Anonymous
Ulica Hamiltona
Gość
First topic message reminder :

Jedna z wielu ulic we wschodniej części miasta. Po obu stronach znajdują się mniejsze lub większe lokale. Tu kawiarnia, tam jakiś pub, a za rogiem głośna dyskoteka. W niektórych budynkach, na piętrze znajdują się mieszkania, których właściciele praktycznie co noc muszą znosić hałasy wywoływane przez włóczących się bez celu nastolatków.
Droga i chodnik wydają się całkiem zadbane, ale niekiedy można natknąć się tutaj na graffiti, którego nie udało się jeszcze usunąć.

Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Chester wyglądał już mniej więcej jak kolorowanka sfrustrowanego, niewyżytego artystycznie przedszkolaka, czyli mniej więcej tak, jak sobie, mimo swoich ułożonych planów na własny image, wyobrażał, że rzeczywiście będzie. Z rozczochranymi, czarnymi kosmykami włosów przyklejonymi do spoconego czoła i koszulki w kolorze różowego, obrzyganego hipopotama utytłanego w błocie na pewno musiał być zniewalająco seksowny.
Chevrolet ─ zawołał Heachthinghearn do Azjaty, będąc święcie przekonanym, że tą markę samochodu pisze się przez „s”. ─ Z prawej! ─ i jak przykładny obywatel, na którego ostrzeżenia zawsze można było liczyć, rzucił w niego z lewej.
Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
The member 'Chester Ó Heachthinghearn' has done the following action : Dices roll


'FESTIWAL KOLORÓW' :
Ulica Hamiltona - FESTIWAL KOLORÓW 2024 - Page 10 OeyZkAP
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
DRUŻYNA 1
- Ryan, Chester, Arda -
0HP

DRUŻYNA 2
- Riley, Sunzhong, Natalie -
20HP

Wygrywa DRUŻYNA 2!


STOP! — dziewczyna w opasce jednorożca wypadła pomiędzy was machając intensywnie rękami. Przydałaby jej się w tym momencie jakaś wielka flaga, która sama w sobie zaznaczyłaby koniec rozgrywki. Mimo to miała nadzieję, że nie oberwie żadnym dodatkowym workiem. Uśmiechnęła się szeroko i zamachała kilkakrotnie rękami.
Wygrywaaaa... DRUŻYNA 2! Gratulacje! — zaklaskała kilkakrotnie w dłonie śmiejąc się niczym małe dziecko. Podeszła do zwycięskiej grupy i podała im ręce, zaraz sięgając do swojego koszyka — A teraz czas na tajemniczą nagrodę!
Pogrzebała chwilę w bezdennej otchłani, nim w końcu udało jej się wyciągnąć trzy niepozornie wyglądające papiery.
To vouchery na nasze kanadyjskie linie lotnicze. Z nimi możecie się wybrać w jedną podróż w dowolne miejsce na calutkiej ziemi. Za darmo! Oczywiście oferta działa w obie strony, więc oprócz wylotu macie też lot powrotny. Proponuję zatem odłożyć jakieś pieniądze na hotel i ruszyć w podróż marzeń. Vouchery są ważne przez dwa lata, macie nieco czasu — puściła im oczko, zaraz odwracając się do drugiej grupy.
Wy również spisaliście się znakomicie! Mam dla was nagrodę pocieszenia, voucher na kolację w dowolnej wykwintnej restauracji na południu. Jecie ile chcecie i nic nie płacicie. Każdy voucher jest dla dwóch osób, więc możecie zabrać ze sobą osobę towarzyszącą. Podobnie jak poprzedni, voucher jest ważny przez najbliższe dwa lata. Gorące brawa dla naszych ochotników! — tłum dookoła wiwatował jeszcze przez dłuższy czas, nim organizatorka waszej bitwy w końcu odwróciła się i ruszyła w kierunku platformy, wyraźnie kończąc małe wydarzenie.

_________________________________________

Oprócz voucherów, członkowie zwycięskiej, drugiej drużyny otrzymują 40 punktów reputacji i 30 punktów umiejętności.
Drużyna pierwsza otrzymuje 35 punktów reputacji i 20 punktów umiejętności.

Wszyscy byliście naprawdę niesamowici, dziękuję wam bardzo za zaangażowanie i szybkie odpisy! Zaraz dopiszę wam punkty do profilu, nie musicie się po nie nigdzie zgłaszać. ~
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Koniec.
Riley zatrzymał się w miejscu i odrzucił woreczek z kolorowym proszkiem z powrotem do stojącego obok wózka. Westchnął cicho i odgarnął do tyłu wpadające mu do oczu włosy, nawet nie chcąc wiedzieć jak musiały w tym momencie wyglądać. Tak czy inaczej, gorzej już na pewno nie będzie. Uścisnął dłoń dziewczyny-jednorożca, przez chwilę patrząc pusto na podawany mu zwitek papieru. Zaraz... ona tak na poważnie? Za podobne wydarzenie rozdawali vouchery na lot w obie strony do dowolnego miejsca na ziemi? Zawsze wiedział, że Riverdale jest niezwykle bogate i organizuje wydarzenia z rozmachem, ale teraz patrzył z niedowierzaniem w swoją nagrodę, czując dziwne otępienie. Winchester zdecydowanie nie był przyzwyczajony do podobnych rzeczy. Nawet jeśli otaczało go bogactwo Grimshawa, nic z tego nie było tak naprawdę jego. Dzień w dzień niezwykle ciężko pracował, a dzięki dobrej pracy (i jeszcze lepszym napiwkom) zbierał niemałą sumę, lecz praktycznie całą kwotę przeznaczał na czesne. W końcu z nabożną wręcz czcią schował nieco wymazany kolorami papierek do portfela, który wylądował w jego spodniach.
Dzięki za wspólny udział — rzucił nonszalancko do Azjaty i blondwłosej dziewczyny o znajomym nazwisku, nim ruszył w kierunku przeciwnej drużyny z uśmiechem, od razu podchodząc do Grimshawa.
Nadal mam wrażenie, że wszystko mi się przyśniło. Nie dość że miałem okazję zobaczyć jak ty i Arda walczycie w bitwie kolorów to jeszcze udało mi sie wygrać — szturchnął go zaczepnie łokciem, tuż przed tym jak wychylił się do przodu, muskając palcami jego ciemne, zabarwione kolorami tęczy włosy. Zatrzymał wzrok na jego twarzy, nie mogąc powstrzymać cisnącego mu się na usta lekkiego uśmiechu. Mógł mieć tylko nadzieję, że serotoniny nie da się przedawkować, bo byłby w tym momencie w nie lada tarapatach. Obrócił się w kierunku Ardy i Chestera, zerkając na zegarek.
Macie jeszcze trochę czasu? Skoro zaliczyliśmy najbardziej kłopotliwą część wydarzenia, moglibyśmy się przejść w spokoju i zobaczyć co jeszcze przygotowali. Podobno podczas festiwalu mają dużo szerszy zakres wyboru. Jedzenie, alkohol i tak dalej — zerknął na Jaya kątem oka. Chłopak co prawda nie pił, ale nie znaczyło to że nie mógł zjeść. Skoro już i tak byli na miejscu, mogli zostać jeszcze z godzinę i pokręcić się dookoła przed powrotem do domu.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Kolorowy kurz powoli opadał, ukazując w całości pole bitwy, które wyglądało... absurdalnie. Cała szóstka, która jeszcze kilka sekund temu okładała się woreczkami z proszkiem wyglądała jak ofiary ponurego żartu jakiegoś początkującego, współczesnego artysty. Na całe szczęście mieli to już za sobą i Arda mogła odetchnąć z ulgą. Koniec. Zignorowała cały wywód organizatorki, która zapewne kierowała podziękowania do tłumu, jak i do nich samych i otrzepała dłonie z kolorowego pyłu. Tak samo spróbowała względnie ogarnąć ubrania; niestety, jej strój jak zwykle był nieodpowiedni do sytuacji, więc top wyglądał jak zakurzony, a głęboki dekolt wymalowany był fioletem, błękitem oraz różem. Rovere poprawiła ramiączko, które zsunęło się wcześniej i z niesmakiem mlasnęła językiem pod nosem, notując w głowie, żeby więcej nie próbować takich rzeczy. Krótkie, dżinsowe spodnie olała już zupełnie – nie było sensu ich ratować. Wysokie szpilki z czarnych zrobiły się szaro-czerwone, więc machnęła i na nie ręką. Odsunęła się nieco bliżej Ryan'a, jak gdyby unikając kontaktów międzyludzkich z obcymi. Niestety, nie było to takie proste, gdyż w ślad za nią ruszyła organizatorka, wciskając jej jakiś świstem papieru do rąk. Błękitne oczy, gdyby mogły, pewnie zmroziłyby kobietę od stóp do głowy. Kilka sekund później zsunęły się z wymarzonego obiektu mordu, zerkając na bilecik, który trzymała w dłoni.
______Voucher. Do restauracji.
______Cóż, Alan dostanie prezent. Arda bezpardonowo zgięła świstek w pół i schowała do kieszeni spodni. Nie potrzebowała takich prezentów; miała wystarczająco dużo pieniędzy, że kupić jedną z tych restauracji. Ale jeżeli komuś innemu się to przyda... czemu nie? Widząc zbliżającego się Woolfego podparła rękę na biodrze, czekając, aż skończy mówić:
______— Też mam wrażenie, że śnię. — I to jest jakiś cholerny koszmar, zdawały się mówić jej oczy, kiedy pokręciła głową. Długie, kolorowe kosmyki włosów opadły na jej czoło, więc odgarnęła je wolną dłonią. — Nie mam dzisiaj nic do roboty, więc w sumie... możemy się przejść. Chociaż nie liczcie mnie jako kompana do picia. — Alkohol wyparował ze słownika Ardy ostatniego lata, więc nie zamierzała dotrzymywać im towarzystwa w alkoholizacji. Pewnie będzie siedziała na uboczu z czym niewyskokowym i obserwowała, jak rozkręca się impreza.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
___„STOP!”
___Gotowy do oddania kolejnego rzutu, momentalnie opuścił rękę, w której trzymał kolejny woreczek. Gra najwyraźniej dobiegła końca, a jej wynik od samego początku nie miał większego znaczenia – w końcu dla każdego zakończenie zabawy prezentowało się dokładnie tak samo. Wszyscy byli ujebani proszkiem od stóp do głowy i wszyscy już niebawem mieli wrócić do swoich domów i wziąć solidny prysznic i zająć się praniem lub wyrzucaniem kolorowych ubrać. W końcu nikt nie mógł przewidzieć, czy to cholerstwo w ogóle dało się sprać.
___Gdy ogłaszano wyniki, Grimshaw wolną ręką schwycił kołnierz swojej koszulki i poruszył nią, licząc na to, że przynajmniej częściowo pozbędzie się nadmiaru kolorowego proszku. Przychodząc tu, nie sądził, że skończy znacznie gorzej niż większość uczestników festiwalu – jakby nie patrzeć, tylko ich szóstka zdecydowała się na wzięcie udziału w konkursie.
___„Wygrywaaaa... DRUŻYNA 2! Gratulacje!”
___Teraz, kiedy mecz dobiegł już końca, a z Heachthinghearnem nie łączył go już nawet wspólny front, ciemnowłosy wysypał część zawartości woreczka na swoją rękę. Jakieś dziwne zrządzenie losu najwyraźniej chciało dać Chesterowi do zrozumienia, by przestał być aż takim pedałem, bo pył, który znalazł się na dłoni szarookiego nie miał nic wspólnego ani z różem, ani z tęczą, ani z żadnymi innymi jaskrawymi kolorami. Ryan jednak nie zawracał sobie głowy tym, że trafił akurat na najbardziej znienawidzoną przez chłopaka czerń – liczyło się tylko to, że dosłownie moment później bez uprzedzenia natarł proszkiem twarz chłopaka, nie dając mu wcześniejszej szansy na obronę. Trudno było powiedzieć, czy czerpał z tego sadystyczną przyjemność, biorąc pod uwagę, że wyraz jego twarzy nie uległ nawet najmniejszej zmianie, ale przynajmniej miał swoją zemstę.
___W przyszłości ich kaleki znajomy musiał bardziej uważać na to, w kogo celuje, nawet jeśli obecnie wykorzystany przez niego róż zdążył w większości zniknąć pod innymi kolorami.
___Dziewczyna, która wręczała mu do ręki voucher, była wyraźnie bardziej podekscytowana niż on sam. Nic dziwnego, skoro w każdej chwili mógł sobie pozwolić na obiad w droższej restauracji i zarówno on, jak i jego osoba towarzysząca, nie byli zwolennikami opychania się kilogramami jedzenia. Ktoś inny na pewno zrobiłby lepszy użytek z tego prezentu, jednak mimo wszystko szarooki schował go do kieszeni, uznając, że któregoś dnia i tak będą mogli zdecydować się na to, by zjeść coś innego niż zwykle.
___Kiedy uznasz, że już się obudziłeś, oczekujemy równie mocnego elementu zaskoczenia ― stwierdził, przyglądając mu się uważnie. Sądząc po wyrazie, który prezentował się na twarzy Thatchera, ten musiał naprawdę się postarać, by przebić jego i Rovere. ― Oczywiście nie myśl, że zapomniałem o tym, kto stał się twoim pierwszym celem ― mruknął, przesuwając wierzchem dłoni po jego ręce. Co jak co, ale ktoś tu był wyjątkowo pamiętliwą bestią.
___„Macie jeszcze trochę czasu?”
___Wzruszył barkami, co w jego języku oznaczało, że nie miał innych planów. Oczywiście. Gdyby je miał, nie traciłby czasu na przepychanki z rozweselonymi tłumami ludzi. Poza tym zbliżała się idealna pora na obiadokolację.
___Niewiele tracisz. Powiedziałbym, że nawet zyskujesz. Widok pijanego Winchestera to sama przyjemność ― stwierdził, zwracając się do białowłosej, a ton jego głosu wskazywał na to, że nie żartował. Choć wydawało się, że tym komentarzem wręcz zmusi chłopaka do tego, by dziś nie przeholował.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Obecni fowiści brali oddech, gdy dym zaczynał zbierać się na betonie, tworząc wzory, które powinno się zerwać razem z ulicą, po czym poprosić uczestników o ich podpisy. Takie dzieło bezapelacyjnie powinno zawisnąć w galerii sztuki, podobnie zresztą było z samymi artystami. Chester mimo że oberwał czernią aż dwa razy, był naprawiony przez żółć, zieleń i tęczę, która oblała mu cały materiał koszulki, sypiąc się jeszcze na jasne jeansy. Twarz miał umorusaną we wszystkie barwy, na jakie było stać organizatorów. Rzęsy ważyły kilogram od różowego pyłu, a gdyby gwałtowniej ruszył głową, z daszku jego czapki posypałaby się paleta samego Raoula Dufy’ego.
Gdy tylko dostali sygnał, żeby przystopować, Heachthinghearn wypuścił z ręki woreczek z niebieską zawartością, który otworzył się w kontakcie z ziemią, a samemu miotaczowi poszedł dym z dziurek w nosie, jak rozsierdzonemu bykowi na rodeo. A jeszcze więcej go z niego uszło, gdy sędzia przedstawił werdykt. Gdy wszyscy poczuli ulgę, że to koniec okładania się, a tłum oceniał, za którym praniem zejdą wszystkie kolory z ich odzieży, Chester aż zjechał po niegdyś czarnym siedzeniu wózka inwalidzkiego, który w połączeniu z kolorowym proszkiem idealnie obrysowywał jego pośladki na skórzanym obiciu. Żeby to cholera, przegrał. Heachthinghearn, trzy okrążenia.
Ja mam wrażenie, że dałem dupy. Niedosłownie. ─ mówiąc, zgaszony oglądał swoją papierową nagrodę, którą od razu schował do portfela. Wiedział, jak jej użyje i niech Redems lepiej dobrze rozda karty w progu ich domostwa, bo Ches zawiąże jego czerwony krawat na Admirale. ─ Na mnie też nie liczcie do picia, ale żreć…
Nim dokończył zdanie wtórujące Rovere, zobaczył zmniejszający się na ulicy cień Grimshawa, a potem został natarty czernią tak, że mógłby być jednym z bohaterów Jądra Ciemności. Oczywiście nie mógł nie używać przy tym strun głosowych, krzycząc rzeczy w rodzaju „Pojebało Cię, Grimshaw!” i „Riley, powiedz mu coś!” oraz próbując go od siebie odepchnąć, ale na nic zdały się jego okrzyki i ubogie w mięśnie ręce. Chester być królem wioski. Jeszcze zrobić mu pomarańczowe brwi i będzie wyglądał jak jego własny pies.
Prawdziwy mężczyzna nie boi się różu. Ani czerni. ─ wysyczał do swojego napastnika z dołu, szczerząc do niego owinięte w stalowy drut kły.
Sunzhong Huang
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Przyjął na siebie dwa woreczki zielonego proszku. Co miał z tym kolorem. Na pewno tego koloru nie przypisałby sobie, prędzej niebieski, a nie zielony. Atak od szarookiego przyjął na klatę jak na mężczyznę się przystało i szybko poszedł po woreczek. Teraz mu nie odpuści. Nie ma takiej opcji.
-'Mistrzem zbijaka'?... Nie. Nie przepadałem za ta grą, ale i tak podczas grania było widać moją celność- odpowiedział na żarcik, ale było w tym trochę prawdy co powiedział. Był dobry w innych sportach, ale dlaczego akurat zbijak? Może dlatego, że ta bitwa tą grę przypominała.
Trochę się rozproszył i dostał drugi atak. Nie przekręcił głowy w żadną stronę, ale jego oczy powędrowały w prawą. W tych zagrywkach nie był dobry, a proszek poszedł po lewej. Cicho westchnął i poszedł obrzucić swój cel, a dokładniej mówią zrobić kontratak na szarookim.
Aż tu nagle usłyszał zakończenie gry. Zatrzymał się jakby przed sobą miał niewidzialną szybę, którą organizatory postawili przed nim. Trochę przykro mu się zrobiło, że nie może już zaatakować na podstawie bitwy. Ale chwila, przecież ten cały festiwal jeszcze się nie zakończył, więc... jeszcze miał okazje odwdzięczyć się fanatykowi czarnego proszku. Gdy organizatorzy przestaną gadać będzie mógł ruszyć na niego w każdej chwili. Od razu tą myślą poprawił swój humor. Po chwili dostał do rąk voucher na linie lotnicze Kanady. Uważnie przetworzył informację przekazywane przez dziewczynę i w pierwszej chwili nie mógł uwierzyć, że za taką zabawę dostał taki wartościową nagrodę. Czuł się fantastycznie, mógł w każdej chwili polecieć - i to za darmochę - do domu i odwiedzić niespodziewanie swojego brata. Jego mina byłaby bezsenna. Lekko ukłonił się przed dziewczyną, to miało wyrazić jego ogromną wdzięczność.
Schował otrzymaną nagrodę do portfela, który następnie wylądował w kieszeni spodni. Po usłyszeniu od strony Riley'a podziękować za wspólną zabawę lekko skinął głową. On również się świetnie bawił. Później jakoś zaczął obserwować pozostałe towarzystwo. Znali się. Tak, znali się i to za dobrze. Gdy widział taki obrazek na usta młodego Huanga cisnęły się przekleństwa. Ale przełknął ślinę i zaczął powoli się do nich zbliżać. Pora wdrążyć jego plan dowolnego kontrataku. W czasie zmniejszania dystansu otworzył woreczek, który trzymał w ręce. Podszedł do Grimshawa i jego towarzysza. Rzucił w jego stronę pomarańczowym proszkiem i trochę się oberwało chłopakowi z rudymi odrostami.
- Odwdzięczam się za tamto - skwitował krótko lekko się uśmiechając, a chwilę później jego mina trochę spoważniała. - Dobra, a tak trochę na poważnie. Mogę się do was dołączyć na żarcie? - zapytał. Jeśli się zgodzą to świetnie, bo pozna kogoś nowego. Po to wyszedł z czterech ścian, aby pobyć w czyimś towarzystwie. Nawet jeśli to ma być takie, które zna się jak łyse konie. Najwyżej go przyjmą albo nie.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Cała wrzawa na szczęście zaczynała się odsuwać od ich towarzystwa i ludzie zaczynali zajmować się sobą. Kolorowe proszki latały w powietrzu co jakiś czas, tworząc fantasmagorię barw nad ulicami Riverdale. Najprawdopodobniej, gdyby ktoś spoglądał teraz na miasto z góry mógłby ujrzeć wielobarwne chmury, niczym mgła z dziecięcego koszmaru. Muzyka leciała w tle, puszczana z głośników pochowanych po stoiskach, gdzie nadal mogłeś kupić woreczki-pociski, by kogoś uwalić od stóp do głów. Nieco bardziej na uboczu umiejscowione były food trucki, od których roznosił się smakowity zapach jedzenia. Wiele głodomorów, po ciężkich walkach na zieleń i fiolet, ruszało w kierunku pojazdów, żeby zakupić coś do żarcia albo picia. Dzisiaj Riverdale pewnie nie będzie spało, biorąc pod uwagę ilość alkoholu, który może wlać się w gardło uczestników festiwalu.
______Srebrnowłosa kątem oka obserwowała, jak Ryan dobija biednego Chester'a, który wyglądał jak z krzyża zdjęty. Widocznie był jedyna osobą w ich teamie, której naprawdę zależało na skopaniu dupy przeciwnikom. Krzyki chłopaka poniosły się głośno w okolicy, a niektórzy gapie unosili brwi, zaskoczeni słownictwem niepełnosprawnego młodzieńca. Plaga pokręciła głową, widząc czarną jak węgiel buźkę Heachthinghearn'a, doceniając w głębi duszy kontrast, jaki ukazał się po zabiegu artystycznym Grimshaw'a. Kolorowy tułów, barwny wózek i ryjek ciemny jak rzyć szatana. Tylko te wkurwione i sypiące iskrami oczy Chester'a lśniły w ciemności.
______— No popatrz. — rzuciła spokojnie do znajomego na wózku, podchodząc do niego spokojnie i sięgając do tylnej kieszeni spodni. — Akurat różowego brakło. — Beznamiętna mina nie pasowała do faktu, iż Arda wyciągnęła dwa woreczki, które kupiła na początku imprezy. Fioletowo-niebieski obłoczek upstrzył włosy Chester'a, który wyglądał teraz klaun z Afryki. Błękitne oczy Rovere wydawały się mówić: To za moje cycki, głąbie. W końcu, co jak co, ale zemsta musi być, a skoro Ryan tak pięknie go urządził, to aż prosiło się o kolorową wisienkę na torcie. Odwróciła się do reszty, otwierając usta i chcąc pytać, czy mogą już iść, gdy wtem kolejny zagubiony podbił do ich ekipy. Nim jednak ktokolwiek zdążył warknąć na obcego chłopaka, który był w drużynie z Rilem, niebo spadło im na głowy, piekło nadal było zamarznięte, a Arda uniosła wysoko brew, w geście największego szoku dnia dzisiejszego.
______O. Ja. Pierdolę. Kamikaze.
______Nie spodziewała się czegoś tak głupiego i lekkomyślnego w wykonaniu obcego dzieciaka. Każdy, zdrowy na umyśle człowiek, widząc zachowanie Grimshaw'a oraz Rovere dawno domyśliłby się, iż są tak mili jak wirus Ebola. Wykończą jednym ruchem i nawet nie zauważysz kiedy. I o ile srebrnowłosa była drobniejsza i prędzej ktoś mógłby startować do niej, tak ruszenie do szarookiego było aktem ostatecznym. Równie dobrze mogła już wypisać kartę zgonu. Automatycznie cofnęła się do Woolfego, łapiąc go za rękaw i odsuwając od Ryan'a, a błękitne oczy mieniły się różnymi emocjami. Od rozbawienia po niedowierzanie. Zerknęła przelotnie na partnera Grimshaw'a, kręcąc głową.
______Oh mate, you better not.
______Nie wiadomo dlaczego, ale wręcz 'zasłoniła' Woolfego, stając przed nim i skupiając teraz swoje lodowate spojrzenie na przyjacielu. Każdy normalny człowiek starałby się odwodzić znajomych od reakcji. Arda, na przekór, wręcz jej wyczekiwała. Nie miała zamiaru się odzywać, chociaż nieznajomy mógłby nie pogardzić dobrą radą z jej strony.
______Spierdalaj póki możesz.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
_____Wyglądało na to, że nie mógł liczyć w tym towarzystwie absolutnie na nikogo. Spojrzał pokrótce na Jaya, nie odzywając się jednak ani słowem. Jego milczenie było w tym momencie wystarczająco wymowne, jeśli chodziło o to co sądził o pomyśle picia w pojedynkę. Przesunął palcami po ciemnych kosmykach z długimi, rudymi odrostami i zatrzymał wzrok na Chesterze.
_____Tę dwójkę jeszcze zrozumiem, ale ty Chester? Myślałem, że to całe zerwanie namiętnego związku z alkoholem to jakaś ściema — westchnął tym razem przenosząc wzrok gdzieś ponad tłum. W takich momentach zdecydowanie przydałby mu się Alex albo Skyler. Oni z pewnością nie porzuciliby go w podobnej sytuacji.
Ale jak to mówią, darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
_____Niech wam będzie, zostańmy przy jedzeniu — wzruszył ramionami, dość szybko odpuszczając pierwotny plan. Jak widać nieszczególnie mu na nim zależało. Zresztą ciężko było się skupić na czymkolwiek, gdy miało się przed oczami Ryana nacierającego Heachthinghearna czarnym proszkiem.
_____W pierwszym momencie był to dla niego na tyle niespodziewany ruch ze strony Grimshawa, że prośby o pomoc ze strony Chestera zdawały się wlatywać jednym uchem, a wylatywać drugim. Dopiero po kilku długich sekundach dotarły do niego konkretne słowa. Postąpił krok w tamtą stronę i otworzył zakupione wcześniej prywatne woreczki z proszkiem. Zieleń, pomarańcz i brokatowa tęcza - a więc to było w tym tajemniczym opakowaniu - wysypały się na Chestera zmieniając go w istny, artystyczny pomnik. Taki, który wyglądał jak efekt upojnej nocy z pijanym edgy jednorożcem, który nie mógł się zdecydować czy powinien rzygać depresją czy tęczą.
_____Jak na mój gust, jest świetnie — skomentował odsuwając się w tył i oceniając wszystko raz jeszcze. Sam i tak był usyfiony w równym stopniu co on, więc nie robił sobie zbyt wiele z tego, że jego dłonie świeciły na kilkanaście sposobów. Wytarł je w t-shirt, gdy ten dzień ponownie postanowił go zaskoczyć. Bo kto spodziewałby się, że ktoś całkowicie obcy wyskoczy znikąd i postanowi obsypać akurat Jaya kolorowym proszkiem.
_____Z drugiej strony, pewnie nie powinno go to aż tak dziwić, biorąc pod uwagę miejsce w którym się znaleźli. Podczas festiwalu większość ludzi dokazywała w podobny sposób, kompletnie nie przejmując się konsekwencjami. A te mogły być niezwykle bolesne, jeśli trafiło się na nieodpowiednią osobę.
_____Jeszcze bardziej nie spodziewał się tego, że Arda postanowi go zasłonić. Pewnie dlatego, gdy srebrne włosy (obecnie zabarwione na przeróżne sposoby) znalazły się w zasięgu jego wzroku, odchylił nieznacznie głowę w tył. Podobny ruch zdecydowanie go spowolnił i odciął od pierwotnej reakcji. Próby powstrzymania Grimshawa przed jakąkolwiek reakcją, która ściągnęłaby na nich znacznie więcej zainteresowanych spojrzeń niż potrzebowali. W tej pozytywnej wersji. Gorsza z nich, przewidywała również kilka charakterystycznych syren w tle.
_____R U S Z   S I Ę   C H Ł O P C Z E,  Z A N I M   B Ę D Z I E   Z A   P Ó Ź N O.
_____Choć Biały Wilk starał się nie ingerować w jego codzienne życie, nic dziwnego, że postanowił się przebudzić w podobnej chwili. Woolfe momentalnie odczuł charakterystyczne uczucie na tylnej części uda, zupełnie jakby coś zacisnęło na niej nieznacznie szczęki, pobudzając otumanione zmysły do działania.
_____Jay — jedynym co wypowiedział w tym momencie było jego imię. Niski, ostrzegawczy ton kompletnie zatracił żartobliwą nutę, która czasem wkradała się do jego głosu. Całkowita powaga i to charakterystyczne brzmienie, którego używał gdy chciał zwrócić na siebie jego uwagę. Większość nawet jej nie wychwytywała, lecz Ryan jako ktoś kto spędzał z nim każdy dzień, rozpoznawał ją doskonale. Winchester nie mógł mu niczego narzucać, podejmować za niego decyzji czy czegokolwiek zabraniać. Mógł za to tym prostym, krótkim sygnałem zakomunikować by to właśnie na nim się skupił w tym momencie.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
____„Odwdzięczam się za tamto.”
____Grimshawowi można było zarzucić wiele rzeczy, jednak utrata równowagi nie była jedną z nich. Co prawda, można było odnieść mylne wrażenie, kiedy kolorowy proszek rzucony przez Azjatę dosięgnął jego ubrań, a chłodne spojrzenie szarych jak na zawołanie zrzuciło niewidzialny ciężar na sylwetkę chłopaka, jakby usiłowało rozgnieść go na ziemi, nawet jeśli twarz szatyna nie zdradzała żadnych emocji. Możliwe, że gdyby ludzie faktycznie byli w stanie posiadać tak destrukcyjne umiejętności, nieznajomy już teraz przypominałby krwawą stertę pokiereszowanego mięsa. Wydawało się, że cisza, która zapadła na ten krótki moment była aż nazbyt wymowna i najwidoczniej wszystkim udzieliło się wyczuwalne napięcie.
____I to wszystko przez garstkę kolorowego proszku?
____Nie. Nikomu nie umknął fakt, że Jay – jak wszyscy inni na festiwalu – był nim upierdolony od stóp do głowy. Kolejna porcja nie robiła żadnej różnicy, a przychodząc tu, zdawał sobie sprawę, że nie zdoła opuścić imprezy, wychodząc z tego cało. Nie sądził jednak, że uda im się trafić na kogoś, kogo do tego stopnia poniesie fantazja i wszystko byłoby w porządku, gdyby wciąż brali udział w głupich zawodach. Tyle że zabawa się skończyła.
____A oni nie byli kolegami.
____Można było odnieść wrażenie, że minęło więcej czasu niż kilka sekund, zanim ciemnowłosy zupełnie niespodziewanie zacisnął palce na kołnierzu chłopaka i szarpnął za niego na tyle mocno, że jeśli nie chciał polecieć do przodu, musiał zaprzeć się całym ciałem. Nie było żadnych wątpliwości, że gdyby tylko miał na to ochotę, Ryan byłby w stanie podnieść go za fraki, jednak aktualnie przetrącenie mu szczęki wydawało się znacznie bardziej kuszącą opcją. Może wtedy straciłby ochotę na głupie uśmiechy.
____„Jay.”
____Tak, wiedział. Nie zamachnął się z ciosem od razu tylko dlatego, że znajdowali się w miejscu publicznym, a nawet obcowanie z najmniej obytymi w świecie przypadkami nie było w stanie pozbawić go rozsądnego myślenia. Nie szukał kłopotów na siłę – czego nie można było powiedzieć o jego tymczasowej ofierze – dlatego to, co mogło zakończyć się złamanym nosem, można było porównać z niewinną przepychanką. Odepchnięcie od siebie Azjaty i zmuszenie go do cofnięcia się o kilka kroków było jednak wystarczająco wymownym wytyczeniem granic.
____Nie ― zadziwiające, że to akurat on okazał się osobą, która udzieliła odpowiedzi na pytanie chłopaka. Uznał jednak, że nie każdy potrafił poprawnie odczytywać niewerbalne przekazy, a fakt, że nieznajomy źle dobierał sobie przeciwników, świadczyło o tym, że należał do tej grupy.
____Tyle wystarczyło, by chwilę później zupełnie stracił nim swoje zainteresowanie. Kiedy odwrócił się w stronę pozostałych, w pierwszej chwili posłał krótkie spojrzenie Winchesterowi, jakby sprawdzał, czy przypadkiem nie przyjdzie mu do głowy przygarniać poszkodowanego kociaka, zwłaszcza że wspólny obiad nie przewidywał pasażerów na gapę.
____Idziemy?
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Niepijący Chester Ó Heachthinghearn to jak tygrys Kenny albo auto z automatyczną skrzynią biegów. Niby wszystko w porządku, ale jednak był ciut upośledzony w tej abstynencji. Już na tak długo odstawił alkohol, że nie ciągnęło go do ani do piwa, ani do wódki. Dobrze dla jego wątroby i efektów terapii. Chester jako odpowiedzialny dorosły człowiek wiedział, że nie może łączyć procentów z lekami, więc co zrobił? Oczywiście, że nie brał tabletek, to logiczne.
Był jednak za bardzo zajęty jojczeniem nad swoją wysmarowaną węglem kamiennym twarzą, jakby wrócił z polskiego Śląska, żeby odpowiadać na postawione zarzuty. Tym bardziej nie miał na to czasu, gdy zaraz po Ryanie został napadnięty przez Plagę, która chyba chciała odgryźć się za swój biust. Oczywiście, i Riley’ego I Zdradzieckiego nie trzeba było dwa razy prosić o dołożenie cegiełki do murów galerii sztuki nowoczesnej, jaką stał się (niegdyś) brunet. Już nawet nie odblokowywał hamulca i nie próbował spieprzać, ile sił w kołach ─ tak naprawdę nie zdziwiłby się, gdyby kichał na zielono przez najbliższe dwa tygodnie, a biorąc pod uwagę to, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że zeżarł trochę tego brokatu, pewnie wystarczy poświecić nazajutrz latarką w sedes, żeby w łazience zrobiło się disco.
Dzięki, w lewym uchu miałem mniej pomarańczowego niż w prawym. Dobrze, że bilans się wyrównał. ─ sarknął, po czym kaszlnął, aż z jego twarzy podniósł się czarny dym.
„Odwdzięczam się za tamto.”
„Jay.”

Chester aż powstrzymał kolejne spazmy swoich płuc i podrażnionej śluzówki nosa, słysząc, że będą dymy. Uniósł piwne oczy, a brwi podjechały mu pod samą linię włosów, gdy zobaczył, że pan Sunzcośtam postanowił ryzykować życie dla rewanżu za… właściwie za co? Za bijatykę na worki z proszkiem czy za inny karygodny czyn ze strony Grimshawa, którego riverdale’owa radiostacja newsów nie widziała? Zresztą, zastanawianie się nad taką trywialną rzeczą było stratą czasu, zwłaszcza, że zaraz posypią się zęby. Co jak co, ale nie można odmówić Azjacie jaj lub głupoty (niepotrzebne skreślić), że za cel zaczepek obrał sobie tego zimnego skurwysyna. „Oh no, he’s deeeeaaad.”
Zdumiewające było to, z jaką lekkością Ryan cisnął nieznajomym. To był zdecydowanie dzień pełen cudów. Nie dość, że damska wersja wiedźmina nabrała ciepłych kolorów, to w dodatku Grimwshaw nie połamał kości człowieka, który ewidentnie prosił się o nastawienie chrząstki w nosie. I Chess zmienił narodowość z irlandzkiej na nigeryjską w mniej niż minutę, Michael Jackson może mu…
Potrzebuję kurczaka teriyaki w swoim życiu. ─ opadł prawie bezwładnie na wózek.
Sunzhong Huang
Sunzhong Huang
Fresh Blood Lost in the City
Odpowiedź na zadane takie proste pytanie, strasznie mu się dłużyła. To było najprostsze pytanie jakie może być, ludzie! Gdy tak stał miał ochotę krzyczeć wewnętrznie. Czyżby Kanadyjczycy albo ludzie pochodzący z Europy potrzebują tak długiego czasu na odpowiedź? Chyba tak. Za tym świadczyła obecna sytuacja. Aż w pewnym momencie miał ochotę stworzyć swój stereotyp  na temat Europejczyków. Ale szybko pozbył się tej myśli, bo jego wzrok uciekł w stronę kobiety z srebrnymi włosami. Po jej spojrzeniu  mógł wywnioskować, że za chwilę ma się coś tutaj zdarzyć, ale nie wiedział co. Czyżby to towarzystwo ukrywało coś przed nim i przed otaczającym ich festiwalem kolorów? Osobę z skłonnościami do natychmiastowego zaczynania bójek o byle co? Kto wie.
Następnie zerknął na chłopaka z odrostami. Od niego otrzymał… No właśnie, co otrzymał?
Otrzymał ostrzeżenie, jakby próbował coś wyryć w jego głowie, jakby miał stąd sobie iść, a raczej uciekać, bo zrobił coś złego. Tylko co? Zilustrował tamtą dwójkę jeszcze raz, a następnie szybko spojrzał na szarookiego. A czyli to o niego chodzi, a raczej pewnie jego osobowość.
Wykonał krok w tył, a następnie drugi. Jego przeczucie nadal stawało się coraz silniejsze, że ma być coś złego. Trochę mu ulżyło, że Winchester próbował swojego znajomego powstrzymać od tego co pewnie ma zamiar zrobić.
To prawa, że to w pewnym stopniu hamowało szarookiego przed zaczęciem bójki, ale początkowych kroków nie mógł powstrzymać, czyli dobranie się za jego ubrania i mierzenia go wściekłym wzrokiem. Czuł to nie jeden raz, a raczej widział, kiedy jego brat brał udział w bójce. Na całe szczęście na taką okazję był przygotowany. W międzyczasie wolną rękę schował za plecami, a dłoń uformowała się w pięść. Ubezpieczył się na wszelki wypadek, jakby faktycznie miałoby dojść do bójki.
W końcu ta przepychanka skończyła się na odepchnięciem go siłą. Cofnął się parę kroków pomagając sobie rękoma, żeby nie stracić równowagi. Kiedy po wycofaniu spojrzał jeszcze raz na szarookiego, to z jego strony otrzymał odpowiedź. Odzew był negatywny. Dobra. Szybko przemyślał to co zrobił wcześniej i to było owocem negatywnych skutków.
- Dobra. Chyba przyszedł na mnie czas. Żegnam miłe towarzystwo – odwrócił się na pięcie i poszedł w swoją stronę. W międzyczasie zadzwonił do niego telefon, więc odebrał go i zaczął swobodnie rozmowę jakby nic się nie wydarzyło. Ale kto wie co kryje jego umysł. Co myśli to tej sytuacji, w której pewnie wróciłby z złamanym nosem. Nie wie tego nikt, ale na przyszłość do takich ludzi, takiego kalibru będzie inaczej podchodził.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Plotki rozchodziły się szybko i ludzie zaczynali między sobą szeptać o tym dziwnym wydarzeniu, które miało miejsce na dzisiejszym festiwalu. Nie potrzebowali dodatkowej uwagi, a srebrnowłosa naprawdę miała coraz bardziej dość tego tłumu, chociaż gdzieś w głębi duszy ta iskierka chaosu tliła się w ukryciu. Spod przymrużonych powiek spoglądała to na Ryan'a, to na obcego Azjatę, czekając aż przyjaciel wytłumaczy dzieciakowi, że nie startuje się do większych od siebie... A tym bardziej do większych od siebie skurwieli.
______Miał szczęście.
______Kiedy Grimshaw pokrótce wytłumaczył Azjacie co i jak, a sam zainteresowany został cofnięty siłą o kilka kroków, Arda wzruszyła ramionami:
______— Ups. — wydarło się beznamiętnie z jej ust. Jej reakcja nie różniłaby się wiele, gdyby obcy dzieciak wylądował tyłkiem na jezdni ze złamanym nosem. To naprawdę nie był jej problem. Krótkie show skończyło się w okamgnieniu, a Arda odwróciła się tyłem do nieznajomego. Przeleciała spojrzeniem po twarzach znajomych, po czym przytaknęła na propozycję Ryan'a. Kiedy Chester rzucił coś na temat kurczaka w sosie teriyaki parsknęła pod nosem, przysuwając się do wózka i opierając się przedramieniem o jego rączkę. Zerknęła z góry na kolorową fanaberię, jaką stał się młody Heachthinghearn:
______— Wpierw musisz sięgnąć do lady. — powiedziała nad wyraz spokojnie, chociaż w tęczówkach błyszczały złośliwe iskry. Gdyby ktoś postronny stał obok to pewnie oburzyłby się w głos, jak to niewychowana była panna Rovere i jakże można się tak znęcać nad biednym inwalidą. Ups... Wyprostowała się po tej krótkiej uwadze, opierając delikatnie dłoń o to samo miejsce co wcześniej. — Chodźmy, zanim ten tłum zaś wpadnie na jakiś genialny pomysł. — Biorąc pod uwagę, że jezdnia była zajęta przez bawiący się tłum, szybciej przecisną się bokiem chodnika. Arda skinęła głową na resztę, chcąc jak najszybciej zejść ze świecznika. Pchnęła też lekko wózek Chester'a, jak gdyby zachęcając go, by jechał pierwszy. W końcu chorym się ustępuje!
Jackdaw
Jackdaw
Fresh Blood Lost in the City
Gdy można się było pokazać - trzeba się było pokazać. A zabawa za darmo tym bardziej brzmiała jak coś w guście Northa. Nic dziwnego, że postanowił przytargać swoje cztery litery na festiwal kolorów, gdzie momentalnie podczepił się do jakiejś randomowej dziewczyny przy wejściu, która z wielką uciechą postanowiła rzucić w jego białe włosy różowym proszkiem. I nawet jeśli chętniej wbiłby jej w obecnej chwili nóż w oko, tak po prostu zaśmiał się jak idiota udając że niezwykle go to bawi.
To było wystarczające.
Ogólnie miałam się spotkać z moją znajomą Sharon. Wiem, że gdzieś tu jest, ale rozładował mi się telefon, więc kompletnie, no totalnie nie ma szans, żebyśmy się znalazły, bo zobacz ile tu jest osób...
Mogę ci pożyczyć swój — zaoferował się uprzejmie, przeklinając moment w którym stwierdził że przyjście tu było dobrym pomysłem. Dziewczyna trajkotała od piętnastu minut nawet na chwilę nie przerywając swojego wywodu. W dodatku już po kilku zdaniach dowiedział się, że była zwykłą studentką która ledwo wiązała koniec z końcem i żyła na słoikach od rodziców z Toronto. Nawet jeśli miała całkiem śliczną twarz, nie była dla niego kompletnie nic warta, gdy tylko zorientował się że niczego z tego nie wyniesie.
Och nie, nie ma potrzeby i tak nie pamiętam jej numeru telefonu, więc na niewiele by się to zdało hihi!
Szlag.
Może napiszemy do niej na facebooku? — zapytał z niedosłyszalną dla towarzyszki nutą nadziei w głosie.
Hmm... to mogłoby się udać — a więc pojawiło się światełko w tunelu. Przystanęli na poboczu wpisując w wyszukiwarkę "Sharon Hale". Przescrollowanie przez wszystkie propozycje zajęło im nieco dłuższą chwilę, ale w końcu się udało. W momencie gdy wewnątrz zaczął cicho triumfować, momentalnie zrzedła mu mina.
Och no tak, zapomniałam że zmieniła ustawienia prywatności po tym jak ten psychopata Scott zaczął ją nękać jak zerwali. Mówię ci, koleś nie z tej ziemi, jakiś TOTALNY pojeb. Wyobrażasz sobie, że dziewczyna z tobą zrywa - no bo serio nie znaczy nie, co nie? - a ty dalej za nią łazisz, wypisujesz na mediach społecznościowych i oh my god, poważnie, próbował nawet grać jej serenady pod oknem. Like I don't know kto w ogóle robi coś takiego, przecież to totalnie, TOTALNIE żałosne.
No totalnie — zgodził się z dziewczyną, czując że jeśli usłyszy słowo 'totalnie' jeszcze z dwa razy to kompletnie straci panowanie nad sobą i popełni samobójstwo rzucając się pod jedną z przejeżdżających platform.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach