Anonymous
Gość
Gość
Filmy.
Wto Lut 23, 2016 1:06 pm
Cóż, jak są osoby, które namiętnie czytają książki, to również znajdą się tacy, co namiętnie oglądają filmy i jakieś seriale. Co lubisz? Co polecasz, czym gardzisz najbardziej? Jaki film/serial właśnie obejrzałeś i jakie wrażenie na Ciebie wywarł? Piszcie i dzielcie się wszystkim!
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Filmy.
Nie Lut 28, 2016 6:00 pm
Dobra, to ja może otworzę, żeby podzielić się swoim rozczarowaniem po niedawnym obejrzeniu "Spectre". Chociaż rozczarowanie to złe słowo, bo nie spodziewałem się po tym filmie wiele, więc trafniej będzie napisać, że niczym pozytywnym mnie nie zaskoczył.

Przede wszystkim według mnie leży montaż. Cały seans wydaje się sekwencją osobnych wydarzeń, brakuje jakiegoś płynnego przejścia pomiędzy nimi, a na dodatek wiele scen jest niemiłosiernie przeciągniętych, tak że nawet przy "akcji" potrafiłem się znudzić niemiłosiernie (no bo ile można oglądać, jak Bond prowadzi samochód?) Po drugie, brakowało mi ciekawych charakterów. O ile przepadam za Craigiem jako Bondem, a Ben Wishaw i Naomi Harris całkiem nieźle zagrali jego przydupasów (nie umiem tego inaczej nazwać), to już reszta nie powala. Najbardziej zawodzi Waltz, który zupełnie nie potrafi nadać swojej postaci ciekawego charakteru. Nie ma chemii między nim, a Craigiem. Gdzież mu do Le Chiffre'a z Casino Royale albo chociażby Silvy z nieszczęsnego Skyfall.

Fabuła jest tak do bólu przewidywalna... że aż boli. Jest kilka lepszych momentów, ale jak na film o Bondzie - zdecydowanie za mało. Całość jest smutnym podsumowaniem Bondów z Craigiem, bo po fenomenalnym Casino Royal, każda następna cześć była co najwyżej średnia. Smutne to o tyle, że moim zdaniem sam Craig jako Bond spisał się całkiem nieźle.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Filmy.
Sob Mar 12, 2016 11:53 am
Ostatnio obejrzałem Iluzję i powiem Wam, że trochę zaskoczył mnie ten film. Fabuła była świetna, a sam fakt, że wszystko ładnie brnęło do przodu tylko mnie cieszyło. Nie było monotonnych momentów, które wyraźnie sugerowały, aby jak najszybciej skończyła się dana scena. Od samego początku coś się działo i z tego powodu jestem bardzo zadowolony. Niestety obejrzałem to z lektorem, przez co moje uszy cierpiały, ale udało mi się przyzwyczaić do głosu pana lektora. Na myśl przychodziło mi parę "ale", które spokojnie można ominąć, bo jak już mówiłem - fabuła była cudowna (względem mnie), fajne efekty, moim zdaniem niespodziewany zwrot akcji oraz zakończenie... No, z czystym sumieniem polecam Wam ten film. Bohaterowie również nie byli źli, każdy miał swój nietypowy charakter i każdego dało się w minimalnym stopniu polubić (to za charakter, to za wygląd).
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Filmy.
Sro Kwi 13, 2016 11:25 pm
Dobra. Właśnie wróciłem z kina po obejrzeniu Batman v Superman, coś tam sprawiedliwość i będę się trochę uzewnętrzniać. Pewnie znajdzie się sporo spoilerów więc jak ktoś nie chce sobie psuć zabawy, to lepiej niech nie czyta.

Od czego tutaj zacząć. Na film szedłem bez większych wymagań - przeczytałem i widziałem zbyt wiele recenzji na jego temat, aby wiązać z nim jakieś większe nadzieje. I prawdopodobnie właśnie to uratowało mi seans. Bo gdybym liczył na coś wybitnego (a na to liczyłem jeszcze jakiś miesiąc temu), to srogo bym się zawiódł, a tak to wyszedłem nawet całkiem zadowolony. Gdybym miał go oceniać, to stwierdziłbym, że nie jest aż tak zły, chociaż jednocześnie nic szczególnie ciekawego.

Największym problemem tego filmu jest fakt, że próbuje realizować wewnątrz siebie kilka filmów i przez to tak naprawdę nie robi żadnego. Mamy tutaj film o Batmanie, film o Supermanie, film o konflikcie Batmana z Supermanem, film i Luthorze, film o początkach Ligi Sprawiedliwych i film o walce z Doomsdayem. Szkoda tylko, że teoretycznie główny wątek czyli właśnie konflikt między dwoma superbohaterami wypada tutaj najsłabiej, łącznie z Lexem Luthorem, który zawodzi na całej linii. Nie do końca rozumiem motywację, która pchała bohaterów do konfliktu i nie do końca rozumiem też, czemu nagle konflikt się skończył. Albo może inaczej - rozumiem, ale zupełnie mnie to nie przekonuje. Ogółem największy problem mam z Batmanem. Nie jako aktorem, bo Ben Affleck spisał się w tej roli bardzo dobrze, ale z samą postacią. Nie wiem do końca o co mu chodzi. Generalnie jego pretensje do Supermana opisałbym tak:
B: Ty chuju, przez Ciebie kosmici przylatują do nas i niszczysz pół miasta i ludzie giną i w ogóle to jakim prawem możesz tak robić, mój kolega umarł i w ogóle to jeden się wysadził przez ciebie >:C
S: Moja mama ma na imię Martha ;-;
B: ... MOJA TEŻ! /)*^*(\ Chodź kumplu, musimy uratować świat!
Oczywiście przerysowuję, ale tak to mniej więcej wygląda. Superman też ma jakieś dziwne odpały. W pewnym momencie przylatuje do Batmana i stwierdza: "Ej, nie możesz już być superbohaterem, nie rób już tego. Ja jestem fajniejszym superbohaterem >:c". Ich walka też nie należy do najbardziej widowiskowych - przy niej czułem mocne rozczarowanie. Głównie postawą Batmana, ale również tym, jak się koledzy bili. No słabe toto po prostu.

Głównym problemem filmu jest to, że walka z Doomsdayem jest najfajniejszą jego częścią, a jednocześnie nie ma żadnego powiązania z całą resztą. Po prostu Gacek i Superman się tłuką, nagle pojawia się Doomsday, Wonder Woman i się bijemy z nim teraz. Ale tak jak wspominałem, jest to naprawdę świetna walka - epickość od niej bije, czuć moc i wszystko jest okej. Byłaby wspaniałym zakończeniem filmu, który jakkolwiek by do niej nawiązywał. Szkoda, że ten nie nawiązuje w żaden sposób.

Kiedy w filmie postacie poboczne są ciekawsze, niż główni bohaterowie, to zdecydowanie mamy problem. Tutaj drugoplanowcy dzielą się na dwie kategorię: tych świetnych i tych wkurwiających. Do pierwszej kategorii zaliczam fantastycznego Jeremy'ego Ironsa w roli Alfreda i niewiele gorszego Laurence'a Fishbourne'a. Do drugiego worka leci Lex "Chciałbym być Jokerem, ale to nie ten film" Luthor i Lois "Wpierdolę się w jakieś gówno, żeby Superman mógł mnie uratować" Lane. Do tego WW, która w ogóle pojawia się z dupy tylko po to, żeby zaznaczyć, że w przyszłości będą robić Ligę Sprawiedliwych. Jedna z takich serialowych zagrywek, których nie cierpię w filmach.

Tak psioczę, a pisałem na początku, że film nie jest najgorszy. No dla mnie nie, bo nie miałem wobec niego wielkich oczekiwań. Jeśli ktoś takie ma, to niech go nie ogląda. Przynajmniej do czasu, kiedy się tych oczekiwań pozbędzie. Bo się zawiedzie i tyle. Tak jak pisałem, jest tu kilka części. I są części dobre (np. moment, kiedy Superman stwierdza, że miłość do matki jest silniejsza od całej reszty bodźców - wyzbywa się kompleksu boga), ale są też takie do dupy. Największym moim zarzutem wobec tego dzieła jest fakt, że główna część, czyli konflikt między superbohaterami, który miał napędzać inne wydarzenia fabularne, po pierwsze nie ma żadnego związku z resztą filmu, a po drugie jest do dupy. Wydaje mi się, że samodzielny film z Batmanem (a taki podobno takowy ma wyjść), który nie będzie musiał opowiadać czterystu innych wątków nie mających nic wspólnego z główną osią, może być naprawdę dobrym pomysłem. Chociaż wolałbym, żeby nie reżyserował tego Snyder.

A i muzyka jest fajna.

Podsumowując, mogę ostrożnie polecić. Jak ktoś nie nastawi się na wielkie widowisko, to też za bardzo się nie zawiedzie. Wystarczy trochę dystansu. Ale szczerze mówiąc, drugi raz do kina bym na to nie poszedł.
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Re: Filmy.
Wto Maj 03, 2016 7:53 pm
Właśnie obejrzałem THE BOY, który okazał się szmirą jakich mało. Właściwie przez większość filmu zupełnie nic się nie działo. Niby horrory mnie nie ruszają, ale wątpię, by ta pozycja poruszyła kogokolwiek, skoro na dobrą sprawę duch nic nikomu nie zrobił. Szczerze mówiąc, spodziewałem się zupełnie innej historii. Zapewne końcówka filmu miała być jakimś wielkim plot twistem, jednak sam motyw przewinął mi się już w innym filmie, tyle że w tamtym był jednak bardziej uzasadniony, a w tym nadal nie mam pojęcia po kiego odstawiano tę całą szopkę z lalką, a pytań bez odpowiedzi jest jeszcze więcej. Ogólnie nie polecam, chyba że ktoś bardzo chce stracić swoje cenne 1,5h życia.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Filmy.
Czw Sie 18, 2016 3:38 pm
W sobotę miałem przyjemność obejrzeć sobie Suicide Squad i cóż... Dupy może nie urywało, ale film mi się podobał na tyle, że chętnie obejrzałbym go raz jeszcze. Mimo wszystko rewelacji nie można się spodziewać po scenariuszu, który został napisany w 6 tygodni. Patrząc natomiast na film pod kątem technicznym, twórcy nad efektami specjalnymi trochę się postarali, bo jednak postanowili pójść w klasyk, a nie w animację komputerową, która zaoszczędziłaby ich budżet. Postacie są spoko, można się do nich przyzwyczaić, niemniej na cele filmu to i owo zostało pozmieniane. Chociażby wygląd samej Harley Quinn, nie. Leto również miał trudne zadanie do zrobienia - jakby nie patrzeć, to czwarty Joker na przestrzeni lat. Każdy Joker był inny, ponieważ czasy były inne. Może aktualny Joker zdecydowanie różni się od poprzednich, można stwierdzić, że jest lekko kontrowersyjny, lecz nie powiem, że odegrał złą rolę - takie czasy, taki Joker, nie. Moim zdaniem lekkim minusem jest to, że w filmie było go tak mało, chociaż pewnie też twórcom ciężko było go wstawić. Sama fabuła filmu opiera się głównie na napierdalance, więc jak kogoś to jara, powinno się spodobać. Humor nie jest zły, także film mogę polecić dalej. Śmiało, oglądajcie sobie. A, i muzyka jest świetna. Teraz non stop ją męczę, tak.
Nie umiem pisać opinii tak bardzo.
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Filmy.
Czw Sie 25, 2016 12:39 am
No to ja też sobie obejrzałem Suicide Squad i... ugh.

Szedłem na ten film z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony byłem świadom, że zbiera dosyć mierne recenzje. Z drugiej bardzo wiele osób mi mówiło, że jest naprawdę super. No to przecież nie może być tak źle, prawda? A na pewno nie gorzej, niż w Batman v Superman. Dobry reżyser, dobra obsada, dobre trailery, dobra muzyka. Niestety Warner Bros. musiało wszystko spierdolić.

Nie chce mi się przytaczać historii tego jak studio się wtrąciło i zrujnowało wizję reżysera. Jak kogoś to interesuje, to niech sobie poszpera. Faktem jest, że rezultat daje nam film dziurawy fabularnie, niekonsekwentny i zwyczajnie niespójny. Szkoda, bo widać w tym sporo potencjału.

Po kolei jednak. Wymienię rzeczy, które mi się podobały, bo to będzie o wiele szybsze i łatwiejsze. Po pierwsze muzyka. Ale o tym wiedziałem już przed seansem. I nawet pomimo faktu, że Purple Lamborghini leciało przez jakieś 10 sekund i to w tle, a Heathens na napisach. Reszta została tak sprawnie zmontowana i zgrana z tym co widzimy na ekranie, że ręce same składają się do oklasków. Szczególnie dobrze komponowało się to z prezentacją postaci na początku filmu. Kolejnym pozytywnym elementem jest Harley Queen. Mam wrażenie, że Margot Robbie jako jedyna zrozumiała rolę, którą miała zagrać, wczuła się w swoją postać i umiała to oddać na ekranie. Jest zabawna, szurnięta, czasem odrobinę przesadza, przez co wychodzi sztucznie, ale poza tym jest ok. No i Kapitan Boomerang bywa zabawny. Koniec pozytywów. No dobra, jeszcze Amanda Waller została sprawnie oddana.

Pierwsze, co mnie zawiodło, to fabuła, która jest zupełnie nijaka. Przydługi wstęp, zawiązanie akcji trwające jakieś dziesięć sekund, błąkanie się po mieście, tylko że za bardzo nikt nie wie po co, wyskoczenie do baru, tylko że za bardzo nikt nie wie po co, walka finałowa. Wszystko to sklejane byle jak, byle zrobić. Jest chemia między aktorami, ale nikt nie umiał tego wykorzystać. Zupełnie nie kupuję momentu, kiedy bohaterowie stali się wielką "rodziną", nie mając ku temu absolutnie żadnych podstaw. Nic w ich relacjach na to nie wskazywało. Najpierw kreujemy ich na bandę nieobliczalnych psycholi, a potem robimy racjonalnych, przyjacielskich i przywiązanych do siebie ziomeczków. No nie, po prostu nie. Czemu oni nie pouciekali, kiedy mieli do tego okazję, chociaż rzekomo cały czas próbują to zrobić? Nagle zrodziło się w nich sumienie i braterstwo? Kurwa, w największych socjopatach, których trzyma się za kratami pod wysokim napięciem, bo mogą jednym pierdnięciem rozwalić pół świata? Tak, tego bym się po nich spodziewał *kiw kiw*.

Nie wiem, czemu wszyscy doceniają rolę Willa Smitha. Nie rozumiem. Deadshot miał być bezlitosnym zabójcą, który eliminuje swój cel bez drgnięcia powieki, a wyszedł jakiś tatusiek, który nie do końca wie czy chce być groźny czy zabawny. Z Killer Croca zrobili maskotkę, której jedynym marzeniem jest posiadanie kablówki. Flag to tekturowa postać. Enchantress robi wrażenie na początku, ale potem przez większość filmu stoi w jednym miejscu i buja biodrami, tylko nikt nie wie w sumie po co. W o co chodziło tym złym? Kim był jej brat, poza najgorszą złą postacią w historii filmów o superbohaterach, pozbawioną jakiegokolwiek charakteru, celu, czegokolwiek? Po co komu łzawa historia El Diablo, która interesowała mnie tyle co zeszłoroczny śnieg, a jego "rozterki" raczej irytowały niż popychały do jakiejś głębszej refleksji na istotą zła czy coś tam? Eh.

Na deser zostawiam Jokera. Nie byłem przekonany do Leto w tej roli i trochę się moje zmartwienia potwierdziły, chociaż samego aktora cenię bardzo wysoko. Nie wiem czy to kwestia tego, że większość scen z nim wycieli, czy po prostu Jared sobie z tą rolą nie poradził, ale jest... denny. Każdy poprzedni Joker coś sobą prezentował. Był szalony i nieprzewidywalny, ale w tym szaleństwie tkwił zbrodniczy geniusz, który przerażał i fascynował. Przede wszystkim miał charyzmę, która powodowała, że kiedy pojawiał się na ekranie, to nie dało się oderwać od niego wzroku. Ten Joker zaś, to jakiś naćpany boss gangu, który jest szurnięty, więc pomalował sobie włosy na zielono i zrobił metalowe zęby. Zero charyzmy, kiepski pomysł, ogółem niewypał. A już wątek miłosny z HQ jest tak żenujący, że aż szkoda mi o nim wspominać.

Najbardziej mnie martwi, że wiele osób naprawdę uważa to za dobry film. Ba, za świetne widowisko! Dowód na to, że studio może się wpierdolić w robotę reżysera, poszatkować jego wizję, bo ludzie chcą, żeby było śmiesznie jak w Strażnikach Galaktyki, wysrać niedorobiony film i zbierać za to hajs oraz pochwały. Wystarczy zrobić kilka postaci, które fajnie wyglądają i mają ciekawe zdolności, dodać kilka żarcików, muzykę i przepis na hit kasowy zrobiony. I to działa, i to jest przerażające. Najprostsze chwyty na wyżydzanie kasy. Ja wiem, że to są filmy dla kultury masowej i nie ma co oczekiwać arcydzieła, ale przecież wcale nie o to chodzi. Jak bezkrytyczni możemy być w momencie, kiedy ktoś odwala po prostu totalną fuszerę? A skoro działa, to nikt nie wyciągnie wniosków i taki proceder dalej będzie kontynuowany. Szkoda, bo całe uniwersum DC rozmienia się na drobne, a zawsze lubiłem je bardziej od Marvela. Tyle, że Marvel umie robić dobre filmy. DC nie umie i brnie na ślepo w jakieś finansowe gówienka, które się sprawdzają.

Strasznie... niepokojące.
Liam
Liam
Fresh Blood Lost in the City
Re: Filmy.
Pią Cze 30, 2017 1:16 am
Okej, zrobiliśmy sobie mały grupowy seans "Rozpustnika" z Johnnym Deppem i Malkovichem w rolach głównych, to skrobnę parę słów.

First of all, jestem rozczarowany, że jednak nie było żadnego gejowskiego porno, mimo że Johnny zasugerował to w prologu. :C

Nie no, nie będę walić elaboratu. Wypunktuję krótko.

PLUSY
- Scenariusz. Nie było zbędnych dłużyzn (a jeśli już, to naprawdę niewiele), dialogi były przezabawne, uśmiałem się bardziej niż na niejednej komedii, a to przecież dramat.
- Zdjęcia. Przez większość czasu przyzwoite, a momentami naprawdę piękne (scena sugerowanych orgii w parku - jak z obrazów Petera Bruegela; scena kiedy Depp podpalał list - coś pięknego, te dłonie, te palce, te rękawy, ten profil!).
- Gra aktorska. Chyba nie było ani jednej postaci, na której widok miałbym takie "kurwa, wróć do szkoły aktorskiej". Większość ról była intencjonalnie przesadzona, jak w teatrze, i w tym wykonaniu w ogóle to nie raziło. A Johnny od połowy filmu to już w ogóle miszcz, nawet uroniłem łezkę.
- Muzyka. Co prawda nie powalała na kolana i nie sprawiła, że z zapartym tchem szukam teraz soundtracku, ale robiła swoją robotę: podkreślała to co trzeba i robiła za idealne tło. A już na pewno nie przeszkadzała, czego nie można powiedzieć o wielu OST-ach ostatnio :v
- Charakteryzacja i scenografia. Syfilis był tak pięknie zrobiony, że nie mogłem oczu oderwać. I w ogóle no, kostiumy ładne, sceneria ładna, ogólnie jakoś porządnie się za to całe gówno wzięli.

MINUSY
- Charakteryzacja. JEZU, NIE MOGŁEM PATRZEĆ NA TE CHAMSKO DOKLEJONE NOSY KRÓLA I JEGO BRATA. XDDD
- Brak wyraźnego wątku miłosnego między Billym a hrabią. :C

Ogólnie to takie mocne 7/10.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Filmy.
Nie Wrz 17, 2017 1:31 pm
Widział ktoś z was już "To" Stephena Kinga?

Wybraliśmy się wczoraj z Alanem do kina i szczerze mówiąc nieźle się ubawiłem. Nie nazwałbym tego zdecydowanie horrorem, bo efekty były raczej mało przerażające i bliżej im było do "standardowego kiczu Kinga", ale i tak bardzo mi się podobał. Fabuła była ciekawa, a akurat po tylu latach nie pamiętałem już zbyt dobrze tej zawartej w książce, by różnice mi jakoś mocno przeszkadzały. Klaun był faktycznie cholernie creepy i mimo że nie straszył, wywoływał uczucie dyskomfortu.
Niesamowicie podobały mi się wszystkie postacie dziecięce, były przegenialne. A pojawienie się w "To" głównego bohatera ze Stranger Things w tak odmiennym wydaniu już w ogóle sprawiło że byłem zachwycony od pierwszych minut.
Szkoda tylko, że tak słabo wyjaśniono skąd w ogóle wziął się ten cały klaun i kim był, ale i tak jak dla mnie był to jeden z lepszych filmów Kinga.
Oceniłbym go na 7,5/10, ale postacie 10/10. Zakochałem się w nich absolutnie.

Widzieliśmy też iBoy i też polecę innym na dni, gdy potrzebujecie czegoś mało skomplikowanego, by po prostu uraczyć się akcją, fajnymi efektami specjalnymi i postaciami. Swoją drogą gra tam Arya z Gry o Tron więc wewnętrzna miłość. Fabuła kręci się wokół chłopaka, który odwiedzając swoją przyjaciółkę jest świadkiem jak piątka (?) zamaskowanych ludzi atakuje jej rodzinę. Widząc broń, zaczyna uciekać i zostaje postrzelony. Gdy upada komórka wbija mu się w mózg. Brzmi jak absurd, jest absurdem, ale niesamowicie fajnie zrobionym. Od tamtej pory jest w stanie kontrolować technologie i postanawia dokonać zemsty na oprawcach dziewczyny, cała sprawa jest połączona z kartelem narkotykowym... standardowy samozwańczy bohater. Film jest dobry nawet na 3 nad ranem, bo naprawdę nie ma w nim zbyt wielkiej filozofii. Ostatecznie dałbym 7/10, ale 9/10 za sam koncept i efekty specjalne.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Filmy.
Sro Wrz 20, 2017 5:10 pm
Przypomniał mi się jeszcze jeden film, który na swój sposób zostawił na mnie ślad. Choć chyba nie do końca pozytywny *kaszl*

Namówiłem Alana na oglądanie Gry Endera. W sumie muszę przyznać, że wiedziałem że ma to być bardziej film dla nastolatków, ale trochę się najarałem, bo wiecie kosmici, przejmowanie świata, kosmos, fajne efekty specjalne, walki i te sprawy.
Ostatecznie chyba się zawiedliśmy obaj. Akcja przeskakiwała strasznie szybko, nawet jeśli postać Endera była całkiem fajna to przez to że nieustannie przerzucali go gdzieś dalej, ciężko było mi się do niego przywiązać czy faktycznie bardziej go polubić. Relacja z jego siostrą bardziej mnie drażniła niż mi się podobała, w dodatku jej odesłanie go do bazy wojskowej, gdy wcześniej cały czas krzyczała że jest przeciwna było strasznie, ale to strasznie nienaturalne. Kosmitów było po prostu za mało. Nie pojawiali się praktycznie wcale, tylko krzyczano o tym jakie to krzywdy wyrządzili ludzkości i... tyle. Wątki były często bardzo niezrozumiałe (przez co musiałem tłumaczyć Alanowi o co w ogóle chodziło w ich grze, lel), a postać bossa Salamandr miała tak przykry koniec, że dajcie spokój. A LUBIŁEM GO.
Szczerze to chyba bym tego nie polecił. Trochę strata czasu, już lepiej przeczytać książkę, bo obstawiam że jest 4x bardziej sensownie napisana i przynajmniej jakoś rozwija się w niej akcja. Jedyne co faktycznie podobało mi się w filmie to wynik jego ostatecznego egzaminu. Cholernie mnie zaskoczył, totalnie się go nie spodziewałem i przyznaję że siedziałem z otwartą paszczą. Przeżyłem wiele plot twistów w swoim życiu, ale ten dowalił mi totalnie.
A i jeszcze uwielbiam jego grę, którą miał na tablecie. Totalnie bym ją chciał.

Ostatecznie ocenię GE na... 4/10. Ze względu na ten fajny plot twist i sam pomysł ich gry zespołowej, który mógłby być 50x lepiej rozwinięty, ale i tak był spoko.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Filmy.
Sob Paź 07, 2017 7:42 pm


Film jedynie dla koneserów

Dziś przyszło mi oglądać film, którego tytuł napisałem wyżej. Wrzuciłem od razu link, aby podzielić się z Wami, cóż, nie można tego kreślić inaczej: arcydziełem.
Jak na co dzień jestem bardzo surowy wobec filmów, które oglądam, tak dziś musiałem nie tylko skłonić się przed tą produkcją, ale paść na kolana.

Jeśli siadam przed ekranem z zamiarem obejrzenia czegoś, oczekuję, że czas spędzę doświadczając gamy uczuć – tutaj już po paru pierwszych minutach czułem, że serce chce wyskoczyć mi z piersi, a mózg wypłynąć uszami.

Akcja od samego początku wciąga tak mocno, że dosłownie przestaje się mieć świadomość otoczenia: jesteś tylko Ty i film. Sceny walki wzbogacone są o takie smaczki, że aż czasami chce się tylko wziąć parówkę i zamoczyć ją w tryskającym keczupie. Niejeden wampir dostałby orgazmu widząc tak efektownie urządzoną rzeź.
A efekty specjalne? Szczerze mówiąc, choć mam wprawione oko, często nie potrafiłem rozróżnić, czy efekty były stworzone komputerowo, czy to tak mistrzowska gra aktorów w połączeniu z rekwizytami.


Droższe niż Gra o Tron?

Parę słów też muszę wspomnieć o budżecie. Twórcy, cholera, w to dzieło musieli zainwestować mały majątek. Sceny pościgów i efektownej kraksy? Majstersztyk. A upadek z urwiska pod koniec filmu? To nie tylko fabularny twist, który odbył się zaraz po poprzednim twiście – tutaj akcja jest tak wartka, że przepchałaby najbardziej zatkaną instalację sanitarno-kanalizacyjną! To rozpaczliwa scena śmierci i widowiskowy pokaz techniki. Trzeba wspomnieć, że kręcono to w 2006 roku, jak na ówczesne możliwości, 'Sarnie żniwo' wyprzedza standardy światowej kinematografii.


Oscar za najlepszą muzykę


Akcja? Jest. Świetny montaż? Jest. Gra aktorów? Idealne wczucie i rozpracowanie psychiki postaci. Rekwizyty? Dosłownie wyjęte ze środowiska. Muzyka? Dobrana z największą starannością! Podkreślała ważne momenty, a piosenki śpiewane w trakcie były cudownym dopełnieniem i narracją dla dziejących się scen. Jak zawsze zwracałem dużą uwagę na muzykę. Dostrzegłem, że twórcy wybrali również zagraniczne, ale wciąż słowiańskie piosenki nie zamykając się jedynie na polskojęzyczną muzykę. Strzał w dziesiątkę.
Jeśli tego byłoby za mało, w produkcji jest morał dla młodszych widzów, którym wpadłoby w ręce to arcydzieło.


Życie nie może być spełnione bez Sarniego żniwa

Jak to, co do tej pory napisałem nie zachęciło Was do obejrzenia, dodam jeszcze, że to jedyny film, który na platformie filmweb.pl oceniłem na 10 gwiazdek. Nie sądzę, aby coś przebiło to arcydzieło.

A teraz pozwólcie, że pójdę do pana doktora, bo czeka na mnie z fartuszkiem z za długimi rękawkami. Ahahahaha!
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Filmy.
Sob Paź 07, 2017 10:56 pm
You got me. Przyznaję się. Cholera, chyba za karę obejrzę to całe...
Pavel 'Smuggler' Travitza
Pavel 'Smuggler' Travitza
The Jackal Canis Lupaster
Re: Filmy.
Czw Paź 12, 2017 5:19 pm
Byłem sobie wczoraj w kinie na Blade Runnerze 2049 i o panie, jak mi się ten film podobuje. Jak mi brakuje w wysokobudżetowych filmach takich obrazów, które poza tym, że są ładne i miło brzmią, to jeszcze mają coś ciekawego do powiedzenia.

Zapewne nie byłem jedyną osobą, która lekko się zmartwiła nadchodzącą kontynuacją kultowego dzieła Ridleya Scotta. Takie rzeczy rzadko się udają, a jeden Mad Max wiosny nie czyni. Dlatego ucieszyła mnie wieść, że za obrazem stanie Denis Villenueve, bo bardzo cenię tego reżysera i jak do tej pory mam same miłe wspomnienia związane z jego filmami. Tym razem nie było inaczej.
Nowy Blade Runner to przede wszystkim film, który ma swoją własną tożsamość, a nie tylko żeruje na sentymencie do pierwszej części. Niektóre wątki rozwija, inne sam tworzy, ale przede wszystkim jest spójny, przemyślany i dopracowany. Tempo jest wolne, nie spodziewajcie się tutaj efektownych strzelanin, szalonych pościgów i innych takich. Jasne, są sceny akcji, kilka szybszych momentów, a oglądanie jak Ford pierze po mordzie Goslinga w zglitchowanej scenerii rodem z lat 50. to po prostu arcydzieło. Dużo więcej jest tu jednak przestrzeni do refleksji, powolnych ekspozycji i spokojnych dialogów. Mimo tego, i faktu, że całość trwa 2 godziny i 40 minut, kiedy nadeszły napisy końcowe, byłem zaskoczony, że to tak szybko i gotowy na więcej. Nie nudzi, nie męczy, a wciąga i to cholernie. Reżyser dobrze dawkuje każdy akcent filmu i jeszcze lepiej bawi się oczekiwaniami widza, który myśli, że rozumie już o co chodzi, a wtedy nagle się okazuje, że otóż nie.
Jeśli chodzi o stronę wizualną, jest to absolutny maj-ster-kurwa-sztyk. Każda sceneria w filmie jest ciekawa, nowa, intrygująca, każdy kadr można by wyciąć, wydrukować i powiesić nad łóżkiem. Miasto nie jest tak brudne, jak w pierwszej części, Villenueve stawia raczej na sterylność, która jeszcze bardziej wzmacnia poczucie odizolowania, wstrętu do miasta z przyszłości, w jakim nikt nie chciałby wylądować. Dlatego zdecydowanie polecam pójść na to do kina, bo po prostu warto, chociażby dla samej strony wizualnej.
Inną kwestią, przez którą również polecałbym pójście do kina, jest dźwięk. Film gra dźwiękiem równie sprawnie jak obrazem. Kiedy jesteśmy w mieście, atakują nas przytłaczające odgłosy, ni to wiercenie, ni cholera wie co, ale nic przyjemnego. Kiedy mamy momenty spokojniejsze, dostajemy stosowny podkład albo wręcz jego brak, co tylko stosownie podkreśla wydźwięk danej sceny. No i jak strzelają, to kurna czuć, że strzelają z broni, która może zrobić krzywdę.
Wysoko jest również pod względem aktorskim, głównie przez świetny casting. Goslinga nigdy jakoś szczególnie nie lubiłem, ale tu ta jego zmęczona, jednostajna mimika wreszcie ma sens. To, że Harrison Ford wygląda, jakby od 10 lat nic mu się nie chciało, wreszcie ma sens. Jared Leto się sprawdza. Ana de Armas się sprawdza. Robin Wright się sprawdza. Nawet kurna Dave Bautista się sprawdza, pomimo tego, że chyba pierwszy raz w życiu dostał rolę, która nie polega tylko na tłuczeniu innych. Sylvia Hoeks jest świetna. No wszystko się sprawdza!

Jedyne, do czego mogę się przeczepić, to niestety już chyba stała cecha Villenueve'a, czyli traktowanie widza jak idioty. Z jednej strony trudno się dziwić, z drugiej tłumaczenie tego samego pięć razy i totalna łopatologizacja nie pomogą, jak ktoś nie zrozumiał za pierwszymi dwoma razami, to później też nie rozumie. To trochę odbiera klimat całości, tak samo jak fakt, że wzorem wysokobudżetowych produkcji, ze spraw zupełnie przyziemnych przechodzimy nagle do spraw "ważniejszych niż życie", przez co trudno czasem się do tego odnieść i staje się to jakieś takie, odległe, mgliste i nierzeczywiste. Mimo to, tak jak już wspominałem, film pozostawia nas z całą masą pytań i materiałem do refleksji. To tym po prostu trzeba się przespać, a na następny dzień usiąść i zastanowić się o czym to wszystko traktowało.

Mankamenty są drobne, ale niestety odbierają tytułowi szansę na stanie się filmem kompletnym, do czego naprawdę niewiele mu brakowało. Powiedziałbym, że pierwsza połowa to jest takie 10/10, a druga połowa to takie 9,5/10. Mimo to to nadal świetny film, absolutnie warty obejrzenia i w moim prywatnym rankingu jak na razie najlepsza pozycja w 2017 roku. Dlatego martwi mnie słabe otwarcie finansowe, bo to oznacza, że kino zmierza w złym kierunku, a my będziemy dostawać coraz więcej wysokobudżetowej papki. Z drugiej strony, nie będzie to nic nowego :(.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Filmy.
Wto Paź 17, 2017 12:02 am
Mieliśmy oczywiście iść z Alanem na Blade Runnera (nawet obejrzeliśmy pierwszą część), a skończyło się tak, że nie poszliśmy bo... w sumie to przeze mnie. Wolałem siedzieć na spotkaniu z Sher, Medeą i Chesterem niż iść do kina. Mea culpa, ale postaram się obejrzeć na dniach.

Zamiast tego podzielę się z wami, że obejrzeliśmy z Paigem 4 filmy pokemonów. 4. Od 1 do 4. Boże, nie wiem szczerze mówiąc co nam przyszło do głowy kiedy to robiliśmy, ale totalnie podtrzymuję to co kiedyś stwierdziłem:

Pokémon: Film pierwszy.
Super. Akcja leci trochę szybko, 'śmierć' Asha za dzieciaka wydawała mi się dużo dłuższa niż obecnie i generalnie emocji nieco mniej, ale moment gdzie Ash spada z 2-3 metrów na TWARZ, a oni podbiegają do niego i pytają "ASH NIC CI NIE JEST?" totalnie mnie zmiażdżył. Ci którzy mnie widzieli na żywo doskonale wiedzą jak bardzo, bo opowiadając to nie mogłem się przestać śmiać, a ostatecznie popłakałem się w restauracji. Także tego. Nie żebym teraz na samo wspomnienie też dostawał chorej głupawki. A Mew to totalnie najbardziej urocza buba ever.

Pokémon 2: Uwierz w swoją siłę.
Lugio kocham cię. Kochałem zawsze i będę kochał po wsze czasy. Nigdy nie będzie lepszego Pokemona od ciebie, chociaż twój deep voice w dubbingu bywa nieco przerażający, ale idzie przeżyć.
#Mogłem_włożyć_portki.

Pokémon 3: Zaklęcie Unknown.
W sumie... zapamiętałem to nieco lepiej. Zamysł niby całkiem ok, Unknowny były świetne (nawet jeśli to makabryczne 3D bolało moje oczy), ale Entei był jakiś taki... płaski? Bez charakteru. Sam nie wiem, po prostu średnio mi się to oglądało. A główna bohaterka (antagonistka?) wkurzała mnie niesamowicie od samego początku, aż do scen końcowych. Które też były niezwykle słabe i nie miały jakiegoś sensownego rozwiązania.

Pokémon 4: Głos lasu
Trzy razy nie, dziękujemy. Jedyny dobry fragment to Suicune, który i tak zrobiony był słabo i bezpłciowo. Ale przynajmniej był ładny. A kompletny brak sensu w podróżach w czasie i przede wszystkim legendarna Cebula były TRAGICZNYMI zamysłami.
Jedyne to mega mi się tam podobało to zawirowanie z profesorem Oakiem. Które zresztą zgadłem. Ale tak ogólnie to nie polecam.

Przed nami jeszcze kilka innych części POKEMONÓW, ale póki co wróciłem do domu. *parsk* Jakby ktoś chciał się przyłączyć do naszego cudownego maratonu oglądania bajek po latach to zapraszamy!
Rosalie
Rosalie "Boo" Shizuo
Fresh Blood Lost in the City
Re: Filmy.
Pon Paź 23, 2017 8:05 pm
To w sumie się wypowiem

Przypomniała mi się moja podróż do Heliosa z bratem która miała miejsce jakoś... w styczniu/lutym. Jako że ja i moje supi rodzeństwo mamy mega zajawkę na Assasina i wszystkie części gry, książki itp itd to oczywiście musieliśmy pójść na film Assassin’s Creed. Ekscytacja nie opadła nawet w momencie w którym znaleźliśmy się w sali praktycznie sami, no może z dwie lub trzy osoby jeszcze tam były. Mieszkam w kopalni, więc Helios to dla mnie nowość więc taka sala praktycznie dla siebie była mega.

Opisywać całego filmu nie będę, jedynie powiem wam swoją opinię którą doskonale pamiętam *treść już tak sobie*. Assassin’s Creed jest spoko, tylko minusuje tym że dla osoby która nie miała styczności z grą fabuła będzie niezbyt zrozumiała. Jakiś losowy typek dowiaduje się o tym, że jego przodek należał kiedyś do Bractwa, jego matka została zabita przez Templariuszy jak dobrze pamiętam. Potem znajduje się w jakiejś siedzibie nie pamiętam czy Absterego czy jeszcze innej, cholera wie. Jest tam masa innych assasynów których badają i przy okazji robią coś na zasadzie prania mózgu. Nie ważne w sumie, najważniejsze jest to co napisałam w drugim zdaniu tego akapitu. Osoba która nie miała styczności z Assassin’s Creed nie ogarnie fabuły filmu.

A, propsuje jeszcze za efekty specjalne <3
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach