▲▼
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Biblioteka Carnegie Branch
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Biblioteka zdołała przetrwać największy kryzys rozrób i zamieszek, choć nie obyło się bez nagłego i mocnego odcięcia dofinansowania od państwa. Miejsce przestało cieszyć się wielkim powodzeniem wśród uczniów i studentów, ale nadal nie zostało całkowicie opuszczone. Wielki zbiór przeróżnych książek zebranych przez lata, dalej przyciąga ludzi chcących zatracać się w kartach fikcyjnych historii, by choć przez chwilę uciec od rzeczywistości. Niektóre podręczniki i powieści pożyczono na wieczne nieoddanie, a pisemne ponaglenia wysyłane przez bibliotekarki rzadko przynoszą jakikolwiek efekt, przez co zaginione tomy nieczęsto wracają na swoje miejsce. W północnej części biblioteki wyznaczono za szybą miejsce integracji, gdzie można usiąść na długich kanapach i rozmawiać głośno do woli, bez obaw, że takie zachowanie będzie przeszkadzać innym odwiedzającym. Niektórzy powtarzają szeptem, że tutejsi bibliotekarze prócz normalnych obowiązków, otrzymali również przykaz spisywania obecnych wydarzeń, by mroczne czasy Riverdale na dobre zapisały się w kartach historii, nie pozwalając Kanadzie na ich wyparcie się.]
Ostatnimi czasy miała wrażenie, że zawsze na wszystko przychodziła z opóźnieniem. Tak, jakby ktoś jej jako jedynej postaci w całym filmie, włączył poruszanie się w zwolnionym tempie. Strzelanina w bibliotece? Spóźniona. Koncert w bibliotece? Spóźniona. Czasami naprawdę zastanawiała się, czy miała japońskie korzenie – nikt pochodzący z Kraju Kwitnącej Wiśni przecież się nie spóźniał! Ba, jego mieszkańcy przychodzili do pracy piętnaście minut przed czasem, żeby oddać hołd swoim obowiązkom. Choć na to akurat jej przełożony i współpracownicy nie mogli narzekać – na komendzie zawsze stawiała się punktualnie, a przydzielone jej zadanie wykonywała z najwyższą starannością. Więc może to kwestia ostatnich zdarzeń? Nie zdziwiłaby się, bo choć mimo pewnego przyzwyczajenia sytuacja nadal dawała jej poniekąd w kość. Miasto w stanie anarchii w końcu nigdy nie było przyjemnym widokiem.
Odnosiła wrażenie, że powinna tu być jako ostatnia – w końcu jako policjantka powinna chronić takie miejsca jak to, a zniszczony budynek był świadectwem na to, że się jej to nie udało – ale ostatecznie postanowiła się tu pojawić. Już na wstępie wykupiła symboliczny bilet za 10$, przynosząc ze sobą dodatkowo pędzle za kolejne 10$, żeby zagłuszyć jakoś swoje wyrzuty sumienia. Nie wiedziała za bardzo, co powinna zrobić i jak się zachować w stosunku do innych, więc poszła za głosem tłumu – zdaje się, że mieli zamieść podłogę i generalnie chyba wszystko uprzątnąć.
Przypadkowo dotknęła tego samego przedmiotu co jakiś… mężczyzna [Noel]? Chłopak? Nie do końca była w stanie powiedzieć, bo przecież dobry makijaż czy geny potrafiły sprawić, że każdy wyglądał młodziej. Tak czy siak zepsuta deska nie była czymś, czego stratą Chika by się bardzo przejęła. Zawsze mogła przecież sięgnąć po inną.
– Przepraszam – oznajmiła odruchowo, spokojnie cofając rękę. Znajdzie kolejną, tu ich nie brakowało.
Odnosiła wrażenie, że powinna tu być jako ostatnia – w końcu jako policjantka powinna chronić takie miejsca jak to, a zniszczony budynek był świadectwem na to, że się jej to nie udało – ale ostatecznie postanowiła się tu pojawić. Już na wstępie wykupiła symboliczny bilet za 10$, przynosząc ze sobą dodatkowo pędzle za kolejne 10$, żeby zagłuszyć jakoś swoje wyrzuty sumienia. Nie wiedziała za bardzo, co powinna zrobić i jak się zachować w stosunku do innych, więc poszła za głosem tłumu – zdaje się, że mieli zamieść podłogę i generalnie chyba wszystko uprzątnąć.
Przypadkowo dotknęła tego samego przedmiotu co jakiś… mężczyzna [Noel]? Chłopak? Nie do końca była w stanie powiedzieć, bo przecież dobry makijaż czy geny potrafiły sprawić, że każdy wyglądał młodziej. Tak czy siak zepsuta deska nie była czymś, czego stratą Chika by się bardzo przejęła. Zawsze mogła przecież sięgnąć po inną.
– Przepraszam – oznajmiła odruchowo, spokojnie cofając rękę. Znajdzie kolejną, tu ich nie brakowało.
_________________
Odliczono 20$ od stanu konta - R.
Odliczono 20$ od stanu konta - R.
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Czw Gru 10, 2020 12:35 am
Czw Gru 10, 2020 12:35 am
Oczywiście Inuitce nie umknął gest nieznajomego, który także stał przy bibliotekarce. Jak pewnie większość kobiet by zareagowała tym samym, uśmiechem, rumieńcem, czymkolwiek - w końcu mężczyzna był całkiem przystojny - tak Maannguaq uniosła jedną brew, a jej twarz przyozdobił bliżej nieokreślony grymas, który mógł być jednocześnie próbą uśmiechnięcia się ale przysłonioną wstydem i zażenowaniem. Oraz zaskoczeniem. Kobietę coraz mniej dziwił fakt, że lista jej związków ograniczyła się do dwóch pozycji.
Brunetka w milczeniu wysłuchała bibliotekarki i pokiwała głową na znak, że zrozumiała. Odruchowo uniosła dłoń do zasalutowania, ale złapała się na tym wystarczająco wcześnie, by oszczędzić sobie wstydu. Żeby zamaskować tę akcję, złapała się za nadgarstek i rozmasowała, jakby był w jakikolwiek sposób naruszony.
- No to zabieram się do roboty. - podsumowała z delikatnym uśmiechem - Powodzenia. - rzuciła na odchodne do stojących obok mężczyzn, zakładając, że są to członkowie zespołu więc żeby chociaż im koncert dobrze poszedł.
A jak nie są, to może to zinterpretują jako "powodzenia w pracy". Cokolwiek.
Podpułkownik Thorleifsen zaniosła tablicę we wskazane przez bibliotekarkę miejsce, po czym rozejrzała się za czymś do roboty. A tego było tak dużo, że nawet w podanej kolejności ciężko było zdecydować co ze sobą zrobić. Postanowiła więc zacząć od przeniesienia dość sporej belki, która rzeczywiście okazała się dość spora, przez co Grenlandka fizycznie nie dała rady jej podnieść na tyle, by ją wywlec do śmietnika. Ukucnęła zniechęcona (dużo jak widać nie było potrzeba) i rozejrzała się za jakimś wsparciem. Najbliżej niej okazała się być postać w masce, na widok której Maannguaq zacisnęła na chwilę usta. Nie za ciepło w czymś takim? Ona już czuła się czerwona na twarzy, ale w sumie nie była pewna czy to z ciepła w pomieszczeniu czy reakcji na wyczyn jednego z muzyków.
- Hej, mogę prosić o pomoc? - spytała grzecznie, chociaż wciąż nie wiedziała co myśleć o zamaskowanej postaci.
Od razu uruchomiła jej się mała paranoja, że może to jakiś terrorysta albo inny kryminalista uciekający przed służbami. W końcu najciemniej pod latarnią, tak? Więc mógł się idealnie schować pośród dobrych ludzi, za cenę przeniesienia paru przedmiotów. Może powinna go prewencyjnie naklepać?
Kobieta zamknęła oczy na jakieś dwie sekundy, próbując uspokoić swój natłok myśli. Ale to, że wmówiła sobie, że przesadza, nie zmieniało faktu, że wciąż tę postać chciała mieć w zasięgu wzroku. Ciekawe, czy miał ze sobą paszport i co robił przedwczoraj w godzinach lunchu...
Brunetka w milczeniu wysłuchała bibliotekarki i pokiwała głową na znak, że zrozumiała. Odruchowo uniosła dłoń do zasalutowania, ale złapała się na tym wystarczająco wcześnie, by oszczędzić sobie wstydu. Żeby zamaskować tę akcję, złapała się za nadgarstek i rozmasowała, jakby był w jakikolwiek sposób naruszony.
- No to zabieram się do roboty. - podsumowała z delikatnym uśmiechem - Powodzenia. - rzuciła na odchodne do stojących obok mężczyzn, zakładając, że są to członkowie zespołu więc żeby chociaż im koncert dobrze poszedł.
A jak nie są, to może to zinterpretują jako "powodzenia w pracy". Cokolwiek.
Podpułkownik Thorleifsen zaniosła tablicę we wskazane przez bibliotekarkę miejsce, po czym rozejrzała się za czymś do roboty. A tego było tak dużo, że nawet w podanej kolejności ciężko było zdecydować co ze sobą zrobić. Postanowiła więc zacząć od przeniesienia dość sporej belki, która rzeczywiście okazała się dość spora, przez co Grenlandka fizycznie nie dała rady jej podnieść na tyle, by ją wywlec do śmietnika. Ukucnęła zniechęcona (dużo jak widać nie było potrzeba) i rozejrzała się za jakimś wsparciem. Najbliżej niej okazała się być postać w masce, na widok której Maannguaq zacisnęła na chwilę usta. Nie za ciepło w czymś takim? Ona już czuła się czerwona na twarzy, ale w sumie nie była pewna czy to z ciepła w pomieszczeniu czy reakcji na wyczyn jednego z muzyków.
- Hej, mogę prosić o pomoc? - spytała grzecznie, chociaż wciąż nie wiedziała co myśleć o zamaskowanej postaci.
Od razu uruchomiła jej się mała paranoja, że może to jakiś terrorysta albo inny kryminalista uciekający przed służbami. W końcu najciemniej pod latarnią, tak? Więc mógł się idealnie schować pośród dobrych ludzi, za cenę przeniesienia paru przedmiotów. Może powinna go prewencyjnie naklepać?
Kobieta zamknęła oczy na jakieś dwie sekundy, próbując uspokoić swój natłok myśli. Ale to, że wmówiła sobie, że przesadza, nie zmieniało faktu, że wciąż tę postać chciała mieć w zasięgu wzroku. Ciekawe, czy miał ze sobą paszport i co robił przedwczoraj w godzinach lunchu...
Julian Kwiatkovsky
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pią Gru 11, 2020 2:16 am
Pią Gru 11, 2020 2:16 am
Widzisz Julian tak to właśnie jest. Możesz lubić panny w mundurze, ale one jakoś nigdy nie lubią ciebie. Westchnął ciężko w odpowiedzi na ten grymas odrzucenia i oddał się w pełni swojemu hot-dogowi, który przynajmniej nie protestował w kwestii ich wspólnej znajomości.
"To te drzwi nie były metaforą."
Zarechotał cicho pod nosem na słowa Jaylena, prawie się krztusząc przy tym bułką. A może parówką? Sam nie był pewien. Tak czy siak kumpel nigdy nie zawodził go w kwestii błyskawicznego poprawienia humoru, nawet jeśli nie mógł sobie zdawać sprawy z tego, że jakaś białogłowa przed chwilą nieco go zepsuła. Julian mógł wyglądać jak pies na baby, ale w rzeczywistości od czasów rozstania z byłą żoną jakoś z nikim mu nie wychodziło. No chyba, że z tymi napalonymi małolatami, które robiły wszystko by wsadzić go do paki. Miał jednak na tyle rozsądku, by notorycznie prawić im kazania i odrzucać ich względy.
— Dobra stary, nie ma co tak sterczeć. Trzeba rozruszać towarzystwo, żeby nie posnęli nad tymi deskami — stwierdził klepiąc go w plecy i ruszył w stronę rozstawionej sceny, by z pomocą jakichś samozwańczych ochotników zająć się podłączaniem sprzętu i szybkim nastrojeniem gitary. Nie trwało to zbyt długo, zaraz stanął więc obracając się w stronę Jaylena z zawadiackim uśmiechem wykrzywiającym jego piegowatą twarz.
— Jak to mówią whenever you're ready — zakomunikował postukując palcami w korpus basu.
"To te drzwi nie były metaforą."
Zarechotał cicho pod nosem na słowa Jaylena, prawie się krztusząc przy tym bułką. A może parówką? Sam nie był pewien. Tak czy siak kumpel nigdy nie zawodził go w kwestii błyskawicznego poprawienia humoru, nawet jeśli nie mógł sobie zdawać sprawy z tego, że jakaś białogłowa przed chwilą nieco go zepsuła. Julian mógł wyglądać jak pies na baby, ale w rzeczywistości od czasów rozstania z byłą żoną jakoś z nikim mu nie wychodziło. No chyba, że z tymi napalonymi małolatami, które robiły wszystko by wsadzić go do paki. Miał jednak na tyle rozsądku, by notorycznie prawić im kazania i odrzucać ich względy.
— Dobra stary, nie ma co tak sterczeć. Trzeba rozruszać towarzystwo, żeby nie posnęli nad tymi deskami — stwierdził klepiąc go w plecy i ruszył w stronę rozstawionej sceny, by z pomocą jakichś samozwańczych ochotników zająć się podłączaniem sprzętu i szybkim nastrojeniem gitary. Nie trwało to zbyt długo, zaraz stanął więc obracając się w stronę Jaylena z zawadiackim uśmiechem wykrzywiającym jego piegowatą twarz.
— Jak to mówią whenever you're ready — zakomunikował postukując palcami w korpus basu.
Maska doskonale skrywała uśmiech, który wykrzywił usta Krwawego Psa. To właśnie było Riverdale City, które znali. Pozbawione ludzi, którzy w przeszłości nieustannie przepraszali. Uprzejmości, grzecznego "nie ma sprawy". Teraz wypełniał je chaos, chamstwo, niezadowolenie i rysująca się na ich pyskach frustracja. I to właśnie było w tym wszystkim najpiękniejsze.
Choć jak widać po załączonym obrazku, w ludziach nadal kryło się jeszcze jakieś dobro. W końcu po co inaczej przychodziliby pomagać w odbudowie biblioteki? Nie mieli z tego większych korzyści. A jednak zebrali się całkiem tłumnie.
Ubrana w rękawicę dłoń uniosła się ku górze. Osłonięte materiałem palce przesunęły się kilkakrotnie po skórze na boku ich szyi, dostawiając na bladej skórze łagodne zaczerwienienia, które i tak miały jednak dość szybko zniknąć w ciągu następnych kilku minut. Dzieciak jak widać nie zamierzał do nich wracać, być może obrażony odniesieniem za nich farby. Towarzystwo wymieniło się więc błyskawicznie. Zupełnie jak w kalejdoskopie.
"Hej, mogę prosić o pomoc?"
Bez wątpienia kobiecy głos, rozległ się tuż obok nich. Jako, że sami akurat schylali się ku ziemi podnosząc jedną z desek ku górze, obrócili nieznacznie ubraną w kask głowę, szukając tym samym źródła. I namierzyli ją. Kobieta dość ambitnie rzuciła się od razu na jedną z belek, którą większość mieszkańców zdawała się ignorować w nadziei, że zajmie się nią ktoś inny. Tylko kto by pomyślał, że zostaną wybrani na współtowarzysza tego szlachetnego zadania?
— Po to tu jesteśmy — odparli wypranym z emocji głosem. Maska, efekt zniekształcenia nakładany na wypowiadane przez nich słowa i całkiem wysoki wzrost zawsze sprawiały, że Blóðhundr byli traktowani z niezwykłą ostrożnością. Nie przeszkadzało im to. Wręcz przeciwnie, ludzka przezorność oszczędzała im wielu kłopotów.
Wcisnęli swoją deskę jakieś przechodzącej obok dziewczynie bez słowa wytłumaczenia i podeszli do belki szukając odpowiedniego miejsca, by ją złapać.
— Na trzy. Raz, dwa, trzy — policzyli spokojnie, dając kobiecie czas na przygotowanie się nim dźwignęli belkę do góry. Nie zamierzali od razu przeć do przodu. Zamiast tego postanowili jej pozwolić na nadanie dogodnego dla niej tempa. Czasem zdarzało im się być wspaniałomyślnymi. Ale tylko czasem.
Choć jak widać po załączonym obrazku, w ludziach nadal kryło się jeszcze jakieś dobro. W końcu po co inaczej przychodziliby pomagać w odbudowie biblioteki? Nie mieli z tego większych korzyści. A jednak zebrali się całkiem tłumnie.
Ubrana w rękawicę dłoń uniosła się ku górze. Osłonięte materiałem palce przesunęły się kilkakrotnie po skórze na boku ich szyi, dostawiając na bladej skórze łagodne zaczerwienienia, które i tak miały jednak dość szybko zniknąć w ciągu następnych kilku minut. Dzieciak jak widać nie zamierzał do nich wracać, być może obrażony odniesieniem za nich farby. Towarzystwo wymieniło się więc błyskawicznie. Zupełnie jak w kalejdoskopie.
"Hej, mogę prosić o pomoc?"
Bez wątpienia kobiecy głos, rozległ się tuż obok nich. Jako, że sami akurat schylali się ku ziemi podnosząc jedną z desek ku górze, obrócili nieznacznie ubraną w kask głowę, szukając tym samym źródła. I namierzyli ją. Kobieta dość ambitnie rzuciła się od razu na jedną z belek, którą większość mieszkańców zdawała się ignorować w nadziei, że zajmie się nią ktoś inny. Tylko kto by pomyślał, że zostaną wybrani na współtowarzysza tego szlachetnego zadania?
— Po to tu jesteśmy — odparli wypranym z emocji głosem. Maska, efekt zniekształcenia nakładany na wypowiadane przez nich słowa i całkiem wysoki wzrost zawsze sprawiały, że Blóðhundr byli traktowani z niezwykłą ostrożnością. Nie przeszkadzało im to. Wręcz przeciwnie, ludzka przezorność oszczędzała im wielu kłopotów.
Wcisnęli swoją deskę jakieś przechodzącej obok dziewczynie bez słowa wytłumaczenia i podeszli do belki szukając odpowiedniego miejsca, by ją złapać.
— Na trzy. Raz, dwa, trzy — policzyli spokojnie, dając kobiecie czas na przygotowanie się nim dźwignęli belkę do góry. Nie zamierzali od razu przeć do przodu. Zamiast tego postanowili jej pozwolić na nadanie dogodnego dla niej tempa. Czasem zdarzało im się być wspaniałomyślnymi. Ale tylko czasem.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Helen Ashworth (bibliotekarka), Jake White (wolontariusz na scenie)
Bibliotekarka podniosła rękę zatrzymując Shane'a w połowie zdania i rzuciła się do przodu niczym pantera. W ułamek sekundy dopadła Noela i zacisnęła palce na jego nadgarstku, nim zdążył wrzucić wszystko do czerwonego kontenera. Zmrużone powieki nadawały jej wyglądu żmii, gdy przekierowała jego dłoń w bok, zmuszając go do wrzucenia desek w odpowiednie miejsce.
— Przypominam, złom do czerwonego, a deski do zielonego! ZIELONY. JAK DRZEWA Z KTÓRYCH ROBIMY DESKI, KOCHANI — krzyknęła głośno wypuszczając chłopaka ze swoich szponów, jeszcze przez chwilę obserwowała go jednak niczym czujny pies. W końcu wróciła jednak do Shane'a, kręcąc nieznacznie głową. Naprawdę do ludzi można było mówić i mówić, a i tak robili swoje. Przyjęła od niego pięniądze z tym samym wyćwiczonym - choć szczerym - uśmiechem, wrzucając je do puszki.
— Oczywiście. Może lepiej niech odpuści Pan des-
Jak na zawołanie jedna z dziewczyn idących z deskami wpadła z hukiem na Shane'a, zaraz czerwieniąc się jak piwonia.
— P-p-przepraszam zagapiłam się — wydukała z siebie zerkając na jego twarz, zaczerwieniła się jeszcze bardziej i czym prędzej umknęła w bok. Całe szczęście chłopak sam namierzył sobie nowy punkt, choć w gratisie za chęć pomocy dorobił się siniaka na ramieniu. Jako, że nieszczęścia chodzą parami, Jaylen i Julian przygotowujący się do występu sami mogli załamać ręce. Wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, występ powoli mógł się zaczynać, gdy jeden z wzmacniaczy dosłownie wybuchł, stając w płomieniach.
— CHOLERA JASNA! — przerażony wolontariusz szybko odłączył urządzenie i ugasił je kilkunastoma uderzeniami kurtki. Wpatrywał się zagubiony w przedłużacz, zaraz potrząsając głową.
— Ej, mamy na sali kogoś kto zna się trochę na temacie? Muszę wiedzieć czy to problem przedłużacza czy wzmacniacza. Mamy zapasowy, ale jak coś pierdolnęło z napięciem i zjara nam się drugi... przepraszam, możecie jeszcze chwilę poczekać? - zwrócił się do zespołu ze skrzywioną miną, składając dłonie jak do modlitwy z przepraszającą miną.
Bloodhound mieli szczęście, że osłonili dłonie rękawiczkami. Belka z ich strony była dosłownie najeżona drzazgami, które szybko wbiły się w materiał. Utrudniały im pochwycenie drewna na tyle, by w pierwszym momencie musieli je puścić, szukając wygodniejszej pozycji do złapania go. Całe szczęście chwyt Maannguaq był na tyle pewny, by obyło się bez większych uszkodzeń. Intensywna praca trwała nadal.
Plan działania
● Pamiętajcie, jeśli nie chcecie zginąć z rąk bibliotekarskiej pantery - deski do zielonego kontenera, złom do czerwonego.
● Obscure Lobotomy - wasz koncert chwilowo został wstrzymany. Przydałby się jakiś elektryk, by rzucić na to okiem.
● Wyjątkowo macie +/- 72h na odpis (oficjalnie do 14 grudnia 23.59);
● Nie musicie się trzymać kolejki ani jednego posta na turę. Piszcie ile chcecie.
● Obecnie uzbierana suma: 85$. Do puli nie zostały wliczone koszty przyniesionych przedmiotów.
— Przypominam, złom do czerwonego, a deski do zielonego! ZIELONY. JAK DRZEWA Z KTÓRYCH ROBIMY DESKI, KOCHANI — krzyknęła głośno wypuszczając chłopaka ze swoich szponów, jeszcze przez chwilę obserwowała go jednak niczym czujny pies. W końcu wróciła jednak do Shane'a, kręcąc nieznacznie głową. Naprawdę do ludzi można było mówić i mówić, a i tak robili swoje. Przyjęła od niego pięniądze z tym samym wyćwiczonym - choć szczerym - uśmiechem, wrzucając je do puszki.
— Oczywiście. Może lepiej niech odpuści Pan des-
Jak na zawołanie jedna z dziewczyn idących z deskami wpadła z hukiem na Shane'a, zaraz czerwieniąc się jak piwonia.
— P-p-przepraszam zagapiłam się — wydukała z siebie zerkając na jego twarz, zaczerwieniła się jeszcze bardziej i czym prędzej umknęła w bok. Całe szczęście chłopak sam namierzył sobie nowy punkt, choć w gratisie za chęć pomocy dorobił się siniaka na ramieniu. Jako, że nieszczęścia chodzą parami, Jaylen i Julian przygotowujący się do występu sami mogli załamać ręce. Wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, występ powoli mógł się zaczynać, gdy jeden z wzmacniaczy dosłownie wybuchł, stając w płomieniach.
— CHOLERA JASNA! — przerażony wolontariusz szybko odłączył urządzenie i ugasił je kilkunastoma uderzeniami kurtki. Wpatrywał się zagubiony w przedłużacz, zaraz potrząsając głową.
— Ej, mamy na sali kogoś kto zna się trochę na temacie? Muszę wiedzieć czy to problem przedłużacza czy wzmacniacza. Mamy zapasowy, ale jak coś pierdolnęło z napięciem i zjara nam się drugi... przepraszam, możecie jeszcze chwilę poczekać? - zwrócił się do zespołu ze skrzywioną miną, składając dłonie jak do modlitwy z przepraszającą miną.
Bloodhound mieli szczęście, że osłonili dłonie rękawiczkami. Belka z ich strony była dosłownie najeżona drzazgami, które szybko wbiły się w materiał. Utrudniały im pochwycenie drewna na tyle, by w pierwszym momencie musieli je puścić, szukając wygodniejszej pozycji do złapania go. Całe szczęście chwyt Maannguaq był na tyle pewny, by obyło się bez większych uszkodzeń. Intensywna praca trwała nadal.
________________________________
Plan działania
● Pamiętajcie, jeśli nie chcecie zginąć z rąk bibliotekarskiej pantery - deski do zielonego kontenera, złom do czerwonego.
● Obscure Lobotomy - wasz koncert chwilowo został wstrzymany. Przydałby się jakiś elektryk, by rzucić na to okiem.
● Wyjątkowo macie +/- 72h na odpis (oficjalnie do 14 grudnia 23.59);
● Nie musicie się trzymać kolejki ani jednego posta na turę. Piszcie ile chcecie.
● Obecnie uzbierana suma: 85$. Do puli nie zostały wliczone koszty przyniesionych przedmiotów.
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Nie Gru 13, 2020 2:29 pm
Nie Gru 13, 2020 2:29 pm
Uśmiechnęła się wdzięcznie, słysząc odpowiedź nieznajomego. Jednak dopiero po chwili przeprocesowała to, co powiedział.
- Jesteście? - spytała odruchowo, unosząc nieco brwi - To jest was więcej?
Wychyliła się tak, jakby chciała spojrzeć za plecy mężczyzny i zobaczyć, czy dostrzeże więcej jemu podobnych. Tak się jednak nie stało. Wróciła więc spojrzeniem na rozmówcę, ale nie wnikała bardziej, bo czekała na nich potężna belka. Wraz z "trzy" unieśli belkę, aby jak najdelikatniej przenieść ją do odpowiedniego kontenera. Kiedy już tak się stało, kobieta uświadomiła sobie, że zadrapała się przedmiotem, dlatego przyłożyła zraniony nieco palec do ust. Nie, żeby to miało jakoś bardzo zaszkodzić i tak już jej wysuszonym i popękanym dłoniom kobiety pracującej.
Kątem oka dostrzegła płomienie, które wskazała "towarzyszowi" brodą.
- No nieźle, już efekty pirotechniczne mają. W spalonej bibliotece tego potrzebowaliśmy. - stwierdziła z rozbawieniem, kładąc sobie dłonie na biodrach.
Westchnęła ciężko i rozejrzała się, po czym wskazała dłonią na kolejny element wyglądający na niełatwy do podniesienia. Większość ludzi je omijała, więc dla Grenlandki wydawało się to być konieczne.
- Zechcesz mi towarzyszyć? - spytała, i w sumie nie czekając na odpowiedź ruszyła w kierunku obiektu - Jesteś stąd?
Maannguaq była bardzo ciekawa tego, co kryło się pod kaskiem, dlatego uznała, że spyta o pochodzenie - może w ten sposób otrzyma jakieś informacje, które pozwolą jej wyobrazić sobie człowieka skrytego za maską? Nawet, jeżeli bardzo stereotypowo?
- Jesteście? - spytała odruchowo, unosząc nieco brwi - To jest was więcej?
Wychyliła się tak, jakby chciała spojrzeć za plecy mężczyzny i zobaczyć, czy dostrzeże więcej jemu podobnych. Tak się jednak nie stało. Wróciła więc spojrzeniem na rozmówcę, ale nie wnikała bardziej, bo czekała na nich potężna belka. Wraz z "trzy" unieśli belkę, aby jak najdelikatniej przenieść ją do odpowiedniego kontenera. Kiedy już tak się stało, kobieta uświadomiła sobie, że zadrapała się przedmiotem, dlatego przyłożyła zraniony nieco palec do ust. Nie, żeby to miało jakoś bardzo zaszkodzić i tak już jej wysuszonym i popękanym dłoniom kobiety pracującej.
Kątem oka dostrzegła płomienie, które wskazała "towarzyszowi" brodą.
- No nieźle, już efekty pirotechniczne mają. W spalonej bibliotece tego potrzebowaliśmy. - stwierdziła z rozbawieniem, kładąc sobie dłonie na biodrach.
Westchnęła ciężko i rozejrzała się, po czym wskazała dłonią na kolejny element wyglądający na niełatwy do podniesienia. Większość ludzi je omijała, więc dla Grenlandki wydawało się to być konieczne.
- Zechcesz mi towarzyszyć? - spytała, i w sumie nie czekając na odpowiedź ruszyła w kierunku obiektu - Jesteś stąd?
Maannguaq była bardzo ciekawa tego, co kryło się pod kaskiem, dlatego uznała, że spyta o pochodzenie - może w ten sposób otrzyma jakieś informacje, które pozwolą jej wyobrazić sobie człowieka skrytego za maską? Nawet, jeżeli bardzo stereotypowo?
Unieśli kącik ust w uśmiechu, choć reakcja ta rzecz jasna nie przedostała się nijak w stronę świata zewnętrznego. Kiedyś ktoś im zaproponował, by umieścili na swoim kasku drobny ekran z instalacją ledową, który pozwalałby z pomocą przycisków na pilocie zmieniać mimikę. Odrzucili jednak ten pomysł, twierdząc że kompletnie go nie potrzebują. Nie zależało im na przyjaznych kontaktach z innymi, a aura którą rozsiewali obecnie ułatwiała im wyciąganie z innych informacji. Ostatecznie nie odpowiedzieli na jej pytanie. Nie pokręcili też przecząco głową, ani nijak się nie wytłumaczyli, mimo że słyszeli je nadzwyczaj często.
Ułożyli nieco wygodniej dłonie na wystrzępionej belce, nie odzywając się ani słowem, choć ciche niezadowolone mamrotanie wręcz cisnęło im się na usta. Już dawno musieli się wyzbyć tego nawyku, wiedząc że modulator głosu zamontowany w ich hełmie jest na tyle czuły, by wyczuwał nawet szept. Problem w tym, że nijak go nie pogłaśniał, ostatecznie więc ich mamrotanie kończyło się czymś co brzmiało jak szatańska inkantacja.
Unieśli belkę i wrzucili ją do kontenera, gdy zaraz kobieta zwróciła jego uwagę w kierunku płonącego wzmacniacza. Czyżby zamierzali tym razem samodzielnie zafundować sobie powtórkę z ostatniego pożaru? Byli pewni, że platforma niezwykle szybko zajęłaby się ogniem, zmieniając w przepiękny stos. Może nawet mogliby na niego wrzucić kilka czarownic jak choćby bibliotekarkę?
"Zechcesz mi towarzyszyć?"
Proszę, co za ciekawa propozycja. Rzadko kiedy ktoś chciał towarzyszyć właśnie im. Z reguły składali je, gdy mieli do wymiany jakieś niezwykle ciekawe informacje. Kobieta nie wydawała się jednak miejscową plotkarą. Zatem zwykła ciekawość? Zastanawiali się przez chwilę czy aby na pewno chcieli marnować swój czas na pogawędki. Jej strój skutecznie utwierdził ich jednak w przekonaniu, że chcieli. Z reguły unikali wojskowych i spowinowaconej z nimi reszty, ale w świetle ostatnich wydarzeń może wiedziała nieco więcej od nich.
— Jesteśmy stąd od półtora roku — powiedzieli, wsuwając dłonie pod drugą belkę — a ty? Urodzona w Riverdale czy przyjezdna?
Sposób w jaki poruszyła się ich głowa, sugerował że właśnie mierzył ją uważnie wzrokiem. Bo tak właśnie było, gdy uważnie śledził jej ubiór.
Ułożyli nieco wygodniej dłonie na wystrzępionej belce, nie odzywając się ani słowem, choć ciche niezadowolone mamrotanie wręcz cisnęło im się na usta. Już dawno musieli się wyzbyć tego nawyku, wiedząc że modulator głosu zamontowany w ich hełmie jest na tyle czuły, by wyczuwał nawet szept. Problem w tym, że nijak go nie pogłaśniał, ostatecznie więc ich mamrotanie kończyło się czymś co brzmiało jak szatańska inkantacja.
Unieśli belkę i wrzucili ją do kontenera, gdy zaraz kobieta zwróciła jego uwagę w kierunku płonącego wzmacniacza. Czyżby zamierzali tym razem samodzielnie zafundować sobie powtórkę z ostatniego pożaru? Byli pewni, że platforma niezwykle szybko zajęłaby się ogniem, zmieniając w przepiękny stos. Może nawet mogliby na niego wrzucić kilka czarownic jak choćby bibliotekarkę?
"Zechcesz mi towarzyszyć?"
Proszę, co za ciekawa propozycja. Rzadko kiedy ktoś chciał towarzyszyć właśnie im. Z reguły składali je, gdy mieli do wymiany jakieś niezwykle ciekawe informacje. Kobieta nie wydawała się jednak miejscową plotkarą. Zatem zwykła ciekawość? Zastanawiali się przez chwilę czy aby na pewno chcieli marnować swój czas na pogawędki. Jej strój skutecznie utwierdził ich jednak w przekonaniu, że chcieli. Z reguły unikali wojskowych i spowinowaconej z nimi reszty, ale w świetle ostatnich wydarzeń może wiedziała nieco więcej od nich.
— Jesteśmy stąd od półtora roku — powiedzieli, wsuwając dłonie pod drugą belkę — a ty? Urodzona w Riverdale czy przyjezdna?
Sposób w jaki poruszyła się ich głowa, sugerował że właśnie mierzył ją uważnie wzrokiem. Bo tak właśnie było, gdy uważnie śledził jej ubiór.
Dość żywiołowa kobieta - skomentował w myślach, odprowadzając wzrokiem niezbyt zachwyconą kobietę. Zachowaniem przypominała mu jego nauczycielkę matematyczki z podstawówki. Miał już nieco wyblakłe wspomnienia z tamtego okresu, ale wrażenie pozostawało w nim na długi czas.
Nim do czegoś doszedł, poczuł, że coś... ktoś wpadł na niego. Spojrzał w dół, skupiając uwagę na nieznajomej dziewczynie. Posłał jej krótki uśmiech.
- Nic się nie stało - odparł odruchowo, pocierając dłonią obolałe miejsce.
W ostatnim czasie lecą na mnie jedynie kobiety, by zrobić mi krzywdę.
Takie szczęście bolało nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Brak możliwości zaradzenia tej sprawie powodował w nim chęć puszczenia sobie smutnej muzyki dla pogłębienia nastroju. Postanowił sobie jednak odpuścić ową przyjemność by przejść do pomocy wypatrzonym wcześniej dziewczynom. Przywitał się z nimi lekkim uśmiechem, rzucił przepraszającym tekstem, że nie zdoła bardziej się przydać i wypatrzył kawałek deski, która swoją wielkością i wagą pozwalała na noszenie jej jedną ręką.
Dopiero, gdy zarejestrował, że coś paliło się, wzdrygnął mimowolnie, by potem odetchnąć. Cieszył się, że reakcja nastąpiła wystarczająco szybko, by ogień nie rozniósł się samodzielnie. Puścił trzymaną deseczkę do kontenera. Do jego uszów dobiegły słowa wolontariusza.
Musiał przyznać, że zawahał się, nim ruszył w stronę wołającego o pomoc. Jego motywacja jednak była zgoła inna niż chęć niesienia natychmiastowej potrzeby komukolwiek. Bardziej skłaniał się ku temu, że z jedną ręką wiele nie mógł zdziałać w sprzątaniu.
- Może ja się nadam? - odezwał się, gdy już znalazł się przy scenie. - Jestem z zawodu elektrykiem. I cześć wam wszystkim.
Zgłosił się, czując jedynie pustkę wewnątrz siebie. Zmuszenie się do pracy w chwili wolnego nie było czymś, czego rzeczywiście pragnął, ale z innej strony, Shane czuł, że wolałby nie mieć tutaj wersji demo powtórki pożaru. Ciemne oczy wlepiły się w wolontariusza.
- Mogę rzucić okiem, ale nie obiecuję cudów - zapowiedział.
Poczekał na jego reakcję, nim przeszedł do działania w postaci podejścia do nieszczęsnego sprawcy wydarzenia i rzuceniu okiem na niego.
- Wydawał z siebie jakiś dźwięk nim się to stało? - spytał jeszcze. - Inne sprzęty tutaj reagowały spadkiem napięcia?
Podpytał ostrożnie, przykucając przy wzmacniaczu. Zapach spalenizny wywołał w nim echo wspomnień, powodując nieprzyjemne dreszcze na plecach. Starając się to zignorować, przechylił się w stronę ludzi, otwierając usta i:
- Powiedziałbym, że zasilacz nie utrzymał napięcia od strony wzmacniacza, ale... - urwał i podrapał się po głowie, wzdychając mimowolnie. - Bez dokładnych oględzin to jedynie puste spekulacje. Przy czym... - na moment się zawahał. - Nie mam przy sobie żadnego sprzętu. Musiałbym wrócić do domu po to - przy czym niespecjalnie wyglądało na to, by miał taki luksus czasowy. - Chyba, że przypadkiem masz tutaj coś, co dałoby się wykorzystać? - śrubokręty, przyrząd do mierzenia napięcia, cokolwiek. Nie pokładał w to żadnej nadziei. I tak wystarczająco bolał go widok przedłużacza, którego zabezpieczenie istniało jedynie w wielkim cudzysłowie.
Nim do czegoś doszedł, poczuł, że coś... ktoś wpadł na niego. Spojrzał w dół, skupiając uwagę na nieznajomej dziewczynie. Posłał jej krótki uśmiech.
- Nic się nie stało - odparł odruchowo, pocierając dłonią obolałe miejsce.
W ostatnim czasie lecą na mnie jedynie kobiety, by zrobić mi krzywdę.
Takie szczęście bolało nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Brak możliwości zaradzenia tej sprawie powodował w nim chęć puszczenia sobie smutnej muzyki dla pogłębienia nastroju. Postanowił sobie jednak odpuścić ową przyjemność by przejść do pomocy wypatrzonym wcześniej dziewczynom. Przywitał się z nimi lekkim uśmiechem, rzucił przepraszającym tekstem, że nie zdoła bardziej się przydać i wypatrzył kawałek deski, która swoją wielkością i wagą pozwalała na noszenie jej jedną ręką.
Dopiero, gdy zarejestrował, że coś paliło się, wzdrygnął mimowolnie, by potem odetchnąć. Cieszył się, że reakcja nastąpiła wystarczająco szybko, by ogień nie rozniósł się samodzielnie. Puścił trzymaną deseczkę do kontenera. Do jego uszów dobiegły słowa wolontariusza.
Musiał przyznać, że zawahał się, nim ruszył w stronę wołającego o pomoc. Jego motywacja jednak była zgoła inna niż chęć niesienia natychmiastowej potrzeby komukolwiek. Bardziej skłaniał się ku temu, że z jedną ręką wiele nie mógł zdziałać w sprzątaniu.
- Może ja się nadam? - odezwał się, gdy już znalazł się przy scenie. - Jestem z zawodu elektrykiem. I cześć wam wszystkim.
Zgłosił się, czując jedynie pustkę wewnątrz siebie. Zmuszenie się do pracy w chwili wolnego nie było czymś, czego rzeczywiście pragnął, ale z innej strony, Shane czuł, że wolałby nie mieć tutaj wersji demo powtórki pożaru. Ciemne oczy wlepiły się w wolontariusza.
- Mogę rzucić okiem, ale nie obiecuję cudów - zapowiedział.
Poczekał na jego reakcję, nim przeszedł do działania w postaci podejścia do nieszczęsnego sprawcy wydarzenia i rzuceniu okiem na niego.
- Wydawał z siebie jakiś dźwięk nim się to stało? - spytał jeszcze. - Inne sprzęty tutaj reagowały spadkiem napięcia?
Podpytał ostrożnie, przykucając przy wzmacniaczu. Zapach spalenizny wywołał w nim echo wspomnień, powodując nieprzyjemne dreszcze na plecach. Starając się to zignorować, przechylił się w stronę ludzi, otwierając usta i:
- Powiedziałbym, że zasilacz nie utrzymał napięcia od strony wzmacniacza, ale... - urwał i podrapał się po głowie, wzdychając mimowolnie. - Bez dokładnych oględzin to jedynie puste spekulacje. Przy czym... - na moment się zawahał. - Nie mam przy sobie żadnego sprzętu. Musiałbym wrócić do domu po to - przy czym niespecjalnie wyglądało na to, by miał taki luksus czasowy. - Chyba, że przypadkiem masz tutaj coś, co dałoby się wykorzystać? - śrubokręty, przyrząd do mierzenia napięcia, cokolwiek. Nie pokładał w to żadnej nadziei. I tak wystarczająco bolał go widok przedłużacza, którego zabezpieczenie istniało jedynie w wielkim cudzysłowie.
Mimowolnie zatrzymał rękę, kiedy palce bibliotekarki zacisnęły się na nadgarstku. Przesunął wzrokiem od kontenera do twarzy kobiety, prawie żałując, że nie mógł wyjąć teraz telefonu, żeby zrobić jej zdjęcie. Encyklopedia zwierząt była niekompletna o jeden gatunek żmii. Z pewnością ten konkretny okaz potrafił być równie niebezpieczny co inne zwierzęta.
— Aj, najmocniej przepraszam, jestem daltonistą — palnął, uśmiechając się przepraszająco. — Teraz zapamiętam, gdzie stoi pojemnik do drewna.
Wrzucił deski do odpowiedniego miejsca, zaraz zabierając się za zbieranie nowych. Chyba naprawdę zgłupiał, skoro przyszedł tutaj przed koncertem i razem z innymi sprzątał teren biblioteki. No ale cóż, wybitnie głupio byłoby stać w miejscu z założonymi rękami i udawać, że nie widzi, jak inni pomagają. Schyli się po kolejną deskę, dopiero wtedy zauważając dziewczynę, która również po nią sięgała.
— Przepraszam.
— Nie ma za co. Mogę ci to oddać, jeśli chcesz — powiedział. — Ale podejrzewam, że nie będzie za tym tęsknić — powiedział, wrzucając wszystko, co trzymał do zielonego pojemnika. Otrzepał ręce, rozglądając się za kolejnymi rzeczami do wywalenia.
— Ups, chyba mają kłopoty na scenie — skomentował, widząc jak jeden ze wzmacniaczy zamienia się w pochodnię. Coś sporo ognia ostatnio w tym miejscu. Jeszcze jedna dawna pecha i być może nagle całą scena pójdzie z dymem.
— Aj, najmocniej przepraszam, jestem daltonistą — palnął, uśmiechając się przepraszająco. — Teraz zapamiętam, gdzie stoi pojemnik do drewna.
Wrzucił deski do odpowiedniego miejsca, zaraz zabierając się za zbieranie nowych. Chyba naprawdę zgłupiał, skoro przyszedł tutaj przed koncertem i razem z innymi sprzątał teren biblioteki. No ale cóż, wybitnie głupio byłoby stać w miejscu z założonymi rękami i udawać, że nie widzi, jak inni pomagają. Schyli się po kolejną deskę, dopiero wtedy zauważając dziewczynę, która również po nią sięgała.
— Przepraszam.
— Nie ma za co. Mogę ci to oddać, jeśli chcesz — powiedział. — Ale podejrzewam, że nie będzie za tym tęsknić — powiedział, wrzucając wszystko, co trzymał do zielonego pojemnika. Otrzepał ręce, rozglądając się za kolejnymi rzeczami do wywalenia.
— Ups, chyba mają kłopoty na scenie — skomentował, widząc jak jeden ze wzmacniaczy zamienia się w pochodnię. Coś sporo ognia ostatnio w tym miejscu. Jeszcze jedna dawna pecha i być może nagle całą scena pójdzie z dymem.
Mało gdzie widziała tak beznadziejną sytuację jak tę w Riverdale, ale dobrze było widzieć, że nadal istnieli ludzie, którzy chcieli odbudować to miasto. Miejscowi, imigranci, młodzi i ci starsi… Wszyscy przybyli tu dla jednego celu: pomagać innym i sobie. I ten cel był całkiem szczytny, choć nieco naiwny zdaniem Chiki.
Uśmiechnęła się na słowa nieznajomego. Nikt raczej nie był gotowy wszcząć bójki o marną deskę, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie czuła się nawet specjalnie winna, bo w bibliotece panowało spore mieszanie z racji, że wielu chyba jeszcze nie wiedziało, co gdzie jest, ale mimo wszystko była nauczona, że jeśli popełnia się błąd, powinno się za niego przeprosić. Nieważne, jak wielki czy mały by był.
– Raczej nie będę tęsknić – odpowiedziała, kręcąc głową i uznając jego wypowiedź za całkiem zabawną. Może powinna była przeprosić jeszcze raz i podać mu deskę, ale to chyba byłoby lekką przesadą, co nie? Chociaż początkowo miała ochotę to zrobić… – Tak myślę. – Uciekła wzrokiem odrobinę w bok, rozglądając się za znajomymi twarzami. Za swoim byłym też podobno nie tęskniła, a ostatnio nawiedzał ją w snach, nieustannie prosząc o pieniądze. A skoro sny są odbiciem rzeczywistości… To serio powinna to przed sobą wreszcie przyznać. Ale jakoś nie mogła.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, którego nawet nie zauważyła. Powinna skupić się na tym, co było tu i teraz. Nie miała w końcu tylko sprzątać desek. Była stróżem prawa – na służbie czy bez. Powinna też pilnować porządku i wypatrywać, czy nigdzie nikt nie ma kłopotów.
Wzięła inną deskę i kilka innych, których w pobliżu nie brakowało i podążyła za nieznajomym do odpowiedniego kontenera. Z pracą fizyczną średnio jej było po drodze, ale siłownia nauczyła jej, że każdy może coś osiągnąć. Nie musiała być wcale kulturystką, żeby to pokazać.
Wrzuciła deski do pojemnika i spojrzała przez ramię. Chyba koncert będzie musiał trochę poczekać – zasady BHP do czegoś w końcu zobowiązują. Głupio byłoby oglądać płonących muzyków na scenie. Lubiła wykony, które miały w sobie ten ogień, ale bez przesady.
– Na to wychodzi – przytaknęła mu zgodnie, odwracając się w pełni w kierunku sceny. – Ale niestety ja im nieszczególnie w tym pomogę. Nie znam się na elektryce czy co to tam jest. – Westchnęła, drapiąc się po policzku. Owszem, mały pożar pewnie mogłaby ugasić (choć wolała gasić ludzi), ale wydawało jej się, że przy scenie było już kilku ludzi. Zanim by tam dobiegła, pewnie kryzys zostałby już dawno zażegnany.
Uśmiechnęła się na słowa nieznajomego. Nikt raczej nie był gotowy wszcząć bójki o marną deskę, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Nie czuła się nawet specjalnie winna, bo w bibliotece panowało spore mieszanie z racji, że wielu chyba jeszcze nie wiedziało, co gdzie jest, ale mimo wszystko była nauczona, że jeśli popełnia się błąd, powinno się za niego przeprosić. Nieważne, jak wielki czy mały by był.
– Raczej nie będę tęsknić – odpowiedziała, kręcąc głową i uznając jego wypowiedź za całkiem zabawną. Może powinna była przeprosić jeszcze raz i podać mu deskę, ale to chyba byłoby lekką przesadą, co nie? Chociaż początkowo miała ochotę to zrobić… – Tak myślę. – Uciekła wzrokiem odrobinę w bok, rozglądając się za znajomymi twarzami. Za swoim byłym też podobno nie tęskniła, a ostatnio nawiedzał ją w snach, nieustannie prosząc o pieniądze. A skoro sny są odbiciem rzeczywistości… To serio powinna to przed sobą wreszcie przyznać. Ale jakoś nie mogła.
Z jej ust wydobyło się ciche westchnienie, którego nawet nie zauważyła. Powinna skupić się na tym, co było tu i teraz. Nie miała w końcu tylko sprzątać desek. Była stróżem prawa – na służbie czy bez. Powinna też pilnować porządku i wypatrywać, czy nigdzie nikt nie ma kłopotów.
Wzięła inną deskę i kilka innych, których w pobliżu nie brakowało i podążyła za nieznajomym do odpowiedniego kontenera. Z pracą fizyczną średnio jej było po drodze, ale siłownia nauczyła jej, że każdy może coś osiągnąć. Nie musiała być wcale kulturystką, żeby to pokazać.
Wrzuciła deski do pojemnika i spojrzała przez ramię. Chyba koncert będzie musiał trochę poczekać – zasady BHP do czegoś w końcu zobowiązują. Głupio byłoby oglądać płonących muzyków na scenie. Lubiła wykony, które miały w sobie ten ogień, ale bez przesady.
– Na to wychodzi – przytaknęła mu zgodnie, odwracając się w pełni w kierunku sceny. – Ale niestety ja im nieszczególnie w tym pomogę. Nie znam się na elektryce czy co to tam jest. – Westchnęła, drapiąc się po policzku. Owszem, mały pożar pewnie mogłaby ugasić (choć wolała gasić ludzi), ale wydawało jej się, że przy scenie było już kilku ludzi. Zanim by tam dobiegła, pewnie kryzys zostałby już dawno zażegnany.
Julian Kwiatkovsky
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Wto Gru 15, 2020 7:07 pm
Wto Gru 15, 2020 7:07 pm
Wyglądało na to, że wszechświat był przeciwko nim. Julian cieszył się jedynie, że wzmacniacz nie wysadził mu przy okazji gitary. Nie był jednak typem, który zaraz suszyłby łeb biednemu wolontariuszowi. Albo może po prostu nadal był na to jeszcze zbyt zjarany i cały świat wydawał się jakiś przyjaźniejszy, nawet gdy wybuchał, a stres kompletnie się go nie imał.
— Ayyy, mamy bohatera! — wykrzyknął wesoło, klaszcząc kilka razy, gdy Shane zjawił się na scenie. Stał sobie z boku i z początku słuchał jego pytań i wszystkiego, ale szybko stwierdził, że to i tak nie jego działka. Usiadł więc na swoim pokrowcu i brzdąkał cicho na gitrze, czekając aż sprawa zostanie rozwiązana. W końcu gdyby potrzebowali jego pomocy, na pewno by mu powiedzieli.
— Ayyy, mamy bohatera! — wykrzyknął wesoło, klaszcząc kilka razy, gdy Shane zjawił się na scenie. Stał sobie z boku i z początku słuchał jego pytań i wszystkiego, ale szybko stwierdził, że to i tak nie jego działka. Usiadł więc na swoim pokrowcu i brzdąkał cicho na gitrze, czekając aż sprawa zostanie rozwiązana. W końcu gdyby potrzebowali jego pomocy, na pewno by mu powiedzieli.
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Helen Ashworth (bibliotekarka), Jake White (wolontariusz na scenie)
Plac biblioteki wyglądał już coraz lepiej. Bibliotekarka z wielkim zachwytem obserwowała, jak ludzie ochoczo pomagają przy sprzątaniu. Aż miło się patrzyło, jak praca wrze w rękach mieszkańców! Pojemniki na złom i deski zapełniały się coraz bardziej. Nawet jeśli nie można było powiedzieć, że teren wyglądał tak samo jak przed atakiem gangu, to zdecydowanie prezentował się o wiele lepiej.
Wolontariusz wyglądał, jakby był na granicy załamania, gdy wpatrywał się w zniszczony wzmacniacz. Nic dziwnego, że odwrócił się do Shane'a, wpatrując z nadzieją, jakby mężczyzna spadł mu prosto z nieba specjalnie tylko po to, żeby pomóc przy organizacji koncertu charytatywnego i potem z powrotem odlecieć.
— Jak najbardziej! Właśnie kogoś takiego potrzebujemy! — odparł wolontariusz, cofając się w bok, aby zrobić miejsce dla elektryka. Pochylił się lekko, zerkając na to, co robi Shane.
— Nie, nie było żadnego dźwięku. Stało się to tak nagle i nie zauważyłem, żeby inne sprzęty jakoś zareagowały.
Na szczęście lub nieszczęście doszło do awarii tylko jednej rzeczy. Wolontariusz wolał nawet nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby w ogniu stanęło coś jeszcze.
— Musiałbym sprawdzić, czy mamy coś, co może się przydać... Coś chyba powinno się znaleźć na zapleczu. Przy okazji przyniosę jakiś inny zasilacz.
Wolontariusz w pełni zdał się na pomoc Shane'a. O wiele bardziej ufał spekulacjom osoby znającej się na elektryce niż swojej intuicji, która ograniczała się jedynie do ponownego sprawdzenia, czy wzmacniacz został odłączony od źródła prądu. Szybko zbiegł ze sceny, kierując się do bocznej części biblioteki.
W tym czasie bibliotekarka przyjmowała darowiznę od ludzi i koordynowała ich pracę, zostawiając wolontariuszowi zajęcie się awarią. Co jakiś czas przechadzała się między pomocnikami, zatrzymując się przy niektórych w celu udzielenia porady albo odpowiedzi na palące pytania.
— Świetnie, większość jest już uprzątnięta, więc będziemy przymierzać się do malowania. Zaczniemy od ścian.
Zdyszany Jake zatrzymał się przed Shanem, trzymając w rękach zapasowy zasilacz i wzmacniacz.
— Nie znalazłem żadnego przydatnego sprzętu, więc spróbujemy z nowym zasilaczem.
Sprawnie połączył urządzenie i kabel, modląc się w duchu o brak ognistej powtórki sprzed kilkunastu minut. Odetchnął z ulgą, widząc, że tym razem nic nie stanęło w płomieniach. Doskoczył do Juliana, zaburzając jego brzdąkanie na gitarze. Odchrząknął cicho, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
— Nasz bohater spisał się na medal. Teraz powinno być dobrze, więc oddaję scenę w ręce zespołu.
Plan działania
● Dzięki fachowej pomocy Shane'a będzie można rozpocząć koncert.
● Zakończyło się oczyszczanie terenu z desek i złomu. Możecie przystąpić do malowania ścian.
● Macie +/- 48h na odpis (oficjalnie do 18 grudnia 23.59);
● Nie musicie się trzymać kolejki ani jednego posta na turę. Piszcie ile chcecie.
● Obecnie uzbierana suma: 85$. Do puli nie zostały wliczone koszty przyniesionych przedmiotów.
Wolontariusz wyglądał, jakby był na granicy załamania, gdy wpatrywał się w zniszczony wzmacniacz. Nic dziwnego, że odwrócił się do Shane'a, wpatrując z nadzieją, jakby mężczyzna spadł mu prosto z nieba specjalnie tylko po to, żeby pomóc przy organizacji koncertu charytatywnego i potem z powrotem odlecieć.
— Jak najbardziej! Właśnie kogoś takiego potrzebujemy! — odparł wolontariusz, cofając się w bok, aby zrobić miejsce dla elektryka. Pochylił się lekko, zerkając na to, co robi Shane.
— Nie, nie było żadnego dźwięku. Stało się to tak nagle i nie zauważyłem, żeby inne sprzęty jakoś zareagowały.
Na szczęście lub nieszczęście doszło do awarii tylko jednej rzeczy. Wolontariusz wolał nawet nie myśleć o tym, co by się stało, gdyby w ogniu stanęło coś jeszcze.
— Musiałbym sprawdzić, czy mamy coś, co może się przydać... Coś chyba powinno się znaleźć na zapleczu. Przy okazji przyniosę jakiś inny zasilacz.
Wolontariusz w pełni zdał się na pomoc Shane'a. O wiele bardziej ufał spekulacjom osoby znającej się na elektryce niż swojej intuicji, która ograniczała się jedynie do ponownego sprawdzenia, czy wzmacniacz został odłączony od źródła prądu. Szybko zbiegł ze sceny, kierując się do bocznej części biblioteki.
W tym czasie bibliotekarka przyjmowała darowiznę od ludzi i koordynowała ich pracę, zostawiając wolontariuszowi zajęcie się awarią. Co jakiś czas przechadzała się między pomocnikami, zatrzymując się przy niektórych w celu udzielenia porady albo odpowiedzi na palące pytania.
— Świetnie, większość jest już uprzątnięta, więc będziemy przymierzać się do malowania. Zaczniemy od ścian.
Zdyszany Jake zatrzymał się przed Shanem, trzymając w rękach zapasowy zasilacz i wzmacniacz.
— Nie znalazłem żadnego przydatnego sprzętu, więc spróbujemy z nowym zasilaczem.
Sprawnie połączył urządzenie i kabel, modląc się w duchu o brak ognistej powtórki sprzed kilkunastu minut. Odetchnął z ulgą, widząc, że tym razem nic nie stanęło w płomieniach. Doskoczył do Juliana, zaburzając jego brzdąkanie na gitarze. Odchrząknął cicho, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
— Nasz bohater spisał się na medal. Teraz powinno być dobrze, więc oddaję scenę w ręce zespołu.
________________________________
Plan działania
● Dzięki fachowej pomocy Shane'a będzie można rozpocząć koncert.
● Zakończyło się oczyszczanie terenu z desek i złomu. Możecie przystąpić do malowania ścian.
● Macie +/- 48h na odpis (oficjalnie do 18 grudnia 23.59);
● Nie musicie się trzymać kolejki ani jednego posta na turę. Piszcie ile chcecie.
● Obecnie uzbierana suma: 85$. Do puli nie zostały wliczone koszty przyniesionych przedmiotów.
Julian Kwiatkovsky
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Sro Gru 16, 2020 10:17 pm
Sro Gru 16, 2020 10:17 pm
Uwinęli się dużo szybciej niż myślał. Siedził sobie spokojnie na pokrowcu, brzdąkając dalej na gitarze, gdy wolontariusz stanął tuż przed nim z cichym chrząknięciem. Zakończył więc ten improwizowany utwór będący idealnym odwzorowaniem jego tymczasowej nudy. Podniósł głowę skupiając wzrok na Jake'u.
— Zarąbiście! — jedno jedyne słowo opuściło jego usta, gdy zerwał się do góry z wyraźnym zadowoleniem, boksując przez chwilę powietrze w ekscytacji. Zachowywał się bardziej jak napalony nastolatek niż poważny, dorosły mężczyzna. Z drugiej strony czy można było mu się dziwić, gdy właśnie otrzymali szansę, która mogła pomóc im zyskać odpowiedni rozgłos?
Obrócił się jeszcze w stronę elektryka, unosząc kciuk do góry w wyraźnej (przynajmniej dla niego samego) aprobacie jego umiejętności, nim zwrócił się w stronę naczelnego ćpuna z krótkim gwizdem.
— Jaylen! Gotowy? — zapytał kumpla, sprawdzając jeszcze pokrótce połączenie pomiędzy gitarą, a wzmacniaczem. Tym razem faktycznie wszystko zdawało się działać tak jak powinno. Zero płomieni. Uderzył palcami w struny, wypuszczając w świat czysty dźwięk, którego głośność została podbita co najmniej dziesięciokrotnie. Idealnie. Teraz przynajmniej, gdy miał próby za sobą, a jednocześnie oczy zainteresowanych skupione na scenie - mógł przekazać pałeczkę liderowi.
— Zarąbiście! — jedno jedyne słowo opuściło jego usta, gdy zerwał się do góry z wyraźnym zadowoleniem, boksując przez chwilę powietrze w ekscytacji. Zachowywał się bardziej jak napalony nastolatek niż poważny, dorosły mężczyzna. Z drugiej strony czy można było mu się dziwić, gdy właśnie otrzymali szansę, która mogła pomóc im zyskać odpowiedni rozgłos?
Obrócił się jeszcze w stronę elektryka, unosząc kciuk do góry w wyraźnej (przynajmniej dla niego samego) aprobacie jego umiejętności, nim zwrócił się w stronę naczelnego ćpuna z krótkim gwizdem.
— Jaylen! Gotowy? — zapytał kumpla, sprawdzając jeszcze pokrótce połączenie pomiędzy gitarą, a wzmacniaczem. Tym razem faktycznie wszystko zdawało się działać tak jak powinno. Zero płomieni. Uderzył palcami w struny, wypuszczając w świat czysty dźwięk, którego głośność została podbita co najmniej dziesięciokrotnie. Idealnie. Teraz przynajmniej, gdy miał próby za sobą, a jednocześnie oczy zainteresowanych skupione na scenie - mógł przekazać pałeczkę liderowi.
Maannguaq Thorleifsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Biblioteka Carnegie Branch
Pią Gru 18, 2020 2:26 am
Pią Gru 18, 2020 2:26 am
Nie mogła wyzbyć się paranoidalnych odruchów, kiedy słyszała, jak nieznajomy mówił o sobie w liczbie mnogiej. Co jakiś czas próbowała wyłapać jakąkolwiek osobę jemu podobną, aby zrozumieć sens tego słowa.
- Na szczęście przyjezdna. - odparła z nutą rozbawienia w głosie - Ale w miarę z "sąsiedztwa": z Grenlandii.
Za całkiem ironiczne można było uznać fakt, że wyprowadziła się z wyspy do dość odległej Danii tylko po to, aby wymuszono na niej wyjazd do Kanady, leżącej bliżej Grenlandii. W końcu stąd to już prawie był rzut beretem.
Zauważyła poruszającą się głowę rozmówcy, jednak nie chciała wyjść na większą paranoiczkę niż była, toteż nie podjęła się kulturalnego pytania w stylu "no i co się tak gapisz". W końcu może nawet nie patrzył na nią, a nie chciała ryzykować zbłaźnienia się przy zamaskowanym jegomościu. Ichmościu?
Otrzepała dłonie, kiedy już odłożyli kolejną belkę. W międzyczasie dyrektorka zauważyła, że czas na malowanie - Maannguaq westchnęła ciężko, bo w chyba każdej sztuce była zwyczajnie słaba, więc nawet malowanie ścian wydawało się być lipnym pomysłem, jeżeli dotyczył jej.
Usłyszała nagle dźwięk gitary, w związku z czym od razu spojrzała w kierunku sceny.
- Zatyczki do uszu w komplecie? - spytała jeszcze rozmówcę o jego hełm, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zadając pytanie patrzyła na niego, ale po tym od razu wróciła wzrokiem na muzyków.
- Na szczęście przyjezdna. - odparła z nutą rozbawienia w głosie - Ale w miarę z "sąsiedztwa": z Grenlandii.
Za całkiem ironiczne można było uznać fakt, że wyprowadziła się z wyspy do dość odległej Danii tylko po to, aby wymuszono na niej wyjazd do Kanady, leżącej bliżej Grenlandii. W końcu stąd to już prawie był rzut beretem.
Zauważyła poruszającą się głowę rozmówcy, jednak nie chciała wyjść na większą paranoiczkę niż była, toteż nie podjęła się kulturalnego pytania w stylu "no i co się tak gapisz". W końcu może nawet nie patrzył na nią, a nie chciała ryzykować zbłaźnienia się przy zamaskowanym jegomościu. Ichmościu?
Otrzepała dłonie, kiedy już odłożyli kolejną belkę. W międzyczasie dyrektorka zauważyła, że czas na malowanie - Maannguaq westchnęła ciężko, bo w chyba każdej sztuce była zwyczajnie słaba, więc nawet malowanie ścian wydawało się być lipnym pomysłem, jeżeli dotyczył jej.
Usłyszała nagle dźwięk gitary, w związku z czym od razu spojrzała w kierunku sceny.
- Zatyczki do uszu w komplecie? - spytała jeszcze rozmówcę o jego hełm, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zadając pytanie patrzyła na niego, ale po tym od razu wróciła wzrokiem na muzyków.
- Tylko brakuje mi pelerynki - skomentował tekst o byciu bohaterem. - Może jakąś potem skombinuję.
Musiał przyznać, że niespecjalnie zadowalał go fakt, że mógł zrobić jedynie tyle. Brak możliwości doprecyzowania problemu mógł zaowocować głównie problemami. Czarnowłosy nie był nieomylny, a wiedział z doświadczenia zawodowego, że przyczyna usterki mogła być zgoła inna niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Pomijając brak narzędzi, w obecnym stanie próba grzebania w czymkolwiek mogłaby być dość ciężka. Brak sprawności w ręce niczego nie ułatwiał.
- Żadnego dźwięku... może wcześniej było czuć zapach spalenizny lub prądu... - zastanawiał się, czy to wystąpiło. - Może się okazać, że sprzęt był już wcześniej uszkodzony, czego efekty widać dopiero teraz - ciągłe spekulowanie. Mimowolnie westchnął, nie będąc zbytnio zachwycony brakiem większych możliwości.
Pozostawało trzymać kciuki za to, że rzeczywiście nie pomylił się.
Chwilę później przekonał się o rezultacie. Jego wzrok nie wyłapał niczego, co mogłoby zwiastować nową usterkę. Zero ognia, iskr, podejrzanych zapachów. Zapewniwszy samego siebie o tym, że tym razem nie pojawi się pożar, zdecydował się na oddalenie ze sceny. Jedynie machnął zdrową ręką w stronę wolontariusza i gitarzysty.
- Powodzenia - rzucił w ich stronę, schodząc z sceny. Wolał oddalić się na wystarczająco bezpieczną odległość - w jego mniemaniu - by przypadkiem nie narazić własny słuch na uszczerbek.
Zasadniczo, co teraz?
Poruszenie ludzi mniej więcej odpowiedziało na jego niewerbalne pytanie. Przeszedł kilka kroków dalej, by potem zmierzyć ścianę wzrokiem.
- Po takim malowaniu mógłbym śmiało świadczyć przysługi związane z przemalowaniem czegoś - burknął do siebie. Właściwie, niezbyt go to interesowało pod względem działania. O wspinaniu się po drabinach mógł zapomnieć. Do jego uszów dobiegł dźwięk zaczynającego się koncertu. Mimowolnie uniósł kąciki ust do góry i kierował kroki ku żywiołowej bibliotekarki.
- Zasadniczo, starczy nam farby na to wszystko? - spytał i zrobił z dłoni daszek nad oczami, ponownie patrząc na budynek biblioteki.
Musiał przyznać, że niespecjalnie zadowalał go fakt, że mógł zrobić jedynie tyle. Brak możliwości doprecyzowania problemu mógł zaowocować głównie problemami. Czarnowłosy nie był nieomylny, a wiedział z doświadczenia zawodowego, że przyczyna usterki mogła być zgoła inna niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Pomijając brak narzędzi, w obecnym stanie próba grzebania w czymkolwiek mogłaby być dość ciężka. Brak sprawności w ręce niczego nie ułatwiał.
- Żadnego dźwięku... może wcześniej było czuć zapach spalenizny lub prądu... - zastanawiał się, czy to wystąpiło. - Może się okazać, że sprzęt był już wcześniej uszkodzony, czego efekty widać dopiero teraz - ciągłe spekulowanie. Mimowolnie westchnął, nie będąc zbytnio zachwycony brakiem większych możliwości.
Pozostawało trzymać kciuki za to, że rzeczywiście nie pomylił się.
Chwilę później przekonał się o rezultacie. Jego wzrok nie wyłapał niczego, co mogłoby zwiastować nową usterkę. Zero ognia, iskr, podejrzanych zapachów. Zapewniwszy samego siebie o tym, że tym razem nie pojawi się pożar, zdecydował się na oddalenie ze sceny. Jedynie machnął zdrową ręką w stronę wolontariusza i gitarzysty.
- Powodzenia - rzucił w ich stronę, schodząc z sceny. Wolał oddalić się na wystarczająco bezpieczną odległość - w jego mniemaniu - by przypadkiem nie narazić własny słuch na uszczerbek.
Zasadniczo, co teraz?
Poruszenie ludzi mniej więcej odpowiedziało na jego niewerbalne pytanie. Przeszedł kilka kroków dalej, by potem zmierzyć ścianę wzrokiem.
- Po takim malowaniu mógłbym śmiało świadczyć przysługi związane z przemalowaniem czegoś - burknął do siebie. Właściwie, niezbyt go to interesowało pod względem działania. O wspinaniu się po drabinach mógł zapomnieć. Do jego uszów dobiegł dźwięk zaczynającego się koncertu. Mimowolnie uniósł kąciki ust do góry i kierował kroki ku żywiołowej bibliotekarki.
- Zasadniczo, starczy nam farby na to wszystko? - spytał i zrobił z dłoni daszek nad oczami, ponownie patrząc na budynek biblioteki.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach