Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Park Queen Elizabeth
Pią Wrz 11, 2015 9:23 pm


Ostatnio zmieniony przez Sheridan Kenneth Paige dnia Wto Sty 28, 2020 8:29 pm, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Mercury Kyan Black
Treser Psów
Cyrille de Montmorency-Bouteville
Wyprowadzający Psy


Położony w najwyższym punkcie Vancouver park pełen pięknych widoków na Północny Brzeg, miasto czy nawet góry. Pomimo niemal ośmiokrotnie mniejszego rozmiaru względem Stanley, "Królowej" nie można odmówić pewnego rodzaju uroku. Chociażby ze względu na ogromne drzewo wiśniowe, kwitnące co wiosnę, zdobiąc parkowe tereny swoimi bladoróżowymi, kwiatowymi płatkami, piękny Ogród Quarry - notabene będący popularnym miejscem na zorganizowanie ślubu - jak i również "Tańczące Wody", czyli innymi słowy zjawiskowa fontanna. Oprócz tego na drodze napotkać można także figury z brązu, różany ogród i - głównie wiosną i latem - artystów malarzy, którzy postanawiają urządzać sobie plenery czy publiczne wystawy.

W parku znajduje się specjalna strefa, w której właściciele swoich psich pupili mogą bez problemu odpiąć ich smycz.

Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Park Queen Elizabeth
Sro Lut 21, 2018 7:51 pm
Park Queen Elizabeth - Page 11 Mercposty_qxwaess

Wiatr zerwał się znikąd, dostając pod materiał jego ubrań. Przemarznięte ciało, zadrżało nieznacznie, gdy w miarę możliwości naciągnął mocniej rękawy na czerwone dłonie, by uchronić je przed negatywnym wpływem zimnego powietrza. Nie zamierzał jednak narzekać. Wbrew pozorom właśnie taka pogoda sprawiała że czuł się nieco bardziej jak w domu. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli mieszkał w Riverdale City od dłuższego czasu, urodził się na Alasce, gdzie podobne temperatury były więcej niż normalne. Maioris nieustannie kroczący wiernie u jego boku, potrzepał łbem na boki kładąc po sobie uszy, nim zaraz postawił je na sztorc rozglądając się czujnie wokół. Zupełnie jakby nagły podmuch wiatru miał zwiastować nadejście niebezpieczeństwa, przed którym musiał uchronić swojego właściciela.
To trochę sobie poczekam, biorąc pod uwagę jak doskonale mijasz się od obowiązków — rzucił odsłaniając zęby w złośliwym uśmiechu, wyraźnie odnosząc się do obecnej sytuacji. W końcu jakby nie patrzeć, blondyn dość chętnie opuścił stanowisko pracy, by pognać w stronę Blacka. Właśnie to sprawiało, że po jego brzuchu jednocześnie rozlewało się przyjemne ciepło, jak i utwierdzał się w przekonaniu, że powinien zapłacić mu za stracony czas. Skoro nie chciał przyjąć pieniędzy od niego, może powinien podesłać szofera pod pretekstem naprawienia samochodu i przekazać mu czterokrotnie większą sumę niż chłopak normalnie brał za naprawę? Przynajmniej nie musiałby słuchać o tym, że nie przyjmie od niego pieniędzy, w końcu klient nasz pan. A darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej przekonywał się do własnego planu.
Nie wiedział jednak że fakt iż nigdy nie jadł fastfooda może kogoś aż tak zaszokować. Spojrzał na Alana przekrzywiając głowę na bok.
Hej to ja powinienem o to zapytać, jeśli uważasz że życie jest równoznaczne z burgerem za dwa dolary, który nie widział nawet krowy na oczy — powiedział rozbawiony, kręcąc głową na boki. Mimo to nie wyglądało na to, by zamierzał jakoś szczególnie protestować, gdy Paige wyszedł ze swoją propozycją. Nie wiedział czego się spodziewać, więc musiał przyznać że na swój sposób brązowookiemu udało się rozbudzić w nim ciekawość.
Wyrobowi wołopodobnemu. Jasne Paige, jestem zbyt podekscytowany faktem, że to ty zabierasz mnie na randkę, by jakkolwiek narzekać na to co będziemy jeść. Na pewno nie będzie gorsze niż kuchnia Margaret. Wiesz, mojej macochy. Któregoś dnia uparła się, że zrobi nam obiad zamiast służby by udowodnić wybitność swoich pobieranych przez długie lata nauk na temat kuchni włoskiej. Niestety nie widziałem w tym daniu nawet pojedynczej nuty Italii. Za to znalazłem jej długi włos, który na dobre odebrał mi apetyt — powiedział krzywiąc się na samo wspomnienie felernego wydarzenia. Był to jeden z tych przypadków, w których nawet jego ojciec nie dał rady pochłonąć całej strawy i wymówił się umówionym spotkaniem na mieście, tylko po to by pod wieczór w tajemnicy zostawić w ich pokojach spore porcje japońskiego jedzenia, by nie musieli głodować aż do porannego śniadania. Od tamtej pory udało im się uniknąć kolejnej podobnej katastrofy.
Smycz, jasne — nawet nie musiał przywoływać owczarka, który nadal trwał wciśnięty w jego prawą nogę. Wyciągnał czerwoną smycz, pasującą idealnie do obroży w tym samym kolorze i zapiął owczarka, obwiązując ją luźno wokół wolnej ręki. Druga, w której nieustannie trzymał kota zaczynała coraz mocniej odczuwać ten drobny ciężar zwierzęcego ciałka. Gdyby udało mu się usiąść choć na chwilę, mógłby odłożyć go na kolana.
Zwolniony z zajęć ze względu na specjalne okoliczności, sprytne odwrócenie kota ogonem. Z tego co wiem, alkohol i papierosy na terenie Riverdale City są dostępne od dziewiętnastego roku życia. Obchodzę dziś dwudzieste urodziny, więc jestem legalny na wszelkie sposoby, chyba że zachce mi się imprezować na terenie Stanów Zjednoczonych.
Uniósł nieznacznie brew ku górze, nachylając się nieznacznie w stronę zadziornej dziewczyny.
Będziecie jeszcze miały czas, by nakarmić swojego wewnętrznego raka. Po co robić to tak wcześnie? Jesteście zbyt śliczne, by marnować swój wygląd na takie śmieci — odsunął się krok w tył, posyłając jej zupełnie naturalny, zawadiacki uśmiech. Sam nie rozumiał palenia papierosów dla szpanu. Nikt nie lubił całować popielniczki, a obie dziewczyny miały do zaoferowania o wiele więcej niż śmierdzący dym.
Odwrócił się chwilowo w tył, wyraźnie chcąc sprawdzić jak idzie Alanowi całe to kupowanie biletów. Gdzie właściwie je kupował? Nie lepiej było po prostu zapłacić kierowcy za przewóz? Wszystko to było jakieś dziwne i skomplikowane.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Czw Lut 22, 2018 3:10 pm
Fakt, że nie ubrał się odpowiednio do dzisiejszej pogody sprawił, że on także odczuł nieprzyjemne skutki mroźnego wiatru. Po uwagach Mercury'ego starał się jednak dość skrzętnie ukryć fakt, że było mu zimno, choć był w stanie wyobrazić sobie wyraźną gęsią skórkę, która pojawiła się na jego przedramionach nieosłoniętych dodatkową warstwą materiału. Sam sprowadził na siebie ten los, chwytając za pierwsze lepsze okrycie, które napatoczyło mu się pod rękę i nie zastanawiając się nad tego konsekwencjami.
Ludzie z uszkodzonymi samochodami zwracają się do mechaników i liczą na zadowalający ich efekt. Naprawa może potrwać dłużej lub krócej w zależności od wielu czynników. Poza tym nie sądziłem, że ktoś, kto sam odciągnął mnie od pracy, będzie aż tak martwił się o stan mojego portfela, tym bardziej, że sam jestem sobie szefem ― zaśmiał się pod nosem, kręcąc głową. Prawda była taka, że grzebanie pod maską było jedynie dodatkiem do całości. Robił to, co potrafił i zazwyczaj świadczył nieoficjalne usługi, biorąc pod uwagę, że nie zdobył uprawnień do prowadzenia podobnego zawodu i otwarcia swojej własnej stacji mechanicznej.
„Hej to ja powinienem o to zapytać...”
Tu nie chodzi o samego hamburgera ― stwierdził, przybierając dość rzeczowy ton, choć rozbawienie mimowolnie połyskiwało w jego ciemnych tęczówkach. ― Chodzi o te wszystkie proste rzeczy, które cię ominęły. Jedzenie hamburgera, nocna przejażdżka autobusem... pewnie było tego znacznie więcej. ― Pokiwał nieznacznie głową, przekonany co do swojej teorii. Jakoś ciężko było mu sobie wyobrazić Blacka, który swoje wolne spędzał w drewnianym i mało luksusowym domku nad jeziorem albo – co gorsze – w ciasnym namiocie. Albo na zwyczajnym, kameralnym ognisku z zakupioną w sklepie kiełbasą nadzianą na patyk i zagryzaną suchą kromką chleba. Nawet jeśli podobne warunki nie należały do najłatwiejszych i nie miało się pod nosem wszystkiego, posiadały swój charakterystyczny klimat, który pozwalał odrzucić na bok niewygodę.
Nawet jego domowy obiad nie brzmiał jak coś, co robiło się od serca.
Jasnowłosy mimowolnie skrzywił się na wieść o włosie.
Ale czekaj, czekaj ― rzucił nagle, unosząc jedną rękę. Wyglądał tak, jakby właśnie dotarło do niego coś niesamowicie ważnego. ― Czepiasz się, a przecież kulturalnie uprzedziła was, że to kuchnia włos-ka. Widocznie coś źle zrozumiałeś. ― Wytknął język i zaraz zaśmiał się pod nosem. Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę. ― Mam nadzieję, że nigdy nie dowie się, jak bardzo kocham jedzenie, bo jeszcze specjalnie zaprosi mnie na obiad własnej roboty, żeby skutecznie mnie stamtąd wypłoszyć.
Nie sądził jednak, by taka sytuacja w ogóle miała mieć miejsce, biorąc pod uwagę, że nikt nie miał najmniejszego powodu, by zapraszać go na rodzinny obiad – poza tym, że był z Mercury'm już szmat czasu. Pamiętał jednak, że Margaret nie była z tego powodu szczególnie zadowolona. Pewnie miała nadzieję na to, że życie czarnowłosego potoczy się zupełnie inaczej.
„Obchodzę dziś dwudzieste urodziny (...)”
W takim razie wszystkiego najlepszego ― odparła ni z tego, ni z owego, próbując ukryć swoje zaskoczenie tym faktem, nawet jeśli powieki dziewczyny mimowolnie otwarły się szerzej.
Jednak prawdziwa zmiana w mimice obojgu z nich nastąpiła dopiero, gdy brunet przysunął się bliżej. Mimo że na zewnątrz panował mróz, to nie on sprawił, że policzki nastolatek wyraźnie spąsiowiały. Chociaż ta bardziej rozgadana usiłowała trzymać fason i nie opuszczać wzroku, jej bardziej milcząca koleżanka, momentalnie naciągnęła szalik aż po samą nasadę nosa, wcześniej nieświadomie upuszczając niedopalony papieros na ziemię.
P-pewnie mówisz to wszystkim. To dość dziwne metody, jeśli chodzi o zniechęcanie do palenia ― odparła, robiąc wszystko, by nie opuścić gardy, choć nie dała rady zamaskować zająknięcia, które wyrwało się z jej ust na początku wypowiedzi. ― Zresztą nie rozumiem, czemu cię to obchodzi.
Kupowanie biletów nie było czasochłonnym zajęciem. Kwestia kliknięcia paru przycisków i wrzucenia drobnych do automatu. Nic dziwnego, że kiedy tylko Merc obejrzał się za siebie, Paige już zmierzał w jego kierunku, a dostrzegłszy spojrzenie dwukolorowych tęczówek, uniósł dłoń, w której trzymał dwa niewielkie świstki na znak, że wszystko załatwił. Dopiero po chwili opuścił dłoń, przenosząc wzrok na dwójkę dziewczyn, które obrzuciły go bliżej nieokreślonymi spojrzeniami, choć zdawało się, że nie rozumiały, co ktoś o tak mało szykownym stroju mógł robić w towarzystwie Cullinana.
Nie ma mnie dwie minuty i już zaczepiasz przypadkowe osoby, Black? ― spytał, całkowicie nieskrępowany faktem, że z tak bliskiej odległości, w której obecnie się znalazł, nieznajome były w stanie usłyszeć go głośno i wyraźnie. Ba, uśmiech, który uformował się na jego ustach wskazywał na to, że był z siebie całkiem zadowolony, gdy rujnował ich ostatnie nadzieje na to, że wcale nie zamierzał podejść właśnie do Mercury'ego.
Sam jesteś z przypadku ― burknęła pod nosem, jakby podobne stwierdzenie służyło temu, by ją urazić.
W domu często mi to mówią ― rzucił kąśliwie i zasalutował niedbale, zaraz przenosząc wzrok w stronę, z której miał nadjechać ich autobus.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Park Queen Elizabeth
Czw Mar 15, 2018 1:53 am
Park Queen Elizabeth - Page 11 Mercposty_qxwaess

Fakt że chłopak w ogóle został zmuszony do podobnego zachowania, był tylko i wyłącznie winą Mercury'ego. Nic dziwnego, że gdy tylko patrzył na Paige'a, oprócz drobnej irytacji że ten nie złapał za coś cieplejszego, czuł też drobny ból w piersi. Dobitnie przypominający mu, że to właśnie on był sprawcą takiego, a nie innego zachowania blondyna.
Szczerze mówiąc, nie znam się do końca na pracy mechaników. Nigdy nie miałem ani okazji, ani potrzeby grzebania przy którejkolwiek ze swoich maszyn. Samochody czy motocykle... za każdym razem, gdy coś nie działało tak jak powinno, ktoś ze służby je zabierał i odpowiednio się tym dalej zajmował. Sam po prostu kładłem swoje ręce na czymś nowym i zapominałem o poprzednim pojeździe, który i tak nie był dyspozycyjny — potarł kark z niejakim zakłopotaniem, zupełnie jakby dopiero teraz na swój sposób docierała do niego jego wcześniejsza ignorancja. Ciężko było się jednak dziwić czy oczekiwać jakiejkolwiek innej odpowiedzi, biorąc pod uwagę jego styl życia. Zaraz uniósł jednak kącik ust w nieznacznym uśmiechu, mającym w sobie wręcz coś z nieśmiałości, tak bardzo nie pasującej do młodego Blacka.
Następnym razem, gdy do ciebie wpadnę, chętnie popatrzę jak coś naprawiasz. Niczego nie będę dotykał — obiecał niczym dziecko, które musiało zapewnić starszego brata, że cały jego sprzęt był z nim absolutnie bezpieczny.
Na wspomnienie o omijających go rzeczach wzruszył ramionami. Nieszczególnie czuł, by jego życie faktycznie było niepełne w jakimkolwiek stopniu.
Nie chcę zabrzmieć jak napuszony dzieciak z bogatego domu, ale mógłbym powiedzieć to samo. Wynajęcie prywatnego samolotu, przespanie się w zabytkowym zamku, zobaczenie na własne oczy siedmiu cudów świata. Choć dobra, punkt z siedmioma cudami świata możemy sobie darować, skoro masz jeden z nich aka mnie nieustannie u swojego boku — odgarnął włosy dłonią do tyłu, rzucając mu jedno ze swoich firmowych, zawadiackich spojrzeń. Perskie oko, krótki śmiech i fryzura powróciła do wcześniejszego stanu.
"Czepiasz się, a przecież kulturalnie uprzedziła was, że to kuchnia włos-ka."
Dokładnie o tym samym wtedy pomyślałem. I nie martw się, uważa się za kucharkę nie z tej ziemi, więc żeby kiedykolwiek cię zaprosić, musiałaby cię polubić. A niestety obawiam się że mógłbyś stanąć przed nią na rzęsach, a i tak nie zaaprobowałaby mojego wyboru. Całe szczęście jej zdanie nie ma tu większego znaczenia. Ważniejsze byś zrobił dobre wrażenie na moim ojcu — przestrzegł go, momentalnie poważniejąc. Nie żartował. Jego ojciec bez wątpienia był jedną z najważniejszych osób w jego życiu, a aprobata z jego strony była zwyczajnie kluczowym punktem. Koniecznym, by mogli nadal kontynuować swój związek.
W pełni oficjalnie.
Maioris przestąpił z łapy na łapę i zamiótł podłoże ogonem nim ponownie usiadł tuż przy jego nodze, grzejąc ją swoim ciepłym bokiem. Obecność owczarka niemieckiego bez wątpienia stanowiła w tym momencie olbrzymi atut.
Dziękuję — skinął głową w podziękowaniu, unosząc kącik ust w nieznacznym uśmiechu. Życzenia od kompletnie przypadkowej osoby z ulicy bez wątpienia oprócz pozytywnych uczuć, wzbudzały w nim także rozbawienie.
Tylko tym, którzy na to zasługują. Nigdy nie ośmieliłbym się doprowadzić do sytuacji, w której powtórzony przeze mnie zbyt często komplement kompletnie straciłby na wartości — odpowiedział spokojnie w sposób, który skutecznie eliminował wszelkie możliwości podważenia jego prawdomówności.
Nawet jeśli fakt czy rzeczywiście kłamał, czy też nie, stanowił już zupełnie odrębną bajke.
Może i dziwne, ale jeśli zadziałają to bez wątpienia było warto — uśmiechnął się nieco pozytywniej, poprawiając kota na dłoniach i nakrywając go mocniej materiałem kurtki.
"Zresztą nie rozumiem, czemu cię to obchodzi."
Zastanowił się przez chwilę, wyraźnie szukając odpowiedzi na jej słowa.
Szczerze mówiąc to sam nie wiem. Może kwestia wychowania? Ciężko mi przejść obojętnie. A może sam chciałbym, by ktoś mnie powstrzymał w momencie, gdybym sam popełniał podobny błąd — nie był w stanie jednogłośnie odpowiedzieć.
Widok dwóch biletów w dłoni Paige'a wydobył z niego jedynie ciężkie westchnięcie. A więc wszystko zostało przyklepane, nie było już odwrotu. Jego wzrok zrobił się nieco bardziej ponury, odpuścił sobie jednak dalsze protesty.
A mogliśmy wezwać limuzynę.
Kolejna wymiana zdań sprawiła, że Mercury wyraźnie się ożywił.
Ooo, czy to czas na dowcipy? Wiecie po czym poznać chemika w toalecie publicznej? Myje ręce przed, a nie po. Jaka jest różnica między pomiędzy kucharzem, a chemikiem? Chemik w żadnym wypadku nie powinien oblizywać łyżeczki. Co mówi jeden elektron walencyjny do drugiego? — zawiesił na chwilę głos, przechylając się dramatycznie w stronę Alana — Nic.
Zarechotał cicho pod nosem, gdy jego głowa momentalnie wypełniała się coraz to gorszymi dowcipami, które bez wątpienia mogły doprowadzić do katastrofy.
Przychodzi dipol do dipola i pyta - masz moment? — boże, niech ktoś go powstrzyma.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Czw Mar 29, 2018 2:44 pm
Dlaczego go to nie dziwiło?
Przechylił głowę na bok, przez kilka krótkich sekund nie mówiąc absolutnie nic. Nie było wiadomo, czy w danym momencie po prostu go oceniał, czy może bardziej skupiał się na wykonywanych gestach, dzięki którym stopniowo zaczynał rozumieć, że możliwość sprawienia sobie nowych rzeczy na pstryknięcie palcami nie zawsze była powodem do chwalenia się czy dumy. Paige żył w przekonaniu, że im więcej się miało, tym mniejszą wagę przywiązywało się do przedmiotów materialnych, które zawsze mogły znaleźć sobie zamiennik. Nie wiedział na ile ta teoria sprawdzała się w przypadku Blacka – w końcu nikt nie powiedział, że jego niesentymentalność tyczyła się wszystkich przedmiotów, jednak pojazdy miały dla Haydena dość kluczową wartość, która wzrastała wraz z przywiązaniem do maszyny.
Słyszałem kiedyś, że rzeczy, które się nie psują, są bezwartościowe. Nie wiem, na ile jest w tym prawdy, ale spodobał mi się ten tekst. Może dlatego, że w życiu nie wyrzuciłbym na złom swojej Hondy tylko dlatego, że musiałbym załatwić dla niej części zamienne. Choć z drugiej strony nikt nie powiedział, że postępowałbym tak samo, mając możliwość sprawienia sobie nowego nabytku, więc uznajmy, że rozumiem twój punkt widzenia ― stwierdził spokojnie. Gdyby nie potrafił spojrzeć na świat z innej perspektywy, całkiem możliwe, że podobne sprawy dość szybko poróżniłyby ich dwójkę. Jakby nie patrzeć, należeli do dwóch innych światów, a jego był dużo bardziej skromny i ograniczony.
Dotykaj, jeśli nie masz nic przeciwko smarowi ― rzucił rozbawiony. Raczej nie przejmował się tym, że czarnowłosy mógłby cokolwiek zepsuć. ― Poza tym możesz wierzyć lub nie, ale te ręce czynią cuda, gdy chodzi o naprawianie czegoś, co ktoś zepsuł ― stwierdził, ostentacyjnie pokazując jedną z ubrudzonych rąk, gdy drugą wciąż przytrzymywał młode koty. Zadarł podbródek wyżej w geście przepełnionym pewnością siebie, wykrzywiając przy tym kącik ust w zawadiackim uśmiechu.
„Nie chcę zabrzmieć jak napuszony dzieciak z bogatego domu (...)”
Ale pewnie zabrzmisz.
O dziwo, ta myśl nie była ubrana w złośliwy czy zrezygnowany wydźwięk. Trudno, żeby tak się stało, biorąc pod uwagę, że zdołał już przywyknąć do panicza z dobrego domu. Zresztą, skoro wcześniej kazał mu wysłuchać swoich uwag, teraz musiał przyjąć do siebie fakt, że nie był tu jedynym, który miał coś do zaoferowania, choć w przeciwieństwie do jego atrakcji, Mercury mówił o czymś, na co większość nie mogła sobie pozwolić.
Nie mógł powstrzymać krótkiego parsknięcia na słowa o byciu cudem świata. Uniósł wierzch dłoni do ust, celowo tuszując ten fakt w dość nieudolny sposób, chcąc jeszcze bardziej podkreślić, że został wyśmiany. Dobrze wiedział, że nici z dyskrecji, gdy jego śmiech już po chwili nabrał na sile, budząc jednego z małych kotów, który zdążył przysnąć na jego przedramieniu.
Wybacz, mały ― rzucił, gładząc palcem wskazującym drobny łebek, gdy tylko krótkie miauknięcie wyrwało się z pyszczka zwierzęcia. Zaraz po tym Alan wziął głęboki oddech, uspokajając się nieco i unosząc spojrzenie na bruneta. ― Niech ci będzie, cudzie świata. Ale nie myśl, że wygrałeś tę rundę.
„Ważniejsze byś zrobił dobre wrażenie na moim ojcu.”
Czy to był ten moment, w którym powinien zacząć się stresować? Z jednej strony cieszył się, że macocha Blacka nie żywiła do niego pozytywnych uczuć i nie miała w planach częstowania go swoim paskudnym obiadem, ale czy istniał jakiś pewnik, dla którego istniała szansa, że pan Black zdoła go zaakceptować? Pewnie nie. Nie znał mężczyzny nawet w najmniejszym stopniu i słyszał o nim jedynie krótkie wspominki na jego temat. Prawda była jednak taka, że ojciec zawsze inaczej podchodził do swoich dzieci niż do ich znajomych, przyjaciół czy – jak w tym wypadku – chłopaków. Blondyn zdawał sobie sprawę, że nie mógł popisać się ani stanem majątkowym, ani szczególnie wysokimi wynikami w nauce, a za swoimi plecami miał jedynie kilka niezaprzeczalnych talentów, bo jego własna osobowość raczej nie przypadała do gustu głowom wysoko postawionych rodzin. Wiedział jednak, że nie istniała żadna siła, która sprawiłaby, że po prostu dostosowałby się do cudzych wymagań. Gdyby przestał być sobą wyłącznie dla cudzej akceptacji, stałaby się ona sztuczna i bezwartościowa.
Jasne ― odparł po chwili zastanowienia. ― Mam nadzieję, że nie powiedziałeś mu, że jestem najwybitniejszym absolwentem Riverdale i jeżdżę czerwonym Ferrari ― zażartował, kręcąc głową. Z jakiegoś powodu dobrze wiedział, że chłopak nie posunąłby się do takiego kłamstwa, jednak to nie powstrzymało go przed podobnym komentarzem.
Za to brunet mógłby powstrzymać się przed niektórymi.
Dziewczyny, z którymi wdał się w krótką dyskusję, wyglądały na zadowolone z takiego przebiegu zdarzeń. Im więcej komplementów prawił i im bardziej zapewniał, że były prawdziwe, tym bardziej dostrzegały złudną szansę na coś więcej. Możliwe, że właśnie zaczęły zastanawiać się, w jaki sposób poprosić go o wspólne wyjście na kawę, choć brakowało im ku temu więcej odwagi, co było dość paradoksalne, biorąc pod uwagę, z jaką odwagą zdecydowały się nie pójść na zajęcia i podpaść swoim rodzicom.
Niech będzie ― burknęła nieco zażenowana i czubkiem buta zastukała o chodnik. ― Sorry za podejrzliwość, ale tacy ludzie raczej nie zagadują do ludzi na przystanku. Nie mówiąc już o tym, że nie pojawiają się na przystankach w ogóle ― skomentowała mimowolnie, obrzucając Cullinana pytającym spojrzeniem, jakby za jego sprawą chciała dowiedzieć się, co właściwie tu robił.
Jak dobrze, że obecność ciemnookiego stała się odpowiedzią na wszystko, nawet jeśli trudno było pojąć, dlaczego ktoś, kto miał z dziesiątkę prywatnych kierowców, decydował się na tak mało wygodny środek transportu przez jakiegoś łachmaniarza.
„Ooo, czy to czas na dowcipy?”
Nie, Black ― rzucił, chcąc w porę go uciszyć, ale karuzela śmiechu ruszyła z tak dużym impetem, że na nic się to zdało. Dziewczyny przeniosły na niego zdezorientowane spojrzenia, które znacznie różniły się od pobłażliwego wzroku Paige'a, gdy przyszło im wysłuchiwać chemicznych żartów.
Co za przypał.
Nie przerywaj. Świetnie mu idzie.
Gdyby tylko chciał jego katastrofy, z pewnością pozwoliłby mu kontynuować. Tymczasem, nie przejmując się ani obecnością nastolatek, ani kogokolwiek innego na przystanku, nachylił się, by dosięgnąć wargami ust Merca. Jeśli istniał lepszy sposób uciszania, to z pewnością nie nadawał się do realizacji w miejscu publicznym. Muśnięcie trwało ułamek sekundy, ale miał nadzieję, że wystarczyło, zwłaszcza, że chwilę po tym zza jego pleców dobiegł bardziej wyraźny odgłos silnika. Momentalnie wyprostował się i obejrzał za siebie.
Limuzyna jest już na miejscu, paniczu ― odparł, poprawiając kocięta na przedramieniu. Drzwi autobusu rozsunęły się, zapraszając ich do środka. Było tak, jak przewidział – o tej porze udało im się uniknąć tłoku, dlatego wciąż mieli do dyspozycji całą masę miejsc siedzących. Kiwnął głową, zapraszając chłopaka do środka, gdy sam wpakował się na pokład, gdzie panowało przyjemne ciepło. Od razu skierował się ku kasownikowi biletów.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Park Queen Elizabeth
Pią Mar 30, 2018 2:12 pm
Zastanowił się chwilę nad jego słowami, zaraz wzruszając rękami.
Szczerze mówiąc to bardzo głupie i niebezpieczne powiedzenie. Oczywiście rozumiem jeśli ktoś się do czegoś przywiązuje i próbuje to potem ratować na wszelkie sposoby, ale jeśli wydajesz na zepsuty sprzęt praktycznie wartość nowego jest to zwyczajne ich marnowanie. Trzeba wiedzieć kiedy odpuścić. Może nie przesadzajmy i nie wyrzucajmy wszystkiego po jednej usterce jak w naszym przypadku, ale łatanie tych samych spodni dwadzieścia razy... w przypadku samochodów i motocykli tak samo. Zwłaszcza że coś pewnie popsuje się ponownie. Maszyna to nie człowiek. Ich żywotność nie sięga dwudziestu lat, słyszałem że niektórzy jeżdżą swoimi po dziesięć lat, ale to zwyczajna przesada. Nie zostały do tego stworzone, a trzymanie się ich na siłę jest zarówno ograniczaniem samego siebie, jak i wystawianiem na głupie wypadki. Jeśli stopniowo zaczynają ci siadać różne rzeczy i załatwiasz części zamienne po raz siódmy, nie wiesz kiedy wysiądą ci hamulce i skończysz na drzewie. Widziałem jak ludzie używają ośmioletnich laptopów, które zwyczajnie odmawiają posłuszeństwa. Chodzą jakby chciały, a nie mogły, zmniejszają produktywność używającej ich osoby o połowę, usuwają ci dane. A jednak ludzie uparcie je naprawiają, zupełnie jakby nie myśleli o tym, że ta pięciokrotna naprawa mogłaby już zagwarantować im połowę ceny do następnego sprzętu i upierają się że 'nie mają pieniędzy'. Mają, po prostu nie potrafią ich odłożyć. Gdyby nie mieli, nie byliby w stanie wyciągnąć ich na naprawę, ale wolą wydać je na głupoty — założył ręce na klatce piersiowej. Dopiero po chwili jego wzrok nieznacznie złagodniał — Nie odwołuję się oczywiście do końca do twojego przypadku. Nawet jeśli jestem przekonany, że mógłbyś odłożyć pieniądze na nowy motocykl, jest to dużo większy wydatek niż nowy komputer. Zdaję sobie też sprawę, że nasz związek mimo wszystko wymaga od ciebie sporych poświęceń finansowych. I jestem ci wdzięczny, nie myśl że nie. Dlatego jeśli będzie ci za ciężko, schowaj swoją męską dumę do kieszeni i po prostu pozwól mi za siebie zapłacić — poklepał go krótko po ramieniu, zaraz opuszczając rękę z powrotem na kota, którego przełożył z jednej dłoni do drugiej. Maioris przestąpił z łapy na łapę i trącił go nosem w nogę, wyraźnie o sobie przypominając na wypadek gdyby czarnowłosy zdążył zapomnieć o jego obecności. Podrapał go kilka razy po łbie i za uchem.
Och uwierz mi, wierzę — sposób w jaki uniósł kącik ust posyłając mu wyjątkowo dwuznaczne spojrzenie, mówił sam za siebie. W momencie gdy Alan zaczął się śmiać z jego kolejnych słów, uśmiech wyraźnie złagodniał, przyjmując bardziej niewinny wydźwięk.
"Ale nie myśl, że wygrałeś tę rundę."
Jeszcze zobaczymy — zapowiedział złowróżbnym tonem. Black bardzo lubił wygrywać. Nawet jeśli potrafił przyznać się do porażki i wycofać, nie lubił tego robić. Byli tacy, których podobne sytuacje nieszczególnie obchodziły i tacy, którzy wiedzieli kiedy odejść z godnością jednocześnie poprzysięgając długą zemstę. Zdecydowanie należał do tych drugich.
Przechylił nieznacznie głowę w bok.
"Mam nadzieję, że nie powiedziałeś mu, że jestem najwybitniejszym absolwentem Riverdale i jeżdżę czerwonym Ferrari."
Po co miałbym chodzić z własną kopią. Gdybyś był najwybitniejszym absolwentem Riverdale stanowiłbyś zagrożenie dla mojego statusu i musiałbym cię z przykrością zmiażdżyć, by utrzymać wizerunek. Wtedy podejrzewam że nasz związek byłby skazany na niepowodzenie — wyszczerzył się rozbawiony w odpowiedzi.
"Nie mówiąc już o tym, że nie pojawiają się na przystankach w ogóle."
Westchnął.
No właśnie. Widzisz, Paige? Każdy to wie. Mówiłem ci że powinniśmy po prostu zadzwonić po szofera — i tak to właśnie wyglądało. Musiał siedzieć na przystanku i być niczym przepiękny, delikatny kwiat rozkwitający na środku bagiennych terenów.
Tylko się w tym nie zatrać.
Przecież jestem przepiękny.
I narcystyczny.
Narcyz ma w sobie pewien urok. Wspaniałe płatki. Ale nadal jest zbyt nudny, by być mną.
Jakim kwiatem zatem chciałbyś być?
Hm... może strelicją królewską*.
Mimo że głos już się nie odezwał, wyraźnie wyczuł w nim aprobatę.
"Nie, Black."
Nie był w stanie go powstrzymać. Nikt nie był! A przynajmniej tak sądził, dopóki jego głowa nie odchyliła się nieznacznie w tył, czując na ustach wargi Alana. Momentalnie przestał mówić, nawet jeśli przez czas trwania, nawet nie zdążył odwzajemnić pocałunku. Zapanowała nieco dłuższa, nieco niezręczną cisza, gdy potarł dolną wargę palcem. Czas na jego specjalny numer, który pojawił się w jego głowie znikąd. Tak.
Hej, Paige. Wiesz jaki jest symbol chemiczny Mercury'ego? Hg. Wiesz czego w nim brakuje do pełni szczęścia? Ciebie** - przytulił się do niego w miarę możliwości, ignorując nadjeżdżający pojazd. Nie żeby mógł to robić zbyt długo. Spojrzał kątem oka na autobus, nie mogąc powstrzymać skrzywienia się i głośnego jęknięcia. Patrzył jak drzwi ze zdartym lakierem, otwierają się z wyraźnym jęknięciem protestu. Zupełnie jakby same nie były zbyt zadowolone z faktu, że musiały służyć mu za transport tej nocy. Zawahał się przez chwilę, nim w końcu wszedł do środka, gwiżdżąc krótko na Maiorisa. Przyduszony zapach ciepłej klimatyzacji momentalnie go zniechęcił. Mlasnął cicho z niesmakiem. Owczarek zaczął węszyć w powietrzu nim usiadł pod jedną ze ścian, rozglądając się dookoła z zaciekawieniem. Choć jedno z nich wydawało się całkiem zadowolone z podróży nowym środkiem transportu.
Przynajmniej się ogrzejecie.
Zawsze coś.
Spojrzał nieufnie na siedzenia. Skąd miał wiedzieć kto wcześniej na nich siedział? Podobnie zresztą sprawa miała się ze wszystkimi tymi brudnymi, odrapanymi ściankami, rurami których ludzie się przytrzymywali by zachować równowagę. Może powinien po prostu stać i próbować zachować równowagę? Wtem jednak coś przyciągnęło jego uwagę. Podszedł do Alana obejmując go jedną ręką w pasie i oparł głowę na jego ramieniu wpatrując się w kasownik.
Jak to działa?

_____________________________________

* gdybyś był ciekawy, strelicja królewska wygląda tak, a tutaj w wersji grupowej, doniczkowej.
** You, u = HG + U = HUG. ŚMIESZNE. JESTEM MISTRZEM CHEMICZNYCH DOWCIPÓW.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Nie Kwi 08, 2018 1:36 pm
Nie twierdzę, że w którymś momencie nie trzeba odpuścić. Rzecz w tym, że nie powinno się robić tego za wcześnie, bo nie zawsze usterka jest na tyle poważna, by od razu całkowicie przekreślać wartość danego przedmiotu. Zdaję sobie sprawę, że bez sensu jest wykładać pieniądze w coś, co i tak już do niczego się nie przyda albo czego ratowanie może przynieść więcej szkód niż pożytku. ― Nie mógł nie zgodzić się z jego punktem widzenia. Zresztą tak rozwinięta wypowiedź prezentowała się znacznie lepiej od wcześniejszego stwierdzenia, wskazującego na to, że jeden błąd zasługiwał na odebranie czemuś drugiej szansy.
„I jestem ci wdzięczny, nie myśl że nie. Dlatego jeśli będzie ci za ciężko (...)”
Jasnowłosy przechylił głowę na bok. Zachowanie i poświadczenia Cullinana były na swój sposób urocze, biorąc pod uwagę, że raczej mało kto z jego statusem oglądałby się na to, w jakiej sytuacji znajdowała się druga osoba. Paige nie zawsze mógł wybrać się na obiad do drogiej restauracji, co dla czarnowłosego było codziennością. Nie mógł też sprawić mu prezentu w postaci drogiego, nowego samochodu, gdy sam nie mógł jeszcze pozwolić sobie na własny. Odkąd się spotykali, faktycznie skrupulatnie oddzielał od siebie pieniądze, z których każda kwota była zbierana w konkretnym celu. Nie był rozrzutny, co znacznie ułatwiało mu start w dorosłym życiu. Nie zmieniało to jednak faktu, że odkładanie kolejnych dolarów na kosztowniejsze przyjemności, miało zająć mu znacznie więcej czasu.
Był tego o tyle świadomy, że nie musiał zdawać się na portfel Blacka.
Tak, tak, wiem ― rzucił z przekąsem. Nie można było mieć głupiej nadziej na to, że Hayden od tak zgodzi się na podobny układ. I tak już nieraz zgadzał się na kupowanie sobie przekąsek, jednak zawsze upewniał się, że innym razem jakoś się za nie odpłaci, co sprawiało, że między nimi panowała niezachwiana harmonia.
„Po co miałbym chodzić z własną kopią.”
Racja. Ale musisz przyznać, że byłbym bardzo przystojnym rywalem ― zażartował, choć uśmiech, który pojawił się na jego ustach, bez wątpienia przeczył temu, że tylko żartował. Daleko było mu do narcystycznego podejścia, ale chyba od czasu do czasu każdy lubił schlebić samemu sobie. Poza tym czy gdyby był brzydki, Cullinan nadal by się z nim zadawał? Chociaż nie chciał robić z niego kogoś całkowicie powierzchownego, nie widział go w towarzystwie kogoś z krzywymi zębami, otyłego czy z kimś, na kogo twarzy nie było ani jednego miejsca, którego nie pokrywałyby pryszcze.
Fuj.
Jesteś powierzchowny.
Nieszczególnie się z tym kryję.
Na kolejne wspomnienie o szoferze, wywrócił oczami w dość ostentacyjny sposób. Nadal uważał, że wpakowanie bruneta do autobusu było świetnym pomysłem. W każdym razie świetnym w swojej banalności, z którą chłopak zapewne nieczęsto się spotykał.
Pomyśl o tym, jak o spróbowaniu czegoś nowego. Myślałem też, że lubisz zaskakiwać. I widzisz? Udało ci się ― skierował twarz w stronę dwóch dziewczyn, które nadal przyglądały im się w milczeniu, choć wyczuwał, że cisza była efektem tego, że jasnowłosy nieszczególnie przypadł im do gustu.
„Hej, Paige. Wiesz jaki jest symbol chemiczny Mercury'ego? Hg.”
Chyba nie zadziałało. Znowu się nakręca.
Co ty powiesz.
To... ― zawiesił na chwilę głos, układając rękę na plecach chłopaka. Przesunął nią w górę i w dół, jakby tym samym chciał go przygotować na to, co miało za chwilę nadejść. ― Najbardziej suchy podryw, jaki kiedykolwiek słyszałem. Chyba muszę się napić ― dokończył kąśliwie, jednak mimo tego dmuchnął ciepłym powietrzem we włosy Merca i zaniósł się cichym śmiechem. Ludzie na przystanku zapewne już w duchu cieszyli się, że ich autobus właśnie przyjechał.
Za dużo chemicznych żartów jak na jeden raz.
Gest Blacka nie umknął uwadze nie tylko Alana, ale też siedzącej przy oknie kobiety w podeszłym wieku, na której twarzy od razu wyrysowały się wszelkie poglądy na temat tego, co sądziła o tego typu dewiacjach. Wybałuszyła jasne oczy, a drgające kąciki ust potwierdzały, że tylko resztkami sił starała się nie wykrzyczeć na głos, że przyczyniają się do zaniżania średniej demograficznej w Kanadzie, a prawdziwa rodzina to chłopak i dziewczyna.
Paige nie zwrócił na nią żadnej uwagi – właściwie nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest obserwowany, gdy całe jego skupienie zostało spożytkowane przez czarnowłosego i konieczność skasowania biletu. Kąciki jego ust wygięły się w wyraźnie zadowolonym wyrazie, który nie pojawił się tam z myślą o dopieczeniu kobiecie, jednak ona wiedziała swoje, a kiedy jej twarz poczerwieniała ze złości, niemalże momentalnie zwróciła ją w stronę widoku za oknem, mamrocząc pod nosem coś na temat tego, że tylko tego tu brakowało.
„Jak to działa?”
Nie ma w tym żadnej większej filozofii ― odparł i uniósł demonstracyjnie swój własny bilet, po czym wsunął oznaczony strzałką koniec do otworu w kasowniku. Gdy kawałek papieru znalazł się w środku, mechanizmy odezwały się charakterystycznym dla siebie dźwiękiem. ― I już. Tak oto stałem się legalnym pasażerem tego autobusu ― rzucił z rozbawieniem, prezentując mu nadruk na bilecie, zanim wsunął go do kieszeni. Odczekał chwilę, zanim Mercury zrobi to samo, choć była to czynność, której po prostu nie dało się spierdolić – chyba – i rozejrzał się po całej masie wolnych miejsc.
Chodźmy gdzieś usiąść. Czeka nas jeszcze kilka przystanków ― rzucił, nieświadomie rujnując plany bruneta, który za wszelką cenę chciał tego uniknąć. Trudno było go za to winić, skoro w jego świecie wolne miejsce oznaczało co najmniej tyle, co „Siadaj stary, zanim zrobi to ktoś inny”. Nie zapominał też o kotach, które bezpieczniej było trzymać na kolanach. Nie mogli przewidzieć, jakie niespodziewane zwroty akcji szykował dla nich kierowca.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Park Queen Elizabeth
Wto Kwi 10, 2018 3:43 pm
Odpowiednie wyczucie jest ważne we wszystkim. Z toksycznymi związkami jest dokładnie tak samo. Czasem warto o nie zawalczyć, gdy zależy ci na osobie z którą jesteś. Na tej, która być może zbłądziła i zwyczajnie się pogubiła. Ale trzeba też wiedzieć, kiedy chęć niesienia pomocy nie ma najmniejszego sensu i osiąga miano beznadziejnej. By móc wycofać się na czas i nie pozwolić, by cała ta toksyczność przeszła na ciebie. Choć z motocyklem masz o tyle dobrze, że nawet jeśli nie wymienisz mu jakiejś części i porzucisz w garażu, nie rzuci ci się do gardła. Raczej — zażartował wyobrażając sobie przez chwilę scenę rodem z Transformersów, gdzie pojazdy zmieniały swoją formę i mogły stawać się zarówno obrońcami ludzkości, jak i jej przeciwnikami marzącymi wyłącznie o tym, by doprowadzić do światowej zagłady.
"Tak, tak, wiem."
Spojrzał na niego zupełnie jakby chciał się upewnić, czy blondyn faktycznie zdawał sobie z tego sprawę. Ostatecznie musnął palcami jego policzek i uśmiechnął się nieznacznie, ze sporą dozą łagodności. Ciężko było stwierdzić co dokładnie chciał przekazać tym gestem, skoro nie powiedział ani słowa więcej.
Przystojnym i śmiertelnie niebezpiecznym dla mojej reputacji. Dobrze, że jesteś blondynem. Dzięki temu wpisujemy się w dwie zupełnie różne kategorie urody. Ani myśl, żeby się farbować — zagroził mu bez najmniejszego zawahania, choć jego śnieżnobiałe zęby ponownie błysnęły krótko w wesołym uśmiechu. Ciężko było faktycznie oczekiwać, że Mercury zainteresowałby się kimś mniej przyjemnym dla oka. Jakby nie patrzeć, zawsze miał przeolbrzymi wybór. Nie byłoby większą przesadą powiedzenie, że jeśli chciał się gdzieś znaleźć, wystarczyło wyciągnąć rękę w tamtym kierunku. Być może rzeczywiście można by było nazwać go dość płytkim, skoro wygląd pełnił dla niego rolę dominującą w podobnych przypadkach.
Z drugiej strony czy kiedykolwiek przeszkadzał mu brak majętności ze strony Paige'a?
Czy chodził z nim, znosząc jego wyjątkowo beznadziejny charakter, przez który przypisałby go do kategorii "jesteś najlepszy tak długo jak nie otwierasz ust"?
Zdecydowanie nie.
Liczyło się dla niego dużo więcej niż zwykła buźka, nawet jeśli w pierwszym momencie wielu mogło odnieść zupełnie inne wrażenie.
Moje dowcipy zawsze zaskakują. Swoim geniuszem — wyglądał na wyjątkowo dumnego z siebie po zarzuceniu szczególnie wybitnym żartem. W dodatku własnego autorstwa! Zresztą słysząc śmiech Alana poczuł się wystarczająco doceniony. Uśmiechnął się niczym mile połechtane dziecko, które właśnie wykonało swój najlepszy rysunek w karierze i zostało za niego kilkukrotnie pochwalone. Oczy błyszczały mu w sposób, który dodatkowo potęgował całe odczucie.
Niedaleko weterynarza jest sklep, możemy tam podejść — powiedział wkładając w swój głos jakąś cwaniacką nutę. Nigdy nie uwolni się od jego dowcipów, więc równie dobrze mógł się na nie przygotować.
Przyglądał się uważnie jak Alan kasuje bilet. Drgnął nieznacznie słysząc szczęk mechanizmu. Może się zepsuł? Wyglądało jednak na to, że od początku tak właśnie to wszystko miało wyglądać. Paige nie wyglądał na szczególnie przejętego, w dodatku na papierku pojawił się jakiś dodatkowy nadruk. Nie zdążył mu się przyjrzeć. Wtem został postawiony przed koniecznością zrobienia tego samego. Rzucił mu krótkie spojrzenie, zupełnie jakby upewniał się że rzeczywiście zamierzał powierzyć mu tak ważne zadanie. Wsunął bilet do kasownika - najpierw do góry nogami - patrząc jak wypluwa go z oburzeniem. Odchylił nieznacznie głowę w tył, ledwo zachowując równowagę. Jedną ręką musiał trzymać kota, drugą obrócić papierek, a przy tym wszystkim opierał się o Alana zachowując jako taką równowagę.
Niczym sport ekstremalny — wymruczał mu nieświadomie wprost do ucha niskim, wibrującym tonem. W końcu udało mu się jednak skasować felerny papierek, który zaraz idąc w ślad za ciemnookim, wsunął do kieszeni swojej kurtki. Maioris nieustannie siedział w tym samym miejscu co wcześniej, przyglądając się z wyraźnym zainteresowaniem migającym za szklanymi drzwiami obrazom. Wyglądał niezwykle spokojnie, jedynie jego ogon uderzał z olbrzymią siłą w podłoże z charakterystycznym dźwiękiem.
Mhm — dało się usłyszeć, że jego ton nie wskazywał na szczególne zachwycenie. Ciężko było się jednak dziwić, gdy już wcześniej robił wszystko byle uniknąć nieprzyjemnej konieczności. Przeszedł więc spokojnie na wolne poczwórne miejsca, upewnił się że siedzenie nie było umazane niczym dziwnym i usiadł przy oknie, wyciągając nogi przed siebie. Maioris przeszedł w ślad za nimi, siadając grzecznie w przejściu.
Położył sobie kota na kolanach, drapiąc go delikatnie za uszami. Właściwie... nie było aż tak źle. Mogło być gorzej.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Sro Kwi 18, 2018 7:44 pm
Żartujesz? Farbowanie jest dla pedałów ― rzucił. Z początku wydawało się, że był kompletnie nieświadomy strzelonej przez siebie gafy – wyglądał tak, jakby stwierdzał niezaprzeczalny fakt, nie bacząc na to, że ma przed sobą kogoś, kto korzystał już z podobnych usług fryzjerskich. Wrażenie to trwało jeszcze przez kilka sekund, dopóki ostentacyjnie nie wytknął końcówki języka, eksponując ją przed czarnowłosym w złośliwym grymasie godnym uszczypliwego dzieciaka.
Później już w zastanowieniu chwycił w palce kosmyk swojej grzwyki, na chwilę przeciągając go przed swoje oczy, by przyjrzeć mu się dokładniej.
Zawsze marzyłem o ciemniejszych końcówkach. I co? Okazuje się, że bycie z tobą to same ograniczenia ― stwierdził żartobliwym tonem. Nie sposób było stwierdzić, czy Paige wymyślił to marzenie na potrzeby sytuacji czy może rzeczywiście kiedyś się nad tym zastanawiał. Podobno w każdym żarcie tkwiło ziarenko prawdy, choć ta równie dobrze mogła dotyczyć nakładanych na niego ograniczeń. Gdyby jednak te okazały się dla niego szczególnie uciążliwe, na pewno nie jechaliby teraz razem. Choć Black na pewno byłby znacznie szczęśliwszy, gdyby nie musiał wsiadać do autobusu.
„Moje dowcipy zawsze zaskakują. Swoim geniuszem.”
Och, oczywiście. Nam, prostym ludziom, w życiu nie przeszłoby przez głowę, że chemia mogłaby być zabawna ― odparł, nie mając najmniejszego problemu z dostosowaniem się do rozmowy z Blackiem. Nawet jeśli jego wypowiedź znacznie lepiej sprawdziłaby się w sarkastycznym wydaniu, tym razem dobrze ukrył tę charakterystyczną nutę, jakby nie chciał odbierać czarnowłosemu radości z jego niecodziennego wyczynu. Zresztą i jasnowłosy nie potrafił pozbyć się lekkiego uśmiechu, który wręcz przykleił się do jego ust, gdy przyglądał się chłopakowi w jego szczeniackiej odsłonie, o którą nikt inny nie byłby w stanie do posądzić.
I co się głupio szczerzysz?
Nie czuł potrzeby instruowania go podczas tak mało skomplikowanej czynności – może dlatego, że czekał na moment, w którym brunetowi podwinie się noga. Widział, że chłopak wsuwał bilet złą stroną, a jego ramiona drgnęły nieznacznie, zdradzając cichy śmiech, który został stłumiony przez dźwięk silnika. Czy było coś bardziej zabawnego od wszechstronnie uzdolnionego panicza z dobrego domu, który nie radził sobie z tak podstawowymi czynnościami? Jasne, że nie. Alan nie wątpił jednak, że gdyby czarnowłosy zemścił się na nim, polecając mu zrobienie czegoś, co z kolei w jego stronach uchodziło za banalnie proste, dałby mu idealny powód do śmiechu.
Aha. Każe ci jeść spaghetti widelcem i łyżką.
Zgroza. Do tej pory nie rozumiem, na chuj im ta łyżka.
„Niczym sport ekstremalny.”
Każdego dnia żyję na krawędzi ― przyznał, nie spodziewając się, że kasowanie biletu mogło okazać się dla kogoś tak emocjonujące. Blondyn mimowolnie przechylił głowę na bok, zupełnie jakby wibrujący pomruk wręcz połaskotał go w ucho – nie dało się jednak ukryć, że było to przyjemne uczucie. ― Powinieneś dziękować za ten każdy dzień, który możesz spędzić w moim towarzystwie, bo kto wie, co może się zdarzyć. ― W tej sytuacji raczej ciężko było brać podobne słowa na poważnie, nawet jeśli było się kimś, kto od czasu do czasu z premedytacją pakował się w kłopoty. Nie próbował wykrakać dla siebie nieszczęścia, dlatego tuż po tym zakończył temat, kierując się w stronę najbliższego siedzenia. Przepuścił czarnowłosego na miejsce przy oknie, z zadowoleniem stwierdzając, że odniósł duży sukces, gdy Cullinan zgodził się usiąść na niezbyt wygodnym siedzeniu pojazdu.
Zająwszy miejsce obok, ułożył koty wygodnie na swoich kolanach, stale asekurując je przedramieniem, które dostarczało im na tyle dużo ciepła, że oczy kociąt wręcz same zamykały się, niezależnie od stresującej sytuacji, w której właśnie się znajdowały. Paige z kolei przylgnął swoim ramieniem do ramienia czarnowłosego, kierując wzrok na szybę, za którą rozpościerał się obraz miasta.
To i tak nic w porównaniu z nocnymi przejażdżkami, dlatego skoro już zrobiłeś ten pierwszy krok, z drugim nie powinno być problemu. ― Czy to była groźba? Chciał kolejny raz narażać jego życie spotkaniem z krwiożerczym kasownikiem? ― Często szlajam się nocami po mieście, więc znam kilka ciekawych miejsc.
Może powinieneś uprzedzić, że wstęp do niektórych nie jest do końca legalny?
Po co psuć całą zabawę?
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Park Queen Elizabeth
Wto Kwi 24, 2018 7:59 pm
Uniósł brew ku górze przyglądając mu się z wyraźnym rozbawieniem.
Dla pedałów, mówisz? — przez chwilę wyglądał jakby wyraźnie zastanawiał się czy właśnie nadszedł moment, w którym powinien mu strzelić w pysk czy może też sobie darować. Zaraz jednak parsknął śmiechem i pokręcił głową na boki, szturchając go łokciem w bok.
"Zawsze marzyłem o ciemniejszych końcówkach."
Serio? Tak na poważnie myślałem o tym jak wyglądałbyś z ciemniejszymi końcami. Niekoniecznie całkowicie ciemnymi. Nawet mleczny brąz mógłby być ciekawy, aczkolwiek bez wątpienia najmocniej odcinałaby się czerń — podniósł dłoń, by chwycić jego palce w swoje. Tylko na chwilę. Zaraz opuszki przesunęły się w stronę włosów sprawdzając ich fakturę. Podejrzewał że Paige nigdy wcześniej nie farbował włosów. Nic dziwnego że były w tak dobrym stanie.
"Nam, prostym ludziom, w życiu nie przeszłoby przez głowę, że chemia mogłaby być zabawna."
Być może gdyby was prostych ludzi byłoby stać na równie dobrych nauczycieli co nas skomplikowanych ludzi, plus nie buntowalibyście się na każdym kroku wykrzykując 'szkoła ssie', wasza miłość do wielu przedmiotów okazałaby się dużo większa niż mogłoby się wydawać — pstryknął brązowookiego w nos palcem — Hashtag buntownicy z wyboru.
Nie mógł sobie darować tej standardowej instagramowej wstawki tak typowej dla wszystkich popularnych dzieciaków. Niejednokrotnie słyszał podobne słowa padające z ust wytapetowanych panien na imprezach. Nie mógł się powstrzymać przed cichym śmiechem, gdy tylko znajdywał się poza zasięgiem ich słuchu.
No pewnie. Na przypale albo wcale — hoho, skąd się brały te wszystkie teksty? Niech ktoś zatrzyma tę karuzelę śmiechu! Niestety wyglądało na to, że zamiast faktycznie ją powstrzymać, obaj ustawili sobie za główne zadanie jej podtrzymanie.
"Powinieneś dziękować za ten każdy dzień, który możesz spędzić w moim towarzystwie, bo kto wie, co może się zdarzyć."
Te słowa z kolei skutecznie sprawiły, że Mercury faktycznie nieznacznie spoważniał. Odczekał chwilę patrząc jak Alan przesuwa się w stronę siedzeń. Zabawne że nawet tak głupi zwrot mimo wszystko sprawił, że serce ścisnęło mu się nieznacznie w klatce piersiowej, gdy jego umysłem targnął niepokój. Podążył w końcu za nim przez autobus, lecz gdy tylko obaj zajęli swoje miejsca, Mercury ponownie się podniósł. Przesunął oba koty na siedzenie, opierając na nich rękę blondyna zupełnie jakby chciał mu powiedzieć "trzymaj je" i usiadł brązowookiemu na kolanach. Widok ten sam w sobie musiał być niezwykle zabawny, biorąc pod uwagę wzrost obu chłopaków, mimo to nie wyglądało na to by czarnowłosemu jakkolwiek to przeszkadzało.
Naprawdę Paige, zrozumiem wszystko. Wielkie oczy, miękkie futerko i słodki głosik. Ale tylko jedna osoba może ci siedzieć na kolanach. I tylko jednego kota powinieneś traktować w specjalny sposób. Meow — wydał z siebie całkiem udane, ciche miauknięcie, rzucając mu przy tym prowokacyjny wzrok który zaraz został wzbogacony cichym śmiechem Blacka. Blacka, który sam nadal trzymał przydzielonego mu kota. Ten jednak reagował w tak nikły sposób, że momentami chłopak praktycznie o nim zapominał. Oparł się wygodniej plecami o Alana i przytknął swój policzek do jego, rozkoszując się bijącym od chłopaka ciepłem.
Mhm. Jasne, Paige. Byle nie było to coś, co może nas władować w kłopoty. Pamiętaj że wiążę swoją przyszłość z karierą policyjną, a teraz gdy pada na mnie wzrok całego miasta, wystarczy jedno potknięcie by bezpowrotnie zaprzepaścić moją karierę. Pieniądze nic tu nie pomogą — powiedział spokojnie biorąc jego dłoń w swoją, bawiąc się jego palcami tuż przed tym gdy splótł je ze swoimi gładząc kciukiem jego skórę.
Właściwie... te autobusy nie były aż takie złe.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Park Queen Elizabeth
Sro Kwi 25, 2018 2:28 pm
Przed chwilą zabraniałeś mi się farbować ― odparł, mimo wszystko uśmiechając się pod nosem. Czasami trudno było zrozumieć, jak to możliwe, że czarnowłosy potrafił zmienić zdanie w mgnieniu oka, jednak o dziwo jego rady całkiem przypadły do gustu Haydenowi – do tego stopnia, że mimowolnie pokiwał głową z uznaniem, oczami wyobraźni już widząc, jak wymienione kolory komponowałyby się z jasnym odcieniem jego włosów, jednak prawda była taka, że jego męski umysł przyswajał sobie to w dość mglisty sposób. Trudno było wymagać rewelacji od kogoś, kto w życiu nie miał do czynienia z farbami do włosów, chyba że akurat przechodził obok nich w sklepie. ― Jasny brąz brzmi całkiem nieźle, ale i tak będę musiał to przemyśleć. Prawie jak swój przyszły tatuaż. ― Pokiwał poważnie głową i zadarł wyżej głowę, zmuszając chłopaka do wypuszczenia z uścisku swoich włosów, którym nie można było odmówić miękkości.
„(...) nie buntowalibyście się na każdym kroku wykrzykując szkoła ssie...”
O nie, zaraz pomyślę, że znałeś mnie już w czasach gimnazjum. To wyjaśniałoby, skąd wiesz, jak brzmiało moje motto życiowe ― parsknął, odruchowo cofając głowę pod wpływem nagłego pstryknięcia w nos. Chwilę potem szczęknął zaczepnie zębami, jakby próbował ostrzec, że następnym razem ugryzie go w rękę, choć rozbawienie tlące się w ciemnych tęczówkach dawało mu raczej małą siłę przebicia. ― Ale gdyby tak było, niemożliwe, żebyśmy się nie znali – jestem pewien, że poleciałbyś na to buntownicze wydanie. ― Błysnął zębami w nieco szerszym i łobuzerskim uśmiechu. Nie żeby wiele zmieniło się od tamtego czasu – wciąż nie należał do najbardziej ułożonych i grzecznych chłopców.
Jedno z kociąt wydało z siebie miauczący protest, jednak prędko ucichło, gdy on i jego rodzeństwo znaleźli się na fotelu obok. Ciemnooki uniósł brew w niemym niezrozumieniu, które prędko zostało rozwiane, gdy ciężar Cullinana przygniótł jego uda.
„I tylko jednego kota powinieneś traktować w specjalny sposób. Meow.”
Czy to znaczy, że nie mam co liczyć na własne zwierzę? ― rzucił rozbawiony, choć w gruncie rzeczy nigdy nie zakładał, że będzie posiadał swojego własnego pupila. Nie stało to na przeszkodzie wypomnienia Mercury'emu kolejnego ograniczenia, chociaż wątpił, by czarnowłosy na dłuższą metę miał mu czegokolwiek żałować. Z drugiej strony czy potrzebował prawdziwego kota, gdy brunet miauczał równie rewelacyjnie? ― Albo mam klucze w kieszeni, albo cieszę się, że cię widzę, kocie ― wymruczał, opierając podbródek na jego ramieniu i obejmując go w pasie wolnym ramieniem, jednak pomimo mrukliwego tonu, nic nie wskazywało na to, by Black miał się obecnie czego obawiać. Może gdyby nie znajdowali się w autobusie i nie borykaliby się z dość niekomfortowym ściskiem, sprawy miałyby się zupełnie inaczej. Tymczasem nie miał nic przeciwko przerośniętemu kotu na kolanach, gdyby tak było, już teraz zacząłby się wiercić, a znając blondyna, nie miałby najmniejszego problemu z zepchnięciem czarnowłosego ze swoich kolan.
Na przypale albo wcale, Black ― rzucił, cytując jego wcześniejsze powiedzenie, które idealnie podkreślało całe życie jasnowłosego. Był jednak w stanie zrozumieć, że kariera była dla chłopaka na tyle ważna, że nie zamierzał rezygnować z niej dla przyjemności. ― Przysięgam na własną głowę, że twojej reputacji nic nie zagrozi. W końcu czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal, nie? ― Czy to przypadkiem nie przeczyło temu, że nie zamierzał pakować go w żadne kłopoty? ― Ale jasne, skoro to dla ciebie takie ważne, postaram się o dobór nieryzykownych miejsc. W razie czego wykorzystamy sprawdzony sposób i załatwimy ci te śmieszne okulary z nosem i wąsami.
To nie kreskówka, Alan.
Poruszył zaczepnie palcami, ocierając się nimi o dłoń Merca. Autobus zatrzymał się na chwilę, wpuszczając do środka kolejnych ludzi, a jasnowłosy wyjrzał przez okno, by zorientować się, w którym miejscu się znajdowali.
Obawiam się, że twoja zabawa w kota nie potrwa długo. Wysiadamy na kolejnym przystanku.

___z/t [+ Mercury].
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach