Anonymous
Ulica Hamiltona
Gość
First topic message reminder :

Jedna z wielu ulic we wschodniej części miasta. Po obu stronach znajdują się mniejsze lub większe lokale. Tu kawiarnia, tam jakiś pub, a za rogiem głośna dyskoteka. W niektórych budynkach, na piętrze znajdują się mieszkania, których właściciele praktycznie co noc muszą znosić hałasy wywoływane przez włóczących się bez celu nastolatków.
Droga i chodnik wydają się całkiem zadbane, ale niekiedy można natknąć się tutaj na graffiti, którego nie udało się jeszcze usunąć.

Anonymous
Gość
Gość
Wszystko inne odeszło na drugi, jeśli nie od razu setny plan. Próba napaści, ta obca dziewczyna i jej plecak, a nawet fakt, że rudzielec unikał Natalie od niefortunnie zakończonego przedstawienia jej swej matce. Teraz, gdy Darkówna była tak blisko, a jemu odeszły wszelkie hamulce, nie liczyło się już nic wokół.
Chciał jej. Pieprzyć to kim była, że miał się do niej więcej nie zbliżać i że właściwie to oni wciąż byli tylko kumplami. Witamina C, którą dostał od nowego dilera, pozbawiła go wszelkich skrupułów, co zresztą widać było już po samym grożeniu przechodniom zużytą strzykawką po herze. Czując jak Violett zgadza się na jego pieszczoty, już ani myślał ją puszczać, nawet, gdyby nagle się rozmyśliła.
Całował ją łapczywie i gorąco, stęskniony jak nigdy wcześniej. Nie zastanawiał się przy tym zupełnie nad niczym, skupiając już tylko na drobnym ciałku nastolatki, macając jedną ręką i obejmując drugą. Dało to szansę ucieczki jego niedoszłej ofierze, ale i tak zdążył już o niej zapomnieć. Ani na chwilę nie zamykał oczu, spod półprzymkniętych powiek zachwycając się spojrzeniem fioletowych oczu. To jak cholernie go one nakręcały, dało się coraz mocniej odczuć...
Anonymous
Gość
Gość
Cóż, chciała odwrócić jego uwagę od dziewczyny żeby ta mogła się od nich uwolnić, prawda? Można powiedzieć, że jej się to udało, ale nie do końca w taki sposób, w jaki planowała.
W każdym razie, zdezorientowana dziewczyna po choć orientacyjnym ułożeniu sobie całego tego zajścia w głowie i upewnieniu się, że Natalie nie wygląda, jakby tym razem to ona tutaj potrzebowała pomocy, czym prędzej się pozbierała i ulotniła, uwalniając się od tej pary wariatów. Ciekawe, co będzie  jutro myślała o tych wydarzeniach. Ale to nie było teraz ważne. Violet miała nieco inne rzeczy na głowie.
Alkohol naprawdę kiepsko na nią działał. Kiedy była sama i skupiała się na racjonalnym myśleniu, to jeszcze była w stanie się jakoś trzymać, ale kiedy tylko choć na chwilę traciła nad tym kontrolę... No, kiedy traciła ją trochę, to kończyło się słowotokiem, ewentualnym kiwaniem się i atakami chichotu, ale teraz straciła kontrolę już zupełnie, bo jej uwaga skupiła się na odciągnięciu niepoczytalnego rudzielca od dziewczyny. A później to już nawet nie było nad czym panować, bo wszystko się jakoś tak wyłączyło.
Musiało się wyłączyć, bo gdyby została choć jedna racjonalna myśl, to wykrzykiwałaby w tej pustce wszystkie te powody, dla których powinna jak najszybciej się uwolnić. Już dość mu odwalało bez zachęty, więc co dopiero, kiedy odczuje wręcz przyzwolenie na swoje poczynania. Im bardziej się rozpędzał, tym mogło być gorzej z jego powstrzymaniem... ale kij z tym! Przecież w tej racjonalnej główce nic się nie odzywało i nie miało jak jej odciągnąć.
Zamiast tego nie dość, że nie oponowała przed pocałunkiem, to jeszcze go odwzajemniała. Nawet myśl, która nakazała palcom wpleść się w jego włosy przemknęła gdzieś ukradkiem, nie dając o sobie jakoś specjalnie znać.

[z/t] dla Abbie, bo chciała
Anonymous
Gość
Gość
To nie tak, że poznali się lepiej ledwo dwa tygodnie temu, a teraz stali na środku ulicy w środku nocy i, oboje pod wpływem, lizali się nie przejmując, że to ani pora, ani miejsce na takie rzeczy. To w końcu kumple! Ha, ona to nawet była racjonalną prefektką z dobrego domu, więc oczywiście musiało tu zajść jakieś nieporozumienie! Po prostu gość, którego nie widziała tydzień postanowił... poszukać czegoś w jej ustach? A ona mu... pozwoliła i...
Nie ważne. Oboje stracili kontrolę nad sobą, a ponieważ żadnemu nie wpadło do pustego łba by się choć odrobinkę wysilić i zastanowić, to zgadzająca się na coraz więcej dziewczyna wreszcie poczuła jak ręka Remiego, która do tej pory obejmowała ją niewinnie w pasie, wsunęła się pod jej bluzkę i znalazła na piersi. Druga zaś, dotąd lokująca się na spodniach dziewczyny, znalazła sposób by wcisnąć do środka i do majtek... na razie wciąż z tyłu, ale chyba nie planowała tam za długo zabawić.
Z facetami jednak nie powinno się drażnić, zwłaszcza takimi niepoczytalnymi i napalonymi. I tak całkiem silny chłopak, na 'kopie' był już prawie niemożliwy do opanowania, a przynajmniej nie przez może i butną, ale jednak o prawie głowę niższą, dwadzieścia kilogramów lżejszą kobietkę. Jeśli tylko próbowałaby się choćby ruszyć, on od razu mocniej ją łapał, przytrzymując niebezpiecznie blisko siebie. Tylko czy w tej chwili aż tak jej to przeszkadzało? Przecież nie robił nic nieprzyjemnego...
Anonymous
Gość
Gość
No i miała o co się prosiła. Już zdecydowania za długo pozwalała mu być tak blisko i się rozkręcać w chwili, gdy była przecież świadoma, jak nieprzyjemnie może się to dla niej skończyć. Używki i instynkty swoją drogą, ale racjonalnie myśleć też trzeba było i po jakiejś chwili mózg dziewczyny sobie o tym przypomniał.
Przypomniał sobie i zaczął działać na typowych dla siebie, zwiększonych obrotach.
Możliwe scenariusze:
1. Kazać mu przestać:
a) odpuści i wszystko będzie ok
b) nie odpuści i będzie bardzo źle.
2. Nic nie robić i będzie mniej źle, ale nadal źle.
Kurwa...

Nie, ona zdecydowanie nie powinna pić. Może i w teorii nie było to dużo, ale wpakowało ją to w niezłe kłopoty.
- Nie przeginasz trochę? - zapytała uwalniając się na chwilę od jego ust. Nie było to jeszcze jasne zdecydowanie się na którąś z opcji, ale przynajmniej pomoc w rozeznaniu się w sytuacji, która nadal nie wyglądała kolorowo.
Problem w tym, że mi się do tego jakoś nie pali, a on może nie chcieć mnie puścić...
Jej naprawdę momentami nawalał instynkt samozachowawczy. W jednej chwili bała się go, bo był pod wpływem i mógł stać się niebezpieczny, a w drugiej sama się o te kłopoty prosiła.
Anonymous
Gość
Gość
Czy ona zawsze tak uwodząco pachniała? Do tego miękkość i ciepło jej ciała nie pozwalały mu się odkleić, nawet kiedy na chwilę przerwali pocałunek. Niezrażony przeniósł się na jej szyję, liżąc ją, całując i kąsając. Lepiej by Natalie miała w torebce jakiś podkład, bo nie było szans, aby po czymś takim nie zrobiła się jej chociaż jedna malinka.
- Hmmm, Viv, chce cię... Jesteś tak cholernie seksowna... - wymruczał tuż przy jej skórze, w przerwach między pocałunkami.Jeśli do tej pory zastanawiała się czy on w tej chwili w ogóle myśli, to tak, robił to, ale nie tą głową co trzeba...
Nie miała co liczyć na to, że facet zemdleje, nawet jeśli nie znała przyczyny tych jego resetów. Kokaina za mocno wzrosła jego ciśnienie by była mowa o jakimkolwiek uśpieniu czy zasłabnięciu, które go tak często łapały. Do tego w okolicy nie było ani żywej duszy, bo nawet napadnięta nastolatka okazała się mądrzejsza od Darkóny i zwiała, gdzie pieprz rośnie. Nat została sama z rudzielcem, a ten, przestając na chwilę pieścić jej pierś, przesunął rękę na jej plecy i, nie bez trudu, rozpiął jej stanik. Od razu potem złapał za materiał obu bluzek na raz, w oczywistym celu ściągnięcia ich z partnerki.
Anonymous
Gość
Gość
Oczywiście, że nie mogło pójść aż tak łatwo. Choć pocieszający był fakt, że przynajmniej się odezwał, zamiast zupełnie ją olać i skupić się na tym, co tam sobie chciał. Serio, to było pocieszające. Zwłaszcza, jeśli założyło się, że jakaś sytuacja była cholernie kiepska, to przy tym facecie nawet takimi drobiazgami trzeba było się cieszyć.
Kur... Ten moment, kiedy głowa się jednak włącza i krzyczy, by coś wykombinować i się uwolnić, a jednocześnie przechodzi cię dreszcz i bynajmniej nie strachu, gdy słyszysz jego napalony głos mruczany przy szyi.
Przez to było jej chyba jeszcze trudniej skupić się na celu... który przez brak skupienia ciągle jej się wymykał. Już nie wiadomo, co jej tak nie służyło, że miała fatalne problemy z koncentracją. Alkohol? Kilka zarwanych nocy? Utrzymujące się od jakiegoś czasu nerwy? Hormony? A może po prostu jego bliskość? Ewentualnie mieszanka tego wszystkiego, ale to była chyba najgorsza z możliwych wersji.
- Ale kurwa na środku ulicy? - warknęła z poirytowaniem.
Tak, to była chyba najbardziej wnerwiająca ją myśl. Serio musieli stać na środku ulicy? Może jej już nawet nie puszczać, ale niech oni tam kurwa nie stoją... Ta logika.
Chociaż, jeśli by się zastanowić. Jeśli nie uda jej się normalnie wykręcić a wyrwanie się nie wchodzi w grę, to zostaje jej wtedy ustąpić i jakoś pogodzić się w przyszłości z tym faktem albo mieć znacznie gorszy scenariusz do przełknięcia, a tego ostatniego wolała za wszelką cenę uniknąć.
- Proszę, nie tu - dodała powoli przekonując się do tego "mniejszego zła".
Skoro był na tyle trzeźwy, że się odzywał, to mógłby jej przynajmniej w niektórych sprawach ustąpić. Zwłaszcza, że ona poniekąd była gotowa ustąpić jemu.
Anonymous
Gość
Gość
Miała rację. Są na środku ulicy i każdy mógł ich zobaczyć.
Jebać to, co mnie obchodzą inni ludzie?
Za dużo o niej myślał, za bardzo tęsknił i zbyt mocno mu się chciało by ją tak zostawić. Jednak to co było w tym najgorsze, to co go trzymało w swoich szponach i nie pozwalało zachować się jak na normalnego człowieka przystało, to był właśnie narkotyk. Ten sam, który pomógł mu zapomnieć o lękach i na nowo odzyskać chęci do życia, teraz uniemożliwiał mu dostrzeżenie złych stron własnego postępowania; czy to było grożenie niewinnym ludziom brudną igłą, czy wykorzystywanie osoby, której jako jedynej na nim zależało. Nawet jej widoczne zdenerwowanie nie robiło na nim wrażenia, chociaż przecież zdążyła go poznać z tej miłej, troskliwej wręcz strony.
- Uhummm... - podwinął jej bluzkę i schylił się, całując jej dekolt i schodząc coraz niżej. Chyba poczuł się zbyt pewnie, a może po prostu nie brał pod uwagę, że mogłaby uciec, a potrzebował drugiej ręki, bo dłoń którą dotąd trzymał ją za pośladek, wyjął z jej spodni i sięgnął do rozporka Natalie, trochę za szybko i zbyt chaotycznie starając się go rozpiąć. To była jej szansa na ucieczkę, być może ostatnia, ale musiała być pewna swego i wyszarpnąć się, gdyż dalej trzymał materiał jej bluzek.
A tak z innej beczki - jakim cudem zachowywał się jakby nic mu nie było w nogę, jeśli z całą pewnością nie był w szpitalu, a tak głębokie rany nie goją się w parę dni? Nawet jeśli miał wysoką tolerancję na ból, którą dodatkowo potęgowało znieczulające działanie dragów, to w najgorszym wypadku powinno wystarczyć jedno solidne kopnięcie. Jeśli tylko budzący się do myślenia umysł Darkówny był w stanie to wszystko dostrzec, miała ona realną szansę na ratunek.
Anonymous
Gość
Gość
I... tyle było po resztkach jego myślenia.
Szlag...
Znowu nie była pewna, co kotłuje jej się w głowie. Była na niego wściekła, bała się o niego, a jednocześnie jego samego. I on się dziwił, że tak strasznie chciała mu wybić z tego porąbanego łba narkotyki.
Ja go kurwa kiedyś zabiję.
Zacisnęła zęby i szarpnęła się na tę jedyną okazję do ucieczki, która jej się prawdopodobnie nadarzyła.
Nie wiedziała, jak bardzo znieczula go to, co przed chwilą brał, ale ciało mimo braku uczucia bólu przy długotrwałych obrażeniach powinno choć w minimalnym stopniu zareagować, więc dziewczyna mocno przywaliła mu kolanem tam, gdzie znajdowała się gojąca rana, a później poprawiła łokciem w twarz. Dla żadnego z nich nie było to miłe doświadczenie, ale trudno, jego wina.
Ruszyła pędem w kierunku bardziej zatłoczonych ulic, a że jednak trochę w życiu biegała, była naprawdę szybka i nie dostawała od razu zadyszki. Z resztą, adrenalina też jest w końcu po to, by poratować człowieka w takich sytuacjach.
Serio, ja go kurwa zabiję.

[z/t]

//Uznajmy może, że po prostu udało jej się uciec, żeby nie było już problemu. -.-
Anonymous
Gość
Gość
Tego, jakimś cudem, się nie spodziewał. Zaskoczony spojrzał jak Natalie najpierw wyrwała się z jego chwytu, a następnie zawył, gdy oberwał jej kolanem w zranioną nogę. Już i bez tego poleciałby na chodnik, a dodatkowy cios z łokcia chyba złamał mu nos, bo krew bryznęła jak w tanim horrorze i rudzielec padł na zad, nie wiedząc nawet za co się złapać i co go bardziej w tej chwili bolało. Darkówna nawiała, jednak spostrzegł to dopiero minutę później, gdy najgorsze cierpienie ustało, a to co pozostało, chociaż pulsujące i otępiające, pozwalało skupić się na czymś więcej niż obrażeniach.
Kurwa...
Jeszcze nie uważał, że zjebał. Nie wiedział o co jej poszło. Był wkurwiony i kiedy tylko mu się to udało, zebrał się jakoś i wrócił do domu, zanim zaczęłoby świtać.

[zt]
Eve
Eve
Fresh Blood Lost in the City
to będzie masakra, bo nie umiem w zaczynanie xd
Nie za bardzo znała miasto, ale cóż - raz się żyje, prawda? Dzięki pomocy przechodniów, dotarła do pobliskiego sklepu. Była to co prawda typowa sieciówka, jednak mimo wszystko odczuwała silną potrzebę przebrania się w coś czystszego. Jeżeli ktoś by ją tak zobaczył, na pewno rozeszłyby się plotki o tym, co światowej klasy modelka robi po godzinach. Tapla się w błocie jak prostacka świnia, ot co!
Już pal licho, jej manię prześladowczą. W tym momencie jedyne, co się dla niej liczyło, to odzież. Kupiła to, co potrzebne i wyszła ze sklepu.
Hm... To chyba wszystko. Ech, przy okazji musiała zdjąć rajstopy. Tylko... niekomfortowo czuła się w tych nagich nogach. A co jeśli jakiś paparazzi ją właśnie śledzi, chichocząc, że jej nogi nadają się na pierwszą stronę jakiegoś koszmarnego magazynu? Ale nie mogła chodzić w ubrudzonych!
Jeszcze raz zajrzała do reklamówki i zwróciła się w stronę głównej alei.
Anonymous
Gość
Gość
//dzień przed spotkaniem Avis\\

Mieszkanie w akademiku w wakacje łączyło się z tym, że trzeba było czasem wybrać się na samodzielną podróż do sklepu. Ważna to wędrówka, bo gwarantowała, że uczeń nie uschnie bez wody, nie zagłodzi się, bo stołówka za daleko czy nie padnie z bólu, bo zabraknie leków. Nie obłupił się za bardzo, pochował wszystko do szerokiej, czarnej torby na ramię bez zapięcia, którą nosił ze sobą na zakupy. Punktem kulminacyjnym podróży było wstąpienie do apteki po mały zapas leków, który gwarantowała mu świeżutka recepta.
Gdy wyszedł na główną aleję, zauważył z daleka pewną niewielką, wystrojoną postać, którą poznałby chyba wszędzie. Kiedyś poznali się na jednej z wystaw, gdzie bawiła się medyczna śmietanka towarzyska i zdarzało się, że dalej się tam widują, więc zdążyli całkiem nieźle się poznać. Uśmiechnął się lekko do siebie. Jak zawsze wystrojona.
Podbiegł do niej i zrównał z nią krok. Różnica między nimi była kolosalna, przewyższał ją o te 25cm, więc bardziej przypominała jego młodszą siostrę niż kogoś, kto jest o rok starszy.
- Co taka gwiazda - jak panienka Eve - robi wśród tego plebejskiego pyłu kosmicznego? - spytał żartobliwie. Gdyby nie szedł, pewnie teatralnie by się ukłonił. Był ciekawy jak bardzo różni się Eve prywatnie od tej, którą widywał na wystawach.
Eve
Eve
Fresh Blood Lost in the City
Zważywszy na wszystko, co miało miejsce, zastanawiała się, czy nie lepiej byłoby pozostać w pokoju. Oszczędziłoby to męczeństwa jej biednej sukience i wydatków na nowe ubrania.
Aktualnie szła chodnikiem z pakunkami, co dawało jej się powoli we znaki. Miała palce pianistki, a nie jakiegoś drwala, uch. Nie była przyzwyczajona do takiego wysiłku, zaś cały jej ubrudzony outfit ważył swoje.
Niespodziewanie usłyszała kroki. Dreszcz przeszedł jej po plecach, ale nie odwróciła się. Może jej paranoja osiągnęła apogeum i teraz ma omamy słuchowe, ech. Mimo to zdecydowała się zachować czujność. Jej podejrzenia mogły okazać się słuszne, a nigdy nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie zaufała intuicji i później na tym wiele straciła.
Kiedy jednak domniemana postać okazała się prawdziwa i w dodatku znajoma po tym, jak zrównała krok z Evelyn, dziewczyna zatrzymała się.
- Witaj. - Uśmiechnęła się lekko, zwracając na niego swój wzrok. - Nie jestem gwiazdą. A znalazłam się tutaj, bo życie zmusiło mnie do drastycznego samobójstwa w postaci zakupów w typowej sieciówce. - Pokręciła głową z westchnięciem. To nie tak, że nie zrozumiała żartu. Po prostu dała mu odpowiedź na pytanie, które według niej zabawne nie było. Ten dzień nie mógł być bardziej męczący.
Ciężko było jej rozmawiać z chłopakiem. Co prawda znała go przez swojego ojca - światowej klasy lekarza - ale nie miała zielonego pojęcia, jaki jest w środku. Japończycy nieraz mówią, iż człowiek ma trzy oblicza: to pokazywane publiczne, to ujawniane nielicznym i to znane tylko sobie. Czarnowłosa wiedziała, że przynajmniej w przypadku pierwszej i drugiej maski jest ono potwierdzone. Spotkała tak różnych ludzi na swojej drodze, a każdy z nich stanowił swoisty argument w tej dyskusji.
Nie była pewna, jaki temat powinna teraz poruszyć, by podtrzymać rozmowę, więc tymczasowo milczała. Wszystko dlatego, że kompletnie się go tutaj nie spodziewała. Lecz wkrótce wpadł jej do głowy pewien pomysł. Niezbyt ciekawy, ale zawsze coś. Poza tym jego skutki mogą być przydatne.
- Masz może parasol? - Praktycznie znała odpowiedź. Mało kto chodzi z parasolem przy sobie. No cóż, najwyżej pójdą razem do kolejnego sklepu.
Wakacje szczerze dawały się jej we znaki - bądź, co bądź bywało niemiłosiernie ciepło, a słońce nie oszczędzało ludziom opalenizny. Eve jednak nie wolno było mieć cery jak u Włoszek, gdyż na takich warunkach zawarła kontrakt z agencją. Musiała zachować swoją naturalną bladość oraz kolor włosów. Nie mogła zmieniać nic ważnego w swoim wyglądzie bez uprzedniego uzgodnienia tego z jej chlebodawcą. Była własnością tego, dzięki komu zarabiała, choć nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
Anonymous
Gość
Gość
//sorki za zwłokę, nie zauważyłam odpisu\\

Nie poczuł się odepchnięty jej stosunkowo chłodną relacją, bo zwykle traktowała go dość pretensjonalnie, chociaż miało to swój urok. Osóbki jej budowy popadały w skrajność - były zbyt słodkie, zbyt nieśmiałe, zbyt krzykliwe. Wszystkiego ZBYT.
A ona? Spokojna, pewna siebie, trochę uszczypliwa. Trzeba było lubić przebywać w takim towarzystwie, by nie zwariować, a Caine nie narzekał jakoś specjalnie. Sam nie jest idealny i ludzie często mają go dość. Szczególnie w szpitalach.
- Niech zgadnę, normalnie to inni popełniają je za ciebie? - spytał unosząc lekko brew i uśmiechając się dość pogodnie. Osobiście lubił samodzielnie chodzić na zakupy, bo dawało mu to urocze, niezobowiązujące poczucie dorosłości. Pieniędzy miał w bród, więc wychodzenie do sklepu zawsze sprawiało mu przyjemność.
- Nie zabrałem ze sobą - odparł w odpowiedzi, a chwilę potem ustawił się z drugiej strony, by wykorzystać swój wzrost i prowizorycznie zasłonić ją przed słońcem. Parasol sprawiłby się lepiej, ale dopóki nie wynajdą czegoś innego, będzie musiała zadowolić się kochanym metrem osiemdziesiąt obok. - Jesteś skazana na moje towarzystwo, dopóki takowego nie kupisz. Albo dopóki się nie schowasz - oświadczył wspaniałomyślnie. Oczywiście, dziewczyna mogłaby zwyczajnie schować się gdziekolwiek, pójść do pierwszego lepszego sklepu, zabrać się taksówką czy komunikacją miejską, ale te krótkie chwile jej zależności sprawiły mu odrobinę frajdy, więc chciał to wykorzystać.
Gdy spotykali się na wystawach, nawet wtedy nie rozmawiali zbyt dużo. Tyle ile wymagała od nich sytuacja. Krótka dyskusja, niezależały od tego losy świata, więc żadne z nich nie dawało tej znajomości większych nadziei. Była od niego starsza, też chodziła do Riverdale, ale zwykle się mijali, czasem rzucali w swoim kierunku krótkie cześć. Może dzisiejszy dzień przyniesie okazję do poznania Eve trochę lepiej?
Eve
Eve
Fresh Blood Lost in the City
// Spoko, ja też w sumie spóźniam się z odpisem x'D \\

Faktycznie Eve nie należała do najmilszych kobiet. Nie owijała w bawełnę, choć krytykę starała się przedstawiać w jak najbardziej subtelny sposób, co nie zawsze się jej niestety udawało. Raz nawet szkolny psycholog podczas jej pobytu w Anglii oskarżył ją o narcyzm i egocentryzm. Diagnoza według niej nie była do końca słuszna: owszem, znała swoją wartość, ale nie żądała od nikogo uwagi.
I tak było w każdej sytuacji. Jakiś fachowiec stawiał hipotezę? Evelyn wznosiła się ponad nią. Bądź co bądź najważniejszy dla niej był jej własny instynkt. Osobliwy i ciężki z niej przypadek. Cóż poradzić, gdy natrafia się na osobę nacechowaną skrajnym konserwatyzmem, idącą w kierunku tradycjonalizmu i praktycznie niereformowalną? Można jedynie uciekać. Opcjonalnie ignorować ją. Bo w walce z taką szans się po prostu nie ma i tak czy owak odniesie się straty. Taka była upartość panny Byron!
Nigdy nie widziała przeszkody w swoim wzroście ani reszcie jej wyglądu. Dla niektórych blada cera była kłopotliwa, ale dzięki niej modelka czuła się piękna i delikatna niczym istny płatek śniegu. Może i nie dosięgała do najwyższych półek, jednak od czego są obcasy? Po coś chyba je wyprodukowali, prawda? Rodzice uczyli ją nie marnować darów losu, dlatego nieraz szalała na zakupach ze złotą kartą, chociaż oczywiście przy odrobinie rozsądku. Dotąd tylko jeden, jedyny raz ich rozczarowała - kiedy odwiedziła magazyn sklepu Angelic Pretty i wykupiła wszystkie limitowane sukienki. Tak, obecność tylu wspaniałych rzeczy dookoła wyzwoliła w niej duszę prawdziwej artystki i połowę ze strojów po kilku miesiącach przerobiła nie do poznania.
Popatrzyła na niego, mrugając zza gęstej zasłony rzęs. Dziwny chłopaczyna. Mimo to wydawał się jej dosyć sympatyczny. Nie robił żadnych ekscesów na widok spotkanej modelki, jak to miały w zwyczaju robić dziewczyny w Japonii. Ogólnie odczuwała, że tutaj traktowano ją jako przeciętną obywatelkę pomimo zamożności i sławy jej rodziny. Prawdę mówiąc, nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy płakać - straciła prestiż, a z drugiej strony nikt nie zaprzątał jej ślicznej głowy dawaniem głupich autografów.
- Można tak to ująć. - Odparła, skinąwszy lekko głową w geście zgody. Co innego mogłaby odpowiedzieć?
- Rozumiem. Raczej nikt nie nosi przy sobie parasola, jeśli nie spodziewa się deszczu. - Odpowiedziała, jednak zaraz potem na jej kamienną twarz wstąpiło zdziwienie przemieszczeniem się chłopaka. Czy on... chronił ją? Uniosła kąciki ust z politowaniem. Zwykle to ona ratowała ludzi. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do tego, by ktoś jej pomagał, zatem nie rozumiała dokładnie, jak powinna się zachować i na chwilę straciła fason. Radziła sobie do dziś w pojedynkę, bo to właśnie zostało jej wpojone w dzieciństwie. "Bądź samowystarczalna, inaczej jesteś bezużyteczna." Takie słowa jej powtarzano.
- Nie uważam tego za karę. W każdym razie dziękuję ci za pomoc, ale obawiam się, że niewiele to zmieni. - Uśmiechnęła się niemrawo. W porównaniu do niej był olbrzymem, jednak przy wizji zbierania się czarnych chmur nad ich parą nie mogło to zatrzymać deszczu. Słońce dało się jakoś powstrzymać, jednak nadchodząca mżawka nie wydawała się żywiołem prostym do odparcia. Mogła zaradzić mu tylko parasolka. A dokładniej, och, jakże ukochana parasolka panny Byron z cudną falbanką u dołu i ładnie wyrzeźbioną rączką.
Poczuwała się do konieczności podtrzymywania rozmowy, więc kiedy zapadła na moment cisza, odezwała się cicho, spoglądając wprost przed siebie:
- Jak ci się powodzi w szkole? - Spytała spokojnym tonem. - Rzadko mogę się z tobą dłużej porozmawiać, więc ośmieliłam się o to spytać. - Dodała, zwracając się znowu twarzą do niego, idąc z nim noga przy nodze. Odnosiła wrażenie, iż młodzieniec robi większe kroki od niej, ale jakoś za nim nadążała. Niezbyt interesowało ją w rzeczywistości, co się u niego dzieje, aczkolwiek wolała być grzeczna i poruszyć ten temat. Jednocześnie nie zamierzała wyjść na wścibską, co stanowiło powód dla jej wzmianki o ich nieczęstych konwersacjach. Brzmiało to pewnie jego zdaniem sztywnie, lecz co innego mogła ona zrobić? Pragnęła być grzeczna, to wszystko.
Drake
Drake
Fresh Blood Lost in the City
Zabłąkany, nafukany swoim własnym towarem chłopaczyna przemierzał ciemne ulicę tego miasta niczym pieprzony karmazynowy pierdoła. Czekaj, to chyba nie tak leciało.. To był karmazynowy mściciel.
Ten koleś po prostu nigdy się nie nauczy, który to już raz gdy zostawił swój motor cholera wie gdzie, poszedł gdzieś do jakiegoś mniej uczęszczanego zaułka, wyciągnął starego mixtape'a, bo w końcu trzeba zaimponować jakiejś przypadkowej Loszce i zrobił na okładce dwa potężne, grube jak jego... -noga- kreski usypane z ciepłego śniegu. Wracając jednak do motoru, jego głównego środka transportu, a także wiecznego zagubionego kumpla na imprezach, jak zwykle przepadł i ten kretyn nie wiedział gdzie go zaparkował, co na pewno rozpocznie tą małą przygodę z buta.
Koleś szedł przez ulicę rozglądając się na prawo i lewo, mijając różnych ludzi, którzy patrzyli na niego jak na wariata, a czemu? A no dlatego, że zbliżała się zima, a z tego lało się jakby przynajmniej było 35 stopni w słońcu. Ubrany był w rozsuniętą bluzę, by odsłaniać swoją prawie, że suchą klatę pokrytą szlaczkami, cum an get me ladies. Kaptur zakrywał głowę Kanadyjskiego Sebastiana, a dźwięk pociągania nosem, po czystym kokolino tylko ostrzegał przed nadejściem rycerza ulic, by normiki mogły usunąć się w cień i zostawić miejsce tylko prawdziwym, miejskim wariatom lunatykom.
Błąkał się tak jeszcze przez pół godziny w tą i w drugą stronę, pytając przypadkowych przechodniów, czy nie widzieli jego wielkiego czarnego ogiera, co teraz jak tak o tym pomyśle, mogło wydawać się trochę dwuznaczne, jednak pytał zdecydowanie o swój pojazd jednośladowy. Wiele było negatywnych odzewów, aż w końcu spotkał jakiegoś przestraszonego dzieciaka, który przed chwilą robił sobie selfie na IG przy jego maszynie i zdradził mu jej położenie. Niczym Madka na rozdawanie świeżaków ruszył na pełnej by znaleźć się w alejce, w której zostawił swoją bestię i swoje mentalne przedłużenie członka! Okazało się, że motor znajdował się w tej alejce z której wyszedł, no cóż.. He wasn't brightest tool in a shed. Stanął przed swoim wiernym kompanem rozkładając ręce w zachwycie.
-Tu jesteś Ty Cheeky skurwysynu. - uśmiechnął się sam do siebie i podszedł do motoru, głaskając go jakby był jego najlepszą kochanką. Nie zamierzał się z nim teraz rozstawać, tylko gdzie kluczyki? Na szybko wsunął obie łapy do kieszeni, znajdując mechanizm zapalający jego pussy wagon i zakręcił nimi na palcu, klepiąc się po drugiej kieszeni, by sprawdzić, czy była kosa. Była! Można ruszać na świnie.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach