▲▼
Ile mi potrzeba minut między napiciem się, a pożałowaniem tego?
Nie umiała sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ani w mieszkaniu, ani w momencie przekraczania progu baru. Odgarniając krótkie włosy na kark, uznała, że jeszcze nie miała przyjemności, by postawić tutaj kroku. Musiała sobie przyznać jedno - dość głupio czuła się, pojawiając się sama w takiego typu miejscu. Ciemne oczy zaczęły skanować okolicę, a usta wygięły się w smętnym uśmiechu.
Pora było jednak odnaleźć wilcze towarzystwo, nie? Na szczęście dostała odpowiedź zwrotną dość szybko, by mogła ich namierzyć i dołączyć do grona.
- Cześć, Szefowo - powiedziała. - Cześć, Connor - dorzuciła momentalnie, wybierając sobie krzesło naprzeciw nich. - Coś już zamawialiście? - spytała, opierając się wygodniej o mebel. - I w sumie... - zmrużyła oczy, posyłając rudowłosemu ostrożne spojrzenie. - ... ty pijesz? - to byłoby lekko zaskakujące.
I w sumie przez to miała nadzieję, że nie wpadnie na jakieś dziwne pomysły z jej udziałem.
Spojrzenie niebieskich oczu podążyło w ślad za dymem wypuszczonym spomiędzy ust. Jeśli miał chociaż udawać, że przebywanie w klubie i to w towarzystwie Connora jakkolwiek go cieszy, to zdecydowanie musiał wcześniej wypalić papierosa. Albo dwa. Schował paczkę fajek do kieszeni w kurtce, omiatając wzrokiem wejście do budynku i stojących przed nim ludzi. Zerknął jeszcze na czat grupowy, nim zgasił o śmietnik peta i wrzucił go do środka. Skoro Avery miała być na miejscu, to może jednak nie będzie tak źle. Jednak i tak miał nadzieję na sprawne i szybkie zmycie się stąd, jeśli sytuacja faktycznie nie będzie wymagała jego większego udziału. Ostatnio miał szczególnie obniżoną tolerancję na jednostki, które samym swoim widokiem powodowały, że człowiekowi otwierał się nóż w kieszeni.
Od razu udał się na tyły lokalu, chcąc jak najszybciej namierzyć stolik przy którym mieli już siedzieć niektórzy członkowie gangu.
— Cześć — rzucił, siadając obok Avery.
Przewróciła oczami, słysząc słowa rudowłosego. Od pewnego czasu miała wrażenie, że tego typu wypowiedź była niczym wstęp do początków problemów dla niej. Może jestem zbytnio nadwrażliwa. Dość szybko sprostowała samą siebie w myślach, przekierowując wzrok na Kianę.
- Pytaj mnie, a ja ciebie - odparła na temat alkoholu, pocierając skroń. - Zabrzmię jak dzieciak, ale mogę po prostu zdać się na ciebie? Nie mam wyrobionych preferencji, więc - przewróciła oczami. - Testowanie czegoś nowego może być niezłe.
Nie żeby wiedziała co tutaj oferowali.
- Hm... Ciekawe słowa jak na kogoś, kto podobno nie pamięta tamtej domówki - burknęła do Connora, robiąc małe kółka na blacie stolika. Przypominała sobie potem słyszalne wymówki odnośnie tamtego wydarzenia, którego była uczestnikiem. W pewnym momencie nawet takim, którego nie chciała być.
Ale nadal jakoś pamiętała spory rozmiar piersi tamtej blondynki.
- O, Sullivan. A ty pijesz? - spytała drugiego brata, szturchając go lekko w ramię.
Chociaż była pewna, że odmówi.
Zadrżała mimowolnie na propozycje Connora.
- Tamtego napoju bym nawet nie ośmieliła się nazwać kawą - odparła na jego słowa, krzywiąc się na wspomnienie napoju. - Czarna śmierć z paskudnym posmakiem. I bez cukru nawet.
Posłała mu zaraz potem podejrzliwe spojrzenie.
- I nie. Dzisiaj nie dam się na to złapać - dodała z mocą.
Jak za każdym razem, gdy zaczęła powoli wyczuwać chęć działania z jego strony.
To był duży dzień dla Wilków i w sumie całej dzielnicy przez co Babushka trochę zarzucał sobie, że nie pojawił się o czasie. Tylko, czy on kiedyś pojawił się idealnie na czas na takim spotkaniu? Może weszło mu to w krew, że zawsze "coś" wyskakuje w momencie kiedy powinien być już na miejscu. Klątwa czy coś.
Z drugiej strony to mimo wszystko się pojawiał, to może nie było tak źle. Będzie musiał nad tym popracować. Takie myśli krzątały się w jego głowie gdy zbliżał się do swojego stada, które przejęło jeden ze stolików. Zajmowali trochę miejsca i pewno byliby siłą z którą można się już liczyć. Dobrze. Zjawił się przy stoliku w momencie gdy Kiana podnosiła się z miejsca by przyjąć zamówienie. Cóż za perfekcyjne wyczucie czasu!
- Mógłbym zabić za dobrego tatara i dwa... trzy szoty wódki. - Powiedział jak gdyby nigdy nic i chyba coś drgnęło na jego twarzy, coś co chyba miało być zalążkiem uśmiechu, albo to tylko gra światła w tym lokalu tak działała. Zresztą skoro mają pić, bo zapewne będą, to trzeba mieć pod co prawda? - Wybaczcie spóźnienie.
Ostatnie mruknął jedynie zajmując wolne miejsce. Tak. Opcje dialogowe Babushki się wyczerpały.
Wszyscy mieli dzisiaj pić? No Sullivan nie był szczególnie spragniony, a już na pewno nie zamierzał zbyt często zaglądać do kieliszka, w końcu jutro czekała go praca, a budzenie się wcześnie rano na pewnie nie byłoby przyjemne w towarzystwie kaca.
Spojrzał na Kianę, nie odpowiadając od razu na jej pytanie. Faktycznie, ostatnio pogodzenie czasu między obowiązkami w pracy a gangiem okazywało się nieco trudniejsze niż na początku zakładał. Jednak mimo wszystko nie chciał tak łatwo rezygnować z Wilków i to nie tylko dlatego, że jakieś dziwne poczucie obowiązku kazało mu tutaj tkwić.
— Trochę, ale niedługo wracają dwie osoby, więc powinno zrobić się luźniej.
A przynajmniej jeszcze wczoraj podczas zmiany mówiono, że hospitalizacja dwóch żołnierzy zakończyła się jakiś czas temu i niedługo powinni wrócić pracy.
— Dla mnie też czarna kawa.
Nawet jeśli odrobina kofeiny nie miałaby dać cudownego kopa i zastrzyku energii, to przynajmniej nie będzie siedział o suchym pysku.
Zignorowała słowa Connora, skupiając bardziej uwagę na Kianie. Ostatnie czego chciałaby słuchać, to komentarze łączące ją i alkohol. Od lat nastoletnich minęło trochę czasu, a ona miała o wiele bardziej dojrzalsze ciało. Przecież nie mogło się to skończyć aż tak źle, nie? Nie?
Chociaż zaraz potem uśmiechnęła się zagadkowo w stronę Kiany i skinęła głową. Opowieści niczym babski wieczór? Brzmiało zbyt kusząco.
- Okay, mogę spróbować - przystała na jej propozycję napoju, po czym rozłożyła ręce na bok. - I dopiszcie mnie do listy osób chętnych na pizzę - dorzuciła zaraz potem.
Machnęła dłonią w stronę przybyłego Wilka, po czym spojrzała na pytająco najpierw na jednego brata, a potem na drugiego.
- Chwila, wy na poważnie? Nie będziecie pić? - szturchnęła Sullivana w bok. - No dajesz. Chociaż jednego. Dla samego towarzystwa, a nie tylko kawę w kolorze twoich myśli - westchnęła zaraz potem.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
TEREN WOLVES
Bar Memphis Blues
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Bar barbecue mieści się nieopodal parków Stanley i Charleson. Restauracja ma już swoje lata, natomiast jeśli chodzi o jedzenie, obsługę i klimat, zdecydowanie trzyma fason i przyzwoity poziom. Przytulne, ciemne, swojskie wnętrze gorąco zachęca zarówno tych, którzy pierwszy raz zapuścili się w te rejony, jak i stałych bywalców, którzy regularnie odwiedzają Memphis Blues. Biorąc pod uwagę domenę jaką się zajęli, trudno uwierzyć, że stoliki zawsze błyszczą. Kelnerzy dbają w każdej sekundzie o to, by klienci nie natknęli się na żadne resztki po sosie BBQ czy wylanych drinków na powierzchni drewna. I chwała im za to!
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Wolves, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Popijała w spokoju tequilę, obserwując rozwój sytuacji w lokalu. Parę razy parsknęła śmiechem zakrywając to butelką i upijając kolejny łyk bądź dwa. Ależ jej się trafiło towarzystwo. Tania dziwka o ptasim imieniu, lisica, która bardzo chciała być psem i do tego horda przerośniętych gnojków w skórzanych kurtkach. Ach no tak i ona. Ekipa na medal.
Huh? - skupiła swój nadal trzeźwy wzrok na przywódcy gangu, który z jakiś względów postanowił do niej podejść. Wyprostowała się nie chcąc być za blisko mężczyzny, a tym samym zrobiła sobie przestrzeń na ewentualną obronę. Kto wie czego on od niej chciał.
”Do was?” Zapytała z powątpieniem. ”Nie rozśmieszaj mnie,” parsknęła śmiechem pociągając duży łyk z butelki.
Niedługo później do ich uszu dobiegły dźwięki nadjeżdżających radiowozów i w sumie powinno ją to usatysfakcjonować. W końcu jakby nie patrzeć kawaleria przybyła. Ale zamiast tego poczuła rosnącą w niej irytację. No tak. Żółtodzioby przyjadą i to jej dostanie się największa robota czyli pilnowanie wszystkiego i nadzór. A jak ktoś zawali to również ona oberwie. Zdecydowanie nie miała na to ochoty.
Zmierzyła lisicę z góry na dół obojętnym spojrzeniem, wzruszając jedynie ramionami. Skoro nie chciała napić się z nią szota to jej problem.
Odstawiła butelkę na ladę przed sobą, włożyła korek i odstawiła ją na półkę z której wcześniej ją zdjęła. Schowała broń za pasek spodni i pochyliła się nad barmanem.
”Czy jest tu jakieś tylne wyjście?” Oto ona. Inspektor policji. Herszt Wolves. Usiłująca wydostać się z baru zanim jej koledzy niebiescy dojadą na miejsce i obarczają ją odpowiedzialnością. Normalnie wzór do naśladowania.
Huh? - skupiła swój nadal trzeźwy wzrok na przywódcy gangu, który z jakiś względów postanowił do niej podejść. Wyprostowała się nie chcąc być za blisko mężczyzny, a tym samym zrobiła sobie przestrzeń na ewentualną obronę. Kto wie czego on od niej chciał.
”Do was?” Zapytała z powątpieniem. ”Nie rozśmieszaj mnie,” parsknęła śmiechem pociągając duży łyk z butelki.
Niedługo później do ich uszu dobiegły dźwięki nadjeżdżających radiowozów i w sumie powinno ją to usatysfakcjonować. W końcu jakby nie patrzeć kawaleria przybyła. Ale zamiast tego poczuła rosnącą w niej irytację. No tak. Żółtodzioby przyjadą i to jej dostanie się największa robota czyli pilnowanie wszystkiego i nadzór. A jak ktoś zawali to również ona oberwie. Zdecydowanie nie miała na to ochoty.
Zmierzyła lisicę z góry na dół obojętnym spojrzeniem, wzruszając jedynie ramionami. Skoro nie chciała napić się z nią szota to jej problem.
Odstawiła butelkę na ladę przed sobą, włożyła korek i odstawiła ją na półkę z której wcześniej ją zdjęła. Schowała broń za pasek spodni i pochyliła się nad barmanem.
”Czy jest tu jakieś tylne wyjście?” Oto ona. Inspektor policji. Herszt Wolves. Usiłująca wydostać się z baru zanim jej koledzy niebiescy dojadą na miejsce i obarczają ją odpowiedzialnością. Normalnie wzór do naśladowania.
No patrzcie, ktoś tu faktycznie docenił jego słowa. Przekręcił głowę w bok, parskając głośno pod nosem.
— Numerów nie rozdaję, ale jeśli będzie ci się nudzić, zapraszam do Ice&Dice. W ten piątek daję specjalny pokaz z okazji Halloween, jak się pojawisz, to załatwię ci miejsca w pierwszym rzędzie, Benny — zwrócił powoli wzrok w kierunku reszty, nie wtrącał się jednak w ich wymianę zdań, szybko wracając uwaga do osób przed nim. Nie był tu od gadania. Nie był też od samych żarcików i dogryzania innym. Na ten moment nie dostał też żadnego jasnego rozkazu, trwał więc w pozornie rozluźnionej pozie. Mimo to nadal celował bronią w członka Thunder Birds. Nawet gdy oni opuścili broń. Jakoś im kurwa nie ufał.
Dźwięk syren policyjnych momentalnie podniósł mu poziom adrenaliny. Nieszczególnie widziało mu się odwiedzać dzisiejszego wieczora posterunek. W takich momentach żałował, że Axel nie był policjantem, choć znając jego dziwne powiązania rodzinne, wcale by się nie zdziwił, gdyby miał też wtyki u psów.
Dziś go o to zapyta. Gdy już się stad zwinie.
Zabezpieczył broń i schował ja, szybko dołączając o Lark. Tylko po to, by odwrócić się jeszcze w kierunku Benny'ego.
— Pamiętaj, Ice&Dice — puścił mu oko, przejeżdżając pokrótce spojrzeniem po białowłosej Wilczycy. Całkiem zabawna z niej była osoba. Dość niestandardowa jak na kogoś, kto teoretycznie wspierał prawo. Więc to pod ich jurysdykcja znajdywała się obecnie większa część Dystryktu A? Ciekawe czy inni członkowie żółtych byli tak samo rozrywkowi.
— Numerów nie rozdaję, ale jeśli będzie ci się nudzić, zapraszam do Ice&Dice. W ten piątek daję specjalny pokaz z okazji Halloween, jak się pojawisz, to załatwię ci miejsca w pierwszym rzędzie, Benny — zwrócił powoli wzrok w kierunku reszty, nie wtrącał się jednak w ich wymianę zdań, szybko wracając uwaga do osób przed nim. Nie był tu od gadania. Nie był też od samych żarcików i dogryzania innym. Na ten moment nie dostał też żadnego jasnego rozkazu, trwał więc w pozornie rozluźnionej pozie. Mimo to nadal celował bronią w członka Thunder Birds. Nawet gdy oni opuścili broń. Jakoś im kurwa nie ufał.
Dźwięk syren policyjnych momentalnie podniósł mu poziom adrenaliny. Nieszczególnie widziało mu się odwiedzać dzisiejszego wieczora posterunek. W takich momentach żałował, że Axel nie był policjantem, choć znając jego dziwne powiązania rodzinne, wcale by się nie zdziwił, gdyby miał też wtyki u psów.
Dziś go o to zapyta. Gdy już się stad zwinie.
Zabezpieczył broń i schował ja, szybko dołączając o Lark. Tylko po to, by odwrócić się jeszcze w kierunku Benny'ego.
— Pamiętaj, Ice&Dice — puścił mu oko, przejeżdżając pokrótce spojrzeniem po białowłosej Wilczycy. Całkiem zabawna z niej była osoba. Dość niestandardowa jak na kogoś, kto teoretycznie wspierał prawo. Więc to pod ich jurysdykcja znajdywała się obecnie większa część Dystryktu A? Ciekawe czy inni członkowie żółtych byli tak samo rozrywkowi.
Ingerencja Mistrza Gry
Termin na odpis: -
Obrażenia postaci: brak;
Obrażenia postaci: brak;
Atmosferę ciężko było przypisać do dobrej, ale na dobre (lub nie) wyszło, że nie doszło do rękoczynów. Ani strzelaniny samej w sobie. Lecz niełatwo było określić to wszystko jako "dobre zakończenie". Może to kwestia samego szczęścia, że dźwięk zbliżających się radiowozów był zarazem wyznacznikiem końca tego wydarzenia. Lark i Słowik opuścili to miejsce bez problemów. Przynajmniej też wiadomość odnoście ewentualnego spotkania została przekazana. Benny zaśmiał się ponownie, jakby to miało stanowić potwierdzenie pozyskanych informacji.
Zaś reszta obecnej ekipy zaczęła się zwijać. Członkowie Thunder Birds byli jednak powolniejsi. Stan upojenia alkoholowego zdecydowanie nie pomagał w szybkiej reakcji. Jednakże powoli dźwięk motocykli zaczął przeszywać powietrze.
Tymczasem Kianie udało się nawiązać kontakt z nieszczęsną osobą, która chciałaby być prawie wszędzie indziej niż w tym pomieszczeniu. Z niedbałą niechęcią poświęcił uwagę jasnowłosej kobiecie.
- T-tam - barman wskazał jej na wcięcie w ścianie w postaci drzwi. Tam też znajdowało się zaplecze dla pracowników, inaczej mówiąc - boczne wyjście. Udając się w tamtym kierunku, mogła śmiało ominąć skrzyżowanie dróg z osobami, które właśnie przyjechały. Sądząc też po przekleństwach na zewnątrz, nie wszyscy zdołali się uwinąć z terenów przed barem.
Kelnerki obejrzały się na drzwi, gdzie stanęła część gangu oraz policji. Gdy jedna z nich podeszła do starszawego mężczyzny, który domagał się świadków zdarzenia, druga podeszła do lady, gdzie nadal znajdował się barman.
- Wiesz, mogłeś następnym razem coś zrobić zamiast chować się - burknęła jedna z barmanek, nachylając się nad barem.
- Łatwo mówić - padła nachmurzona odpowiedź. - Wystąpienie przeciwko tym mięśniakom jest chore. Cudem jest to, że nie skończyłem jak tamten.
- Mięczak. Idę pomóc Sarze w sprzątaniu, a ty ogarnij policję.
- Daj mi spokój... Zwariuję z tego wszystkiego.
- Co poradzisz? - kobieta wzruszyła lekko ramionami. - Nawet w tym dystrykcie nie jest bezpiecznie. Pewnie nie ma w tym mieście nawet jednego miejsca, które zasługiwałoby na takie miano.
Jęknięcie stanowiło jedyną odpowiedź, jaką usłyszała w zamian. Uznała więc, że zostawi go już w spokoju i przejdzie do obranego przez siebie zadania. Nie chciało jej się pozostawać po godzinach, a była pewna, że jeszcze jakiś klient zechce napić się szklanki dobrego trunku. Podciągnęła rękawy bluzki.
- No, to od czego by tu zacząć?
z/t wszyscy
Zaś reszta obecnej ekipy zaczęła się zwijać. Członkowie Thunder Birds byli jednak powolniejsi. Stan upojenia alkoholowego zdecydowanie nie pomagał w szybkiej reakcji. Jednakże powoli dźwięk motocykli zaczął przeszywać powietrze.
Tymczasem Kianie udało się nawiązać kontakt z nieszczęsną osobą, która chciałaby być prawie wszędzie indziej niż w tym pomieszczeniu. Z niedbałą niechęcią poświęcił uwagę jasnowłosej kobiecie.
- T-tam - barman wskazał jej na wcięcie w ścianie w postaci drzwi. Tam też znajdowało się zaplecze dla pracowników, inaczej mówiąc - boczne wyjście. Udając się w tamtym kierunku, mogła śmiało ominąć skrzyżowanie dróg z osobami, które właśnie przyjechały. Sądząc też po przekleństwach na zewnątrz, nie wszyscy zdołali się uwinąć z terenów przed barem.
Kelnerki obejrzały się na drzwi, gdzie stanęła część gangu oraz policji. Gdy jedna z nich podeszła do starszawego mężczyzny, który domagał się świadków zdarzenia, druga podeszła do lady, gdzie nadal znajdował się barman.
- Wiesz, mogłeś następnym razem coś zrobić zamiast chować się - burknęła jedna z barmanek, nachylając się nad barem.
- Łatwo mówić - padła nachmurzona odpowiedź. - Wystąpienie przeciwko tym mięśniakom jest chore. Cudem jest to, że nie skończyłem jak tamten.
- Mięczak. Idę pomóc Sarze w sprzątaniu, a ty ogarnij policję.
- Daj mi spokój... Zwariuję z tego wszystkiego.
- Co poradzisz? - kobieta wzruszyła lekko ramionami. - Nawet w tym dystrykcie nie jest bezpiecznie. Pewnie nie ma w tym mieście nawet jednego miejsca, które zasługiwałoby na takie miano.
Jęknięcie stanowiło jedyną odpowiedź, jaką usłyszała w zamian. Uznała więc, że zostawi go już w spokoju i przejdzie do obranego przez siebie zadania. Nie chciało jej się pozostawać po godzinach, a była pewna, że jeszcze jakiś klient zechce napić się szklanki dobrego trunku. Podciągnęła rękawy bluzki.
- No, to od czego by tu zacząć?
z/t wszyscy
[Przejmowanie terenu 1/15]
Lokal jak zwykle o tej godzinie tętnił życiem. Część klienteli siedziała przy bogato zastawionych stołach, a część sączyła jedynie napoje. Jeszcze inni wybrali miejsca przy barze by móc w spokoju pooglądać transmitowany w telewizji mecz.
Kiana otworzyła drzwi i przytrzymała je dla towarzyszącego jej Rudzielca, który sądząc po minie chciałby być wszędzie byle nie tu. Cóż, na jego nieszczęście nie bardzo miał wybór. Białowłosa zdawała sobie sprawę, że stąpała po bardzo cienkim lodzie i tak naprawdę mogła skończyć pod mostem jeśli Connor będzie miał akurat gorszy dzień, lub kiedy go wybitnie wkurwi. Ale czy ta wiedza powstrzymywała ją od testowania granic i wyciągania go w miasto? Oczywiście, że nie. Już dawno jej instynkt samozachowawczy gdzieś wyparował.
“Idę do baru podpytać o stolik dla nas, możesz iść ze mną albo zaczekać,” rzuciła informacyjnie przez ramię, po czym skierowała się do wspomnianego miejsca. Po krótkiej wymianie zdań z barmanem, jedna z kelnerek wskazała jej tył lokalu i Kiana machnęła na Jostena ręką by ruszył za nią.
Stolik, a w zasadzie loża jaką im przydzielono znajdowała się na samym końcu baru i ku jej zadowoleniu w najbliższym otoczeniu nie było innych miejsc. Dobrze. Prywatności nigdy za mało. Zwłaszcza, że jej mała grupa bywała nieprzewidywalna.
[ Przejmowanie terenu - 2/15 ]
Ile mi potrzeba minut między napiciem się, a pożałowaniem tego?
Nie umiała sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ani w mieszkaniu, ani w momencie przekraczania progu baru. Odgarniając krótkie włosy na kark, uznała, że jeszcze nie miała przyjemności, by postawić tutaj kroku. Musiała sobie przyznać jedno - dość głupio czuła się, pojawiając się sama w takiego typu miejscu. Ciemne oczy zaczęły skanować okolicę, a usta wygięły się w smętnym uśmiechu.
Pora było jednak odnaleźć wilcze towarzystwo, nie? Na szczęście dostała odpowiedź zwrotną dość szybko, by mogła ich namierzyć i dołączyć do grona.
- Cześć, Szefowo - powiedziała. - Cześć, Connor - dorzuciła momentalnie, wybierając sobie krzesło naprzeciw nich. - Coś już zamawialiście? - spytała, opierając się wygodniej o mebel. - I w sumie... - zmrużyła oczy, posyłając rudowłosemu ostrożne spojrzenie. - ... ty pijesz? - to byłoby lekko zaskakujące.
I w sumie przez to miała nadzieję, że nie wpadnie na jakieś dziwne pomysły z jej udziałem.
Przejmowanie terenu 3/15
Spojrzenie niebieskich oczu podążyło w ślad za dymem wypuszczonym spomiędzy ust. Jeśli miał chociaż udawać, że przebywanie w klubie i to w towarzystwie Connora jakkolwiek go cieszy, to zdecydowanie musiał wcześniej wypalić papierosa. Albo dwa. Schował paczkę fajek do kieszeni w kurtce, omiatając wzrokiem wejście do budynku i stojących przed nim ludzi. Zerknął jeszcze na czat grupowy, nim zgasił o śmietnik peta i wrzucił go do środka. Skoro Avery miała być na miejscu, to może jednak nie będzie tak źle. Jednak i tak miał nadzieję na sprawne i szybkie zmycie się stąd, jeśli sytuacja faktycznie nie będzie wymagała jego większego udziału. Ostatnio miał szczególnie obniżoną tolerancję na jednostki, które samym swoim widokiem powodowały, że człowiekowi otwierał się nóż w kieszeni.
Od razu udał się na tyły lokalu, chcąc jak najszybciej namierzyć stolik przy którym mieli już siedzieć niektórzy członkowie gangu.
— Cześć — rzucił, siadając obok Avery.
[Przejmowanie terenu 4/15]
Nie zdążyła jeszcze nic zamówić nim do ich stolika dołączyła Avery, a niedługo później również i Sullivan. No dobra. Jostenowie w komplecie. Cudnie. Pytanie czy cichociemny Babushka także zdecyduje się pojawić. Nie zamierzała jednak na niego czekać, więc kiedy wszyscy zajęli miejsca przy stole przywitała się z nimi skinieniem głowy i następnie spojrzała na Czarnowłosą.
"Jeszcze nie. Ale jak jesteśmy już w większym gronie może po prostu weźmiemy coś na stół. Pytanie co chcecie. I dzisiaj wszyscy pijemy, bez wymówek," mieli w końcu świętować, a po za tym był to także dobra okazja do spróbowania integracji. Po raz kolejny.
Wiedziała już, że między Sullivanem, a Connorem stosunki były lekko mówiąc napięte i nie obchodziło ją to, dopóki oboje wykonywali to, co do nich należało. Jednocześnie ciekawska strona jej charakteru chciała rozwiązać ten konflikt.
Przejechała wzrokiem po zgromadzonych zatrzymując go na Sullivanie. Z nim miała jak do tej pory najmniej do czynienia i nie ukrywała trochę ją to męczyło.
"Hej, Sull ostatnio jakoś tak mniej Ciebie widuje. Przełożeni dają w kość?" nawet z zajmowanym przez nią stanowiskiem nijak miała wgląd w działania wojska czy jakiekolwiek kontakty by dowiedzieć się czegoś na własną rękę. Niby mieli współpracować z władzami, a prawda była taka, że dzielili się tymi informacjami, które były dla nich bezpieczne. Co z resztą nie bardzo ją dziwiło. Jedynie mocno irytowało.
[ Przejmowanie terenu 5/15 ]
Wbrew pozorom, dość często bywał w barach. Nawet jeśli mógł nie wyglądać na nazbyt rozrywkową osobę, a do tego ze słabą głową, nie nadawał się do imprez. Lubił od czasu do czasu przyjść tylko po to, by poobserwować ludzi w ich bardziej naturalnym środowisku.
— Baw się dobrze — oczywiście, że nie zamierzał jej towarzyszyć. I tak musiał ją znosić na co dzień, nie zamierzał jeszcze przyklejać się do niej po wyjściu z domu. Poczekał więc, aż Kiana da mu sygnał, dopiero wtedy idąc do odpowiedniego stolika i siadając ciężko na kanapie. Nawet nie sprawdzał ani nie pytał, czy w lokalu można palić. Wyciągnął po prostu papierosa, przysunął do niego zapalniczkę i zaciągnął się, wypuszczając w powietrze chmurę dymu.
— Kogo moje oczy widzą, moja ukochana siostra — tak, głos Connora z pewnością wskazywał na ich jakże zażyłe relacje i jego głęboką miłość. Która zgubiła się po prostu pod falą beznamiętności, zdarzało się i tak. Skinął jej głową, salutując jednocześnie papierosem.
"Ty pijesz?"
— Nie. Towarzyszę. Chyba oboje nie chcemy pamiętać, co się stało, gdy spiłem się na domówce Scotta.
Tańczenie na stole, rozjebanie połowy krzeseł w domu, rzucanie butelkami w ścianę. Już pomijał przelecenie jakiejś laski w łazience. Choć w sumie on głównie siedział na brzegu wanny, a ona odpaliła chcicę stulecia. Dobrze, że chociaż pamiętała, żeby zamknąć drzwi. Co nie zmieniało faktu, że to właśnie Avery, Connor przez przypadek wpuścił do środka, gdy blondynka świeciła jeszcze cyckami, ubierając bluzkę.
— Dla mnie pizza. Zwykła Margherita. Bierzesz kawę czy uderzasz od razu z grubej rury? — zapytał Kianę, przenosząc zaraz znużony wzrok na Sullivana, mimo wszystko uznając Avery za ciekawszy obiekt obserwacji.
— Może też ci zamówić kawę? Taką jak ostatnio — zapytał z tym samym złośliwym błyskiem w oku co zawsze, gdy chodziło o jego siostrę. Dręczenie jej sprawiało mu zbyt dużo frajdy.
[ Przejmowanie terenu - 6/15 ]
Przewróciła oczami, słysząc słowa rudowłosego. Od pewnego czasu miała wrażenie, że tego typu wypowiedź była niczym wstęp do początków problemów dla niej. Może jestem zbytnio nadwrażliwa. Dość szybko sprostowała samą siebie w myślach, przekierowując wzrok na Kianę.
- Pytaj mnie, a ja ciebie - odparła na temat alkoholu, pocierając skroń. - Zabrzmię jak dzieciak, ale mogę po prostu zdać się na ciebie? Nie mam wyrobionych preferencji, więc - przewróciła oczami. - Testowanie czegoś nowego może być niezłe.
Nie żeby wiedziała co tutaj oferowali.
- Hm... Ciekawe słowa jak na kogoś, kto podobno nie pamięta tamtej domówki - burknęła do Connora, robiąc małe kółka na blacie stolika. Przypominała sobie potem słyszalne wymówki odnośnie tamtego wydarzenia, którego była uczestnikiem. W pewnym momencie nawet takim, którego nie chciała być.
Ale nadal jakoś pamiętała spory rozmiar piersi tamtej blondynki.
- O, Sullivan. A ty pijesz? - spytała drugiego brata, szturchając go lekko w ramię.
Chociaż była pewna, że odmówi.
Zadrżała mimowolnie na propozycje Connora.
- Tamtego napoju bym nawet nie ośmieliła się nazwać kawą - odparła na jego słowa, krzywiąc się na wspomnienie napoju. - Czarna śmierć z paskudnym posmakiem. I bez cukru nawet.
Posłała mu zaraz potem podejrzliwe spojrzenie.
- I nie. Dzisiaj nie dam się na to złapać - dodała z mocą.
Jak za każdym razem, gdy zaczęła powoli wyczuwać chęć działania z jego strony.
[Przejmowanie terenu 7/15]
Z głową opartą na dłoni leniwie przenosiła wzrok po wszystkich, a od czasu do czasu zwracała także uwagę na to co działo się w lokalu. Tak po prostu. Bez powodu. Nie włączała się póki co do rozmowy, dopóki Connor nie rzucił informacją, która zdecydowanie przykuła jej uwagę. Podniosła głowę i z wyraźnym zainteresowaniem i iskierkami złośliwości w oczach spojrzała prosto na niego.
"Huuuh? Ty pijany? Nie uwierzę, póki nie zobaczę," następnie odwróciła się do Avery i ściszonym głosem dodała. "Kiedyś musisz mi powiedzieć co takiego odjebał," oj nie odpuści. Taki smaczek z życia Marchewy miałby przejść jej koło nosa? Nigdy.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią, choć zasadniczo przychodząc do lokalu z góry wiedziała co zamówi. Jakby nie piła tylko i wyłącznie jednego rodzaju alkoholu.
"W takim razie weźmiemy butelkę tequili na początek. A potem się zobaczy," pokiwała głową zgadzając się z samą sobą. Na wspomnienie o pizzy uniosła kciuk w górę.
"Dla mnie też. I tak. Zdecydowane najpierw kawa. Inaczej tu zasnę," przeniosła wzrok na lokal w poszukiwaniu kelnerki, a po krótkiej chwili pokręciła głową i podniosła się z miejsca.
"Oprócz pizzy chcesz coś jeszcze?" zapytała Connora, po czym skierowała swoją uwagę na resztę. "Mówcie co chcecie to pójdę zamówić. I od razu wezmę nam coś z baru," skoro już ich tu zaprosiła to mogła tym razem zapłacić. Niech znają jej dobroć.
[Przejmowanie terenu 8/15]
To był duży dzień dla Wilków i w sumie całej dzielnicy przez co Babushka trochę zarzucał sobie, że nie pojawił się o czasie. Tylko, czy on kiedyś pojawił się idealnie na czas na takim spotkaniu? Może weszło mu to w krew, że zawsze "coś" wyskakuje w momencie kiedy powinien być już na miejscu. Klątwa czy coś.
Z drugiej strony to mimo wszystko się pojawiał, to może nie było tak źle. Będzie musiał nad tym popracować. Takie myśli krzątały się w jego głowie gdy zbliżał się do swojego stada, które przejęło jeden ze stolików. Zajmowali trochę miejsca i pewno byliby siłą z którą można się już liczyć. Dobrze. Zjawił się przy stoliku w momencie gdy Kiana podnosiła się z miejsca by przyjąć zamówienie. Cóż za perfekcyjne wyczucie czasu!
- Mógłbym zabić za dobrego tatara i dwa... trzy szoty wódki. - Powiedział jak gdyby nigdy nic i chyba coś drgnęło na jego twarzy, coś co chyba miało być zalążkiem uśmiechu, albo to tylko gra światła w tym lokalu tak działała. Zresztą skoro mają pić, bo zapewne będą, to trzeba mieć pod co prawda? - Wybaczcie spóźnienie.
Ostatnie mruknął jedynie zajmując wolne miejsce. Tak. Opcje dialogowe Babushki się wyczerpały.
[ Przejmowanie terenu 9/15 ]
— O tak. Zdecydowanie może być niezłe — skomentował słowa Avery, wpatrując się w nią z wypisanym na twarzy złośliwym rozbawieniem. Jakby nie patrzeć, doskonale wiedział, że jego siostra miała być może odrobinę lepszą głowę od niego.
— To, że nie zamierzałem o niej gadać, nie znaczy, że jej nie pamiętałem. Nie moja wina, że jesteście chujowi w interpretacji — rozłożył ręce na boki, wracając przez chwilę pamięcią w tył. Jako że też nadal pamiętał spory rozmiar jej piersi. Z dwóch powodów, choć na szczęście, Avery była świadkiem tylko jednego z nich.
"Ty pijany? Nie uwierzę, póki nie zobaczę."
— Przykro mi, w takim wypadku czeka cię wieczny syndrom wyznawców Jezusa. Ja i alkohol nie kolegujemy się ze sobą od lat. I możesz mi też wziąć kawę, taką samą jak sobie... tatar. Kurwa Babushka, ty to masz łeb! — klepnął przybyłego mężczyznę w ramię, wyraźnie się ożywiając. Już dawno nie miał okazji go jeść, kompletnie zapomniał, że istnieje.
— Zapytaj ich, czy mają tatara i jak mają, to weź dwa. Jeden dla mnie i jeden dla naszego Sleutha — oparł się ramionami o stolik, nachylając w kierunku pirotechnika.
— Jak tam życie, Babushka? Dużo macie ostatnio wypadów bombowych czy nieco się uspokoiło? Podobno w dystrykcie C panuje teraz niezły burdel, od kiedy Szakale się uaktywniły.
Nie, żeby jakoś szczególnie go to obchodziło. W tym momencie wolał się skupić na własnym podwórku, a nie wszystkich wokół.
Przejmowanie terenu 10/15
Wszyscy mieli dzisiaj pić? No Sullivan nie był szczególnie spragniony, a już na pewno nie zamierzał zbyt często zaglądać do kieliszka, w końcu jutro czekała go praca, a budzenie się wcześnie rano na pewnie nie byłoby przyjemne w towarzystwie kaca.
Spojrzał na Kianę, nie odpowiadając od razu na jej pytanie. Faktycznie, ostatnio pogodzenie czasu między obowiązkami w pracy a gangiem okazywało się nieco trudniejsze niż na początku zakładał. Jednak mimo wszystko nie chciał tak łatwo rezygnować z Wilków i to nie tylko dlatego, że jakieś dziwne poczucie obowiązku kazało mu tutaj tkwić.
— Trochę, ale niedługo wracają dwie osoby, więc powinno zrobić się luźniej.
A przynajmniej jeszcze wczoraj podczas zmiany mówiono, że hospitalizacja dwóch żołnierzy zakończyła się jakiś czas temu i niedługo powinni wrócić pracy.
— Dla mnie też czarna kawa.
Nawet jeśli odrobina kofeiny nie miałaby dać cudownego kopa i zastrzyku energii, to przynajmniej nie będzie siedział o suchym pysku.
[ Przejmowanie terenu - 11/15 ]
Zignorowała słowa Connora, skupiając bardziej uwagę na Kianie. Ostatnie czego chciałaby słuchać, to komentarze łączące ją i alkohol. Od lat nastoletnich minęło trochę czasu, a ona miała o wiele bardziej dojrzalsze ciało. Przecież nie mogło się to skończyć aż tak źle, nie? Nie?
Chociaż zaraz potem uśmiechnęła się zagadkowo w stronę Kiany i skinęła głową. Opowieści niczym babski wieczór? Brzmiało zbyt kusząco.
- Okay, mogę spróbować - przystała na jej propozycję napoju, po czym rozłożyła ręce na bok. - I dopiszcie mnie do listy osób chętnych na pizzę - dorzuciła zaraz potem.
Machnęła dłonią w stronę przybyłego Wilka, po czym spojrzała na pytająco najpierw na jednego brata, a potem na drugiego.
- Chwila, wy na poważnie? Nie będziecie pić? - szturchnęła Sullivana w bok. - No dajesz. Chociaż jednego. Dla samego towarzystwa, a nie tylko kawę w kolorze twoich myśli - westchnęła zaraz potem.
[Przejmowanie terenu 12/15]
Przywitała się z Babushką skinieniem głowy, nie zawracając sobie głowy dopytywaniem (kolejny raz) jakim cudem potrafił pojawiać się znikąd. Musiała się chyba przyzwyczaić. Co innego jej z resztą pozostało?
“Co ty pierdolisz?” Parsknęła, po raz kolejny zastanawiając się czy w ogóle istnieje temat, na tyle bezpieczny by Rudzielec się nie rzucał. Ale mimo jego tonu i słów skinęła głową i dopisała do niewidzialnej listy tatara jak i pozostałe rzeczy, które zażyczyli sobie pozostali.
Zanim odeszła od stolika, spojrzała jeszcze na Sullivana. Coś czuła, że w niedalekiej przyszłości będzie potrzebowała ich wszystkich, więc miała nadzieję, że to co mówił faktycznie się sprawdzi.
“Gdyby jednak miało być inaczej, chcę o tym wiedzieć,” po tych słowach odwróciła się i podeszła do baru by złożyć zamówienie. Korzystając z okazji, wzięła dla siebie jednego szota, którego wychyliła od razu gdy został przed nią postawiony.
”Kelnerka przyniesie Pani zamówienie do stolika. Zaczynając od kaw,” barman powiedział lekko, oddając jej kartę. Kiana skinęła głową, ale zanim zdecydowała się wrócić do stolika, skrzyżowała spojrzenie z obsługującym ją chłopakiem.
“Polej jeszcze jednego,”
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach