Anonymous
Knajpa "The Red Lion"
Gość
Knajpa "The Red Lion"
Pon Paź 26, 2015 6:07 pm
PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Rebbeca Clement (NPC)
Właścicielka Knajpy
Winslow Drea (NPC)
Kucharz
Alan Duncan (NPC)
Kelner



Klimatyczne miejsce, w którym ciepła atmosfera oraz nastrojowa muzyka pozwala odpocząć od zgiełku dnia codziennego. Zazwyczaj pojawiają się  tu stali bywalcy, choć zaglądają tu też zbłąkani, ciekawi przechodnie skuszeni cichą muzyką i gwarem rozmów. Kilka stoliczków w "The Red Lion" ustawione jest również na zewnątrz co sprawia, że to absolutnie wyjątkowe miejsce, którym można cieszyć się również w ciepłe, upalne dni. Od wiosny do jesieni taras tonie w bujnej roślinności pełnej najróżniejszych kwiatów i ziół. Wieczorami lokal staje się miejscem, w którym goście chętnie spędzają czas przy muzyce na żywo (które co jakiś czas są tu organizowane), smakując najróżniejszych potraw i deserów.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Pon Paź 26, 2015 6:28 pm
Wybiła własnie godzina 14:00. Czas na kolejną dawkę świeżych widmowości ze świata!
Niclas siedział znudzony w samochodzie. Przyjechał na miejsce trzydzieści minut przed czasem, parkując swoje Audi na uboczu.
... ale to nie koniec dobrych wieści pogoda do końca tygodnia nie spadnie poniżej 5°C,  jednak...
Podniósł wzrok i wyjrzał za okno. Czy tylko on tak naprawdę widział szarość wiszącą nad Vancouver? Niebo było wręcz grafitowe, wydawało mu się, że jego kolor z minuty na minuty bardziej się pogłębiał ukrywając w gęstych chmurach wyczekiwaną, srogą ulewę. Ten widok idealnie przypominał mu jego życie. Trzymał głowę na dłoni, łokciem opierając się o boczne drzwiczki samochodu. Stukał leniwie palcami o kierownice. Gwar wybiegającej młodzieży gwałtownie wyrwał go z zamyśleń. Kolorowa lawina koszulek i kurtek wręcz wylała się z drzwi wyjściowych, pochłaniając chodniki i część parkingu. Powinna zaraz być. Nie czekał zbyt długo po około dziesięciu minutach, czyli około trzech piosenkach puszczonych w elektronicznym radiu, wyszła  przez furtkę. Ścisnął mu się żołądek. Rozglądała się chwilę ubrana w swoje obcisłe, materiałowe spodnie i szarą marynarkę, by po chwili zauważyć zaparkowany samochód po drugiej stronie skrzyżowania.  Ile to czasu minęło kiedy przyjeżdżał po nią po pracy? Poczuł się staro uświadamiając sobie, że ostatnie takie sytuacje miały miejsce gdzieś z około pięć lat temu. Wtedy nie ważne było niebo. Mogło być błękitne, a nawet kobaltowe, nic nie powstrzymywało go by się nią spotkać.
Kiedy otworzyła drzwiczki i weszła do samochodu, Niclas nawet na nią nie spojrzał. Był zajęty przełączaniem kanałów stacji, przynajmniej starał się sprawiać takie wrażenie. Ruszyli chwilę potem zostawiając Riverdale daleko za sobą.
Po drodze odwiedzili stacje paliw - wskazówka przy literze "E" wręcz krzyczała by przesunąć ją choć odrobinę w prawo. Napełniwszy bak dziesięć minut później zatrzymali się przy jednej z knajpek Vancouveru. Nie bez powodu wybrał "The Red Lion". Kiedy jeszcze ich małżeństwo było czymś więcej niż przedstawieniem które oboje odgrywali, przychodzili tu i świetnie się bawili. Miał nadzieje, że jedzenie nie zmieniło tu smaku i dalej serwują świetne porcje.  Wyszedł zaraz za Elie i zamknął samochód automatycznym pilotem. Otworzył szklane drzwi do wnętrza "The Red Lion" chcąc przejść przez nie pierwszy; stukot obcasów tuż za swoim ramieniem w porę oprzytomnił zwężony umysł Niclasa. Lepiej niech to zorbi. Przepuścił Elie i wszedł zaraz za nią.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Paź 27, 2015 2:40 pm
Jackie pod koniec ostatniej lekcji czuła ogromny stres i ścisk żołądka, który najwidoczniej miał niezły z niej ubaw. Impreza trwająca w jej brzuchu sugerowała, że z wrażenia zwymiotuje na spotkaniu z własnym mężem. Brzmi absurdalnie, prawda? Niestety, rzeczywistość była zupełnie inna.
Musiała dojść do siebie chwilę, zanim wyszłaby na spotkanie z Niclasem. Czuła się jakby miała z nim pierwszą randkę. Wtedy także przyjeżdżał po nią pod uniwersytet i czekał w samochodzie, aż nie odszukała go wzrokiem. Stresowała się równie mocno, co teraz. Poprawiała włosy w lustrze i podkreślała szminką usta, które zaraz miały posmakować innych. Tym razem jej rytuał był trochę inny. Także stała przed lustrem, także poprawiając włosy i tyle. Nie było szminki ani perfum, które miały go uwodzić i przypominać o niej, kiedy ściągałby z siebie koszulę.
Zdenerwowana do granic możliwość wyszła dopiero po dziesięciu minutach, wzrokiem szukając samochodu Niclasa. Dostrzegała go kątem oka, jednak dała sobie chwilę na udawanie, aby złapać jeden głębszy oddech. Stukot jej obcasów stracił się w gwarze wrzasków uczniów, którzy albo żegnali się ze sobą albo z nią. Wszystkim odpowiedziała „do widzenia” z delikatnym uśmiechem i uprzejmym skinieniem głowy. Dzień się skończył. Była wolna.
Wsiadła do samochodu, spoglądając na Niclasa. Zaintrygowany radiem nawet na nią nie spojrzał. Jackie również odwróciła wzrok wprost na swoją torebkę szukając w niej czegoś zacięcie. Zachowywali się niczym dzieci, może nawet gorzej niż ich uczniowie. Byli małżeństwem osiem lat, a ich zachowanie równało się z posadzeniem z nie lubianym kolegą w ławce. Milczeli praktycznie przez całą podróż. Ona odezwała się jednie wtedy, kiedy muzyka stała się dla niej zbyt głośna i nie do zniesienia.
Nie spodziewała się, że Niclas zaprosi ją do knajpki, w której zazwyczaj jedli i spotykali się. W pewnym momencie stało się to ich miejscem. Ich małym królestwem, w którym wszyscy pracownicy ich znają. Pewnie teraz pani Williams z mężem ich nie poznają.
Weszła pierwsza, czego wcale się nie spodziewała. Czyżby w tym dzikusie obudziły się znowu ludzkie odruchy? Parsknęła pod nosem na własny myśli. Zasiadła przy ich ulubionym stoliku, który fartem był wolny. A może zawsze taki był? Wciśnięty w róg sali z dala od ciekawskich oczu. Wzięła kartę, sprawdzając jak bardzo menu uległo zmianie. Praktycznie wcale. Z zadowoleniem uśmiechnęła się, że znalazła w nim swojego ulubionego kurczaka w curry.
– Ja już wybrałam, a ty? – powiedziała w końcu, po długiej ciszy. Miała nadzieję, że i Niclas zauważy te wszystkie szczegóły, której jej od razu rzuciły się w oczy i o których nadal pamiętała. - Rozumiem, że stawiasz – zagadnęła do niego, chcąc go trochę rozruszać.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Paź 27, 2015 9:01 pm
Muzyka w klimatycznym tempie zaczęła  rozkręcać się w bardziej folkowy motyw, wyraźnie rozluźniając napięcie które dotąd  miedzy nimi panowało. Twarz Niclasa na moment opuścił skurcz który towarzyszył mu całą drogę i zastąpił wewnętrzny spokój. "The Red Lion" wcale się nie zmieniło, nadal buchający zapach mocnych przypraw wydostawał się z kuchni powodując automatyczne uczucie głodu. Nie mówiąc już o stoliku przy którym razem przysiedli. Wszystko było jak dawniej. Zdziwił się, że Jackie sama udała się w to miejsce, a może to przypadek? Kiedy usiadł na krześle sięgnął po jedną z kart, która leżała na blacie. Z pewnością zaraz zjawi się ktoś by odebrać zamówienie. Miał tylko nadzieję, że nie spotkają tu nikogo znajomego, jakoś średnio cieszył go fakt zobaczenia starych twarzy z którymi właściwie nie miał ochoty rozmawiać.
Kiedy usłyszał głos Elie, podniósł wzrok zza karty, by chwilę potem znów się w nią zatopić.
Będziesz musiała się dostatecznie zrehabilitować — odparł w odpowiedzi, śledząc pozycje dań na kolejnych stronach.
Sam do końca nie wiedział co wybrać. Nie miał zbytnio głowy do nazw, takie błahostki szybko opuszczały jego umysł. Pamiętał tylko, że serwowali tu wyśmienite steki i makaron z sosem pomidorowym. Ciężki wybór.
W czym mogę służyć?
Niclas  wyprostował sie jak struna nie spodziewając się, że obsługa pojawi się tak szybko. Kiedy zebrał myśli do kupy odpowiedział:
Dla mnie grillowany stek z talarkami ziemniaczanymi i surówką, a dla mojej żony... — Nie mógł uwierzyć, że to słowo brzmi dla niego tak sucho i obco, do momentu aż nie musiał go wypowiedzieć. —  Kurczak w curry. Można dorzucić też dzbanek wody z cytryną. Na razie tyle.
Podniósł wzrok na zapisującego młodego chłopaka, który skinąwszy głową w porozumieniu, poszedł przekazać zamówienie do kuchni. Kurczak w curry nie był dla niego zagadką. Zaryzykował. Średnio pamiętał, czy Elie zajadała się tu czymś tak bardzo niż właśnie tym. Może podczas ich odwiedzin w "The red Lion" przeplotło się parę sałatek czy makaronów  z sosami, ale zapach carry pamięta do dnia dzisiejszego. Był zbyt intensywny by o nim zapomnieć.
Oparł się przedramionami o stolik, lekko się nad nim nachylając. Sprawiał wrażenia obrzyna uwięzionego w zamarłym dla niego stoliku. Przez chwilę błądził wzorkiem po zdjęciach i obrazach rozwieszonych na ścianach, a kiedy tylko Elie upuszczała wzrok spoglądał na nią, na jej drobną twarz. Zaczął sobie przypominać  jak bardzo lubi z nią przebywać. Wolał się jednak nie spieszyć. Kiedy tylko zaczynał czuć się przy niej swobodnie wszystko nagle się psuło.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Sro Paź 28, 2015 11:06 am
Niclas przemilczał klimat miejsca, które dawniej było ich, co niestety trochę zmartwiło Elie. Spodziewała się raczej większego zaangażowania z jego strony, gdy zabrał ją do tego zapomnianego przez nich miejsca. A tu klops. Rozczarowanie nie było na tyle widoczne, aby mężczyzna mógł je odgadnąć z jej twarzy.
- Kiedyś lubiłeś moje rehabilitacje – mruknęła pod nosem na jego komentarz. Nie było to powiedziane w sposób złośliwy, po prostu jej odpowiedź miała drugie dno. W końcu oboje pamiętali jak wszelkie kolacje kończyły się i w jakim miejscu.
Kelner zjawił się bardzo szybko. Nawet nie zauważyła kiedy wyłonił się z ziemi i trzymając malutki czarny notesik zapisywał wszystko co mówił do niego Niclas. Kiedy nauczyciel użył magicznego słowa „żona” wzrok Jacqueline powędrował wprost na niego. Dawno nie słyszała z jego ust tego słowa, dawno ją tak nie nazywał. Często bywała jędzą i zołzą, rzadko a nawet praktycznie wcale – żoną. W jego ustach brzmiało to odlegle, trochę nienaturalnie. A to dziwne, ponieważ dawniej uwielbiał pieścić jej ego podobnymi zwrotami. Wiedział, że lubiła kiedy nazywał ją swoją żoną czy ukochaną. Czuła się wówczas jego. Najważniejsza. Teraz, no cóż, czuła się tylko żoną na papierku.
Siedziała spokojnie, samej nie wiedząc gdzie ma wbić aktualnie wzrok. Byli w miejscu publicznym, nie w domu, gdzie jedno z nich uciekało do innego pomieszczenia, aby uniknąć niezręcznej ciszy. Teraz musieli się z tym zmierzyć. Musieli się zmierzyć sami ze sobą.
- Dzisiaj w szkole, Henry Crow przygotował świetną scenkę. Ostatnio wprowadziłam na swoich zajęciach więcej kreatywności. Uczniowie się przebierają, tworzą historyczne kalambury i takie tam. Występ chłopaka był świetny. – rzuciła, mając nadzieję, że durnymi opowiastkami rozluźni trochę atmosferę. Dawniej Niclas grał pierwsze skrzypce w ich związku, starając się o komfort psychiczny Jackie. Teraz role się odwróciły. Podchwyciła jego wzrok nie pozwalając mu uciec. Wzięła głębszy wdech.
- Może po obiedzie pójdziemy się przejść? – zapytała, ale w tym momencie kelner przyniósł dzbanek z wodą i cytryną. Nalał im obojgu do szklanek, po czym z lekkim ukłonem oddali się na kuchnie. Jednak nie zniknął jakby się mogło wydawać na kolejne dwadzieścia minut, wręcz przeciwnie. Wrócił po paru minutach z ich parującym jedzeniem. Talerze podstawił pod nos parze. Jacqueline od razu podjęła się jedzenia. Złapała za widelec, dźgając mięso, ukradkiem zerkając co tam ma na talerzu jej mąż.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Sro Paź 28, 2015 10:28 pm
Milczał  do momentu aż kelner nie przyniósł jedzenia. Sam nie był wstanie odpowiedzieć, czemu widok jedzenia od razu poprawił mu humor. Na pewno miało to coś wspólnego z dźwiękami wydobywającymi się z jego porządnie głodnego żołądka. Wbił widelec w kawałek steka zgrabnie odkrawając ten fragment od reszty mięsa. Wsunął go sobie w usta i żując spoglądał na Jackie.
Hm? — Uświadomił sobie, że jego zainteresowanie nie wyglądało zbyt przekonywająco, dlatego kiedy tylko przełknął soczysty kawałek  wołowiny dodał:  — Jeśli nie zacznie lać.
Spoglądnął przez okno ponad zazdrostki zawieszone od połowy okna. Chmury miarowo, w swoim tempie przesuwały się naprzód pchane mocnym powiewem wiatru, który musiał niedawno się zerwać.  Zaczął irytować go ten stan na tyle, że rozbolała go głowa. Musiał wziąć się w garść. Przecież sam wyciągnął pierwszy dłoń, by zabrać ją w to miejsce. Nie mógł teraz jak ostatni kretyn unikać jej wzroku i chować się za kolejnym pochłanianym kęsem ich spólnego obiadu. Decyzja, by pojąć konkretne działania, sprawiła, że na chwilę otrząsnął się z przygnębiania. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zignorował jej uwagę o Henrym Crowie.
Zawsze miałaś do tego głowę. — Jego wzrok zatrzymał się na postaci Elie na nieco dłużej niż jego firmowe, standardowe pięć sekund. Mogło się jej nawet wydawać, że w kąciku jego ust zaważyła ledwie widoczny cień uśmiechu.
Jackie była świetną nauczycielką, sam dobrze o tym wiedział. Zdarzało się, że zaglądał na jej lekcje by donieść dziennik, czy poprosić jakiegoś ucznia i za każdym razem widział jej pełne zaangażowanie w lekcje. Niekiedy wynosiła je również poza Riverdale, siedząc do późna przy książkach pochłaniając się tonie papierkowych sprawdzianów które musiała sprawdzić. Był pod wrażeniem jej wiedzy i cieszył się, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie posunęło się w tych czasach do bezmyślnych, granic wynarodowienia i takie postacie jak Jerzy Waszyngton czy Charles Lee są równie znane co wojna siedmioletnia czy bitwa pod Lexington. To zdu­mie­wa­jące, że kobieta dostatecznie inteligentna, by się tym zajmować,  okazała się absolutną idiotką w kwestii do­bo­ru part­ne­rów. Najpierw związała się narkomanem, który znęcał się nad nią psychicznie wyłudzając pieniądze, a kiedy w końcu uwolniła się od koszmaru, za­war­ła mał­żeń­stwo z jesz­cze gor­szym po­two­rem... "Mną"
Przez chwilę poniósł się głębszym rozmyśleniom wręcz machinalnie wsuwając surówki w usta, aż do jego uszu nie doszedł kolejny niespodziewany głos. Miał nadzieję, że w końcu ich spotkanie zacznie wchodzić na właściwie tory i zaczną rozmawiać. Może powinien zapytać się jej jaki kolor lubi? Czy lubi kwiaty? Kiedyś lubiła, jednak z biegiem lat upodobania każdego człowieka ulegają zmianom. Ale teraz nie miało to znaczenia, ten głos zahuczał mu w głowie niczym dziewiąta symfonia Beethovena. Automatycznie się przebudził i spojrzał w stronę dochodzącego wysokiego głosu.
— Jackie? Niclas? Boże jak dawno was nie widziałam! To mój nowy chłopak Tom. Możemy się przysiąść?
Tuż obok ich stolika stała dziewczyna średniego wieku, a tuż obok chłopak blondyn z dość zadowolonym wyrazem twarzy. Niclas znał tą dziewczynę nad wyraz dobrze. Była to koleżanka z uniwersytetu na który chodziła razem z Elie. Sam do końca nie był pewien, czy się przyjaźniły czy raczej stwarzały pozory dobrej znajomości, by utrzymywać jakiekolwiek normalne, ludzkie kontakty. Nie znał się na kobiecych przyjaźniach, właściwie jak każdy normalny facet.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Knajpa "The Red Lion"
Pon Lis 23, 2015 6:10 pm
Niewiedza niespecjalnie interesowała Will'a. Co innego jakiś zadziwiający pomysł. A tak, mógł by tylko przytaknąć. Ale w zasadzie po co. Nikt tego od niego nie wymagał, prawda? Nawet jeśli to on nie był tego świadomy więc się nie liczyło. Ważniejsze teraz było to, że albinos zgodził się z nim pójść. Wykrzywił usta w asymetrycznym uśmiechu słysząc jego entuzjazm. Na myśl przyszło mu dziecko które właśnie się dowiedziało, że za rogiem stanął wóz z lodami. Tylko, że rodzice nie pozwalają jeść lodów przed obiadem, ale okazało się że w skarbonce jest jeszcze trochę drobnych, więc można się ukradkiem wymknąć i jednak wpałaszować deserek. Tylko oni mają już inną skalę wymrukiwania się. Teraz musieli tylko przejść przez dziedziniec. Dziewiętnastolatek ruszył żwawo przez teren szkoły. Zastanawiając się czy powinien napomnieć jasnowłosemu, że przewodnik z niego jest fatalny? Uznał, że nie ma co straszyć nieznajomego. W końcu co jak co, ale dobre pierwsze wrażenie to ponoć podstawa. Ponoć... Przeszedł przez uchyloną bramę wjazdową i skręcił do centrum. Tam najłatwiej znaleźć jakieś przyjemne miejsce. Po drodze musiał jeszcze poprawić bluzę, która zaczęła mu się podwijać i odsłaniać nerki. Po czym wyjął z kieszeni paczkę fajek jedną wsadził do ust a potem wyciągnął rękę w kierunku Richiego. Częstując go. Aby zapalić musiał przystanąć i osłaniając ręką zapałkę podpalił trzymany w ustach rulonik. Zaciągnął się dymem i przytrzymał go w płucach.
- Od jutra nie palę- mruknął przymykając lekko powieki i wypuszczając dym. Nie mając już nic w ustach dodał- To gówniany nawyk Podał zapałki towarzyszowi. Zaczęli iść dalej a droga z każda chwilą dłużyła się Wimsleyowi. Pewnie dlatego, że pobłądził i parę razy źle skręcił. Najgorszym moment nastąpił gdy wyszli na ulice, na której przed chwilą byli. Oczywiście udał że wszystko jest w porządku, zgasił niedopałek o najbliższą ścianę jakiegoś budynku i wybrał trasę, która miała być prawidłową. Taką się okazała, udało im się dość do drzwi knajpy. Z zewnątrz wyglądała przyjemnie. I chociaż wiatr zagonił wszystkich gości do środka, nie było tu przeraźliwych tłumów. Zajęli stolik w kącie. Ciemny i odosobniony. William usiadł sobie przy ścianie zaciągając bluzę i sięgając po kartę.
- Czego dusza pragnie? Stawiam- zerknął znad spisu na zaproszonego.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Pon Lis 23, 2015 8:31 pm
Więc ruszyli! Opuszczenie dziedzińca nie było tak trudne jak mogłoby się wydawać, zero adrenaliny. Minus dla tej szkoły, w poprzednich trzeba było się nieźle nagimnastykować, aby ruszyć poza teren szkoły, a tu? Po prostu sobie wyjdziesz, na dodatek przez bramę wjazdową! Ale nic, przynajmniej łatwiej będzie sobie wyjść. A jak minęła droga? Cóż... Lepiej chyba byłoby nie wspominać o początku. Kilka razy zgubiłby Wimseya, więcej razy kręcili się w kółko, ale zdaniem jego towarzysza to wszystko było zaplanowane. No dobra, zaufał mu. Warto wspomnieć, że towarzysz wygrał póki co serce Ricka, dał mu papierosy. Oj to był okropny nałóg, strasznie okropny, ale już nie może bez niego żyć. Z chęcią przyjął zaoferowanego papierosa i zapalił go. Zaciągnął się raz i wypuścił z ust dym. Ten smak dawał mu chęć żyć. Słowa Wimseya lekko go rozśmieszyły. Ile razy to on sobie powtarzał tę rzecz, ile razy próbował, a ile razy wracał do palenia? Nikt nie potrafi tego zliczyć, to już zostanie z nim do końca. - Powtarzałem to sobie długo, ale nic nie dało. To zawsze z tobą zostaje, nie ważne co. - odparł w jego stronę, wzruszając lekko ramionami i ukazując lekki uśmiech na twarzy.
Po kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu minutach doszli do centrum. Nie wyróżniało się ono zbytnio na tle centr innych miast. Sporo sklepów, barów, restauracji i czego jeszcze dusza by zapragnęła! Gorąca dusza albinosa już się obudziła, nie mógł znieść kolejnej minuty w bluzie. Szybko ją rozpiął i przerzucił przez ramię. Od razu było mu lepiej, czuł chłód powietrza na sobie. Ruszył za towarzyszem od knajpy, którą wybrał. Lokal wydawał się całkiem spoko, a przynajmniej póki co. Siadł na drugim miejscu, również wziął kartę. Usłyszał słowa chłopaka, jednak nie zareagował. Pomimo wiedzy o swojej słabej głowie, chciał się napić. - Biorę po prostu kufel, nie ma się co rozczulać nad tym wszystkim. A ty? Co bierzesz? - zapytał z czystej ciekawości. Założył nogę na nogę i przeczesał palcami włosy, taki już chyba nawyk, robi takie rzeczy coraz częściej.
- Właściwie to czemu pytałeś się, czy rysuję? Chciałeś, żebym coś narysował? - zaciekawił go ten osobnik, tak po prostu do niego dziś podszedł i walnął tak prosto z mostu. Jeszcze wydał swoją plotkarę, później Rick musi z nią porozmawiać na temat trzymania buziuchny na kłódkę, a zwłaszcza na jego temat.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Knajpa "The Red Lion"
Pon Lis 23, 2015 11:42 pm
Znów spojrzał na listę. Przeleciał ją wzrokiem po czym rozejrzał się po lokalu.
- Wziął bym tamtą kelnerkę- kiwnął głową w kierunku cycatej młodej kobiety, która niosła właśnie tacę z napojami do jakiegoś stolika. Ciekawie wyglądał też kelner, który ją minął. Ale tego już nie powiedział. Szatyn rozproszył uwagę Will'a, przez co trochę mu się zapomniało. Zamknął menu i odłożył je przed siebie. - Po prostu kufel brzmi spoko- uśmiechnął się. Bo piwo zawsze brzmiało super. Zastanawiające było tylko czy po piwie nie będzie chciał wypić jeszcze całego barku. Szybko ocenił dziś potrzeby swojego umysłu i stwierdził, że raczej jest bezpiecznie. Raczej.. bo nic nie jadł od rana. Zapomniał to zrobić. Bo kto normalny myśli o jedzeniu. No dobra Will nie jest normalny. Ale jak by był to i tak na pewno nie myślał by o żarciu. Skupił się na pytaniu, aby odpowiedzieć wpierw, rozejrzał się znów, tym razem w celu sprawdzenia czy nikt na pewno nie siedzi obok i nie słucha. Jak się spodziewał nikogo nie było w pobliżu. Splótł palce i oparł na nich podbródek. Pryzmując pozycję mędrca.
- Mam pewien inte...- jego oczy krążyły po jego obliczu gdy tu nagle trafiły na ramię. -Wooo!- wyrwało mu się i nim sam się spostrzegł nachylał się już przez stół. Przyglądając się bliźnie. Tak poza kompletnym brakiem umiejętności skupienia się na jednej rzeczy, dziewiętnastolatek miał też swoiste upodobanie do blizn i zniekształceń ciała. Nie każdych, bo na przykład słoniowa stopa nie wywoła u niego podniecenia. Ale mimo wszystko pewnego rodzaju fascynację. - Zajebista- pochwalił wracając na miejsce. Kusiło go aby dotknąć, ale udało mu się utrzymać ręce przy sobie. Zaraz potem podeszła do nich cycata, na która wcześniej patrzyli. A przynajmniej Wimsey się jej przyjrzał. Zamówił dwa duże jasne i nachosy. W końcu powinien do tego worka trawiącego coś wrzucić. - Można ci ufać Jerry?- spytał mrużąc powieki jak kot i wpatrując się w jego oczy. Jak by sprawdzając czy aby na pewno nie skłamie. Chociaż pewnie dla rozmówcy było tak cholernie wyrwane z kontekstu jak cała postać ciemnoskórego. Trudno, w swoim czasie wszystkie puzzle się ułożą. Najgorsze, że osoba, której on ufał niebyła w stanie mu już pomóc. A znaleźć kogoś na zastępstwo nie jest w cale tak łatwo. Ba! Cholernie trudno. Ten tu jednak jakoś wyglądał, na kogoś kto nie pobiegnie paplać na lewo i  prawo. Albo Willy jest naiwny.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 4:38 pm
Zaśmiał się cicho na komentarz znajomego. Trzeba przyznać, że był całkiem trafny, jednak Rick prędzej wziąłby jej kolegę po fachu. Powędrował chwilę za nim wzrokiem, a właściwie za jego tyłkiem. Oj chciałby go narysować nago, nawet bardzo by tego chciał. Takie jędrne, męskie poślady to istny rarytas. Ale koniec marzenia o nim, miał przed sobą równie ciekawy okaz płci męskiej. Ciągle nie mógł się nadziwić dosyć egzotycznym wyglądem Wimsey'a, wydawał się taki nie pasujący w tym otoczeniu, a jednak najlepiej się w nim prezentuje. Spokojnie mógłby zostać materiałem do jednej z prac Rick'a. Może później się go zapyta o to?
Grant dobrze myślał, że chłopak ma do niego jakiś interes. Ciekawe o co mu chodzi? Przyjął pozę, która miała chyba pokazać powagę sytuacji? Tak to wyglądało, więc i Richard wytężył słuch, by niczego nie zgubić w lekkim gwarze tej miejscówki. Nie spodziewał się tylko, że towarzysz zgubi tak szybko temat. No i jeszcze zgubił go przez blizny na ramionach Rick'a! Nigdy by nie pomyślał, że potrafią u niektórych tak odwrócić wzrok, że ktokolwiek się jara czymś takim. - Yyy, dzięki. - odpowiedział lekko speszony. No nawet on się czasem zawstydza i właśnie teraz sprawił to jego znajomy. Jednak cóż, to była historia zapisana na skórze, historia, którą wyjątkowo pamiętał! Oczywiście niektóre są lepiej zapamiętane, inne gorzej, ale pamięta. Niemniej zachowanie Wimsey'a było troszkę... Dziwne. Nie spodziewał się, że tak szybko będzie miał okazję zobaczyć tę twarz z tak bliska. Na szczęście chłopak sam się opamiętał, to dobrze, Rick nie musiał nic mówić.
Po zamówieniu przez niego piwa i do tego nachosów, przypomniał sobie chyba co tak naprawdę chciał. Pytanie o ufność – dobra, ale znowu nazwał go Jerry! Chyba nie ma za dobrej pamięci... - Jestem Richard, ale... No na pewno możesz mi ufać bardziej niż tym wszystkim plotkarom. - wymamrotał, spoglądając na sufit. Dawno nie był z kimś w żadnej knajpie, jakoś nie było na to czasu... I osób. Nachylił się bliżej niego i ściszył trochę ton głosu, wolał żeby to była tylko sprawa między nimi. - Dobra, ale mów co chcesz ode mnie. O zapłatę się nie martw, już mi postawiłeś piwo, więc jestem teraz dłużnikiem. - odparł z lekkim uśmiechem na twarzy. Oblizał lekko wyschnięte usta, już robiło mu się powoli sucho w gardle, ale musi przetrwać jeszcze chwilę, dosłownie chwilę. Niedługo dostanie swoje błogosławieństwo i przekleństwo w jednym, swoje piwo.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 7:34 pm
Skrzywił się na poprawienie imienia. Biedny i naiwny naprawdę myślał, że przedstawienie się inaczej pomoże Wimsey'owi.  Może gdyby mu to napisała. Ale imię to imię. Nikt go nigdy nie pamięta. Rozważył więc czy powinien uświadomić Jerrego, że jest Jerrym czy jednak pozwolić mu być nieświadomym.  Postanowił jednak na razie go nie upominać. Zamiast tego przymknął powieki i pokręcił przeczącą głową. Co znaczyło, że on wie lepiej.
- Plotkary są zacne. Można od nich wyciągnąć ciekawe rzeczy i poszukać w tym prawdy. Takie szukanie okruszków wśród piasku i reszty gówna- odpowiedział na drugą część. Uśmiechnął się na sama myśl na mini zabawę w detektywa. Jedyny minus tego, był fakt, że owe dziewuszki dużo paplają. I zanim dojdą do sedna zdąży się człowiek z dwadzieścia razy wyłączyć. Ale i tak zawsze to zabawne trochę bardziej zabawne niż siedzenie na przerwie i zastanawianie się czy aby przypadkiem coś się nie wydarzy. Wiadomo, że szansa na to, że 'tak' jest bardzo, bardzo mała.
- Jeszcze nie- mruknął posyłając mu spojrzenie, że nie przemyślał swojej prośby. Przecież cycata miała zaraz przynieść ich zamówienie. A nie chciał aby przysłuchiwała się. Ludzkie umysły są jak gąbki. Powiesz jednemu, ale drugi usłyszy przypadkiem. I myślisz, że co, zapomni? Nie, nie, to tam zostaje i wraca. A z pewnością nie chciał aby ktoś chłonął jego pomysły. - Jesteś tu od niedawna?- spytał zmieniając temat aby nie siedzieć w ciszy aż do momentu przyniesienia  trunku. Znów oparł brodę na ręce przypatrując się twarzy albinosa i zgrabnie omijając bliznę, która bardzo chciała aby to jednak na niej spoczęło jasne spojrzenie. Uparcie starał się skupić na tym co tamten powie. Ale było to niemożliwe. Nie usłyszał ani jednego słowa. Potarł dłonią oczy i z westchnieniem rzedł - Zasłoń to cholerstwo z łaski swojej-  w głosie nie dało się wyczuć żadnych ani negatywnych pozytywnych emocji. Raczej coś na pozór przypominającego zmęczenie. A minę miał osoby cierpiącej na migrenę. I istotnie tak było. Ludzie sobie nawet nie wyobrażają jakie ciężkie jest nie myślenie o czymś. I jak bardzo umysł tym bardziej o tym myśli jeśli się mu zakaże.  Więc nie było niczym dziwnym, że Will nie wytrzymał napięcia jaki wywierały na niego blizny. Cholerni ludzie dający sobie zrobić krzywdę. Dziewiętnastolatek miał tylko jedną i to z musu. A ten tu, co? Atak niedźwiedzia przeżył?! Nie musiał dłużej nad tym myśleć bo do stolika podeszła cycata. Z ulgą to na niej spoczęły niebieskie oczy. Postawiła przed nimi kufle i przekąskę po czym odeszła kołysząc biodrami.  Odprowadził ją kawałek wzrokiem. Gdy była na tyle daleko, że nie mogła usłyszeć ich rozmowy.
- No interesy, interesami. Zapłata zapłatą. Ale za  pierwsze spotkanie!- uniósł kufel w geście toastu po czym wypił parę dużych łyków i odstawił naczynie na stół. Teraz mogąc już prowadzić rozmowę uśmiechnął się, na swój sposób. - Chcę od ciebie, Jerry, szybkiego numerka w kiblu- rzekł przeciągając uśmiech i przyglądając się jego reakcji. Po czym po chwili dodał- A tak już na poważnie, chcę abyś coś dla mnie naszkicował- zrobił płazę na wzięcie paru kolejnych łyków po czym kontynuował- I nie, nie chodzi mi tu akt z cycatą- zapomniał, że nazywał ją tak tylko w głowie- Chcę tatuaż, i nie chcę aby gdzieś wypłynął- zakończył znaczącym spojrzeniem, które utkwił w rozmówcy. Które było też pytaniem czy chce się na to pisać. Nie zadał go nagłos, bo domyślał się, że odpowiedz, która zaraz padnie wszystko wyjaśni.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 8:28 pm
Słuchał uważnie jego zdaniach o tych wszystkich plotkarach. No cóż, nie trudno było przyznać, że faktycznie czasem warto poszukać u nich jakiejś prawdy, a przynajmniej spróbować te bardziej prawdopodobne rzeczy oddzielić od reszty. Jednakże nie zmieni to poglądów Rick'a na ich temat.
Szybko ogarnął o co chodzi Wimsey'owi. Też wolał trzymać swoje sprawy od reszty ludzi, plusował tym u Granta. Nie trudno jest wmówić coś innym, trudniej jest zmusić ich, aby zapomnieli. Niektórym się to udaje, najczęściej zakopując swoje tajemnice wraz z osobami, które nie powinny ich wiedzieć dwa metry pod ziemią. Niestety Richard nigdy by czegoś takiego nie zrobił, ale nie omieszka przedstawić swojej pięści tej osobie. Podłapał zmianę tematu, kelnerka z wielkimi cyckami była coraz bliżej z ich zamówieniem. Aby utrzymać pozory musiał odpowiedzieć towarzyszowi. - T-Taa, dopiero gdzieś od trzech dni. - kobieta odeszła. Trzeba mimo to podtrzymać jeszcze przez chwilę przedstawienie. - Przenieśli mnie z kolejn... - przerwał, a właściwie nie on, jego współrozmówca to zrobił. Pomimo, że mogłoby się wydawać, jakoby to było niemiłe z jego strony, to Richard mimowolnie się uśmiechał. Rozbawiło go to, nawet porządnie. - Aż tak Cię rozpraszają? - wymamrotał nadal z uśmiechem. No ale żeby kolega miał łatwiej w skupieniu się, to narzucił na siebie bluzę. Niech się cieszy, że nie zabrał go na basen, tam pewnie by się utopił. Oho, przyszło ich zamówienie. No i to się nazywał kufel z piwem, w którym było faktycznie piwo, a nie sama piana.
Również podniósł kufel w geście toastu. - Ta, za pierwsze spotkanie. - odpowiedział spokojnie. Wypił może połowę tego co Wimsey, pewnie nawet nie całą. Póki co wolał nie ryzykować, nie wiedział jak jeszcze zadziała na niego ten napój. Gdy on był jeszcze w połowie picia, usłyszał słowa drugiego. Odkaszlnął, bo się biedaczek zakrztusił, a na jego twarzy widać było spokojnie jak się zaczerwienił. Taki minus jego wyglądu, zaraz widać, gdy się zawstydza. No i tak tu się stało. Nie widział co odpowiedzieć, tak nagle... Aż serce waliło mu jak młot po usłyszeniu tego zdania. Nawet nie zwrócił uwagi na przekręcenie własnego imienia! Chyba powoli się przyzwyczaja do tego. Na jego szczęście było to tylko coś w rodzaju żartu, wziął kolejny łyk, aby ochłonąć trochę. Kurde, nigdy tego nie zapomni, nikt jeszcze go tak nie wkręcił. Słuchał sprawy, którą miał towarzysz. Miał coś naszkicować, ok. Nie miał być to również akt z tamtą kelnerką, jeszcze lepiej. Miał to być tatuaż. Całkiem spoko, wystarczy tylko, że dowie się coś o gustach kolegi, co ma na nim być. - Czyli chcesz szkic wzoru na tatuaż? - spytał biorąc kolejny łyk. - Mogę to zrobić, ale będziesz musiał mi pomóc przy tym. - odrzekł, a po chwili kontynuował. - Będziesz musiał powiedzieć gdzie ma być... Zresztą, najlepiej będzie jak będziesz na bieżąco kontrolował pracę. I przyda się parę energetyków, będę siedział tak długo, aż nie skończę. - bez tych energetyków by się obeszło, ale szkoda marnować taką okazję na zaspokojenie kolejnego uzależnienia. Spojrzał się po chwili na kufel, wydawało mu się jakby nic z niego nie ubyło. Już zaczynały się skutki picia, bardzo słabą głowę masz chłopcze, oj bardzo. Na szczęście jeszcze myślał w większości trzeźwo, to dobre chociaż tyle.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 9:43 pm
Uniósł brwi widząc reakcję. Mógł się spodziewać wszystkiego. W zasadzie tego też, ale się nie spodziewał. Szybciej stawiał  na chłodny dystans albo zbesztanie wzrokiem. A tu proszę, nie dość, że kolega mu się krztusił to jeszcze rumieniec okrył mu twarzyczkę.
- Spokojnie, spokojnie, oddychaj- poradził przechylając z zaciekawieniem głowę. Przynajmniej go nie opluł. To by dopiero było. Zostać oplutym podczas czyjegoś ataku kaszlu. Poczekał aż Jerry dojdzie do siebie i przytaknął mu na pytanie. Chciał szkicu. I to nie byle jakiego. Miał być to szkic, który zostanie z nim już do grobowych desek. Potem dopiero się rozstaną. Pomysł na to małe dzieło nosił w głowie już dwa lata i chyba była najwyższa pora aby w końcu plany wcielić w życie. Szczególnie, że obawiał się, że szybko mu się znudzi to co wymyślił. A jednak nie. Co było podejrzane. Ale jeśli już sobie to zrobi nie będzie odwrotu. I nawet jeśli zmieni mu się koncepcja na własne ciało zostanie to z nim.
- Nie zamierzałem cię z tym zostawić sam na sam- dodał ciesząc się, z braku odmowy. Oczywiście nie był pewien czy praca jaką zrobi albinos będzie tą, która zostanie. Może być tak, że spojrzy na nią i stwierdzi, że jeszcze poszuka kogoś innego. Aby zobaczyć co ktoś inny zrobi. Możliwe też, że wsadzi ją do szuflady jeszcze na dwa lata aby mieć większą pewność, że to jest to co ma być. Z Willem nigdy nic nie było wiadomo. A na tyle ile sam siebie znał wiedział, że jeśli nie przyzwyczai się do tego i znudzi mu się po chwili, to będzie miał duży problem.
- W porządku, chociaż wolał bym kawę. Powiedz kiedy będzie ci pasować to się umówimy- był w  stanie przyjść do niego albo zaprosić go do siebie. W sumie na razie mieszkał samemu. Wiec nikomu to nie będzie przeszkadzać, że ktoś spędzi tam jeden, albo ile tam będzie potrzeba, czasu. - Więcej się dowiesz jak już będziesz przystępował do pracy- uśmiechnął się tajemniczo. Ale tak naprawdę, nie chciał ryzykować, że powie mu teraz co i jak. A ten za tydzień się rozmyśli i zostanie z wiedzą, której nie powinien posiadać. - A tymczasem możesz opowiedzieć mi o pochodzeniu tego cuda co masz na ręce- posłał krótkie i ciekawskie spojrzenie w kierunku blizny. Nie mogło być jednak zbyt długie, bo teraz kusiło go aby podejść i zdjąć materiał z barków Richarda. No i niesłychane jak te parę linii przykuwało jego uwagę, będąc nawet zakrytym. Chwycił kufel i wypił kolejne łyki napoju. I patrząc znad niego czekał na jakąś ciekawą historię. Jakoś nawet nie pomyślał, że osobnik może nie mieć ochoty o tym mówić. Bo niby dlaczego by miał. Will jakoś nie  umiał sobie wyobrazić, że może to się związać z czymś nieprzyjemnym. Jak coś się komuś nie podoba i jest na nim, zawsze może to usunąć. Ale może to było myślenie osoby, która nie musiała nigdy przejmować się ceną.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 10:35 pm
- Mam nadzieję, że pójdzie nam łatwo robienie tego szkicu. Będziesz pierwszym, który poprosił mnie o coś takiego. - pomijając już, że będzie również pierwszym, który zobaczy jak Rick pracuje, ale taka sytuacja. Jak już go ktoś poprosił o to, aby stworzył wzór na coś, co będzie na jego skórze przez resztę życia... No wolał tego nie spierniczyć po prostu. Chyba wystarczy, że pomyśli o tym tak, jak o wzorze na nowe graffiti, tylko będzie łatwiej z elementami, które będą się tam znajdować. - A jeśli chodzi o kiedy... Mam duuużo czasu wolnego. Praktycznie cały dzień, tylko poinformuj mnie gdzie i o której, i już tam będę. - zastanowił się, czy nie musi mu jeszcze czegoś powiedzieć. Chyba niekoniecznie, różne ma humory artystyczne, więc różne będzie miał wymagania. Najważniejsze, że załatwi mu energetyki, to najważniejsze.
- Aż tak jarają Cię blizny? - spytał, krzyżując ręce. O różnych fetyszach słyszał, ale że blizny? O tym jeszcze nie wiedział. Wziął kolejny łyk piwa, tym razem chociaż był pewien, że coś ubyło z kufla.
- No dobra, opowiem Ci skąd to mam. - dodał, przeciągając się na krześle. Przyjął pozycję idealną według siebie do opowiadania takich historii i zaczął.
- Więc byłem chyba wtedy w trzecim poprawczaku. Już byłem praktycznie uzależniony od papierosów, ale miałem 15 lat, nikt nie sprzeda takiemu gówniarzowi papierosów przecież. Ale jak to w takich miejscach było pełno cwaniaczków, co mieli wszystko czego dusza tylko zapragnęła. - wziął kolejny łyk i przerwał na chwilę. Musiał złapać oddech, alkohol już powoli robił na nim swoje, a to dopiero początek przecież. - No i wiesz polazłem do takiej jednej bandy, oni mogli mi je załatwić. Miał być handel, ja dam im kasę, a oni pety. Tylko kurwa trochę im się zapomniało o tym ,za co im płacę. No wkurwiłem się i jednemu zarypałem, bo mnie nikt nie będzie tak wkręcać. No a tamci mieli coś więcej niż tylko pięści, wyciągnęli scyzoryki, jeden miał już porządniejszy nóż. Ci co mieli scyzoryki to był pikuś, kilka lekkich podrapań i tyle, ale ten z nożem już mnie tak urządził. Gdyby nie łaziła tam facetka na dyżurze, to nie wiem co by się stało. Ale zajebałem jednemu paczkę, całkiem niezłe nawet były. - skończył swoją historię z przeszłości, biorąc jeszcze jeden łyk swojego piwa. Podniósł znad niego wzrok i spojrzał się na Wimsey'a. - Kiedyś muszę Cię narysować, nadasz się nieźle. - wymamrotał nieświadomie. Pewnie i tak prędzej czy później by mu to powiedział, ale jakoś piwo pomogło mu wcześniej powiedzieć. - A tak właściwie to długo tu jesteś? Pewnie lepiej się orientujesz co się dzieje w tej szkole. - spytał z czystej ciekawości, przydałby się ktoś, kto powie mu co i jak na wszelki wypadek.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Knajpa "The Red Lion"
Wto Lis 24, 2015 11:55 pm
Nie chciał mówić, że wątpi. Był wybrednym stworzeniem i lubił się czepiać. Ale liczył na wyrozumiałość związaną z tym gdzie ma się potem znajdować owo dzieło. Nie pozwolił by sobie mieć na sobie byle czego. Dobra w każdy wolny dzień maluje sobie po skórze farbami ale to co innego! Jego małe gówno zawsze zejdzie gdy użyje się mydła i wody. A tatuaż raczej nie.
- W porządku. Podaj mi swój numer. Powysyłam Ci sprośne smsy- znów uśmiechnął się asymetrycznie. Tym razem jednak nie czekając na żadną reakcję. Zajął się swoim piwem. Ze smutkiem zauważył też, że wypił już ponad połowę. Zakręcił nieco szkło w dłoniach. Tak by płyn zarurował. Obmywając ścianki naczynia.  Zaprzestał tej czynności gdy groziło mu wylanie alkoholu. Czego rzecz jasna nie chciał zrobić. Wypił jeszcze ze dwa łyki i przeniósł spojrzenie na rozmówce, który zadał mu pytanie.
- To ciekawość- odparł nie wdając się w szczegóły. Był świrem, ale zdawał sobie z tego sprawę i życie nauczyło go aby niektórymi rzeczami dzielić się na drugiej randce. Poza tym to nie był zbyt ciekawy  fakt z jego charakterystyki. Miał wiele bardziej zadziwiających. Na przykład upodobanie do martwych ciał. Martwego..wszystkiego. Jego kot wyglądał jak by przeżył napromieniowanie. A teraz widać było tego skutki. Tak Efyra była przedstawicielką rasy Lykoi. I przez większość ludzi była uważana za najpaskudniejsze zwierze na świecie. A według niego było całkowicie odwrotnie.
Przywitał skromnym uśmieszkiem fakt, że Richi zechce mu opowiedzieć co się wydarzyło w jego życiu. Niestety pierwsze zamyślenie nastąpiło niedługo po wstępie.  Will zaczął się zastanawiać czy faktycznie tak trudno jest zacząć palić w wieku piętnastu lat. Sam też zaczynał jakoś tak i nie miał jakiś większych trudności z dostaniem paczki. Zazwyczaj któraś z gospoś chętnie skoczyła do sklepu kupić parę paczuszek za możliwość zatrzymania reszty. Z alkoholem na jakieś imprezy też nigdy nie miał problemu. Głównie dlatego, że było go pod dostatkiem w domu. A jeśli nie, to zawsze znalazł się ktoś kto chciał zarobić.  Wrócił do wątku gdy albinos zrobił przerwę na piwo. Sam tez przyłożył swój kufel do ust i upił łyk. Opanował mimikę twarzy, aby nie zdradzić swojego zdziwienia owym końcem. Który zaraz jednak nie okazał się końcem. Z ulga przyjął dalszą cześć historii. I pomimo małych problemów udało mu się wysłuchać historii. Nawet nie wyobrażacie sobie jak trudno się skupić gdy wiecie, że ktoś ma coś co wam się podoba. Dwa ciągle wokół panuje lekki szum. A trzy kątem oka dostrzegacie ruch jakiś obcych ludzi. Normalnie oszaleć można. Dlatego Willy lubił grac na perkusji. Jak napierdalał w bębny to nic poza tym, że w nie napierdala nie słyszał. Widział tylko je, bo nic nie rozpraszało jego uwagi i mógł w końcu popłynąć gdzieś myślami nie bojąc się, że zaraz coś go wyrwie. Szybko streścił sobie całą opowieść w głowie  i zadał kolejne pytanie.
- Co zmalowałeś, że trafiłeś do poprawczaka?- zawsze wydawało mu się, że żeby trafić do takiego miejsca trzeba ćpać za młodu albo kogoś zabić. Jemu tam za to zawsze było o kilka kroków za blisko do wariatkowa. Ale rodzice nigdy go tam nie wysłali. No dobra raz, ale tylko na chwilę. I nikt o tym prawie nie wie. Chociaż ktoś kto go zna nie zdziwił by się dowiadując się o tym. - Jak ładnie mi to wynagrodzisz, to czemu nie- nie wiedział czy to co powiedział Grant jest jakimś dziwnym komplementem, czy faktycznie ten mu proponuje mu pozowanie.
- Od pierwszego roku, zostałem wysłany za bratem, aby miał na mnie oko. Ponoć stwarzałem dla siebie zagrożenie- odparł obojętnie. Nie wydawało mu się aby stwarzał sobie jakiekolwiek zagrożenie. Wcale nie miał skłonności do podpalania gotowanych obiadów i zapominania o żelazku.... No dobra, pomijając te parę razy kiedy zapomniał o tym, ze gotuje albo robi coś innego. Naszczacie z Terrym mieli dobry dobre stosunki, więc nie było większego problemu w tym, że się nadzorowali. - To zależy. Jeśli chcesz abym ci pomógł w ogarnięciu gdzie co jest to źle trafiłeś. Ja się gubię w domu rodzinnym- i w cale nie przesadzał. Na prawdę się w nim gubił. Nagle potrafił nie wiadomo jak znaleźć się przed gabinetem ojca a zaraz później obok pokoju gosposi.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach