Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Ogrody [N]
Nie Gru 27, 2015 4:37 pm
First topic message reminder :

OGRODY

Ogrody [N] - Page 2 Ogrodpng_snhhrxr

Jeżeli marzyliście kiedykolwiek o złotym środku pomiędzy typowo chaotycznymi, wręcz dzikimi ogrodami angielskimi, a ułożonym stylem tych francuskich, gdzie wszystko musiało być wręcz nienagannie ułożone, a na intruzów w postaci przydługich źdźbeł trawy nie było miejsca-... cóż, zapewne zdążyliście się zorientować, że to miejsce dla was. Pomiędzy bogactwem różnorodnych gatunków kwiatów o płatkach w tysiącach barw znajduje się pewna harmonia i logiczny układ siania wszelkich bylin. Tam, gdzie oko przeciętnego pedanta cieszą również idealnie równo ścięte żywopłoty, zwolennik bardziej swobodnych form znajdzie piękno w wyłożonej nieregularnych kształtów kamieniami ścieżce, prowadzącej przez jeszcze większą ilość krzewów i rabat. Róże, pozostałe jeszcze w swych zadbanych ostatkach peonie, hortensje, a także wiele innych, cieszących oko przechodnia świetności.

Anonymous
Gość
Gość
Re: Ogrody [N]
Pią Mar 04, 2016 5:37 pm
// Przepraszam, że tam długo ;-; //
Drobny dopisek - Sachiko znaczy dziecko szczęścia

Patrząc co jakiś czas na jego reakcje zastanawiałam się, czy aby na pewno nie nudzi go moja obecność. Nie wiedziałam jakie rozterki przeżywał w sobie, a ja nie byłam na tyle dobra w kontaktach - w ogóle nie byłam! - aby domyślić się o czym myśli. Uznałam, że może tak po prostu wygląda zwykła rozmowa, a wszystko inne to zbędne wyobrażenia. 
Kiedy zwrócił się do mnie komentując moje imię, otwarłam nieco bardziej oczy. Ostatni raz kiedy tak ktoś powiedział,  to było to w wieku sześciu lat, może siedmiu. Wtedy jakaś znana kobieta mająca omówić z ojcem kolejne projekty w pracy - jeszcze przed kryzysem - zagościła w naszym domu i właśnie tak powiedziała, gdy dowiedziała się jak się nazywam. "Ładne imię, na pewno do ciebie pasuje". Uważam jednak, że pomyliła się z tym stwierdzeniem. Ja? Sachiko, "dziecko szczęścia", które zawsze żyło w osamotnieniu, poniżane przez silniejszych i lepszych, niszczone przez własną osobowość, ma być szczęśliwe? Czy uśmiech to to samo, co odczuwanie radości? Nie. Bo wtedy nie uśmiechano by się płacząc i przyciskając pięść do serca, by zredukować ból, który wypala dziurę w klatce tylko po to, aby ukryć owe smutki przed światem ... Bycie szczęśliwym, to właśnie nie mieć tej potrzeby udawania.
Kiwnęłam lekko głową w stronę chłopaka.
- Dziękuję. - "choć mnie ono nie opisuje" - dodałam w myślach.
Zauważyłam jego zawahanie, lecz podświadomie poczułam ulgę, że nie tylko ja zastanawiałam się, czy to aby na pewno dobrze. W takich chwilach chciałabym swobodnie machnąć ręką, powiedzieć, że nie obchodzi mnie co przyniesie jutro, kopnąć kamień i nie myśleć o tym jak bardzo kogoś zaboli, jeśli nim dostanie, krzyknąć na cały głos, że życie jest piękne i jednocześnie jak bardzo go nienawidzę, rzucić się w wir wydarzeń, by pod koniec obrócić się w pył i znaleźć się tam, gdzie każdy znajdzie się po śmierci - w ziemi. Lecz nie potrafię. Boję się cokolwiek zrobić nie zastanawiając się wcześniej, jaki będzie tego skutek. A przynajmniej zawsze mi się tak wdaje. 
Gdy chłopak schował dłoń z powrotem do kieszeni zaraz po jej uściśnięciu, uciekłam wzrokiem na bok. Zastanawiałam się czy coś źle zrobiłam. Z tego co pamiętałam ojciec zawsze tak się witał, więc sądziłam, że tak powinno się robić. Nie było to dla mnie łatwe i jemu najwidoczniej też to nie podchodziło. "Może to i lepiej? ... Nie! Co ja gadam? Znaczy myślę! To brzmi tak samolubnie! Chyba ... Nie ważne" - westchnęłam do swoich własnych myśli. Nie czas na to.
Słysząc jego słowa zaraz po tym, jak podzieliłam się z nim moimi refleksjami - czyli wyrzuciłam z siebie wszystko robiąc z siebie idiotkę pozwalając, by to co siedzi w mojej głowie ujrzało światło dzienne -, skinęłam nieznacznie głową. "Pewnie będę teraz uchodzić za świruskę" - uznałam.
Jednak mimo tego, że ganiłam się w duchu, a nawet przeklinałam samą siebie, że w ogóle jeszcze śmiem się odzywać, dodałam:
- Śmierć nie jest smutną wizją. To rzeczywistość. 
Wypowiedziałam to tak nieobecnym głosem, że przez chwilę zastanawiałam się, czy to na pewno ja. Zerknęłam z ukosa na chłopaka, lecz nie zmusiłam się do uśmiechu. To była prawda. Nie potrafię czegoś takiego obrócić w żart, bo to niemożliwe. Jednakże gdy patrzyłam na niego, postanowiłam spojrzeć w niebo i westchnąć.
- Dlaczego tak bardzo boimy się śmierci, skoro i tak nas to czeka? Dążymy do wybranych przez siebie celów, lecz gdy nasze życie się skończy, nie będzie komu powiedzieć "zrobiłem to". - zamknęłam oczy, by powolnym ruchem głowy powrócić do poprzedniego stanu. Otwierając je dodałam szeptem, jak zwykle, bardziej do siebie. - Eh .. ja chyba nie powinnam nic mówić.
Gdy Riley podszedł bliżej kwiatów, podążyłam za nim wzrokiem i wysłuchałam co miał do powiedzenia. Skinęłam głową, ale nie wiem czy to zauważył, bo stałam obok. W tym czasie do moich uszu doszły odgłosy z innego miejsca z ogrodu. Nie należałam jednak do osób, które interesują się otaczającym ich światem, bo i tak nic dobrego z tego nie wyniknie. 
- Nie wiem. Na bal mi się nie śpieszy - "nawet nie wiem od kiedy on trwa!" - raczej bym tam nie pasowała. - stwierdziłam.
Jeszcze bym na coś lub kogoś wpadła, lub popsuła, co mi się często zdarza wtedy, kiedy najmniej tego chcę.
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach