Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
[Jakiś opis będzie]
Wariatkowo, czyli posiadłość Mornigstara i Fitzroy  FjoVFC6
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Zamierzasz, chociaż na chwilę dać mi spokój?
Nie, przebywanie w twoim towarzystwie stało się niesamowicie zabawne.
Z marudnym pomrukiem przekręcił klucz w zamku, wchodząc do własnego domu. Nie odpowiedział już jeleniowi, nie kwapiąc się również, by przepuścić go w drzwiach, nawetnawet jeśli przeważnie to robił. Niechętnie, ale musiał przyznać, że ta kobyła po czasie stała się całkiem niezłym rozmówcą. Odkładając klucze wraz ze szkicownikiem na szafkę w salonie, od razu podszedł do kanapy, zalegając na niej na brzuchu. Przymknął oczy, wtulając twarz w poduszkę. Był zmęczony, chciał spać.
Za wcześnie, Sketch.
Nie odpowiedział, wydając z siebie kolejny niezadowolony pomruk, choć tym razem stłumiony dzięki poduszce. Po dłuższej chwili takiego nieruchomego leżenia jego świadomość zaczęła powoli odpływać, choć nic nie wskazywało na to, by naprawdę miał zasnąć.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Stała akurat w kuchni i przygotowywała obiad, gdy usłyszała zgrzyt kluczy przekręcanych w zamku. Podniosła głowę, akurat w momencie, gdy brat przekroczył próg. Otworzyła usta, by przywitać się z nim, ale on wydawał się jakby mieć klapki na oczach i od razu skierował się na kanapę, na której zaległ, a właściwie zakopał twarz w poduszce. Zamknęła ust i posmarowała sosem pomidorowym ciasto francuskie, które wyłożone miała na płaskiej prostokątnej blaszce.
- Hej - rzuciła w końcu, zerkając kątem oka na kanapę i zastanawiając się, czy chłopak zdążył już zasnąć, czy jednak jeszcze nie. Obróciła się i z blatu wzięła paczkę z oregano, które wcześniej sobie przygotowała, a także świeżo zmielony pieprz. Obsypała przyprawami sos, a potem stwierdziła, że jeszcze trochę oregano nie zaszkodzi, więc wysypała resztę paczuszki. Bez względu jaka była odpowiedź albo jej brak ze strony Sketcha, Cath skupiona była na swoim zadaniu gotowania. Wzięła talerz z plasterkami szynki, które ściśle poukładała na wierzchu. Potem przyszła kolej na starty żółty ser, którym obficie wszystko obsypała. Nie obyło się bez podjadania, a że uwielbiała sery.. Wiadomo. Odstawiła miskę na blat i rozejrzała się dookoła, czy przypadkiem o czymś nie zapomniała. Starała się robić jak najmniej hałasu, gdyby jednak brat uciął sobie drzemkę. Wbrew powszechnemu przeświadczeniu, nie była potworem, który by go budził, zwłaszcza że dopiero wrócił z pracy. Pochyliła się do piekarnika, by wszystko z niego powyjmować, a potem włączyć go, by zanim skończy z ciastem, zdążył się nagrzać.
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Chciał spać. Drażniła go nawet cisza panująca w salonie. Jedynie stukot kopyt lub szuranie poroża po drewnianych panelach rozluźniały mu mięśnie, wprawiając w stan uspokojenia. Nie usłyszał padającego z kuchni powitania, za bardzo skupiając się wyciszeniu umysłu. Szturchnięcie zimnego nosa w policzek odgoniło wszystko jak machnięcie różdżki. Podniósł głowę, by rzucić jeleniowi wpierw pytające, a następnie wdzięczne spojrzenie. Wtedy dopiero podniósł się z kanapy, ściągając ku sobie brwi z niezadowoleniem, gdy mięśnie początkowo odmówiły mu posłuszeństwa, posyłając kłujący ból wzdłuż kończyn. Zignorował to jednak, ruszając do kuchni.
- Hej. - Przywitał się nieco niemrawo, krzywiąc się niewidocznie, gdy dźwięki obijających naczyń przyprawiły go o ból głowy. Przesunął ręką po twarzy w zmęczonym geście i usiadł na stole, jak na dorosłego człowieka przystało. Pochylając ciało w przód, wsparł łokcie na udach a podbródek na splecionych palcach dłoni. Powstrzymał ziewnięcie, przymykając jedno z oczu.
- Co będziesz jadła? - Rozejrzał się orientacyjnie po kuchni, jednak zmęczone oczy nie pozwoliły na zbyt dokładnie dojrzenie przedmiotów ani składników. Szybko więc zrezygnował, skupiając spojrzenie na siostrze.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Normalnie miałaby włączoną muzykę albo coś by sobie pośpiewywała pod nosem. Tymczasem starała się być jak najciszej. Odkładała wszystko na blat, by nie brzdękać naczyniami niepotrzebnie. Oblizała kciuk, na którym zostało jej trochę sosu, a potem wytarła dłonie w fartuch, który na sobie miała.
Przygotowała sobie nóż i blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Odmówiła krótką modlitwę do jakiegoś bóstwa gotowania, bo to był ten moment, gdy wszystko mogło, a nawet na pewno miało, się rozwalić. Zaczęła zawijać wszystko w jeden gruby rulon z ciasta francuskiego. To było jeszcze łatwe, teraz trzeba było to pociąć na mniejsze kółka, co zaczęła czynić z językiem wystawionym językiem i miną wyrażającą pełną koncentrację. A na skupiła się na tym do tego stopnia, że dopiero po chwili zwróciła uwagę na brata.
- Oh, przepraszam. Nie chciałam cię obudzić - mruknęła, prostując się z nożem w ręce. Przyjrzała się uważniej Skeczowi, a potem odłożyła nóż na deskę. Złapała za czajnik, by wlać do niego wodę i postawić na kuchence. Wyjęła z szafki obok zlewu dwa kubki, do których wrzuciła saszetki z herbatą.
- Robię pizzerki na cieście francuskim - rzuciła, wracając do krojenia. Po chwili wszystko znalazło się na blaszce, a piekarnik piknął, obwieszczając, że jest już wystarczająco nagrzany. Wsadziła do niego blachę, ustawiła minutnik na jakieś pół godziny. Gdy się wyprostowała, akurat pstryknął czajnik, więc zalała obie herbaty. Jeden kubek postawiła na stole przed bratem.
- Jak ci minął dzień? - Bolały ją te brudne naczynia, więc wytrzymała przy bracie tylko chwilę. Otworzyła zmywarkę i zaczęła wrzucać do niej naczynia.
Sketch
Sketch
Fresh Blood Lost in the City
Przysłonił usta dłonią, kryjąc za nią krótkie ziewnięcie. Był zmęczony, tak okrutnie zmęczony. I nie mógł zasnąć, bo najmniejsze dźwięki doprowadzały go do sząłu, wzmacniając już i tak upierdliwą migrenę. A żadne tabletki znów nie pomagały, i mógł jedynie zaszyć się pod pościelą za zamkniętymi drzwiami własnego pokoju, i położyć głowę na opierzonym boku jelenia, byleby ten jakoś wyciszył ten cały hałas. Zadrżał krótko, zaczesując ciemną grzywkę w tył, by ściągnąć lekko brwi ku sobie na widok siostry dzierżącej w dłoni nuż kuchenny. W tej scenie było coś zabawnego, i normalna osoba zapewne by się roześmiała. Morningstar miał jednak mocno skrzywione poczucie humoru, i raczej mało co go bawiło. Nie wspominając już u śmiechu, który jeszcze nigdy nie opuścił jego ust.
- Nie obudziłaś, nie spałem. - Odparł równie mrukliwym tonem co Cath, prostując plecy, by usłyszeć nieprzyjemne chrupnięcia i przeskoki w kościach, które jednak były jedynie wymysłem wyobraźni i wcale nie miały miejsca. Przesunął wnętrzem wytatuowanego przedramienia po policzku, zerkając zaraz ku przygotowywanym kubkom. Niewypowiedziana wdzięczność przez krótką chwilę zalśniła w dwukolorowych tęczówkach.
- W takim razie smacznego. - Odparł, darując sobie słowa, które miał ochotę dodać. Mrużąc lekko oczy, obserwował jak jego siostra przygotowuje posiłek. Z niewidocznym zadowoleniem chwycił gorący kubek w dłonie, od razu prztykając jego brzed do ust i upijając odrobinę gorącej herbaty.
- Bez rewelacji, ale był ciężki. Jestem zmęczony. - Westchnął krótko, zamykając oczy. - A tobie? -
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Zerknęła kątem oka na brata, który wyglądał, jakby nie przespał kilku nocek z rzędu. I pewnie tak właśnie było.
Wsadziła do zmywarki ostatni talerz, ustawiła program i włączyła ją, a następnie nie mają nic więcej do zrobienia, usiadła przy stole, naprzeciwko Sketcha. Zaplotła palce na kubku z gorącą herbatą przed sobą, spoglądając w kierunku chłopaka.
Informację, że go nie obudziła, przyjęła, kiwając głową. Nie do końca mu wierzyła, ale również nie drążyła skoro to i tak nie miałoby większego sensu. Złapała za ucho kubka i uniosła go do ust, by najpierw chwilę podmuchać napój, a później wziąć mały łyk. Skończyło się to i tak tym, że poparzyła sobie język, więc skrzywiła się i odstawiła naczynie z powrotem na stół.
- Sam mi powiesz, czy było smaczne - uśmiechnęła się, nie zważając na to, że jej pomysł na pewno nie przypadnie portreciście do gustu. Podobnie jak jemu, upór siostry, która nie zamierzała gotować tylko dla samej siebie.
- Zjemy oglądając jakiś film, czy wolisz odpocząć? - zapytała, wyginając się na krześle, by spróbować zajrzeć do piekarnika. Jej krzesło bujnęło się niebezpiecznie, a Cath była zmuszona postawić przed sobą nogę, by zachować równowagę i nie upaść na podłogę. Dlaczego to nie mogło piec się szybciej? Była strasznie głodna, a zapachy, które unosiły się w po całym aneksie, sprawiały, że zaburczało jej w brzuchu. Pewnie dlatego wstała, by z blatu zgarnąć słoik z marynowaną papryką, która została jej ze składników. Wzięła jeszcze z szuflady widelec, zamykając ją biodrem. Usiadła z powrotem po turecku na krześle, polując sztućcem na pływające paski papryki. Gdy udała jej się ta sztuczka, praktycznie od razu, wsadziła ją sobie do buzi, ciesząc się jej smakiem, w której wyczuwało się nutki z gorczycy. Szare, uważne spojrzenie skierowała na brata, skończyła rzuć i wyprostowała się na krześle.
- Na zajęciach było w porządku, odkryłam chyba kilka nowych talentów w pierwszych rocznikach. Po szkole miałam spotkanie z jednym klientem zainteresowanym projektem ogrodu. Duża działka poza miastem w otoczeniu lasu. Kilkadziesiąt metrów dalej płynie mały strumyk. Nie uda mi się go wkomponować w ogród, ale może jakoś inaczej da się go wykorzystać. Może powtórzę go w kształcie rabat? Hmm.. No, i dom. Wschodnia fasada budynku wykonana jest ze szkła i metalu. Bardzo nowocześnie. Mam zamiar zaprojektować im naprawdę duży taras, zadaszony pergolą porośniętą bluszczem. Do tego zawieszone lampiony, meble ogrodowe. Może hamak? Albo hamak lepiej dać w innej części pomiędzy drzewami. - Jak zwykle dostała istnego słowotoku, zarzucając Sketcha masą niepotrzebnych mu do niczego informacji. Właściwie nie zdziwiłaby się, gdyby gdzieś w połowie (początku) jej trajkotania, wyłączył się i przestał słuchać.

zt. oboje.
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Przez całą drogę była raczej milcząca, skupiając się na prowadzeniu pojazdu i ewentualnym pilnowaniu Aidena, który mógłby potrzebować kilkuminutowego postoju. Nie było większych korków, biorąc pod uwagę, że godziny szczytowe były za nimi. Na kolejnym skrzyżowaniu zredukowała bieg i skręciła w lewo, wciskając pedał gazu, gdy tylko wyprostowała koła. Nie zapytała żadnego z nich o adresy, pod które miałaby ich zawieźć. Cel podróży stał się jasny, gdy zaparkowała samochód na podjeździe przed jednym z wielu piętrowych domków, jakie znajdowały się na tej samej ulicy. Przekręciła kluczyk, wyłączając silnik i zaciągając ręczny.
Spojrzała na okna na najwyższej kondygnacji, ale nie widziała zapalonych lamp. O niczym to jeszcze nie świadczyło, bo jej brat mógł równie dobrze spać, albo siedzieć w salonie na dole, który znajdował się po drugiej stronie budynku. Może powinna była wcześniej do niego zadzwonić i jakoś go ostrzec, ale nie pomyślała o tym, a teraz nie miałoby to większego sensu. W największym wypadku będzie miał wyjątkową niespodziankę.
- Tu mieszkam - powiedziała, nie kierując słów do nikogo konkretnego, a przerywając jedynie ciszę. Co prawda Fabian miał okazję kilka razy przejść się z nią po okolicy, odprowadzając pod drzwi, ale nie miał nigdy sposobności, by wejść do środka. Do dziś.
Odwróciła się do Aidena sprawdzając zarówno jego stan, jak i stan swojej tapicerki. Zostawiła okna otwarte, by wywietrzyć wnętrze z oparów alkoholu.
Otworzyła centralny zamek, zabierając jednocześnie swoje rzeczy. Wysiadła, wkładając na nogi buty, które byłyby niewygodne podczas prowadzenia. Obeszła szybko auto dookoła, by znaleźć się po stronie pasażerów. Chciała zaproponować pomoc, ale doszła do wniosku, że kiepska z niej będzie podpora na tych obcasach. Fabian musiałby ciągnąć nie tylko matematyka, ale również i Fitzroy.
- Chodźcie - mruknęła, idąc przodem i szukając kolejnych kluczy w torebce. Do pokonania było kilka schodków, które mogły być przeszkodą. Odnalazła odpowiedni klucz, który ze zgrzytem ustąpił i mogła otworzyć im szeroko drzwi na korytarz i schody prowadzące na piętro. Za schodami, po prawej stronie znajdowały się drzwi do łazienki. Korytarz prowadził prosto do dużego salonu, na lewo były drzwi do kuchni, która z salonem łączyła się szerokim przejściem.
Rzuciła klucze na komodę, podobnie jak sweter i torebkę. Zsunęła buty ze stóp, zmniejszając się tym samym o kilka centymetrów. Odczekała, aż wejdą do środka i zamknęła za nimi drzwi. Dopiero wtedy przeszła do kuchni, by znaleźć wazonik, do którego mogłaby nalać wody i włożyć różę.
Anonymous
Gość
Gość
Fakt, Fabian rzucając tak ostre słowa w kierunku nauczyciela, wychodził na lekkiego hipokrytę. Ale nie interesowało go to. Nie jest dzieckiem, aby wykłócać się z kobietą i taką pierdołę. Również nie ma sumienia, aby zostawić pijanego Aidena kompletnie samego - w końcu się przyjaźnili. Złość złością, pretensje pretensjami, niemniej miał serce i tak czy siak pomógłby matematykowi z tym problemem. Ten ostatni raz mógłby to zrobić.
Do pomocy dołączyła się również jego towarzyszka. Użyczyła samochodu, którym zawiozła ich do swojego mieszkania, gdzie nauczyciel biologii nie miał większej okazji, aby zagościć wcześniej. Zwykle zostawiał ją pod drzwiami domu, nie przekraczając progu tych drzwi. Słyszał również, że mieszkała z bratem. Miał tylko nadzieję, że dzisiejszej nocy będzie miał jakiś nocny dyżur u siebie w pracy lub poszedł do jakiejś swojej dziewczyny. Cokolwiek, byleby go nie było. Nie chciał się tłumaczyć przed osobą, której wcale nie znał. Raptem z samych opowieści.
Oczywistym było to, że ignorował słowa mężczyzny. Również przewidywalne było to, że matematyk nie chciał sobie dać pomóc. Koniec końców udało się go wcisnąć do tego samochodu, a w jednej chwili dziewczyna zniknęła w knajpie, w której mieli zjeść cudowną kolację tylko we dwoje. Chciał rozkminić, dlaczego kobieta tak nagle pobiegła w tamto miejsce, ale kiedy wróciła już zrozumiał, dlaczego. Uśmiechnął się do niej niemrawo, jakby przepraszająco. Było mu ciężko i cholernie głupio. Przyjął od niej lód, mówiąc ciche 'dziękuję', po czym ruszyli w kierunku jej mieszkania. Co jakiś czas zerkał na tyłu samochodu, orientując się, w jakim stanie jest nauczyciel. Nie wyglądał najlepiej, ale jakoś się trzymał. Zabawne, że rozumiał jego lęk, choć go tak naprawdę nie posiadał. Heh, lęk. Raczej paskudną chorobę, z którą nie mógł normalnie funkcjonować.
W taki oto sposób dojechali pod dom. Ani Aidena, ani tym bardziej Fabiana. Był to dom Cath - przewidział takie rozegranie ze strony dziewczyny. Fabian by go do siebie nie wziął, ponieważ w domu ma dziecko, zaś samego Strikera głupio byłoby zostawiać. Wyciągnął prawie martwe zwłoki z tylnego siedzenia, zataszczając je do mieszkania przyjaciółki. Było trochę ciężko, zważając na fakt, że Aiden wcale a wcale mu nie pomagał w tym zadaniu. Spodziewał się nawet, że tak na zakończenie dnia obrzyga siebie i jego.
Kiedy udało mu się uporać się z ciałem mężczyzny, położył go na kanapie w salonie. Nie wiedział, czy to był dobry wybór, ale póki co nie miał pomysłu, gdzie mógłby go dać. Nie znał tutejszego miejsca, a i tak się zdziwił, że tak szybko udało mu się znaleźć to pomieszczenie. Przez chwilę przemknęło mu przez myśl, że lepiej będzie zostawić go w łazience, ale nie miał siły na nowo ciągać się z jego uporem i głupotą. Zmęczony, usiadł gdziekolwiek, gdzie było wolne miejsce, wspierając głowę i ręce. Za chwilę wyciągnął z kieszeni od spodni telefon, wybrał numer i zadzwonił do Max'a, że całkiem możliwe, ale tej nocy nie wróci do domu, po czym się rozłączył. Przecież nie zostawi sam na sam Cath z tym chodzącym problemem.
Anonymous
Gość
Gość
To wcale nie było fajne, gdy to wychodziło na to, że drzwi nie ustąpią pod wpływem jego wątpliwej perswazji. Zdając sobie z tego sprawę pobladł z przejęcia, a na samą myśl tego co go czeka to zrobiło mu się słabo (co po takiej ilości alkoholu wcale nie było czymś specjalnie zadziwiającym). Ostatecznie więc skapitulował zaczynając wić z pasów bezpiecznie oplatający go kokon. Naturalnie szło mu to co najmniej komicznie, lecz skupienie malujące się na jego twarzy było jak najbardziej poważne. Przez to wszystko (a może tylko za sprawą alkoholu) kompletnie zapomniał o swojej kontuzji o której przypomniała mu dopiero dziewczyna. Co prawda czuł tępo buchający bul z jego twarzy, lecz magiczny wpływ promili zsyłał go ku błogiej nieswiadomosci. Niemniej - wór lodu przydał się. Po kilku wymuszonych postojach Aiden czuł się koszmarnie. Podróż samochodem jakby wyssała z niego energię przyspieszając przejście z trybu wesołości do poalkoholowej apatii. W momencie w którym samochód się zatrzymał to Aiden był rozłożony niczym worek ziemniaków, a głowę miał odchyloną maksymalnie do tyłu, tak, że wór lodu (a teraz raczej mieszanka chłodnej wody z lodem) leżała bezwładnie na jego twarzy. Było mu niedobrze i czuł się jak zombie - i taki te wydał markot gdy tknął go Fabian. Wyciagnięty z samochodu, oparł się o maszynę dając sygnał wszystkimi kończynami, że potrzebuje chwili. Niewiele brakowało by niefortunnie zsunął się z pojazdu na ziemię niczym po slizgawce (a może to nawet zrobił, jesli Fabian nie wykazał się refleksem...?), bo miał te chwilowe momenty odlotu powodowane znużeniem. Być może własnie przez to kompletnie nie rozumiał jak to się stało, że w jednym momencie stał przed domem, a w drugim - leżał na kanapie. Mlasnął czując nieprzyjemny posmak czegoś i rozejrzał się niemrawo po pomieszczeniu. Zmarszczył czoło.
- Co to za knajpa...? - Burknął, a potem odchylił głowę dopóki ta nie znalazła oparcia - Nie dobrze mi
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Dotarli do domku. I na tym jej genialny pomysł się na razie kończył. Faza pierwsza zakończona sukcesem, teraz należałoby wymyślić fazę drugą i wcielić ją jakoś w życie. Weszła do salonu, niosąc wazonik i kwiat, które postawiła na komodzie.
Spojrzała na Aidena przetransportowanego przez Fabiana na kanapę. Wyglądał blado. Sama nie wiedziała, czy to przez trud podróży, przez alkohol, czy fakt, że nie wie, gdzie się znajduje.
- Na górze są wolne pokoju, jeśli chcesz, możesz jeden zająć. Chyba że wolisz kanapę. Później poszukam jakiejś pościeli dla Ciebie. Jesteście głodni? - Jeszcze raz spojrzała powątpiewająco na matematyka, zastanawiając się, czy serwowanie mu czegokolwiek nie pogorszy jego stanu.
- Może zrobię Ci herbatę. - Po czym czmychnęła do swojego małego królestwa, nie czekając na odpowiedź któregokolwiek z nich. Kuchnia była jednym z dwóch ulubionych miejsc w tym domu. Drugim była piwnica, oczywiście.
Wlała wodę do czajnika, który postawiła na kuchence, włączając ją. Zajrzała do lodówki, by sprawdzić, co mogłaby zrobić na szybkiego. Jakby nie patrzeć Fabianowi umknęła sprzed nosa kolacja, chciała mu też trochę poprawić humor, który ewidentnie mu się zepsuł. Miała nadzieję, że nie na cały wieczór. Słyszała, jak rozmawia przez telefon, informując Maxa, że prawdopodobnie zostanie u niej. Pewnie nie powinno jej to ucieszyć, ale w pewnym stopniu tak właśnie się stało. Już czuła te docinki ze strony Sketcha, gdyby pojawił się w domu i zastał obecną sytuację.
Znalazła kawałek wołowiny, trochę warzyw i już w głowie miała gotowy pomysł na szybkie i smaczne danie. Wyciągnęła wszystko na blat wyspy. Zdjęła z wieszaka fartuch, który założyła, by nie pobrudzić sukienki, choć nie przykładała do tego zbytniej wagi. Jeśli się pochlapie, mówi się trudno. Nie pierwsze i nie ostatnie ubranie, które by w ten sposób załatwiła.
Wyjęła kubek, do którego wrzuciła saszetkę z czerwoną herbatą. Zalała ją wrzątkiem, a słysząc, że matematykowi niedobrze, nawet znalazła jakąś miskę, którą mogła przeznaczyć na straty. Zabrała obie rzeczy ze sobą, by przejść do salonu. Kubek postawiła na stoliku przed Strikerem, a miskę postawiła obok na podłodze.
- Żadna knajpa, jesteś u mnie w domu. - poinformowała nauczyciela, prostując się i opierając dłonie na biodrach. Odwróciła się z powrotem w kierunku kuchni, z zamiarem wrócenia do gotowania.
- Napijesz się czegoś? - zapytała Fabiana, przystając obok niego na chwilę i zdając sobie sprawę, że w swoim roztrzepaniu, zapomniała o to zapytać. Uniosła rękę, by odsunąć mu na bok kosmyk włosów, opadający na czoło.
- Jak się czujesz? - zapytała, przyglądając mu się uważnie. Jakby nie patrzeć był to dla niego ciężki wieczór pełen wrażeń. W dodatku wciąż przebywał w towarzystwie Aidena. Westchnęła cicho, poniekąd to ona go do tego zmusiła, ale zwyczajnie nie umiała inaczej postąpić. - Co z ręką? - dodała jeszcze, zerkając kątem oka na prawą dłoń.
Anonymous
Gość
Gość
Mężczyzna trochę w sobie siły miał, dlatego nie pozwolił osunąć się na ziemię matematykowi, choćby nie wiadomo jak bardzo tego by chciał. Nie miał ochoty go zdzierać ze środka ulicy, gdzie przechodnie patrzyliby się na nich jak na parę idiotów. Głupi i Głupszy. Idealnie w tym momencie pasowało to do mężczyzn.
Znajdując się w mieszkaniu kobiety, Fabian poczuł na sobie odrobinę ulgi. Nie musiało mu być aż tak bardzo wstyd za tego pajaca - to był jeden plus. Drugi, że był w bezpiecznym miejscu. Pomimo tego, że u kobiety jest po raz pierwszy, to nie czuł się tutaj tak zupełnie obco.
Nie od końca wiedział, do kogo z początku mówi kobieta, dlatego mężczyzna postanowił się nie odzywać. W zasadzie niewiele mówił przez ten czas, który obecnie razem spędzali. Nie miał na to siły i ochoty, a to, że Cath zaczęła jeszcze skakać wokół Fabiana zaczął go jeszcze bardziej irytować. Niemniej nic z tym fantem nie mógł zrobić - tylko przeczekać z nadzieją, że ten koszmar zaraz się skończy. Co z tego, że zostanie u niej na noc, skoro magia całego wieczoru właśnie zniknęła. Nie był z tego powodu jakoś szczególnie zadowolony. Ciągle żywił urazą do Aidena, kiedy ten myślał, że jest w kolejnej knajpie. Aż prychnął.
Schował telefon z powrotem do kieszeni, a w tym samym momencie przybyła Cath, która uratowała swoją podłogę od wymiocin nauczyciela. Dodatkowo zyskał również herbatę. Zabawne, że dopiero teraz kobieta miała chwilę, aby zapytać o to samo drugiego nauczyciela. Zazdrość, zazdrość...
Wziął i perfidnie odsunął jej rękę. To nie tak, że był na nią zły. Po prostu średnio przepadła za czułościami przed innymi osobami. Czuł się wtedy źle, że ktoś trzeci musi w takich krępujących sytuacjach patrzeć na obraz szczęścia i romantyzmu.
- Nie wiem. Też możesz mi zrobić herbaty. Albo sam sobie ją zrobię po prostu - odparł z cichą chrypą w głosie, którą zaraz odchrząknął i jej nie było. Wstał z miejsca, odnajdując kuchnię, byle tylko nie być w towarzystwie tego bałwana - Normalnie. Nic mi w końcu nie zrobił. A ręka poboli i przestanie - dodał jeszcze, nalewając wodę na nową herbatę, którą również wstawił - Gdzie masz herbatę? - spytał nagle, zmieniając niewygodny temat.
Anonymous
Gość
Gość
Trochę nieobecnym spojrzeniem ślizgał się po ścianach wypatrując tej góry, lecz zaraz zaniechał. Tak mu to jakoś nieprzyjemnie się zrobiło. Podparł więc łokieć o kawałek mebla, co mu się udało za trzecim razem, a następnie dłonią podparł na skroni głowę.
- Kanapa - poklepał drugą ręką tapicerkę mebla, jakby było jakimś wiernym mu stworzeniem. Nie zapowiadało się by był jakoś wdzięczny za propozycję szukania pościeli czy coś. Prawdopodobnie, gdyby w tym momencie wylądował na dywanie byłby równie szczęśliwym człowiekiem.
Skrzywił się na myśl o jedzeniu. To znaczy - czemu nie, lecz na same wspomnienie jego żołądek zrobił powolne salto. Ale pić...?
- Niech będzie wstrząśnięta - nie mieszana - dodał w pijackim rozbawieniu, wygodniej rozkładając się na kanapie w jej zadłuż i zarzucając nogi na podłokietnik znajdujący się po przeciwległej stronie tego na którym podpierał łokieć. Trochę bardziej niedobrze mu się zrobiło. Być może przez te zapachy które wypełniły przestrzeń...? Na szczęście miska przyszła do niego sama w odpowiednim momencie. Luksusy. Właściwie powiedziałby coś niepoprawnego propos tego, że praktycznie nieznana mu kobieta zaciąga go do domu, lecz torsje które zaczęły nim miotać mu to uniemożliwiły - całe szczęście.
Przetarł bezwiednie przed ramieniem usta, a potem ponownie rozłożył się na kanapie jak trup. Przymknął oczy i chyba odpłyną, a przynajmniej tak to wyglądało.

|możecie zrobić skip czasowy do ranka albo jak chcecie pogadać sobie we dwójkę i mnie szturchnąć gdy będzie ranek c:
Catherine Fitzroy
Catherine Fitzroy
Fresh Blood Lost in the City
Skinęła głową, słysząc, że kanapa mu wystarczy. Może to i lepiej, nikt nie będzie musiał go wprowadzać po schodach i będzie na oku, choć sądząc z miny Fabiana, to nie była opcja, która przypadłaby mu szczególnie do gustu, gdyby wyraziła swoje myśli na głos.
Była skonfundowana, gdy jej ręka została odsunięta. Nie była pewna skąd taka zmiana w biologu, choć mogła się tego domyślić. Cofnęła dłoń, by położyć ją sobie na ramieniu. Skinęła głową, milcząc. Jak raz nie potrafiła znaleźć słów i naturalny słowotok, który dostawała w towarzystwie, zniknął.
Weszła po schodach na piętro, znikając na chwilę w jednym z pokoi. Po chwili wróciła z poduszką do spania, kołdrą i czystą pościelą, która najprawdopodobniej już taka czysta nie będzie nad ranem. Mówiło się trudno, ale kobieta nie mogłaby sobie pozwolić, by nie zapewnić gościowi przysłowiowego minimum, nawet jeśli zrujnował swoim pojawieniem się większość wieczoru. Gdy wróciła na parter Aiden wydawał się spać, a Fabian zniknął w kuchni. Stanęła przed kanapą, wsuwając ostrożnie poduszkę pod głowę matematyka. Rozłożyła w powietrzu kołdrę, którą przykryła Strikera. Przynajmniej miała pewność, że nie zmarznie. Zostawiła nieruszoną herbatę na stoliku i spojrzała na przejście do kuchni. Wzięła głębszych oddech, besztając się w myślach.
Gdzie masz herbatę?
Podeszła do ciągu szafek i otworzyła jedną z dolnych klap, za którą znajdowały się liczne pudełeczka i słoiczki. Na szczęście były o metkowane i bardzo łatwo było znaleźć to, czego akurat się szukało. Wyjęła z szafki obok dwa kubki, które postawiła na wyspie obok kuchenki i czajnika.
Wyjęła z szuflady nóż i deskę do krojenia. Położyła na niej wołowinę, którą bardzo szybko i sprawnie pokroiła w plasterki. Odłożyła je na talerz obok. Nalała do garnka wody i postawiła go na jednym z palników. Z szafki wyjęła zaś opakowanie makaronu. Co jakiś czas zerkała na biologa, zastanawiając się nad możliwym tematem do rozmowy.
Ta Grecja.. - zaczęła, przypominając sobie o wyjeździe, o którym rozmawiali, zanim to wszystko się zaczęło. W międzyczasie wzięła się za krojenie w drobną kosteczkę cebulki i czosnku. W planach była do pokrojenia jeszcze czerwona papryka, a także chili i starcie imbiru. Pamiętać jeszcze musiała o sosie sojowym. I choć nie pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakby kobieta pracowała w chaosie, to miała jednak w głowie plan, który krok po kroku sobie realizowała.
Ta propozycja, o której wspominałeś, wciąż jest aktualna? - zapytała, jak nigdy skupiając się na dokładnym krojeniu cebuli, która chcąc nie chcąc, sprawiła, że łzy zaczęły płynąć jej po policzkach. Gdyby nie fakt, że miała pomalowane powieki, to przetarłaby je rękawem, a tak musiała się chwilę przemęczyć. Pociągnęła nosem, kończąc siekanie jednej połówki. Jeszcze trzy.
Anonymous
Gość
Gość
I w końcu odpadł. Długo czekał na ten moment, gdzie będą go mieć całkiem z głowy. Dopiero teraz mógł westchnąć ze słyszalną ulgą w głosie, kiedy Aiden całkowicie odpadł po swojej libacji alkoholowej. Wiedział, że będzie z nim źle, ale nie sądził, że doprowadzi się do takiego stanu, że praktycznie nie był wstanie ogarnąć własnych zmysłów. Typowy Striker.
Catherine jak zwykle musiała się popisać gościnnością, choć każdy dobrze wie, że nocka w chłodnym pomieszczeniu matematykowi by się przydała. Jednak rozumiał ją, bo na jej miejscu zrobiłby dokładnie to samo, niezależnie jak bardzo zły był na nauczyciela. Nie zwrócił jednak szczególnej uwagi na to, kiedy Fitzroy poczuła się trochę zmieszana. Chyba był zbyt zajęty czarnymi myślami, aby w tej chwili móc coś podobnego dostrzec. Dla Fabiana było to całkiem naturalne zachowanie - w końcu siebie znał. Nie podejrzewał jednak, że kobieta będzie czuła się przez to lekko zdołowana. W końcu nie jej wina, że Aiden zrobił co zrobił. Że przez to nie wyszedł ich wspólny wieczór. Chociaż kto wie? Może dobry wieczór właśnie miał się dopiero zacząć.
Odnajdując z niewielką pomocą herbatę, wybrał tą, która najbardziej mu odpowiadała, kątem oka zerkając, którą dziewczyna sobie wybierze. Dobrze pamiętać, którą uważała za swoją ulubioną. Szybko również wzięła się za dalsze gotowanie. Fabian musiał jej przyznać, że nawet w tym fartuszku wygląda fenomenalnie - pięknej zawsze we wszystkim dobrze. Oby tylko Cię fantazja za bardzo nie poniosła, Fabianie.
- Hmm? - zaczął, kiedy kobieta pociągnęła temat Grecji, od której chcąc nie chcąc musieli uciec. Ostatecznie nie dowiedział się, co tak naprawdę kobieta myśli o jego pomyśle. Aż był ciekaw, co takiego powie. W ten również zabrała się za krojenie najokropniejszego warzywa na świecie. Ile by dał, aby nie widzieć tych łez, nawet jeśli nie były to łzy smutku. Oblizał lekko suche wargi, podchodząc w stronę kobiety, którą pozwolił sobie zajść od tyłu. Nieznacznie się do nie przybliżył, praktycznie stykając się klatką piersiową z jej plecami. Może taka bliskość nie była najrozsądniejsza, ale z pewnością im obu była potrzebna. Delikatnie otarł jedną z łez Amandine, lekko uśmiechając się do niej. Drugą dłonią złapał ją za nadgarstek, aby na moment przestała kroić paskudną cebulę.
- Jak najbardziej. Chciałabyś pojechać? Będzie mi miło, jeśli się zgodzić - odparł półszeptem, nadal nie ściągając ze swoich ust delikatnego uśmiechu. Spojrzenie może miał trochę wymęczone, ale nie chciał psuć wszystkim dookoła humoru, tylko dlatego, że nie potrafił poradzić sobie z własnymi problemami. Poza tym ta bliskość z Cath bardzo mu się podobała i nie chciał, aby ona zniknęła.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach