Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
First topic message reminder :

zakończenie - Wielka Sala [ZAKOŃCZENIE ROKU SZKOLNEGO] - Page 7 SBpng_snpqhhw

Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.

Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Jaka cnotka, jeju. ─ mówiąc z głową na jego ramieniu nadął poliki. O nie, tak łatwo nie dawał się odsunąć od niego, objął ramionami jego, nie chcąc się oddalać od swojej ofiary molestowania seksualnego. ─ Pheh, udajesz, tak naprawdę się cieszysz, bo mnie kochasz. ─ mruknął, łypiąc na niego równie złośliwie i zarechotał, przylegając do niego mocniej, jakby bardziej się w ich pozycji dało.
A wtedy zerknął w stronę sceny wieść o tej “najciekawszej części”. Dostanie wreszcie świadectwo i fru do domu? I przy okazji zmacać Valentino, jak ten wstanie?
Jednak nie. Za to zapowietrzył się nieco, gdy się okazało, że Riley dostał stypendium! W czaszce obiło mu się tylko: “O matko, jak one szybko rosną..”, normalnie będzie musiał to oblać  ekipą, nie ma innej opcji. Nagle w Chestera wstąpiło szczęście, zupełnie pominął swoim umysłem kwestię tego, że prawdopodobnie w ten sposób jego najlepszy kumpel, dzięki któremu zdał w tym roku (i zresztą nie pierwszy raz mu pomagał nie tylko w sferze szkolnej), stoi przed obliczem wizji zmiany klasy. Przecież stypendialni farciarze byli w A.
I w momencie, w którym usłyszał nazwisko Elizki, stwierdził, że rzeczywiście to dobry dzień. Fajnie, że ją wyróżnili! Aczkolwiek gdy sekundę potem usłyszał swoje nazwisko i podczas gdy reszta uczniów zaczęła klaskać nieśmiało, jak w przypadku innych wyróżnień, Chester jako jedyny zaczął śmiać się na całe gardło jak psychopata, bo chyba ktoś tu złe imię odczytał. Może ma klona w tej szkole!
HAHAHAHAHAHAHA! OMG! Hahahahahahahah! ─ zaczął rżeć, odsuwając się nieco od chłopaka i łapiąc się za brzuch, no prawie zjechał z wózka.
No to czas po świadectwo. Oczywiście, zgodnie z obietnicą, nie omieszkał nie sprawdzić sprężystości pośladków pana Lague swoją wszędoylską ręką, choć był świadom zagrożenia oberwania w pysk.
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Chociaż czarnowłosy nie udzielił jej żadnego komentarza, dziewczyna mogła zauważyć, jak machinalnie uniósł wzrok do góry, jakby właśnie zwracał się do opatrzności – Za co? – nawet jeśli nie odznaczał się głęboką wiarą w siły wyższe. Najwidoczniej nie podzielał jej zdania w kwestii nudy. Bynajmniej nie było w tym nic dziwnego – od początku nie podzielał żadnego jej zdania. Koniec końców mogła uznać, że większość takich przypadków było kwestią czystej złośliwości albo niechęci do przegrania jakiegoś niewypowiedzianego zakładu, w którym zgoda między sobą oznaczała przegraną.
Założył ręce na klatce piersiowej w dość oczywistej oznace odcięcia się i w milczeniu obserwował prowadzącego. Wiedział, że przyszedł tutaj ze względu na uroczystość, a nie możliwość integracji z innymi tuż przed wakacjami, podczas których Noah nie wróżył sobie częstych wypadów na organizowane imprezy, na których mógłby spotkać wiele znajomych twarzy. Wygładził palcami podwinięty rękaw koszuli, wierząc, że dzięki temu zbierze w sobie więcej cierpliwości do wysiedzenia w tym mało strategicznym miejscu.
„I nie byłoby mnie tutaj.”
Same plusy.
Zerknął na nią z ukosa, uparcie nie otwierając już ust. Zresztą upomnienie Liama dość szybko dotarło do jego uszu, jednak w odpowiedzi uniósł nieznacznie rękę i wykonał nią niedbały gest, którym dał mu do zrozumienia, że nie ma sprawy albo że ma przestać się spinać – ciężko było zinterpretować co właściwie miał na myśli, gdy bez wyrazu zerknął na chłopaka siedzącego obok.
Gdy przyszła pora na odebranie świadectwa, bez ociągania podniósł się z miejsca, już nawet nie spoglądając w stronę Winter, która w każdej chwili mogła go zaczepić. Specjalnie ruszył w przeciwną stronę, by przypadkiem nie musieć jej wymijać. Kolejka po dyplomy szła o tyle sprawnie, że szybko mógł wrócić na miejsce, jednak tłok na sali zrobił swoje, a uczniowie, którzy zdążyli już odebrać dokument, wprowadzali niemały zamęt, szukając swoich znajomych. Chociaż za wszelką cenę próbował przedrzeć się do wolnego miejsca, w chwili, gdy postanowił zerknąć na wypisane oceny, ktoś obił się o niego ramieniem, sprawiając, że chłopak mimowolnie cofnął się do tyłu. Sarknął coś pod nosem, gdy i jego plecy nie uniknęły zderzenia z kimś, kto niefortunnie znalazł się za nim. Raptownie zatrzasnął teczkę i obejrzał się za siebie przez ramię. Dostrzeżenie osoby, którą miał za sobą wymagało opuszczenia wzroku znacznie niżej, a wychwycenie znajomej twarzy przypomniało mu, że przypadki potrafiły chodzić parami.
Yoru.
To ty ― mruknął i trzeba przyznać, że nie brzmiało to jak „przepraszam”. Przewodniczący zaraz odkaszlnął, przysłaniając usta pięścią i rozejrzał się po sali, usiłując wyłapać w tłumie winowajcę tego zdarzenia. Niestety było już o kilkanaście sekund za późno. ― Niektórzy nie potrafią uważnie patrzeć, gdzie idą. Sama rozumiesz.
Gabriel E. Walsh
Gabriel E. Walsh
Fresh Blood Lost in the City
Wysłuchał resztę nowinek od pana założyciela, na twarzy mając wymalowaną raczej posępną minę. Fakt przyszycia loga do ubrania wciąż nie dawał mu spokoju. Będzie musiał skontaktować się z matką i jej przekazać tą informację, niech załatwi sprawy z ciuchami najlepiej od razu. Po wakacjach jeszcze nie będzie miała czasu i co wtedy? Będzie zmuszony chodzić w nieregulaminowym stroju, a prefekci za pewne tego ot tak sobie nie zlekceważą. Szkoda byłoby nałapać sobie problemów na trzecim roku, gdzie już tylko jeden będzie dzielić go od ukończenia szkoły.
Spojrzał swoimi szmaragdowymi ślepiami na Mercury'ego. Przyłożył palce do nozdrzy, lekko masując sobie właśnie te okolice. Poprawił chudymi palcami grzywkę, na tyle żeby nie wpadała za okulary. Ugh.
- Jak masz ważniejsze sprawy do roboty, to nie zostawaj. Ale wiedz, że jestem pamiętliwy i na sms'a nie będziesz miał co liczyć przez wakacje.
Groźba? Można to za coś takiego przyjąć. Co prawda Merc pewnie się tym nawet nie przejmie, bo co go obchodził jakiś sms od kolejnej osoby. Ale to było straszne dla Gabe'a! Bo jak to tak nie podzielić się jakimiś wieściami z przyjacielem? Na pewno z wielką chęcią wysłałby mu kilka zdjęć ze swoich wycieczek, czy podbojów świata muzycznego.
Kiwnął głową z lekkim uśmiechem na słowa Saturn'a. Chciał już się zaśmiać, bo ta sytuacja wyglądała dla niego dość komicznie. Jak jeden bliźniak drugiego musiał dźgnąć łokciem i poinstruować, że jednak zostaną i posłuchają kilku utworów, które przygotował Walsh. Wtedy już sobie poszli, zostawili czarnowłosego samego. Nie miał więc nic ciekawego do roboty, wstał z krzesła i powędrował za resztą. Po odbiór świadectwa, a potem ustawił się grzecznie do zdjęć, stając w miarę możliwości gdzieś obok Saturn'a. Po wszystkim przecisnął się między ludźmi i pospiesznie wybiegł z sali. Czas przygotować się do koncertu.

z.t
Candy Vonneguth
Candy Vonneguth
The Jackal Child of Chaos
W końcu nastał upragniony koniec dla wszystkich, jeszcze tylko musiano dodać parę słów od siebie i przedstawić wyniki. Jakoś nieszczególnie zdziwiło ją to, że jej rocznik zajął drugie miejsce z tyloma wzorowymi uczniami na czele. Oczywiście klasa B nie była zbyt pochlebiana i nawet by nie zaprzeczyła, jeśli ktoś powiedziałby, że po części to jej wina. W końcu zazwyczaj to ona potrafiła robić największe zamieszanie na lekcjach, jak i między nimi.
Nie widziała natomiast sensu w pójściu specjalnie do klasy, aby ostatni raz spojrzeć na te wypieszczone buźki dzieciaków z bogatych rodzin, czy po prostu fatygować się akurat tam, żeby pożegnać się z nauczycielem. Mogła zrobić to równie teraz, choć na pierwszy rzut przychodziła zupełnie inna sprawa, która raczej nie da jej tak szybko spokoju.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem Travitzie, mając właśnie taki plan, ale nie będąc bezczynnie siedzieć czy stać w miejscu. W momencie, kiedy chłopak ruszył do klasy, ona sama podniosła się z miejsca i odszukała wzrokiem jednego z profesorów. A mianowicie – Grey’a. Wyrzuty sumienia chyba z tamtą lekcją angielskiego będą prześladować ją do chwili, kiedy faktycznie za nią nie przeprosi. I to miała zamiar zrobić teraz. Skoro wszyscy rozeszli się bardziej po sali, wykorzystała ten moment aby podejść i go zaczepić, lekkim pociągnięciem za rękaw.
- Przepraszam, mogę z panem na słówko? – spytała wpierw, bo jednak nie chciała mu zbytnio przeszkadzać, jeśli był zajęty czymś innym. Po tym odeszła kawałek na bok, coby nie rzucać się za bardzo z tym wszystkim w oczy i przeszła do rzeczy. – No więc, ja chciałam pana przeprosić za tę gumę i w ogóle za to, że przez cały rok byłam okropną uczennicą. Głupio to wyszło, a naprawdę nic do pana nie mam, nawet był pan jednym z tych nauczycieli, których w ogóle lubiłam. – powiedziała szczerze od siebie, a potem sięgnęła do swojej torebeczki, wiszącej na ramieniu, otwierając ją i wyciągając z niej mały bukiecik z lizaków. – Proszę, to dla pana. Mam nadzieję, że chociaż to osłodzi panu wspomnienia ze mną. – dodała, wręczając jednocześnie Christianowi ten skromny upominek.
Anonymous
Gość
Gość
- No nie wiem kto cieszyłby się z bycia obmacywanym w miejscu publicznym. – zauważył, unosząc jedną z brwi ku górze, gdy zobaczył, że Chester raczej nie ma zamiaru tak po prostu zostawić go w spokoju. W takim wypadku postanowił jakoś nie zwracać na to wszystko uwagi i grzecznie wyczekać na moment, w którym chłopak sam zdecyduje się odsunąć. Albo raczej chwila będzie tego wymagać.
I zbyt długo nie musiał nawet czekać, ponieważ zostało wspomniane o rozdaniu świadectw i rozejściu się po nie do odpowiednich klas. No, była jeszcze kwestia wymienienia osób wyróżniony i musiał przyznać, że był trochę zaskoczony usłyszeniem tak znajomego nazwiska, że to aż nieprawdopodobne.
- Uspokój się. – zganił go, wbijając mu jeden z łokci z bok, wywracając przy okazji oczami. Czasem ciężko mu było uwierzyć w to, że widział w nim coś, czego inni nie dostrzegali i to powodowało, że dawał radę wytrzymać z nim dłużej niż kilka minut.
Z cichym westchnięciem podniósł się, kiedy przyszła pora na odebranie swojego świadectwa, mając zamiar zrobić to w miarę szybko i sprawnie. Chester jak zwykle miał inne plany co do tego. Spojrzał na niego z wyrzutem, kiedy został złapany za tyłek, dając mu następnie porządnego pstryczka w czoło, coby nie myślał, że ujdzie mu to płazem. Po ominięciu tej uporczywej przeszkody ruszył w odpowiednią stronę, bez komentowania zachowania chłopaka. A przynajmniej nie zamierzał robić tego na głos.
Winter Blythe
Winter Blythe
Fresh Blood Lost in the City
Ciężko było nie zauważyć znaków, jakie wyraźnie starał się jej przekazywać. Zwłaszcza, jeżeli non stop zerkało się w jego kierunku, oczekując... no właśnie. Oczekując jakiejkolwiek odpowiedzi. Mimo tego, że lekki uśmieszek uparcie nie schodził z twarzy blondynki, zacisnęła mocniej zęby, gdy zerknąwszy na nią z ukosa, nie uraczył jej ani jednym słowem. Cholerna niemowa. Przeszło dziewczynie przez myśl, w momencie, w którym usłyszała pytanie Liama. Wychylając się nieznaczne w stronę drugiego kolegi, ona również uniosła jedną z dłoni, dając mu tym samym do zrozumienia, że przyjęła do wiadomości to, czego oczekiwał.
Sorry. ─ rzuciła krótko, ponownie opierając się o oparcie krzesła i po chwili wyjątkowej ciszy, jaka zapanowała, już-już ponownie miała się odezwać, raz jeszcze wracając oczyma do siedzącego obok Noaha, kiedy ten raptownie podniósł się z miejsca. Przez pewien moment obserwowała jego znikające wśród uczniów plecy, jak gdyby za chwilę miała za nim podążyć, jednak nawet tak zaparcie nastawiona osoba, jaką była, potrafiła w stanie zrozumieć, że sytuacja w istocie wyglądała na przegraną. Nie to, żeby się jakoś szczególnie zniechęciła, bo nie. Pędzenie za nim w tłum ludzi byłoby bezsensowne. Dziwnym trafem, po każdej nieudanej próbie zaczepki, ukłucie porażki nie dawało jej spokoju. Było to jednak tak niesprecyzowane uczucie, że po prawdzie sama do końca nie była przekonana, czego dotyczyło. Czy rzeczywiście chodziło tylko i wyłącznie o kolejne niepowodzenie, czy może jednak... może zwyczajnie głupio wierzyła, że wcześniej czy później coś się w ich sprawie zmieni?
Wstając ostatecznie z zajmowanego przez siebie miejsca, ruszyła za klasą, raz po raz mimowolnie rozglądając się dookoła, jednakże sylwetka, której świadomie szukała, skutecznie zniknęła z pola widzenia Winter - przynajmniej do czasu, bowiem jak się później okazało, czarna czupryna chłopaka mignęła jej przed oczyma, gdy znalazła się bliżej nauczyciela. Nawet jeśli niekiedy zbyt pochopnie dawała ponieść się emocjom, które przyćmiewały główny z założenia powód, dla którego w ogóle zdecydowała się zbliżyć do kogoś tak niedostępnego jak Hatheway, notorycznie pozbywała się podobnych myśli - szybciej, niżeli w ogóle zdążyły się pojawić. To, że interesowały ją jego pieniądze, było jedną sprawą, ale że czarnowłosy najnormalniej w świecie podobał się Blythe, było z kolei drugą - odrobinę komplikującą całość.
Wpadając po drodze na znajome twarze, doczłapała się do końca kolejki, odebrała świadectwo i... wróciła na poprzednio zajmowane krzesło, przy okazji zamieniając kilka słów z osobami, które napatoczyły się przy jej boku.
Z góry na dół obrzucając spojrzeniem trzymany w ręku papier, mogła spokojnie zacząć odliczać minuty, jakie dzieliły ich wszystkich od wyczekiwanego opuszczenia sali.
Anonymous
Gość
Gość
Odstrzelony jak choinka w Boże Narodzenie... Wróć. Po prostu schludnie ubrany, adekwatnie do uroczystości bo mimo wszystko na zakończeniu roku należało wyglądać przyzwoicie - pojawiłem się w Wielkiej Sali. Z 'drobnym' poślizgiem, na sam prawie koniec uroczystego pożegnania. Starałem się nie rzucać za bardzo w oczy bo jeszcze by mnie jakiś belfer zgarnął za absencję, która przy mojej pozycji vice przewodniczącego klasy była wręcz nietaktowna w takiej sytuacji i przemknąłem się cichcem przez tłum uczniów niknąc w gronie starszego rocznika. Nie, nie pomyliłem klas ewidentnie kogoś szukałem. Chociaż przy wzroście Freya... Cóż, od początku wiedziałem, że nie będzie to łatwe. Tak, nawet w takiej beznadziejnej sytuacji uśmiechnąłem się do siebie pod nosem nabijając się z niego w myślach. To było silniejsze ode mnie. O! jest! "Przepraszam", "przepraszam", "ups, sorry". Przedzierałem się przez starszaków uważając by nikogo nie pociągnąć chamsko z bara, a gdy wreszcie dotarłem pod scenę do Freya objąłem go znienacka ramieniem częściowo obciążając go swoim własnym ciężarem.
- Ile bym dał byś powtarzał rok... Bylibyśmy wówczas w jednej klasie, wyobrażasz to sobie? - zagaiłem z nienagannym, charakterystycznym dla siebie entuzjazmem. Frey z pewnością podchodził do tej sprawy dużo mniej optymistycznie. Widywalibyśmy się codziennie, często gęsto przez bite 8h niemal bez przerwy. Na wfie byłby ze mną biedny. Nie podzieliłem się z nim jeszcze swoją ekstremalnie 'pilną' wiadomością, po części dlatego bo właśnie dostrzegłem, że chłopak miał towarzystwo. Oczywiście, że miał... Zawsze miał. I przeważnie były to panie. Popatrzyłem więc z uśmiechem na Elisabeth prostując się i posyłając jej krótki, wesoły uśmiech. - Przedstawię się sam bo ta gnida tego nie zrobi. - tu potrząsnąłem lekko ramieniem Freya puszczając je wreszcie i wyciągając tę samą dłoń w stronę dziewczyny. Niby to wbrew savoir-vivre, bo gest ten wykonać winna kobieta, ale... Cóż, nie zwykłem zawracać sobie głowy takimi dyrdymałami. - Boyd Clawerich. -
Yunlei Chen
Yunlei Chen
Fresh Blood Lost in the City
Noga zaszurała po podłodze, gdy uparcie wpatrywała się w założyciela, zupełnie jakby samą siłą woli mogła go zmusić do skrócenia przemowy. Nic takiego się jednak nie stało, ostatecznie musiała więc wysiedzieć do samego końca, gdy nakazano im udać się do wychowawców po swoje świadectwa. Przez chwilę kręciła się jeszcze niepewnie na krześle, dopóki nie dostrzegła wstających bliźniaków. Ze swoim wzrostem i renomą stanowili idealną ochronę dla kogoś takiego jak Yorutaka. Przykleiła się do nich niewidocznie niczym ninja, podążając aż do miejsca, gdzie znajdował się nauczyciel. Nie miała szczęścia. Przez swoje nazwisko była... ostatnia. Podreptała powoli do wychowawcy, podnosząc na niego wzrok. Delikatny, nieco nieśmiały uśmiech jakim obdarzyła mężczyznę szybko został odwzajemniony.
- Gratulacje, Yoru. Mam nadzieję, że utrzymasz swój poziom nauki w przyszłym roku. - kilka kolejnych pochwał, energiczne machanie głową i zapewnianie że da z siebie wszystko. Nie mogła się zdobyć, by dłużej patrzeć mu w oczy, zawiesiła więc wzrok na swoich dłoniach, w które zaraz wsunięte zostało świadectwo. Ukłoniła się nisko parę razy, powtarzając czynność parę razy, nawet gdy cofała się w tył. W końcu znalazła się poza zasięgiem. Odetchnęła z ulgą i spojrzała na trzymany w rękach papier, uśmiechając się do samej siebie. Papa będzie z niej dumny. Odwróciła się w wyraźnie lepszym nastroju niż wcześniej, chwilowo zapominając o czekających na nią pośród tłumów niebezpieczeństwach. Do tego stopnia, że zaczęła cicho nucić pod nosem jakąś wesołą piosenkę, poruszając nieznacznie końcówkami palców i głową podczas chodu. Jak tylko wróci do domu, nagra jakiś cover. Idealnie zakończy swój rok szkolny. Zerknęła na telefon sprawdzając czy nie ma żadnych nowych wiadomości, nie dostrzegła jednak niczego istotnego. Podniosła więc głowę chowając go do kieszeni i... zderzyła się z kimś, kto nagle zatrzymał się tuż przed nią. Tak jej się przynajmniej wydawało. Chcąc nie chcąc, zamachała panicznie rękami próbując zachować równowagę co samo w sobie wyglądało dość komicznie i... upadła na podłogę.
- Oww. - chyba bardziej automatycznie wydała z siebie cichy jęk, niż z faktycznego bólu. Potarła nieznacznie jedną z nóg i błyskawicznie poderwała się na równe nogi, gdy zdała sobie sprawę co się własnie stało.
Zażenowanie momentalnie odbiło się na jej twarzy wraz z pogłębiającym się rumieńcem, gdy zaczęła nerwowo poprawiać kocie uszy na głowie.
- To ty. - rozpoznała głos całkiem szybko, zapominając o wcześniejszym zawstydzeniu, które zostało zastąpione naburmuszeniem.
- No chyba mam imię. Cześć Noah. - zaraz uśmiechnęła się z niejaką ulgą w ten typowo uroczy, szczery sposób, przez który na jakąś sekundę dosłownie zamykały jej się oczy. Jak tym japońskim kotom machającym łapkami. A trzeba było przyznać, że nie był to zbyt częsty widok. Dobrze że wpadła na kogoś, kto przynajmniej nie rzuci się na nią z piskiem i krzykiem.
- Odebrałeś świadectwo? - zapytała z ciekawością zerkając na jego ręce i zabujała się na własnych butach w przód i w tył, zaraz ponownie skupiając uwagę na jego twarzy.
Anonymous
Gość
Gość
No tak - jakby mogło zabraknąć klasycznego podsumowania wyścigu szczurów. Obrzydliwe. Przemknęło mu przez myśl, gdy kolejne roczniki były wymieniane w kolejności takiej, jakiej układały się słupki w exelu. Nawet specjalnie nie ukrywał uczuć związanych z tym całym cyrkiem. Pewnie dlatego zostało mu przydzielone miejsce tak, by specjalnie nie rzucał się w oczy. Właściwie bardziej czuł się, jak w jakimś teleturnieju. Brakowało jeszcze tylko półnagiej kobiety, która opływając w lśniącym konfetti przekazałaby wygranej klasie wielki bilet wycieczkowy formatu A0. Do tego naturalnie światło fleszy, dziki tłum i założyciel oraz dyrektor na tle "złotych dzieciaków". Uroczo. Aż Strikera brały jakieś mdłości. Tym bardziej gdy padło nazwisko Chesstera. Właściwie już zastanawiał się w którym momencie pozwolić sobie na opuszczenie imprezy tak, by przypadkiem nie dać się namówić gronu pedagogicznemu na wyjście do baru "ku chwale edukacji". Doskonale zdawał sobie w końcu sprawę, że tak jak on nie chce z nimi pić, tak i oni nie chcieli z nim, lecz "nie wypada go nie pytać i udawać, że nam zależy go wyciągnąć". Pf, on podziękuje. Ma ważniejsze rzeczy na głowie. Zaraz sobie je wymyśli.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
„Paige.”
Nawet nie zdążył dotrzeć z powrotem do swojego miejsca, gdy palce czarnowłosego pochwyciły jego rękę, zamykając ją w niezbyt silnym, ale wciąż na tyle wyraźnym uścisku, by Hayden zatrzymał się i od razu zwrócił się w jego stronę. Mimowolnie zerknął z ukosa w bok, podążając za wzrokiem Mercury'ego, a kiedy dostrzegł grupkę nauczycieli, w jego oczach pojawiły się ledwo widoczne iskry rozbawienia.
Dbasz o dobry wizerunek, Black? ― rzucił kąśliwie i cmoknął krótko pod nosem, zaraz unosząc kącik ust w łobuzerskim uśmiechu. Pochylił się nieznacznie w jego stronę, jednak zrobił to tylko dlatego, by lepiej słyszeć go pośród wszechobecnego szumu. Wzruszenie barkami było jego pierwszą odpowiedzią na pytanie. Właściwie jeszcze nie zdecydował. ― Jeśli istnieje jakiś dobry powód, dla którego miałbym tu zostać albo zaraz po tym pójdziemy coś zjeść, to może.
Czy istnieje jakiś moment, kiedy nie jesteś głod-- Czy ty go właśnie zapraszasz?
Nie odpowiedział, będąc zbyt zajęty oglądaniem się za siebie przez ramię, gdy tylko zauważył uśmiech na twarzy chłopaka i to, że na chwilę przestał być jego punktem obserwacji. Dostrzegłszy białowłosą w pobliżu, kiwnął nieznacznie głową, zapraszając ją bliżej, chociaż szybko okazało się, że nie potrzebowała wymownych sygnałów, by się przyłączyć.
Już myślałem, że całkiem odizolowałaś się od klasy. Nie przypuszczałem, że wytrzymasz z nami jeszcze jeden rok. ― Machnął teczką ze świadectwem, parsknąwszy krótko pod nosem.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Zauważył jego wzrok.
Przewrócił oczami patrząc na niego z politowaniem, choć nie do końca można było stwierdzić czy była w tym przewaga rozbawienia czy też jakiejś rezygnacji.
- Czasem trzeba. - uciął krótko, nie bawiąc się w wylewne tłumaczenia własnego zachowania. Swoboda z jaką zachowywał się na korytarzach szkoły niekoniecznie musiała przenosić się na salę podczas zakończenia roku, które było wydarzeniem dość mocno oficjalnym. Zwłaszcza, że pojawiał się na nim założyciel.
Rzecz jasna, nie sprawiało to, że zamierzał całkowicie zrezygnować ze swoich zagrywek. Przysunął się bliżej i podniósł wolną rękę ze świadectwem, skutecznie przysłaniając ich twarze przed nauczycielami. Chwycił lekko jego dolną wargę między zęby, zaraz całując go krótko z cwanym uśmiechem.
- Dobry powód? Patrzysz na niego. - kolejny krok zmniejszył odległość między nimi całkowicie, gdy wypuścił jego dłoń i objął go, opierając głowę na jego ramieniu w jakimś leniwym geście, przytykając policzek do boku jego szyi.
- Im bardziej przeciągnę powrót do domu tym lepiej. Jedzenie brzmi świetnie. Choć szczerze chętnie poszedłbym na pokaz sztucznych ogni. Mam ze sobą aparat. - nie żeby było to coś nowego.
No już, Mercury.
Jeszcze chwila.
Chwila minęła, zaczniesz zwracać na siebie uwagę.
Mrugnął powoli, odsuwając się od niego z wyraźną niechęcią i ociąganiem. Zerknął ponownie kątem oka na jego rękę, nie sięgnął po nią jednak, zamiast tego wyciągając telefon, by wstukać szybkiego smsa do Saturna.

Mercury napisał:Gdzie jesteś?
Saturn napisał:Czekam aż skończą.

Podrapał się po boku szyi z cichym pomrukiem i poluzował krawat od garnituru, zaraz wyciągając telefon przed siebie. Przełączenie na przedni aparat nie zabrało nawet kilku sekund, gdy złapał siebie, Alana i Ardę w kadr.
- Uśmiech, Paige. - rzucił szczerząc się do aparatu, odpowiednio eksponując swoje świadectwo.
Hasztag zakończenie roku, hasztag z najlepszymi, hasztag too cool for school.
Cicho tam.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Czekając aż cała klasa ustawi się do zdjęcia, wodził spojrzeniem po całej sali, szukając jakiegokolwiek ciekawego obiektu obserwacji. Gdzieś tam zarejestrował oddalającego się Gabriela i aż westchnął, bo nie zdążył postraszyć młodszego kolegi przed koncertem. Wtedy telefon w kieszeni zawibrował więc czysto automatycznie po niego sięgnął. I bardzo szybko tego pożałował widząc któż postanowił wysłać wiadomość. Nawet rozważał ponowne zignorowanie osobnika, no ale koniec roku i w ogóle, niech się cieszy z odpowiedzi. Drugi sms przyszedł szybko i sprawił, że Clawerich miał ochotę ulotnić się z tego miejsca w trybie natychmiastowym. Szkoda, że nie mógł. Raz jeszcze rozejrzał się po sali, tuż przed tym jak ciężka ręka kuzyna wgniotła go w ziemię. No, nie dosłownie oczywiście. Skrzywił się nieznacznie, zrzucając z siebie ramię Boyda.
- Nie wyobrażam, nawet w najgorszych koszmarach. - Odparł ze spokojem, poprawiając ubranie i prostując się. Obaj dobrze wiedzieli, że nie było najmniejszych szans by Orion powtarzał rok. Ojciec chyba by go powiesił. Zerknął od niechcenia na Boyda, który postanowił przywitać się z Elisabeth. Zmrużył też lekko ślepia, krzyżując ręce.
- Zmiataj do swoich, psujesz zdjęcie. - Wskazał podbródkiem na fotografa, który wciąż czekał aż cała klasa się ustawi. No już Boyd, sio.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Była już zmęczona wszechogarniającym szumem w koło. Ilość uczniów i nauczycieli była przytłaczająca, a Królowa Śniegu nienawidziła rozgardiaszu. Minęła bez słowa grupę nauczycieli, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. Materiał długiej sukni furkotał za nią, gdy szybko dołączyła do swoich dwóch ulubieńców. Słuchała ich w ciszy, a błękitne tęczówki mierzyły wpierw twarz blondyna, następnie czarnowłosego. Stare, dobre małżeństwo... do momentu, aż Merc wyciągnął komórkę i wycelował w nich przedni obiektyw. Nie było co oczekiwać, że Arda się uśmiechnie. Blade, pełne usta zastygły w wyrazie obojętności, acz iskry w akwamarynie zalśniły mocniej. Twarzowe zdjęcie. W sam raz do kroniki morderców bez serca. Ładnych morderców bez serca.
Mirror, mirror on the wall, who is the fairest of them all?
Arda machnęła ręka w stronę Alana na jego słowa:
- I miałabym odpuścić sobie całą radość wywracania tej szkoły do góry nogami? - spytała retorycznie, unosząc brew - Sam wiesz, że księżniczki nie uciekają z zamku. - Co prawda to prawda. O ile zależało jej jedynie na wiedzy, nie przyjaźniach, lubiła chaos. Lubiła patrzeć, gdy inni biegali jak kurczaki bez głowy, a ona miała wszystko pod kontrolą. Zerknęła na świadectwo Alan'a, swojego używając jako wachlarza. Gdzieś w tle coś ktoś burknął z nauczycieli, acz białowłosa zignorowała komentarz. Jej własność, jej wybór. Poprawiła tylko suknię wolną dłonią, jak gdyby puentując niezadowolenie belfera.
- Jedzenie brzmi miło, sama bym się wybrała coś zjeść. Ewentualnie można coś tutaj zamówić, jak tak bardzo chcesz obejrzeć pokaz tych sztucznych ogni. - Starczy jeden telefon, a będą mieli ucztę, że głodne sępy też się najedzą, gdy zostawią resztki na stołach.
Anonymous
Gość
Gość
Uśmiechnąłem się pod nosem gdy kuzyn wyszarpał się spod mego ramienia. Prawdziwy fajter, szacuneczek. Tak, trochę mnie to bawiło.
- To w sumie dobrze... Zaniepokoiłbym się poważnie gdybyś śnił o mnie po nocach. - powstrzymałem się przed ponownym szturchnięciem jego patykowatego ciała w obawie, że jeszcze się rozleci i uniosłem wzrok na wskazane przez niego miejsce. Przyglądałem się chwilę zniecierpliwionemu fotografowi, aż wreszcie cofnąłem o krok i przystanąłem za Freyem najzwyczajniej w świecie ustawiając się do zdjęcia.
- Nikt się nie zorientuje, wyglądam doroślej niż ty. - poklepałem go dłonią po ramieniu w geście 'jestem z tobą kuzynku' i zerknąłem do boku na pozostałych uczniów. Nie zwracali chyba na mnie większej uwagi, podobnie jak i zresztą wychowawca. Zamieszanie wokół samej fotografii i odpowiedniego ustawienia do zdjęcia robiło widocznie swoje. Nachyliłem się dyskretnie do ucha Oriona. - Chcę jedną kopię. - oznajmiłem półszeptem by chwilę później popatrzeć z uśmiechem prosto w migawkę aparatu.
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Szacuneczkiem to on mógł Boydowi nakopać, o. Może i czuł się przy kolegach jak Tyrion, ale Lannister zawsze był genialnym i walecznym dupkiem. That's what i do. I drink and i know things.
- Gdybyś śnił mi się po nocach, wydłubałbym sobie oczy. Plastikową łyżeczką. - I wcale nie ukrywał, że ciśnienie mu się podniosło gdy tylko kochany kuzyn zamiast chociaż raz w życiu posłuchać tego, o co go proszono, to jak panisko ustawia się do zdjęcia. Przesunął dłonią po twarzy w geście wielkiego zrezygnowania. Dzisiaj zdecydowanie nie miał siły użerać się z tym gówniarzem.
- Lecz się. Ta choroba wygląda poważnie. - Westchnął, nie mogąc powstrzymać warknięcia wkradającego się w dotąd spokojny ton. - Dobra, wygrałeś. Idź do swoich później cię znajdę. Raz zrób to o co cię proszę a zgodzę się zagrać jeśli będziesz chciał. I nie, nie na konsoli. - Biała flaga, o. Ewentualnie mógł go jeszcze wypchnąć. Bo ten, nigdy nie lekceważy się gościa grającego na skrzypcach, czy coś.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach