na niego inni, nawet oceniający czy bardziej intensywny. - Mszczę się mówiąc na niego Nela. Ale mimo to, nie chciałbym za brata nikogo innego. Jest głośny. Zawsze go słychać nawet z drugiego końca korytarza, przebija się przez innych. A jego matka... jest moją matką. Nie ma na co narzekać, prawda? - złączone za plecami dłonie rozłączyły się, odnajdując swoje miejsce na dole kurtki. Nawet nie zdawał sobie z początku sprawy jak bardzo się rozgadał. Przez chwilę nie wiedząc jak się zachować, zwrócił spojrzenie na kostkę brukową, od czasu do czasu zerkając w jego stronę, zupełnie jakby chciał wybadać jego reakcję. W rzeczywistości obserwował czy ten nagły wywód miał sprawić, że postanowi zamilknąć. Może jednak nie powinien się wypowiadać na podobne tematy?
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Pią Mar 11, 2016 4:16 am
Mając wrażenie, że wyrzucane przez chłopaka zdania nieczęsto padały z ust Liama w takich ilościach, zasiały w Shanie wątpliwości, wszak nie miał pojęcia, jak interpretować tą nagłą wylewność, która wniknęła z niezobowiązującego pytania. Nie wiedział czy Liam wpadł po prostu w czysty, niczym nieskrępowany słowotok, czy pojawia się w nim nagła chęć urzeczywistnienia swoich myśli. Po chwili jednak, otępiały, uświadomił sobie, że to nie miało w tym momencie żadnego realnego znaczenia. Jedno było pewne, Shane zdecydowanie nie spodziewał się, że korepetytor może wykazać się taką otwartością. Wydawał się osobą skrytą, zamkniętą w sobie i wiecznie milczącą. To w dłużej mierze utrudniło Littenbergowi wcześniejsze złapanie z nim kontaktu, bo, chociaż zazwyczaj nauczył się wszystko i absolutnie wszystkich traktować jak nieznaczący, zmieniający się zbiegiem czasu element krajobrazu, spędzali ze sobą nieświadomie tyle wolnego czasu przy jednym stoliku w bibliotece, że aż chłopak siłą rzeczy musiał zostać przez niego dostrzeżony. Czasem obserwował go ukradkiem zza swoich notatek, lecz nigdy otwarcie, nachalnie, by nie wzbudzić swoją natarczywością niepożądanego zainteresowania, ani przez swoją nieuwagę nie awansować z bycia mordercą, na zaszczytny tytuł prześladowcy. Mimo że z reguły nie interesowały go rodzinne powiązania znajomych i unikał tych tematów, jak tylko mógł, nie wnikając w żadne poznane wcześniej szczegóły, tym razem było jednak inaczej. Wsłuchiwał się słowo po słowie, dbając o to, by żadna informacja nie umknęła jego uwadze. Na ustach mimowolnie pojawił się blady cień uśmiechu. Otóż brunet wyobraził sobie nieokrzesanego brata Liama, który – jak wynikało z opisu – był całkowitym jego przeciwieństwem i, choć wyobrażenie ich wspólnej egzystencji wydawało się dla niego niedosięgalne, ogarnęła go niewytłumaczalna wesołości, którą jednak szybko stłumił, by nie zostało to zinterpretowane jako prześmiewczy akt.  
Nie, nie ma. Każdy powinien dogadywać się z bliskimi mu ludźmi, więc można brać z was przykład — zapewnił go, a gdzieś w piersi poczuł ukłucie zazdrości. Drugie. Do trzech razy sztuka. Później zacznie się poważnie martwić o swój stan emocjonalny i nadszarpnięty do granic możliwości morale, które można było urobić jak plastelinę, gdy dobrze znało się Littenberga oraz jego słabości, a mu samemu wydawało się, że taki osób mnożyło się jak grzybów po deszczu.
Włożył wiecznie zimne dłonie do kieszeni kurtki, by złapały tam choć na ułamek sekundy potrzebne ciepło, mimo że iż wiedział, że to graniczyło z cudem i nie groziło im zupełnie. Nigdy osiągnęły minimum wymaganej temperatury i odznaczały się tym znacznie od reszty ciała. Zacisnął je w pięść, by dać sobie mentalnej motywacji do mówienia w pakiecie ze złamaniem lodowego powietrza do płuc.
Jestem adoptowany — zaczął powoli, czując naturalną chęć podzielania się niechętnie ujawnianym danymi, które i tak w ostatecznym rozrachunku zostały w formie półprawdy lub prawdy, rozdmuchane przez media, choć ten pierwszy stan rzeczy raczej był dominujący, bo im ciekawsze fakty, tym rósł w górę słupek popularności i teraz krążyły po świecie w ciągu pod postacią strzępków sfabrykowanych i przede wszystkim niekompletnych informacji. — Zabito moich rodziców, gdy miałem osiem lat, dlatego nie pamiętam ich za dobrze. Wszystkie wspomnienia związane z nimi spłonęły w pożarze. Potem spędziłem trzy lata w sierocińcu. — Urwał na chwilę, by się zastanowić, pomyśleć co dalej. Wypowiedzenie tych słów wymagało powrotu do przeszłości, którą przez parę lat z rzędu usiłował bezskutecznie wyrzucić z pamięci. Efektywność działań była mierna. Nadal pamiętał szczegóły, które właściwie nie były warte zapamiętania, a jednak roztrząsał je na nowo, rozkładał na atomy, odtwarzał w myślach, w pamięci, jak ulubiony film, mimo że nie mógł je zakalikować do takiej kategorii. Wywoływały u niego sprzeczne emocje wymieszane częściowo z rezygnacją i częściowo z nieprzyjemnym, niepokojącym  uczuciem, że zapomniał o jakieś istotnej rzeczy, która nie wróci. — I zostałem adoptowany. Tu właściwie historia dobiega końca — odparł, tym akcentem kończąc swoją opowieść, historię życia streszczoną do minimum. Sam fakt, że został przez kogoś przygarnięty, zostało odebrane nieco sceptycznie przez środowisko domu dziecka, bo raczej, jak można było się tego po nim spodziewać, nie był zbyt wylewny w kontakcie z potencjalnymi kandydatami na nowych rodziców i poniekąd czuł się jak złodziej, zabierający komuś szansę na nowy, w miarę prosperujący domu. Ale, no cóż, pomimo iż narzekać nie mógł, powiedzenie, że taka rodzina to szczyt dziecięcych marzeń, byłoby niezaprzeczalnym kłamstwem, a przynajmniej dla dziecka, który spodziewał się i mamy, i taty, i domowego ogniska. Shanowi to nie groziło. Sam fakt, że dostał „drugą szansę” był dla niego znaczący, choć nadal zastawiał się, jak to się stało, że samotny mężczyzna w średnim wieku, wykonujący zajmujący zawód, automatycznie skreślający go z bycia ojcem, stał się nim. Wszak większość swojego czasu doktor Littenberg, odkąd Shane pamiętał, zawsze spędzał w szpitalu na dyżurze, albo we własnym łóżku odsypiając go, ich relacje nie były zatem  zażyłe, rozbudowane i, choć chirurg kazał mówić do siebie per „tato”, to słowo wiązało struny głosowe bruneta w pętle, sprawiając, że nie był zdolny do powiedzenia nic więcej od pospolitego „doktora”, które było słyszane przez lekarza na okrągło w miejscu pracy.  Shane minimalizował starty moralne, wmawiając sobie, że przecież sam przez mężczyznę nigdy nie został nazwany „synem”, zwracał się do niego albo po imieniu, albo określeniem „chłopcze”, drugie raczej pojawiało się wtedy, kiedy mężczyzna była na niego o coś zły, a te sytuacje były rzadkie, prawie nieistniejące, bo Shane dokładał wszelkich starań, by nie fundować doktorowi więcej obowiązków w postaci problematycznego dziecka.  Z marnym skutkiem.
Własne myśli go tak pochłonęły, że dopiero odgłos najeżdżającego pojazdu wybił go z rytmu. Zerknął na Liama, który stał tuż obok i chyba mówił coś do niego niewyraźnie, chyba w próbie pożegnania, ale nie zarejestrował ich, tak samo jako momentu, kiedy świeżo poznany chłopak znalazł się na końcu ulicy. Ciche „ach” wydostało się z ust Littenberga i zaraz pomachał korepetytorowi z nietypowym dla siebie rozmachem i entuzjazmem, by zakryć swój nietakt.
Do zobaczenia — mruknął do siebie, niemal pod nosem, więc niemożliwością było to, by chłopak z takiej odległości usłyszał ten szept. W końcu, po chwilowej dezorientacji, ruszył w przeciwległym kierunku, gdy znajoma sylwetka zniknęła za obcym Shanowi zakrętem. I ruszył znajomymi uliczkami do domu, tradycyjnie pustego, ale przynajmniej centralne ogrzewanie spełniało swoją rolę i ogrzewało surowo urządzone wnętrze.
Usta mimowolnie wykrzywiły się w delikatnym uśmiech w zestawie z bolącymi mięśniami twarzy, które uświadomiły Littenberga jak rzadko popada w stan radości. Nie wiedzieć czemu, czuł dziwną, niewyjaśnianą wręcz ekscytacje, gdy myślał o ich ponownym spotkaniu.

zt x2
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Nie Kwi 16, 2017 3:05 pm
"Wchodzę właśnie do tej biblioteki, o której ci pisałam. :3 Nie wiem co wypożyczyć. =n="
Ostatnich kilka metrów do pokonania. Przeskoczyła sporą kałużę, nastąpiła na krawężnik chodnika, zwinęła parasol i wkroczyła do środka budynku, gdzie zaraz przy wejściu odstawiła trzymany przedmiot na specjalny stojak. Płaszczyk, który dotychczas miała na sobie, zawiesiła na jednym z haczyków, nim ruszyła prosto do lady.
Ten sam żwawy krok co zawsze, ten sam uśmiech i to samo entuzjastyczne powitanie. Ostatecznie Sówka zawsze słyszał dokładnie tę samą śmiewkę co najmniej raz na tydzień czy dwa.
- Dzień dobry! Przyszłam oddać te dwie - wyświergotała, po czym wyciągnęła ze swojej torebki dwa niewielkie tomiki poezji. I to wcale nie tak, że obie te pozycje zostały jej polecone przez tę samą osobę, z którą pisała praktycznie całymi dniami, ostatecznie nie mogąc oderwać się od telefonu. Od jakiegoś czasu wypożyczała wyłącznie propozycje od tego internauty, a to tylko dlatego, że - mówiąc bardzo kolokwialnie i prosto - zajarała się tym, co sam wypocił. - Zaraz wrócę z czymś nowym! - dorzuciła jeszcze szybko, kładąc swoją kartę biblioteczną na blacie, i odwróciła się na pięcie.
To wcale nie tak, że nie dała biednemu bibliotekarzowi czasu na zastanowienie czy odpowiedź. To wcale nie tak, że to nie było nic nowego. Wysunęła z kieszonki spódnicy telefon i wystukała kolejną wiadomość, nie zważając nawet na to czy jej znajomy zdążył odpowiedzieć na tę poprzednią.
"Jestem w sumie ciekawa czy ten bibliotekarz ma mnie już dość. :< Nigdy się nie odzywa."
Czarek Sówka
Czarek Sówka
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka
Nie Kwi 16, 2017 3:48 pm
Cezary zaabsorbowany czatowaniem z nieznajomą z sieci, wlepiał ślepe gały w monitor w swoim zakątku ciszy, częściej nazywane przez ludzkość jako stanowisko bibliotekarza. Biurko, komputer stacjonarny, o dziwo, z tej epoki, tona książek, których przez zajmowanie się na pewno nie pracą nie ma czasu ani siły poukładać na ich należyte miejsca, rozrzucone w jakiś pentagram czy inne czary długopisy, kosz pełny nieładnie wypisanych dokumentów, których przecież nie odda ot tak przełożonemu, plama po kawie i losowo poprzyklejane do szuflady, do blatu, do czoła kolorowe karteczki, coby nie zapomnieć posprzątać. Jak przystało na wzorowego pracownika.
Uniósł tkwiące na jego nosie denka od jabola na rudowłosą postać, którą widywał tu w tygodniu bardzo często w swoich godzinach pracy, po czym skinął jej czupryną i ręką wskazał na stertę tomów, które przywlókł mu z dwadzieścia minut temu jakiś uczeń. Łypnął za nią oczami, gdy ruszyła w półki jak gazela w trawę, a on westchnął głęboko. Nurtowało go to, dlaczego ta dziewczyna tak usilnie chce nawiązać z nim dialog, mimo że ten nieustannie na ramieniu ma opaskę informującą, że nie mówi i raczej po kwadransie mu zawiecha nie minie.
Niemniej jednak bardziej intrygujące było to, że książki, które otrzymywał Cezary, były polecanymi przez użytkownika cesarowl jakiejś niezwykle sympatycznej kobiecie, która zawięcie serduszkowała jego obrazy, zdjęcia i rzeźby na jego instagramie. A teraz jej wiadomości dziwnie pasowały mu do sytuacji,
Zapewne zbieg okoliczności, co nie, Czarek?
„Może ma problemy z krtanią. Wszyscy chorują na wiosnę.”
Minutę później odczuł wewnętrzną potrzebę podlinkowania jej bardzo inspirujących go „dzieł”.
„Lubię to oglądać. Ludzie go wyzywają za jakość i prostotę, a do mnie to bardzo przemawia. Co myślisz?”
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Nie Kwi 16, 2017 4:16 pm
To nie tak, że nie widziała tej opaski. Po prostu ilekroć jej nie zauważyła, to zaraz zapominała, kto ją miał i że w ogóle ją miał. Dlatego miała wrażenie, że ten uroczy pan bibliotekarz jej po prostu nie lubi. A ona przecież nic takiego mu nie zrobiła! Westchnęła smutno, gdy znów nie usłyszała za sobą nawet mruknięcia, zerkając jeszcze za siebie przez ramię, ale zaraz jej uwagę na nowo przykuł ekran telefonu.
Pojedyncza wibracja. Przeczytała wiadomość i zmarszczyła brwi.
"Może. Choć nie jestem przekonana. Jeszcze nigdy się do mnie nie odezwał" - wystukała z prędkością typową dla typowej nastoletniej użytkowniczki wszelkich urządzeń mobilnych. Czyli bardzo szybko, owszem. Miała ochotę jeszcze coś na ten temat dopisać, w zasadzie już zaczynała wklikiwać kolejnych parę zdań odnośnie tego, że może to jednak ona za dużo mówi i nie daje mu nawet czasu się odezwać. Miała. Ale szybko dotarła do niej kolejna wiadomość od "cesarowla" (XDDDDDDDDDDDDDD), tym razem zawierająca załącznik. Prędko otwarła i, tak w zasadzie, liczyła, że znajdzie tam okładkę książki.
Co wcale nie równało się z tym, że była zawiedziona. Wręcz przeciwnie - z wielkim entuzjazmem (rzecz jasna okazanym jedynie w wiadomości, przecież nie mogła hałasować w bibliotece) zabrała się za odpowiedź:
"A nie chodzi o to, że właśnie w tym leży cała istota tych zdjęć? Jak dla mnie to na pewno jest celowy zabieg, żeby wzbudzić właśnie takie fale oburzenia. ♥"
Chwyciła za jakieś dwa losowe tomiki i ruszyła do jednego ze stolików przy stanowisku bibliotekarza, by usiąść i, co było dość oczywiste, zacząć rzeczone dzieła wertować. Jednocześnie zabrała się za wystukiwanie wiadomości odnośnie tego, co właściwie chwyciła w łapki.
"Myślisz, że warto poczytać Poe'ego?"
Czarek Sówka
Czarek Sówka
Fresh Blood Lost in the City
Re: Biblioteka
Pon Kwi 24, 2017 11:10 am
Sówka przystopował z odpowiadaniem, a zajął się na 5 minut tym, za co mu tutaj płacą ─ wysłał dwa e-maile potwierdzające przedłużenie lektury do dwóch czytelników, gdyż zbliżał się termin zbierania haraczu od ślimaków, którzy książek nie zwracają przed upływem czasu, bo nie mają czasu przynieść/gubią je/pies im zdechł/pogrzeb babci i inne bajeczki. Choć w drugą wymówkę był zwykle najbardziej skłonny uwierzyć, nie oszukujmy się.
Gdy znów zerknął na komunikator, miał już trzy wiadomości i nadszedł moment rozprawy filozoficznej, albowiem Czarek wiedział, że zaraz może zostać zatopiony pod falą nowych literek, więc z doświadczenia wolał jeszcze przez parę chwil udawać wielce zajętego życiem artystę, coby się dziewczyna nie rozpędziła i nie uznała, że mu się nudzi. Jakby nie było, był w robocie, gdzie nie za bardzo mógł poświęcać czas na spoufalanie się z internautami. Na pewno zachowywał się nieco rebeliancko, używając komputera do celów prywatnych.
Aczkolwiek nie był mistrzem w przeciwstawieniu się pokusom, jakie stawiał przed nim los.
„Nie wiem, czy oburzenie. Nigdy w ten sposób nie patrzyłem na sztukę tak naprawdę. Doceniam za klimat, to z pewnością. Jest unikalny może go jedynie opisać jakaś dobra historia o duchach.
Przeczytaj. Na pewno Ci on nie zaszkodzi. Nie czytałaś nic od niego?”
Cezary nie pałał miłością do twórczości Poe’ego, jednakże nie zamierzał zniechęcać do tego dziewczyny, choć jego wewnetrzne, licealne ‘ja' szeptało mu na uszko, żeby jej polecił Goethe’ego. Nie, nie, nie, Czarku z przeszłości, nie ma czytania sobie na dobranoc tych zbójeckich ksiąg!
Zdjął na chwilę okulary z nosa, obracając je w palcach, aby określić, jak bardzo wskazane byłoby czyszczenie chusteczkami nawilżanymi, ale sam sobie się dziwił, że widział, co pisze. Przesądzone. Włożył je znowu, żeby widzieć, co maca w torbie, po czym z tej właśnie leżącej pod biurkiem wyciągnął chustkę i zaczął czyścić sobie swoje drugie oczy. Westchnął głośno, łypiąc szarym okiem mniej więcej w stronę komunikatora… no, w kierunku komputera. Chyba. Ta szara plama to prawdopodobnie to.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Biblioteka
Czw Cze 08, 2017 12:51 pm
Nie odpisywał, toteż zagłębiła się w lekturze, zerkając od czasu do czasu na gmerającego coś przy komputerze bibliotekarza. Skoro jej osobisty guru nie odpowiadał, to może warto by było spytać jego? Cóż, był bibliotekarzem. Może w końcu jej odpowie, chociażby w postaci skinięcia głową czy cokolwiek. Podniosła się prędko z miejsca i pędem doskoczyła do lady, kładąc na niej jeden z tomików.
- Proszę pana? - mruknęła nieśmiało, jakby bała się, że jeśli znowu przedobrzy z entuzjazmem, to zostanie wrednie zbyta niesympatyczną miną - co było w sumie prawdą, bo się bała. - Czy warto przeczytać tę pozycję?
Akurat coś pisał. I jakoś tak zabrzęczał jej telefon tuż po tym, jak usłyszała ostatnie szczęknięcie klawiszy. Wyciągnęła telefon i zerknęła na wiadomość, lustrując szybko jej treść w oczekiwaniu na odpowiedź bibliotekarza. Wystukała też odpowiedź, bo co miała sobie odmawiać tej drobnej przyjemności.
"Faktycznie, ten klimat jest niepowtarzalny. Swoją drogą, to strasznie słodkie, że jesteś tak wrażliwy na sztukę. Uwielbiam takich ludzi!
Kiedyś po coś sięgnęłam, ale nie jestem pewna, co to było. Swoją drogą, spytałam też tego pana bibliotekarza o opinię. Ciekawe co odpowie. I czy w ogóle odpowie... :c"

Wsunęła telefon z powrotem do kieszonki tuż po wysłaniu wiadomości, łypiąc wciąż wyczekująco na Sówkę, jakby miała nie dać mu spokoju dopóki nie dostanie swojej upragnionej odpowiedzi. Biedny koleś.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach