▲▼
Miał właśnie okienko, kiedy snuł korytarze tutejszej placówki. Lekcja, która miała być, ale jej nie było powoli się kończyła, co za tym idzie, że wypadało udać się pod odpowiednią salę, aby być punktualnie na zajęciach. Czy mu się chciało? I to jeszcze jak. Lekcje z astronomii go fascynowały, wręcz je uwielbiał. Więc te zajęcia nigdy mu się nie nudziły i nie znudzą. Wiedział to aż za dobrze.
Nim minął jeden z korytarzy, usłyszał w nim kobiece krzyki. Później słowa, które były oblepione kilogramem jadu. Czyżby jeden z uczniów nie potrafił powstrzymać swoich zachcianek seksualnych? No cóż, nie każdy potrafi wykazać się taktem i inteligencją. Natomiast bukiet jakże "bogatego" słownictwa znał praktycznie na pamięć. Nic tylko wzdychać bezradnie.
Czy tego chciał czy nie, książę udał się w tamtym kierunku, aby wybadać teren. Krzyki i wrzaski stopniowo ucichły, natomiast Amir mógł usłyszeć rozmowę dwójki przyjaciół. Jeden głos był bardzo dobrze mu znany, drugi, cóż, także. W końcu Keir jest rówieśnikiem Amira. Inna sprawa, że młodzieniec przeskoczył jedną klasę. Przyśpieszył nieco kroku, zauważając, co takiego młody mężczyzna trzyma między wargami. Już nie wspominając o bogatym słownictwie chłopaka. Ledwo osiemnaście lat ma, a już zachowuje się jak prostak. Coś nieprawdopodobnego.
Ruchy i kroki Amira były zdecydowane, dominujące, pomimo tego, że był w sumie jeszcze dzieciakiem. Stanął naprzeciw mężczyzny, z ust wyciągając mu szluga. Co z tego, że był niższy od niego? Na pewno miał więcej oleju w głowie niż on. Był tego nawet pewien.
- Nie wiesz, że palenie na terenie szkoły jest niedozwolone? Nawet jeśli nie zamierzałeś tego zrobić, a w to bardzo wątpię, to powinieneś mieć świadomość, że wyciąganie takich rzeczy na terenie tej placówki jest srogo zabronione - ton głosu Amira był dobijając przyszywający, stanowczy oraz oschły. Ale nie krzyczał - mówił ze stoickim spokojem, od góry do dołu przyszywając wzrokiem ucznia, od którego oczekiwał słusznej reakcji. Ale co można rozumieć przez słuszną reakcję? - A Ty... - tutaj spojrzał się na Yonę bardziej stanowczym wzrokiem - Powinnaś uważniej dobierać sobie znajomych - och? Od kiedy jej mówisz co powinna, a czego nie? Oj Amir, Amir.
Reakcja chłopaka była absurdalna, ale przewidywalna. Już nie raz, nie dwa spotkał się z kimś, kto nie darzył go z należytym szacunkiem. Dla niego było to obrazą majestatu, więc nic dziwnego, że mężczyzna nagrabił sobie do tego stopnia, że teraz brud z tutejszych korytarzy będzie wylizywał na błysk. Może to go czegoś nauczy. Jednak nie można przekładać swojej złości na innych ludzi. Wiedział to aż za dobrze, dlatego zewnętrznie zachował stoicki spokój. I pomimo niestosownego języka Keira, czekał aż w końcu skończy. Był na 90% pewien, że dostanie po pysku. Miałby idealny powód dać mu naprawdę brudną robotę - i choć tyle mógł zrobić, to w pełni go to usatysfakcjonowało. Ale został odepchnięty. Szybko złapał równowagę, gromiąc chłodnym spojrzeniem chłopaka. Teraz nie skupiał się na słowach Yony - doskonale je słyszał, ale nie przyszedł tutaj na pogaduszki. Przyjaciel, nie przyjaciel... Konsekwencje z jego niewłaściwego zachowania powinien wyciągnąć. Przynajmniej on wiedział, co było jego obowiązkiem.
- Zamilcz - odparł chłodno do Yony, nawet teraz na nią nie patrząc. Był zły i ona mogła to wyczuć. Dręczyciel natomiast już nie. Westchnął ciężko, poprawiając flanelową koszulę - Przemoc słowna, używki, prawie przemoc fizyczna - zaczął wymieniać na palcach, nie ustępując od swojej stanowczości. W drugiej dłoni ciągle trzymał papierosa, którego wcześniej udało mu się zabrać - Brakuje tu jeszcze dzikiej orgii - odparł, gromiąc beznamiętnym spojrzeniem dzieciaka - Jak dawno składałeś wizytę dyrektorowi? Tydzień temu? - uniósł nieznacznie brew ku górze, zaraz kontynuując swój monolog - W każdym razie jeżeli tamta wizyta na Ciebie nie podziałała, to może ta da Ci więcej do myślenia. Zapraszam za mną, panie Breaker. Jeśli choć trochę masz oleju w głowie i będziesz współpracować, karę powinieneś mieć lżejszą. Jeśli natomiast będziesz stawiać opór, nie zostawisz mi wyboru jak ukaraniem Cię pracami w ogrodzie przez najbliższy miesiąc czasu - tutaj dał czas na reakcje Aurelien'owi, a jeśli Yona próbowała go w jakiś sposób bronić, to z pewnością bardziej to pogorszy niż polepszy jego aktualną sytuację.
Westchnął. Trudno było mu komentować zachowanie dzieciaka. Owszem, pomimo tego, że byli w podobnym wieku, a nawet tym samym, osoba trzecia stwierdziłaby, że Keir zdecydowanie nie zna się na dobrych manierach, już o tandetnym zachowaniu nie wspominając. Mimo wszystko Amir był cierpliwy. Zachował zimną krew, słysząc najgorsze obelgi tego świata, a mógł się założyć, że to tylko zalążek tego, co ten młody mężczyzna potrafi.
A on tylko gromił go chłodnym spojrzeniem, czekając aż skończy. Teraz zastanawiał się, czy to jego głupota czy naprawdę zamiast mózgu pod czaszką miał tylko popcorn. Nigdy nie rozumiał, czym kierowali się tacy ludzie jak oni. Uczuciami, rozsądkiem, trudnymi chwilami? Cholera go wie.
Nie miał ochoty uświadamiać mu tego, jak bardzo zrobił sobie pod górkę. Niemniej jeśli takie życie go usatysfakcjonowało, nie zamierzał w to ingerować. Nie skomentował jego słów - nie mógł znaleźć odpowiednich słów na jego głupotę. Pokręcił jedynie z niedowierzaniem głowę, po raz kolejny cicho wzdychając. Trudno było mu się dostosować do takiego poziomu tej szkoły, sądził, że jest o niebo wyższy. Pozory jednak mylił.
Przed opuszczeniem tego miejsca, zgromił chłodnym spojrzeniem Yonę. Dalej nie rozumiał, dlaczego trzymał z takim plebsem. Udał się za Keir'em, bo oczywiście nie wierzył mu, że grzecznie pójdzie do dyrektora, nawet jeśli nie miał zamiaru go na początku tam prowadzić. Teraz miał dobre podstawy, żeby go tam zaprowadzić.
z/t
Szatnia jak szatnia. No dobra, ta zdecydowanie jest dużo bardziej ekstrawagancka, biorąc pod uwagę fakt, że ufundowało ją Riverdale. Długie rzędy ławek, gwarantują pomieszczenie nawet setki dziewczyn. Istny raj.
Chyba nikt nie powinien się dziwić, widząc w tym obrębie właśnie jego. Mimo że nie miał krągłych kształtów, ani nie potrafił odstawiać na sali wygibasów był niemalże stałym bywalcem w tej części szkoły. Raz, że dość często odbierał stąd Yonę, gdy chciał ją gdzieś wyciągnąć. Dwa, że i tak było to jedynie przykrywką i wykorzystywał ich znajomość, by móc stanąć przed drzwiami do szatni i robić to co teraz.
Praktycznie przed nimi kucać, próbując cokolwiek podpatrzeć przez dziurkę od klucza. Oczywiście nikogo nie dyskryminował. Równie chętnie poglądał Bentley, jak i całą resztę dziewczyn. Zwłaszcza, że to ona miała czym się tutaj pochwalić. Oczywiście z pełnym szacuneczkiem dla ulubionej loszki. Niestety jakiś kretyn dzisiejszego dnia postanowił włożyć do dziurki od klucza... no, klucz. I chuj z podglądania.
- Kurwa jego mać, w dupę ruchany... - przeklinał przez chwilę pod nosem wyraźnie niezadowolony, nim w końcu podniósł się z klęczek i wyprostował, stwierdzając że zostaje mu jedynie jedno rozwiązanie.
Zdecydowanie nie było nim odwrócenie się na pięcie i odejście, by zająć się czymś pożytecznym.
- YONKA SŁOŃCE, PRZYSZEDŁEM CIĘ ODEBRAĆ. - wydarł mordę tak jak zawsze, otwierając z hukiem drzwi od szatni. Może i włożyli klucz, ale całe szczęście ich nie zamknęli. Bo wtedy to już w ogóle byłby grobowiec i kaplica. A tak, zamiast tego otrzymał wspaniałe widoki i istną muzykę dla jego uszu w postaci dziewczęcego głosu.
- WYPIERDALAJ STĄD, BREAKER! - wysokie piski rozbrzmiały zewsząd, gdy jedna z nich rzuciła w niego swoją bluzką, która zawisła na jego twarzy, przysłaniając mu cały widok. Mimo to, nadal szczerzył się jak kretyn, gdy zdejmował ją z głowy, śmiejąc się do samego siebie.
- Szczęśliwy kurwa dzień, od razu dojebała mi prezentem. Dzięki, Maya. - pogłaskał trzymaną w ręce bluzkę drugą dłonią, doskonale rozpoznając obronną cheerleaderkę, która właśnie zasłaniała stanik rękami, uświadamiając sobie, że popełniła błąd. Lubił, gdy popełniały błędy. Nie wiedział tylko, że sam go popełnił, bo laska miała na imię Miriam. Ale kto by je tam spamiętał, to na M i tamto na M. Jeden pies.
***
Chyba nikt nie powinien się dziwić, widząc w tym obrębie właśnie jego. Mimo że nie miał krągłych kształtów, ani nie potrafił odstawiać na sali wygibasów był niemalże stałym bywalcem w tej części szkoły. Raz, że dość często odbierał stąd Yonę, gdy chciał ją gdzieś wyciągnąć. Dwa, że i tak było to jedynie przykrywką i wykorzystywał ich znajomość, by móc stanąć przed drzwiami do szatni i robić to co teraz.
Praktycznie przed nimi kucać, próbując cokolwiek podpatrzeć przez dziurkę od klucza. Oczywiście nikogo nie dyskryminował. Równie chętnie poglądał Bentley, jak i całą resztę dziewczyn. Zwłaszcza, że to ona miała czym się tutaj pochwalić. Oczywiście z pełnym szacuneczkiem dla ulubionej loszki. Niestety jakiś kretyn dzisiejszego dnia postanowił włożyć do dziurki od klucza... no, klucz. I chuj z podglądania.
- Kurwa jego mać, w dupę ruchany... - przeklinał przez chwilę pod nosem wyraźnie niezadowolony, nim w końcu podniósł się z klęczek i wyprostował, stwierdzając że zostaje mu jedynie jedno rozwiązanie.
Zdecydowanie nie było nim odwrócenie się na pięcie i odejście, by zająć się czymś pożytecznym.
- YONKA SŁOŃCE, PRZYSZEDŁEM CIĘ ODEBRAĆ. - wydarł mordę tak jak zawsze, otwierając z hukiem drzwi od szatni. Może i włożyli klucz, ale całe szczęście ich nie zamknęli. Bo wtedy to już w ogóle byłby grobowiec i kaplica. A tak, zamiast tego otrzymał wspaniałe widoki i istną muzykę dla jego uszu w postaci dziewczęcego głosu.
- WYPIERDALAJ STĄD, BREAKER! - wysokie piski rozbrzmiały zewsząd, gdy jedna z nich rzuciła w niego swoją bluzką, która zawisła na jego twarzy, przysłaniając mu cały widok. Mimo to, nadal szczerzył się jak kretyn, gdy zdejmował ją z głowy, śmiejąc się do samego siebie.
- Szczęśliwy kurwa dzień, od razu dojebała mi prezentem. Dzięki, Maya. - pogłaskał trzymaną w ręce bluzkę drugą dłonią, doskonale rozpoznając obronną cheerleaderkę, która właśnie zasłaniała stanik rękami, uświadamiając sobie, że popełniła błąd. Lubił, gdy popełniały błędy. Nie wiedział tylko, że sam go popełnił, bo laska miała na imię Miriam. Ale kto by je tam spamiętał, to na M i tamto na M. Jeden pies.
Ostatnimi czasy cała drużyna wykorzystywała niemal każdy moment, kiedy akurat nie było lekcji, a i nikt nie korzystał z sali gimnastycznej, żeby tylko poćwiczyć. Niby kompleks sportowy Riverdale był wielki jak drobne miasto - no serio, tak jej się to kojarzyło! - ale jednak cheerleaderki upodobały sobie jedno konkretne pomieszczenie treningowe i to właśnie do niego zmierzały najczęściej.
Zresztą, jaki był problem w uśmiechnięciu się do aktualnie prowadzącego tam zajęcia osobnika i wywaleniu go gdziekolwiek indziej? Przecież były grupą atrakcyjnych nastolatek. Kto by im nie uległ.
Tak czy siak, po zakończonym treningu dziewczęta w spokoju przebierały się w swojej szatni, jakby nigdy nic przerzucając między sobą swoje nowiutkie dezodoranty i porównując ich zapachy, oceniając poziom urokliwości czy głupkowatości biustonoszy - tu zdecydowanie królowała jedna z drugoklasistek, Destiny, która szczyciła się sprowadzanymi stanikami ze zwierzęcymi główkami czy wizerunkami postaci z kreskówek - czy też zwyczajnie obgadując facetów. Wszystko było w porządku.
Dopóki ktoś nie zakłócił ich świętego spokoju.
Bentley akurat naciągnęła na tyłek spodnie i zapięła je mozolnie, nim rozległ się wrzask, a tuż za nim nastąpiła seria pisków. Dziewczyna westchnęła głośno, nie musząc nawet rozpoznawać głosu ich intruza i dosłyszeć nazwiska, które wywrzeszczały dziewczyny. Czuła w kościach to, czyją mordę ujrzy, gdy tylko nieco się wychyli. Ledwie narzuciła niezapiętą koszulę na ramiona i, nawet nie kwapiąc się by zabawić się z guzikami, wstała z miejsca.
- No już, rany - mruknęła, nie skrywając swojego niezadowolenia. No halo, ktoś wyrwał ją ze spokojnych, babskich pogaduszek. I jak na złość był to jej najlepszy kumpel. Podeszła prosto do Aureliena i nawet nie zaczekała na jego reakcję. Po prostu wyrwała mu z ręki koszulkę, którą został "poczęstowany" i rzuciła do jej prawowitej właścicielki. - Uspokójcie się. Wszyscy.
Matkująca Yona, cóż za niecodzienny obrazek. Wypchnęła przyjaciela za drzwi i zatrzasnęła je, nim przekręciła klucz w zamku. Nie było już wyjścia. Albo raczej wejścia. Musiał czekać.
Na szczęście niedługo, bo Yona wygrzebała się z szatni już po niecałej minucie i, jak to już bywało w ich środowisku, sprzedała mu porządnego kopniaka w piszczel. Przynajmniej nie było to aż tak bolesne z tych babskich półbucików.
- Popieprzyło cię, Keir?! - dopiero teraz uniosła ton, spoglądając na niego srogo. - One cię w końcu zaskarżą, zgłoszą albo cholera wie, co jeszcze. Zobaczysz. Wylecisz ze szkoły.
Zresztą, jaki był problem w uśmiechnięciu się do aktualnie prowadzącego tam zajęcia osobnika i wywaleniu go gdziekolwiek indziej? Przecież były grupą atrakcyjnych nastolatek. Kto by im nie uległ.
Tak czy siak, po zakończonym treningu dziewczęta w spokoju przebierały się w swojej szatni, jakby nigdy nic przerzucając między sobą swoje nowiutkie dezodoranty i porównując ich zapachy, oceniając poziom urokliwości czy głupkowatości biustonoszy - tu zdecydowanie królowała jedna z drugoklasistek, Destiny, która szczyciła się sprowadzanymi stanikami ze zwierzęcymi główkami czy wizerunkami postaci z kreskówek - czy też zwyczajnie obgadując facetów. Wszystko było w porządku.
Dopóki ktoś nie zakłócił ich świętego spokoju.
Bentley akurat naciągnęła na tyłek spodnie i zapięła je mozolnie, nim rozległ się wrzask, a tuż za nim nastąpiła seria pisków. Dziewczyna westchnęła głośno, nie musząc nawet rozpoznawać głosu ich intruza i dosłyszeć nazwiska, które wywrzeszczały dziewczyny. Czuła w kościach to, czyją mordę ujrzy, gdy tylko nieco się wychyli. Ledwie narzuciła niezapiętą koszulę na ramiona i, nawet nie kwapiąc się by zabawić się z guzikami, wstała z miejsca.
- No już, rany - mruknęła, nie skrywając swojego niezadowolenia. No halo, ktoś wyrwał ją ze spokojnych, babskich pogaduszek. I jak na złość był to jej najlepszy kumpel. Podeszła prosto do Aureliena i nawet nie zaczekała na jego reakcję. Po prostu wyrwała mu z ręki koszulkę, którą został "poczęstowany" i rzuciła do jej prawowitej właścicielki. - Uspokójcie się. Wszyscy.
Matkująca Yona, cóż za niecodzienny obrazek. Wypchnęła przyjaciela za drzwi i zatrzasnęła je, nim przekręciła klucz w zamku. Nie było już wyjścia. Albo raczej wejścia. Musiał czekać.
Na szczęście niedługo, bo Yona wygrzebała się z szatni już po niecałej minucie i, jak to już bywało w ich środowisku, sprzedała mu porządnego kopniaka w piszczel. Przynajmniej nie było to aż tak bolesne z tych babskich półbucików.
- Popieprzyło cię, Keir?! - dopiero teraz uniosła ton, spoglądając na niego srogo. - One cię w końcu zaskarżą, zgłoszą albo cholera wie, co jeszcze. Zobaczysz. Wylecisz ze szkoły.
Łeło, łeło.
Podniesiony przez dziewczyny alarm zdawał się nie do końca do niego docierać, gdy wpatrywał się w idącą ku niemu przyjaciółkę. Rzecz jasna nawet nie próbował udawać, że pamięta o tym, że jej twarz znajduje się wyżej, gdy ujrzał dwa trzęsące się bongosy. Czy on właśnie nazwał jej piersi bongosami? Tak, to właśnie zrobił.
- Wiggle, wiggle, wiggle. - zanucił pod nosem, co w rzeczywistości wcale nie było 'pod nosem'. Właściwie to piosenka poniosła się przez pół szatni. Nie trzeba było mówić, do czego ją dopasował. Niestety szybko został pozbawiony dzielnie zdobytej koszulki, patrząc jak znika w rękach Mayi-Miriam.
- No kurwaaaa. - przeciągnięte słowo wraz z wyciągniętymi przed siebie rękami byłoby zapewne dość komiczne dla kogoś z zewnątrz. Ale na pewno nie dla bandy cheerleaderek, które pewnie tylko marzyły o tym, by pozbawić go w tym momencie życia. Nim zdążył się zorientować, był już wypychany, a jego głośne protesty przeplecione serią przekleństw nie zostały wzięte pod uwagę. Kluczyk w zamku się przekręcił, a po charakterystycznym szczęknięciu mógł co najwyżej cmoknąć klamkę. Momentalnie stracił poprzedni zapał z cichym "Kurwa mać", nim oparł się plecami o ścianę. Potarł czubek nosa wierzchem dłoni, zaraz sięgając do kieszeni. Przez chwilę obmacywał się rękami, nim w końcu dorwał upragnioną paczkę papierosów. Otworzył ją i wyciągnął jednego, wsuwając między wargi. Kretyn jak zwykle totalnie zapomniał o istnieniu czegoś takiego alarm przeciwpożarowy. Już miał odpalać zapalniczkę, gdy niczym burza z pomieszczenia wyleciała Yona.
"Popieprzyło cię, Keir?!"
Papieros wyleciał mu ust wraz z kopnięciem, gdy w towarzystwie głośnego:
- Ała, ała, no Yonka już się nie denerwuj, żyłka ci pęknie, loszka. - w końcu odstawił nogę na ziemię, podnosząc z niej fajka, na którego dmuchnął parę razy, chcąc go oczyścić z kurzu, który mógł się na nim zebrać.
- Zasada pięciu sekund, hehe. - rzucił pozytywnym tonem przypominającym uśmiechającego się do zebry lwa, sekundę przez rozerwaniem jej gardła, zaraz łapiąc go między wargi.
- Nie pizgaj Yonka, będzie gut. Damy radę. - odpalił zapalniczkę, zbliżając ją w stronę papierosa. Ostatni czas na reakcję. Pięć, cztery, trzy, dwa...
Podniesiony przez dziewczyny alarm zdawał się nie do końca do niego docierać, gdy wpatrywał się w idącą ku niemu przyjaciółkę. Rzecz jasna nawet nie próbował udawać, że pamięta o tym, że jej twarz znajduje się wyżej, gdy ujrzał dwa trzęsące się bongosy. Czy on właśnie nazwał jej piersi bongosami? Tak, to właśnie zrobił.
- Wiggle, wiggle, wiggle. - zanucił pod nosem, co w rzeczywistości wcale nie było 'pod nosem'. Właściwie to piosenka poniosła się przez pół szatni. Nie trzeba było mówić, do czego ją dopasował. Niestety szybko został pozbawiony dzielnie zdobytej koszulki, patrząc jak znika w rękach Mayi-Miriam.
- No kurwaaaa. - przeciągnięte słowo wraz z wyciągniętymi przed siebie rękami byłoby zapewne dość komiczne dla kogoś z zewnątrz. Ale na pewno nie dla bandy cheerleaderek, które pewnie tylko marzyły o tym, by pozbawić go w tym momencie życia. Nim zdążył się zorientować, był już wypychany, a jego głośne protesty przeplecione serią przekleństw nie zostały wzięte pod uwagę. Kluczyk w zamku się przekręcił, a po charakterystycznym szczęknięciu mógł co najwyżej cmoknąć klamkę. Momentalnie stracił poprzedni zapał z cichym "Kurwa mać", nim oparł się plecami o ścianę. Potarł czubek nosa wierzchem dłoni, zaraz sięgając do kieszeni. Przez chwilę obmacywał się rękami, nim w końcu dorwał upragnioną paczkę papierosów. Otworzył ją i wyciągnął jednego, wsuwając między wargi. Kretyn jak zwykle totalnie zapomniał o istnieniu czegoś takiego alarm przeciwpożarowy. Już miał odpalać zapalniczkę, gdy niczym burza z pomieszczenia wyleciała Yona.
"Popieprzyło cię, Keir?!"
Papieros wyleciał mu ust wraz z kopnięciem, gdy w towarzystwie głośnego:
- Ała, ała, no Yonka już się nie denerwuj, żyłka ci pęknie, loszka. - w końcu odstawił nogę na ziemię, podnosząc z niej fajka, na którego dmuchnął parę razy, chcąc go oczyścić z kurzu, który mógł się na nim zebrać.
- Zasada pięciu sekund, hehe. - rzucił pozytywnym tonem przypominającym uśmiechającego się do zebry lwa, sekundę przez rozerwaniem jej gardła, zaraz łapiąc go między wargi.
- Nie pizgaj Yonka, będzie gut. Damy radę. - odpalił zapalniczkę, zbliżając ją w stronę papierosa. Ostatni czas na reakcję. Pięć, cztery, trzy, dwa...
Daruj sobie bzdurne komentarze, Breaker.
Pokręciła głową w dezaprobacie zarówno wtedy gdy nucił sobie tak beztrosko cudowną cyckową piosenkę, jak i w chwili wyrzucenia przez niego tego okropnego wulgaryzmu. Dziewczęta właściwie poszły za jej śladem, ostentacyjnie wyrażając niezadowolenie skrzywionymi wyrazami twarzy, pomrukami zniesmaczenia i tego typu reakcjami. Miriam nawet pokusiła się o głośne prychnięcie, które miało oznaczać tyle co "spierdalaj stąd, tępy zboczeńcu". No cóż. Yona z kolei musiała przyspieszyć jego reakcję na ten wymowny gest.
Denerwować się? Przecież ona była oazą spokoju w porównaniu z tym co mogłaby faktycznie odwalić. Słodki chłopiec, sądził, że nosiła ją jakakolwiek irytacja, choć znał ją na tyle długo, że pomimo krzyku wcale nie była na niego wściekła. To była raczej... rezygnacja? Wydęła wargi, jakby w zastanowieniu wywołanym jego słowami, nim w końcu zwróciła uwagę na to, co takiego znalazło się między jego palcami.
Spokojnie, Bentley. Przecież go nie odpalił.
Ale mimo tego przekonania, że nie zrobiłby tego pod szkolnym dachem, uważnie obserwowała każdy ruch jego dłoni. Mimo wszystko podejrzewala, że dałby radę być na tyle głupi i tak po prostu-... no właśnie. Zmierzyła go jeszcze oceniająco, nim rozchyliła usta.
- Nie, nie damy ra-... odłóż to. Kysz - warknęła w końcu, chwyciwszy za nadgarstek kompana i odciągając rękę dzierżącą zapalniczkę od jego twarzy. No chyba nie sądził, że pozwoli mu zapalić na terenie szkoły. W dodatku tuż obok szatni, w której przebierał się jej zaspół. No błagam. Przecież to logiczne, że to one oberwałyby, gdyby do kogoś doszedł nikotynowy dym. Obrzydliwe. Wolną dłonią wyrwała mu zapalniczkę z ręki i wsunęła do kieszeni spodni, kręcąc głową. - Oddam ci jak wyjdziemy - dorzuciła jeszcze iście stanowczym tonem, nim podeszła do stojącej w korytarzyku ławki, którą jęła zaraz grzać swoim szlachetnym dupskiem.
- Co ty tu w ogóle robisz? Nie nudzi ci się dostawanie po głowie od dziewczyn?
Niektórzy nie rozumieli męskiej logiki i tego, że takie dostawanie po łbie potrafiło być przyjemne, kiedy twoim oprawcą była atrakcyjna cheerleaderka.
Pokręciła głową w dezaprobacie zarówno wtedy gdy nucił sobie tak beztrosko cudowną cyckową piosenkę, jak i w chwili wyrzucenia przez niego tego okropnego wulgaryzmu. Dziewczęta właściwie poszły za jej śladem, ostentacyjnie wyrażając niezadowolenie skrzywionymi wyrazami twarzy, pomrukami zniesmaczenia i tego typu reakcjami. Miriam nawet pokusiła się o głośne prychnięcie, które miało oznaczać tyle co "spierdalaj stąd, tępy zboczeńcu". No cóż. Yona z kolei musiała przyspieszyć jego reakcję na ten wymowny gest.
Denerwować się? Przecież ona była oazą spokoju w porównaniu z tym co mogłaby faktycznie odwalić. Słodki chłopiec, sądził, że nosiła ją jakakolwiek irytacja, choć znał ją na tyle długo, że pomimo krzyku wcale nie była na niego wściekła. To była raczej... rezygnacja? Wydęła wargi, jakby w zastanowieniu wywołanym jego słowami, nim w końcu zwróciła uwagę na to, co takiego znalazło się między jego palcami.
Spokojnie, Bentley. Przecież go nie odpalił.
Ale mimo tego przekonania, że nie zrobiłby tego pod szkolnym dachem, uważnie obserwowała każdy ruch jego dłoni. Mimo wszystko podejrzewala, że dałby radę być na tyle głupi i tak po prostu-... no właśnie. Zmierzyła go jeszcze oceniająco, nim rozchyliła usta.
- Nie, nie damy ra-... odłóż to. Kysz - warknęła w końcu, chwyciwszy za nadgarstek kompana i odciągając rękę dzierżącą zapalniczkę od jego twarzy. No chyba nie sądził, że pozwoli mu zapalić na terenie szkoły. W dodatku tuż obok szatni, w której przebierał się jej zaspół. No błagam. Przecież to logiczne, że to one oberwałyby, gdyby do kogoś doszedł nikotynowy dym. Obrzydliwe. Wolną dłonią wyrwała mu zapalniczkę z ręki i wsunęła do kieszeni spodni, kręcąc głową. - Oddam ci jak wyjdziemy - dorzuciła jeszcze iście stanowczym tonem, nim podeszła do stojącej w korytarzyku ławki, którą jęła zaraz grzać swoim szlachetnym dupskiem.
- Co ty tu w ogóle robisz? Nie nudzi ci się dostawanie po głowie od dziewczyn?
Niektórzy nie rozumieli męskiej logiki i tego, że takie dostawanie po łbie potrafiło być przyjemne, kiedy twoim oprawcą była atrakcyjna cheerleaderka.
Ingerencja Prefekta
Miał właśnie okienko, kiedy snuł korytarze tutejszej placówki. Lekcja, która miała być, ale jej nie było powoli się kończyła, co za tym idzie, że wypadało udać się pod odpowiednią salę, aby być punktualnie na zajęciach. Czy mu się chciało? I to jeszcze jak. Lekcje z astronomii go fascynowały, wręcz je uwielbiał. Więc te zajęcia nigdy mu się nie nudziły i nie znudzą. Wiedział to aż za dobrze.
Nim minął jeden z korytarzy, usłyszał w nim kobiece krzyki. Później słowa, które były oblepione kilogramem jadu. Czyżby jeden z uczniów nie potrafił powstrzymać swoich zachcianek seksualnych? No cóż, nie każdy potrafi wykazać się taktem i inteligencją. Natomiast bukiet jakże "bogatego" słownictwa znał praktycznie na pamięć. Nic tylko wzdychać bezradnie.
Czy tego chciał czy nie, książę udał się w tamtym kierunku, aby wybadać teren. Krzyki i wrzaski stopniowo ucichły, natomiast Amir mógł usłyszeć rozmowę dwójki przyjaciół. Jeden głos był bardzo dobrze mu znany, drugi, cóż, także. W końcu Keir jest rówieśnikiem Amira. Inna sprawa, że młodzieniec przeskoczył jedną klasę. Przyśpieszył nieco kroku, zauważając, co takiego młody mężczyzna trzyma między wargami. Już nie wspominając o bogatym słownictwie chłopaka. Ledwo osiemnaście lat ma, a już zachowuje się jak prostak. Coś nieprawdopodobnego.
Ruchy i kroki Amira były zdecydowane, dominujące, pomimo tego, że był w sumie jeszcze dzieciakiem. Stanął naprzeciw mężczyzny, z ust wyciągając mu szluga. Co z tego, że był niższy od niego? Na pewno miał więcej oleju w głowie niż on. Był tego nawet pewien.
- Nie wiesz, że palenie na terenie szkoły jest niedozwolone? Nawet jeśli nie zamierzałeś tego zrobić, a w to bardzo wątpię, to powinieneś mieć świadomość, że wyciąganie takich rzeczy na terenie tej placówki jest srogo zabronione - ton głosu Amira był dobijając przyszywający, stanowczy oraz oschły. Ale nie krzyczał - mówił ze stoickim spokojem, od góry do dołu przyszywając wzrokiem ucznia, od którego oczekiwał słusznej reakcji. Ale co można rozumieć przez słuszną reakcję? - A Ty... - tutaj spojrzał się na Yonę bardziej stanowczym wzrokiem - Powinnaś uważniej dobierać sobie znajomych - och? Od kiedy jej mówisz co powinna, a czego nie? Oj Amir, Amir.
Cóż, Keir był w końcu wyjątkowo tępy. Zawsze powtarzał, że laski to dla niego czarna magia. Nigdy nie potrafił rozróżnić czy taka się cieszy, płacze, denerwuje, a może chce mu urąbać głowę. No bo weźcie, w jednym momencie się uśmiechały, a potem nagle wrzeszczały "JA PIERDOLE KEIR, W OGÓLE MNIE NIE ROZUMIESZ, JESTEŚ TAKI TĘPY!" po tym jak złapał je nie tam gdzie trzeba.
No i był.
I chuj.
Spojrzał na nią zdziwiony, gdy złapała go za nadgarstek. Zabraniała mu palić? No halo. Jego szanse na randkę z którąś z cheerleaderek (tak jakby jakiekolwiek miał) zostały zrujnowane, musiał sobie odbić.
- No Yonkaaa. - zajęczał jak małe dziecko, choć fakt faktem jego niski, zachrypnięty głos nijak do owego jęku nie pasował. Poruszył papierosem w ustach smutno, już mając odpowiedzieć na jej pytanie, gdy znikąd pojawił się jakiś typek, wyciągając mu fajka z ust. Co rzecz jasna w przypadku kogoś takiego jak Keir zostało odebrane jako zaproszenie do bójki.
Prawdopodobnie nawet niewiele myśląc (coś nowego) złapał go za kołnierz, wykrzywiając się z wyraźnym wkurwieniem.
- Pierdoli ci na łeb, koleś? - warknął rujnując wszelkie marzenia wszystkich prefektów o poprawnych reakcjach. Teraz gdy miał szansę przyjrzeć mu się z bliska, stopniowo zaczął go rozpoznawać. Strażnik szkoły, Hagrid Hogwartu. Nie widział go przypadkiem w klasie Yony? Jak on miał na imię? Azir, Azor, Amor... kurwa, coś takiego. Jakieś dziwaczne miano, którego wcześniej nie słyszał. Miał ochotę z miejsca pierdolnąć mu w twarz za dotykanie jego rzeczy bez pozwolenia. I nawet miał zamiar to zrobić, co było widać po mocniejszym szarpnięciu jakim go obdarzył, gdy jego ptasi móżdżek zadziałał.
Było to na tyle dziwne, by zatrzymał się w miejscu nie wiedząc o co chodzi. I zrozumiał, gdy zwrócił się do Yony. Choć wkurwienie sięgało zenitu, skoro dziewczyna go jakoś tam lubiła, mogła się wściec, jeśli Breaker zacznie się z nim tłuc na jej oczach. Co jak przestanie się do niego odzywać?
- Kurwa mać. - odepchnął go od siebie, zdecydowanie nie bawiąc się w delikatność. Każda niepewnie stojąca osoba, jak nic zaliczyłaby właśnie spotkanie z ziemią. Niemniej prefekt nie był najmniejszy i raczej miał swoją siłę, na tyle by utrzymać się na nogach. Keir natomiast wcisnął ręce głęboko w kieszenie i wypuścił bogatą w przekleństwa wiązankę, wyraźnie sfrustrowany, że nie może mu zwyczajnie jebnąć.
Babcia byłaby dumna.
Cóż, poniekąd.
No i był.
I chuj.
Spojrzał na nią zdziwiony, gdy złapała go za nadgarstek. Zabraniała mu palić? No halo. Jego szanse na randkę z którąś z cheerleaderek (
- No Yonkaaa. - zajęczał jak małe dziecko, choć fakt faktem jego niski, zachrypnięty głos nijak do owego jęku nie pasował. Poruszył papierosem w ustach smutno, już mając odpowiedzieć na jej pytanie, gdy znikąd pojawił się jakiś typek, wyciągając mu fajka z ust. Co rzecz jasna w przypadku kogoś takiego jak Keir zostało odebrane jako zaproszenie do bójki.
Prawdopodobnie nawet niewiele myśląc (coś nowego) złapał go za kołnierz, wykrzywiając się z wyraźnym wkurwieniem.
- Pierdoli ci na łeb, koleś? - warknął rujnując wszelkie marzenia wszystkich prefektów o poprawnych reakcjach. Teraz gdy miał szansę przyjrzeć mu się z bliska, stopniowo zaczął go rozpoznawać. Strażnik szkoły, Hagrid Hogwartu. Nie widział go przypadkiem w klasie Yony? Jak on miał na imię? Azir, Azor, Amor... kurwa, coś takiego. Jakieś dziwaczne miano, którego wcześniej nie słyszał. Miał ochotę z miejsca pierdolnąć mu w twarz za dotykanie jego rzeczy bez pozwolenia. I nawet miał zamiar to zrobić, co było widać po mocniejszym szarpnięciu jakim go obdarzył, gdy jego ptasi móżdżek zadziałał.
Było to na tyle dziwne, by zatrzymał się w miejscu nie wiedząc o co chodzi. I zrozumiał, gdy zwrócił się do Yony. Choć wkurwienie sięgało zenitu, skoro dziewczyna go jakoś tam lubiła, mogła się wściec, jeśli Breaker zacznie się z nim tłuc na jej oczach. Co jak przestanie się do niego odzywać?
- Kurwa mać. - odepchnął go od siebie, zdecydowanie nie bawiąc się w delikatność. Każda niepewnie stojąca osoba, jak nic zaliczyłaby właśnie spotkanie z ziemią. Niemniej prefekt nie był najmniejszy i raczej miał swoją siłę, na tyle by utrzymać się na nogach. Keir natomiast wcisnął ręce głęboko w kieszenie i wypuścił bogatą w przekleństwa wiązankę, wyraźnie sfrustrowany, że nie może mu zwyczajnie jebnąć.
Babcia byłaby dumna.
Cóż, poniekąd.
No i jak tu wytłumaczyć debilowi, że nie może czegoś zrobić? Zerknęła na skonfiskowaną mu zapalniczkę w swojej dłoni na chwilę przed tym kiedy ją schowała, nim pokręciła głową. Mogła po prostu zignorować to jęknięcie i w milczeniu już podążyć w kierunku wyjścia ze skrzydła, ciągnąc za sobą przy tym przyjaciela. Byle tylko spełnić tę jego głupią zachciankę, aczkolwiek w przystępnym do tego miejscu, i dać mu odpalić paskudnego szluga. Jak z rozpieszczonym dzieckiem. Albo dostanie to czego chce, albo zacznie z tym swoim repertuarem.
"No Yonkaaa."
"Yooonka."
"Yonka, proooszę."
I zawsze słyszał tę samą, paskudną w swojej cudowności, wypowiedź:
- Wybij to sobie z głowy. Wyjdziemy, zapalisz - bo skoro nie wychodziło za pierwszym razem, postanowiła powtarzać mu to jak małemu dziecku, które nie potrafi zrozumieć słowa "nie". I nawet miała nadzieję na sukces w tej bitwie na słowa czy spojrzenia, ale w kluczowym punkcie programu ktoś jej tak po prostu w tym przeszkodził, wyprowadzając Breakera z równowagi. Zareagowała natychmiast, a jej dłoń wystrzeliła by chwycić za nadgarstek wyższego z chłopców jeszcze kiedy on sam chwytał za tego drugiego. Jak wyuczony odruch o nazwie "Keir, siad".
A kiedy tylko dostrzegła, że potencjalną przyszłą ofiarą jej przyjaciela miałby być akurat sam książę Książę, uścisk jej dłoni stał się jeszcze pewniejszy.
- Keir - syknęła jedynie, pozwalając minie rasowego mordercy nieposłusznych dresów załatwić wszystko za siebie, czekając na słowny atak ze strony Amira. I doczekała się jego krótkiego monologu. Ba! Nawet sama została potraktowana słowną reprymendą, tuż po której drugoklasista się od niego odsunął, tym samym dając dziewczynie znak, że pora zabrać rękę z jego przegubu. Potrzebowała chwili żeby zlustrować obydwu uczniów i ogarnąć sytuację, by w ostateczności westchnąć ciężko i, uniósłszy rękę, pacnąć blondyna w czoło w tym swoim tradycyjnym, karcącym geście, a tuż po tym spojrzeć jeszcze raz na Larsa.
Humpf, znalazł się najlepszy znajomy pod Słońcem.
W sumie, jest księciem, więc ta ironia trochę nie miała sensu.
- To mój przyjaciel - oznajmiła ze skrzywioną miną, choć jej ton wcale nie był tak chłodny jak powinien. Aczkolwiek... nadal nie brzmiał szczególnie przyjemnie. - A jeśli chcesz zwracać mu uwagę, rób to tak żeby cię zaraz nie zatłukł. Obaj się najlepiej uspokójcie.
Zła Yona jest zła. A tych dwóch zaraz będzie mieć przerąbane, jeśli spróbują się dalej gryźć. Albo raczej w ogóle zaczną.
"No Yonkaaa."
"Yooonka."
"Yonka, proooszę."
I zawsze słyszał tę samą, paskudną w swojej cudowności, wypowiedź:
- Wybij to sobie z głowy. Wyjdziemy, zapalisz - bo skoro nie wychodziło za pierwszym razem, postanowiła powtarzać mu to jak małemu dziecku, które nie potrafi zrozumieć słowa "nie". I nawet miała nadzieję na sukces w tej bitwie na słowa czy spojrzenia, ale w kluczowym punkcie programu ktoś jej tak po prostu w tym przeszkodził, wyprowadzając Breakera z równowagi. Zareagowała natychmiast, a jej dłoń wystrzeliła by chwycić za nadgarstek wyższego z chłopców jeszcze kiedy on sam chwytał za tego drugiego. Jak wyuczony odruch o nazwie "Keir, siad".
A kiedy tylko dostrzegła, że potencjalną przyszłą ofiarą jej przyjaciela miałby być akurat sam książę Książę, uścisk jej dłoni stał się jeszcze pewniejszy.
- Keir - syknęła jedynie, pozwalając minie rasowego mordercy nieposłusznych dresów załatwić wszystko za siebie, czekając na słowny atak ze strony Amira. I doczekała się jego krótkiego monologu. Ba! Nawet sama została potraktowana słowną reprymendą, tuż po której drugoklasista się od niego odsunął, tym samym dając dziewczynie znak, że pora zabrać rękę z jego przegubu. Potrzebowała chwili żeby zlustrować obydwu uczniów i ogarnąć sytuację, by w ostateczności westchnąć ciężko i, uniósłszy rękę, pacnąć blondyna w czoło w tym swoim tradycyjnym, karcącym geście, a tuż po tym spojrzeć jeszcze raz na Larsa.
Humpf, znalazł się najlepszy znajomy pod Słońcem.
W sumie, jest księciem, więc ta ironia trochę nie miała sensu.
- To mój przyjaciel - oznajmiła ze skrzywioną miną, choć jej ton wcale nie był tak chłodny jak powinien. Aczkolwiek... nadal nie brzmiał szczególnie przyjemnie. - A jeśli chcesz zwracać mu uwagę, rób to tak żeby cię zaraz nie zatłukł. Obaj się najlepiej uspokójcie.
Zła Yona jest zła. A tych dwóch zaraz będzie mieć przerąbane, jeśli spróbują się dalej gryźć. Albo raczej w ogóle zaczną.
Ingerencja Prefekta
Reakcja chłopaka była absurdalna, ale przewidywalna. Już nie raz, nie dwa spotkał się z kimś, kto nie darzył go z należytym szacunkiem. Dla niego było to obrazą majestatu, więc nic dziwnego, że mężczyzna nagrabił sobie do tego stopnia, że teraz brud z tutejszych korytarzy będzie wylizywał na błysk. Może to go czegoś nauczy. Jednak nie można przekładać swojej złości na innych ludzi. Wiedział to aż za dobrze, dlatego zewnętrznie zachował stoicki spokój. I pomimo niestosownego języka Keira, czekał aż w końcu skończy. Był na 90% pewien, że dostanie po pysku. Miałby idealny powód dać mu naprawdę brudną robotę - i choć tyle mógł zrobić, to w pełni go to usatysfakcjonowało. Ale został odepchnięty. Szybko złapał równowagę, gromiąc chłodnym spojrzeniem chłopaka. Teraz nie skupiał się na słowach Yony - doskonale je słyszał, ale nie przyszedł tutaj na pogaduszki. Przyjaciel, nie przyjaciel... Konsekwencje z jego niewłaściwego zachowania powinien wyciągnąć. Przynajmniej on wiedział, co było jego obowiązkiem.
- Zamilcz - odparł chłodno do Yony, nawet teraz na nią nie patrząc. Był zły i ona mogła to wyczuć. Dręczyciel natomiast już nie. Westchnął ciężko, poprawiając flanelową koszulę - Przemoc słowna, używki, prawie przemoc fizyczna - zaczął wymieniać na palcach, nie ustępując od swojej stanowczości. W drugiej dłoni ciągle trzymał papierosa, którego wcześniej udało mu się zabrać - Brakuje tu jeszcze dzikiej orgii - odparł, gromiąc beznamiętnym spojrzeniem dzieciaka - Jak dawno składałeś wizytę dyrektorowi? Tydzień temu? - uniósł nieznacznie brew ku górze, zaraz kontynuując swój monolog - W każdym razie jeżeli tamta wizyta na Ciebie nie podziałała, to może ta da Ci więcej do myślenia. Zapraszam za mną, panie Breaker. Jeśli choć trochę masz oleju w głowie i będziesz współpracować, karę powinieneś mieć lżejszą. Jeśli natomiast będziesz stawiać opór, nie zostawisz mi wyboru jak ukaraniem Cię pracami w ogrodzie przez najbliższy miesiąc czasu - tutaj dał czas na reakcje Aurelien'owi, a jeśli Yona próbowała go w jakiś sposób bronić, to z pewnością bardziej to pogorszy niż polepszy jego aktualną sytuację.
Normalnie pewnie spuściłby głowę i dostosował się do słów Yonki. Ale nie kiedy ktoś uważał się za chuj wie kogo, rozstawiając każdego po kątach, jakby był jego służącym. Z każdym kolejnym słowem było coraz gorzej. Co więcej nic w najmniejszym stopniu nie zwiastowało, by Keir miał zamiast posłuchać się prefekta, który zamiast zaskarbić sobie jego szacunek, tylko zajmował pozycję coraz bliższą dna.
A niby szacunek dresa zdobyć było całkiem łatwo. Była jednak ta piękna świadomość, że tak jak Keir miał głęboko gdzieś czy prefekt będzie się do niego zwracał w normalny nie-sztywny sposób, tak Amir miał głęboko gdzieś czy Keir darzy go szacunkiem, czy nie. Taki przywilej władzy i podwładnych.
- Za sranie wyżej niż się ma dupę i bycie jebanym złamasem nie ma kar? - zapytał pogardliwym tonem, unosząc brew ku górze. Wyglądało na to, że nie. Nie żeby jakoś specjalnie przejmował się którymkolwiek z jego słów, które wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Zamiast tego podniósł wzrok na sufit, poruszając ustami w ramach parodii szanownego pana prefekta. Ostatecznie zaklaskał ze znudzoną miną.
- Przemowa pierwsza klasa, to musi być jakaś cecha rodzinna, ziomek. Świetna robota. - ziewnął patrząc kątem oka na Yonę, która pewnie właśnie szykowała się do tego, by poprzestawiać mu tą i ową kość.
W końcu westchnął ciężko i wyminął prefekta nie mając ochoty dłużej patrzeć na jego facjatę.
- Trafię sam, ale jeśli zdążyłeś się w ciągu tych kilku minut zakochać we mnie na tyle, by nie móc mnie odstąpić na krok to zapraszam. Tylko bez pedalstwa. Przemoc słowna, używki, prawie przemoc fizyczna, brak tolerancji wobec pedałów. Czekaj dorzucę jeszcze coś rasistowskiego, żebyś miał cały zestaw. Co białego ma murzyn? Białego ma słuchać. Nie ma kurwa za co. - zasalutował poprawiając czapkę na głowie, nim skierował się w stronę gabinetu dyrektora.
zt.
A niby szacunek dresa zdobyć było całkiem łatwo. Była jednak ta piękna świadomość, że tak jak Keir miał głęboko gdzieś czy prefekt będzie się do niego zwracał w normalny nie-sztywny sposób, tak Amir miał głęboko gdzieś czy Keir darzy go szacunkiem, czy nie. Taki przywilej władzy i podwładnych.
- Za sranie wyżej niż się ma dupę i bycie jebanym złamasem nie ma kar? - zapytał pogardliwym tonem, unosząc brew ku górze. Wyglądało na to, że nie. Nie żeby jakoś specjalnie przejmował się którymkolwiek z jego słów, które wlatywały jednym uchem, a wylatywały drugim. Zamiast tego podniósł wzrok na sufit, poruszając ustami w ramach parodii szanownego pana prefekta. Ostatecznie zaklaskał ze znudzoną miną.
- Przemowa pierwsza klasa, to musi być jakaś cecha rodzinna, ziomek. Świetna robota. - ziewnął patrząc kątem oka na Yonę, która pewnie właśnie szykowała się do tego, by poprzestawiać mu tą i ową kość.
W końcu westchnął ciężko i wyminął prefekta nie mając ochoty dłużej patrzeć na jego facjatę.
- Trafię sam, ale jeśli zdążyłeś się w ciągu tych kilku minut zakochać we mnie na tyle, by nie móc mnie odstąpić na krok to zapraszam. Tylko bez pedalstwa. Przemoc słowna, używki, prawie przemoc fizyczna, brak tolerancji wobec pedałów. Czekaj dorzucę jeszcze coś rasistowskiego, żebyś miał cały zestaw. Co białego ma murzyn? Białego ma słuchać. Nie ma kurwa za co. - zasalutował poprawiając czapkę na głowie, nim skierował się w stronę gabinetu dyrektora.
zt.
Ingerencja Prefekta
Westchnął. Trudno było mu komentować zachowanie dzieciaka. Owszem, pomimo tego, że byli w podobnym wieku, a nawet tym samym, osoba trzecia stwierdziłaby, że Keir zdecydowanie nie zna się na dobrych manierach, już o tandetnym zachowaniu nie wspominając. Mimo wszystko Amir był cierpliwy. Zachował zimną krew, słysząc najgorsze obelgi tego świata, a mógł się założyć, że to tylko zalążek tego, co ten młody mężczyzna potrafi.
A on tylko gromił go chłodnym spojrzeniem, czekając aż skończy. Teraz zastanawiał się, czy to jego głupota czy naprawdę zamiast mózgu pod czaszką miał tylko popcorn. Nigdy nie rozumiał, czym kierowali się tacy ludzie jak oni. Uczuciami, rozsądkiem, trudnymi chwilami? Cholera go wie.
Nie miał ochoty uświadamiać mu tego, jak bardzo zrobił sobie pod górkę. Niemniej jeśli takie życie go usatysfakcjonowało, nie zamierzał w to ingerować. Nie skomentował jego słów - nie mógł znaleźć odpowiednich słów na jego głupotę. Pokręcił jedynie z niedowierzaniem głowę, po raz kolejny cicho wzdychając. Trudno było mu się dostosować do takiego poziomu tej szkoły, sądził, że jest o niebo wyższy. Pozory jednak mylił.
Przed opuszczeniem tego miejsca, zgromił chłodnym spojrzeniem Yonę. Dalej nie rozumiał, dlaczego trzymał z takim plebsem. Udał się za Keir'em, bo oczywiście nie wierzył mu, że grzecznie pójdzie do dyrektora, nawet jeśli nie miał zamiaru go na początku tam prowadzić. Teraz miał dobre podstawy, żeby go tam zaprowadzić.
z/t
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach