▲▼
Ze zniechęceniem zamknęła drzwi samochodu, jednocześnie spoglądając na zegarek. Rozejrzała się wokoło, westchnęła i przeciągnęła się, wyciągając ręce do góry. Była zirytowana, zmęczona i głodna — gdzie normalnie tylko to pierwsze było "standardem" — a kawa wypełniająca trzymany przez nią papierowy kubek nie wydawała się w ogóle pomagać. Może nawet wręcz przeciwnie.
Omiotła doki spojrzeniem jeszcze raz, zaskoczona tym, jak spokojna była ta okolica tego dnia. Nie było nawet komu wystawić mandatu, ani nawet potajemnie nakleić nieprzyzwoitej naklejki za beznadziejne parkowanie. Grenlandka westchnęła i jak to typowablachara pasjonatka motoryzacji, usiadła na masce swojego pojazdu, oczekując na resztę grupy. Coś ją tknęło, aby wykorzystać aktualny postój na sprawdzenie stanu powietrza w oponach, a kiedy ten uznała za zadowalający, wróciła na swoje poprzednie miejsce i ponownie sprawdziła czas, tym razem w komórce. Co jakiś czas popijała kawy, jednocześnie oddając się przeglądaniu portali społecznościowych. Może chociaż tam jakiś okoliczny debil pochwali się łamaniem prawa i podpisze tę wiadomość swoim nazwiskiem?
Doki, cóż za odpychające miejsce. Kiedyś pewnie tętniło życiem teraz natomiast gdzie Kiana nie spojrzała widziała śmieci, zdechłe zwierzątka i jeszcze więcej śmieci. Zapach musiał być równie przyjemny co i widok, ale na szczęście przed tym, póki co chronił ją czarny kask. Zwolniła nieco gdy zbliżała się do otwartej przestrzeni i od razu zauważyła, że ktoś ją ubiegł. Zatrzymała się parę metrów od drugiego pojazdu, wyłączyła silnik i dopiero wtedy ściągnęła kask. Zapach portu uderzył ją i nie udało jej się powstrzymać skrzywienia.
Kiana przeczesała włosy palcami zgarniając je z czoła i nie spiesząc się zeszła z motocykla odkładając kask na siedzisko.
Idąc w stronę drugiej kobiety wyciągnęła z kieszeni kurtki papierosy, odpaliła jednego i zaciągnęła się wypuszczać powoli dym. Od razu lepiej.
„Cześć, ty musisz być tą co tu rządzi. Rozmawiałyśmy przez telefon parę dni temu..” Powitała ją, stając przed drugą kobietą tak, by dym nie leciał w jej stronę. Zdawała sobie sprawę, że nie każdy jest fanem papierosów. Rozejrzała się dookoła, ale oprócz nich nie było tu nikogo. To było raczej dziwne, ale nie jej oceniać. Dopiero uczyła się specyfiki miasta i jego rozkładu. W dokach również była po raz pierwszy. Pewnie jak wszystko w Riverdale to miejsce tylko na pozór wyglądało jak spokojna, opuszczona dzielnica. Zdecydowanie druga strona medalu kryła coś okropnego.
„Ciekawe miejsce na spotkanie, nie ma co…” rzuciła w przestrzeń ponownie się zaciągając i przeniosła ciężar ciała na lewą nogę. Niebawem jej nowy partner powinien się również pojawić. Była w sumie z deka zdziwiona, że jeszcze go tu nie było. Pan punktualny, tak?
„Co my tu właściwie robimy?” To pytanie skierowała prosto do drugiej kobiety. Sms jaki dostała wcześniej informował ją jedynie o godzinie i miejscu. Była ciekawa, o co mogło chodzić.
— Dzięki za podwózkę, mordko… Znaczy tego, Connor — poprawił się szybko i zerknął w bok, chcąc się upewnić, czy siedzący na fotelu kierowcy kolega nie spróbuje go zaraz zamordować. Na szczęście wyglądało na to, że postanowił darować mu życie, więc Rudy szybko odpiął pas, wygramolił się z samochodu i przeciągnął się z satysfakcją. Nie chciał być niewdzięcznikiem, więc nie powiedział słowa na ten temat, ale w samochodzie Connora czuł się czasem jak pies zamknięty w zbyt małej klatce. Nie powiedziałby, że musiał siedzieć z kolanami pod brodą, ale wiele nie brakowało. Wyprostował się, poprawił plecak i spojrzał na swojego towarzysza.
— Idziemy? Thorleifsen nas obedrze ze skóry, jeśli przyjdziemy za późno. — Wzdrygnął się na samą myśl i żwawym krokiem ruszył w stronę dwóch sylwetek, które wypatrzył nieopodal.
Próba zaprowadzenia porządku w tym mieście z każdym dniem wydawała się większym szaleństwem i ułudą. Ludzie coraz mniej liczyli się z zasadami i prawami człowieka, jakby zamknięcie miasta w murach uwalniało w nich najgorsze instynkty. Czy właśnie dlatego członkowie gangu wykazywali tak mierne zaangażowanie? Mieli być przecież organizacją, która nie ugina karku pod naciskiem szemranych interesów, rosnącego chaosu i zamieszek. Najwyraźniej w którymś momencie zaczęli zatracać ideę, która zebrał ich wszystkich razem.
A byłoby naprawdę szkoda, gdyby wszystko skończyło się w taki sposób, dlatego wiadomość o spotkaniu sprawiła, że mężczyzna zmienił swoje dzisiejsze plany i pojawił się na miejscu.
Zaparkował motor, nim wyciągnął komórkę, żeby zerknąć do wiadomości z lokalizacją. Miał nadzieję, że nie pojawi się na miejscu jako jedyny. W końcu ciężko byłoby podjąć jakiekolwiek dalsze kroki związane z działalnością gangu, jeśli musiałby mówić jedynie do wiatru.
Na szczęście już w oddali zobaczył sylwetki innych Wilków, a po zbliżeniu się mógł nawet dostrzec nowy nabytek.
— Dobrze was wszystkich widzieć — powiedział, zatrzymując się pomiędzy Kianą a Maannguaq. — Ktoś jeszcze zamierza do nas dołączyć?
Wiedział, że kilka osób odpadło, co zresztą nie było znowu takie trudne do zauważenia. Jednak równie dobrze na miejsce dezerterów mógł pojawić się świeży narybek, który jeszcze nie pojawił się na spotkaniu.
Słysząc dźwięk motoru, obejrzała się w kierunku, z którego ten dobiegał. Zauważyła później idącą nieznajomą, domyślając się, że zmierza do niej. Żeby to nie było jednak dziwne, Inuitka odwróciła wzrok i przyglądała się delikatnym falom na wodzie. Na nową rozmówczynię spojrzała dopiero, kiedy ta się do niej odezwała. Odruchowo zmrużyła oczy, patrząc na jej twarz, jakby próbując sobie przypomnieć w ogóle kim była.
— Można tak powiedzieć — prychnęła na pierwsze stwierdzenie białowłosej. — Kiana — miało być to pytanie, ale wyszło ciche stwierdzenie. Uświadomiła sobie w międzyczasie, że w sumie z nikim innym nie rozmawiała ostatnio przez telefon, w związku z czym sprawa ostatecznie wydawała się być dość oczywista. — To miejsce potrzebuje Jezusa — oznajmiła, odnosząc się do serii memów "x needs Jesus" — i rozjebania paru nielegalnych interesów.
Nie bez powodu wybrała to miejsce na kolejne spotkanie grupy. Kontrola nad miejscami, w których złoczyńcy lubili się spotykać by dobijać dowolnego typu targu (nawet nielegalnej wymiany podrobionych Metal Tazo) była dla Maannguaq jednym z priorytetów.
— Zaraz wam wszystkim wszystko wyjaśnię — zapewniła, unosząc delikatnie dłoń do góry.
Przeniosła spojrzenie na dwie męskie sylwetki zmierzające w ich kierunku. Spojrzała na zegarek, ponownie mrużąc oczy. Wyrobili się. Jakimś cudem. Po chwili zauważyła też trzecią, na widok której uniosła kącik ust. Wreszcie średnia wieku się trochę podniesie.
Słysząc pytanie Adriena, ponownie popatrzyła po wszystkich zebranych, jakby musiała ich przeliczyć.
— Nie sądzę — odparła krótko na jego pytanie.
Odłożyła pusty kubek na maskę samochodu obok siebie, po czym wstała i za plecami złapała się za łokcie.
— Dobra, to żeby nie przedłużać, sprawa wygląda następująco... — zaczęła, odruchowo jeszcze się rozglądając za ewentualnymi szpiegami (paranoid af) — Policja ostatnio trochę więcej ode mnie oczekuje pod kątem bycia na komendzie, bo uwzględnili mnie w jakichś nowych projektach, dlatego przez jakiś czas nie będę nad wami wisiała. Tak bardzo.
Popatrzyła na wszystkich nieco zmęczonym wzrokiem i odetchnęła cicho. Wyprostowała się, jednocześnie delikatnie przygryzając dolną wargę. Sama nie była przekonana do swojej decyzji, którą miała zaraz się podzielić z resztą. Najchętniej powiedziałaby im, że jebie to wszystko i wraca na Grenlandię polować na foki, a oni niech sobie radzą. Ale coś jej w tym przeszkadzało i nie był to jedynie brak możliwości wyjazdu z Riverdale. Powodem była ambicja, nieco chora z resztą. Jej największy wróg. No, może poza globalnym ociepleniem, bo to mocno oddziaływało na jej ukochaną ojczyznę.
— W związku z tym przyda się ktoś, kto was ogarnie w razie mojej nieobecności. — Wafel. Niewolnik. Zastępca. — Jacyś chętni, sami z siebie albo proponujecie kogoś? Macie demokratyczną możliwość wyboru. — chociaż sama demokrację uważała za beznadziejny ustrój, który skutkuje takimi abominacjami jak Riverdale. — Na dobry start moim jedynym wymaganiem będzie zdana matura.
I nie chodziło jej w tym momencie o braki w inteligencji a jedynie wiek zebranych. Pomimo tego, że wszyscy mieli co najmniej dwadzieścia lat, Maannguaq wciąż postrzegała większość z nich jako dzieci.
Gdyby wzrok mógł zabijać, Rudy bez wątpienia padłby martwy w momencie, gdy tylko nazwał Connora mordką. Całe szczęście, Josten nigdy nie posiadł podobnych umiejętności. W innym wypadku wysłaliby go do Riverdale jako broń specjalną, która zrobiłaby porządek ze wszystkimi mieszkańcami w przeciągu jednego dnia. Ciężko było w końcu uzyskać jakąkolwiek pozytywną odpowiedź od tego niskiego gbura, który na narzekaniu spędzał większość swojego życia.
— Tsa — odpowiedział pokrótce, zaraz wychodząc z samochodu. Papieros znalazł się w jego dłoniach nim Rudy zdążył nawet zamknąć za sobą drzwi. Zaraz został zresztą odpalony i wsunięty między wargi, gdy z miną ponurego żniwiarza dołączył do reszty Wilków.
Nie zabierał szczególnie głosu, gdy otoczenie zmieniło się w żywą dyskusję. Rozgadani jak zawsze. Choć ostatnim razem i Connor miał nadzwyczaj dużo do powiedzenia. Tym razem po prostu stał i patrzył wokół ze znużeniem. Kolejny syf, który oznaczą jako swój. Fantastycznie. Może Wolves powinno trzasnąć sobie w logu jakiegoś menela, skoro wyraźnie aspirowali w kierunku ich środowiska naturalnego.
— No proszę, demokracja. Robimy postępy, jeszcze trochę i może to miasto odzyska swój naturalny blask — rzucił robiąc kółko dłonią trzymającą papierosa, nim zaciągnął się nim spokojnie, zaraz wypuszczając dym w kierunku nieba. Tak samo ponurego jak całe to otoczenie. Kolejny dzień pod zaszczytnym hasłem chuj by to wszystko strzelił.
Gdy inni pojawili się w dokach Kiana stanęła tak by mieć ich wszyskich w zasięgu wzroku. Czy miała paranoje? Jak najbardziej. W tych czasach wszystkiego można było się spodziewać. Słuchała uważnie tego co Maannguaq mówiła na temat swojej przyszłej nieobecności, a słysząc o demokracji prychnęła i pokręciła głową. Prędzej krowy zaczną latać niż to dojdzie do skutku, ale może wyolbrzymiała? Może tutaj ludzie byli inni?
„To w takim razie kto na prezydenta?” Rzuciła w przestrzeń przesuwając wzrokiem po zgromadzonych. Była nowa, ale to nie znaczyło, że będzie stała z boku biernie się przyglądając. Skoro ma być częścią tego gangu to zamierzała być jak najbardziej aktywnym członkiem.
Szczerze mówiąc spodziewała się nieco większej frekwencji, w końcu w grupie siła, ale kto wie, może każdy z obecnych miał poukrywane asy?
„No dobra odsuwając na bok sprawę potencjalnego zastępcy, co dalej? Skoro już tu jesteśmy w tak pokaźnym gronie bierzmy się do roboty,” Kiana przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, opierając jedną z dłoni na biodrze. Irytował ją bezruch i dyskusje. Wolała działać, a samym gadaniem nic w końcu nie wskórają. Z resztą, z tego co zdążyła się zorientować mieli co robić. A rozbicie nielegalnych interesów brzmiało dla niej bardzo zachęcająco. Minęło już sporo czasu odkąd brała udział w jakieś akcji i szczerze mówiąc brakowało jej tego dreszczyku emocji, który zawsze towarzyszył tego typu wydarzeniom. Oto przed państwem stała osoba, która żyła na kofeinie, tequili i adrenalinie.
Czy ktokolwiek w ogóle był chętny, by przejąć cały ten cyrk? Rozłożył ręce na boki, obracając kilka razy papierosa w palcach.
— Na mnie nie patrz koleżanko, nikt mnie tu nie lubi. Poza Rudym — klepnął chłopaka w plecy wolną ręką, oddając mu w ten sam sposób za wcześniejsze nazwanie go mordką. A zatem nadarzyła się okazja. Connor nieczęsto dotykał drugą osobę, ale jak widać gdy już to robił, jego gesty nie miały w sobie zbyt wiele delikatności czy pozytywności.
Tak czy siak kłamać nie kłamał.
— Różnice poglądów — zawiesił wzrok na Maannguaq, wyraźnie odwołując się tym samym do ich ostatniej potyczki słownej, która jakby nie patrzeć, była daleka od przyjacielskiej. Nie wspominając już zresztą o kontrowersyjnym wywiadzie, którego Josten udzielił w ostatnim czasie, ściągając na siebie masę nieprzychylnych spojrzeń na komisariacie. Nie żeby szczególnie się tym przejmował. Latały mu koło chuja.
— Dobra, ale co tak właściwie chcecie tu robić? Zamieść podwórko? Przeprowadzić rozmowę o pracę dla marynarzy, którzy i tak nie wypłyną z portu? Zamalować grafitti na żółto, wywiesić flagę Wilków, porozdawać ulotki z informacją o renowacji i zaprosić na festyn? — jedna propozycja brzmiała bardziej absurdalnie od drugiej, nie pozostawiając wątpliwości. Sarkazm Connora ciągnął się za nim całe życie w niezwykle dobitny i zgryźliwy sposób. Czy dziwił się zatem, że nie budził w innych sympatii?
Nie.
Oni też go wkurwiali, byli więc kwita.
Oczywiście nie liczyła na to, że nagle wyrośnie las rąk i każdy będzie chciał przejąć pałeczkę. Na demokrację też nie bardzo liczyła. Pewnie skończy się na tym, że Maannquag sama wybierze sobie kogoś, niezależnie od opinii tejże osoby.
Spojrzała w stronę chłopaka, który jako pierwszy zabrał głos i gdy tylko przyjrzała się jego twarzy od razu skojarzyła kolesia.
"Ty piegowaty ryju!" w kilku szybkich krokach podeszła do niego i szturchnęła go w ramię. "Nie nauczyli Cię, że telefony to się odbiera?! Od kilku dni próbuje się do Ciebie dodzwonić!" może to nie był odpowiedni moment na tego typu przepychanki, ale Josten zirytował ją niemiłosiernie. Mieli być partnerami do cholery. A ten zlewał każdy jej telefon i wiadomość. A tak to ona bawić się nie będzie.
Wiedziała z opowieści, że nie będzie to droga przez las, ale no chociaż liczyła na jakikolwiek cywilizowany kontakt z Connorem. Zamiast tego napotkała betonową ścianę.
Skrzyżowała ręce przed sobą i wywróciła oczami. O losie...
"No nie wiem może na przykład przeszukać te budynki, bo jak dla mnie to jest tu zdecydowanie za cicho," wskazała ręką dookoła siebie, a następnie odsunęła się od niego o krok i spojrzała na Maannguaq wymownie. To ona podejmowała w końcu ostateczną decyzję.
Piegowaty ryju? No proszę, tego określenia z pewnością dawno nie słyszał. I choć wszelkie przepychanki słowne były dla niego czymś absolutnie normalnym, tak kontaktu fizycznego szczerze nienawidził. Nic dziwnego, że wystarczyło jedno szturchnięcie ze strony kobiety, by jego oczy momentalnie się zwęziły, szczęka zacisnęła, a chłodne oblicze stało się jeszcze bardziej nieprzystępne, nadając mu wizerunku wkurwionej żmii.
— Dotknij mnie jeszcze raz, a urządzimy sobie konkurs kto pierwszy złamie drugiej osobie gnaty — wycedził spomiędzy zębów, ledwo powstrzymując się przed dodaniem na koniec jakiegokolwiek wyzwiska. Nie żeby jego umysł był tak opanowany, gdy określał ją coraz to gorszymi epitetami.
Kolejne przekleństwa rysowały się w jego łbie, gdy z wyraźną irytacją, wytarł dotknięte miejsce ręką z głośnym prychnięciem. Chwilę mu zajęło, by agresja opadła w dół, zmuszając jego umysł do dużo chłodniejszej kalkulacji. Więc to ta szajbuska nieustannie do niego wydzwaniała. Nowa partnerka, co? Kolejny wrzód na dupie. Zajebiście. Będzie musiał odblokować potem jej numer, który po trzeciej próbie połączenia wrzucił do zablokowanych.
— Byłem zajęty — skwitował wypranym z emocji głosem, dopalając papierosa. Wykorzystał zresztą ten moment, by zwiększyć na nowo odległość pomiędzy nimi i wywalić zgaszony niedopałek do zdezelowanego kosza na śmieci, który najwyraźniej nie był zbyt często opróżniany. Nie jego sprawa. Zaraz wzruszył ramionami na propozycję przeszukania budynków. Rzecz jasna nie umknęło jego uwadze, że Kiana wyraźnie spojrzała w stronę herszta, jakby szukała u niego akceptacji.
Oczekiwanie na pozwolenie? Yikes.
— Rusz dupę partnerko, skoro masz mi od teraz zatruwać życie to idziesz ze mną — rzucił, ruszając bez słowa w stronę budynku. No bo przecież nie będzie sterczał jak ostatni kretyn. Obrócił jeszcze głowę kierunku rudzielca, ściągając nieznacznie brwi — Idziesz czy też czekasz na specjalne zaproszenie?
Uniosła brew, a na jej usta wpełzł perfidny pół-uśmiech. A więc to tak? I że niby teraz powinna uciec od niego z piskiem? Jeśli sądził, że ją wystraszy to nie miał pojęcia z kim właśnie rozmawiał.
Kiana zadarła głowę by móc wlepić w niego swoje zimne spojrzenie i bez ostrzeżenia pstryknęła go w czoło. Czy umyślnie chciała go jeszcze bardziej wkurzyć- zdecydowanie.
„Wyciągnij ten kij z dupy zanim pęknie Ci żyłka, marchewo” no poważnie, rozumiała że był wojskowym, ale bez przesady. Nie musiał być aż tak sztywny.
Parsknęła na jego żałosne wytłumaczenie oczywistego zlewania jej telefonów. Zajęty, jasne. Chyba polerowaniem złotych gwiazdek, które pewnie trzymał na wystawcę w mieszkaniu. Dupek. I oni mieli być partnerami? Przecież prędzej się pozabijają.
„Nie wciskaj mi kitu Josten i następnym razem lepiej odbierz po pierwszym sygnale.”
Gdy się odsunął Kiana przebiegła spojrzeniem dookoła. Może nie byli tu sami, ale ostrożności nigdy za wiele. Miała przeczucie, że gdyby ktoś nagle wyskoczył na nich zza rogu każdy dbał by tylko i wyłącznie o własny tyłek. Słysząc słowa rudzielca, odwróciła się, ale on już szedł w stronę budynków.
Huh? No jasne.
„Hej! Poczekaj no chwile!” Krzyknęła do jego pleców. Nie miała zamiaru go gonić. Jeszcze tego brakowało by uganiała się za nim jak jakiś kundel. Mieli być partnerami, co dla niej równało się z byciem równymi sobie. I prędzej czy później on także będzie musiał to zrozumieć. Westchnęła i powoli ruszyła za Jostenem. Kątem oka spojrzała na inną rudą czuprynę. „Chodź zanim ten sztywniak sobie krzywdę zrobi,” rzuciła beznamiętnie w jego stronę nie zatrzymując się nawet na moment.
No właśnie, "kto na prezydenta"? Maannguaq z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami przyglądała się wszystkim zebranym. W tym momencie nie czuła się wcale, jakby szukała zastępcy, a bardziej jakby szukała chętnego do odpowiedzi przy tablicy. Czyżby wszyscy mieli PTSD ze szkoły?
Uniosła brwi, przenosząc spojrzenie na Kianę, kiedy ta zaproponowała działanie. Nieprzyzwyczajona do takiej wyrywczości Grenlandka zamrugała zdziwiona dwa razy, ale zanim zdążyła jej odpowiedzieć, odezwał się Connor. Ukradkiem zacisnęła dłonie mocniej na swoich rękach, ostatecznie jednak odetchnęła głośniej i je rozluźniła.
— Cieszę się, że przygotowałeś dla siebie listę zadań. Jak się sprężysz to może wyrobisz się przed zmierzchem — odparła tylko ze świadomością, że choćby w tym miejscu rozbili meksykański kartel narkotykowy to i tak chłopak znajdzie sobie powód do narzekania.
Słuchając Kiany rozejrzała się jeszcze raz, po czym sięgnęła do kieszeni po telefon, który jej akurat zadzwonił. Dłonią wskazała dziewczynie, że mieli drogę wolną — w końcu i tak żadne z nich nie było kandydatami na wspomnianego wcześniej zastępcę.
— Morda tam, Josten! — warknęła tylko za Connorem, kiedy to odsunęła twarz od telefonu, którego mikrofon wcześniej wyciszyła. Przynajmniej próbowała zachować spokój.
Wróciła do rozmowy, którą zakończyła w ciągu kolejnych kilku sekund. Spojrzała na pozostałych przy niej mężczyzn.
— Raz, dwa, trzy, zastępcą zostajesz ty — rzuciła do Adriena. Widać jej demokratyczny pomysł nie przypadł do gustu reszcie grupy, toteż postanowiła rozwiązać problem w "klasyczny" sposób, wybierając następcę osobiście. W stylu "swojego" ustroju. — Chyba, że ty masz jakieś wątpliwości? — Krzyżując ręce na klatce piersiowej spojrzała wyczekująco na Rudego, aby formalnie nikt nie mógł zarzucić jej niesprawiedliwych decyzji podejmowanych bez konsultacji z innymi.
Wypuścił gwałtownie powietrze, kiedy Connor przyjaźnie przyłożył mu w plecy. Jak na takiego knypka miał zaskakującą parę w ręce.
— Nie gadaj głupot, na pewno nie tylko ja cię tu lubię — powiedział i gdzieś tak w połowie zdania zdał sobie sprawę, że całkiem możliwe było, że Connor istotnie miał na pieńku z absolutnie wszystkimi Wilkami. Gość miał niesamowity talent do grabienia sobie, a co gorsza, wydawał się być tego zupełnie świadomy i kompletnie nic z tym nie robił. Czemu? Rory nie podejmował się zgadywać.
— Do rzeczy — powiedział, głównie do siebie, i odsunął na bok rozważania o głębokim jak kałuża wnętrzu swojego kolegi. Na to miał jeszcze przyjść czas; na razie wszyscy mieli ważniejsze rzeczy na głowie. — Zaraz do was dołączę — mruknął do Connora i Kiany. — Nie pozabijajcie się tam.
Nie wtrącał się specjalnie w proces decyzyjny Maannguaq; pokiwał głową, słysząc, że wybrała Campbella na swojego zastępcę. Facet wydawał się ogarnięty, a skoro szefowa miała spędzać teraz więcej czasu na komendzie, to Bóg jedyny wiedział, że ich wilczej bandzie przyda się ktoś z głową na karku.
— Żadnych obiekcji, pani podpułkownik — powiedział i z trudem powstrzymał się, by nie zasalutować. Zerknął przez ramię na oddalającą się parę. — Uhm, pójdę z nimi, jeśli to nie problem. W trójkę będzie bezpieczniej. — I jeśli Maannguaq nie protestowała, to faktycznie podążył truchtem za Connorem i Kianą.
Cóż, nie spodziewał się nie wiadomo jakich tłumów, jednak odpowiedź policjantki niezbyt go uradowała. Przesunął wzrokiem po zebranych, zatrzymując się na chwilę na każdym członku gangu. No może nie dysponowali powalają ilością ludzi, ale dobre i to.
Zmarszczył brwi na kolejne słowa Thorleifsen. Komenda stawiała przed nią większe wymagania? Fatalnie. Nigdy nie przyjął określonego stanowiska wobec policji, ale niepoprawiająca się sytuacja w mieście dobitnie pokazywała, że stróże prawa kompletnie nie potrafili zapanować nad sytuacją. Postanowili to zmienić czy po prostu doszli do wniosku, że będą chociaż stwarzać, że coś robią i tym samym każą funkcjonariuszom dłużej przebywać na komendzie?
W tej sytuacji wybranie osoby, która będzie ogarniała sprawy gangu, nie było niczym dziwnym, jednak najwyraźniej co poniektórzy nie potrafili skupić się na tak prostej rzeczy, jak dyskusja na jeden temat, tylko od razu musieli wdawać się w pyskówki między sobą.
— Jeśli oni zaczną się bić i pozabijają się tutaj, to ja nie zbieram ich ciał do worków — powiedział, kiedy Inutka zakończyła rozmowę przez telefon.
Josten nie wydawał się najbardziej przyjemnym człowiekiem na świecie, ale Kiana również nie dawała sobie w kaszę dmuchać, choć z pewnością była bardziej sympatyczna od rudzielca.
— Raz, dwa, trzy, zastępcą zostajesz ty.
Uniósł jedną brew, przeskakując wzrokiem od jakże zabawnego duo do kobiety.
— Długo chyba nie myślałaś nad tą wyliczanką, co? No nic, niech będzie. Skoro trudny wybór ustalenia zastępcy mamy za sobą, proponuję ruszyć się tak jak oni.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
TEREN JACKALS
Doki
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Doki portowe, w których zakotwiczane okręty są rozładowywane i załadowywane. Za spokojnych i beztroskich czasów marynarze mieli niemal perfekcyjne warunki do pracy, a to wszystko dzięki miastu, które wtedy nie szczędziło grosza. Obecnie doki nie prezentują się już tak dobrze. Wandalizm i liczne zamieszki odcisnęły na tym miejscu swoje piętno. Już prawie nikt nie zapuszcza się tutaj, by pooglądać ludzi przy pracy, a gapowicze są przeganiani przez robotników. Doki upodobały sobie pomniejsze gangi mafijne, nierzadko robiące przekręty na boku. Nielegalny towar wszelkiego rodzaju? Szemrane interesy? Jeśli jesteś nimi zainteresowany, trafiłeś idealnie. Jeśli nie... lepiej bierz nogi za pas, nim trafisz w nieodpowiednim momencie na nieodpowiedniego człowieka. To nie typ dysputy, który wchodzi w dyskusje. Oni zdecydowanie bardziej wolą najpierw strzelać, a potem zadawać pytania. Choćby było to "I czego tu szukałeś, frajerze?" pochylając się nad twoimi zwłokami.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Przejmowanie terenu 1/15
Ze zniechęceniem zamknęła drzwi samochodu, jednocześnie spoglądając na zegarek. Rozejrzała się wokoło, westchnęła i przeciągnęła się, wyciągając ręce do góry. Była zirytowana, zmęczona i głodna — gdzie normalnie tylko to pierwsze było "standardem" — a kawa wypełniająca trzymany przez nią papierowy kubek nie wydawała się w ogóle pomagać. Może nawet wręcz przeciwnie.
Omiotła doki spojrzeniem jeszcze raz, zaskoczona tym, jak spokojna była ta okolica tego dnia. Nie było nawet komu wystawić mandatu, ani nawet potajemnie nakleić nieprzyzwoitej naklejki za beznadziejne parkowanie. Grenlandka westchnęła i jak to typowa
Przejmowanie terenu 2/15
Doki, cóż za odpychające miejsce. Kiedyś pewnie tętniło życiem teraz natomiast gdzie Kiana nie spojrzała widziała śmieci, zdechłe zwierzątka i jeszcze więcej śmieci. Zapach musiał być równie przyjemny co i widok, ale na szczęście przed tym, póki co chronił ją czarny kask. Zwolniła nieco gdy zbliżała się do otwartej przestrzeni i od razu zauważyła, że ktoś ją ubiegł. Zatrzymała się parę metrów od drugiego pojazdu, wyłączyła silnik i dopiero wtedy ściągnęła kask. Zapach portu uderzył ją i nie udało jej się powstrzymać skrzywienia.
Kiana przeczesała włosy palcami zgarniając je z czoła i nie spiesząc się zeszła z motocykla odkładając kask na siedzisko.
Idąc w stronę drugiej kobiety wyciągnęła z kieszeni kurtki papierosy, odpaliła jednego i zaciągnęła się wypuszczać powoli dym. Od razu lepiej.
„Cześć, ty musisz być tą co tu rządzi. Rozmawiałyśmy przez telefon parę dni temu..” Powitała ją, stając przed drugą kobietą tak, by dym nie leciał w jej stronę. Zdawała sobie sprawę, że nie każdy jest fanem papierosów. Rozejrzała się dookoła, ale oprócz nich nie było tu nikogo. To było raczej dziwne, ale nie jej oceniać. Dopiero uczyła się specyfiki miasta i jego rozkładu. W dokach również była po raz pierwszy. Pewnie jak wszystko w Riverdale to miejsce tylko na pozór wyglądało jak spokojna, opuszczona dzielnica. Zdecydowanie druga strona medalu kryła coś okropnego.
„Ciekawe miejsce na spotkanie, nie ma co…” rzuciła w przestrzeń ponownie się zaciągając i przeniosła ciężar ciała na lewą nogę. Niebawem jej nowy partner powinien się również pojawić. Była w sumie z deka zdziwiona, że jeszcze go tu nie było. Pan punktualny, tak?
„Co my tu właściwie robimy?” To pytanie skierowała prosto do drugiej kobiety. Sms jaki dostała wcześniej informował ją jedynie o godzinie i miejscu. Była ciekawa, o co mogło chodzić.
[ przejmowanie terenu 3/15 ]
[ ubiór ]
[ ubiór ]
— Dzięki za podwózkę, mordko… Znaczy tego, Connor — poprawił się szybko i zerknął w bok, chcąc się upewnić, czy siedzący na fotelu kierowcy kolega nie spróbuje go zaraz zamordować. Na szczęście wyglądało na to, że postanowił darować mu życie, więc Rudy szybko odpiął pas, wygramolił się z samochodu i przeciągnął się z satysfakcją. Nie chciał być niewdzięcznikiem, więc nie powiedział słowa na ten temat, ale w samochodzie Connora czuł się czasem jak pies zamknięty w zbyt małej klatce. Nie powiedziałby, że musiał siedzieć z kolanami pod brodą, ale wiele nie brakowało. Wyprostował się, poprawił plecak i spojrzał na swojego towarzysza.
— Idziemy? Thorleifsen nas obedrze ze skóry, jeśli przyjdziemy za późno. — Wzdrygnął się na samą myśl i żwawym krokiem ruszył w stronę dwóch sylwetek, które wypatrzył nieopodal.
Przejmowanie terenu 4/15
Próba zaprowadzenia porządku w tym mieście z każdym dniem wydawała się większym szaleństwem i ułudą. Ludzie coraz mniej liczyli się z zasadami i prawami człowieka, jakby zamknięcie miasta w murach uwalniało w nich najgorsze instynkty. Czy właśnie dlatego członkowie gangu wykazywali tak mierne zaangażowanie? Mieli być przecież organizacją, która nie ugina karku pod naciskiem szemranych interesów, rosnącego chaosu i zamieszek. Najwyraźniej w którymś momencie zaczęli zatracać ideę, która zebrał ich wszystkich razem.
A byłoby naprawdę szkoda, gdyby wszystko skończyło się w taki sposób, dlatego wiadomość o spotkaniu sprawiła, że mężczyzna zmienił swoje dzisiejsze plany i pojawił się na miejscu.
Zaparkował motor, nim wyciągnął komórkę, żeby zerknąć do wiadomości z lokalizacją. Miał nadzieję, że nie pojawi się na miejscu jako jedyny. W końcu ciężko byłoby podjąć jakiekolwiek dalsze kroki związane z działalnością gangu, jeśli musiałby mówić jedynie do wiatru.
Na szczęście już w oddali zobaczył sylwetki innych Wilków, a po zbliżeniu się mógł nawet dostrzec nowy nabytek.
— Dobrze was wszystkich widzieć — powiedział, zatrzymując się pomiędzy Kianą a Maannguaq. — Ktoś jeszcze zamierza do nas dołączyć?
Wiedział, że kilka osób odpadło, co zresztą nie było znowu takie trudne do zauważenia. Jednak równie dobrze na miejsce dezerterów mógł pojawić się świeży narybek, który jeszcze nie pojawił się na spotkaniu.
Przejmowanie terenu 5/15
Słysząc dźwięk motoru, obejrzała się w kierunku, z którego ten dobiegał. Zauważyła później idącą nieznajomą, domyślając się, że zmierza do niej. Żeby to nie było jednak dziwne, Inuitka odwróciła wzrok i przyglądała się delikatnym falom na wodzie. Na nową rozmówczynię spojrzała dopiero, kiedy ta się do niej odezwała. Odruchowo zmrużyła oczy, patrząc na jej twarz, jakby próbując sobie przypomnieć w ogóle kim była.
— Można tak powiedzieć — prychnęła na pierwsze stwierdzenie białowłosej. — Kiana — miało być to pytanie, ale wyszło ciche stwierdzenie. Uświadomiła sobie w międzyczasie, że w sumie z nikim innym nie rozmawiała ostatnio przez telefon, w związku z czym sprawa ostatecznie wydawała się być dość oczywista. — To miejsce potrzebuje Jezusa — oznajmiła, odnosząc się do serii memów "x needs Jesus" — i rozjebania paru nielegalnych interesów.
Nie bez powodu wybrała to miejsce na kolejne spotkanie grupy. Kontrola nad miejscami, w których złoczyńcy lubili się spotykać by dobijać dowolnego typu targu (nawet nielegalnej wymiany podrobionych Metal Tazo) była dla Maannguaq jednym z priorytetów.
— Zaraz wam wszystkim wszystko wyjaśnię — zapewniła, unosząc delikatnie dłoń do góry.
Przeniosła spojrzenie na dwie męskie sylwetki zmierzające w ich kierunku. Spojrzała na zegarek, ponownie mrużąc oczy. Wyrobili się. Jakimś cudem. Po chwili zauważyła też trzecią, na widok której uniosła kącik ust. Wreszcie średnia wieku się trochę podniesie.
Słysząc pytanie Adriena, ponownie popatrzyła po wszystkich zebranych, jakby musiała ich przeliczyć.
— Nie sądzę — odparła krótko na jego pytanie.
Odłożyła pusty kubek na maskę samochodu obok siebie, po czym wstała i za plecami złapała się za łokcie.
— Dobra, to żeby nie przedłużać, sprawa wygląda następująco... — zaczęła, odruchowo jeszcze się rozglądając za ewentualnymi szpiegami (paranoid af) — Policja ostatnio trochę więcej ode mnie oczekuje pod kątem bycia na komendzie, bo uwzględnili mnie w jakichś nowych projektach, dlatego przez jakiś czas nie będę nad wami wisiała. Tak bardzo.
Popatrzyła na wszystkich nieco zmęczonym wzrokiem i odetchnęła cicho. Wyprostowała się, jednocześnie delikatnie przygryzając dolną wargę. Sama nie była przekonana do swojej decyzji, którą miała zaraz się podzielić z resztą. Najchętniej powiedziałaby im, że jebie to wszystko i wraca na Grenlandię polować na foki, a oni niech sobie radzą. Ale coś jej w tym przeszkadzało i nie był to jedynie brak możliwości wyjazdu z Riverdale. Powodem była ambicja, nieco chora z resztą. Jej największy wróg. No, może poza globalnym ociepleniem, bo to mocno oddziaływało na jej ukochaną ojczyznę.
— W związku z tym przyda się ktoś, kto was ogarnie w razie mojej nieobecności. — Wafel. Niewolnik. Zastępca. — Jacyś chętni, sami z siebie albo proponujecie kogoś? Macie demokratyczną możliwość wyboru. — chociaż sama demokrację uważała za beznadziejny ustrój, który skutkuje takimi abominacjami jak Riverdale. — Na dobry start moim jedynym wymaganiem będzie zdana matura.
I nie chodziło jej w tym momencie o braki w inteligencji a jedynie wiek zebranych. Pomimo tego, że wszyscy mieli co najmniej dwadzieścia lat, Maannguaq wciąż postrzegała większość z nich jako dzieci.
[ Przejmowanie terenu 6/15 ]
Gdyby wzrok mógł zabijać, Rudy bez wątpienia padłby martwy w momencie, gdy tylko nazwał Connora mordką. Całe szczęście, Josten nigdy nie posiadł podobnych umiejętności. W innym wypadku wysłaliby go do Riverdale jako broń specjalną, która zrobiłaby porządek ze wszystkimi mieszkańcami w przeciągu jednego dnia. Ciężko było w końcu uzyskać jakąkolwiek pozytywną odpowiedź od tego niskiego gbura, który na narzekaniu spędzał większość swojego życia.
— Tsa — odpowiedział pokrótce, zaraz wychodząc z samochodu. Papieros znalazł się w jego dłoniach nim Rudy zdążył nawet zamknąć za sobą drzwi. Zaraz został zresztą odpalony i wsunięty między wargi, gdy z miną ponurego żniwiarza dołączył do reszty Wilków.
Nie zabierał szczególnie głosu, gdy otoczenie zmieniło się w żywą dyskusję. Rozgadani jak zawsze. Choć ostatnim razem i Connor miał nadzwyczaj dużo do powiedzenia. Tym razem po prostu stał i patrzył wokół ze znużeniem. Kolejny syf, który oznaczą jako swój. Fantastycznie. Może Wolves powinno trzasnąć sobie w logu jakiegoś menela, skoro wyraźnie aspirowali w kierunku ich środowiska naturalnego.
— No proszę, demokracja. Robimy postępy, jeszcze trochę i może to miasto odzyska swój naturalny blask — rzucił robiąc kółko dłonią trzymającą papierosa, nim zaciągnął się nim spokojnie, zaraz wypuszczając dym w kierunku nieba. Tak samo ponurego jak całe to otoczenie. Kolejny dzień pod zaszczytnym hasłem chuj by to wszystko strzelił.
Przejmowanie terenu 7/15
Gdy inni pojawili się w dokach Kiana stanęła tak by mieć ich wszyskich w zasięgu wzroku. Czy miała paranoje? Jak najbardziej. W tych czasach wszystkiego można było się spodziewać. Słuchała uważnie tego co Maannguaq mówiła na temat swojej przyszłej nieobecności, a słysząc o demokracji prychnęła i pokręciła głową. Prędzej krowy zaczną latać niż to dojdzie do skutku, ale może wyolbrzymiała? Może tutaj ludzie byli inni?
„To w takim razie kto na prezydenta?” Rzuciła w przestrzeń przesuwając wzrokiem po zgromadzonych. Była nowa, ale to nie znaczyło, że będzie stała z boku biernie się przyglądając. Skoro ma być częścią tego gangu to zamierzała być jak najbardziej aktywnym członkiem.
Szczerze mówiąc spodziewała się nieco większej frekwencji, w końcu w grupie siła, ale kto wie, może każdy z obecnych miał poukrywane asy?
„No dobra odsuwając na bok sprawę potencjalnego zastępcy, co dalej? Skoro już tu jesteśmy w tak pokaźnym gronie bierzmy się do roboty,” Kiana przeniosła ciężar ciała na lewą nogę, opierając jedną z dłoni na biodrze. Irytował ją bezruch i dyskusje. Wolała działać, a samym gadaniem nic w końcu nie wskórają. Z resztą, z tego co zdążyła się zorientować mieli co robić. A rozbicie nielegalnych interesów brzmiało dla niej bardzo zachęcająco. Minęło już sporo czasu odkąd brała udział w jakieś akcji i szczerze mówiąc brakowało jej tego dreszczyku emocji, który zawsze towarzyszył tego typu wydarzeniom. Oto przed państwem stała osoba, która żyła na kofeinie, tequili i adrenalinie.
[ Przejmowanie terenu 8/15 ]
Czy ktokolwiek w ogóle był chętny, by przejąć cały ten cyrk? Rozłożył ręce na boki, obracając kilka razy papierosa w palcach.
— Na mnie nie patrz koleżanko, nikt mnie tu nie lubi. Poza Rudym — klepnął chłopaka w plecy wolną ręką, oddając mu w ten sam sposób za wcześniejsze nazwanie go mordką. A zatem nadarzyła się okazja. Connor nieczęsto dotykał drugą osobę, ale jak widać gdy już to robił, jego gesty nie miały w sobie zbyt wiele delikatności czy pozytywności.
Tak czy siak kłamać nie kłamał.
— Różnice poglądów — zawiesił wzrok na Maannguaq, wyraźnie odwołując się tym samym do ich ostatniej potyczki słownej, która jakby nie patrzeć, była daleka od przyjacielskiej. Nie wspominając już zresztą o kontrowersyjnym wywiadzie, którego Josten udzielił w ostatnim czasie, ściągając na siebie masę nieprzychylnych spojrzeń na komisariacie. Nie żeby szczególnie się tym przejmował. Latały mu koło chuja.
— Dobra, ale co tak właściwie chcecie tu robić? Zamieść podwórko? Przeprowadzić rozmowę o pracę dla marynarzy, którzy i tak nie wypłyną z portu? Zamalować grafitti na żółto, wywiesić flagę Wilków, porozdawać ulotki z informacją o renowacji i zaprosić na festyn? — jedna propozycja brzmiała bardziej absurdalnie od drugiej, nie pozostawiając wątpliwości. Sarkazm Connora ciągnął się za nim całe życie w niezwykle dobitny i zgryźliwy sposób. Czy dziwił się zatem, że nie budził w innych sympatii?
Nie.
Oni też go wkurwiali, byli więc kwita.
Przejmowanie terenu 9/15
Oczywiście nie liczyła na to, że nagle wyrośnie las rąk i każdy będzie chciał przejąć pałeczkę. Na demokrację też nie bardzo liczyła. Pewnie skończy się na tym, że Maannquag sama wybierze sobie kogoś, niezależnie od opinii tejże osoby.
Spojrzała w stronę chłopaka, który jako pierwszy zabrał głos i gdy tylko przyjrzała się jego twarzy od razu skojarzyła kolesia.
"Ty piegowaty ryju!" w kilku szybkich krokach podeszła do niego i szturchnęła go w ramię. "Nie nauczyli Cię, że telefony to się odbiera?! Od kilku dni próbuje się do Ciebie dodzwonić!" może to nie był odpowiedni moment na tego typu przepychanki, ale Josten zirytował ją niemiłosiernie. Mieli być partnerami do cholery. A ten zlewał każdy jej telefon i wiadomość. A tak to ona bawić się nie będzie.
Wiedziała z opowieści, że nie będzie to droga przez las, ale no chociaż liczyła na jakikolwiek cywilizowany kontakt z Connorem. Zamiast tego napotkała betonową ścianę.
Skrzyżowała ręce przed sobą i wywróciła oczami. O losie...
"No nie wiem może na przykład przeszukać te budynki, bo jak dla mnie to jest tu zdecydowanie za cicho," wskazała ręką dookoła siebie, a następnie odsunęła się od niego o krok i spojrzała na Maannguaq wymownie. To ona podejmowała w końcu ostateczną decyzję.
[ Przejmowanie terenu 10/15 ]
Piegowaty ryju? No proszę, tego określenia z pewnością dawno nie słyszał. I choć wszelkie przepychanki słowne były dla niego czymś absolutnie normalnym, tak kontaktu fizycznego szczerze nienawidził. Nic dziwnego, że wystarczyło jedno szturchnięcie ze strony kobiety, by jego oczy momentalnie się zwęziły, szczęka zacisnęła, a chłodne oblicze stało się jeszcze bardziej nieprzystępne, nadając mu wizerunku wkurwionej żmii.
— Dotknij mnie jeszcze raz, a urządzimy sobie konkurs kto pierwszy złamie drugiej osobie gnaty — wycedził spomiędzy zębów, ledwo powstrzymując się przed dodaniem na koniec jakiegokolwiek wyzwiska. Nie żeby jego umysł był tak opanowany, gdy określał ją coraz to gorszymi epitetami.
Kolejne przekleństwa rysowały się w jego łbie, gdy z wyraźną irytacją, wytarł dotknięte miejsce ręką z głośnym prychnięciem. Chwilę mu zajęło, by agresja opadła w dół, zmuszając jego umysł do dużo chłodniejszej kalkulacji. Więc to ta szajbuska nieustannie do niego wydzwaniała. Nowa partnerka, co? Kolejny wrzód na dupie. Zajebiście. Będzie musiał odblokować potem jej numer, który po trzeciej próbie połączenia wrzucił do zablokowanych.
— Byłem zajęty — skwitował wypranym z emocji głosem, dopalając papierosa. Wykorzystał zresztą ten moment, by zwiększyć na nowo odległość pomiędzy nimi i wywalić zgaszony niedopałek do zdezelowanego kosza na śmieci, który najwyraźniej nie był zbyt często opróżniany. Nie jego sprawa. Zaraz wzruszył ramionami na propozycję przeszukania budynków. Rzecz jasna nie umknęło jego uwadze, że Kiana wyraźnie spojrzała w stronę herszta, jakby szukała u niego akceptacji.
Oczekiwanie na pozwolenie? Yikes.
— Rusz dupę partnerko, skoro masz mi od teraz zatruwać życie to idziesz ze mną — rzucił, ruszając bez słowa w stronę budynku. No bo przecież nie będzie sterczał jak ostatni kretyn. Obrócił jeszcze głowę kierunku rudzielca, ściągając nieznacznie brwi — Idziesz czy też czekasz na specjalne zaproszenie?
Przejmowanie terenu 11/15
Uniosła brew, a na jej usta wpełzł perfidny pół-uśmiech. A więc to tak? I że niby teraz powinna uciec od niego z piskiem? Jeśli sądził, że ją wystraszy to nie miał pojęcia z kim właśnie rozmawiał.
Kiana zadarła głowę by móc wlepić w niego swoje zimne spojrzenie i bez ostrzeżenia pstryknęła go w czoło. Czy umyślnie chciała go jeszcze bardziej wkurzyć- zdecydowanie.
„Wyciągnij ten kij z dupy zanim pęknie Ci żyłka, marchewo” no poważnie, rozumiała że był wojskowym, ale bez przesady. Nie musiał być aż tak sztywny.
Parsknęła na jego żałosne wytłumaczenie oczywistego zlewania jej telefonów. Zajęty, jasne. Chyba polerowaniem złotych gwiazdek, które pewnie trzymał na wystawcę w mieszkaniu. Dupek. I oni mieli być partnerami? Przecież prędzej się pozabijają.
„Nie wciskaj mi kitu Josten i następnym razem lepiej odbierz po pierwszym sygnale.”
Gdy się odsunął Kiana przebiegła spojrzeniem dookoła. Może nie byli tu sami, ale ostrożności nigdy za wiele. Miała przeczucie, że gdyby ktoś nagle wyskoczył na nich zza rogu każdy dbał by tylko i wyłącznie o własny tyłek. Słysząc słowa rudzielca, odwróciła się, ale on już szedł w stronę budynków.
Huh? No jasne.
„Hej! Poczekaj no chwile!” Krzyknęła do jego pleców. Nie miała zamiaru go gonić. Jeszcze tego brakowało by uganiała się za nim jak jakiś kundel. Mieli być partnerami, co dla niej równało się z byciem równymi sobie. I prędzej czy później on także będzie musiał to zrozumieć. Westchnęła i powoli ruszyła za Jostenem. Kątem oka spojrzała na inną rudą czuprynę. „Chodź zanim ten sztywniak sobie krzywdę zrobi,” rzuciła beznamiętnie w jego stronę nie zatrzymując się nawet na moment.
Przejmowanie terenu 12/15
No właśnie, "kto na prezydenta"? Maannguaq z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami przyglądała się wszystkim zebranym. W tym momencie nie czuła się wcale, jakby szukała zastępcy, a bardziej jakby szukała chętnego do odpowiedzi przy tablicy. Czyżby wszyscy mieli PTSD ze szkoły?
Uniosła brwi, przenosząc spojrzenie na Kianę, kiedy ta zaproponowała działanie. Nieprzyzwyczajona do takiej wyrywczości Grenlandka zamrugała zdziwiona dwa razy, ale zanim zdążyła jej odpowiedzieć, odezwał się Connor. Ukradkiem zacisnęła dłonie mocniej na swoich rękach, ostatecznie jednak odetchnęła głośniej i je rozluźniła.
— Cieszę się, że przygotowałeś dla siebie listę zadań. Jak się sprężysz to może wyrobisz się przed zmierzchem — odparła tylko ze świadomością, że choćby w tym miejscu rozbili meksykański kartel narkotykowy to i tak chłopak znajdzie sobie powód do narzekania.
Słuchając Kiany rozejrzała się jeszcze raz, po czym sięgnęła do kieszeni po telefon, który jej akurat zadzwonił. Dłonią wskazała dziewczynie, że mieli drogę wolną — w końcu i tak żadne z nich nie było kandydatami na wspomnianego wcześniej zastępcę.
— Morda tam, Josten! — warknęła tylko za Connorem, kiedy to odsunęła twarz od telefonu, którego mikrofon wcześniej wyciszyła. Przynajmniej próbowała zachować spokój.
Wróciła do rozmowy, którą zakończyła w ciągu kolejnych kilku sekund. Spojrzała na pozostałych przy niej mężczyzn.
— Raz, dwa, trzy, zastępcą zostajesz ty — rzuciła do Adriena. Widać jej demokratyczny pomysł nie przypadł do gustu reszcie grupy, toteż postanowiła rozwiązać problem w "klasyczny" sposób, wybierając następcę osobiście. W stylu "swojego" ustroju. — Chyba, że ty masz jakieś wątpliwości? — Krzyżując ręce na klatce piersiowej spojrzała wyczekująco na Rudego, aby formalnie nikt nie mógł zarzucić jej niesprawiedliwych decyzji podejmowanych bez konsultacji z innymi.
[ przejmowanie terenu 13/15 ]
Wypuścił gwałtownie powietrze, kiedy Connor przyjaźnie przyłożył mu w plecy. Jak na takiego knypka miał zaskakującą parę w ręce.
— Nie gadaj głupot, na pewno nie tylko ja cię tu lubię — powiedział i gdzieś tak w połowie zdania zdał sobie sprawę, że całkiem możliwe było, że Connor istotnie miał na pieńku z absolutnie wszystkimi Wilkami. Gość miał niesamowity talent do grabienia sobie, a co gorsza, wydawał się być tego zupełnie świadomy i kompletnie nic z tym nie robił. Czemu? Rory nie podejmował się zgadywać.
— Do rzeczy — powiedział, głównie do siebie, i odsunął na bok rozważania o głębokim jak kałuża wnętrzu swojego kolegi. Na to miał jeszcze przyjść czas; na razie wszyscy mieli ważniejsze rzeczy na głowie. — Zaraz do was dołączę — mruknął do Connora i Kiany. — Nie pozabijajcie się tam.
Nie wtrącał się specjalnie w proces decyzyjny Maannguaq; pokiwał głową, słysząc, że wybrała Campbella na swojego zastępcę. Facet wydawał się ogarnięty, a skoro szefowa miała spędzać teraz więcej czasu na komendzie, to Bóg jedyny wiedział, że ich wilczej bandzie przyda się ktoś z głową na karku.
— Żadnych obiekcji, pani podpułkownik — powiedział i z trudem powstrzymał się, by nie zasalutować. Zerknął przez ramię na oddalającą się parę. — Uhm, pójdę z nimi, jeśli to nie problem. W trójkę będzie bezpieczniej. — I jeśli Maannguaq nie protestowała, to faktycznie podążył truchtem za Connorem i Kianą.
[ przejmowanie terenu 14/15 ]
Cóż, nie spodziewał się nie wiadomo jakich tłumów, jednak odpowiedź policjantki niezbyt go uradowała. Przesunął wzrokiem po zebranych, zatrzymując się na chwilę na każdym członku gangu. No może nie dysponowali powalają ilością ludzi, ale dobre i to.
Zmarszczył brwi na kolejne słowa Thorleifsen. Komenda stawiała przed nią większe wymagania? Fatalnie. Nigdy nie przyjął określonego stanowiska wobec policji, ale niepoprawiająca się sytuacja w mieście dobitnie pokazywała, że stróże prawa kompletnie nie potrafili zapanować nad sytuacją. Postanowili to zmienić czy po prostu doszli do wniosku, że będą chociaż stwarzać, że coś robią i tym samym każą funkcjonariuszom dłużej przebywać na komendzie?
W tej sytuacji wybranie osoby, która będzie ogarniała sprawy gangu, nie było niczym dziwnym, jednak najwyraźniej co poniektórzy nie potrafili skupić się na tak prostej rzeczy, jak dyskusja na jeden temat, tylko od razu musieli wdawać się w pyskówki między sobą.
— Jeśli oni zaczną się bić i pozabijają się tutaj, to ja nie zbieram ich ciał do worków — powiedział, kiedy Inutka zakończyła rozmowę przez telefon.
Josten nie wydawał się najbardziej przyjemnym człowiekiem na świecie, ale Kiana również nie dawała sobie w kaszę dmuchać, choć z pewnością była bardziej sympatyczna od rudzielca.
— Raz, dwa, trzy, zastępcą zostajesz ty.
Uniósł jedną brew, przeskakując wzrokiem od jakże zabawnego duo do kobiety.
— Długo chyba nie myślałaś nad tą wyliczanką, co? No nic, niech będzie. Skoro trudny wybór ustalenia zastępcy mamy za sobą, proponuję ruszyć się tak jak oni.
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach