Anonymous
BOCZNY KORYTARZ NA PARTE
Gość
[LICEUM] Boczny korytarz na parterze
Pią Paź 16, 2015 4:57 pm
First topic message reminder :

Mimo tego, że to jeden ze spokojniejszych korytarzy, jest pełen przepychu. Obrazy wiszą tu równie gęsto co w pozostałych, umilając czas oczekującym tu na lekcje uczniom. Dodatkowo, jest to miejsce rzadko odwiedzane przez nauczycieli. Pewnie dlatego, że tłum uczniów zgromadzonych na głównym korytarzu bardzo rzadko się rozstępuje, aby przepuścić kogoś do tej odnogi.


Wayland starała się bardzo, żeby na początku nie zaniżać sobie frekwencji. Naprawdę wolała wykorzystać to, że lekcje były póki co luźne i nie wymagały wiele więcej ponad to, żeby na nich siedzieć. Ale nauczyciele czytali jej zasady bezpieczeństwa czwarty rok z rzędu i naprawdę musiała się spiąć, żeby się nie zrywać. Wystarczy jej już słuchania o rodzajach wyjść ewakuacyjnych, przecież i tak wiedzieli, gdzie są wszystkie. W tym kraju ćwiczenia z ewakuacji robiło się tak często, że Ray korzystała z każdego już co najmniej po kilkanaście razy. I to tylko licząc te legalne przypadki!
Jakoś zmusiła się, żeby wysiedzieć pierwsze planowe cztery lekcje na dupsku. Każdy z nauczycieli na widok jej białych kłaków robił coś w stylu: "o, panna Wayland, a co to za okazja?". Krew się w niej gotowała, jak to słyszała i miała ochotę splunąć w ryj tym pewnym siebie belfrom, którzy za jakiś tydzień zamiast markerami, zaczną w klasę 4-B rzucać krzesłami, jak nie całymi ławkami. No, ale wracając - do czwartej godziny siedziała, ale na piątej już jej się nie chciało. Do parku koło szkoły wyszła na przerwie wraz z tłumem uczniów, nikt więc jej kurwa nie mógł zarzucić, że coś planuje. A że wniosek byłby prawdziwy - ej, spekulacje i łapanie jej na gorącym uczynku to są dwa rozbieżne tematy. Zanim jeszcze opuściła mury szkoły wyjęła papierosy i zaczęła bawić się zapalniczką, nie bardzo przejmując się obowiązującym zakazem. Póki go nie podpaliła, gestapowcy nauczyciele nie mieli o co pruć mordy.
Jak wyszła, to szybko nawinął jej się jakiś paniczyk pod łokieć. Ej, dzisiaj byli jacyś mniej wkurwiający. Zamiast go strącić z drogi, zwyczajnie go ominęła, głęboko się zaciągając. "Ja pierdolę, jaki ten tani szajs jest chujowy." - pomyślała, wydychając dym. Na dworze została, zastanawiając się, co ma niby dzisiaj robić, skoro żaden z jej kolesi nie miał dzisiaj wolnego w robocie. Szybko padło na kosza. Ej, ktoś sądził, że będzie inaczej?
I jak już ostatnia, siódma godzina się skończyła, włożyła słuchawki na uszy i poszła w stronę skrzydła sportowego. Uwielbiała te nienawistne spojrzenia księżniczek z klasy A, kiedy na nią patrzyły. Uwielbiała, jak sądziły, że nic nie słyszy i ich relacje, kiedy zdejmowała słuchawki i spokojnie pytała, czy mają jakiś problem.
Nie miały problemów. Nigdy. Może Wayland powinna być psychologiem?
W końcu włączyła muzykę - tym razem padło na Driicky'ego Grahama. Chód dziewczyny szybko dostosował się do rytmu piosenki. Szła tak chwilę, z rękami wciśniętymi w kieszenie bluzy i powtarzała w głowie tekst, kiedy zatrzymała się przed jedną z odnóg korytarza. Zazwyczaj nie zwracała uwagi na te rameczki, którymi obwieszone były ściany. Ale w tym miejscu zawsze był taki jeden obrazek, gdzie stała laska w poniszczonej sukience i z cycem na wierzchu. Ray za choinkę nie wiedziała, co on miał symbolizować. Teraz, kiedy nie było tu tych wszystkich knypasów, mogła spokojnie do tej obramowanej ramki podejść i ją obczaić jak człowiek. No i stanęła przed nią, patrzyła chwilę, zastanawiając się nad tym. Zdjęła nawet słuchawki, żeby tekst piosenki nie zakłócał jej myśli. Nieważne, jak mądrze i konesersko się teraz prezentowała - z takiej odległości ten obraz był jeszcze mnie jasny, niż z daleka. Wayland prychnęła, opierając dłonie na biodrach i rozglądając się. Może jakiś bogaty dzieciak się tu gdzieś kręcił i by jej wyjaśnił, co to ma niby symbolizować?

Anonymous
Gość
Gość
Była w tej chwili niczym przestraszone zwierzę, które zostało schwytane do klatki. Patrzyła na Gilraen, która zdawała się być... Po prostu inna. Lepsza, pewniejsza siebie. Natalie nie potrafiła taka być i zazdrościała innym wokół, którzy potrafili. Byli jej przeciwieństwem.
Chłód turkusowowłosej był dla Landryny niczym otrzeźwiający policzek. Zacisnęła szczęki, aby po chwili się uśmiechnąć. W jakiś sposób. Co jakiś czas wbijała paznokcie we wnętrze dłoni, aby się jakoś się uspokoić.
Oddychaj, powtarzała sobie w myślach. Spojrzała następnie na książkę, którą trzymała Gilraen, a potem zacisnęła ponownie szczękę. Musiała się zdecydowanie wyzbyć takich nawyków.
Mogę ją odkupić – szepnęła, patrząc na dziewczynę i drapiąc się po szyi.
Wszystko ją drażniło, a im dłużej przebywała w miejscu pełnym ludzi, tym gorzej z nią było. Miała instynkty godne zwierzyny łownej. Po pierwsze uciekać.
Nie chciałam jej uszkodzić – Co z tego, że to był tylko zagięty róg, dla Natalie to była najgorsza zbrodnia. – Jakiś szczególny gatunek lubisz?
Wypuściła powietrze ze świstem.No, jakieś postępy czynisz. Niedługo będziesz gadała normalnie. Jasne, ironizowała w myślach i wyłamała sobie palce. Przy okazji spojrzała na jakąś laskę, która przechadzała się korytarzem i stroiła do nich głupie miny. A przynajmniej jej się tak wydawało. Wstępowała w drugą fazę. Stawała się powoli agresywna, a nie chciała wylecieć z tej szkoły i wrócić do ojca. Nie tym razem. Nie po to zgrywała dobrą córeczkę – według skali jej ojca, która mogła się wydawać dla innych wręcz patologiczna – aby teraz wrócić do domu przez jeden głupi błąd.
Natalie – Czyniła kolejne postępy, w końcu zdołała podać swoje imię co było rzadkie. Wiedziała, że dziewczyna zaraz ją zostawi na pastwę losu. Przynajmniej tak się jej wydawało.
Może jednak się myliła. Zauważyła jednak, że po korytarzu zaczęły się przechadzać coraz większe dziwadła. A to ją przerażało.
//Dla mnie nie ma problemu, trochę się wkopałam pewnie w kolejkę, więc sorry.
Gilraen, przepraszam, że tak długo, ale zupełnie nie wiedziałam, od której strony ugryźć posta.
Anonymous
Gość
Gość
Nie wiedzieć czemu kujonica w ostatnim momencie skręciła w bok i weszła do klasy. Z ledwością zahamował, łapiąc jedną ręką za zamknięta już klamkę, a drugą chwytając zgrabnie deskorolkę zanim ta uciekłaby w siną dal, nie daj bozia, pod nogi jakiegoś psora czy prefekta z mania porządku, bo byli i tacy. Odetchnął z ulga i puścił nadwyrężony uchwyt drzwi. Co złego to nie on. Gwiżdżąc pod nosem i rozglądając się na boki wycofał się w głąb korytarza. Niechcący podsłuchał skrawek rozmowy pomiędzy jakimś dwoma pannicami, z czego jedna była chyba z jego roku. Przejechał kciukiem po brodzie w zamyśleniu, a w kącikach ust już tańczył chytry uśmiech. Może ten dzień nie będzie taki stracony i uda mu się narobić trochę bigosu.
Natalie.
Doszło do jego uszu imię jednej z nich. Nawet zna już imię. Doprawdy świetny początek. Postanowił postać jeszcze chwilę pod ścianą, by bardziej rozeznać się w dość chyba napiętej sytuacji pomiędzy dziewczynami. Nie rozumiał o co się rozchodziło, ale to go akurat najmniej obchodziło. Najwyraźniej tak zwana Natalie coś przeskrobała. Chyba potrzebny jej książę na białym koniu, który wybawi ją z opresji i wciągnie w jeszcze gorszą. Księciem nie był, białego rumaka nie posiadał, a ratunek z jego strony może się skończyć katastrofą. No, ale lepszy złoto grzywy skejter z deską niż nikt. Prawda? Chyba ktoś wpuścił do szkoły świerszcze, bo nastała krępująca cisza.
- No co tam, Natalie? Jestem Jace. – mrugnął do niej porozumiewawczo – Chyba jesteśmy z jednego rocznika, ale nie spotkałem Cię jeszcze nigdy  klasie. Czyżbyś była z tej lepszej części naszego roku? –  niebieskoszare tęczówki uważnie obserwowały dziewczynę, ale pozbawione były wyrazu nachalnej ciekawości. Stanął luźno obok, może ciut za blisko, ale jedną ręką podtrzymywał deskę, a drugą zatopił w kieszeniach spodni.
Anonymous
Gość
Gość
Cisza. Zbyt długo trwała miedzy tymi dziewczętami, przez co Natalie czuła się jeszcze bardziej speszona. Czyżby coś źle powiedziała? Złe gesty? Młoda Lacrose miała się już wycofywać, gdy nagle podeszła do nich kolejna osoba. Męski głos sprawił, że Landryna spięła mięśnie oraz zacisnęła szczękę. Nie lubiła chłopaków, miała irracjonalny lęk, który w końcu powinna przezwyciężyć. I chyba właśnie nadszedł ten moment w życiu, na który każdy czekał. Nat po raz pierwszy od dawna miała zamiar się odezwać do chłopaka. Chrząknęła i spojrzała na Jace'a.
Emm… hej. — I tyle z sukcesu, a przynajmniej tak mogło się zdawać. — Może i lepszej. Nie wiem, nie oceniam. — W tej chwili brzmiała jak przestraszone kocię, które napotkało ogromnego tygrysa.
Zlustrowała chłopaka od góry do dołu i czuła, że nie ma z nim jakichkolwiek szans w wypadku jakiegokolwiek starcia. Był wyższy, mocniej zbudowany. Oczywiście, że z góry zakładała najgorszy scenariusz. Może i wyglądał jakby w tej chwili nie miał zamiaru jej skrzywdzić, ale kto wie co tak naprawdę chciał uczynić. Przygryzła dolną wargę i zgarbiła się, wyglądając na jeszcze niższą — chociaż w jej wieku ten wzrost był spory — i spojrzała w dół speszona. Jednak coś przykuło jej uwagę, coś, co trochę zaburzało jej porządek.
Deska?
Brzmiało to trochę jak przytyk do jej biustu. Ale chodziło bardziej o deskorolkę, którą trzymał chłopak. Zainteresowało to ją, przez co teraz wpatrywała się w Jace'a. Trzymała jednak pewien dystans. Gilrean już dawno odeszła od nich bez słowa, co podirytowało Lacrose. Chciała być po prostu miła, a tak jej się odpłacano.
Czemu jeździsz na niej akurat po szkole? — Mlasnęła niezadowolona, na chwilę się prostując.
To nie było miejsce na takie wygłupy, przynajmniej nie w jej mniemaniu. Nie była jakkolwiek sztywna, po prostu… no nie rozumiała. To nie była zwyczajna szkoła. Jednakże mogła zapisać sobie w pamięci mały sukces. Odezwała się do chłopaka, nawet jeśli trzymała dystans i była cały czas czujna.
Anonymous
Gość
Gość
- No ponoć lepszej. Ale spoko dziewczyna z Ciebie skoro się tym nie chwalisz.
Czuł jak Natalie taksowała go wzrokiem. W sumie przyzwyczajony był już do tego. Skurczyła się w sobie, co również jest częstą reakcją dziewczyn na jego widok. No niestety, takie życie. Oczywiście niektóre panny mdleją na jego widok, a jakże! Najpierw piszczą, a potem padają jak kamień rzucony w wodę. Bynajmniej jednak nie jest to spowodowane zachwytem jego osobą. Najprawdopodobniej on je po prostu odstrasza. Ale do tego wniosku chłopak jeszcze nie doszedł. Przecież jest świetny – na tym etapie myślenia się zatrzymał. Uśmiechnął się do Natalie, widząc jak ciężką pracę włożyła w to, żeby się w ogóle do niego odezwać. To pewnie przez ten piercing jest taki onieśmielający.
Deska
- Co? – spytał zdezorientowany w pierwszej chwili, bo nie do końca zrozumiał do czego dziewczyna pije. Powędrował za jej spojrzeniem i napotkał swoją deskorolkę. – Ano. Fajna, nie? – był dumny ze swojego cacka, co tu dużo mówić? Gdyby tylko mu powiedziała, ze lubi jeździć, to byłaby chyba dziewczyną jego marzeń. Żyliby długo i szczęśliwie gdzieś w centrum Vancouver, koło skejt parku najlepiej, a ona na obiad smażyła by mu schabowe i gotowała ziemniaki, a potem do wieczora jeździli by po ulicach i nauczyłby ją świetnych trików i… chwila. Przecież jeszcze muszą skończyć liceum.  A tam. Machnął na to ręką. – Chcesz się przejechać? – zaproponował z iskrą ekscytacji w oczach, ale ona zawsze się pojawiała, gdy mówił o swoim ukochanym hobby. Niestety następne jej słowa, spaliły jego wyimaginowane schabowe, wykipiały ziemniaki i pozbawiły perspektywy wspólnego tratowania ludzi na ulicy. – Jeżdżę na niej, bo lubię, bo chcę, bo mogę. – roześmiał się, jakby mówił oczywistą oczywistość. Szybko pogodził się z znikającym złudzeniem dziewczyny marzeń i bez żalu wrócił do rzeczywistości. Nachylił się nieznacznie w jej stronę i z szelmowskim uśmiechem zapytał – A co? Może chcesz mi zabronić? - był ciekaw jak bardzo ją to odstraszy, a może stwierdzi, że się trochę z nim podrażni? Czekał, spoglądając na nią spod daszka czapki.
Anonymous
Gość
Gość
Słysząc jego stwierdzenie, zdziwiła się co było po niej bardzo widoczne. Uniosła głowę, a jej oczy zaświeciły. Dawno nie słyszała od nikogo, że jest „spoko”.
Dzięki. Tak myślę. Po prostu wiem, że to nie moja zasługa, że stan finansowy w mojej rodzinie jest taki a nie inny — rzekła poważnie, przekrzywiając zabawnie głowę.
Niestety, Natalie nie należała jednak do tych dziewczyn, które zachwycały się takimi osobami jak Jace. Właściwie nie zachwycała się jakkolwiek chłopakami, wszyscy zdawali się być dla niej niebezpieczni. Zacisnęła szczękę widząc jego uśmiech. Nawet nie potrafiła na niego odpowiedzieć. Nawet nie jestem jakkolwiek, rzekła sobie w myślach i przesunęła językiem po zębach.
Myślałeś, że mówię o sobie? — Chyba w tej chwili właśnie zażartowała — No nawet, nawet. Ja się na tym nie znam, większość czasu spędzam grając w gry komputerowe oraz pisząc. Nigdy nawet nie próbowałam się uczyć jazdy na czymkolwiek.
Chyba właśnie się rozgadała i znalazła sposób, aby jak najszybciej odstraszyć Jace'a. W końcu kto chciał słuchać o takich zainteresowaniach. Deska, ona przynajmniej była porywająca, rozwijała fizycznie. A gry komputerowe? Albo pisanie? Niewiele osób chciało o tym słuchać. Słysząc pytanie, zamrugała parokrotnie. Jeszcze nie uciekł, cud.
Nigdy nie jeździłam. Jeśli nie będziesz się śmiał to mogę  — mruknęła, drapiąc się po ręce.
Słuchała go dalej, wyłamując sobie palce. Czuła się jakby byli zbyt blisko i dlatego musiała też się odsunąć. Chociaż o krok. Zamrugała parokrotnie z przyzwyczajenia i przygryzła wargę.
Nie będę Ci bronić, nie jestem przecież prefektem. Bylebyś nikogo nie przejechał. — Brzmiała aż nazbyt poważnie. Chciała zarazem się przełamać, a los rzucił ją na głęboką wodę. Musiała w tej chwili zmierzyć się z największym lękiem. —Ale czapkę to chyba byś mógł zdjąć — powiedziała już mniej poważnie, krzyżując ręce na piersi, a raczej na pozostałościach po piersiach.
Dreptała w miejscu, nie wiedząc jak sobie ma poradzić z towarzystwem innej osoby. Która była pewniejsza siebie od niej oraz była dodatkowo chłopakiem. Natalie nie czuła się komfortowo w takiej sytuacji, ale była zbyt miła by go spławić. Zresztą musiała przezwyciężyć swój lęk. Teraz, nieważne jak się nie czuła. A czuła się z pewnością niezręcznie. Pragnęła jednak w końcu mieć jakichś znajomych, bo odczuwała jak piętno samotności się na niej odciskało. Mogła nawet zakolegować się z jakimś buntownikiem, jeśli ten byłby skłonny ją wysłuchać. Nie chciała umrzeć samotnie.
Anonymous
Gość
Gość
Na finanse to nawet on nie narzeka. Ma co jeść, ma co chce, to czego chcieć od życia więcej. Poza… odrobiną wolności. – No rozumiem. Mam podobnie w sumie. A wylądowałem, tam gdzie wylądowałem. – wzruszył beztrosko ramionami i ponownie się uśmiechnął, z lekką dozą cynizmu. W końcu to jego zachowanie i sposób bycia zadecydowały, że trafił tam gdzie jego miejsce. Do Baranów – to jest klasy Be.
Słowo „deska”, tak dwuznacznie wymienione, nie miało możliwości nie spotkać się z lekką dezorientacją i pomyleniem tematów z jego strony. Parsknął słysząc żart dziewczyny, ale prawda jest taka, że nikt nie powinien kogoś w ten sposób oceniać, a już na pewno on sam. – Kobieto, nawet tak nie mów. Małe jest piękne. I jak ktoś Ci powie inaczej, to niech ze mną się skontaktuje. – zapewnił całkowicie poważnie, ponieważ został wychowany na starą modłę. Nikt nie ma prawa wrzucać kobiecie na własnym podwórku, nawet ona sama. A teraz, gdy ją upomniał, mogli dalej kontynuować beztroską rozmowę zmierzającą ku zagładzie dziewczyny. A więc deskorolka.
- Serio nie wiesz, co tracisz. Fajnie tak się wyrwać z domu i trochę pooddychać świeżym powietrzem. Polecam. Pisanie własnych opowiadań też jest spoko, bo można to robić na dworze. Ale gry komputerowe? – pokręcił głową, stanowczo zaciskając usta – Szkoda życia i pieniędzy. Już lepiej jest wyjść na zewnątrz. – zakołysał się na piętach, posyłając Natalie szeroki uśmiech. – Witamina D i te sprawy, nie? – szare tęczówki z rozbawieniem wpatrywały się w dziewczynę, nie pozwalając jej ani na chwilę przerwać kontaktu wzrokowego. Lubił rozmawiać  w cztery oczy i instynktownie nakłaniał do tego rozmówcę. Nie miał nic do ukrycia i tego samego oczekiwał od innych. Wiedział, że ją peszy. Na swój sposób to również było powodem jego nagłego wzrostu dobrego samopoczucia. Czuł, że szykuje mu się godna rekompensata za wymskniętą Kujonicę. Ale z Natalie dało się porozmawiać i podroczyć. Przynajmniej tak dały mu do zrozumienia jej następne słowa, po tym jak ją lekko podpuścił. – Słuchaj, ja Cię mogę pouczyć w każdej chwili i w każdych warunkach. To nie jest kpina. – wolał ją upewnić, że nie ma pod tym względem żadnych złych, brudnych intencji. – Ja to kocham. Jazdę na dece. – z ręka na sercu - Skejt cała duszą. Chętnie podzielę się tą pasją z kimś, kto też by chciał spróbować i w sumie tyle. Zauważył ten dystans, jaki szybko w pewnym momencie między nimi powstał za jej przyczyną. Nie skrzywił się, nie skomentował tego, w ogóle nie zareagował. Spłynęło to po nim jak po kaczce. Był ciekaw jej słów mimo jawnej niechęci do niego i najwyraźniej całej płci ładnej inaczej. – Nie mogę Ci tego obiecać. Jak ludzie nie mają instynktu samozachowawczego, to jak maja zamiar przetrwać w świecie? Skoro nawet deskorolka potrafi ich zaskoczyć i stratować? – na jedna ugodę za to mógł w ostateczności przystać – Przyznaj, że po prostu sama chciałabyś ją założyć. – z tymi słowami bezceremonialne ściągnął swoją kochaną czapę i założył ją dziewczynie na głowę. Była na nią z deka za duża toteż od razu zsunęła jej się na oczy. – I teraz jesteś ziom. Dobrze Ci w niej. – roześmiał się szczerze rozbawiony, przeczesując palcami włosy.
Anonymous
Gość
Gość
Uśmiechnęła się, zadowolona że rówieśnik podzielał jej zdanie. Powoli przestawał wydawać się dla niej straszny, ale nauczyła się, że chłopcy oraz mężczyźni pragną głównie jednego. Miała złe wspomnienia, co wpływało na jej relacje z rówieśnikami. Jeśli jednak byłby on cały czas taki spoko, to Natalie mogłaby się przełamać. Potrzebowała tylko czasu.
Co nie oznacza, że jesteś jakkolwiek gorszy. — Ciepły uśmiech wstąpił na jej twarz, łagodząc jej rysy i niwelując smutek, który mógł niemalże ciągle się odznaczać w jej oczach.
Słysząc parsknięcie na chwilę się speszyła, lecz słowa Jace'a ja zadziwiły. Wpatrywała się w niego, gryząc wargę nerwowo. Czy on ją w jakimś stopniu pocieszał i... komplementował? Z pewnością musiał czegoś chcieć. A może był szczery? Natalie, nie każdy jest nim, przemknęło jej przez myśl, a za tym zdaniem mknęły kolejne. Musiała zacząć się odprężać, nie dawać się swoim irracjonalnym lękom. W tej chwili była zdolna tylko do wypowiedzenia jednego prostego:
Dziękuję.
Była wdzięczna za to, że jej nie wyśmiał jeszcze i nadal z nią rozmawiał, ba, chyba ta rozmowa go satysfakcjonowała. A przynajmniej dobrze udawał. Dawno nie czuła się dobrze w towarzystwie osobnika płci przeciwnej — właściwie to w towarzystwie kogokolwiek — korzystała więc z tego. Powoli porzucała złe myśli, świadoma tego, że nie każdy musi być zły. On jej jeszcze nie skrzywdził, nawet powiedział coś, co oznaczało, że w przyszłości mogła liczyć na jego wsparcie. Było ciekawie.
Jesteś jednym z nielicznych, którzy uważają pisanie za coś spoko. A co do gier, to zawsze mogę wyskoczyć z konsolą, nie? — Przerwała na chwilę, aby ułożyć myśli i wziąć głębszy wdech — I to nie tak, że nie ruszam się ze swojego pokoju. Po prostu mam uraz do czegokolwiek związanego z większą koordynacją ruchową. Jestem niezłą łamagą.
W tym przypadku już na pewno nie kłamała, była łamagą i potrafiła się potknąć od czasu do czasu o powietrze, jednakże szybko się zbierała i uciekała z miejsca, w którym robiła z siebie pośmiewisko. Właśnie, nie potrafiła stawić czoła własnym lękom oraz porażkom, nie lubiła być wyśmiewana. Może dlatego też na nią uwzięli się bardziej niżeli powinni. Nie czuła się jednak jak ofiara, bardziej pielęgnowała myśl, że na złe traktowanie zasługiwała. Wykiełkowała ona kilka lat temu i teraz całkiem porządnie się zakorzeniła.
Umm... Jeśli obiecasz, że nie będziesz w nadmiarze naruszał mojej przestrzeni osobistej to mogłabym spróbować — wyszeptała, bojąc się tego jak właściwie by to miało wyglądać. Wszystkie obawy powróciły.
Jednakże to jak mówił o deskorolce jej imponowało, potrafił się zapomnieć i wciągnąć w swoją pasję innych. Imponowało jej to z jednego prostego względu — sama nigdy nie miała takiego posłuchu. Obawy znowu się rozmyły, gdy chłopak nie postanowił naruszać jej przestrzeni, nawet nie skomentował jakoś oddalenia się od niego. Powoli plusował u Lacrose, tymi drobnymi rzeczami, które dostrzegała. Mogła być podejrzliwa, zarazem jednak była również bardziej odprężona niż zwykle. Pozwalała sobie na spokój.
Cóż, ciekawe czy pośród zgrai zombie też byś śmigał na tej desce. Ale rozjeżdżaj tych smarfonowych zombiaków. Proszę tylko, oszczędź moją różową czuprynę na  korytarzu. — Uniosła ręce i zaśmiała się, po chwili czując jaj czapka ląduje na jej głowie. Kawałek świata został odcięty z pola jej widzenia, przekręciła więc czapkę daszkiem do tyłu i spojrzała Jace'owi prosto w oczy — Mówisz?
Brakowało jej w tej chwili tylko gumy do żucia, właściwie czuła się całkiem nieźle w tym nakryciu głowy i w takim towarzystwie. Na tyle, że mogła zmniejszyć odległość między nimi o jeden malutki kroczek. Nie dusiła się i nie czuła się jak zwierzyna, zapędzona w niebezpieczną przestrzeń przez drapieżcę. Musiała tylko opanować siebie, a być może by mogli się dowiedzieć czegoś o sobie. Lubiła poznawać zainteresowania innych i ogólnie poznawać ludzi, jednakże miała z tym niemały problem.
To jak z tymi lekcjami jazdy na desce? — zapytała, przestępując z nogi na nogę i rozluźniając się całkowicie.
Przecież nie miała nic do stracenia, a on raczej jej nie skrzywdzi, więc dlaczego by nie. Zawsze nowa umiejętność mogła jej się przydać. A „nauczyciel” nie był taki zły, a co najważniejsze nie wydawał się być groźny, co potwierdzały kolejne zdania wymieniane przez nich.
Anonymous
Gość
Gość
Szalony błysk nieskrywanego zadowolenia w przejrzystych oczach był jak promień słońca padający zza pasm ciężkich szarych chmur wiszących nad bezkresem przyciemnionej tafli morza. Szaroniebieskie tęczówki z uwagą przypatrywały się różowowłosej dziewczynie, oceniając jej szanse w pierwszym starciu z mknącą z zawrotną szybkością deską, której jedynym panem i władcą był balans ciałem. Czy warto jej było wspomnieć o ilości przykrych upadków jakie staną na jej drodze w przejęciu władzy nad deskorolką? Siniaki, obtarcia, stłuczenia czy nawet poważniejsze zranienia w zależności od stopnia upadku i rodzaju powierzchni na której zaliczy się przykrą wywrotkę nie są skejtom obce, ale czy laik powinien o tym na samym początku wiedzieć? Zaledwie jedno mrugnięcie powiek zajęło mu podjęcie decyzji tymczasowego milczenia na ten temat. Jace wychodził z prostego założenia, że usłyszeć, a doświadczyć osobiście to dwie różne rzeczy, a co to za zabawa gdy samemu nie można odkryć wszystkich aspektów sztuki ujeżdżania deski? No właśnie. Żadna. Wciąż z pogodnym wyrazem twarzy uśmiechał się lekko do Natalie jakby ów rozważania nie miały w jego umyśle w ogóle miejsca, które z racji obecności sumienia i poczucia moralności powinien był koleżance wyjawić. Chłopak jednakże pozbawiony jest tychże humanitarnych odruchów więc nie czuł się w żadnym stopniu winny czy zobowiązany. Ale przecież nikt nie powiedział, że te przykrości nie są warte tych chwil kiedy wiatr rozwiewający włosy i marszczący ubrania niczym oblewające brzeg fale morza przynosi ukojenie w upalne dni, a ciało praktycznie nie męczy się przemierzając znacznie większe dystanse z dużo większą prędkością niźli robił to piechotą! Niestety nie ważne jak barwnie można ów przeżycie opisać, Jace nie posiada wystarczającej ilości wyszukanego słownictwa by w taki sposób przedstawić ideę jazdy na desce. Poczuł jednak, że musi pokrzepić dziewczynę zanim pierwszy upadek zniechęci ją do podejmowania dalszych prób ujarzmienia deskorolki.
- Zobaczysz, będzie fajnie. – uznając swoje wyjaśnienia za wystarczające wypuścił deskorolkę z rąk, pozwalając jej z niosącym się szerokim echem łoskotem opaść na szkolną posadzkę.
- A, no tak – o mało co nie przeoczył jednego istotnego szczegółu wyłowionego ze słów dziewczyny. Prosiła by jej nie dotykał, nie naruszał przestrzeni osobistej czy jakoś tak… A-a-ale jak to? Wizja rozciągniętej na ziemi Natalie, a tuż koło niej zwalniający powoli szaleńczy obrót kółek wywróconej deski nie był przyjemny zważywszy na to, że miałby stać i po prostu patrzeć, a jedyną osobą, której mógł pomóc była jego deska. Deskorolka oczywiście. A jakoś nie tak wyobrażał sobie zobaczenie ziemi obiecanej skrywanej za urokliwą spódnicą. Jak już miałby zostać oskarżony o nieprzyzwoitość to walałby być tego inicjatorem, a nie przypadkowym obserwatorem
– Bo wiesz… co do tego nie dotykania.. to…
- i jak to ma człowiek ująć by nie wyjść na totalnego zboczeńca?! – To ten, jak coś to złap mnie za ramię. – punkt dla Cioty, która wpoiła mu jakieś podstawowe zasady savoir vivre, o których raz na ruski rok sobie przypomni. Podsunął stopą deskę w jej stronę, zachęcając ją by na niej stanęła.
 – Niedługo sama będziesz rozjeżdżała tych zombie zarażonych smartfonowym szałem. –
mrugnął porozumiewawczo, nie mogąc powstrzymać się od cwaniackiego uśmiechu. Poczekał aż postawi pierwszy krok na deskorolce i, no cóż, jazda z tym koksem.
Anonymous
Gość
Gość
Natalie mniej więcej znała swoje szansę przy pierwszej starce z deską. Była przyzwyczajona do bycia posiniaczoną, podrapaną i tym podobne. Jej całe ciało było tyle razy pokryte sińcami wszelakimi, że kolejne nie były by dla niej czymś nowym. Nawet jeśli zaraz po tym wszystkim miała by rozmawiać z ojcem, to nie musiała by się przed nim tłumaczyć. W końcu jemu ten widok nie był obcy. A co do samego rodziciela Natalie oraz tego ile miała czasu, to zerknęła w ekran telefonu i westchnęła. Mogło być gorzej. Zawsze pod koniec tygodnia stresowała się ze względu na to, że miała znacznie mniej czasu na wszystko. Musiała się meldować rodzicielowi, rozmawiam z nim i tylko oni dwoje wiedzieli co jeszcze tam robili. Pewne było to, że wizja jej wpatrującej się w monitor i widzącej twarz ojca, to nie było coś co napawało ją optymizmem. Wolała by się i tysiąc razy wywalić na desce, niżeli patrzeć na twarz tego człowieka. Wzdyrgnęła się na samą myśl.
Wlepiła spojrzenie swoich brązowych ocząt w osobę Jace'a, w tej chwili przypominając szczeniaczka. Uśmiech wpełzł na jej oblicze, gdy usłyszała pokrzepiające słowa. Jeśli mówił, że będzie fajnie, to chyba miało być fajnie, czyż nie.
Jak nie, to… nie mam pomysłu. — Podrapała się po głowie, spuściła spjrzenie i przybrała bardzo niewinną pozycję, stopy kierując ku wnętrzu i stykając ze sobą kolana.
Miała coś wymyślić, ale wyleciało jej z głowy. Przez to też była zawstydzona, o czym mówił sposób, w jaki w tej chwili się ustawiła. Chciała być sprytna, ale jej nie wyszło. Bywa. Wzrok, który chwilę wcześniej był wlepiony w szkolną posadzkę, znowu zawędrował na rozmówcę, a dokładniej zaczęła wpatrywać w jego oczy, jakby z nich chciała wyczytać co ma zamiar z nią zrobić. Widzisz, nie chce ci zrobić krzywdy, pokrzepiała siebie w myślach. W końcu nie każdy miał ochotę krzywdzić taką osobę jak ona, czyż nie?
O-okej… Po prostu nie kieruj dłoni  na… punkty strategiczne. No.
Nie potrafiła się wysłowić, mimo że jego spojrzenie ją uspokajało, tak jak i całego osoba. Mógł i wyglądać na typowego buntownika, lecz Nat nie oceniała innych do końca po aparycji, a raczej po ich zachowaniu. A Jace zdawał się być w porządku.
No ja mam nadzieję — rzekła wesoło, aby potem skierować swoje spojrzenie na deskę.
No, zaprzyjaźnimy się. Ja jestem płaska, ty jesteś płaska, na tobie jeżdżą, po mnie jeżdżą, w jej głowie rodziły się głupie i dziwne myśli, które były spowodowane stresem. W końcu nie chciała się ośmieszyć przed nowopoznaną osobą. W końcu raczyła się przemóc, wpierw odłożyła torbę ze wszelkimi rzeczami obok chłopaka. Postawiła jedną stopę na desce, a gdy chciała zrobić to samo z drugą… Wziuuu i tyle z jazdy na chwilę obecną. Natalie wylądowała na tyłku, a deska odjechała trochę. Wpatrywała się naburmuszona w nią, aby potem z zaciętością wstać, wziąć deskę i ustawić ją obok Jace'a. Nie była zniechęcona. Oparła ręce o chłopaka i postanowiła raz jeszcze stanąć na desce, tym razem mając nadzieję, że się nie wywali. Czuła ten brak stabilności i wpatrywała się w chłopaka, zastanawiając się co ma teraz zrobić.
Umm… co teraz?
Zaciskała dłonie na jego ramieniu, czując że w każdej chwili może stracić stabilność. A tego nie chciała.
Anonymous
Gość
Gość
Jace chociaż na chwilę zawieszając krnąbrny wzrok na tej kruchej istocie nie pomyślałby, że blizny, obtarcia czy siniaki nie są dla niej czymś nowym. Właściwie to dla niego każda dziewczyna przypomina porcelanową powłokę i jakakolwiek, przypadkowo zdobyta skaza na skórze wywołuje bardzo nieprzyjemne drgania błony bębenkowej gdy wręcz skowyty bólu wydobywa się z ich niepozornych ciał. Oczywiście są jeszcze tak zwane buldożery którym nic nie straszne, ale to jest już odrębny gatunek kobiety. Tak jak kobiety są z Wenus, to tego rodzaju kobity są jej satelitami, krążącymi wokół planety płci pięknej, nie mające z nią więcej nic wspólnego. Chłopak potrzebuje jeszcze trochę czasu, by przestać myśleć tymi dość ograniczonymi kategoriami. Może teraz nastąpi jakiś przełom?
- No jak ja mówię, że będzie fajnie, to uwierz. Będzie. – optymizm ani na chwilę nie opuszczał Jace’a i jak każda choroba chciał by pogodne spojrzenie na świat zaraziło również ją. Przynajmniej chłopak miał nadzieję, że tak się stanie. Roześmiał się ubawiony, widząc jej niezdecydowanie. Choć kompletnie nie rozumiał przyczyny jej nagłego zamknięcia w sobie, uznał, że po prostu taką jest osobą i potrzebuje czasu by się uzewnętrznić. Nic na siłę… wszystko młotkiem – dlatego wypalił:
- Nie rób takiej miny, bo ludzie pomyślą, że proponuję Ci związek. – Bardzo go to bawiło i koniecznie musiał się tym z Natalie podzielić bez jakiegokolwiek śladu skrępowania. Oczywiście taka perspektywa nie była dla Jace’a czymś niemożliwym, dlatego w żaden sposób słowa te nie brzmiały karcąco.
 Ucieszył się, że ma za sobą niezręczny moment wyjaśniania kwestii dotykalności. Jednak, ucieszył się za szybko. Gdy czekoladowe tęczówki ufnie spojrzały w jego roześmiane oczy, ukłuło go dziwne uczucie niepewności. Czuł, że szuka czegoś konkretnego, ale kompletnie nie miał pojęcia co chodzi jej po głowie. Skąd ta nagła obawa jakby miał ją zaraz zaszlachtować? Szczeniacki, pewny siebie uśmiech nadal nie schodził z twarzy, ale nie sięgał już oczu. Odwzajemnił spojrzenie, a niebieskie niczym tafla wody oczy zachmurzyły się przechodząc w stalową szarość. Powaga przebiła się na ten jeden krótki moment. Cokolwiek Natalie chodziło po głowie, on twardo postanowił zapewnić ją, że mówi to co czuje i nie ma ukrytych zamiarów. Będzie obstawiał przy swoim, nawet jeżeli miałaby mu wytknąć, że jest inaczej. Taką osobą już był.
- No już. Wskakuj. – podsunął jej deskę nie mogąc się już doczekać wdrożenia jej w skejtowski półświatek, a nadmierna żywiołowość zwana potocznie ADHD ożywiła go ze zdwojoną siłą po tej wymianie spojrzeń. Kiwając się na piętach czekał, aż Natalie przełamie się i postawi swój pierwszy krok na jego ukochanej. No to jazda z tym koksem, jakoś tak to szło? Cóż, koks posypał się bardzo szybko. – To była szybka akcja. – nie umiał nawet ukryć zaskoczenia gdy jego deska już na samym początku pojechała sobie na spacer… bez Natalie. O dziwo pozbierała się szybko i bez słowa skargi podjęła drugą próbę. Jeszcze większe zdziwko ogarnęło go, gdy wsparła się na nim jakby wcześniejsze zawstydzenie nie miało miejsca.
- No, no. Widzę, że zaczniemy od kompletnych podstaw. – Jace-Nauczyciel w akcji – Zdejmij jedną nogę z deski – Zdjął w tym czasie jej dłoń ze swojego ramienia i przełożył ją do drugiej ręki tak, że teraz jego dłoń lekko ściskała jej palce. Następnie szybko obszedł ją stanął za nią na desce jedną nogą, zmuszając tym samym by przesunęła się do przodu, ale by przy tym nie spadła. Na przestrzeń osobistą jednak nie starczyło miejsca – Zawsze tak stawiaj stopę, by druga na spokojnie mogła się zmieścić nawet jeżeli będziesz tracić równowagę nie wywalisz się przy nabieraniu prędkości. – wycofał się i bezwiednie przełożył jej dłoń do drugiej, by móc stanąć koło niej. – Będę cię prowadził, a Ty w tym czasie będziesz starała się odpychać drugą nogą, dopóki nie poczujesz się na tyle pewnie by postawić ją na desce i dać się jej ponieść. Gotowa? – Nie czekając na odpowiedź ruszył do przodu lekko ciągnąć ją za niemal splecione dłonie. – Ugnij kolana i lecisz. – zapomniał dodać: nie dosłownie.
Anonymous
Gość
Gość
Cóż, większość by się nie spodziewało, że ta krucha persona się przyzwyczaiła do takich rzeczy. Ba, że dodatkowo sama się krzywdzi. Innych też od czasu, do czasu „krzywdziła”, jeśli można to tak określić, bo jednak w tak kruchym ciele nie było zbyt wiele siły. Mogła co najwyżej nabić małego siniaka, nic ponadto. Chyba, że była doprawdy zdenerwowana, ale wówczas używała głównie zębów, a nie pięści.
Zaufała mu. Tak jak małe dziecko dorosłemu, powierzyła mu swoje bezpieczeństwo, niemalże swoją duszę, w zamian za dobre słowo oraz naukę. Miało być fajnie, miała nadzieję, że tak będzie. Nie chciała go też zawieść, w końcu raczył z nią spędzić trochę więcej czasu, niżeli inni rówieśnicy. Wiele to dla niej znaczyło, a uważała, że jej uśmiech mógłby być za to swojego rodzaju zapłatą.
Ważne, że uśmiech, a nie coś innego.
Zaśmiała się, słysząc jego stwierdzenie. Udało mu się, nikt już nie pomyśli, że proponuje jej związek. Zresztą czy ktokolwiek by tak pomyślał, że Jace mógłby proponować coś takiego Nat? Wątpliwe, przynajmniej dla niej, lecz nie pokazywała tego po sobie. Po co miała jemu i sobie popsuć humor. Napawała się tym, że dzisiaj było lepiej tak jak tylko mogła. Chociaż początek nie należał do najmilszych.
Widząc jak błysk w jego oku znika, posmutniała. Nie musiał udawać, ona i tak to widziała. Nauczyła się przez te lata czytać z innych, aby im pomagać. W ten sposób zapominała o swoich problemach. Poczuła jednak, że może on nie będzie chciał jej rzeczywiście skrzywdzić, tylko zrobić coś odwrotnego. Będzie jej obrońcą. Nie chciała go jednak na to skazywać, nie mogłaby. Zresztą dopiero co go poznała, jakby mogła coś takiego zrobić komuś, kogo nie znała. Wewnątrz jednak poczuła się pewniej, uspokoiła się. Wiedziała, że będzie chciała jeszcze z nim spędzić czas, nie tylko dzisiaj, ale również w przyszłości.
Też tego się nie spodziewałam — rzekła trochę onieśmielona, a trochę rozbawiona przez to, że była aż taką pierdołą.
Zdarzało się, ona nie miała zamiaru jednak się poddać po jednym upadku. W swoim życiu zaliczyła ich wystarczająco dużo, dosłownie i w przenośni. Ten jeden nie mógł ją zniechęcić. Chodziło o coś więcej niż o dobrą zabawę. On miał być dumny, zbyt dobrze czuła się u jego boku, aby zrezygnować z poznawania czegoś, co wydawał się kochać. Spojrzała na ich dłonie, a delikatny rumieniec oblał jej twarz. Zacisnęła jednak szczękę i z zawziętość się w niego wpatrywała, słuchając tego co mówił. Kiwnęła głową na znak, że była gotowa, lecz on już zaczął ją ciągnąć. Przy okazji odpychała się nogą tak jak poradził.
Dasz radę.
W pewnym momencie poczuła się pewniej, drugą stopę postawiła na desce i rozłączyła — trzeba przyznać, że niechętnie — ich splecione dłonie. Dać się ponieść, z tym też powinnam dać radę. Starała się utrzymać równowagę i balansować ciałem, na razie próbując jechać prosto. Wyszło jej, chociaż na kilka sekund. Rozłóż upadek na całe ciało, nie podpieraj się na rękach. Tym razem to nie tyłek oberwał, a koścista całość jej osoby. Było to jednak mniej bolesne niż za pierwszym razem. Mimo to nie miała zamiaru się poddać.
Pojechałam — oświadczyła zadowolona z siebie, niosąc deskę pod pachą a czapkę, która raczyła jej spaść ponownie nakładając na głowę.
Stanęła tuż obok niego, deskę stawiając na posadzce. Nogę ustawiła tak jak mówił jej Jace i zaczęła się odpychać drugą, a gdy nabrała wystarczającego pędu, to postawiła ją na desce i ugięła kolana. Łapała równowagę. Szło jej dosyć dobrze, aż przez to zaczęła się stresować o to, że nie wiedziała jak się zatrzymać.
Jace, jak się… — Coś raczyło jej przeszkodzić, a dokładniej chłopak, na którego wpadła. — …zatrzymać. — dokończyła już pod nosem.
Podniosła się i następnie podała tamtemu dłoń, aby mu pomóc, lecz ten wielce urażony sam ruszył łaskawie swoje cztery liter i odszedł obrażony.
Idiota.
Wróciła i spojrzała na Jace'a, rozbawiona.
No, rzeczywiście jest fajnie. Jazdę opanowuję, to chyba pora na hamowanie.
Jej oczy błyszczały, a ona sama była naładowana pozytywną energią. Jak za starych dobrych czasów.

Poleciałam z postem, jak Natalie z deski, hohoho
Anonymous
Gość
Gość
Jace w żadnym wypadku nie należy do dobrych samarytan choć czasem (czaaasem) zdarzą mu się takie odruchy. Coś za coś – stara maksyma u niego jak najbardziej na propsie. Wie o tym dobrze Olivier, który za małą ochronę z jego strony jest na dobrą sprawę zmuszony się z nim szlajać po dzielni lub odpalać mu za friko kilka ciekawostek z medycznego światka. Dlaczego w przypadku Natalie jest inaczej? Bo muszę przyznać, że jest to z jego strony dość niecodzienne zachowanie. Odpowiedź jest tak prosta jak to tylko prosta w matematyce potrafi być. Deskorolka. Przez swoją ukochaną rodzina ostatecznie ogłosiła jego dożywotnią banicję z Polski. Jasnym jest, że nie ma czego szukać w swoim kraju nawet jak skończy osiemnastkę. Nigdy nie obwiniał się o to, ani tym bardziej nie obarczał winą swojej deskorolki. Stało się, może tak miało być – powtarza sobie. Więc jeżeli może z kimś podzielić się swoją pasją to, jest to dosłownie bezcenne. W takim wypadku dziewczyna nie jest mu za to nic winna. Może czasem mały uśmiech co by im się przyjemniej pracowało.
 Tak oto obecnie stał i patrzył, jak orzeł wylatuje z gniazda i sunie jeszcze niepewnymi ruchami po szkolnej posadzce. Gdyby była małym dzieciakiem, to z każdym upadkiem towarzyszyłby jej wybuch śmiechu, ale smarki mają bliżej do ziemi, a jak sam się wręcz przekonał, kości mają chyba z gumy.  Widział jej jeszcze niepewny balans ciałem lecz musiał przyznać, że poczuł lekką dumę z tego, że tak szybko łapie o co chodzi. Z szerokim wyszczerzem dogonił Natalie. Miał jednak przeczucie, że o czymś zapomniał. To była dość istotna rzecz. No nieważne. Momentalnie dziewczyna zachwiała się na jego oczach i przegrała walkę z grawitacją. – Nie prostuj rąk! – zdążył tylko wykrzyknąć. Na szczęście sama o tym wiedziała.
– No Orzełku, jak tam wrażenia po locie? – nie jest w stanie ułatwić jej nauki, ale za to może wspierać ją mentalnie. – Pojechałaś zacnie. To co, jeszcze raz? – widać nie musiał się powtarzać, Natalie już wskakiwała na deskę. Gdy tak patrzył, jak różowe kucyki to podstakują, to rozwiewają się w pawi pióropusz wokół jej głowy, w końcu domyślił się co go gryzie. Nie pokazał jej jak hamować! Ale dopiero co nie umiała stanąć na desce, trudno siebie za to winić.
- Co?! Nie słyszę. – dotarły do niego jej nawoływania, ale co? Co ona tam krzyczy? Wtem jakiś lamus co to dziewiczy wąsik chowa, przeciął jej drogę. Jego błąd. 48 kilo startowało chłopaka przy aplauzie głośnego śmiechu Jace’a. Blondyn aż złapał się za brzuch i ruszył szczerze ubawiony w stronę Natalie.
- Głupia cipo, matka cię chodzić nie nauczyła! Patrz jak leziesz lamusie jeden. – wykrzyknął za nieuprzejmym dla Nat kolegą, groźnie mrużąc ślepia.
- Pamiętaj Nat – zaczął mentorskim głosem, patrząc uważnie na swoją uczennicę - skoro frajer nie raczy przyjąć pomocy, to musisz go stosownie pożegnać. Możesz też pomachać na odchodnym fakersem – Spojrzał w ślad za chłopakiem, ale ten na swoje szczęście zdążył zniknąć mu z oczu. W tym czasie dziewczyna już do niego podeszła.
- Hamowanie. No cóż. Na początek dobrze jest zeskakiwać z deski lub też zatrzymać się nogą. Każdy ma swój styl hamowania. Ale zwiększymy poziom by było zabawniej więc pokażę Ci podstawowy chwyt! Patrz. – Wziął deskę i odjechał kawałek po czym gwałtownie nawrócił i rozpędził się, a kiedy znalazł się ponownie obok dziewczyny mocno nacisnął na taila. Deska posłusznie uniosła się niemal do pionu, wtedy pochwycił ją ręką. – W skrócie tak do wygląda. W praktyce stopą naciskasz na taila, czyli tą część deskorolki wygiętą do góry na której jest twoja tylna stopa czyli ta z której się wybijasz jak jeździsz. – pokazał dokładnie o którą część mu chodzi. – Uważaj by nie polecieć do tyłu. Spróbuj odjechać kawałek i zahamować przy mnie. Jak coś to polecimy razem. – roześmiał się przy ostatnim zdani. Jakoś w to nie wierzył, ale kto wie? Może i on padnie na ziemię tak jak tamten lamus?
Sporzał na Nat chcąc się upewnić, że wszystko zrozumiała. Wtem wzrok powędrował na przekrzywioną czapkę. – Dobry skej zawsze pilnuje by czapa była na miejscu, nawet jeżeli jej właściciel wygląda jakby coś go przemieliło i wypluło. – poinstruował ją, osobiście poprawiając Vansa na jej głowie. – Oczywiście wyglądasz bardzo dobrze, ale nie wiem czy będę umiał to powiedzieć za kilkanaście upadków. – szczerość. Kątem oka uchwycił dwóch chłopaków wkraczających na ich korytarz. Byli jeszcze na szczęście (dla nich) daleko.
Anonymous
Gość
Gość
Wszystkie deski powinny się ze sobą łączyć. Czy jakoś tak. Właściwie Natalie była w pewnym stopniu zainteresowana jazdą na desce oraz innymi bardziej lub mniej ekstremalnymi sportami. A wiadomo, że takowe najlepiej opisywało się wcześniej samemu je poznając. Czemu więc miała nie skorzystać.
Faktycznie porównanie do ptaszyny było całkiem trafne. Natalie była jak to pisklę, które zostało wyrzucone z gniazda i tylko od niego teraz zależało czy pofrunie, czy też skończy jako krwawy placek. Landryna wybrała pierwszą opcję, bo jeszcze jakoś nie chciała być krwawą plamą. Biorąc pod uwagę jednak to, że dosyć często powinna upadać, to mogła jednak skończyć jako opcja druga. Jednakże nie poddała się bez walki.
Jest super — krzyknęła niemalże na odchodne, zadowolona z siebie.
Obserwowała sytuację, która zaistniała między Jacem, a nieprzyjemnym bogatym bucem. Było jej trochę głupio, bo przecież to ona wjechała w tamtego, a Jace jeszcze go wyzywał. Spróbowała się wyłączyć przy tym jak za dawnych czasów. Chociaż wówczas robiła to trochę z innych powodów.
T-to serio nie było potrzebne. Zdarza się.
Niepewność niemalże „wylewała się” z jej osoby. Było to widać w jej spojrzeniu, uśmiechu, postawie. Była niczym zaszczuty szczeniak. Przy okazji obserwowała skate'a i przygryzała wargę. Denerwowała się trochę, gdy widziała co on poczyniał. Miała zahamować tuż przed nim. Przed nim.
Jasna cholera, przecież mogę go skrzywdzić.
Uznała że będzie się uczyła zmniejszając odległość od niego coraz bardziej. Będzie bezpieczniej.
Czy on stwierdził, że jestem ładna?
Posłała mu ten nieśmiały uśmieszek, który dziewczyny zwykle przywdziewają, gdy otrzymują pochwałę. Następnie postanowiła wyruszyć. Za pierwszym razem się zawahała i po prostu zeskoczyła z deski, przez co ta odjechała jeszcze trochę. Za drugim razem ona runęła, gdy spróbowała zrobić to samo co Jace. Może miał rację, że niedługo nie będzie zbyt piękna. Nie poddawała się jednak. Ruszała raz po raz, zatrzymując się coraz bliżej niego. Przy okazji zaliczała parę upadków, a to przypadkowych, bo traciła równowagę, a to przez to, że żle zahamowała i po prostu przechylała się za bardzo do tyłu. W końcu musiała podjąć ostatnią próbę. Zatrzymać się wręcz kilka centymetrów od niego. Nie była tego pewna, lecz musiała spróbować. Jechała niemalże w niego. Patrzyła i wyliczała na bierząco kiedy mniej więcej ma się zatrzymać.
Teraz.
Chociaż zwykle nie była pewna swoich nowoodkrytych umiejętności, to teraz musiała sobie zaufać. Nie wierzyła na początku, że jej to wyjdzie. To było irracjonalne. Jednakże jakimś cudem, może to Bóg nad nią czuwał, ale udało to się jej, chociaż z ledwością. Chwila zawahania i by runęli na ziemię. Spoglądała na chłopaka, nadal oszołomiona tym co się wydarzyło. Na tyle, że nawet zakręciło się jej w głowie. A może to od tych wszystkich upadków. Sprawdziła czy czapka była na swoim miejscu, a potem ścisnęła go, samej nie wiedząc czemu. To było nagłe.
Przepraszam, to było nieplanowane. Ale to wszystko było świetne. Teraz jestem obtłuczona, ale zadowolona.
Rozmasowała sobie plecy. Serio była naładowana pozytywną energią. Miała jednak nadzieję, że tych dwóch chłopaków do nich nie podejdzie.
No i nie poleciałeś ze mną chociaż było blisko. Zbyt blisko — mówiła to z nutką żalu, jakby chciała z nim polecieć.
Ale po co by to było.
I jak, nadal da radę na mnie patrzeć? Czy już kiepsko wyglądam po tych wszystkich upadkach?
Anonymous
Gość
Gość
Zostanie mokrą plamą nie jest czymś co Jace’owi przypada do gustu. Dlatego też nie chciał by dziewczyna skończyła w ten sposób. Pisklak może poszybował z gniazda, ale orzeł patrzy i czuwa. W końcu Natalie znalazła najlepszego nauczyciela w tej części miasta. Niestety nikt nie mówił, że jest czułym czy miłym sensei'em. Ale kto powiedział, że tylko tacy są dobrzy? Trzeba się jakoś pocieszać, nie?
Bach, bach, bach…
Westchnął widząc jak daleka droga przed nimi. Ale hej! Zabawa przednia, czego jeszcze można chcieć od życia w wieku 16 lat? Dużo, Jace. Tylko tobie się wydaje, że ubaw jest pełnią szczęścia.
Jeżeli ktoś nie ma nic do stracenia i ma tyko jedną rzecz na której mu zależy, to yolo. – pomyślał obserwując radość malującą się na twarzy Natalie.
 Zdecydowanie - YOLO.
Zanurzył dłonie w szerokie kieszenie spodni i śledził poczynania dziewczyny z lekkim uśmiechem na wykolczykowanych wargach. Nawet nie zauważył kiedy różowe kucyki rozmazały mu się przed oczami. Zaczęły przypominać chmurę blond pukli sięgających niemal do pasa, a czekoladowe oczy przybrały barwy nieba. Również sylwetka Natalie zmieniła się na mocniej zbudowaną, ale niższą o dobrych kilka centymetrów. Tylko uśmiech pozostał ten sam. Zszokowany wytrzeszczył oczy i szybko przetarł je pięściami. Obraz obcej dziewczyny zniknął. Westchnął, tym razem z ulgi. Konsternacja jednak go nie opuściła. Julitaa…. Cholera! Dwa lata nawet nie pomyślał o dziewczynie, która z nim opanowywała skejtowkie parki niczym pruszkowska mafia Polskę, a tu proszę. Zaczyna się. Z odsieczą przyszła mu Natalie i jej mocny chwyt.
- No proszę! Może nie perfekcyjne, ale zacne hamowanie. – poczuł się dumny z jej szybkich postępów, a zarazem lekko zmieszany, że odpłynął myślami i ledwo zarejestrował jej pierwsze dobre hamowanie. Potrząsnął głową i posłał dziewczynie szeroki uśmiech. – Cieszę się, że Ci się podobało.
Julita musi poczekać. Nie miał siły. Już na samo wspomnienie robiło mu się słabo.
- Wyglądałaś jak ktoś – o matko nie! Nawet tego stary nie mów. – jak ktoś kto jest naprawdę szczęśliwy. – kryzys minął, wybrnął i nie skłamał. Miszczu zbrodni w akcji. Mimo to strzelił mentalnego face palm’a.
- Spokojnie, jestem wytrzymały. - z chęcią podchwycił nowy temat - Ważne żebyś ty sobie krzywdy nie zrobiła. To chyba najgorsze co mogłoby Cię spotkać. Na samym początku wylądować w gipsie to jak złamać pisklęciu skrzydło. – Czy usłyszał nutkę żalu w jej głosie? Chyba… chyba mu się jednak zdawało.
- Wyglądasz, wyglądasz jak… jak – szukał na suficie odpowiedniego słowa. Zamyślona mina nie wytrzymała jednak tej próby sił. Rozbawiony uśmiech uśmiercił jego (prawie) mądry wyraz twarzy.
- Jak po spotkaniu z niszczarką. – sposób w jaki to powiedział… równie dobrze mógł powiedzieć: wyglądasz pięknie. Ósmy cud świata się chowa. On był zachwycony, nie wiedział natomiast co na to ona. – Pogrom, dosłownie. Ale lepsza jest szczerze uśmiechnięta, wymemłana Natalie, niż ułożona z przylizanym włosem i smutną twarzą. – nigdy nie był dobry w komplementach. Pardon.
Rozumiem, jeżeli poczujesz się obrażona, ale ziomkowi bym nie skłamał.
Dlaczego teraz korytarz opustoszał, kiedy przydałby się jakiś rozpraszać zanim przez swoją z deka niewyparzoną gębę wpadnie w jeszcze większe kłopoty?
Anonymous
Gość
Gość
Niektórzy w ich wieku pragnęli, oprócz szczęścia i zabawy, również spokoju. Tego z pewnością ona pragnęła.
Gdyby tylko wiedziała o czym, a raczej o kim, on myślał, to by posmutniała. Nie dlatego, że czułaby się jakkolwiek odrzucona, a dlatego, że nie byłaby w stanie sprowadzić tutaj ważnej dla niego osoby. Albo jej zastąpić. Smutne. Trwała jednak w błogiej nieświadomości, szczerząc się dumna z siebie.
Naprawdę? — Wpatrywała się w niego rozradowana, a zarazem zawstydzona.
Sama nie wiedziała dlaczego. Dawno nie słyszała od kogoś, że wygląda na szczęśliwą osobę. To był dla niej przeogromny komplement. Zawsze chciała od kogoś usłyszeć coś takiego. Nie spodziewała się, że to słowa wypłyną z ust buntownika i staną się ukojeniem dla jej duszy.
Chwyciła swoją torebkę i spojrzała w telefon na chwilę, aby sprawdzić czy ojciec się dopominał o rozmowę z nią. I tak też było. Jednak i to nie zepsuło jej nastroju, bo dopóki Jace tu był, ona była spokojna. I to wkrótce minie, przecież nie będzie siedział z nią w pokoju. Czyż nie?
To jest najdziwniejszy… komplement, jaki słyszałam. Chociaż takowych nie słyszę dużo, to może dlatego.
Wpatrywała się w niego tymi brązowymi oczyma, które zdawały się być radosne jak nigdy. Nie spodziewała się, że będzie tak świetnie. Obdarowała go delikatnym uśmiechem i zaczęła się bawić potarganą już kitką.
Ojciec się upomina, abym z nim porozmawiała. Chciałbyś mnie odprowadzić jeszcze do pokoju?
Nie chciała przerywać. Mogłaby dalej się uczyć jazdy, lecz co za dużo, to nie zdrowo. Nie mogła się przeciążać. Już teraz odczuwała efekty tych wszystkich upadków. Nie chciała, aby nagle jej się coś stało.
Właściwie, to zapiszę ci swój numer — Wyciągnęła długopis i zapisała mu swój numer na jego ręce — Jesteś pierwszą osobą w tej szkole, która zechciała ze mną spędzić więcej niż dwie minuty. Kiedyś cię zgarnę, abyś mi doradził jaką deskę mam kupić. I ogólnie pomógł z osprzętem.
Oczywiście, że miała zamiar się wciągnąć w to. Jeśli wyglądała w takiej sytuacji na szczęśliwą, to czemu miała nie kontynuować. W szczególności, że chłopak mógłby jej przy tym towarzyszyć. Jeśli nie miałby nic przeciwko.
Patrzyła na niego wyczekująco oraz wręcz błagalnie.
Prooooszę.
Również jej spojrzenie zdawało się „wypowiadać” to zdanie.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach