Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

– Wstawaj, paniczu Atom. Śniadanie gotowe. Zjesz je nie używając sztućców.
Tego dnia, jako pierwszego z intensywnych uczuć, doświadczył radości. Tuż po przebudzeniu, czyli około godziny trzynastej, stwierdził, że dwie towarzyszące mu osoby już wstały i nawet zdążyły zrobić śniadanie, co oznaczało, że Charles przegrał zakład i przez najbliższe 24 godziny musi bez sprzeciwu brać udział we wszystkich grach, jakie podejmie para i do tego wykazywać się inicjatywą, której jakość będzie podlegała ocenie – jeśli pomysł nie spełni wymagań, na Charlesa zostanie nałożona kara.
I tak oto Atom – bo jedną z fundamentalnych zasad tej trójki było dzielenie się swoim ciałem, nie historią i prawdziwymi danymi – odkąd tylko wstał, ofiarował decydowanie o swoim życiu w cudze ręce. Wpierw wydawało mu się to dość niewygodne i przed zbuntowaniem się broniła go tylko duma i dreszcz ekscytacji przebiegający w dół po kręgosłupie za każdym razem, gdy usłyszał jakieś polecenie. Po jakimś czasie uznał, że para ma tak dobre pomysły, że wypełnianie ich woli jest satysfakcjonujące, a przez to, że sam mógł dorzucić coś od siebie, tylko nakręcał sytuację.

Koło godziny przed północą ludzie przechodzące uliczką obok klubu Sterile w dzielnicy De Wallen mieli okazję oglądać jedną z setek moralnie wątpliwych scen, ale za to dość interesującą...
Sterile proponował swoim gościom wystrój w stylu mrocznego, gotyckiego steampunku: czerń, koronki, obsługę noszącą cylindry (ale oczywiście wciąż prawie nagą), metalowe meble poskładane z części maszyn, dwie sale z erotycznymi grami na dole i pokoje na wyższym piętrze. Na parterze, przy jednym z szerokich okien ustawiono odlany z bordowej masy fortepian, na którego klawiszach przysiadł mężczyzna w plastikowej, czarnej masce wilka zasłaniającej jego górną część twarzy i włosy. Prócz maski jegomość miał na sobie garnitur, ale stan rzeczy najwyraźniej miał ulec zmianie, bo marynarka leżała gdzieś z tyłu, a koszula i bezrękawnik zostały rozpięte i ściągnięte z jego prawego ramienia. Wprawny obserwator szybko by dostrzegł, że dziwny pan ma na szyi podwiązkę, a zamiast pantofli koturny z czarnej skóry. Niemal identyczne buty nosiła kobieta, która teraz siedziała na podłodze obok i leniwie patrzyła na twarz towarzysza, opierając się łokciem o jego kolano. Po chwili do okna podeszła dziewczyna pracująca w Sterile i przesunęła po szyi mężczyzny finezyjnym, długim flakonem, po czym jakby nigdy nic wylała zawartość naczynia na jego bark. Zamaskowany tylko odchylił głowę i lekko zacisnął usta, pozwolił aby czarny wosk spłynął po klatce i brzuchu, gdzie zastygł przysłaniając precyzyjnie wytatuowany wzór... który trudno było zapomnieć, gdy raz już się mu przyjrzało.

Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zjeść? Nie, jeszcze nie pora na to. Zacisnął usta i jechał bez słowa. Co jakiś czas spoglądał na Charlesa czy wszystko w porządku. Powoli zachodziło słońce. Garik skręcił na stację paliw. Zatrzymał się przy wolnym stanowisku i sięgnął po plecak. Zabrał z niego trochę pieniędzy, wyciągnął klucze ze stacyjki i wyszedł zatankować. Popukał w szybę by i Charles się ruszył.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Charles, gdy nudziła mu się zabawa aparatem, skupił się na mijanych widokach, aż w końcu czuł się coraz bardziej rozluźniony i spokojny... Jeszcze trochę i zapadłby w drzemkę, ale zanim to się stało, Garik zakręcił na stację. Co? Po co on? Czy mężczyzna aż tak chce go pilnować? Ech, no dobrze... Ruszył się z niezadowoloną miną, ale gdy zobaczył, że w sklepie na stacji są ciekawe przekąski, od razu się rozchmurzył. Pomimo tego, że nie pytał, czy Garik coś będzie chciał, to po ilości kupowanych rzeczy dało się zgadnąć, że wziął co nieco również dla znajomego.
Wrzucił wafle, beef jerky, kilka różnych batoników i napojów z lodówki (w tym lekkich alkoholowych drinków) i parę paczek papierosów na ladę przy kasjerze i posłał mu beznamiętne, zimne spojrzenie, jakby to co kupował było normalnym zaopatrzeniem dorosłego mężczyzny w trasie. Potem spokojnie poczekał na Garika. Bez żadnych numerów, bez uciekania i chowania się. Był tu z własnej woli, prawda?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Niechętnie, ale pozwolił Charlesowi iść samemu do sklepu. Obserwował go z daleka i czekał aż usłyszy krótki dźwięk świadczący o pełnym baku. Beznamiętnie patrzył to na zmieniające się cyferki, to na towarzysza. Oh jak on chętnie by teraz napił się kawy… Niestety wie jak to się skończy. Musi powoli, pierw coś malutkiego. Później będzie pochłaniał wszystko co znajdzie w zasięgu rąk.
Kiedy zatankował do pełna, poszedł zapłacić. Co to za zakupy... O! Były wafle, niczego więcej nie trzeba. Cudowne, bezzapachowe trociny, ble, pycha…  Zabierze mu je przy pierwszej, lepszej okazji.
- Taki głodny jesteś? Może jednak obiad? – uśmiechnął się. Nie brzmiał jakoś zgryźliwie, nie miał siły się kłócić. Wyłożył pieniądze i czekał na resztę. Oparł się o łokciami o ladę i patrzył na Charlesa. – Nie zamierzam teraz za szybko się zatrzymywać. Jeśli chcesz coś jeszcze kupić, zrobić, zjeść, obojętnie, to ostatnia szansa.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie jestem głodny – odpowiedział od razu lekko marszcząc brwi. O co znowu chodziło? Że on? Głodny? Niee, przecież mieli kanapki, zjadłby, jeśli by chciał. Takie rzeczy nie są po to, żeby się najeść. Ale dobrze, dobrze! Chwila, coś jeszcze...? Jego wzrok padł na półkę z kolekcją prezerwatyw za kasjerem. Zerknął na Garika, potem znów na prezerwatywy... i na złość zaczął wybierać, specjalnie udając, że nie może się zdecydować. Wpierw wskazał jedne, ale zmienił zdanie, potem znowu... w końcu wziął dwie paczki trzecich. Zerknął z zaczepnym wyrazem tryumfu na znajomego, ignorując zmieszanie pracownika stacji. Odebrał swoje zakupy i ruszył przodem do auta.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Nie… NIE! Dlaczego?! Powoli przyłożył dłonie do twarzy i przetarł oczy palcami. Za co… Wziął głęboki wdech i delikatnie ścisnął w dłoni usta. Patrzył gdzieś w dal, z nadzieją, że Charles zaraz się ogarnie i skończy cyrk… Nie, jednak nie, on go kontynuował. Cholera!
- Szyyybciej…. – mruknął kiedy zobaczył, że drugie opakowanie mu nie odpowiada. Czuł się cholernie zażenowany. Jeszcze ten oceniający wzrok sprzedawcy… Musi się jakoś odegrać. Nie może tak być!
W końcu nie odważył się zrobić tego na co wpadł. Jeszcze jak zobaczył, że wziął dwie paczki… Bogu…
- Masz przegrane – odpowiedział na to spojrzenie i poszedł za nim. Wszedł do auta i ruszyli. Miał nadzieję, że temat prezerwatyw jest zamknięty.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Widać było, że im bardziej speszony był Garik, tym bardziej zadowolony Charles. Gdy dotarli do samochodu, niedbale wrzucił zakupy na tył, wcześniej wyjmując tylko puszkę z drinkiem.
Zam zacząłeś – przypomniał otwierając napój i zapalając papierosa. – Wtedy w mieszkaniu. Żel. Pamiętasz? – Wyciągnął paczkę fajek w stronę mężczyzny, w razie, gdyby ten chciał się poczęstować. – Poza tym uwielbiam widzieć u ludzi zmieszanie. I nie myśl, że się zemścisz, mnie bardzo, bardzo ciężko ruszyć. Prędzej sam się spalisz ze wstydu. – Cóż, mężczyzna mówił prawdę, wystarczyło pomyśleć, do czego posunął się w klubie, w którym otrzymał zaproszenie. Fortepian, szyba, publiczność i Claus.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Chwila! Sięgnął na tył i wziął wafle! Otworzył opakowanie i wsunął sobie jednego do ust. Resztę włożył sobie między nogi. Papierosa odmówił. Oczy wykrzywiły mu się w uśmiechu, kiedy przypomniał sobie akcję z żelem… Dobra, cholera. Niech mu będzie. Ale to już koniec tego typu zagrywek! Prawda?...
- Fe fo?! – znowu zaczął go dźgać i próbował połaskotać. Jak to się nie odegra! On już coś wymyśli! Nie ma tak dobrze! Ma przed sobą jeszcze… Jakieś 550 kilometrów! Zdąży na coś wpaść!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Widział, że Garik w końcu coś zjadł... super. Po to kupił te suche wafle, o czym oczywiście nie zamierzał mu mówić. Gdy został połaskotany, prawie zakrztusił się drinkiem, ale w końcu złapał dłoń mężczyzny i wygiął pod takim kątem, że jeśli ten próbowałby się wyrwać, naraziłby się na ból albo skręcenie nadgarstka. Charles trzymał go tak chwilę, aż w końcu łaskawie puścił i zajął się drinkiem i papierosem.
Po jakimś czasie jazdy znów zaczął przysypiać, dlatego nasunął kaptur na głowę i starał się skupić na tym, co widzi za oknem. Akurat mijali jakiś budynek. Cholera, dziwny zapach... jakby kurz i metal? Kurz i krew. Rozejrzał się dookoła. Wszędzie gruz, gruz, tylko najniższe kawałki ścian się zachowały. Wszędzie strzępki ubrań i mięso. Mięso w piachu i kawałkach gruzu, jakby ludzie zostali przemieleni w wielkiej niszczarce razem z ich domami. Razem z meblami. Kawałki drewna i gruzu. Obrus i pudełko kubańskich cygar namakające w kałuży krwi. Krew wypływająca z głowy rozerwanej na wzór dojrzałego, w pełni rozwartego kwiatu. Otwarte w wyrazie groteskowego przerażenia oko pokryte pyłem wydaje się gapić na twoje dłonie. Chce ci to odebrać. Zaciskaj palce, zaciskaj. Ściskaj przycisk. Rób zdjęcia. Udokumentuj swoją własną śmierć. W oddali rytmiczne łupnięcia, helikopter. Oddala się. Idą tu inni. Przeszukają pył i gruzy, dobiją. Weź wdech, uspokój serce i żołądek. Jeśli zakrztusisz się pyłem i zakaszlesz, usłyszą cię. Jeśli dalej będziesz wstrzymywać oddech i gapić się na trupa, który gapi się na ciebie jednym okiem, zaczniesz wymiotować. Usłyszą cię. Rusz się. Nie możesz kulić się w miejscu. Przyciśnij aparat do piersi, chroń go swoim ciałem, twojego jedynego świadka, i rusz się! Stój! Pocisk rykoszetuje tuż przy twoim policzku i odłupuje kawałek ściany. Pył i gruz. Zaciśnij oczy, pochyl się i biegnij! Słyszysz? Bsre! Dubid eala! Wołają. Słyszysz? Są z każdej strony. Słyszysz? Gwizd. Narasta. Rzucasz się na oślep przed siebie, upadasz, a wybuch wstrząsa całym światem. Nie żyjesz.
Zatrzymaj samochód. Już! – Zerwał się prostując na siedzeniu i resztką sił powstrzymał, aby nie otworzyć drzwi w trakcie jazdy. Prawą dłoń przyciskał do lewego obojczyka, a lewą ściskał klamkę gotów wypaść z auta gdy tylko zwolnią.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Nie spodziewał się, że Charles zareaguje w ten sposób, dlatego nawet nie próbował się bronić. Czuł narastającą złość. Ten frajer znowu coś kombinuje? Zaraz go ogłuszy? Może coś innego? Zaczekał aż puści i wrócił do kierownicy. Nie odezwał się. Po co.
Było spokojnie, drogi były gładkie, Charles bez problemu mógł zasnąć. Garik wydawał się spięty. Nie drgnęła mu powieka, jakby ciągle walczył z myślami i zatracał się w nich. Nie przerwał snu towarzysza.
Musi być ostrożny, cholera jasna tak bardzo chciałby zaufać Charlesowi, poczułby ulgę… Byłoby mu łatwiej. Długa, monotonna jazda wyciszyła go i uspokoiła… Przynajmniej póki Charles nie wyskoczył z zatrzymaniem auta. Wzdrygnął się i już miał skręcać na boczny pas, ale… Ogarnął się i mocniej zacisnął palce na kierownicy.
- Nie – spojrzał na niego poważnie – Chill out. - w każdej chwili gotów był przytrzymać go, a nawet szarpnąć, może nawet by zabolało...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Ścisnął swoje lewe ramię, a lewą dłoń już–już wyciągał w stronę stacyjki, by wyszarpnąć z niej kluczyki, ale powstrzymał się, cofnął rękę, zacisnął w pięść na pasku od torby z aparatem. W końcu udało mu się złapać głębszy oddech, pochylił się, zacisnął oczy i oparł czoło o deskę rozdzielczą przed sobą.
Garik, proszę... – jęknął zbolałym głosem. – Muszę... Fuck. Trzy minuty... Nie czuję się dobrze.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Ja pierdole… - szepnął do siebie i zjechał na boczny pas. Włączył światła awaryjne i wyszedł z auta. Oczywiście kluczyki wziął ze sobą. Chciał skontrolować stan Charlesa.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Dosłownie wypadł z auta prawie się przewracając. Przeszedł kawałek przed siebie, ale wrócił, najwidoczniej nie mogąc usiedzieć na miejscu. Unikał patrzenia na Garika, tylko obserwował horyzont, w końcu przystanął przy masce samochodu, przysiadł na niej, zamknął oczy i głęboko westchnął. Widać było, że resztkami silnej woli trzyma się w całości, ale nie wyglądał za dobrze... był blady i twarz miał zroszoną potem, do tego nie puszczał swojego lewego ramienia, jakby zaciskanie na nim palców zmniejszało ból.
Już... jest lepiej. – Przelotnie spojrzał na mężczyznę, ale zaraz znów przymknął powieki. – Teraz już masz pewność, że jestem wariatem, co? – starał się zażartować.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zatrzymał się przy swoich drzwiach. Ściągnął okulary z nosa i patrzył za nim. Nie rozumiał co zaszło, nie pytał. Przeczeka ten atak…
- Co ty wiesz o wariatach… - mruknął cicho do siebie. Patrząc na ludzi, wokół których się kręci, mało co go zdziwi. Uodpornił się na dziwne zachowania i przyzwyczajenia. Nie robią na nim wrażenia. Teraz również zachował spokój. Nie odpowiedział Charlesowi. Czekał aż wróci do auta.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się krzywo. Coś tam wiedział, tylko nie był przyzwyczajony, że jego własne ciało zachowywało się w taki sposób. Tak jak powiedział, po paru minutach wrócił na swoje miejsce w samochodzie i skulił się, jakby było mu bardzo zimno.
Pewien brudny kutas parę miesięcy temu podrzucił mi kurtkę z koką, przez co trafiłem do kicia. – Odezwał się nagle. Dygotał, jakby miał gorączkę, nawet głos mu drżał. – Ten sam brudny kutas, może nawet go znasz, wyciągnął mnie stamtąd, ale zdążyli przez parę dni testować na mnie jakąś chemię. Od tamtej pory raz na jakiś czas dzieją się złe rzeczy. – Mocniej naciągnął kaptur na głowę i obrócił się do Garika przodem, podciągając kolana pod brodę i opierając się o drzwi plecami. Na moment zacisnął zęby, aby przeczekać silniejszy atak dreszczy. – To byłaby piękna ironia losu, gdybym zszedł w chwili, gdy ten sam brudny kutas potrzebuje mojego towarzystwa, nie uważasz? – Zaśmiał się nieprzyjemnie i spojrzał na mężczyznę spod krańca kaptura, wbijając w niego niezdrowo błyszczące oczy. – Zakopałbyś mnie w lesie czy wyrzucił do rowu?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Czekał, w tej chwili nie będzie z nim rozmawiał. Kiedy ponownie wsiedli do samochodu, jeszcze nie ruszał. Odczuwał, że z Charlesem jest źle. Nie da mu wyskoczyć z pędzącego auta, albo tym bardziej nie da mu rzucić się sobie na szyję. Utkwił w nim spojrzenie, nie odpowiadał. Doskonale wiedział o czym fotograf teraz mówi, albo raczej majaczy i jak go nazywa. Nie zmieniał wyrazu twarzy, zachował chłodny dystans. Teraz nie może ponieść się emocją. Nie może! Nie kiedy widzi jak ktoś zaczyna być niepoczytalny. Co siedzi ci w głowie Charles. Czemu tak trzymasz się za tą rękę? Dragi, które dostałeś w Moskwie, nie powinny uszkodzić ci żadnych nerwów. Hmm… Czyżby zaczęło ci się nakładać? Za dużo wrażeń?...
Chciałby mu pomóc, ogarnąć, uspokoić, cokolwiek, ale zdawał sobie sprawę, że w jego stanie to na nic. Delikatnie zaciskał wargi i ściągał brwi. Dalej milczał.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach