Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
[LICEUM] Dach budynku
Wto Wrz 15, 2015 6:51 pm
Nie ma tu mowy o jakiejkolwiek spadzistości czy szaleństwach - mamy do czynienia z prostym, płaskim dachem, ogrodzonym z wszech stron niskim murkiem, sięgającym może na wysokość metra pięćdziesiąt. W praktyce jest to zwyczajna zamknięta przestrzeń, całkowicie pusta, jeśli nie liczyć prowadzących doń drzwi i kilku nieciekawych elementów zaliczających się do niezbędnych instalacji grzewczych i tym podobnych. Pomimo tego, iż dostęp na dach powinien być praktycznie niemożliwy dla uczniów, czasem błąd zdarza się nawet osobom odpowiedzialnym za zamykanie wszystkich drzwi w szkole - w końcu zapomnieć może się każdemu.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Wto Wrz 15, 2015 11:26 pm
Zjawił się na dachu budynku, cicho otwierając drzwi. W prawej ręce trzymał swoją gitarę, lewą delikatnie domykał, tak aby nikt nie usłyszał tego, jak wchodzi na teoretycznie zakazany tereny. Ale właśnie odwiedzanie takich miejsc było najzabawniejsze, prawda? Tak czy inaczej kiedy wreszcie uporał się z drzwiami, podszedł na skraj dachu i wziął głęboki wdech, rozglądając się wokół. Trzeba przyznać, że widok był całkiem przedni z takiej wysokości. Te wszystkie światła, budynki, drzewa, niebo usiane gwiazdami i księżyc jakby wieńczący cudowny obraz swoim blaskiem.
- Piękne na zewnątrz, gnijące od środka - powiedział sam do siebie i parsknął śmiechem. Tak chyba można było zdefiniować cały życie, przynajmniej jego. Jednak to miasto szczególnie kojarzyło mu się z zepsuciem, które było serwowane w wykwintny sposób. - Jak gówno owinięte w kokardę.
Nie było jednak co dłużej się nad tym rozwodzić. Wszyscy wiedzieli jak jest, a i tak nikt z tym nic nie zrobi. Zamiast wysnuwać oczywiste, wyświechtane i nikomu niepotrzebne wnioski, lepiej zając się gitarą, która tylko już czekała, aż jego palce posmyrają jej struny. Żeby więc nie ostudzić jej zapału, usiadł sobie na murku, wystawiając nogi po zewnętrznej stronie, tak że sobie dyndały swobodnie. Spojrzał w dół i uśmiechnął się odrobinę obłąkańczo. Mógłby stąd spaść i się zabić. Najsmutniejsze jest to, że nawet by mu za bardzo nie przeszkadzało, gdyby tak się właśnie stało. Z drugiej jednak strony nie miał wcale zamiaru tego robić. No trudno.
Chwycił gitarę, ustawił ją na swoim udzie i zaczął leniwie brzdąkać. Nie była to jakaś konkretna melodia, raczej coś na rozgrzewkę, żeby się odpowiednio wczuć. Zaklął kilka razy, kiedy nie wchodził ten dźwięk, który akurat chciał usłyszeć. Swoją drogą, ciekawe czy do kogoś dociera ta muzyka. Mógłby się mocno zdziwić, gdyby spojrzał w górę i ujrzał chłopaka grającego na gitarze, siedzącego na dachu. To mogłoby być nawet zabawne.
Wreszcie melodia nabrała jakiegoś konkretnego kształtu i zamieniła się w piosenkę. Pavel niezwykle za nią przepadał i jakoś podpasowała mu do aktualnego nastroju. Chociaż w sumie... on chyba tak ma przez całe życie.

- I know of sin by the things momma prayed
I know of heaven by the line at its gate
I know of truth and America's way
Come drink the water if you want to be saved.

Śpiewał cicho. To nigdy nie był jego atut. Może i wychodziło mu to całkiem nieźle, ale na pewno nie wybitnie. I jeszcze ten okropny akcent do tego. O wiele lepiej czuł się, kiedy tylko grał. Lecz teraz siedział sam, więc mógł sobie pośpiewać, skoro i tak nikt tego nie słyszy, ale łatwiej się jest wtedy wczuć w piosenkę. Chociaż nie ukrywał, że czekał tutaj na gościa. No bo co to za przyjemność, kontemplować tak wspaniałą noc samemu?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Sro Wrz 16, 2015 1:39 pm
W końcu pogoda zaczynała przypominać tą, którą Mercury doceniał najbardziej. Koniec z pizgającymi ci po oczach promieniami słońca, sprawiającymi że masz ochotę wydrapać sobie gałki i pozostać radosnym postrachem dzieci. A tak w sumie to pewnie i większości społeczeństwa.
Mercuremu już od dłuższego czasu marzyło się uwalenie spokojnie na ziemi, ponad drzwiami, by nawet na tej rzekomo płaskiej powierzchni, dodatkowo ukryć się przed oczami przychodzących uczniów.
Nie żeby było ich zbyt wielu. Bądź co bądź, dach był terenem zamkniętym, a większość wolała nie narażać się nauczycielom jeszcze przed rozpoczęciem nauki. Tym bardziej, gdy księżyc zdążył już rozjaśnić niebo zwiastując dominację nocy ponad dniem.
Mercury nie miał takich oporów. W końcu nie był w Riverdale nowy. Dlatego lekkim krokiem przemierzał korytarze z wyrobionym w sobie profesjonalizmem unikając patrolującego korytarze ochroniarza.
Drzwi dachu skrzypnęły cicho, gdy chłopak pchnął je dłonią, poprawiając gitarę na plecach, zaraz zamykając za sobą. Dźwięk z pewnością musiał mimo wszystko dotrzeć do grającego na murku chłopaka. Nie starał się tego maskować.
Mogli na siebie kurwić, ale bez przesady.
Oparł się plecami o ścianę, wsłuchując w muzykę płynącą spod palców Pavla. Nie znał jej. Melodia bardzo szybko go jednak chwyciła.
Zupełnie nieświadomie zaczął postukiwać stopą o podłoże, kiwając przy tym nieznacznie głową, a gdy tylko nauczył się rytmu, zawtórował mu praktycznie niedosłyszalnym cichym nuceniem, pozbawionym słów.
Dopiero, gdy piosenka zaczęła dobiegać końca, ruszył w jego kierunku i ściągnął gitarę z pleców. W przeciwieństwie do Pavla, usiadł pod murkiem, opierając się o niego plecami i wyciągnął nogi do przodu, rozkładając futerał na kolanach. Dźwięk rozpinanego futerału zaraz został zastąpiony cichym brzdękiem, gdy opuszki chłopaka zaczęły muskać jedną strunę za drugą, odpowiednio ją nastrajając. Po tylu latach był w tej czynności na tyle wprawiony, by nie zajęło mu to dłużej niż minutę.
- Wyjebali cię z akademika, że tutaj siedzisz czy tak bardzo nie mogłeś się doczekać spotkania ze mną?
Zapytał pokpiwającym tonem, odchylając głowę w tył, by rzucić mu wyjątkowo bezczelny uśmiech. Dopiero, gdy telefon w jego kieszeni zawibrował ostrzegawczo, schylił się ponownie, nie sięgając jednak w jego kierunku.
Nie chciał w tym momencie wiedzieć, kto próbował się do niego dobić, miał ważniejsze rzeczy na głowie. Jak choćby obijanie się na dachu i brzdąkanie na gitarze z tym platynowym debilem.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Sro Wrz 16, 2015 2:51 pm
Nawet pomimo dźwięków płynących z jego gitary, nie miał problemu z usłyszeniem, kiedy drugi gość zawitał na dachu szkoły. Nie musiał się też odwracać, aby wiedzieć z kim ma do czynienia. Chyba, że to ochroniarz, ale skoro jeszcze nie krzyczał, to raczej w to wątpił. Tak czy inaczej teoretycznie nie dał po sobie poznać, iż kogoś usłyszał, w praktyce na jego twarz wypełzł jadowitych uśmiech. Nie powiedziałby, że przebywanie z tym nadętym dupkiem przyprawiało go o radość. Nie mógł jednak również zaprzeczyć, że ich wspólna gra na gitarze dawała mu jakąś perwersyjną przyjemność. Tego jednak wolał nie mówić, bo jak znał tego cymbała, to zinterpretowałby to na swój pedalski sposób.
Kiedy piosenka dobiegła końca, a Merc postanowił podejść wraz ze swoim sprzętem, Pavel siedział niemal bez ruchu, tylko jego nogi dyndały nad przepaścią. Podczas gdy ten drugi nastrajał gitarę, on obserwował miasto z góry, popadając w delikatną zadumę. Prawdę powiedziawszy spoglądał w jakiś niewidzialny punkt i jak to miał w zwyczaju przy takich okazjach, prowadził wewnętrzny spór egzystencjalny. No ale męska pizda jak zawsze musiała przerwać błogą ciszę swoim zbędnym paplaniem.[/i]
- Siema Ciepły - ta zabawna ksywka przyszła mu do głowy dosłownie przed chwilą i stwierdził, że pasuje jak ulał. Odwrócił się, zeskoczył z murku i również oparł się o ścianę, jakieś dwa metry od drugiego chłopaka. Wolał nie odwracać się tyłem w jego towarzystwie. - Nie mogłem się doczekać, aż znów przypierdolę ci w ten głupi ryj - przyznał, również zajmując się przy tym swoją gitarą. Zaraz jednak poprzestał i skierował spojrzenie na Merca. Na jego twarz znów zawitał wredny uśmiech. Czyżby usłyszał wibrację telefonu?
- Co tam, alfons dzwoni? Ilu klientów dzisiaj obrobiłeś, co Ciepły? - Zagadnął wręcz jowialnie i zaśmiał się wesoło. Następnie przejechał palcami po strunach i znów zaczął tworzyć jakąś niesprecyzowaną melodię. Dosyć szybką i żywą, ale przy tym raczej krótką, bardziej po to, żeby zagrać cokolwiek, niż coś konkretnego. Potem uderzył w struny i przytrzymał je, powodując chwilową ciszę, przynajmniej ze swojej strony. Zaraz jednak powrócił do powolnego brzdąkania jakieś leniwej improwizacji, żeby chociaż trochę zagłuszyć odgłosy wydawane przez tego pedała. Bo że będzie chciał coś błyskotliwego odpowiedzieć, w to nie wątpił.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Sro Wrz 16, 2015 8:16 pm
W sumie może następnym razem powinien tak zrobić. Wjebać się na dach, drąc mordę na cały regulator i patrzeć jak przy odrobinie szczęścia, spada z dachu rozbijając się o podłoże.
Nawet twoja rodzina nie byłaby w stanie tego zatuszować.
No przecież bym go nie popchnął.
... niby racja. Z drugiej strony, obaj dobrze wiemy, że byś tego nie zrobił.
To prowokacja?
Stwierdzenie oparte znajomością twojego wnętrza.
Brzmi jak prowokacja.
Dla ciebie wszystko brzmi jak prowokacja.
Następnym razem to zrobię.
Uniósł brew słysząc nową, dziwną ksywkę. Ciepły? Palce Mercury'ego uderzały powoli o struny, by rozegrać nieco żywszą piosenkę (Damn.) w porównaniu do tej, którą jeszcze chwilę temu uraczył go Pavel. W przeciwieństwie do niego, nie otworzył jednak ust, by zacząć śpiewać. Nawet cicho. Nucenie było jedyną rzeczą, na którą zwykle się zdobywał w towarzystwie innych. Osoby, które miały okazję usłyszeć jego głos dało się policzyć na palcach jednej ręki, a póki co nie miał ochoty dzielić się podobnym doświadczeniem z ruskiem. Może innym razem.
- Ja tu do ciebie tak miło, a ty byś tylko w ryj przypierdalał.
Pokręcił głową z niejakim rozbawieniem, cały czas próbując zignorować irytujące wibracje telefonu. Niestety najwyraźniej nawet próba zagłuszenia ich muzyką była na tyle nieskuteczna, by ich dźwięk dotarł i do uszu blondyna.
No kurwa.
Przyjdzie tu.
No to niech przyjdzie, a nie do mnie wydzwania, jak laska na chcicy.
Jak na życzenie, telefon przestał dzwonić.
"Co tam, alfons dzwoni?"
- To ja jestem alfonsem, cwaniaku.
"Ilu klientów dzisiaj obrobiłeś, co Ciepły?"
Ha. Prawie uniósł kącik ust w uśmiechu. Niestety prawie robiło wielką różnicę. Nie przestając grać obrócił się w jego stronę, rzucając mu znudzone spojrzenie spod czarno-białej grzywki.
- Boisz się, że nie będę miał dla ciebie energii? Spokojnie, jestem młody i bardzo energiczny. Będziesz chciał żeby ktoś cię wyruchał to wiesz gdzie mnie znaleźć, wystarczy słowo.
Wysunął język przejeżdżając nim aż zbyt wymownie po dolnej wardze, eksponując przy tym swój srebrny kolczyk, by zaraz schować go z powrotem. Uniósł brew i odwrócił się ponownie, brzdąkając nieco głośniej, zupełnie jakby chciał go powstrzymać od dalszej rozmowy.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Sro Wrz 16, 2015 9:35 pm
Oh, nie było potrzeby krzyczenia. Samo przebywanie Pavla w towarzystwie Merca przyprawiało go o myśli, czy wyskoczenie przez murek nie byłoby przypadkiem dobrym wyjściem. Przynajmniej nie musiałby słuchać paplania tego debila. Mógłby też rozwalić gitarę na tym czarnym łbie, ale szkoda tak dobrego instrumentu. W ogóle szkoda energii żeby wstawać i cokolwiek robić. Temu zjebowi pewnie by się to jeszcze spodobało.
Pavel o mało nie splunął w bok. Wtedy jednak usłyszał melodię wygrywaną przez towarzysza. Sam przestał używać gitary i wsłuchał się w dźwięki. Nie znał tej piosenki, mimo to nie brzmiała zbyt skomplikowanie. Chwilę jeszcze pomilczał, a następnie spróbował się w nią wkomponować. To zmieniało cały odbiór, ale przecież hej, nie ma nic lepszego, niż radosna twórczość. Cały czas improwizował, lecz był wstanie stwierdzić, że brzmi to całkiem nieźle.

- Nie ma we mnie ciepłych uczuć dla pedałów - poinformował go, wlepiając spojrzenie we własną gitarę. Zaraz jednak przeniósł je na Merca. - No spójrz chociażby, jak ty się kurwa ubierasz. Co ty masz kurwa na sobie? Zaraz w sukienkach zaczniesz paradować - parsknął i pokręcił głową z dezaprobatą. Facet powinien się ubierać jak facet, a nie mieć przyszyte jakieś kocie uszy do kaptura. I co, za chwile będzie łaził na czterech łapach i lizał się po jajkach? Pewnie by to robił, gdyby tylko jego anatomia dawała mu taką możliwość. Nawet nie zwrócił uwagi, że przez to wszystko przestał grać. Szybko powrócił do tej czynności, tym razem jednak zmieniając melodię na swoją własną.
Parsknął śmiechem, słysząc następne słowa czarnowłosego.

- Wiesz przyjaciel, zdradzę ci pewną tajemnicę. Żeby kogoś ruchać, najpierw trzeba mieć kutasa między nogami. Twoja obwisła pizda się do tego nie nadaje. Chyba, że sobie wsadzasz tam patyk, żeby udawać mężczyznę. Jedyne kutasy jakie widzisz, lądują w twojej dupie.
Na obsceniczny gest, Pavel skrzywił się i niemal wzdrygnął. Niemal.
-Blać. Jaki ty jesteś kurwa obrzydliwy.
Pavel westchnął i pokręcił głową. Chyba nic go tak nie irytowało w życiu, jak "podryw" tego pedała. Wystarczyło, że na niego spojrzał i już robiło mu się niedobrze. Więc dlatego tutaj siedział i grał z nim na gitarze, zamiast sobie stąd pójść? Albo chociaż odsunąć się na jakąś stosowną odległość? Tej kwestii nie potrafił jeszcze rozwiązać. Tak samo jak wielu rzeczy, które robił i nie bardzo wiedział dlaczego. Zamiast się nad tym rozwodzić, zaczął grać.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Pią Wrz 18, 2015 2:13 pm
Co za szkoda, że na samych myślach się kończyło. Chętnie poobserwowałby sobie jego teatralne wyskoki. Póki co pozostawało mu obserwowanie z jakąś wewnętrzną satysfakcją jego oburzenia.
- Sprawdź słownik, platynowy debilu. Pedałem określa się geja. Ja po prostu nie przebieram. Przeruchałem w życiu dziesięć razy więcej dziewczyn, niż ty będziesz miał przez całe życie. - parsknął krótko przyspieszając nieco wygrywany rytm i dodając parę własnych, buntowniczych akordów. Zignorował jego słowa i ubiorze, kwitując je przeciągłym, bardzom, ale to bardzo wymownym ziewnięciem. Nie zamierzał mu się tłumaczyć ani ze swojego stylu, ani nawyku zabierania ludziom, z którymi się pieprzył ich garderoby. A przynajmniej nie w tym momencie.
Słysząc jak Pavel zmienia rytm, spowolnił swój, by dostosować się do jego gry. Zabawne, że pomimo tych wszystkich spięć, tak doskonale potrafili się zrozumieć choćby pod tym jednym względem. Nieważne jak wiele na siebie kurwili, ich gitary zawsze odnajdywały wspólny język.
Na kolejną pustą obrazę, westchnął jedynie rzucając mu znudzone spojrzenie.
- Tak, tak. Właśnie tak jest. Rucham innych swoją obwisłą pizdą, a na boku jeszcze większe pizdy niż ja biorą mnie od tyłu. To chciałeś usłyszeć? - zapytał z niejakim znużeniem, przestając grać. Idąc jego tokiem myślenia, zaraz zostanie wyzwany od lesb, a nie pedałów. Odłożył gitarę na futerał i wstał, zdejmując bluzę z ramion. Ubranie zaraz poszybowało w dół budynku, a Mercury ukłonił się teatralnie Rosjaninowi, bez najmniejszej zmiany w mimice.
- Nie będę więcej kalał twych oczu, przyjacielu. - dopiero po tych słowach, na jego twarzy wykwitł bezczelny uśmiech. Odwrócił się nie mówiąc już nic więcej i wsunął ręce w spodnie, wędrując powoli po dachu, wpatrując się z niejakim zamyśleniem w niebo.
Trudne towarzystwo sobie wybierasz, Mercury.
Powiedz to rozkładającym nogi dziwkom.
Miałem na myśli znajomych, a nie jednodniowe przygody.
Może tylko tacy faktycznie mają jakieś resztki wartości. Mimo swojej skorupy popierdolenia.
Pewnie twoją skorupę nazywa podobnie.
Zatrzymał się przy krawędzi dachu, parskając cicho śmiechem.
- Być może. - dokończył dyskusję na głos i zamilkł, pozwalając by nocne powietrze wypełniła wygrywana przez blondyna muzyka.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Pią Wrz 18, 2015 4:00 pm
Pavel pozwolił, aby włosy całkiem zasłoniły mu oczy, jakby spodziewając się, że w tej osłonie ciemności znajdzie chociaż chwilę spokoju. Niestety w życiu nigdy nic nie było proste. Nawet jeśli przez jakiś czas nie widział Merca, to cały czas go słyszał, to zaś wystarczyło, aby skutecznie rujnować cały nastrój. Potrząsnął więc głową i oparł ją o murek. Następnie przekręcił w stronę Merca i uśmiechnął się.
- Te. Ale wiesz, że suki i dziwki się nie liczą, prawda? - Zagadnął wesoło. Następnie pokręcił głową. Nie potrafił pojąć jak można być tak zepsutym skurwysynem, żeby ruchać wszystko, co tylko nie ucieka na drzewo. Nie, żeby on był w tej kwestii jakimś świętoszkiem, ale mimo wszystko, no... miejmy jakieś granice swojego zepsucia. Chociaż nie, granice zepsucia zostały przez nich obu już dawno przekroczone. Szlag by to trafił, im dłużej nad tym myślał, tym więcej wynajdował u nich wspólnych cech. No ale jedno się nigdy nie zmieni. Facetów ruchać nie będzie, choćby go ogniem przypalali.
- Twoje życie seksualne obchodzi mnie tyle, co sytuacja polityczna w Nowej Gwinei. To ty cały czas obnosisz się z tym, kogo to nie przeruchałeś i kogo tam jeszcze ruchać będziesz. Kompleksy potrafią być naprawdę ciężką sprawą - mówiąc to wszystko, delikatnie muskał palcami struny, aby nadać swojej wypowiedzi odpowiedni nastrój. - Bo widzisz, najgłośniej krzyczą ci, którzy mają najmniej do powiedzenia. Jak facet dużo rucha, to nie musi się tym chwalić. Niedługo i tak wszyscy się o tym dowiedzą. Co innego taki, który musi innym coś udowodnić. Wtedy krzyczy właśnie, krzyczy. Żeby wszyscy wiedzieli. Żeby nikt nie traktował go jako małego, pizdowatego pedałka, którym tak naprawdę jest.
Spuentował całą wypowiedź kończącym dźwiękiem gitary i na moment poprzestał grania na niej. Skupił się bowiem na obserwowaniu teatrzyku odstawianego przez czarnowłosego. Kpiący uśmiech nie chciał opuścić jego twarzy, nie odezwał się jednak ani słowem. Skinął jedynie głową, ale wtedy Merc już był odwrócony, więc nie mógł zauważyć tego gestu. Rosjanin również wstał, ale tylko po to by spojrzeć, gdzie poleciała bluza. Niestety w ciemności okazało się, że to zadanie chwilowo niemożliwe. Oparł się więc ponownie, tym razem jednak już na stojąco i pobrzdękiwał na gitarze, szukając jakieś ciekawej inspiracji. Lecz coś zupełnie innego zajmowało jego myśli. Zupełnie śmieszny fakt.
- Wiesz, to dosyć zabawne, że oboje nazywamy siebie przyjaciółmi - przyznał i przeczesał ręką włosy, aby następnie spojrzeć na Merca. - Jakkolwiek fałszywe i kpiące nie byłoby to określenie w stosunku do naszych rozmów, to mam wrażenie, że między nami jest więcej szczerości, niż między ludźmi, którzy naprawdę nazywają siebie przyjaciółmi.
No bo co. Oboje się nie lubili, żaden tego nie ukrywał. Mówili to dosyć otwarcie, czasem aż nadto. Jedyna kwestia, która ich w pewien sposób łączyła, to noce wypady na dach i gra na gitarze. Jakkolwiek ich charaktery by się nie różniły, muzyka wszędzie brzmiała tak samo. Co było w tej kwestii jednak najbardziej przerażającym wnioskiem, to ten, że oni faktycznie w jakiś pokręcony sposób mogliby zostać przyjaciółmi. Ale tę myśl Pavel oddalił bardzo szybko. Nie będzie się przyjaźnił z pedałami.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Nie Wrz 20, 2015 9:31 pm
"Te. Ale wiesz, że suki i dziwki się nie liczą, prawda?"
Parsknął na głos, tym razem nawet nie próbując tego powstrzymać. Obrócił się w jego stronę, pozwalając by w jego oczach odbiły się wyraźnie iskry rozbawienia.
- Ja pierdolę, Travitza. W takim razie chyba jestem prawiczkiem.
Odpowiedział równie wesołym tonem co on, kręcąc nieznacznie głową. Zepsucie? Zdecydowanie. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby obrócić tego w taki sposób, by wyjść na świętoszka. Niemniej reakcja Pavla niesamowicie go rozbawiła. On naprawdę zachowywał się w tym momencie jak niedoruchana dziewica. Przeszedł bez zawahania przez dach, kładąc gitarę na pokrowcu. Czynność ta nie była jednak jego głównym celem. Zaraz wyprostował się, podchodząc do chłopaka i zdzielił go z pięści w ramię.
- Zluzuj gacie, stary bo chyba ci gumka jaja uciska. Chce ci się prowadzić dysputy? Mnie to nie jara. Musisz być jednak niesamowicie samotnym człowiekiem, skoro według ciebie pogawędki pomiędzy facetami o tym ile który przeruchał uznajesz za przejaw kompleksów. - przeciągnął się ziewając z niejakim znudzeniem. Co jak co, ale podobnego zachowania na poważnie nie potrafił zrozumieć. Chociaż kto wie, może Pavel jest jakimś jebanym romantykiem? Kto wie co się kryło pod tym farbowanymi kudłami.
- Ale skoro nie chcesz gadać o ruchaniu to nie. A już chciałem ci polecić parę dobrych koleżanek. Taki z ciebie kumpel pizdowatego pedałka. - podkreślił jego własne słowa, pozwalając by grzywka opadła mu na oczy. Tym razem się nie uśmiechnął, choć nadal w jego głosie dało się wyczuć resztki rozbawienia. Niemniej powtarzany wielokrotnie żart nigdy nie był zabawny. A Black wiedział kiedy odpuścić i pozwolić komuś na ostatnie słowo, by zwyczajnie nie zaplątać się w jego stwierdzeniach, niepotrzebnie szargając nerwy. Oparł się tyłem o murek.
Uważaj.
Na co?
Sam nie wiem. Zawsze, gdy wasz słucham mam wrażenie, że jeden tylko czeka na to, by zepchnąć drugiego z dachu.
Daj spokój. Naprawdę myślisz, że dałbym zepchnąć się z dachu?
Nie wiem.
Chłopak sarknął cicho pod nosem, powstrzymując rozbawienie. Nijak nie wpłynęło to jednak na poważny wydźwięk Głosu.
Uważaj.
Przesunął palcami po wchodzącym mu w oczy kosmyku, przysłuchując się w milczeniu wypowiadanym przez niego słowom.
- Głębokie. - skomentował krótko, unosząc jedną z brwi do góry. Tak czy inaczej tym razem sam zamilkł na dłuższą chwilę, zupełnie jakby zastanawiał się nad tym co powiedział.
- Masz rację. - przyznał mu ją. I skłamał.
Jego głos nie zadrżał nawet odrobinę, a promieniująca z niego pewność siebie świadczyła o tym, że chłopak sam jest przekonany o prawdziwości swoich słów.
Nie był.
Kłamstwo? Prawda? Które wypowiadał w danym momencie? Czym raczył swojego rozmówcę? Grał, czy może zachowywał naturalny charakter? Podrapał się po nosie.
- Niestety nie przyjaźnię się z potomkami Putina. - dodał złośliwie, nie mogąc sobie odpuścić. Odchylił się nieznacznie w tył wbijając wzrok w niebo. Chwilowo miał dość rozmów.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Czw Paź 15, 2015 12:11 am
Nawet parsknął śmiechem, słysząc odpowiedź Mercury'ego. No dobra, czasem udawało mu się powiedzieć coś zabawnego. Ale tylko kiedy cisnął po samym sobie. Chociaż musiał przyznać, iż jego obelgi bywały niezwykle... wymyślne, tak można to ująć. Odważniejsi stwierdziliby, że oboje sięgają wymiaru jakiejś pokręconej sztuki czy może artyzmu, wymyślając co i rusz nowe, obraźliwe sformułowania pod swoim adresem. Co było jeszcze zabawniejsze, to fakt, że żaden z nich nigdy nie weźmie tego do siebie, więc właściwie stanowiło to rodzaj syzyfowej roboty. Ale przynajmniej zabawnej.
- Ktoś cię musiał uświadomić, Black - odparł więc, wpatrując się przed siebie, choć uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Palce leniwie ślizgały się po strunach, lecz teraz melodia nie miała sensu. Pavel nie potrafił się zupełnie skupić na tym, aby stworzyć coś ciekawego lub odtworzyć z pamięci. W pewnym momencie więc dał sobie po prostu spokój i odłożył instrument na ziemię, uważając, by go w żaden sposób nie uszkodzić.
Odwrócił się, opierając ramiona na murku i począł obserwować światła zaznaczające swą obecność na tle wszechobecnej ciemności. Było coś inspirującego w tym widoku, przyciągającego wzrok. Niczym ćma, która leciała do źródła jasności, nie zważając na to, że za chwilę może przez to zginąć.
Całkiem ładne to miasto. Tylko szkoda, że chujowe.
Oblizał wargi i pomasował czoło w niejakim zażenowaniu.

- Wiesz, kiedy wydaje mi się, że pojąłem już skalę twojej głupoty, to uparcie udowadniasz mi, że wiele jeszcze przede mną.
Oddalił się od murku. Następnie stanął przed Mercurym, wbijając w niego chłodne spojrzenie. Gwałtownym ruchem rozrzucił ręce na boki, prezentując swoją sylwetkę w całej okazałości.
- Przyjrzyj mi się Black. Uważnie kurwa. I odpowiedz na jedno pytanie. Czy wyglądam na osobę, która ma ochotę na jakieś jebane pogawędki o ruchaniu z tobą? Czekaj, wyręczę cię. Wolałbym wyjebać świnię w dupsko. - Machnął niecierpliwie ręką i pokręcił głową. - Wy, amerykańskie dzieci macie ten problem, że wszystkim się musicie chwalić, nawet jeśli kogoś chuj to obchodzi. I nie potrzebuję twoich koleżanek. Jak cię znam, to pewnie mają kutasa między nogami. I nie jesteśmy, kurwa, kumplami.
Właściwie jedną rzeczą, co do której Mercury miał rację, to samotność. Tak, Pavel czuł się bardzo samotny. Tylko nie z tego powodu, który próbował mu insynuować jego rozmówca. Znał tu wiele osób, rozmawiał z nimi, przebywał w ich towarzystwie. Zaciągał dziewczyny do łóżka, co Black musiał wiedzieć, bo niewątpliwie słyszał ich dokonania, tak samo jak Pavel musiał słuchać, kiedy ten drugi zaciągał kogoś do pokoju obok. Nie ważny był kontekst sytuacji w jakiej się znalazł. Czuł się samotny. W tej szkole, w tym mieście, w tym kraju. Nie rozumiał tych ludzi, a oni nie rozumieli jego. Miał im ochotę jebnąć łopatą, a oni mieli ochotę jebnąć jemu. Byli jak pies i kot. A właściwie to on był jak ciało obce w krwiobiegu, które nie powinno się tutaj znaleźć i wszyscy dążyli do tego, by go wyeliminować.
Ale on i tak ich wszystkich rozpierdoli.
Stojący przed nim osobnik był przedstawicielem chyba wszystkich cech, które tak bardzo wkurwiały go w tym miejscu.  Pewnie dlatego spędzał w jego towarzystwie tyle czasu. To miało sens.
Po raz kolejny parsknął śmiechem. I pokręcił głową.

- Gówno prawda - z Mercurym sprawa była prosta. To znaczy wyznawał zasadę negacji. Innymi słowy cokolwiek by nie powiedział, uznawane to było za fałsz i próbę manipulacji. Tak więc, kiedy Black mówił, że się z nim zgadzał, Pavel uznawał, iż jest na odwrót. I tak przy każdej sytuacji. To zdecydowanie ułatwiało życie z rozpustnym pedałkiem.
Przewrócił oczyma.

- A ja nie przyjaźnię się z potomkami europejskich recydywistów - ciekawy był, czy Mercury chociaż załapie o co mu chodzi, czy jest w swojej ignorancji posunięty tak daleko, że nie potrafi skojarzyć pewnych faktów ze sobą. Chociaż znał Putina. Może powinien mu zacząć za to klaskać? Albo chociaż pochwalić i pogłaskać w nagrodę?
Chociaż nie, lepiej w sumie nie. Jeszcze by się chłopak podniecił.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Wto Paź 20, 2015 2:10 am
No patrzcie, kogo udało mu się rozbawić.
Choć szczerze mówiąc Mercury nie był pewien, czy poczucie humoru Pavla nie było zwyczajnie spaczone. W końcu te rosyjskie opary na pewno musiały na niego jakoś wpływać, nie było innej opcji. Spójrzcie tylko na te kudły. No nikt mu nie wmówi, że to naturalne.
Są naturalne.
Wiem.
Więc dlaczego-
Czasem bywasz strasznie tępy.
- I wtedy zstąpiła na niego łaska pańska wraz z objawieniem. - sarknął, zauważając kątem oka jak chłopak odkłada swój instrument na ziemię. Nagła utrata weny? Niemniej obrócił się w ślad za jego wzrokiem, podobnie jak on zawieszając wzrok na mieście.
Nawet gdy chłopak stanął przed nim zaczynając swój monolog, wyminął go zwinnie, jakby nigdy nic, podchodząc bliżej murku. Oparł się o niego łokciami, całkowicie ignorując wszystkie wypowiedziane przez niego słowa.
Tęsknisz?
Czasem.
Strasznie dużo tu świateł.
Ale nie jest źle. To ładne miasto.
Zawsze możesz tam wrócić. Twój ojciec w końcu spędza na Alasce większość czasu.
I zostawić wszystko za sobą? Nie.
Mogłoby wyjść ci to na lepsze?
Nie odwracam się w tył. Poza tym na Alasce nie mam nikogo. Być może Saturn pojechałby za mną. A może nie.
"I nie jesteśmy, kurwa, kumplami."
Ostatnie zdanie przebiło się przez barierę, docierając do jego umysłu. Podrapał się po nadgarstku.
Coś przegapiłem?
Kurwa, wyjebać świnię w dupsko, amerykańskie dzieci, kutas między nogami.
Czyli nie.
Odwrócił się twarzą do Rosjanina, oparł łokciami o murek i skrzyżował nogi, zerkając na niego z niejakim zaciekawieniem. Czasem patrząc na niego miał wrażenie, że Pavel jest jednym z najsmutniejszych ludzi jakich znał. Zapewne gdyby matka natura obdarzyła go zdolnością empatii w stosunku do innych próbowałby go zrozumieć.
Niestety stał wtedy w kolejce po skurwysyństwo i umiejętność kłamstwa.
- Skoro tak twierdzisz. - najbardziej wkurwiająca taktyka jaką mógł w tym momencie obrać. Nie pokwapił się nawet na uniesienie ust w nikłym uśmiechu. Nim zdążył odpowiedzieć na ostatnie zdanie, po dachu rozniósł się aż zanadto wyraźny dźwięk.
Skrzypnięcie drzwi.
Merc.
Wiem.
Wyprostował się mierząc wzrokiem zamykającego drzwi chłopaka. Białe włosy z czarnymi końcówkami błyszczały się dziwacznie, odcinając od panującego wokół półmroku.
Za każdym razem, gdy patrzył na swojego bliźniaka, miał dziwne wrażenie, jakby obserwował swoje lustrzane odbicie. Wzrost, waga, wygląd. Wszystko się pokrywało. Odróżniały ich wyłącznie trzy cechy. Pierwszą był głos. Ten należący do czarnowłosego był bardziej szczeniacki, nieco zachrypnięty, za co mógł podziękować ojcu. Saturn brzmiał o wiele doroślej, poważniej. Na dobrą sprawę dość mocno pokrywało się to z ich charakterami. Drugą odwrotnie pofarbowane włosy, trzecią i ostatnią- oczy o odwróconych kolorach.
Te właśnie oczy wpatrywały się w niego beznamiętnie, choć Mercury wyraźnie poczuł przebiegający mu po karku dreszcz.
- Wiem.
- To zacznij.
- Rozładował mi się.
- Nie próbuj mnie okłamać, Mercury. - stanowczy głos brata skutecznie zakończył krótką dyskusję przypominającą raczej zbiór skrótów myślowych. Większość jego znajomych zdążyła się do tego przyzwyczaić. Bracia choć mieli zupełnie odmienne charaktery, często zachowywali się jak jeden organizm.
Saturn obrócił wzrok w stronę Pavla, rozpoznając w nim kolegę z klasy. Skinął mu głową na powitanie, nie odzywając się jednak w żaden sposób. Zamiast tego podszedł do brata i wcisnął mu rękę w kieszeń wyciągając z niej telefon. Odblokował ekran krótkim ruchem i podniósł wzrok, unosząc jedną z brwi do góry.
Siedemdziesiąt procent baterii mówiło same za siebie.
- Dobra, dobra. Przepraszam. - uniósł dłonie w obronnym geście, przewracając oczami. Zaraz zabrał mu telefon z dłoni, chowając go z powrotem do kieszeni. Obaj obrócili się w tym samym momencie w stronę Travitzy z nieprzeniknioną miną. Saturn zawiesił na nim wzrok na krótką chwilę, zaraz wodząc nim po leżących na pokrowcach gitarach.
- Już nie gracie?
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Sob Paź 24, 2015 12:21 am
Generalnie Pavel nie należał do osób, które łatwo jest wyprowadzić z równowagi. Przyczyna była całkiem prosta. Większość otaczających rzeczy miał w dupie. Jasne, dużo gadał, przekomarzał się i tak dalej, ale to zmieniało jego nastroju i nastawienia względem reszty świata. Jego bezpośredniość i bucowatość sprawiały, że nadzwyczaj trudno było go zranić czy też wywołać poważniejsze emocje, które nie wynikałyby ze znudzenia Rosjanina. Jednak zdarzyło się kilka osób, które skutecznie potrafiły omijać blokady stawiane przez Pavla i zaatakować punkt w jego umyśle odpowiedzialny za wkurwienie. A wtedy już naprawdę miał im ochotę przypierdolić. Albo chociaż zrzucić z dachu.
Tak, dobrze się domyślacie. Mercury jest jedną z tych osób.

- Co ty pierdolisz - warknął i zacisnął palce na nasadzie nosa. - Od kiedy zamieniłeś się w pierdolonego księdza?
Teoretycznie znał tę grę. Przecież przerabiali to kilka razy. Zawsze kończyło się tak samo. Zadufany chłopaczek zgrywał ignoranta coraz bardziej irytując Rosjanina. A najgorsze było to, że Pavel doskonale zdawał sobie sprawę z celu, który chce zrealizować Mercury. Czyli właśnie go wkurwić. I chociaż za każdym razem obiecywał sobie, że tym razem nie pozwoli się sprowokować, emocje za każdym razem brały górę. Niestety nie potrafił się wykazywać tak daleko idącą ignorancją jak jego rozmówca. Być może to wada, a może zaleta. Mercury zapewne uzna to za słabość. Ale kiedy tylko Pavel myślał sobie, że mógłby się zachowywać jak ten zblazowany pedał, natychmiast miał ochotę strzelić sobie w łeb.
Mimo to bywały chwile, kiedy naprawdę żałował, że nie potrafi tego po prostu olać. Zacisnął pięści.

- Ej! Nie ignoruj mnie, kiedy cię kurwa obrażam - chciał to powiedzieć sarkastycznie, wyszło nadspodziewanie poważnie. I jeszcze ta odpowiedź. Jebany smarkacz. - Ja ci zaraz pokażę, kurwa twoja jebana mać, co twie-
Jego mały wyskok został przerwany przez pojawienie się osoby trzeciej na dachu. Kiedy wszedł Saturn, Pavel już wykonał pierwszy krok i zacisnął pięść. Oczywiście szykował się do pokazania Mercury'emu co uważa na temat jego podejścia do całej sprawy. Jednak pojawienie się jego brata sprawiło, że się zatrzymał i skierował na niego swoje spojrzenie.
Następnie obserwował całą tę szopkę, rozluźniając mięśnie i przybierając maskę obojętności. Nie zareagował na gest Saturna. Zresztą, on chyba i tak miał to głęboko w dupie. To chyba u nich rodzinne.
Wymiana zdań była krótka, chociaż dosyć zabawna. Zachowywali się jak jakieś nieudane małżeństwo albo rodzeństwo, które dzieli kilka lat różnicy. A przecież byli bliźniakami.
Gdy oboje spojrzeli na niego, Pavel poczuł jak po jego plecach przebiega dreszcz. Było coś niepokojącego, kiedy dwójka niemal identycznych osób przygląda się tobie w tej samej chwili. I jeszcze te ich oczy. Pierdolone mutanty. Mimo to Pavel przywołał całą siłę swojej woli, aby nie zakląć. Pozostał niewzruszony. Przynajmniej do czasu zadania pytania.

- Nie. Dyskutujemy. - Odpowiedział i przywołał na twarz uśmiech, a był on tak piekielnie sztuczny, że niejedna prezenterka mogłaby mu pozazdrościć.
Szybko jednak odwrócił się i powędrował w kierunku swojego instrumentu, dając tym samym znać, że dyskusja dobiegła końca. Jakoś pojawienie się Saturna sprawiło, że stracił ochotę do napierdalania. Ale jak znał Blacka, tego czarnowłosego oczywiście, to zaraz przypomni mu, dlaczego chciał się w ogóle za to zabrać.
Tymczasem znów chwycił za gitarę i przejechał po strunach, zastanawiając się co teraz zagrać. Po kilku sekundach spod jego placów wypłynęła w świat melodia. Zaczął nawet cicho nucić pod nosem. Powiedzmy, że miał ochotę przynajmniej na moment zanurzyć się w innym świecie. Tym, który wytwarzała jego gitara.
Właśnie za to kochał muzykę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Nie Lis 01, 2015 9:20 pm
Mercury był natomiast osobą, która uwielbiała sprawdzać granice odporności i wytrzymałości innych, doprowadzając ich do białej gorączki. Rzecz jasna nie zawsze. W końcu spora część uczniów, była przydatnymi pionkami w grze.
Niemniej Pavel w przeciwieństwie do nich był dość charakterny i dostarczał mu mnóstwo rozrywki. Nawet, gdy po raz kolejny wyzywał go od pedałów, kretynów i...
'Od kiedy zamieniłeś się w pierdolonego księdza?'
Zdusił w sobie parsknięcie.
Lubisz go.
To nieco dziwne, nie?
Trochę. Raczej nie wygląda na idealny przykład materiału na przyjaciela.
Idealne przykłady są nudne. Nie nazwałbym go też przyjacielem.
Ale nie wykluczasz, że mógłby się nim stać.
Mógłby...
Gdyby?
Gdyby nie nasze charaktery.
- Amen. - zakończył złośliwie, swój jakże oświecony żart.
W momencie, gdy niemalże osiągnął swój cel wywołując bójkę, jego brat przerwał wszystko, zupełnie jakby miał w głowie jakiś cholerny zegar.
Zegar niszczenia mu rozrywki.
Westchnął krótko pod nosem. Będzie musiał odłożyć swoje plany na później. Skupił całkowicie swoją uwagę na bracie, jedynie od czasu do czasu zerkając w stronę Travitzy, zupełnie jakby spodziewał się, że skorzysta z jego chwili rozmowy z bliźniakiem, by zwyczajnie dać nogę z dachu. O dziwo, nie ruszył się z miejsca.
"Nie. Dyskutujemy."
- Chociaż wygląda na to, że już skończyliśmy. - uniósł kącik ust w prowokacyjnym uśmiechu, odpowiadając w ten sposób na jego sztuczną mimikę. Saturn zerknął to na brata, to na blondyna nie komentując w żaden sposób ich zachowania. Właściwie na jego twarzy nie drgnął nawet jeden mięsień, co bądź co bądź nie było szczególnie dziwne.
- Bo ktoś tu- - urwał zdanie wpół, czując dotyk na swoim łokciu. Zerknął w stronę białowłosego, który pokręcił niemalże niedostrzegalnie głową w oczywistym geście.
Odpuścił więc.
Stali obaj, wsłuchując się w milczeniu w piosenkę, którą wygrywał rosjanin. Tym razem Mercury rozpoznał ją dość szybko. Saturn jak na zawołanie schylił się podając mu gitarę, tylko po to by samemu oprzeć się o murek tyłem i założyć ręce na klatce piersiowej.
Czarnowłosy przyłączył się do piosenki blondyna, choć nie uraczył go swoim śpiewem. Nawet pojawienie się jego brata nie zmieniało faktu, że nie śpiewał w towarzystwie innych. Pozwolił więc, by to Travitza grał w tym momencie pierwsze skrzypce. Dopóki gdzieś na dole nie rozległo się głuche uderzenie.
Mercury momentalnie przerwał grę i wlepił czujny wzrok w drzwi. Obrócił się w stronę brata, wymieniając z nim porozumiewawcze spojrzenia.
- Widział cię?
- Nie. Przemknąłem się bokiem.
- Mógł nas usłyszeć. Wygląda na to, że koniec przedstawienia. - mruknął pod nosem odwracając się w stronę Pavla. - Travitza, zmieniamy miejsce, zanim ochrona zrobi nam nalot. Idziesz? - zapytał chowając gitarę do pokrowca, który zaraz wylądował na jego plecach. To miejsce i tak zdążyło mu się znudzić, mogli więc przenieść się w nowe. Może jakiś bar nocny, pub? Był głodny. I w sumie to by się czegoś napił, a z pewnością prędzej alkohol sprzedadzą klnącemu, rosyjskiemu awanturnikowi. W końcu to oni mają wódkę zamiast krwi.
- Możemy iść się napić. Ja staw-... na mój koszt. - celowo zmienił zdanie w połowie, rzucając mu złośliwe spojrzenie. Czy ktoś choć przez chwilę łudził się, że chłopaka powstrzyma przed podobnym zachowaniem jakakolwiek sytuacja?
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: [LICEUM] Dach budynku
Wto Lis 03, 2015 1:43 pm
Nawet gdyby Mercury chciał jakoś dopiec Rosjaninowi, ten nie odpowiedziałby w żaden sposób. Wszedł w stan, kiedy wszystkie bodźce zewnętrze stawały się mało istotne. To chyba jedyny okres, kiedy dało się stwierdzić, że był naprawdę spokojny. Grał więc na gitarze i podśpiewywał. Może miałoby to lepszy wydźwięk, gdyby nie ten okropny akcent. Niestety nie mógł z tym nic zrobić, więc chociaż głos miał nie najgorszy, mimo wszystko brzmiało to raczej jak parodia, niż faktyczny cover. Na szczęście nie śpiewał zbyt głośno, dzięki czemu jego słowa w pewnym momencie zwyczajnie zlewał się z szumem hulającego wiatru, nadając tworowi muzycznemu nowy wymiar.
Szybko wyłapał, kiedy Mercury postanowił się do niego przyłączyć. Przyjął to z ulgą, a nawet zadowoleniem. Ktoś przyglądający się Rosjaninowi mógłby stwierdzić, iż na jego twarzy przez ułamek sekundy pojawił się delikatny uśmiech, który jednak szybko zniknął, tak jakby nigdy go tam nie było. Maska powagi i skupienia rzadko kiedy była zdejmowana, gdy Pavel grał na gitarze. Lubił oddawać się tej czynności tak, aby pochłonęła go całkowicie. Może dlatego był w tym tak dobry.
Niemal w tym samym momencie co Merc zaprzestał gry, uderzając w struny dłonią. Posłał czujne spojrzenie w kierunku drzwi, a następnie przysłuchał się dyskusji bliźniaków. Cóż, najprawdopodobniej po prostu ktoś ich usłyszał. Wszak dźwięki gitar dochodzące z dachu szkoły w środku nocy nie należały do codziennych doznań. Szkoda tylko, że były również niemiło widziane, bo Pavlowi w przeciwieństwie do czarnowłosego wcale nie śpieszyło się, aby opuścić budynek. Nie nudził się tak szybko tymi doznaniami. Niestety wyglądało na to, że nie miał za bardzo wyjścia.
Wstał i zręcznym ruchem wpakował gitarę do futerału, zapinając go. To samo uczynił ze swoją bluzą, bo jednak łażenie z nagim torsem po mieście nie należało do najmądrzejszych pomysłów na świecie. Szkoda, że nie mógł znaleźć w pokoju żadnej czystej podkoszulki.
Ponownie skupił swoje spojrzenie na Mercurym. Oczywiście, że idzie, przecież nie będzie jak idiota czekał tutaj aż wpadnie ochroniarz i zacznie się na niego wydzierać. Znów miałby przez to problemy u dyrekcji, tego zaś potrzebował obecnie najmniej. Ale już druga propozycja wywołała w nim mieszane uczucia. Wspólny wypad z tym bucem i jego dziwacznym bratem?
"A po chuj miałbym gdziekolwiek z wami iść?"
Ta odpowiedź jako pierwsza nasuwała się na jego usta. Co było zresztą naturalne. Nie lubił go, a na dodatek nie pił alkoholu. Na brak gotówki też nie mógł narzekać, więc propozycja Mercury'ego okraszona kolejną irytującą prowokacją wcale nie poprawiała wyglądu całej sytuacji. Innymi słowy nie było żadnego logicznego powodu, dla którego Pavel miałby pójść gdziekolwiek z tą dwójką, a nie zwyczajnie wrócić do pokoju i tam cieszyć się spokojem. Może nawet poszedłby spać? To chyba całkiem niezły pomysł w nocy.

- Dobra - odpowiedział, nasuwając kaptur na głowę i chowający pod nim włosy.
Proces jego rozmyślania nad odpowiedzią trwał może dwie sekundy, później już nawet nie chciało mu się rozważać dlaczego postąpił wbrew zdrowemu rozsądkowi. Po pierwsze, nie był to czas ani miejsce na to, po drugie i tak pewnie nie odkryłby nic mądrego. Lubił ulegać impulsom, atakującym go znienacka. Prawie zawsze ich słuchał, chociaż często podpowiadały mu durne czy też irracjonalne pomysły. Lecz jeszcze nigdy się na nich nie zawiódł. A teraz mówiły mu, że warto się gdzieś wybrać z bliźniakami. Bo w sumie, czemu nie?
Skierował swoje kroki w stronę drzwi. Jeśli nie mieli w planach skakać z dachu, to musieli się wymknąć, zanim ochroniarz wdrapie swoje tłuste dupsko na najwyższe piętro. To nie powinien być wielki problem.
Rosjanin delikatnie uchylił drzwi i zszedł po schodach. Następnie zagłębił się w gąszcz korytarzy. Nie dbał o to, którą drogą idą bliźniacy, zakładał że poradzą sobie sami. On na pewno nie zamierzał schodzić głównymi schodami, bo to oznaczałoby szybkie spotkanie z ochroniarzem. Zamiast tego lawirował po pobocznych wyjściach awaryjnych. Starał się stąpać cicho, mimo to jego kroki roznosiły się po pustych korytarzach. Na szczęście nikt nie mógł ich usłyszeć.
Gdy dotarł na parter, otworzył jedno z okien i zgrabnie przeskoczył na zewnątrz. Teraz pozostało mu już tylko dotrzeć do bramy głównej i opuścić teren szkoły. Nim jednak to zrobił, zatrzymał się i rozejrzał. Mieli wszak iść gdzieś we trójkę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: [LICEUM] Dach budynku
Pon Sty 11, 2016 2:26 am
Dopiekanie innym zdecydowanie stanowiło dla niego niemałą zabawę. Do czasu. Wszystko miało swoje granice i zawsze przychodził moment, gdy nawet najwyśmienitszy żart stawał się zwyczajnie nudny czy niewarty opowiedzenia. W takich właśnie momentach lepiej było zachować milczenie i odłożyć go na inną okazję.
Właściwie ten rzekomo okropny akcent Rosjanina nie do końca mu przeszkadzał. Chociaż jego głos miał pod tym względem nieco szorstkie brzmienie, a sposób w jaki akcentował słowa był zdecydowanie różny od przeciętnego Amerykanina czy nawet Kanadyjczyka, miał w sobie coś co mimo wszystko sprawiało, że całkiem przyjemnie się go słuchało.
Ponadto Pavel był jedną z niewielu osób, przy których faktycznie granie sprawiało mu przyjemność. Nawet jeśli w życiu nie przyznałby się do tego na głos, zamiast tego dużo bardziej woląc po prostu rzucić kolejnym złośliwym, sarkastycznym tekstem, który rozbudzi w Rosjaninie namiętne uczucia takie jak chęć przywalenia mu w ryj i wybicia wszystkich zębów. Rzecz jasna nie zamierzał pozwolić mu ani na jedno, ani na drugie. Był zbyt przywiązany do swojej twarzy i tego jak wiele potrafił osiągnąć z jej pomocą, by pozwolić mu na podobne wyskoki.
Znasz takie powiedzenie, kto się czubi...
Błagam cię. Jeśli zamierzasz rzucić tekstem rodem z podstawówki to po prostu sobie daruj.
Jest dość adekwatny.
Tak sądzisz?
Ty nie?
Nie muszę odpowiadać na każde twoje pytanie.
Nie musisz też negować każdej mojej wypowiedzi, zwłaszcza gdy dobrze wiesz, że mam rację.
Jestem upartym skurwysynem, który nie lubi przyznawać innym racji. Wolę sam ją mieć.
Zakończył dyskusję tym cholernie zuchwałym tekstem, przerzucając futerał z gitarą przez ramię, w momencie gdy pojawiło się ryzyko nakrycia przez ochroniarza. Wymienił raz jeszcze porozumiewawcze spojrzenia z Saturnem, by zaraz ruszyć w ślady Pavla. Wydostanie się stąd w jak najszybszym tempie zdecydowanie leżało w ich interesie. Całe szczęście, nie był to pierwszy raz kiedy znaleźli się w podobnej sytuacji. Niewzruszone miny obojga braci nie zdradzały nawet najmniejszego poruszenia, choć ich wzrok nieustannie śledził teren. Poszli inną drogą niż blondyn. Choć wyjścia awaryjne bez wątpienia były bezpieczną opcją, równie dobrze mogli po prostu podjąć trasę odwrotną do ochroniarza. Zbyt długo przesiadywali po nocach na dachach, by jej nie znać. Skręcili więc w prawo, obserwując światło latarki pojawiające się w naprzeciwległym budynku. Nie było najmniejszych szans, by ochroniarz mógł ich dojrzeć.
- To dość ciekawe. Mimo, że Riverdale jest jedną z najlepszych szkół, ich główne zabezpieczenia polegają na tym by nie wpuścić nikogo na swój teren. Jeśli zaś chodzi o patrolowanie go, przydzielają po jednym ochroniarzu na budynek.
- Nie. Zwiększyli tę liczbę do dwóch w akademikach.
- Zwiększyli? - obrócił głowę w stronę brata, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
- Ponoć jakiś uczeń dość głośno zajmował się inną uczennicą. Teraz są bardziej rygorystyczni przy przepuszczaniu ich do pokoi. - Saturn uciekł wzrokiem na okno. Jego twarz nie zdradzała nawet najmniejszego poruszenia, mimo że Mercury parsknął wyraźnie rozbawiony, opierając się o niego ramieniem.
- Będę ostrożny. - obiecał unosząc kąciki ust w uśmiechu. Białowłosy obrócił głowę w jego stronę, mierząc go zrezygnowanym spojrzeniem.
- Kłamca.
Obaj podobnie jak Rosjanin wydostali się na zewnątrz przez okno, dość szybko odnajdując sylwetkę Pavla przy głównej bramie. Ruszyli w jego stronę zgodnie, nawet nie próbując się zatrzymywać. Skoro i tak na nich czekał, z pewnością nie chciał stać w miejscu ani minuty dłużej.
- Może zatrudnili jakąś nową śliczną barmankę. - rzucił w geście ostatniego zdania, zerkając z rozbawieniem w stronę Saturna. Choć jego brat nawet się nie poruszył, dobrze widział to w jego oczach.
Ciche westchnięcie, którego nigdy nie ukazał światu. Trącił go łokciem w bok, zaraz powracając wzrokiem na drogę. Wątpił powiem, by Saturn czy Travitza wiedzieli gdzie idą.
I szczerze mówiąc w tym momencie sam się zastanawiał, czy i on wie gdzie zmierza.

zt.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach