Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
[ POŁUDNIE ] Apartament Grimshawa.
Wto Kwi 11, 2017 11:53 am
First topic message reminder :

Miejsce to ostatnia rzecz, której tu brakuje. Apartament mieszkalny szczyci się sporą przestrzenią, która na pewno nie jest adekwatna do zapotrzebowań jednej osoby, jednak takich warunków nie powstydziłby się żaden zamożniejszy obywatel Vancouver i nie tylko. Mieszkanie ulokowane jest na najwyższym piętrze w jednym z wieżowców niedaleko wybrzeża, co zapewnia dobry widok na okoliczne porty i plaże. Zewnętrzne ściany są w pełni oszklone*, co tym bardziej wpływa na poczucie przestrzeni w środku. Tym bardziej, gdy tuż po wejściu każdego gościa wita rozległy salon, połączony z aneksem kuchennym. Większą część pokoju zajmuje pusta przestrzeń, a wysoko zawieszony sufit sprawia, że mieszkanie wydaje się jeszcze bardziej przytłaczające swoim ogromem. Podłoga wyłożona jest ciemnoszarymi panelami – jedynie na obszarze kuchennym przechodzi w kafelki o zbliżonym kolorze. Całość prezentuje się estetycznie z białymi ścianami, na których gdzieniegdzie pojawiają się modernistyczne akcenty w odcieniach szarości.
Mniej więcej na środku salonu ustawiony jest biały, skórzany wypoczynek, na który narzucono ciemnoszare koce i na którym rozłożono kilka biało-szarych poduszek. Otacza on niski, szary stolik i jest ustawiony tak, by każdy miał widok na zawieszony na ścianie telewizor plazmowy, pod którym  znajduje się szafka ze sprzętem – w tym konsolą do gier – oraz niezbyt wysoki regał z różnej maści płytami i książkami. W pobliżu skrawka kuchni znajduje się stół z ośmioma krzesłami, służący za prowizoryczną jadalnię.

Łazienka, której opisywanie pierdolę.

Sypialnia Deana.

Sypialnia Ryana.

Własnością Deana Grimshawa jest także umieszczony na dachu basen – zdarza się, że inni mieszkańcy wieżowca proszą o jego udostępnienie. Ci bardziej zaufani sąsiedzi mogą liczyć na zgodę mężczyzny za obietnicą utrzymania odpowiedniego porządku.

* – z tego względu w całym domu zamontowane są automatyczne rolety.

Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Cóż za niezachwiana pewność siebie. Powinienem być wzruszony? Zresztą, moim skromnym zdaniem, ludzie którzy lecą na podobne sztuczki kończą wyjątkowo nieszczęśliwi w zamkniętym świecie tandetnych podrywów, które do niczego nie prowadzą. W dodatku z każdym rokiem są coraz bardziej i bardziej zawiedzeni, gdy okazuje się że ta wielce podrywająca ich druga połówka już dłużej się nie stara po zdobyciu ich serca. W końcu polowanie jest interesujące tak długo jak nie możemy czegoś złapać. Gdy już to zrobimy szczęście jest wyjątkowo intensywne... i niezwykle ulotne. Wiem co mówię, oglądałem kilka seriali które nauczyły mnie życia — zakończył swoją wypowiedź wybitnie sarkastycznym tonem, który najwyraźniej miał za zadanie zatuszować prawdę bijącą z jego wcześniejszych słów. A może był jedynie mało użyteczną wstawką, przed którą nie mógł się powstrzymać. W końcu ciężko było sobie wyobrazić jak Woolfe siedzi przed telewizorem i pochłania jakieś denne seriale opierające się na szczęśliwych i nieszczęśliwych romansach. Chyba, że akurat załapał się na jakiś męski wieczór z Chesterem. W końcu jakby nie patrzeć była to jedyna osoba w jego towarzystwie, z którą absolutnie wszystko było możliwe.
Po prostu doskonale skrywam przed tobą swoje największe pragnienia. Ja, bankiet, cały parkiet dla mnie. Blaski reflektorów, szampan, fałszywe uśmiechy, tona fantastycznego jedzenia, od którego pewnie błyskawicznie by mnie zemdliło, czego więcej chcieć — patrzcie no tylko jaki z tego Winchestera był urodzony tancerz. Pewnie gdyby mógł to występowałby w tym momencie w jakimś światowej sławy teatrze czy innym Broadwayu. Tyle że nie. Nie lubił być w centrum zainteresowania, więc wszelkie faktycznie blaski reflektorów był gotów pozostawić Blackom i innym bogaczom bez najmniejszego poczucia straty.
Jasne, przekażę tym tam w środku, by przestawili swój zegar na inne godziny, by bardziej ci pasowały. Co powiesz na szóstą trzydzieści rano? — zapytał udając, że patrzy na zegarek. Nie mógł zignorować głośnego rechotu Białego Wilka, zabarwionego tym samym warczeniem co zawsze.
Cóż, przynajmniej mogli zaliczyć wcześniej wspomniany spacer.
Pamiętaj Reaver, młodsi bracia wcale nie muszą być bardziej kłopotliwi. To stereotyp, jasne? Jesteś ponad to — Russell szczeknął w odpowiedzi machając namiętnie ogonem. Ciężko było się spodziewać, że zrozumiał choć słowo, lecz uśmiech Woolfe'a wystarczył mu w podobnych przypadkach całkowicie.
No i to jest podejście, dobry pies — podrapał go kilkakrotnie za uchem, nim ostrożnie pokazał mu gestem, by zszedł z powrotem na ziemię. Ruszył do przedpokoju w ślad za Grimshawem, samemu się ubierając nim zapiął czekającego na niego psa. Nawet jeśli sam Reaver nie kręcił się na boki i bez wątpienia zasługiwał na miano grzecznego, gdy przypinał mu smycz do obroży, jego ogon kręcił kółka w tak zastraszającym tempie, że miał wrażenie, że zaraz mu odleci. Jak mały psi helikopter. Parsknął rozbawiony klepiąc go po łbie.
Wyszedł w kierunku windy, czekając chwilę na Ryana, choć jak zawsze zamierzał dać mu wybór czy wolał zjechać z nim czy też zejść schodami. Nawet jeśli Jack Russell Terrier był niewyobrażalnie samowystarczalny i kompletnie nie przejmował się brakiem czwartej łapy, schody stanowiły dla niego niemałe wyzwanie. Woolfe nie zamierzał znosić go za każdym razem na rękach, nie chciał też jednak patrzeć jak dzielne psisko potyka się i uderza pyskiem w schodek, dzielnie podnosząc się do góry bez najmniejszego piśnięcia. Winda bez wątpienia była doskonałym wyjściem dla ich obu. Nadal mógł w końcu walczyć z innymi schodami w mieście.
Wcisnął przycisk i poklepał się jeszcze kilkakrotnie po kieszeniach, upewniając że wszystko wziął.
Powinniśmy zajść jeszcze do jakiegoś sklepu czy wszystko mamy?
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
___Dość długi ten wywód, jak na skromne zdanie ― stwierdził, przechylając nieznacznie głowę na bok. Jak na kogoś, kto przegapił swoje lekcje wyrywania dziewczyn, wydawał się sprawiać wrażenie obeznanego w temacie. Nie wspominając już o tym, że jak na kogoś o skrzywionym guście, miał zaskakująco romantyczne podejście do życia. ― Próbujesz zasugerować mi, że się nie staram czy że mam mieć się na baczności, bo – jak to ująłeś – zdobyłem twoje serce? Jesteś nieszczęśliwy? A może, że wciąż rozważasz znalezienie sobie dziewczyny, mimo że jeszcze niedawno stawiałeś dość jasne warunki? Oświeć mnie. Widocznie zapomniałem o nadrobieniu życiowych seriali i o zafundowaniu sobie kilku przygotowawczych związków ― rzucił, a w tonie jego głosu nie znalazło się nic, co sugerowałoby, że poczuł się jakkolwiek urażony sarkastyczną wypowiedzią Winchestera. Wręcz przeciwnie – wyglądało to tak, jakby faktycznie domagał się większej ilości porad, które w jego odbiorze miały raczej niewielkie przełożenie w rzeczywistości. Choć inni najwidoczniej zaciekle wierzyli w potęgę skakania dookoła drugiej osoby.
___To jednak nijak tłumaczyło upodobania Starra.
___„Po prostu doskonale skrywam przed tobą swoje największe pragnienia.”
___Nie musisz być taki skromny. Mogę pocieszyć cię myślą, że kiedy obecność na bankiecie będzie wymagała osoby towarzyszącej, na pewno zabiorę cię ze sobą. Jestem pewien, że miniaturowe porcje tego fantastycznego jedzenia, o którym wspomniałeś, przypadną ci do gustu. Kto wie? Może ten ograniczony apetyt wywodzi się ze szlacheckich korzeni, które też doskonale zatajasz? ― Chociaż wszystkie te dalekosiężne plany brzmiały jak ponury żart, istniał przynajmniej cień szansy na to, że któregoś dnia zostaną one wcielone w życie. Ten cień mógł jednak wystarczyć, by pozbawić Thatchera nastroju do podobnych żartów. Na razie było jednak za wcześnie, by bez przeszkód pozwalać sobie na tego typu wyjścia. Rzecz jasna, na ten moment przeszkodę stanowił sam złotooki, który potrzebował więcej czasu na... w zasadzie na wszystko.
___Najpierw rygorystyczne zasady, później subtelne danie do zrozumienia, że powinni się wyprowadzić ― wymruczał w odpowiedzi, wymijając przy tym Riley'a. Ciężko było jakkolwiek uchronić się przed niespodziewanym gestem, gdy dwoma palcami stuknął o czoło chłopaka. Albo chciał dać mu do zrozumienia, czego dotyczyła wyprowadzka, albo tym samym usiłował sprowadzić go na ziemię – jakby nie patrzeć, Starr był dziś dziwnie nadpobudliwy, co równie dobrze można było uznać za świąteczną zarazę.
___Nie musiał szarpać za smycz, by Scar posłusznie ruszył za nim. Wystarczył jeden krok w stronę drzwi, a doberman już wyraził pełną gotowość do spaceru, dorównując kroku właścicielowi. W przeciwieństwie do terriera, nie wykazywał aż tak nadpobudliwych odruchów, choć gdyby w pobliżu nie było Jay'a, sprawy miałyby się zupełnie inaczej.
___Jeśli sam czegoś nie potrzebujesz, to mamy. A nawet jeśli nie, Dean na pewno zadbał o to, żebyśmy mieli wszystkiego w nadmiarze. ― Nie mogli zapominać o tym, że przechodzili właśnie przez burzliwy, świąteczny okres, a starszy Grimshaw za każdym razem zmieniał się wtedy w prawdziwego demona. Na nic zdawały się próby tłumaczenia mu, że aktualnie niczego nie potrzebowano. W tym czasie bezgranicznie wierzył w moc bezinteresowności i w to, że ludzie zawsze „tylko tak gadali”, nawet jeśli tymi ludźmi byli Jay i Riley. ― Przynajmniej z jednego nadmiaru już zdajemy sobie sprawę ― dodał po chwili, odnosząc się do nadprogramowego gościa, który miał im towarzyszyć przy stole. Wyglądało na to, że obecność kogoś obcego wciąż budziła w nim niechęć, szczególnie że nie miał w planach odegrania roli przykładnego bratanka, choć Dean od samego początku musiał być tego świadomy.
___Zatrzymał się przy windzie i wcisnął przycisk. Najwyraźniej nawet on nie był aż tak wielkim sadystą, by zmuszać niepełnosprawnego psa do niekończącej się wędrówki po schodach. Poza tym nie mieli na tyle dużo czasu, by dodatkowo dać się spowalniać Reaverowi, nawet jeśli w innych przypadkach pies Riley'a sprawiał zaskakująco mało problemów.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Słysząc niewątpliwy przytyk w stronę jego skromnego zdania, prawie parsknał śmiechem. Musiał jednak utrzymać poważną manierę, by nie zrujnować całego misternego planu, jaki obrał w danej sytacji. Mimo to sam nie był do końca w stanie stwierdzić czy było mu w tym momencie do śmiechu, czy też niekoniecznie. Bez wątpienia nie zamierzał się jednak z Grimshawem kłócić. Westchnał cicho i wyciągnął do przodu rękę, by ułożyć ją na policzku szarookiego, patrząc mu prosto w oczy. Owijanie w bawełnę i skakanie wokół tematu zostawi niezdecydowanym pannom, które wyznawały w życiu zasadę 'domyśl się' na każdym kroku.
Nie rozważam znalezienia sobie dziewczyny, Jay. I nigdy nie rozważałem. Nie wiem czy już ci to mówiłem, czy nie ale mój wzrok od początku podążał wyłącznie za tobą. I nawet jeśli to wszystko co jest pomiędzy nami nie powinno zostać poddane w wątpliwość, nie znaczy że obaj nie mamy się starać by nie popaść w monotonię. Nieustanne skakanie wobec drugiej osoby jest męczące, ale od czasu do czasu nikogo nie skrzywdzi. Liczą się gesty — pogładził nieznacznie kciukiem jego skórę, zaraz unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu — I tym razem to nie był przytyk.
Wychylił się do przodu, by musnąć krótko jego usta swoimi. Zupełnie jakby ten prosty gest miał za zadanie zakończenie dyskusji, dając tym samym Woolfe'owi ostatnie słowo. Nie żeby miał problem z ewentualną odpowiedzią ze strony Grimshawa. Wycofał rękę, opuszczając ją ponownie wzdłuż ciała.
Bez wątpienia, jestem przekonany że ród Thatcherów rządził kiedyś kanadyjskimi ziemiami. Po prostu jakiś kretyn zapomniał wpisać to w narodową kartotekę. Ale spokojnie, świat jeszcze dojrzy moją wspaniałość.
No właśnie. Jego. Jakby nie patrzeć, historia jego rodziny kończyła się właśnie na nim. Dosłownie. Nie miał żadnych krewnych - a przynajmniej nic na tym nie wiedział. Natomiast związek z Ryanem skutecznie przypieczętował koniec jego linii krwi. Zdarzały się momenty, gdy jego myśli wędrowały właśnie w tamtym kierunku. Wyobrażenie sobie samego siebie w roli ojca przychodziło mu z łatwością, zawsze miał doskonały kontakt z dziećmi. Lecz nawet to nie było w stanie utwierdzić go w przekonaniu, że koniec końców dobrze sprawdziłby się w tej roli. Jego problemy psychiczne były zbyt destrukcyjne. Fakt, że wiążąc się z Jayem mimowolnie zrzucał je również na niego, wystarczająco spędzał mu sen z powiek. Byli jednak dorośli. Dziecko, które nikomu nie zawiniło obrywałoby rykoszetem, co nieustannie mąciłoby jego pewność siebie i zaburzało naturalny etap dorastania.
"Najpierw rygorystyczne zasady, później subtelne danie do zrozumienia, że powinni się wyprowadzić."
Odchylił nieznacznie głowę czując jego palce na swoim czole i przewrócił oczami. Kiedyś zapewne by się z nim zgodził. Obecnie, nie był tego do końca pewien. Jego koegzystencja z Białym Wilkiem przybrała postać, która zwyczajnie mu odpowiadała. Nigdy nikomu się nie przyznał, że leki nie do końca działały tak jak powinny. Póki ten drugi pozostawał w zamknięciu, wszystko było w porządku.
Słysząc o nadmiarze wszystkiego ze strony Deana, nie mógł się powstrzymać i przewrócił oczami. Chciałby powiedzieć, że Grimshaw przesadzał... ale doskonale wiedział, że tego nie robił. Nie zdziwiłby się, gdyby mężczyzna znowu zastawił stół jak dla dwunastoosobowej rodziny, mimo że nie szykowali żadnej wielkiej wieczerzy.
Miło z jego strony, że postanowił nas uprzedzić — powiedział jedynie, wzruszając ramionami. Jakby nie patrzeć, dużo gorsze byłoby dowiedzenie się o tym wszystkim, gdy stanąłby w progu drzwi. Nie żeby Winchesterowi przeszkadzało pojawienie się nowej osoby, lecz święta należały raczej do tych dni, które spędzało się z bliskimi. Niespodzianki chowało się pod choinką, a nie sadzało przy stole.
W razie czego będę udawał obłożnie chorego. Zaopiekujesz się mną, doktorze Grimshaw — czy on naprawdę powiedział to na głos? Zdecydowanie tak. W dodatku puścił mu oczko, uśmiechając się przy tym kącikiem ust jak idiota. Chyba naprawdę udzielał mu się cały ten świąteczny nastrój.
Gdy tylko winda otworzyła się z charakterystyczną muzyczką, wszedł do środka z Reaverem jako pierwszy, zaraz po tym czekając aż Jay ze Scarem zajmą miejsce obok nich i wcisnął odpowiedni przycisk kierujący ich na dół, niezwykle sprawnie unikając jakiejkolwiek styczności ze znajdującym się wewnątrz lustrem. W końcu był w tej dziedzinie istnym mistrzem.
Skoro zdecydowaliśmy, że nie potrzebujemy niczego konkretnego, proponuję szybką rundę do parku i z powrotem. Wolę nie ryzykować, że Dean postanowi zrobić nam niespodziankę i zjawić się wcześniej, a zastanie puste mieszkanie.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Jeszcze do niedawna tak drobne gesty były dla niego czymś obcym. Trudno było wyobrazić sobie Grimshawa, który dopuszczał do siebie kogokolwiek na tyle blisko, by ten mógł pozwolić sobie na coś tak z pozoru mało znaczącego, jak ułożenie dłoni na jego policzku. Nawet teraz gest ten wydawał się być niedopasowanym elementem układanki, która budowała Jay'a od samych podstaw. A jednak – kiedy przyszło co do czego, nie poruszył się choćby o milimetr, jakby sam czekał na moment, w którym ciepły gest nabierze większego znaczenia; poza samym faktem dotyku.
____„(...) mój wzrok od początku podążał wyłącznie za tobą.”
____Ciemnowłosy nie był w stanie oszacować, ile według Winchestera trwało „od zawsze”, ale z perspektywy czasu trwania ich znajomości i tego, ile czasu minęło, zanim udało im się dokonać jakiegokolwiek przełomu w tej relacji, mógł się domyślić, że trwało to wystarczająco długo. Tak długo, by obserwując Rileya, który właśnie wyrzucał z siebie kolejne słowa, Ryan zaczął zastanawiać się, jak wiele pokładów czystego masochizmu musiała mieścić jego głowa. Fakt, że przez tyle czasu Thatcher trzymał to w sobie, tylko potwierdzał, że wcześniej nawet przez myśl nie przeszło mu, że jakiekolwiek „razem” miało rację bytu.
____Muśnięcie warg faktycznie odwiodło go od dalszego drążenia tematu tego, co powinni robić, żeby nie było nudno. Skoro Starr zadeklarował, że na ten moment wszystko było na swoim miejscu, nie było potrzeby, by zastanawiać się nad tym, jak to będzie w przyszłości. Szarooki nie mógł jednak wyzbyć się z głowy jednego – możliwe, że dość niewygodnego dla Riley'a – pytania.
____Popsułem ci plany? ― spytał, a słowa brzmiały jak zupełnie wyrwane z kontekstu. Nie dało się w nich wyczuć poczucia winy. ― Nie zamierzałeś mi o tym mówić ― stwierdził, jakby zdawał sobie sprawę, że gdyby nie nagłe okoliczności, złotooki nie pisnąłby słowem na temat tych wszystkich lat tłamszenia w sobie czegoś, co nie dawało mu spokoju, gdy praktycznie dzień w dzień miał do czynienia z szatynem. Teraz, co prawda, jego wcześniejsze motywacje nie miały już większego znaczenia, jednak z jakiegoś powodu Jay potrzebował potwierdzenia swoich przypuszczeń z pierwszej ręki.
____Co byłoby, gdyby dalej milczał?
____„Miło z jego strony, że postanowił nas uprzedzić.”
____Może. ― Wyglądało na to, że Grimshaw nie był w stanie od tak wyzbyć się sceptycyzmu. Wcześniejsza informacja nie sprawiała, że przestał uważać, że ten krótki związek zasługuje na wspólne spędzanie świąt. Nawet jeśli nie dostrzegał w nich żadnej magii, inni traktowali je na tyle poważnie, by założyć, że Dean musiał mieć poważne plany co do nowo poznanej kobiety.
On też musi cieszyć się życiem.
____„Zaopiekujesz się mną, doktorze Grimshaw.”
____Ciemnowłosy przesunął wzrokiem po chłopaku, jakby ten został podmieniony w momencie, w którym musiał stracić cenny ułamek sekundy na mrugnięcie. Jednak w tej parze to Winchester był tym, który od czasu do czasu starał się ratować sytuację żartami.
____Szkoda, że te zdawały się być nieustannie tłamszone przez powagę Ryana.
____Mhm. Przynajmniej spełnię swoje skryte marzenia o zostaniu lekarzem. ― Nawet jeśli te marzenia były kłamstwem, trzeba było przyznać, że Grimshaw świetnie nadawałby się do komunikowania ludziom i ich rodzinom, że umierają. Wrodzony brak empatii sprawiał, że w podobnych kwestiach bynajmniej nie brakowałoby mu oporów. Choć zważywszy na jego skrupulatność i zdolność do pochłaniania wiedzy, istniała spora szansa na to, że ofiar śmiertelnych na jego stole byłoby niewiele.
____Jakkolwiek jednak nie próbowałoby się wyobrazić Grimshawa w białym kitlu, altruizm był ostatnią rzeczą, jaka do niego pasowała.
____Choć kiedy znaleźli się w windzie – a drzwi zaczęły powoli się zasuwać i odcinać ich od oświetlonego korytarza – było już za późno na powrót do mieszkania, Jay dopiero teraz przesunął ręką po kieszeniach kurtki, sprawdzając, czy zabrał ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy.
____Powinni być dopiero za godzinę, więc raczej damy radę się wyrobić.
____Nie żeby mu się spieszyło.

― ― ― ― ― ― ― ― ―

GODZINĘ PÓŹNIEJ
______________________

Czas nigdy nie funkcjonował tak, jakbyśmy tego chcieli. Kiedy zbliżał się moment, który chciało się odwlec, pędził nieubłaganie i w ten sposób ani on, ani Thatcher nawet nie spostrzegli się, w którym momencie udało im się dotrzeć do punktu bez wyjścia. Stłumiony, nieznajomy śmiech dotarł do ich uszu z korytarza, jeszcze zanim zdążyli usłyszeć donośne pukanie do drzwi. Scar już wcześniej reagował niespokojnie na zasłyszane odgłosy, jednocześnie motając się w tym, czy powinien się cieszyć, czy raczej ruszyć do ataku – w końcu gdzieś pomiędzy wesołymi chichotami, przebijał się też wesoły głos starszego Grimshawa. Mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał tracić czasu na milczenie, gdy ich dwójce pozostało jeszcze kilka sekund przebywania wyłącznie w swoim towarzystwie.
____Otworzysz? ― rzucił odruchowo w stronę Starra, od początku nie planując być pierwszym, którego ujrzy Dean i piąte koło u wozu. Poza tym w tej chwili i tak zajmował się ostatnimi przygotowaniami świątecznego stołu, układając na nim część potraw, które do tej pory musiały czekać na nich w lodówce.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach