Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power

Kapłanka Króliczego Bóstwa




Drobna Chinka z czarnymi króliczymi uszami zauważa twoje zaciekawione spojrzenie. Odkłada kolorowy lampion na blat stoiska i przywołuje cię dłonią.
Nie bój się, podejdź bliżej. Zastanawiasz się co tutaj robię? Nie, nie sprzedaję lampionów. Aczkolwiek jeśli wykonasz dla mnie drobne zadanie podaruję ci jeden z nich, byś mógł puścić go pod koniec dnia wraz z resztą. Co ty na to? Nic tak nie raduje jak puszczenie tysięcy lampionów w niebiosa — uśmiecha się do ciebie łagodnie, naciągając mocniej materiał swojego stroju na drobne dłonie.
Co musisz dla mnie zrobić? To zależy. Widzisz, wszystko zależy od twojego zodiakalnego patrona — już po chwili podaje ci drobną białą karteczkę i długopis, cały czas delikatnie się uśmiechając.
Napisz na niej swoją datę urodzenia, a ja powiem ci w roku jakiego zwierzęcia się urodziłeś i przydzielę odpowiednie zadanie. Żywioł też ma swoje znaczenie, ale... nie martw się, zostaw wszystko mnie — puszcza ci oczko, wyraźnie czekając na twój ruch.


____________________

Regulamin zadań:
1. Jedno zadanie = jedna postać. Nie możecie wziąć kilku zadań jedną postacią.
2. Możecie zgłosić się wszystkimi postaciami.
3. Wynagrodzenie będzie zależne od waszego zaangażowania i kreatywności.
4. Zadania rozdawane będą pod koniec każdego dnia wszystkim zgłoszonym osobom, jako że wymagają one interakcji z kapłanką. Zgłaszać możecie się do 4 marca 2018 roku. Czas na wykonanie zadań macie do 11 marca 2018 roku.




Kapłanka Króliczego Bóstwa [ ZADANIA ] Herb-RDpn_qnxwsaa
Mio Amakawa
Mio Amakawa
Fresh Blood Lost in the City
Pomimo tego, jak bardzo kusiła ją zwierzęca kawiarenka, to atrakcje z nagrodami i wszelkie zabawy polegające na faktycznym zrobieniu czegoś brzmiały najlepiej. Dlatego właśnie jej pierwszym celem były stoiska, które oferowały jakieś ciekawe zadania drobniejsze i większe.
A najmocniejsze zaintrygowanie na jej mordce wywołała urocza Azjatka odpowiedzialna za jakąś hordę lampionów. Podbiegła do niej natychmiast, słysząc tylko głos dziewczyny, by z zaciekawieniem wysłuchać co takiego miała do powiedzenia.
- Ooooooooo - bardzo elokwentnie zareagowała na wyjaśnienia ze strony nieznajomej, od razu przejmując długopis i papier, by napisać starannie: 27 maj 2003. Zaraz oddała zapisaną karteczkę kapłance, uśmiechnąwszy się ślicznie. - Proszę! - rzuciła z entuzjazmem i w spokoju zaczęła oczekiwać na zadanie.
[JOKER] B4QS4TSU
[JOKER] B4QS4TSU
Fresh Blood Lost in the City
Również Takara uległ chińskiej atmosferze. Nawet jeśli jego wierzenia były nieco inne, lubił cały obrządek chińskiego nowego roku. Nic dziwnego, że gdy już znalazł się na miejscu na jego twarzy wyrysowała się euforia w najczystszej postaci. Wyglądał jak ktoś, kto zaraz zacznie skakać ze szczęścia w miejscu lecz ostatkiem sił utrzymuje się przy ziemi.
Jego wzrok nieustannie przesuwał się po różnych stoiskach, aż w końcu został zbawiony przez jedno konkretne. Lampiony! Całe mnóstwo kolorowych lampionów. Przeurocza kapłanka, która zaraz go zaczepiła tylko zachęciła go do dodatkowej zabawy.
- Znam swój zodiak! Jestem kogutem urodzonym pod drzewem. - zażartował wpisując swoją datę urodzin na kartce. 5 czerwca 2005 roku. Jego uwadze nie umknęła inna osóbka, wyraźnie czekająca na zadanie od kapłanki. Drobna i wyjątkowo przeurocza. Rozejrzał się nieznacznie na boki wpierw określając czy przyszła tutaj sama niż w końcu postanowił do niej zagadać.
- Masz śliczną sukienkę. - powiedział z wesołym uśmiechem, zachowując swego rodzaju dystans by przypadkiem nie spłoszyć dziewczyny. Nawet jeśli daleko mu było do światowej klasy podrywaczy, jego nadmiar energii i pozytywności czasem potrafiły odstraszać.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
"Więc jesteś zainteresowany tylko mną?"
W przeszłości zapewne zamilkły bez słowa, poddenerwowany całą sytuacją, którą musiał ukrywać przed Jayem. Teraz jednak, gdy wszystko na swój sposób i tak wyszło najaw, uniósł jedynie kącik ust w zgryźliwym uśmiechu, dopełniając mimiki uniesioną lewą brwią.
Schlebiaj sobie dalej, Grimshaw — niczym przykładny prefekt nie rzucił niedopałka na ziemię, lecz poczekał aż dojdą do jednego z koszy na śmieci, by zgasić go na jego czubku i wrzucić do kosza. Wsunął zmarznięte dłonie do kieszeni kurtki, wydając z siebie dźwięk przypominający rozżalone jęknięcie.
A miałem tak olbrzymią ochotę na pasztet. Szlag by to wszystko i po co tu przychodziłem? — zapytał trącając zaczepnie butem kostkę szatyna, nim ponownie niczym Filip z Konopii, wyskoczyła na nich kapłanka. No, powiedzmy. Nie mógł zignorować widocznego nawoływania, udał się więc w jej stronę, skinąwszy uprzednio głową na Jaya.
Hm. Data urodzenia? — nie wyglądało na to, by miał zamiar protestować. W końcu jeśli zadanie mu się nie spodoba, po prostu go nie wykona. Zapisał na kartce 02/01/2001, zaraz podając kartkę dziewczynie.
Mio Amakawa
Mio Amakawa
Fresh Blood Lost in the City
Przybycie jakiejś radosnej buły płci męskiej nie umknęło jej uwadze. Szczególnie, że stanął zaraz obok niej, a po chwili nawet się do niej odezwał. Trochę nie zarejestrowała na początku informacji, jaką jej przekazał, ale zaraz ocknęła się i ukłoniła ślicznie w kierunku chłopaka.
- Dziękuję bardzo - oznajmiła trochę zbyt oficjalnym tonem jak na siebie. Zaraz jednak odchrząknęła i posłała w stronę młodzieńca szeroki uśmiech. - Trochę oszukana. Poprosiłam dobrą znajomą, żeby ją uszyła na wzór innej, zamiast kupić oryginalną.
Bo jakoś poczuła się do obowiązku, żeby rozjaśnić sytuację. Co z tego, że pewnie go to nie interesowało.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Nie muszę. Nie mam problemów z dowartościowaniem ― odparł zgodnie z prawdą. Nie miał też problemów z ogłaszaniem tego, że doskonale znał swoją wartość, choć jednocześnie wcale nie musiał tego robić. Przynajmniej nie przy przypadkowych osobach, które miały z nim do czynienia. Już sama jego postawa często wskazywała na to, że nie był tym tragicznym przypadkiem osoby, która pozwalała na to, by ludzie wchodzili jej na głowę lub obawiała się posiadania własnego zdania. Przy Winchesterze mógł jednak pozwolić sobie na podobne zabiegi, tym bardziej, że były one elementem rozmowy, na którą jakimś cudem jeszcze się zdobywał. ― Wolałem się rozeznać, na ile będę musiał poszerzyć swoją czarną listę ― dodał po chwili, nieustannie patrząc przed siebie. Ciężko było stwierdzić, czy w tym momencie mówił poważnie – beznamiętny ton jak zawsze wszystko utrudniał, pozostawiając interpretację jego wypowiedzi odbiorcom, którzy nierzadko się mylili.
Tylko Grimshaw wiedział, że było to subtelne ostrzeżenie, choć bynajmniej nie zostało skierowane pod adresem samego Riley'a.
No, no. Apetyt wrócił i mamy książęce wymagania ― mruknął, strzepując popiół na ziemię, zanim zatrzymał się gwałtownie, gdy drobna sylwetka pojawiła się tuż przed nimi.
Czy w ty miejscu wszyscy byli tacy nadgorliwi?
Potarł kciukiem skroń i udał się za złotookim, który jak zwykle był chętny do pomocy w najróżniejszych zadaniach, nawet jeśli chodziło o zwykły lampion. Zatrzymał się tuż obok, sceptycznie spoglądając na podsuniętą kartkę, zanim w końcu zdecydował się zapisać na niej: 05.01.2001. Nie sądził, by wynik tego zapisu miał jakkolwiek różnić się od wyniku Thatchera.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City


Ostatnio zmieniony przez Alan Hayden Paige dnia Nie Lut 25, 2018 9:01 pm, w całości zmieniany 1 raz
Ale spójrz na plusy – kiedy te małe niejadki nie chcą tknąć czegoś, co brzmi albo wygląda okropnie, zostaje więcej jedzenia dla tych, którzy nim nie pogardzą ― odparł, choć zadawał sobie sprawę, że dla rodziców, którzy próbowali wmuszać jedzenie w swoje pociechy, to nie było na tyle proste. W końcu zależało im na tym, by te rozwijały się prawidłowo. Ale czy podobna teoria ze strony Paige'a nie czyniła go kiepskim materiałem na ojca?
Wolnego, Black. Nie jestem szczególnie przesądny, więc nie pakuj mnie do jednego wora z ludźmi, którzy wolą marnować sól na coś innego niż frytki ― zaśmiał się pod nosem, zaraz wydając z siebie zadowolony pomruk, gdy zęby chłopaka lekko zacisnęły się na jego policzku.
„Tylko jej nie zjedz, wilczurze.”
Woof ― wydał z siebie udawane szczeknięcie z widocznym na twarzy rozbawieniem, gdy zbliżali się do stoiska. Nie dzieliło ich nawet pięć kroków od docelowego miejsca, a głos kapłanki wypełnił ich uszy.
Wszystko, czego potrzebuję to wasze daty urodzenia.
Ktoś tu się spoufala ― rzucił konspiracyjnie w stronę Mercury'ego, chociaż z zaciekawieniem spojrzał na kartkę, na której mieli zapisać odpowiedni dzień, miesiąc i rok. ― W sumie nigdy nie zastanawiałem się nad swoim chińskim zodiakiem. Nie żeby wszyscy inni się nad tym zastanawiali... Ciekawe czym jestem.
Bez wahania złapał za długopis i płynnie nakreślił na kartce: 28-01-2001.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Jasne, tylko ile można słuchać wiecznego narzekania? Każdego dnia cieszę się, że Sky nigdy nie marudził nad swoim jedzeniem biorąc przykład ze mnie i Saturna. No, chyba że ktoś kazałby mu zjeść jedzenie zwykłego przeciętnego mieszkańca... swoją drogą to bardzo zabawna historia.
Zaśmiał się cicho na samo wspomnienie, kręcąc nieznacznie głową na boki.
Hej, nie wpakowałem cię do... jak to określiłeś "jednego wora" z ludźmi przesądnymi, tylko z innymi rasowymi amerykańcami.
Bezczelny uśmiech i słowa powiewające rasizmem bez wątpienia były tylko złośliwym żartem, a nie poważną wypowiedzią. W końcu pamiętajmy, że Mercury podobnie jak blondyn również urodził się na Alasce, a w Korei bywał jedynie w formie rekreacji bądź biznesowo. Nie planował się tam przeprowadzać, ani teraz, ani nigdy.
Właściwie to podanie swojej daty urodzenia jest w Azji drugą rzeczą, którą mówisz zaraz po imieniu — odpowiedział szeptem, przekazując chłopakowi kolejną porcję wiedzy na temat odległego kontynentu, podsuwając dziewczynie kartkę z wypisaną na niej eleganckim pismem datą "09.01.2003".
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Och! Widzę, że przyszli państwo parami. Doskonale, w takim razie będzie o wiele łatwiej. Możecie wykonywać swoje zadania razem — uśmiechnęła się promiennie na widok Mio i Takary, Rileya i Ryana, oraz Alana i Mercury'ego, przysuwając do siebie wypisane przed ich kartki.
Zobaczmy od początku. 27 maja 2003. Koza z żywiołem wody. Choć do panienki pasowałby lepiej drugi wariant - Owieczka przez ten uroczy wygląd — powiedziała uśmiechając się promiennie w jej kierunku. — Moim zadaniem dla owieczki będzie... och, doskonale. Widzisz tamto stoisko? Wygląda na to, że z samego rana prowadzącemu je mężczyźnie Huangowi zepsuł się kostium smoka nad którym tak ciężko pracował. Serce się kraje. Pomóż mu prosze w zebraniu wszystkich kawałków kolorowego papieru, który nadal leży na ziemi. Może dzięki temu odzyska nieco wiary w siebie i postanowi go naprawić przed pokazem, jestem pewna że da radę.
Zaraz po tych słowach odwróciła się do Takary.
5 czerwca 2005 roku. Kogut, drzewo. Wszystko się zgadza. W takim razie dla pana mam inne zadanie. Owieczka może mieć problem w zebraniu wszystkiego na własną rękę. Pańska charyzma bez wątpienia pomoże panu w przekonaniu innych przechodniów, by jej pomogli. Co najmniej pięciu innych, co pan na to?
Po tych słowach uznając, że wszystko jest jasne, obróciła się ku Rileyowi i Ryanowi.
02 stycznia 2001 i 5 stycznia 2001. Ten sam znak zodiaku.
Smoki. Waszym żywiołem jest metal. Doskonale, wasz zodiak pasuje do was idealnie — przesunęła po nich oceniającym spojrzeniem, zaraz obracając się w kierunku przeciwnym do poprzedniego — Wygląda na to, że Pan Chang po naszej prawej ma jakiś problem ze swoją kuchenką. Jest w dość podeszłym wieku, a wszyscy wokół są zajęci własnymi zamówieniami. Podejdźcie do niego i powiedzcie, że was przysłałam. Zapytajcie czy możecie jakoś pomóc. Spokojnie, jestem pewna że obejdzie się bez gotowania.
Aż w końcu przyszła kolej na Alana i Mercury'ego.
28 stycznia 2001. Wąż. Również metal. Pan natomiast jest koniem, a jego żywiołem jest woda. Pomyślmy... wygląda na to, że pani Chen ze stoiska naprzeciwko odstrasza mi klientów. Wszystko dlatego, że w ostatnim tygodniu bez jej zgody spotkałam się z jej synem i odrzuciłam jego względy. Pan wąż przekona ją, by przestała mnie nękać ze względu na własną nadopiekuńczość. Pan koń natomiast wesprze w tym czasie jej syna, który zajmuje się sprzedażą amuletów szczęścia. Powiedz że Lin cię przysłała, na pewno się zgodzi. Nie chcę by ze względu na drobną kłótnię tracili na interesie. Och. Tylko niczego nie zniszczcie — uprzedziła ich z uprzejmym uśmiechem, wyraźnie czekając aż wszyscy ruszą w swoją stronę.


_______________

Mio i Takara - min. 3 posty akcji. Takara może zgarnąć maksymalnie dwie osoby na posta do pomocy. Im więcej postów tym lepiej!
Riley i Ryan - bez gotowania, haha. Pan Chang poinformuje was, że jesteście niczym synowie niebios (smoki!) i rzeczywiście przyda mu się pomoc. Na zapleczu ma zapasową kuchenkę, którą trzeba przenieść i podłączyć. Spokojnie, nic trudnego, we wszystkim wam pomoże. Min. 3 posty akcji.
Alan i Mercury - minimum 3 posty akcji. Jedno zajmuje się przekonywaniem pani Chen, drugie sprzedażą amuletów wraz z synem. Pani Chen jest bardzo upartą kobietą i w dodatku niesamowicie zapatrzoną w syna, ale na pewno w końcu ulegnie namowom i zrozumie swój błąd!
[JOKER] B4QS4TSU
[JOKER] B4QS4TSU
Fresh Blood Lost in the City
Trochę oszukana? Roześmiał się słysząc słowa dziewczyny, choć zaraz zamilkł zasłaniając usta dłonią zupełnie jakby zdał sobie sprawę, że kompletnie go nie znała. Nie chciał by pomyślała że ją wyśmiewa.
- Przepraszam. Po prostu nie ma to nic wspólnego z oszukaniem! Podziwiam ludzi, którzy robią takie rzeczy sami, wyszło jej to naprawdę świetnie. Poza tym dzięki temu twoja sukienka jest jedyna w swoim rodzaju - uśmiechnął się, zwracając w stronę kapłanki, która zleciła im swoje zadania. Otworzył kilkakrotnie usta wyraźnie zmieszany pomyłką która zaszła.
- O nie, my nie... - chyba go nie słuchała. Mówiła już do kogoś innego. Podrapał się po karku, patrząc na czarnowłosą.
- Wybacz to chyba trochę moja wina. Skoro już wykonujemy razem zadanie to dobrze byłoby jakoś do siebie mówić. Fujishima - wyciągnął dłoń w jej kierunku w geście przywitania, zaraz patrząc w stronę wskazanego stoiska.
- Idziemy?
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
"Wolałem się rozeznać, na ile będę musiał poszerzyć swoją czarną listę."
Z początku milczał cały czas idąc po prostu przed siebie. Dopiero po chwili Grimshaw mógł poczuć lekki nacisk na swoim ramieniu, gdy chłopak przechylił się w jego stronę, opierając o niego bokiem. Pozornie nic nieznaczący gest, nie zwracający na siebie większej uwagi.
Wcale, Jay. A przynajmniej nie w tym momencie — powiedział patrząc na niego kątem oka, przed powróceniem wzrokiem na trasę. Była tylko jedna grupa, której nie był w stanie wybaczyć do końca życia ich czynów, ale nikt z jego otoczenia do niej nie przynależał.
Nie skomentował słów o książęcych wymaganiach, odsuwając się jedynie ponownie na bezpieczną odległość, gdy wyrosła przed nimi drobna chinka.
Smoki, no proszę.
Bez żadnego potwierdzenia ruszył w stronę stoiska "Pana Changa", rzucając mu krótki uśmiech.
Dzień dobry. Przysłała nas panienka Lin ze stoiska obok, podobno ma pan jakiś problem z kuchenką. Możemy pomóc.
Starszy mężczyzna podał talerz jednemu z klientów, zaraz patrząc na Winchestera niczym na zbawiciela z wyraźnie zachwyconą miną.
Sam książę niebios mi was przysłał. Poczekajcie chwilę, tylko obsłużę klientów do końca i zrobię chwilę przerwy. Mam nadzieję, że nie potrwa to dłużej niż 15 minut, każda minuta to minuta stracona i jeden głodny człowiek więcej...
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Nie wiem, co wlicza się w zakres dań zwykłego przeciętnego mieszkańca, ale jeśli chodzi o domową kuchnię, w którą ktoś zamiast nuty Italii czy innego kraju, włożył swoje serce – spokojnie, nie tak dosłownie – to dzieciak nie wie co traci. Co tam próbowaliście w niego wmusić? ― spytał, przechylając głowę z zaciekawieniem. Skoro to aż tak bawiło Mercury'ego, Hayden także chciał się pośmiać, zresztą nie od dziś miał na pieńku ze Sky'em, więc dobrze było poznać jego słabe punkty.
Chyba nie zamierzasz toczyć pojedynku z dzieciakiem?
Skąd ci to przyszło do głowy?
Ohoho, widzę, że ktoś tu się rozhulał ― rzucił na wieść o tym, że dla niego był rasowym amerykańcem. I chociaż trudno, żeby potraktował to poważnie, uniósł ramię, by przerzucić je przez kark Blacka i objąć go za szyję, przyciągając do siebie. Chwilę później wolną dłonią poczochrał czarne kosmyki włosów chłopaka, nie zważając na otoczenie ani na to, czy ktoś miał się temu przyglądać, wyciągając własne wnioski.
Na szczęście szybko zwrócił mu wolność.
Ale nie jesteśmy w Azji ― odpowiedział, zachowując konspiracyjny ton, jednak stało się i kapłanka mimo tego poznała jego życiową tajemnicę. Co będzie, jeśli wszystko to miało na celu wpakowanie mu do rąk prezentu urodzinowego?
Katastrofa.
„28 stycznia 2001. Wąż. Również metal. Pan natomiast jest koniem (...)”
Paige nie mógł powstrzymać krótkiego parsknięcia, choć w gruncie rzeczy nawet nie próbował, biorąc pod uwagę, na ile zabawnie koń odpowiadał dumnemu paniczowi. Pokręcił głową, przysłuchując się temu, jakie zadanie przygotowała dla nich kapłanka.
No nie wiem... ― zaczął, ściągając brwi w zastanowieniu. Wiedział, ze w tym wszystkim będzie tkwił jakiś haczyk, jednak nie sądził, by ktoś powinien wykorzystywać swoją fuchę w podobny sposób. ― Nie pisałem się na bycie adwokatem i jak dla mnie to trochę dziwne, że moim zadaniem ma być załatwianie spraw między ludźmi, których nie znam. ― Rozmasował dłonią kark, zerkając ku czarnowłosemu, jakby to u niego szukał potwierdzenia własnej teorii albo pomocy w podjęciu decyzji. ― Co o tym sądzisz, mój rączy rumaku?
Błysnął zębami w złośliwym uśmiechu.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, panie krytyku i obrońco dań pozornie nijakich, ale te dania niczyje wbrew pozorom także mają swoje korzenie i nie są prywatnym wymysłem. Nadal pozostają własnością kulturową jakiegoś kraju bądź jego regionu — parsknął rozbawiony, szturchając go łokciem w bok. Już miał opowiedzieć mu historię ze Sky'em gdy ponownie zaczął się śmiać. Próbował się opanować, ale w rezultacie wszystkie słowa były wypowiadane w dość zduszony, przerywany sposób.
Nie wiem... jakiś dzieciak... chyba chciał go poderwać na cukierki... dał mu najtańsze jakie mieli. Sam cukier, zero smaku... obok czekolady nawet nie stały. Zjadł go do końca z grzeczności... nawet podziękował. A potem ta sama osoba... zabrała go na pizzę za kilka dolarów. Gdy zobaczył jak ocieka tłuszczem... po prostu wstał i wyszedł, a potem chciał przekonać naszego ojca żeby opłacił kursy gotowania. WSZYSTKIM KUCHARZOM w tej restauracji. Uznał... uznał że są zbyt beznadziejni wraz ze swoimi produktami, by obsługiwać gości. Powiedział nawet, że odda na to pieniądze z własnego kieszonkowego. Siedmiolatek.
Cały czas się śmiał, nie protestując gdy Alan przyciągnął go do siebie. Nie poprawił nawet bałaganu, który pozostawił po sobie na jego głowie.
Hej, to China Town. Trochę jesteśmy — odszepnął odsłaniając śnieżnobiałe zęby w równym uśmiechu.
"Co o tym sądzisz, mój rączy rumaku?"
O ty żmijo. Skoro taki jesteś wygadany to pójdzie ci doskonale — ten sam złośliwy uśmiech pojawił się i na jego twarzy, gdy odwrócił się do niego plecami i zniknął w tłumie, by odnaleźć odpowiednie stoisko. No dalej Paige, przecież żyje się tylko raz, na pewno nie miałeś okazji pokłócić się ze staruszką o jej syna!
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Trudno było nie zwrócić uwagi na nawet najdrobniejszy gest, biorąc pod uwagę, że odkąd tu przyszli, przez cały czas dzieliła ich przynajmniej niewielka odległość, jakby po wyjściu z mieszkania między nimi uformowała się jakaś niewidzialna i nieprzekraczalna ściana. Teraz jednak runęła, nie wydając z siebie nawet najmniejszego trzasku, choć gdyby miało się porównać ją do czegoś namacalnego, byłaby cienkim szkłem, które potrzebowało zaledwie niewielkiej pomocy, by pęknąć i obrócić się w drobny mak.
„Wcale, Jay. A przynajmniej nie w tym momencie.”
I lepiej w żadnym innym.
Wypuściwszy dym z ust, obrócił twarz w bok i dmuchnął ciepłym powietrzem w jego ucho, sprawiając, że kilka kosmyków zsunęło się z niego posłusznie. Nie udzielił żadnej odpowiedzi, jakby wystarczył ten jeden zaczepny gest, by przekazać mu wszystkie swoje myśli.
„Smoki, no proszę.”
To z pewnością wyjaśniało ich usposobienie.
Ale czy przypadkiem nie powinni teraz napaść na jakąś wioskę, zamiast zajmować się pomocą starszemu panu? Choć jakby nie patrzeć, Winchester na pewno był teraz w swoim żywiole, co dało się zauważyć po tym, że praktycznie od razu wypruł do przodu, nie próbując kwestionować przydzielonego zadania.
Szarooki wypuścił powietrze ustami, niespiesznie ruszając za Thatcherem. Po drodze wyrzucił niedopałek do kosza, pozwalając na to, by to Riley zajął się graniem uprzejmego chłopaka. Sam powitał staruszka krótkim skinieniem głowy. Mieli szczęście, że sprzedawca nie był problematycznym przypadkiem.
Sprytne ― rzucił bez wyrazu, nie siląc się na głośniejszy ton. Celowo mówił na tyle wyraźnie, by tylko Woolfe miał szansę go usłyszeć. ― Ciekawe jak długo czekali, zanim znaleźli sposób na darmową pomoc.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Mruknął coś cicho, czując ciepłe powietrze na swoim uchu, nie odezwał się jednak ani słowem. Dopiero przy stoisku wpatrywał się jak mężczyzna obsługuje pozostałych klientów, dając im chwilę na bezczynne sterczenie w miejscu.
Nie wygląda na kogoś, kto o nią prosił wiesz. To raczej ten typ człowieka, który w milczeniu wykonuje swoją pracę i zaciska zęby pomimo problemów, by nie sprawić nikomu innemu kłopotu — odpowiedział ściszając nieznacznie głos. W końcu Pan Chang podał ostatni talerz i przeprosił jednego z klientów, wystawiając na blat kartkę z napisem "Chwilowo nieczynne".
Przepraszam, że musieliście czekać.
Ukłonił im się nieznacznie, uśmiechając w wyjątkowo sympatyczny, wręcz pocieszny sposób który na swój sposób momentalnie ogrzał serce Winchestera. Na widok takich osób niesamowicie boleśnie docierał do niego brak własnych dziadków.
Co możemy dla pana zrobić?
Najpierw musimy odłączyć obecną kuchenkę. Zdjąłem już wszystko z palników, ale uważajcie by nie dotknąć ich ręką. Są gorące, możecie się poparzyć.
Skinął potwierdzająco głową, od razu podchodząc do sporej maszyny, by odłączyć od niej wszystkie czarne kable, przesuwając je na bok. Rozejrzał się szukając w miarę wygodnego miejsca na ułożenie rąk.
Złap od tamtej strony Jay. I uważaj na blat. Gdzie mamy to zanieść?
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach