▲▼
Na ten moment zarówno wolni gapie, jak i dziennikarze zostali zamknięci przed salą konferencyjną i czekają na wpuszczenie do środka. Zapraszamy wszystkich mieszkańców do wzięcia udziału w wydarzeniu. W fazie oczekiwania obowiązuje dowolność postów, możecie prowadzić między sobą dyskusje, krzyczeć, plotkować, cokolwiek chcecie.
Na sali konferencyjnej już od dłuższego czasu panowała napięta atmosfera.
Ekipa odpowiadająca za nagłośnienie, raz po raz testowała przygotowany wcześniej przez urząd miasta podest, wyraźnie chcąc się upewnić, że mikrofon nie nawali w trakcie. Ludzie i tak byli wzburzeni. Zbyt mocno, by móc sobie pozwolić na dodatkowe wpadki.
Dziennikarze tłoczyli się przed jeszcze zamkniętymi drzwiami, choć i tak mieli dużo większy luz niż reszta mieszkańców, która postanowiła pojawić się na miejscu w formie gapiów. Niektórzy zachowywali milczenie oczekując rozpoczęcia, inni z kolei przekrzykiwali się wzajemnie, wznosząc coraz to kolejne oskarżenia, pytania czy żądania. Nic dziwnego, podobne dni zawsze wywoływały całą masę emocji.
Adrien Campbell z trudem utrzymywał opanowaną minę. Doskonale wiedział, że właśnie teraz rozgrywała się ich przyszłość. Wszystko zależało nie tylko od tego jak ubiorą całą tę sytuację w słowa, odpowiedzi, ale i zachowania policji na miejscu. Tego czy dadzą innym mieszkańcom wystarczające poczucie bezpieczeństwa. Czy sprawią, by choć postarali się zawierzyć im swoje życie raz jeszcze. Na ten moment mógł się skupić na tym, na co miał wpływ. Jak na przykład stan psychiczny Kiany, która wspaniałomyślnie zgodziła się w ogóle to przeprowadzić.
— Wszystko w porządku? Czegoś potrzebujesz? Cały czas będę obok ciebie, gdybyś potrzebowała pomocy, po prostu pokaż za podestem dwójkę palcami, a wejdę do akcji — zapewnił ją, wykonując jeszcze demonstrację sygnału na wszelki wypadek. Jakby nie patrzeć, siedzieli w tym wszystkim razem.
Nie mogło zabraknąć i jego. Dla niego anonimowość w sieci była bardzo ważna, ale po prowokującym komentarzu, który rzucił pod postem, z ciekawości na reakcję innych, nie mógł tak po prostu odpuścić tego wydarzenia. Zawód hakera miał tez jedną zaletę: potrafił dostać się do informacji, które normalnie nie miały prawo bytu. Czy to w porannej gazecie albo w samych, wieczornych wiadomościach. O sytuacjach z miasta dowiadywał się najczęściej z nielegalnego źródła, pocztą pantoflową. Najważniejsze było to, aby widzieć co szukać, gdzie i jak.
Nie doszukał się jednak żadnych informacji o tym, czy faktycznie planowany był kolejny atak. Poświęcił więc swoje życie na pojawienie się w tym miejscu, ciekaw tego, co nadejdzie. Podjechał tu samochodem, ale zaparkował z daleka od całego budynku. Całkiem sprawnie znalazł się pośród tłumu, który tak samo jak on, oczekiwał właściwego przebiegu sytuacji. Pytanie, co oznaczało to "właściwy". Każdy miał swoją interpretację i dosłownie każdy oczekiwał jakiś zmian. Ciekawe, czy na lepsze lub gorsze.
Sprawnie przecisnął się przez kilka osób, kątem oka zerkając to na jednego, to na drugiego. Ciekaw tego, jaki typ osób zgromadziło się przed urzędem oraz czego oczekiwali. Nagle wpadł na jedną z osób, Jean Paul Leroux, niby przypadkiem potykając się o własne stopy pośród niewdzięcznego tłumu, który z minutę na minutę niecierpliwił się coraz bardziej.
— Przepraszam bardzo. Nic Panu nie zrobiłem? — spytał specyficznie niskim, lekko zatroskanym głosem, zupełnie jakby naprawdę przejął się tym, że mógł mu zrobić krzywdę lub uszkodzić jego ewentualny sprzęt. Czy nie był przypadkiem dziennikarzem?
— Są takie tłumy, że ciężko swobodnie gdzieś przejść — zagaił, usprawiedliwiając tym samym swoje drobne potknięcie.
Naomi stała przy drzwiach wejściowych do sali konferencyjnej, obserwując uważnie przewijający się tłum dziennikarzy i gapiów.
Ku swojemu ubolewaniu nie udało jej się dotrzeć na spotkanie, podczas którego cała sytuacja związana z internetowym wpisem była omawiana, ale w ramach swoistego zadośćuczynienia zgłosiła się do zabezpieczania wydarzenia. Jej policyjny partner co prawda nie mógł jej dzisiaj wspierać (za to dobitnie stwierdził, że ma poprzestawiane klepki i lepiej niech nie próbuje zgrywać twardzielki), ale zdążyła sobie wyrobić pewne znajomości w zespole antyterrorystycznym, który chętnie przygarnął ją pod swoje skrzydła. Chociaż teraz ich jednostka wyglądała nieco inaczej przez zamknięcia miasta, to jednak wciąż miała się całkiem nieźle. Natomiast nie mogli szaleć z obstawą przy samym urzędzie, żeby nie zrazić gapiów, ale czekali w pogotowiu, gdyby ktoś faktycznie chciał spełnić swoje groźby.
Bezpieczeństwo przede wszystkim, dlatego Naomi zgłosiła się do najbardziej ognistego punktu zapalnego, w którym jednocześnie trzeba było najbardziej pracować nad policyjnym wizerunkiem (co wiązało się z nader ograniczonym ekwipunkiem). Przybrała neutralny wyraz twarzy, czekając na sygnał do otworzenia drzwi, jednocześnie zastanawiając się, czy gdzieś w tłumie znajduje się Black Shooter. Wątpiła w jego osobistą obecność, chyba że jednak postanowi wjechać w budynek ciężarówką wypełnioną materiałami wybuchowymi. Tyle było możliwych scenariuszy, ale może mimo wszystko uda się to rozegrać w miarę pokojowo.
Nie zazdrościła teraz Kianie prowadzenia tej konferencji. Jak na razie ludzie, chociaż się pchali, to jeszcze nie próbowali jej zepchnąć z drogi, ale nastroje tłumu potrafiły być bardzo zmienne. Co jakiś czas spokojnym tonem informowała, że nic nie zapowiada żadnych opóźnień, więc uprzejmie prosi o jeszcze odrobinę cierpliwości, niedługo zostaną otworzone drzwi wejściowe.
Zdenerwowanie Kiany w jakimś stopniu udzielało się i jemu, jednak nie dał niczego po sobie poznać. Mimo napiętej atmosfery potrafił zachować spokojny wyraz twarzy i nie dodawać swoich pięciu groszy do pogorszenia się sytuacji. Wystarczyło, że Kiana chodziła i wyglądała jak kłębek nerwów, ale mimo to i tak wierzył, że podoła zadaniu.
— Tequilę dostaniesz już po wszystkim w nagrodę za dobrą robotę, na te moment mogę zaproponować wodę — powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco. — Niestety na papierosa może być trochę za późno. Lada moment konferencja się zacznie.
Choć mężczyzna zdecydowanie wolałby, żeby nikt nie musiał wychodzić do tych hien dziennikarskich, które wywęszyły okazję do gorącego tematu. Parę wpisów na portalu społecznościowym wystarczyło, aby część mieszkańców chciała dorwać im się do gardła. Nikomu jeszcze nie udało się namierzyć osoby działającej pod pseudonimem Black Shootera, a tym bardziej nikt nie potrafił przewidzieć jego następnym kroków. Być może był tylko znudzonym człowiekiem, który nie potrafiłby przejść od wpisów w internecie do wysadzenia budynku, jednak życie w Riverdale uczyło jednego - nielekceważenia takich niepokojących jednostek.
— Masz rację, same pokrzepiające słówka nie wystarczą, ale liczę a to, że konferencja da nam trochę więcej czasu, abyśmy mogli cokolwiek zdziałać.
Do całego tego Armagedonu brakowało jeszcze tylko tego, żeby w czasie wydarzenia doszło do kolejnego ataku naćpanej i niepoczytalnej osoby.
Wszyscy uczestnicy mogą już wchodzić do środka. Prośba o zajęcie miejsc zgodnie z poniższym postem - reporterzy do przodu, reszta z tyłu. Cały czas możecie dołączać do wydarzenia.
Kiana może udzielić wstępnej wypowiedzi (z pomocą Adriena lub bez, ustalcie proszę między sobą) w dowolnym momencie. Z pytaniami TEORETYCZNIE powinniście poczekać do następnej kolejki, ale wszyscy wiemy jak działają ludzie w emocjach *wink*
Jeden z mężczyzn sprawdzających sprzęt, uniósł w końcu kciuk do góry dając tym samym sygnał całej reszcie. Właśnie wtedy jeden z pracowników podszedł do Kiany i Adriena, chrząkając krótko, by zwrócić na siebie ich uwagę.
— Jesteśmy gotowi. Jeżeli Państwo również to możemy zaczynać — poinformował ich krótko, wyraźnie czekając na aprobatę tylko przez krótką chwilę. Jakby nie patrzeć, napierający na drzwi tłum z każdą minutą coraz mocniej podnosił ryzyko, że drewno najzwyczajniej w świecie ich nie wytrzyma. Ewentualnie podepczą się jak walczące o wyjście z wagonu bydło.
— Nicolas, otwórz drzwi. Postaraj się wpuszczać ich w miarę po kolei, by nie roznieśli całej sali już w pierwszych minutach. Reporterzy siadają w pierwszych rzędach, reszta na ławkach z tyłu. Ewentualnie niech stają gdzie się da. Tylko nie dopuszczajcie ich do przodu! Nie chcemy żeby staranowali scenę — wydawanie rozkazów przychodziło im z łatwością, co nie zmieniało faktu, że wykonanie mogło się okazać dużo, dużo gorsze.
— Mniej więcej — odparł. Musieli sprawić, aby mieszkańcy na nowo zechcieli chociaż po części uwierzyć, że panują nad sytuacją na tyle, ile było to możliwe. Policjanci dowali z siebie wiele, żeby rozwiązać sprawę, jednak same starania przestały wystarczyć. Liczyły się efekty i znalezienie winnego. Niestety, obecnie jeszcze nie byli wystarczająco blisko złapania osoby odpowiedzialnej za zamieszanie.
Mężczyzna spojrzał na pracownika, kiwając lekko głową w odpowiedzi na jego słowa. Już czas. Ekipa odpowiedzialna za montaż wszystkich sprzętów uwinęła się z pracą szybciej niż Adrien zakładał. Teraz wiele pozostało w rękach Kiany.
— Szkoda, że wyjaśnienie twojego pomysłu musi poczekać do końca konferencji — westchnął, zerkając w stronę drzwi. — Wyjdę do nich na chwilę, a potem zajmę miejsce z tyłu. Pamiętaj, żeby dać znać, jakbyś potrzebowała pomocy.
Ludzie różnie reagowali pod wpływem nerwów i skrajnych emocji. Wierzył jednak, że Kiana nie da się im ponieść, tylko w kryzysowym momencie zachowa rozwagę.
Szybkimi ruchami dłoni wygładził koszulę, zanim wyszedł do dziennikarzy i zgromadzonego tłumu.
— Witam państwa bardzo serdecznie na dzisiejszej konferencji policyjnej dotyczącej niedawnych niepokojących ataków na mieszkańców. Pragnę oddać głos inspektor Kianie, która udzieli obszerniejszej wypowiedzi.
Gdy tylko kobieta przyjdzie zająć jego miejsce, odsunie się z pola widzenia dziennikarzy i gapiów.
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Urząd
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Mimo, że mieszkańcy nadal potocznie rzucają między sobą "idę do urzędu" w rzeczywistości mają na myśli całą masę zebranych w jednym miejscu budynków, które dla niewtajemniczonych mogą przypominać labirynt nie tylko na zewnątrz, ale i w środku. Tutejsi pracownicy zapewniają realizację zadań organów państwowych i samorządowych na porządku dziennym, choć tempo wykonywanych przez nich rzeczy niejednokrotnie wystawia cierpliwość obywateli na gigantyczny test.
Wśród zebranych tu gmachów znajduje się zarówno urząd miasta, gminy, rejonowy, stanu cywilnego, celno-skarbowy, pracy, transportu publicznego, komunikacji elektronicznej, ochrony konkurencji i konsumentów, ale i pewnie kilka innych, o których się zapomina, dopóki nagle coś w życiu solidnie nie grzmotnie o ziemię.
Efekt terenu: Urząd stał się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu A. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
Wśród zebranych tu gmachów znajduje się zarówno urząd miasta, gminy, rejonowy, stanu cywilnego, celno-skarbowy, pracy, transportu publicznego, komunikacji elektronicznej, ochrony konkurencji i konsumentów, ale i pewnie kilka innych, o których się zapomina, dopóki nagle coś w życiu solidnie nie grzmotnie o ziemię.
__________
Efekt terenu: Urząd stał się jednym z najbardziej newralgicznych punktów dystryktu A. W przypadku wezwania służb przez zwykłych mieszkańców (Liberty) po pojawieniu się Niepoczytalnych, gracze otrzymują wsparcie w postaci jednego dodatkowego NPC, który wspomoże ich w walce. Jego ataki liczą się jako ataki walki wręcz.
Ha! Jeśli Seth myślał, że ta seria wiadomości była spamem to on jeszcze nie zdawał sobie sprawę z tego, jak wielką lawinę smsów jest w stanie zafundować mu ten urzędas. Xander zdecydowanie preferował wysyłanie wiadomości tekstowych, ewentualnie raz na jakiś czas nagra się na pocztę, kiedy ktoś nie odbierze, od tradycyjnych telefonów. Należał do tej grupy osób, które musiały mieć wszystko na głośnomówiącym, a co za tym idzie - robił pierdyliard innych rzeczy w trakcie gadania przez komórkę, a chcąc nie chcąc nie skupiał się przez to także na swoim rozmówcy. Tego akurat nie chciał, nie lubił, kiedy inni myśleli, że ma ich gdzieś. Jak już kogoś polubił bez namysłu okazywał to w każdym wolnym momencie.
Spod kurtki wyciągnął teczkę i podał mu ją do ręki. Czuł się jak tajny agent, który musiał dostarczyć ważne pliczki drugiemu agentowi XX7 albo inaczej cała ludzkość padnie. W sumie to byłoby ciekawe doświadczenie... Aż naszła go ochota na pogranie w jakąś gierkę polegającą właśnie na takich zadaniach. Może Seth także będzie fanem gier na konsole! Ah to byłaby dopiero fajna zabawa. Czemu on się nad tym aż tak rozwodzi? Wystarczyłoby...
...nagłe otwarcie drzwi samochodu aż wytrąciło go z natłoku tych myśli. Spojrzał się na niego dość specyficznie, ciężko nawet stwierdzić, co tak naprawdę chodziło mu teraz po głowie. Jest wielki plus - nie olał go! Zaprosił go nawet do swojego superanckiego samochodu, a jak na prawnika i pana w garniaku przystało otworzył mu drzwi. Mimo wszystko odnośnie tych restauracji aż zachciało mu się śmiać. Czy według niego Xander wyglądał na osobę, która stołuje się często w drogich restauracjach? Bardziej pasował na kogoś, kto kocha jedzenie na wynos, aby w domu rozsiąść się na kanapie i mieć w dupie wszystko. To jest plan!
- Jesteś niemożliwy to pierwsza sprawa. - powiedział, podchodząc bliżej auta i dodał jeszcze zanim wsiadł do środka. - Po drugie oboje jesteśmy po pracy, a nie wiem jak Ty, ale ja po robocie uwielbiam pizgnąć się na miękką kanapę. Dlatego zapraszam Cię do siebie. Jak jesteś głodny to coś Ci zrobię, nie chcąc się chwalić niezły ze mnie kucharz! - usiadł wygodnie na fotelu pasażera, rozglądając się po wnętrzu. Whoa. Miał racje, że z Setha jest niezły bogacz. Natomiast nie był jedną z tych ludzi, którzy lubią kogoś ze względu na pieniądze. Coś czuł, że facet jest o wiele ciekawszy niż mogłoby mu się to wydawać na początku, a jego cyferki na koncie to tylko dodatek dla samego posiadacza karty. Urzędas miał już plan jak przekabacić bruneta na swoją stronę, aby nieco zluzował swoją sztywną postawę. - A no i na randki w restauracjach to trzeba jakoś dobrze wyglądać, co nie? - powiedział półżartem, zapinając pas, czekał aż Seth usiądzie na miejscu kierowcy i przewiezie go tą bryczką.
Spod kurtki wyciągnął teczkę i podał mu ją do ręki. Czuł się jak tajny agent, który musiał dostarczyć ważne pliczki drugiemu agentowi XX7 albo inaczej cała ludzkość padnie. W sumie to byłoby ciekawe doświadczenie... Aż naszła go ochota na pogranie w jakąś gierkę polegającą właśnie na takich zadaniach. Może Seth także będzie fanem gier na konsole! Ah to byłaby dopiero fajna zabawa. Czemu on się nad tym aż tak rozwodzi? Wystarczyłoby...
...nagłe otwarcie drzwi samochodu aż wytrąciło go z natłoku tych myśli. Spojrzał się na niego dość specyficznie, ciężko nawet stwierdzić, co tak naprawdę chodziło mu teraz po głowie. Jest wielki plus - nie olał go! Zaprosił go nawet do swojego superanckiego samochodu, a jak na prawnika i pana w garniaku przystało otworzył mu drzwi. Mimo wszystko odnośnie tych restauracji aż zachciało mu się śmiać. Czy według niego Xander wyglądał na osobę, która stołuje się często w drogich restauracjach? Bardziej pasował na kogoś, kto kocha jedzenie na wynos, aby w domu rozsiąść się na kanapie i mieć w dupie wszystko. To jest plan!
- Jesteś niemożliwy to pierwsza sprawa. - powiedział, podchodząc bliżej auta i dodał jeszcze zanim wsiadł do środka. - Po drugie oboje jesteśmy po pracy, a nie wiem jak Ty, ale ja po robocie uwielbiam pizgnąć się na miękką kanapę. Dlatego zapraszam Cię do siebie. Jak jesteś głodny to coś Ci zrobię, nie chcąc się chwalić niezły ze mnie kucharz! - usiadł wygodnie na fotelu pasażera, rozglądając się po wnętrzu. Whoa. Miał racje, że z Setha jest niezły bogacz. Natomiast nie był jedną z tych ludzi, którzy lubią kogoś ze względu na pieniądze. Coś czuł, że facet jest o wiele ciekawszy niż mogłoby mu się to wydawać na początku, a jego cyferki na koncie to tylko dodatek dla samego posiadacza karty. Urzędas miał już plan jak przekabacić bruneta na swoją stronę, aby nieco zluzował swoją sztywną postawę. - A no i na randki w restauracjach to trzeba jakoś dobrze wyglądać, co nie? - powiedział półżartem, zapinając pas, czekał aż Seth usiądzie na miejscu kierowcy i przewiezie go tą bryczką.
Odebrał od niego teczkę i skinął krótko głową w podziękowaniu. Mógł nie okazywać tego całym sobą, ale naprawdę był wdzięczny, zarówno za samo ich przygotowanie, jak i uporządkowanie. Te proste czynności potrafiły pomóc mu zaoszczędzić kilka cennych minut, co dla takiego perfekcjonisty jak Seth było niezwykle ważne. Schował ją do swojej ciemnobrązowej, skórzanej teczki, którą zaraz złapał mocniej za uchwyt.
Zapraszał go do siebie do domu?
Palce prawnika zacisnęły się nieco mocniej na kierownicy, nim sięgnął w bok by zapiąć pas. Długie palce zaraz odpaliły nawigację na ekranie, na desce rozdzielczej. Nie żeby znał adres. Nic dziwnego, że zaraz wskazał ją gestem dłoni, odwracając się z powrotem w kierunku ulicy. Cudza kuchnia zawsze była niemałym ryzykiem, w końcu nie wiedział czego tak właściwie powinien się spodziewać. Zwłaszcza za pierwszym razem. Gdy jeździło się do kogoś nieco częściej z konkretnie wyrobioną opinią, człowiek nabierał już pewnych nawyków. Na przykład nawyku odmawiania, choćby miał przy tym uśmiercić swoją babkę czy rodzoną siostrę. Pięć razy. Ewentualnie by poprosić o kupienie ketchupu, by zabić smak spalonego mięsa, choć w tym przypadku zdecydowanie musiał kogoś lubić, by skazywać swoje podniebienie na podobne katusze.
Jego pozytywne nastrajanie się na obiad u Xandera jak widać było jedyne w swoim rodzaju.
— Jeśli chcesz się przebrać, możemy pojechać do ciebie, zmienisz co masz na sobie i wybierzemy jakieś miejsce, które trafi w twój gust. Jeśli jednak interesują cię randki ze mną to zdecydowanie nie potrzebujesz na nich ubrań, Xander.
Jego głos pozostawał tak samo spokojny jak zawsze. W końcu nie kłamał, nie miał też czym się denerwować. Nie składał mu żadnej propozycji, choć wewnętrzny idiota, który po prostu kazał mu odpowiednio wybadać teren, zdecydowanie nie szczędził słów. Jeśli interesowały go tylko kobiety, teraz powinien się zaperzyć. Miał nawet czas na oburzenie (choć średnio mu do niego pasowało) i ucieczkę z auta. Jeśli z kolei Seth nie był w jego typie to albo był ślepy, albo pierdolnięty. A z takimi też lepiej utrzymywać wszystko na profesjonalnym polu.
— Masz wszystko czego potrzebujesz w domu czy chcesz zajechać do supermarketu? Chociaż najpierw powinienem w ogóle zapytać co będziemy jedli, by zdecydować czy nie wysadzić cię na najbliższych światłach — czy był do tego zdolny? Zdecydowanie. Czy w tym momencie żartował, a może mówił całkowicie poważnie? Tego nie wie nikt.
Zapraszał go do siebie do domu?
Palce prawnika zacisnęły się nieco mocniej na kierownicy, nim sięgnął w bok by zapiąć pas. Długie palce zaraz odpaliły nawigację na ekranie, na desce rozdzielczej. Nie żeby znał adres. Nic dziwnego, że zaraz wskazał ją gestem dłoni, odwracając się z powrotem w kierunku ulicy. Cudza kuchnia zawsze była niemałym ryzykiem, w końcu nie wiedział czego tak właściwie powinien się spodziewać. Zwłaszcza za pierwszym razem. Gdy jeździło się do kogoś nieco częściej z konkretnie wyrobioną opinią, człowiek nabierał już pewnych nawyków. Na przykład nawyku odmawiania, choćby miał przy tym uśmiercić swoją babkę czy rodzoną siostrę. Pięć razy. Ewentualnie by poprosić o kupienie ketchupu, by zabić smak spalonego mięsa, choć w tym przypadku zdecydowanie musiał kogoś lubić, by skazywać swoje podniebienie na podobne katusze.
Jego pozytywne nastrajanie się na obiad u Xandera jak widać było jedyne w swoim rodzaju.
— Jeśli chcesz się przebrać, możemy pojechać do ciebie, zmienisz co masz na sobie i wybierzemy jakieś miejsce, które trafi w twój gust. Jeśli jednak interesują cię randki ze mną to zdecydowanie nie potrzebujesz na nich ubrań, Xander.
Jego głos pozostawał tak samo spokojny jak zawsze. W końcu nie kłamał, nie miał też czym się denerwować. Nie składał mu żadnej propozycji, choć wewnętrzny idiota, który po prostu kazał mu odpowiednio wybadać teren, zdecydowanie nie szczędził słów. Jeśli interesowały go tylko kobiety, teraz powinien się zaperzyć. Miał nawet czas na oburzenie (choć średnio mu do niego pasowało) i ucieczkę z auta. Jeśli z kolei Seth nie był w jego typie to albo był ślepy, albo pierdolnięty. A z takimi też lepiej utrzymywać wszystko na profesjonalnym polu.
— Masz wszystko czego potrzebujesz w domu czy chcesz zajechać do supermarketu? Chociaż najpierw powinienem w ogóle zapytać co będziemy jedli, by zdecydować czy nie wysadzić cię na najbliższych światłach — czy był do tego zdolny? Zdecydowanie. Czy w tym momencie żartował, a może mówił całkowicie poważnie? Tego nie wie nikt.
Okularnik wychodził z założenia, że jako dorosły mężczyzna powinien dawać sobie radę w życiu. Na pewno, jeśli mowa tutaj o kuchni... inne aspekty jego życia, takie jak sfera uczuciowa nie była ważna w tym zestawieniu. Prawdę mówiąc niesamowicie zależało mu na tym, aby gotować ponad miarę przeciętnych możliwości typowego Johna Smitha. Nigdy nie wiadomo, kiedy do waszego mieszkania zawita Gordon Ramsey drąc na was japę, abyście przygotowali udziec. No właśnie! Xander jak widać jest przygotowany na taką ewentualność. Poza tym przez żołądek do serca.
Nie zwrócił nawet uwagi na jego wpisywanie adresu w nawigacje, był zbyt zafascynowany tym, jaki porządek panował w tym samochodzie. Oczywiście tego także się spodziewał, bo jednak Seth nie wyglądał na takiego bałaganiarza jakim jest Roth. Chociaż w mieszkaniu ma niesamowity porządek! Tak jak wcześniej... nigdy nie wiesz, kiedy Gordon wpadnie, a on porządku także pilnuje. Dostanie prosto w łeb z patelni zaraz na wejściu nie należałoby do najlepszych momentów w jego życiu.
Ocknął się z tego szoku samochodowego dopiero w chwili, kiedy usłyszał głos bruneta. Może jemu bardzo zależało na tym, aby jechać do restauracji. Właściwie nic w tym dziwnego, w końcu poza drugą stroną okienka nie znał Xandera i nie wiedział czy nie jest przypadkiem psychopatą, który trzyma w swoim mieszkaniu tysiące szczurów, które wysyła na pożarcie odwiedzających go ludzi. No on sam by się bał. Już chciał powiedzieć, że jeśli tak bardzo chce to okej, ale jego kolejne słowa aż go zamgliły. Hoho! Przyglądał się profilowi jego twarzy, zaraz cicho śmiejąc się do siebie.
- Mówisz? W zasadzie nie miałbym nic przeciwko. Tylko teraz tak średnio, szkoda by było wybrudzić Twój samochód. - jeśli prawnik myślał, że speszyłby takimi słowami tego osobnika to by się grubo mylił. Takie odzywki odbijał jak piłeczki, a nie trzeba być geniuszem, aby stwierdzić, że Seth był przystojnym facetem, a co za tym idzie - podobał się Kanadyjczykowi bez dwóch zdań. I chociaż w pracy starał się trzymać jeszcze w miarę język za zębami, to wsiadając do jego samochodu najwidoczniej cała ta pseudoprofesjonalna relacja między nimi odleciała w zaświaty. I bardzo dobrze. Męczyło go to już powoli.
- Możemy podskoczyć do supermarketu. Potrzebuję świeżych warzyw, bo zamierzam nam upichcić moją specjalność: stek z ostrym sosem, do tego pyszne warzywka i lampka dobrego wina! Bo jak tak pić stek bez wina, absurd. Niestety Twoich preferencji odnośnie win nie znam, ale dostałem dość sporo droższych butelek na różne święta. Z pewnością znasz się na tym lepiej niż ja. - bo dla niego to pierwsze lepsze piwo jest już dobrym alkoholem, nie był w tym przypadku wybredny, ale domyślał się, że z mężczyzną może akurat być nieco inaczej.
- Mam nadzieję, że uratowałem się od nakazu biegnięcia za autem. - oparł się wygodnie o fotel, uśmiechając się do niego w ten swój durnowaty sposób. Akurat po takim dniu pracy niezbyt mu się widziało, aby gonić samochód... No wszystko wszystkim, ale szanujmy się! Dlatego oddał się w ręce kierowcy, jeszcze nie tak dosłownie, spoglądając to na niego, to na świat za szybą, gdy wyjechali już nieco dalej od miejsca jego pracy.
z.t. x2
Nie zwrócił nawet uwagi na jego wpisywanie adresu w nawigacje, był zbyt zafascynowany tym, jaki porządek panował w tym samochodzie. Oczywiście tego także się spodziewał, bo jednak Seth nie wyglądał na takiego bałaganiarza jakim jest Roth. Chociaż w mieszkaniu ma niesamowity porządek! Tak jak wcześniej... nigdy nie wiesz, kiedy Gordon wpadnie, a on porządku także pilnuje. Dostanie prosto w łeb z patelni zaraz na wejściu nie należałoby do najlepszych momentów w jego życiu.
Ocknął się z tego szoku samochodowego dopiero w chwili, kiedy usłyszał głos bruneta. Może jemu bardzo zależało na tym, aby jechać do restauracji. Właściwie nic w tym dziwnego, w końcu poza drugą stroną okienka nie znał Xandera i nie wiedział czy nie jest przypadkiem psychopatą, który trzyma w swoim mieszkaniu tysiące szczurów, które wysyła na pożarcie odwiedzających go ludzi. No on sam by się bał. Już chciał powiedzieć, że jeśli tak bardzo chce to okej, ale jego kolejne słowa aż go zamgliły. Hoho! Przyglądał się profilowi jego twarzy, zaraz cicho śmiejąc się do siebie.
- Mówisz? W zasadzie nie miałbym nic przeciwko. Tylko teraz tak średnio, szkoda by było wybrudzić Twój samochód. - jeśli prawnik myślał, że speszyłby takimi słowami tego osobnika to by się grubo mylił. Takie odzywki odbijał jak piłeczki, a nie trzeba być geniuszem, aby stwierdzić, że Seth był przystojnym facetem, a co za tym idzie - podobał się Kanadyjczykowi bez dwóch zdań. I chociaż w pracy starał się trzymać jeszcze w miarę język za zębami, to wsiadając do jego samochodu najwidoczniej cała ta pseudoprofesjonalna relacja między nimi odleciała w zaświaty. I bardzo dobrze. Męczyło go to już powoli.
- Możemy podskoczyć do supermarketu. Potrzebuję świeżych warzyw, bo zamierzam nam upichcić moją specjalność: stek z ostrym sosem, do tego pyszne warzywka i lampka dobrego wina! Bo jak tak pić stek bez wina, absurd. Niestety Twoich preferencji odnośnie win nie znam, ale dostałem dość sporo droższych butelek na różne święta. Z pewnością znasz się na tym lepiej niż ja. - bo dla niego to pierwsze lepsze piwo jest już dobrym alkoholem, nie był w tym przypadku wybredny, ale domyślał się, że z mężczyzną może akurat być nieco inaczej.
- Mam nadzieję, że uratowałem się od nakazu biegnięcia za autem. - oparł się wygodnie o fotel, uśmiechając się do niego w ten swój durnowaty sposób. Akurat po takim dniu pracy niezbyt mu się widziało, aby gonić samochód... No wszystko wszystkim, ale szanujmy się! Dlatego oddał się w ręce kierowcy, jeszcze nie tak dosłownie, spoglądając to na niego, to na świat za szybą, gdy wyjechali już nieco dalej od miejsca jego pracy.
z.t. x2
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Adrien Campbell
Czas na odpis: 72h.
Event oficjalnie zostaje rozpoczęty.
Event oficjalnie zostaje rozpoczęty.
Na ten moment zarówno wolni gapie, jak i dziennikarze zostali zamknięci przed salą konferencyjną i czekają na wpuszczenie do środka. Zapraszamy wszystkich mieszkańców do wzięcia udziału w wydarzeniu. W fazie oczekiwania obowiązuje dowolność postów, możecie prowadzić między sobą dyskusje, krzyczeć, plotkować, cokolwiek chcecie.
---------
Na sali konferencyjnej już od dłuższego czasu panowała napięta atmosfera.
Ekipa odpowiadająca za nagłośnienie, raz po raz testowała przygotowany wcześniej przez urząd miasta podest, wyraźnie chcąc się upewnić, że mikrofon nie nawali w trakcie. Ludzie i tak byli wzburzeni. Zbyt mocno, by móc sobie pozwolić na dodatkowe wpadki.
Dziennikarze tłoczyli się przed jeszcze zamkniętymi drzwiami, choć i tak mieli dużo większy luz niż reszta mieszkańców, która postanowiła pojawić się na miejscu w formie gapiów. Niektórzy zachowywali milczenie oczekując rozpoczęcia, inni z kolei przekrzykiwali się wzajemnie, wznosząc coraz to kolejne oskarżenia, pytania czy żądania. Nic dziwnego, podobne dni zawsze wywoływały całą masę emocji.
Adrien Campbell z trudem utrzymywał opanowaną minę. Doskonale wiedział, że właśnie teraz rozgrywała się ich przyszłość. Wszystko zależało nie tylko od tego jak ubiorą całą tę sytuację w słowa, odpowiedzi, ale i zachowania policji na miejscu. Tego czy dadzą innym mieszkańcom wystarczające poczucie bezpieczeństwa. Czy sprawią, by choć postarali się zawierzyć im swoje życie raz jeszcze. Na ten moment mógł się skupić na tym, na co miał wpływ. Jak na przykład stan psychiczny Kiany, która wspaniałomyślnie zgodziła się w ogóle to przeprowadzić.
— Wszystko w porządku? Czegoś potrzebujesz? Cały czas będę obok ciebie, gdybyś potrzebowała pomocy, po prostu pokaż za podestem dwójkę palcami, a wejdę do akcji — zapewnił ją, wykonując jeszcze demonstrację sygnału na wszelki wypadek. Jakby nie patrzeć, siedzieli w tym wszystkim razem.
Przez parę miesięcy jego poruszanie się po tym porąbanym mieście ograniczało się, tylko do posterunku policji, gdzie musiał stawiać się na staż i wypełniać, żmudne czynności, niekiedy polecenia innych pracowników, a później do mieszkania. Z nikim nie rozmawiając. Nawet rozważał opcję odebrania sobie życia, ale to tłumaczył sobie swoim stanem psychicznym. Chociaż jakby to zrobił w tym przeklętym mieście, to nikt nie zwróciłby na to uwagi, bo morderstwa albo samobójstwa były tutaj na porządku dziennym.
Tego dnia wyszedł ze swoich czterech ścian na trochę dłużej, aby przespacerować się po ulicach chaosu, a może coś albo ktoś go postrzeli. Żmudnym krokiem doszedł, aż do urzędu. Przystanął na chwilę przyglądając się co tam się dzieje. Był postawiony piedestał, mikrofon i z pewnością co najbardziej rzucało się w oczy, to sporo ludzi. Nie postawił dalej, żadnego kroku, bo nie chciał być zdeptany przez tłum przekrzykujących się gapiów. Wolał wszystko obserwować z dystansu.
Tego dnia wyszedł ze swoich czterech ścian na trochę dłużej, aby przespacerować się po ulicach chaosu, a może coś albo ktoś go postrzeli. Żmudnym krokiem doszedł, aż do urzędu. Przystanął na chwilę przyglądając się co tam się dzieje. Był postawiony piedestał, mikrofon i z pewnością co najbardziej rzucało się w oczy, to sporo ludzi. Nie postawił dalej, żadnego kroku, bo nie chciał być zdeptany przez tłum przekrzykujących się gapiów. Wolał wszystko obserwować z dystansu.
Lewa, prawa, lewa, prawa. Zwrot. Lewa, prawa, lewa, prawa. Zdawała sobie sprawę, że niewiele brakuje by wydreptała dziurę w podłodze, ale alternatywą było zwyzywanie własnej głupoty i wszyskich obecnych za pomysł wsadzenia jej w to bagno. Po chuj ona się w ogóle zgadzała? Jasne, wtedy to się wydawało jedynym słusznym wyjściem, teraz miała co do tego inne zdanie.
Przecież gdyby ktokolwiek z jej starego posterunku choćby usłyszał wzmiankę, że ona ma przeprowadzić konferencję reakcja byłaby jedna- śmiech do łez. Kiana była znana z jej nienawiści do mediów i kłopotów jakie zwykle wynikały z konfrontacji. Nigdy dobrowolnie nie angażowała się w żadne działania, które miały do czynienia z dziennikarzami. Aż do teraz.
W dłoniach ściskała kartki z notatkami, które przygotowała sobie w nocy, w nadziei, że jakoś jej pomogą. Co z tego, że nie było tam napisane nic ponad to co już wiedziała. Według niektórych tak będzie wyglądała bardziej profesjonalnie. Ta, pozory opanowanej i szanowanej Pani Inspektor na pewno jej się przydadzą. Zwłaszcza, że w tej chwili bardziej przypominała spłoszoną wiewiórkę niż doświadczoną glinę. Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała chłodno na Adriena. Czy on pytał na poważnie?
„Będzie, kiedy to się skończy. Póki co lepiej nie zadawaj mi takich pytań,” odburknęła dość oschle i westchnęła przeciągle przeczesując włosy dłonią. „Wybacz, ale moje dotychczasowe kontakty z mediami zawsze kończyły się totalną porażką,” dodała nie chcąc zajść mu za skórę, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści, gniotąc tym samym kawałek papieru.
„Tequili, najlepiej podwójnej,” wykrzywiła usta w półuśmiechu, opierając jedną z dłoni na biodrze. „Ale chyba nie mogę na to liczyć co? W takim razie czy zdążę jeszcze zapalić czy to także nie wchodzi w grę?” wolała zapytać niż wyjść w najmniej odpowiednim momencie. Skinęła głową na jego propozycję naśladując wykonany przez niego gest.
„A tak szczerze, myślisz, że konferencja coś pomoże? Wydaje mi się, że potrzeba tu czegoś więcej niż paru pokrzepiających słów,” może nie zabawiła w mieście długo, ale z tego co widziała bliżej im było do kompletnej anarchii niż porządku.
Przecież gdyby ktokolwiek z jej starego posterunku choćby usłyszał wzmiankę, że ona ma przeprowadzić konferencję reakcja byłaby jedna- śmiech do łez. Kiana była znana z jej nienawiści do mediów i kłopotów jakie zwykle wynikały z konfrontacji. Nigdy dobrowolnie nie angażowała się w żadne działania, które miały do czynienia z dziennikarzami. Aż do teraz.
W dłoniach ściskała kartki z notatkami, które przygotowała sobie w nocy, w nadziei, że jakoś jej pomogą. Co z tego, że nie było tam napisane nic ponad to co już wiedziała. Według niektórych tak będzie wyglądała bardziej profesjonalnie. Ta, pozory opanowanej i szanowanej Pani Inspektor na pewno jej się przydadzą. Zwłaszcza, że w tej chwili bardziej przypominała spłoszoną wiewiórkę niż doświadczoną glinę. Zatrzymała się w pół kroku i spojrzała chłodno na Adriena. Czy on pytał na poważnie?
„Będzie, kiedy to się skończy. Póki co lepiej nie zadawaj mi takich pytań,” odburknęła dość oschle i westchnęła przeciągle przeczesując włosy dłonią. „Wybacz, ale moje dotychczasowe kontakty z mediami zawsze kończyły się totalną porażką,” dodała nie chcąc zajść mu za skórę, mimowolnie zaciskając dłonie w pięści, gniotąc tym samym kawałek papieru.
„Tequili, najlepiej podwójnej,” wykrzywiła usta w półuśmiechu, opierając jedną z dłoni na biodrze. „Ale chyba nie mogę na to liczyć co? W takim razie czy zdążę jeszcze zapalić czy to także nie wchodzi w grę?” wolała zapytać niż wyjść w najmniej odpowiednim momencie. Skinęła głową na jego propozycję naśladując wykonany przez niego gest.
„A tak szczerze, myślisz, że konferencja coś pomoże? Wydaje mi się, że potrzeba tu czegoś więcej niż paru pokrzepiających słów,” może nie zabawiła w mieście długo, ale z tego co widziała bliżej im było do kompletnej anarchii niż porządku.
Zamierzał wziąć w tym udział jedynie z czystej ciekawości.
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że przede wszystkim odczuwał narastającą chęć poznania opinii ze strony osób, które teoretycznie zajmowały się ochroną miasta. W wielkim słowie - teoretycznie - bo ostatnie wydarzenie Kassirowi wskazywało głównie na to, że coś się dzieje, o czym zwykły mieszkaniec nie mógłby dowiedzieć się od tak. Miał wrażenie, że gdyby nie media społecznościowe, za nic nie dowiedziałby się, że to nie było jedyne wydarzenie względem całego miasta.
Ciekawe ile osobom nasuwa się na myśl pytanie - O co chodzi?
Sięgnął po telefon, sprawdzając godzinę. Przebywanie tutaj w formie gapia nie należało do najbardziej uspokajających zajęć. Niespokojne spojrzenie przesunęło się po najbliższych osobach, a on nie mógł powstrzymać chwilowej myśli odnoszącej się tego, że otrzymane odpowiedzi mogą wielu nie zadowolić. No chyba, że osoba, którą wystawią, ma dość dobre gadanie - pomyślał, wkładając dłonie do kieszeni ciemnych spodni. - Wystarczające, by nie sprawić, że ktoś zechce zacząć zamieszki.
Poprawił słuchawkę w uchu, cofając się trochę do tyłu. Krzyki poszczególnych osób wkręcały mu się w głowę, wywołując lekką migrenę i zarazem skutecznie zagłuszając słowa piosenki, która właśnie leciała z jego telefonu. Przewrócił nieco oczami, memląc w ustach komentarz na ów temat, za to przechodząc do kolejnego skanowania wzrokiem pobliskich osób. Tym razem w poszukiwaniu znajomej twarzy.
Może napisać do kogoś, by wpadł? - chociaż zaraz potem dopowiedział sobie w myślach, że to byłoby bardzo dziwne miejsce na spotkanie. Sięgnął po telefon, by potem skończyć na wpatrywaniu się w messenger, jakby on sam miał mu powiedzieć "co teraz".
Ostatnie wydarzenia sprawiły, że przede wszystkim odczuwał narastającą chęć poznania opinii ze strony osób, które teoretycznie zajmowały się ochroną miasta. W wielkim słowie - teoretycznie - bo ostatnie wydarzenie Kassirowi wskazywało głównie na to, że coś się dzieje, o czym zwykły mieszkaniec nie mógłby dowiedzieć się od tak. Miał wrażenie, że gdyby nie media społecznościowe, za nic nie dowiedziałby się, że to nie było jedyne wydarzenie względem całego miasta.
Ciekawe ile osobom nasuwa się na myśl pytanie - O co chodzi?
Sięgnął po telefon, sprawdzając godzinę. Przebywanie tutaj w formie gapia nie należało do najbardziej uspokajających zajęć. Niespokojne spojrzenie przesunęło się po najbliższych osobach, a on nie mógł powstrzymać chwilowej myśli odnoszącej się tego, że otrzymane odpowiedzi mogą wielu nie zadowolić. No chyba, że osoba, którą wystawią, ma dość dobre gadanie - pomyślał, wkładając dłonie do kieszeni ciemnych spodni. - Wystarczające, by nie sprawić, że ktoś zechce zacząć zamieszki.
Poprawił słuchawkę w uchu, cofając się trochę do tyłu. Krzyki poszczególnych osób wkręcały mu się w głowę, wywołując lekką migrenę i zarazem skutecznie zagłuszając słowa piosenki, która właśnie leciała z jego telefonu. Przewrócił nieco oczami, memląc w ustach komentarz na ów temat, za to przechodząc do kolejnego skanowania wzrokiem pobliskich osób. Tym razem w poszukiwaniu znajomej twarzy.
Może napisać do kogoś, by wpadł? - chociaż zaraz potem dopowiedział sobie w myślach, że to byłoby bardzo dziwne miejsce na spotkanie. Sięgnął po telefon, by potem skończyć na wpatrywaniu się w messenger, jakby on sam miał mu powiedzieć "co teraz".
Ta strefa oczekiwania jest za mała dla nas dwóch. Dwunastu? Dwudziestu? Dwustu?
Jean-Paul przestał już liczyć, ilu dziennikarzy się tutaj pojawiło. A także ile przypadkowych kuksańców otrzymały jego żebra. Jedyne, co chociaż lekko go pocieszało, to że w strefie dla mieszkańców było jeszcze gorzej. Leroux szczerze współczuł osobom, które mają za zadanie zabezpieczać to miejsce. Wystarczy, że władza źle dobierze słowa i będzie piekło. A co, jeśli pojawią się gangi? Tego obawiał się sam dziennikarz, bo wtedy ofiary mogą pojawić się wszędzie.
Ale odłóżmy czarne myśli na bok. W oczekiwaniu na rozpoczęcie konferencji, JP przyjrzał się swoim kolegom po fachu. Kamery, mikrofony, aparaty, które pewnie kosztowały więcej niż jego miesięczny zarobek. Szybkie poprawianie makijażu, powtarzanie kwestii, przygotowywanie pytań. I wśród nich on, wyglądający jak gimnazjalista z depresją, który jakimś cudem trafił na bal studencki. Uzbrojony w długopis, notatnik i telefon komórkowy z dyktafonem. Nie mógł ukryć, że trochę onieśmielała go ta sytuacja. Nigdy nie postrzegał siebie jako bestii medialnej, która po każdy skrawek informacji rzuci się jak rekin na swoją ofiarę. Jeśli jednak chciał spisywać historię Riverdale, to nie mógł unikać takich sytuacji. Niestety.
– Rester calme – powiedział sam do siebie dla otuchy, a potem powrócił do poszukiwania przestrzeni, gdzie nie będzie co chwila przez kogoś trącany.
Jean-Paul przestał już liczyć, ilu dziennikarzy się tutaj pojawiło. A także ile przypadkowych kuksańców otrzymały jego żebra. Jedyne, co chociaż lekko go pocieszało, to że w strefie dla mieszkańców było jeszcze gorzej. Leroux szczerze współczuł osobom, które mają za zadanie zabezpieczać to miejsce. Wystarczy, że władza źle dobierze słowa i będzie piekło. A co, jeśli pojawią się gangi? Tego obawiał się sam dziennikarz, bo wtedy ofiary mogą pojawić się wszędzie.
Ale odłóżmy czarne myśli na bok. W oczekiwaniu na rozpoczęcie konferencji, JP przyjrzał się swoim kolegom po fachu. Kamery, mikrofony, aparaty, które pewnie kosztowały więcej niż jego miesięczny zarobek. Szybkie poprawianie makijażu, powtarzanie kwestii, przygotowywanie pytań. I wśród nich on, wyglądający jak gimnazjalista z depresją, który jakimś cudem trafił na bal studencki. Uzbrojony w długopis, notatnik i telefon komórkowy z dyktafonem. Nie mógł ukryć, że trochę onieśmielała go ta sytuacja. Nigdy nie postrzegał siebie jako bestii medialnej, która po każdy skrawek informacji rzuci się jak rekin na swoją ofiarę. Jeśli jednak chciał spisywać historię Riverdale, to nie mógł unikać takich sytuacji. Niestety.
– Rester calme – powiedział sam do siebie dla otuchy, a potem powrócił do poszukiwania przestrzeni, gdzie nie będzie co chwila przez kogoś trącany.
Nie mogło zabraknąć i jego. Dla niego anonimowość w sieci była bardzo ważna, ale po prowokującym komentarzu, który rzucił pod postem, z ciekawości na reakcję innych, nie mógł tak po prostu odpuścić tego wydarzenia. Zawód hakera miał tez jedną zaletę: potrafił dostać się do informacji, które normalnie nie miały prawo bytu. Czy to w porannej gazecie albo w samych, wieczornych wiadomościach. O sytuacjach z miasta dowiadywał się najczęściej z nielegalnego źródła, pocztą pantoflową. Najważniejsze było to, aby widzieć co szukać, gdzie i jak.
Nie doszukał się jednak żadnych informacji o tym, czy faktycznie planowany był kolejny atak. Poświęcił więc swoje życie na pojawienie się w tym miejscu, ciekaw tego, co nadejdzie. Podjechał tu samochodem, ale zaparkował z daleka od całego budynku. Całkiem sprawnie znalazł się pośród tłumu, który tak samo jak on, oczekiwał właściwego przebiegu sytuacji. Pytanie, co oznaczało to "właściwy". Każdy miał swoją interpretację i dosłownie każdy oczekiwał jakiś zmian. Ciekawe, czy na lepsze lub gorsze.
Sprawnie przecisnął się przez kilka osób, kątem oka zerkając to na jednego, to na drugiego. Ciekaw tego, jaki typ osób zgromadziło się przed urzędem oraz czego oczekiwali. Nagle wpadł na jedną z osób, Jean Paul Leroux, niby przypadkiem potykając się o własne stopy pośród niewdzięcznego tłumu, który z minutę na minutę niecierpliwił się coraz bardziej.
— Przepraszam bardzo. Nic Panu nie zrobiłem? — spytał specyficznie niskim, lekko zatroskanym głosem, zupełnie jakby naprawdę przejął się tym, że mógł mu zrobić krzywdę lub uszkodzić jego ewentualny sprzęt. Czy nie był przypadkiem dziennikarzem?
— Są takie tłumy, że ciężko swobodnie gdzieś przejść — zagaił, usprawiedliwiając tym samym swoje drobne potknięcie.
Ubiór: standardowe umundurowanie policyjne, włosy związane w ciasny warkocz, częściowo schowane pod mundurem
Naomi stała przy drzwiach wejściowych do sali konferencyjnej, obserwując uważnie przewijający się tłum dziennikarzy i gapiów.
Ku swojemu ubolewaniu nie udało jej się dotrzeć na spotkanie, podczas którego cała sytuacja związana z internetowym wpisem była omawiana, ale w ramach swoistego zadośćuczynienia zgłosiła się do zabezpieczania wydarzenia. Jej policyjny partner co prawda nie mógł jej dzisiaj wspierać (za to dobitnie stwierdził, że ma poprzestawiane klepki i lepiej niech nie próbuje zgrywać twardzielki), ale zdążyła sobie wyrobić pewne znajomości w zespole antyterrorystycznym, który chętnie przygarnął ją pod swoje skrzydła. Chociaż teraz ich jednostka wyglądała nieco inaczej przez zamknięcia miasta, to jednak wciąż miała się całkiem nieźle. Natomiast nie mogli szaleć z obstawą przy samym urzędzie, żeby nie zrazić gapiów, ale czekali w pogotowiu, gdyby ktoś faktycznie chciał spełnić swoje groźby.
Bezpieczeństwo przede wszystkim, dlatego Naomi zgłosiła się do najbardziej ognistego punktu zapalnego, w którym jednocześnie trzeba było najbardziej pracować nad policyjnym wizerunkiem (co wiązało się z nader ograniczonym ekwipunkiem). Przybrała neutralny wyraz twarzy, czekając na sygnał do otworzenia drzwi, jednocześnie zastanawiając się, czy gdzieś w tłumie znajduje się Black Shooter. Wątpiła w jego osobistą obecność, chyba że jednak postanowi wjechać w budynek ciężarówką wypełnioną materiałami wybuchowymi. Tyle było możliwych scenariuszy, ale może mimo wszystko uda się to rozegrać w miarę pokojowo.
Nie zazdrościła teraz Kianie prowadzenia tej konferencji. Jak na razie ludzie, chociaż się pchali, to jeszcze nie próbowali jej zepchnąć z drogi, ale nastroje tłumu potrafiły być bardzo zmienne. Co jakiś czas spokojnym tonem informowała, że nic nie zapowiada żadnych opóźnień, więc uprzejmie prosi o jeszcze odrobinę cierpliwości, niedługo zostaną otworzone drzwi wejściowe.
Zdenerwowanie Kiany w jakimś stopniu udzielało się i jemu, jednak nie dał niczego po sobie poznać. Mimo napiętej atmosfery potrafił zachować spokojny wyraz twarzy i nie dodawać swoich pięciu groszy do pogorszenia się sytuacji. Wystarczyło, że Kiana chodziła i wyglądała jak kłębek nerwów, ale mimo to i tak wierzył, że podoła zadaniu.
— Tequilę dostaniesz już po wszystkim w nagrodę za dobrą robotę, na te moment mogę zaproponować wodę — powiedział, uśmiechając się pokrzepiająco. — Niestety na papierosa może być trochę za późno. Lada moment konferencja się zacznie.
Choć mężczyzna zdecydowanie wolałby, żeby nikt nie musiał wychodzić do tych hien dziennikarskich, które wywęszyły okazję do gorącego tematu. Parę wpisów na portalu społecznościowym wystarczyło, aby część mieszkańców chciała dorwać im się do gardła. Nikomu jeszcze nie udało się namierzyć osoby działającej pod pseudonimem Black Shootera, a tym bardziej nikt nie potrafił przewidzieć jego następnym kroków. Być może był tylko znudzonym człowiekiem, który nie potrafiłby przejść od wpisów w internecie do wysadzenia budynku, jednak życie w Riverdale uczyło jednego - nielekceważenia takich niepokojących jednostek.
— Masz rację, same pokrzepiające słówka nie wystarczą, ale liczę a to, że konferencja da nam trochę więcej czasu, abyśmy mogli cokolwiek zdziałać.
Do całego tego Armagedonu brakowało jeszcze tylko tego, żeby w czasie wydarzenia doszło do kolejnego ataku naćpanej i niepoczytalnej osoby.
Zatrzymała się patrząc na zamknięte drzwi jakby za nimi czyhał jakiś potwór gotowy rzucić im się do gardeł. Z drugiej strony czy stado dziennikarzy i rozwścieczonych mieszkańców nie było porównywalne?
Nie łudziła się, że Campbell wyciągnie z kieszeni flaszkę, którą wręczy jej z uśmiechem, mówiąc "gulnij sobie". Liczyła jednak, że uda jej się chociaż zapalić. Czemu akurat tym razem musieli być punktualni?
Kiana westchnęła przeciągle i podeszła do stołu, na którym ustawiono parę butelek wody, sięgając od razu po jedną.
"Czyli w skrócie- nadal nic nie wiemy, ale zachowujemy się jakbyśmy mieli wszystko pod kontrolą i byli blisko rozwiązania sprawy," upiła spory łyk, dziękując w duchu, że ktoś miał na tyle rozumu by uprzednio wstawić butelki do lodówki. "Dzień jak co dzień," dodała już nieco bardziej zirytowanym tonem.
Zakręciła korek i chwilę trzymała butelkę w dłoniach przyglądając jej się w zamyśleniu. "Co do dalszych kroków," spojrzała na Campbella, a cały sarkazm w jej głosie uleciał i w jego miejscu pozostała jedynie powaga. "Mam pewien pomysł, ale do tego potrzebuje mojego żółtodzioba. Wyjaśnię Ci konkrety jak ten cyrk się skończy." teraz i tak nie mieli na to ani czasu ani wystarczająco prywatności.
Nie łudziła się, że Campbell wyciągnie z kieszeni flaszkę, którą wręczy jej z uśmiechem, mówiąc "gulnij sobie". Liczyła jednak, że uda jej się chociaż zapalić. Czemu akurat tym razem musieli być punktualni?
Kiana westchnęła przeciągle i podeszła do stołu, na którym ustawiono parę butelek wody, sięgając od razu po jedną.
"Czyli w skrócie- nadal nic nie wiemy, ale zachowujemy się jakbyśmy mieli wszystko pod kontrolą i byli blisko rozwiązania sprawy," upiła spory łyk, dziękując w duchu, że ktoś miał na tyle rozumu by uprzednio wstawić butelki do lodówki. "Dzień jak co dzień," dodała już nieco bardziej zirytowanym tonem.
Zakręciła korek i chwilę trzymała butelkę w dłoniach przyglądając jej się w zamyśleniu. "Co do dalszych kroków," spojrzała na Campbella, a cały sarkazm w jej głosie uleciał i w jego miejscu pozostała jedynie powaga. "Mam pewien pomysł, ale do tego potrzebuje mojego żółtodzioba. Wyjaśnię Ci konkrety jak ten cyrk się skończy." teraz i tak nie mieli na to ani czasu ani wystarczająco prywatności.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: pracownicy urzędu
Czas na odpis: do 05.06.21 godz. 23.59
Wszyscy uczestnicy mogą już wchodzić do środka. Prośba o zajęcie miejsc zgodnie z poniższym postem - reporterzy do przodu, reszta z tyłu. Cały czas możecie dołączać do wydarzenia.
Kiana może udzielić wstępnej wypowiedzi (z pomocą Adriena lub bez, ustalcie proszę między sobą) w dowolnym momencie. Z pytaniami TEORETYCZNIE powinniście poczekać do następnej kolejki, ale wszyscy wiemy jak działają ludzie w emocjach *wink*
---------
Jeden z mężczyzn sprawdzających sprzęt, uniósł w końcu kciuk do góry dając tym samym sygnał całej reszcie. Właśnie wtedy jeden z pracowników podszedł do Kiany i Adriena, chrząkając krótko, by zwrócić na siebie ich uwagę.
— Jesteśmy gotowi. Jeżeli Państwo również to możemy zaczynać — poinformował ich krótko, wyraźnie czekając na aprobatę tylko przez krótką chwilę. Jakby nie patrzeć, napierający na drzwi tłum z każdą minutą coraz mocniej podnosił ryzyko, że drewno najzwyczajniej w świecie ich nie wytrzyma. Ewentualnie podepczą się jak walczące o wyjście z wagonu bydło.
— Nicolas, otwórz drzwi. Postaraj się wpuszczać ich w miarę po kolei, by nie roznieśli całej sali już w pierwszych minutach. Reporterzy siadają w pierwszych rzędach, reszta na ławkach z tyłu. Ewentualnie niech stają gdzie się da. Tylko nie dopuszczajcie ich do przodu! Nie chcemy żeby staranowali scenę — wydawanie rozkazów przychodziło im z łatwością, co nie zmieniało faktu, że wykonanie mogło się okazać dużo, dużo gorsze.
W tym szaleńczym tłumie mogłyby znajdować się znajome twarze, ale Vi w ogóle ich nie kojarzył. Pamiętał, tylko twarz swojego przełożonego, pomarszczoną i z widocznymi zmarszczkami, które pojawiały się na czole i przy kącikach oczu, kiedy pojawiał się uśmiech. Westchnął ciężko, bo ostatnimi czasy nie był na bieżąco z wiadomościami związanymi z tym popieprzonym miastem.
Miał już odejść, zostawiając gapiów daleko za sobą i wrócić do cichego pokoju, aby ponownie zamknąć oczy i zasnąć na tak długo jak potrafił. Jednak, kiedy miał zrobić pierwszy krok w przeciwną stronę, otworzyły się drewniane drzwi od urzędu.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, że teraz ten tłum wtargnie do środka jak stado rozjuszonych dzikich zwierząt. Nagle przypomniało mu się po co tu przyszedł - przyszedł, aby dowiedzieć się co tutaj się dzieje. Nie ma nic konkretnego do roboty, więc wzięcie udział w konferencji to nawet nie jest zły pomył. Poczekał chwilę, aby tłum się przerzedził, nie chciał być stratowany. Po ocenie sytuacji, nałożył kaptur na głowę od czarnej bluzy i wszedł do środka. Rozejrzał się po sali i na początku rozważał, że usiądzie na ławce, ale pewnie będzie ściśnięty przez innych, więc stanął z tyłu, aby dobrze widzieć podest oraz słyszeć, bo ma do powiedzenia… Właśnie, nie miał pojęcia kto będzie przemawiał.
Miał już odejść, zostawiając gapiów daleko za sobą i wrócić do cichego pokoju, aby ponownie zamknąć oczy i zasnąć na tak długo jak potrafił. Jednak, kiedy miał zrobić pierwszy krok w przeciwną stronę, otworzyły się drewniane drzwi od urzędu.
Uśmiechnął się lekko pod nosem, że teraz ten tłum wtargnie do środka jak stado rozjuszonych dzikich zwierząt. Nagle przypomniało mu się po co tu przyszedł - przyszedł, aby dowiedzieć się co tutaj się dzieje. Nie ma nic konkretnego do roboty, więc wzięcie udział w konferencji to nawet nie jest zły pomył. Poczekał chwilę, aby tłum się przerzedził, nie chciał być stratowany. Po ocenie sytuacji, nałożył kaptur na głowę od czarnej bluzy i wszedł do środka. Rozejrzał się po sali i na początku rozważał, że usiądzie na ławce, ale pewnie będzie ściśnięty przez innych, więc stanął z tyłu, aby dobrze widzieć podest oraz słyszeć, bo ma do powiedzenia… Właśnie, nie miał pojęcia kto będzie przemawiał.
— Mniej więcej — odparł. Musieli sprawić, aby mieszkańcy na nowo zechcieli chociaż po części uwierzyć, że panują nad sytuacją na tyle, ile było to możliwe. Policjanci dowali z siebie wiele, żeby rozwiązać sprawę, jednak same starania przestały wystarczyć. Liczyły się efekty i znalezienie winnego. Niestety, obecnie jeszcze nie byli wystarczająco blisko złapania osoby odpowiedzialnej za zamieszanie.
Mężczyzna spojrzał na pracownika, kiwając lekko głową w odpowiedzi na jego słowa. Już czas. Ekipa odpowiedzialna za montaż wszystkich sprzętów uwinęła się z pracą szybciej niż Adrien zakładał. Teraz wiele pozostało w rękach Kiany.
— Szkoda, że wyjaśnienie twojego pomysłu musi poczekać do końca konferencji — westchnął, zerkając w stronę drzwi. — Wyjdę do nich na chwilę, a potem zajmę miejsce z tyłu. Pamiętaj, żeby dać znać, jakbyś potrzebowała pomocy.
Ludzie różnie reagowali pod wpływem nerwów i skrajnych emocji. Wierzył jednak, że Kiana nie da się im ponieść, tylko w kryzysowym momencie zachowa rozwagę.
Szybkimi ruchami dłoni wygładził koszulę, zanim wyszedł do dziennikarzy i zgromadzonego tłumu.
— Witam państwa bardzo serdecznie na dzisiejszej konferencji policyjnej dotyczącej niedawnych niepokojących ataków na mieszkańców. Pragnę oddać głos inspektor Kianie, która udzieli obszerniejszej wypowiedzi.
Gdy tylko kobieta przyjdzie zająć jego miejsce, odsunie się z pola widzenia dziennikarzy i gapiów.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach