Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Basen na dachu
Czw Cze 15, 2017 5:01 pm
Basen na dachu  Basenpng_aqaehnp

Miejsce, które bez wątpienia mocno zapada w pamięć. Nawet jeśli dojście do niego jest wyjątkowo proste - wystarczy w końcu podążać po prostu za schodami i iść na samą górę - niewiele osób ma okazję się tu znaleźć, bez odpowiedniego zaproszenia. Woda w basenie jest ogrzewana, a jej temperatura nieustannie kontrolowana, zależnie od pogody i pory roku. Schodami wychodzi się wprost na taras, na którym rozstawiono kilka leżaków. Dalej znajduje się duże pomieszczenie służące zarówno za siłownię, jak i szatnię. Ta ostatnia jest jedynym pomieszczeniem, gdzie sufit jest całkowicie normalny. Zarówno na siłowni, jak i tarasie bowiem cała góra jest przeszklona, co umożliwia obserwowanie pływających osób. Po wyjściu z przebieralni można udać się na dach z pomocą windy lub schodów, obserwując jednocześnie ten sam basen z boku (co nadaje mu wyglądu wielkiego akwarium).
Przestrzeń na samym dachu jest olbrzymia. W podłożu umieszczono małe wiatraki, które zależnie od temperatury na zewnątrz wydmuchują ciepłe lub zimne powietrze. W razie deszczu, kamerdynerzy z pomocą pojedynczego przycisku są w stanie rozłożyć zwykle ukryte zadaszenie, niesamowicie podobne do tych samych, które buduje się na stadionach. Co biorąc pod uwagę kanadyjski klimat, bywa niezwykle przydatne.
Wystarczy zostawić swoje rzeczy na jednym z leżaków i wskoczyć do basenu, nie przejmując się niczym więcej.
Po prawej stronie od basenu, znajduje się oddzielone z pomocą niskiego murku lądowisko dla helikopterów, na które można wejść z pomocą drabiny. Pomijając fakt, że zwykle pozostaje zamknięte, gdy nikt z niego nie korzysta.
__________________________________

Informacja Fabularna: Miejsce niedostępne dla gości. Dojście na basen bez wyproszenia przez ochronę/kamerdynera jest zwyczajnie niemożliwe, chyba że użyjecie helikoptera i skoczycie ze spadochronem. W innym wypadku pozostaje wam przyjście tu z jednym, z członków rodziny Black.
Gdy ktokolwiek korzysta z basenu, zawsze przy wejściu może dostrzec kamerdynera, gotowego spełnić każdą najmniejszą zachciankę zarówno gospodarza, jak i samych gości.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Wto Cze 20, 2017 3:40 am

Przynajmniej go posłuchał.
Gdyby Alan postanowił się buntować, nie posłuchać jego polecenia i stwierdzić, że świetnie sobie da radę bez niczego do pływania, Mercury zapewne odwołałby całe wyjście. Nie chodziło tu o zwykłe niezadowolenie spowodowane czyimś brakiem podporządkowania się czy rasowym fochem w iście dziecięcym stylu. Nie miewał do nich większych predyspozycji. A przynajmniej nie w towarzystwie innych osób, do których nie miał na tyle dużego zaufania, by pozwolić sobie na podobną swobodę. I właśnie ten element sprawiał, że robił to wyłącznie w towarzystwie Saturna.
Mimo to gdy szedł schodami posiadłości wsłuchując się w równomierne kroki stawiane przez niego i Alana, zaciskając nieznacznie swoją dłoń na jego, z jakiegoś powodu czuł się całkiem na miejscu. Rzadko kiedy zwracał uwagę na podobne czynniki. Gdy się na kimś skupiał, nie potrzebował jakiegoś szczególnego poświęcenia ze swojej strony. Potrafił wyłapać jeden czynnik w ich charakterze bądź wyglądzie. Przedstawiał go zarówno sobie, jak i innym w sposób tak pozytywny, że każdy był w stanie uwierzyć w głębokie uczucia, jakimi prędzej czy później zaczynał darzyć drugą osobę. Emanowały one z każdego jego gestu. Najmniejszego uśmiechu, gdy wyciągał do kogoś dłoń. Poprawienia zakrzywionego kołnierza koszuli i muśnięcia policzka kciukiem z cichym śmiechem. Wzroku podniesionego znad czytanej przez niego książki. Rzeczy, na które niejednokrotnie nie zwracano najmniejszej uwagi, w towarzystwie Blacka potrafiły stać się na tyle ważne, by potrafiły utkwić w pamięci. Niejednokrotnie bardzo, ale to bardzo głęboko. Przyzwyczajenia, które zakorzeniały się w sercach innych drobnymi haczykami, nie zwracającymi na siebie większej uwagi.
Dopóki Mercury nie wyrywał ich jednym, bezlitosnym ruchem. Nadal uważny wzrok, tracił całą wcześniejszą łagodność. Cały urok. Wszystko zastępowała wyłącznie pogarda przemieszana z autentycznym znudzeniem. Nie potrafił policzyć jak wiele razy przeżywał podobny scenariusz. Nie był w stanie stwierdzić, czy był on czymś co robił specjalnie, a może wypracował w sobie po prostu swego rodzaju reakcję obronną, jak zarzucała mu większa ilość osób. Tylko przed czym?
Pociągnął Alana w milczeniu przez balkon, na którym chłodne powietrze dość wyraźnie dało o sobie znak. Nie trwało to jednak zbyt długo. Zaraz znaleźli się na nowo w ogrzewanym pomieszczeniu. Podniósł wzrok zatrzymując go na czekającym kamerdynerze, który ukłonił się krótko w ich stronę.
Basen będzie gotowy za około piętnaście minut, paniczu Black.
Doskonale — dla niego była to wyłącznie prosta informacja. Dla kogoś z zewnątrz już po zobaczeniu pierwszych skrawków (jak i całego sufitu) przeszklonego basenu, ciężko było nie zadać sobie jednego, konkretnego pytania. Jak olbrzymie ilości energii musieli zużywać, by zapewnić sobie podobną przyjemność? Bez wątpienia, nie bez powodu najbogatsze rodziny były również znane jako najwięksi wrogowie ekologów.
Usiądź, Paige. Chyba, że chcesz się przejść i popatrzeć? — zapytał wskazując początkowo na jedną z wielu kanap przygotowanych dla gości, nim w końcu wskazał palcem na sufit, w którym woda burzyła się nieznacznie, prawdopodobnie pod wpływem intensywnie pracujących grzałek. Sam przeszedł do mebla, by usiąść na miękkim siedzeniu i wyciągnąć rękę w bok wyćwiczonym ruchem. Niemalże od razu znalazł się w niej kieliszek z lekko złotawym, musującym płynem. Wystarczyło jedno spojrzenie, by z łatwością stwierdzić, że nie był to sprite.
Zadziwiające jak bardzo w tym jednym momencie cała sylwetka Mercury'ego zdawała się dodatkowo podkreślać jego pochodzenie, gdy poruszył nieznacznie kieliszkiem przyglądając się uważniej jego barwie i uciekającym bąbelkom. Upił drobny łyk w wyraźnym zamyśleniu, nim spojrzał na kamerdynera.
Dom Pérignon Rosé. Od Moët et Chandon.
Rocznik?
1997... nie. 1998.
Doskonale.
Prowadzili tę drobną grę od kilku lat, za plecami ojca Blacka. Nie żeby miał robić mu szczególne problemy ze względu na jego niepełnoletniość i kosztowanie szampana, który nawet jeśli zaliczał się do alkoholi, bez wątpienia stanowił jedną z ich najmniej procentową część.
Kamerdyner momentalnie znalazł się przy Alanie, wyciągając tacę i w jego stronę, by zaoferować mu odrębnie przygotowany kieliszek.
Może lepiej, by nie wiedział że szampan którego mu podajesz kosztuje ponad jedenaście tysięcy dolarów za butelkę.
Jak widzisz, usta mam w tym momencie zamknięte.
I rzeczywiście, dopiero po krótkiej chwili, odgarnął drugą ręką niesforny kosmyk z czoła, by upić kolejny łyk. Zdecydowanie nigdzie się nie spieszył.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sro Cze 21, 2017 9:07 pm
W gruncie rzeczy Paige był zgodny – przynajmniej tak długo, jak spełnienie czyjejś prośby mu nie szkodziło. Znał się na tyle dobrze, że wiedział, że nie przytaknąłby ślepo nawet komuś wysoko postawionemu, a już tym bardziej nie po to, by wbrew sobie sprawić drugiej osobie przyjemność. To dość egoistyczne podejście oszczędzało mu wielu problemów i z miejsca przygotowywało innych na najgorsze. Jeśli ktoś nie potrafił tego zaakceptować, nikt nie zmuszał go do tego, by męczył się w towarzystwie Alana – blondyn niemal od zawsze starał się sprawiać innym minimalne kłopoty i tego samego oczekiwał w zamian.
Nie można powiedzieć, że w wielkiej rezydencji czuł się na swoim miejscu – całkiem oczywistym faktem było to, że odstawał już na samym tle perfekcyjnie wymalowanych ścian, idealnie wypucowanych podłóg i drogich ozdób, jednak obecność czarnowłosego z pewnością pozwoliła mu odnieść wrażenie, że czuł się dokładnie tak, jakby odwiedzał kolejnego kumpla w jego własnym domu. Nie był tu intruzem i chociaż nadal nie wypadało mu grzebać w jego rzeczach – choć do lodówki dobrałby się z ogromną chęcią – nikt inny nie mógł zarzucić mu, że tu nie pasuje.
Przerzucił spodenki przez ramię, uważnie obserwując drogę, którą kierowali się w stronę basenu. Nie przeszkadzał mu chwilowy powiew chłodnego powietrza, na które i tak już wkrótce miał się narazić, po tym jak z własnej woli wybrał opcję pływania na zewnątrz. Kiedy na powrót znaleźli się w pomieszczeniu, mimowolnie uniósł wzrok na sufit. Błękit wody wystarczająco przyciągnął jego uwagę i teraz konieczność pożyczenia czegoś do ubrania zaczynała mieć więcej sensu. Z ust Haydena mimowolnie wyrwał się krótki śmiech rozbawienia na myśl o tym, że gdyby tym razem odmówił współpracy ktoś, kto akurat znajdowałby się pod basenem, miałby niezły widok. Na szczęście nie podzielił się tym z Mercurym  i zachował to tylko dla siebie, choć już po samym wyrazie twarzy ciemnookiego można było wywnioskować, że zrozumiał skąd wziął się cały ten nacisk.
Przynajmniej przejawia jakieś oznaki normalności. Mam nadzieję, że nie wpuściłby cię tam, gdybyś zaczął się wykłócać.
Widzę, że robimy postępy.
Nigdy. Nadal uważam, że to nie jest miejsce dla ciebie. On nie jest dla ciebie.
No, no. Nie sądziłem, że aż tak przepadacie za byciem na widoku ― rzucił z niewielkim przekąsem, jednak bez tego charakterystycznego, oceniającego tonu, jakby w pośredni sposób przyznawał się do tego, że jeszcze nigdy nie widział czegoś podobnego.
Zajął miejsce na kanapie, nie zamierzając korzystać z możliwości obchodu. Był w czyimś domu, a nie w zoo, choć wiele osób na jego miejscu bez wątpienia nie pogardziłoby podobną wycieczką z główną atrakcją w postaci otwierania wszystkich drzwi napotkanych na drodze. A w tym budynku na pewno ich nie brakowało.
Na patrzenie jeszcze będę miał czas, Black ― mruknął, wyciągając wygodnie ramię na oparciu kanapy. Ciężko było stwierdzić, czy był aż tak przekonany o tym, że jeszcze zostanie tu zaproszony – a w końcu mieli całą noc, więc wszystko mogło się zdarzyć – czy może doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nawet jeśli był to jego pierwszy i ostatni raz tutaj, nie żałowałby niczego.
„Dom Pérignon Rosé. Od Moët et Chandon.”
Ile ty masz lat, dzieciaku.
Jasnowłosy w milczeniu przysłuchiwał się tej krótkiej wymianie zdań, nie kontrolując przy tym wyrazu swojej twarzy. Uniósł brew, jakby nie do końca rozumiał, o co chodziło w tej całej zgadywance, jednak z drugiej strony, gdyby podstawiono mu różne kawałki pizzy z tymi samymi dodatkami, pewnie byłby w stanie odgadnąć, z którego (podrzędnego) lokalu pochodzą. Na szczęście nikt nie musiałby pytać go o ich rocznik.
Zgarnął kieliszek z tacy i pociągnął łyk szampana, nie zdając sobie sprawy, że jego żołądek właśnie wypełnił się płynną fortuną. Trunek był dobry w smaku, jednak dla niego nadal był jedynie szampanem, którym zazwyczaj wznoszono toasty na imprezach – nic dziwnego, że Paige nie odczuł żadnej różnicy, czego zresztą nie można było mieć mu za złe.
Jesteś w chuj dziwny ― stwierdził, upijając kolejny łyk musującego napoju. Nie brzmiało to jak obelga, ale jak coś, co właśnie do niego dotarło i czego własny język nie pozwolił zachować dla własnej informacji. Ciemne tęczówki skupiły się na twarzy Blacka, jakby blondyn chciał wychwycić jakąkolwiek zmianę na jego twarzy. ― Wcześniej nie dałeś mi dokończyć, ale uznam, że wiesz na co się piszesz, częściowo dając mi wolną rękę. Zastanawia mnie tylko, którą osobą z kolei jestem. Wiesz... cała ta szopka z przynoszeniem własnych rzeczy.
Zatoczył niewidzialne koło palcem wskazującym.
Nie pamiętasz już? Pewnie chce wygrać tę waszą durną grę. Powie, że jesteś pierwszy, a będziesz dwudziesty.
Wątpił. Tym bardziej, że nic nie wskazywało na to, by oczekiwał od niego kłamstwa. Słowa były rzucone na tyle luźno, że bez trudu dało się wyłapać, że kierowała nim tylko ciekawość i chęć wyciągnięcia jakichś jeszcze niewypowiedzianych wniosków.
Nie przeszkadza ci to?
Ani trochę.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sob Cze 24, 2017 9:37 pm

"No, no. Nie sądziłem, że aż tak przepadacie za byciem na widoku."
Słysząc jego słowa z początku patrzył na niego z wyraźnym zaskoczeniem, aż w końcu... wybuchł śmiechem. Do tego stopnia, że jego dłoń zatrzęsła się niebezpiecznie wraz ze znajdującym się w nim płynem. Zamknięte oczy skutecznie uniemożliwiały mu dostrzeżenie, że kamerdyner również uniósł nieznacznie kąciki ust w uśmiechu, nim szybko się odwrócił, by ukryć podobny fakt przed ich gościem. Uspokoił się po dość krótkim czasie, gdy rozsądek w połączeniu z mocno zakorzenionym w nim nawykiem, podpowiedział mu, że zbyt długi śmiech mógł osiągnąć miano wyśmiewania drugiej osoby.
Chyba pierwszy raz ktoś powiedział mi coś takiego — uniósł wolną dłoń do twarzy, ocierając palcem lekko wilgotny kącik oczu. Upił kolejny drobny łyk szampana, który całe szczęście pozostał na swoim miejscu po całej tej drobnej scenie.
Wszystko w rezydencji rodziny Blacków jest na widoku. Nie rzuciły ci się w oczy nasze gigantyczne okna zajmujące całe ściany, za wyjątkiem drobnego parapetu wypełnionego poduszkami? Znajdują się na każdym piętrze. Gdy patrzysz z dachu widzisz nie tylko całą naszą posiadłość, ale i samo oddalone Vancouver. Mamy nawet własne lotnisko i lądowisko dla helikopterów. Które swoją drogą znajduje się niedaleko basenu, więc będziesz miał okazję je zobaczyć. Ale nie zwiedzić. Pozostaje zamknięte dla gości — postawił jasno tę krótką zasadę, która wydawała się na tyle istotna, by o niej wspomnieć. W końcu jakiekolwiek zbliżanie się tam bez klucza nie miało większego sensu. Zmarnowaliby tylko czas. A dzisiejszego wieczora, Black nie planował żadnych atrakcji uwzględniających lot helikopterem. Może kiedy indziej.
Tak więc odpowiedź brzmi: Owszem. Uwielbiamy być na widoku. Uwielbiamy też mieć rzeczy, których inni nie mają — uśmiechnął się tym razem w wyjątkowo spokojny i łagodny sposób. Kiwnął krótko głową, gdy Alan zdecydował nie udawać się nigdzie na oględziny. Nie przeszkadzało mu to. Zarówno po chodzeniu po własnych terenach podczas ogniska, jak i na samą wizję czekającego ich pływania, nie odczuwał większej potrzeby pokonywania kolejnych odległości.
"Jesteś w chuj dziwny."
To samo mógłbym powiedzieć o tobie — odpowiedział z nutą rozbawienia w głosie. Dzielące ich różnice były na tyle olbrzymie, by zapewne niejedna osoba zastanawiała się jakim cudem w ogóle wytrzymują w swoim towarzystwie. Zaraz jednak umilkł pozwalając mu na zadanie pytania, które mimo wszystko wprawiło Mercury'ego w stan rozmyślania.
Ciężko było stwierdzić czy właśnie zastanawiał się czy powinien w ogóle odpowiadać, czy może osób spełniających podobne kryteria było po prostu zbyt wiele, by był w stanie odpowiedzieć od razu.
W rzeczywistości pytanie nie było aż tak trudne. Nawet jeśli Mercury wielokrotnie bawił się innymi, owa zabawa rzadko kiedy wychodziła poza teren ich szkoły czy hoteli. Niespecjalnie lubił zapraszać do domu osoby, z którymi i tak nie wiązał żadnych konkretnych planów. A nawet jeśli to robił, praktycznie nigdy nie zapraszał ich do swojego pokoju. Rezydencja była na tyle olbrzymia, by bez problemu mógł robić drobne przekręty. Wprowadzanie ich do pokoju gościnnego mówiąc, że należy do niego. Patrzenie na podziw na ich twarzach. Podobne szopki zawsze były niezwykle zabawne... i mało zobowiązujące.
Czwartą — określił się w końcu, kiwając głową na potwierdzenie własnych słów.
Mam odrębne regały na ubrania dla moich przyjaciół. Cyrille'a miałeś okazję poznać. Niski, nadpobudliwy blondyn z równie ekscentrycznym ojcem, którego hobby stało się zrzucanie własnego syna na naszą posiadłość z helikoptera. Ze spadochronem rzecz jasna. Nie zliczę ile razy musieliśmy wyławiać go z basenu. Pozostałe dwie to Gabriel Walsh i Frey Clawerich. Wiesz, Jonker i Reitz — rzucił nieco niedbale, używając przydomków którymi określali ich inni ludzie.
Paniczu Black, basen jest gotowy — skinął krótko głową wyciągając dłoń z pustym już kieliszkiem, by odstawić go na tacę. Tę samą, która zaraz została podsunięta Alanowi, by i od niego zabrać naczynie.
Chodźmy się przebrać — rzucił luźno wstając z miejsca. Nikogo nie powinno na tym etapie zdziwić, że kamerdyner skłonił się nieznacznie w stronę Paige'a, jak i samego Mercury'ego.
Tędy proszę — odwrócił się, prowadząc ich w stronę jednego z pomieszczeń, przy którego drzwiach stanął, otwierając je wolną dłonią, by mogli wejść do środka. Co czarnowłosy zrobił od razu, najwyraźniej przyzwyczajony do faktu, że zawsze był przepuszczany jako pierwszy.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Nie Cze 25, 2017 8:47 pm
Miło, że cię to bawi ― rzucił pobłażliwie, nie zamierzając w żaden sposób kwestionować poczucia humoru Blacka. Jakby nie patrzeć, chłopak rzadko kiedy wybuchał śmiechem, a przynajmniej patrząc na niego w tym stanie, Paige odnosił wrażenie, że taki widok nie należał do najczęstszych i – przede wszystkim – nie do najdłuższych. Zupełnie jakby coś go powstrzymywało, chociaż jasnowłosy był skłonny zrzucić to na wychowanie i na to, że ludzie z dobrych domów byli przekonani, że tak po prostu nie wypadało, nawet jeśli w większej mierze nie był w stanie tego zrozumieć. Tym bardziej, że kto jak kto, ale on na pewno nie poczułby się urażony przeciągającym się śmiechem.
„Wszystko w rezydencji rodziny Blacków jest na widoku.”
Jebani ekshibicjoniści.
Im dłużej przysłuchiwał się wypowiedzi Mercury'ego, tym coraz bardziej nie dziwił się temu, dlaczego tak było. Jego rodzina zwyczajnie nie miała nic do ukrycia i chociaż wystawianie tego na światło dzienne mogło zwabić niejednego włamywacza, ochrona tutaj musiała być na tyle efektowna, by każdy podejrzany typ, rezygnował z działania, gdy tylko spróbował spojrzeć w stronę bramy wjazdowej. Tak, zdecydowanie nie było się czemu dziwić. Można powiedzieć, że była to kolejna rzecz, która ich różniła – w przeciwieństwie do wystawionej na widok rezydencji, jego dom pozostawał tajemnicą dla wszelkich znajomych. Nie tylko nikt nie miał prawa do wchodzenia do jakichś konkretnych pomieszczeń – nikt nawet nie przekraczał linii jego bramy i wolał by tak pozostało.
Gdy tak wspomniałeś o tym lotnisku i lądowisku, sam zdążyłem się przekonać o tym drugim. Ale nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby namówić cię, żebyśmy tam poszli. Mam już swój ulubiony środek transportu, a skoro o nim mowa, to nadal czeka na zaparkowanie go w bezpieczniejszym miejscu. ― Wskazał kciukiem za siebie. Zupełnie jakby teren posiadłości gwarantował, że jego Honda uniknie kontaktu z jakimiś przypadkowymi gośćmi. Już sam fakt, że ktoś taki jak ciemnooki był w stanie pomyśleć o tym w tej chwili, świadczył o tym, że była to dla niego jedna z nielicznych, priorytetowych spraw. ― Gdy już skończymy pływać, chyba się tam przejdziemy.
„Czwartą.”
Kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości. To po części wykluczało możliwość dalszego pociągnięcia tematu, dopóki czarnowłosy nie rozwinął swojej odpowiedzi o wymienienie poszczególnych osób, czego Paige bynajmniej od niego nie wymagał. Niemniej jednak wyodrębnił pewne słowa kluczowe, które dały mu do wiadomości, że mocno różnił się od osób, które otrzymały takie przywileje. Przede wszystkim byli jego przyjaciółmi, jednak poza tym każde z nich zajmowało jakiś wyższy status społeczny, dzięki któremu nikt tutaj nie spojrzałby na nich krzywym okiem. Pełne portfele dla wielu były dowodem ich wiarygodności, czego bez wątpienia nie przypisano by komuś, kto nie miał niczego. Jednak sama opinia innych nie robiła na nim większego wrażenia – chodziło raczej o to, co dokładnie wpłynęło na decyzję Merca względem niego.
Dla „przyjaciół”. Nie brzmią jak osoby, którym też proponujesz gry, Black ― dokończył, unosząc wzrok na kamerdynera, który postanowił im przeszkodzić. Jednym haustem dopił szampana i odstawił kieliszek na tacę, gdy podnosił się z fotela. ― Mam czuć się wyróżniony, bo nie jestem tylko chłopakiem z ogniska, którym zabijałeś nudę? ― uniósł kącik ust w zawadiackim uśmiechu, gdy ruszył krok w krok z chłopakiem, kierując się w stronę przebieralni. ― Wróć. Zamierzałeś zabić nudę.
Hayden tylko skutecznie w tym przeszkodził.
Skoro jestem aż tak wyjątkowy, może powinienem rozważyć dodanie kolejnego punktu do naszej umowy? ― rzucił, gdy drzwi zamknęły się za jego plecami. Teatralne zadarcie podbródka wyżej i spojrzenie na ciemnowłosego z góry były doskonałym dowodem na to, że już poczuł się na swoim miejscu. ― Może powinieneś odstawić wszystkie zabawki na bok i patrzeć tylko na mnie? ― Rozłożył ręce na boki, jednak zaraz zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową.
Oby też uznał to za żart.
Zapał za brzeg koszulki i szybkim ruchem ściągnął ją przez głowę, odrzucając gdzieś na bok. Zmierzwił ręką roztrzepane włosy i chociaż udało mu się zsunąć część kosmyków z oczu, jego fryzura nadal pozostawała w dość rażącym nieładzie. Pozbawienie się wszystkich elementów ubrania przed Cullinanem nie stanowiło dla Paige'a najmniejszego problemu – zachowywał się dokładnie tak, jakby w negliżu widywali się na co dzień, choć taka postawa towarzyszyła mu nie tylko przy Blacku, dlatego z wyraźnym dystansem podszedł do naciągnięcia na swoje biodra pożyczonych spodenek.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Nie Sie 20, 2017 2:06 am
­­
"Miło, że cię to bawi."
Zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem. Nawet jeśli Alan nie należał do osób, które posądziłby o obrażanie się, zbyt często przebywał w towarzystwie wytwornych paniczy i panienek. Dokładnie tych, wśród których każdy podobny ruch nie pasujący do ich standardów był zaliczany jako wybitne faux pas. I właśnie dlatego Mercury, mimo wszystko zupełnie automatycznie mierzył Paige'a wzrokiem, by upewnić się że jego atak wesołości nie wywołał u niego żadnej negatywnej reakcji. Wewnętrznie zadowolony z faktu, że nie znalazł u niego niczego podobnego, co jakkolwiek świadczyłoby na jego niekorzyść, pozwolił sobie na zachowanie dobrego humoru. Nawet jeśli jego twarz na powrót przypominała tę samą, którą przywdziewali pokerzyści, gdy chcieli okantować kogoś w kartach. A jak wiedziała większość - kto jak kto, ale Mercury był doskonały we wszelkiego rodzaju przekrętach. Nie trwało to jednak długo, bowiem wraz z następnymi słowami Paige'a ponownie uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu.
I właśnie z tego powodu mogę bez większego zawahania stwierdzić, że wiesz dużo lepiej od tej bandy bogatych i szkolnych fajtłap, jak się ze mną obchodzić. Nie musisz mnie namawiać, któregoś razu zaproponuję ci to sam z siebie, wystarczy poczekać aż będę miał taki kaprys — rzucił nieznacznie rozbawiony, nawet nie próbując ukryć książecej nuty, która wdarła się do jego głosu. Jakby nie patrzeć, sposób w jaki Mercury zachowywał się w jego towarzystwie bez wątpienia świadczył o tym, że pozwalał sobie na nieco więcej, o czym Alan zdołał się przekonać już kilkakrotnie w przeciągu ostatnich kilku minut.
Wspomnienie o ulubionym środku transportu zainteresowało go jednak na tyle, by przekrzywił głowę w bok niczym zaciekawione zwierzątko, wpatrując się w niego z miną z serii 'chcę wiedzieć'.
Jasne.
Nie zamierzał przecież protestować.
"Nie brzmią jak osoby, którym też proponujesz gry, Black."
Oczywiście, że nie. Dużo prędzej dobraliby się do nich i zrobili z tego wielkie show, niż w przypadku Paige'a. Nawet jeśli rzecz jasna nie zamierzał się dziwić, gdyby prędzej czy później na jednym z bankietów do jego uszu dotarły niezbyt przyjazne komentarze na temat jego gustu co do partnerów. Nie żeby zamierzał się tym jakoś szczególnie przejmować. Już w tym momencie był w stanie stwierdzić, że Alan był dla niego wart o wiele więcej niż tępe dzieciaki z bogatych domów, które nie potrafiły nawet samodzielnie kupić biletu do kina.
Czego oczywiście nie zamierzał mu mówić.
Cieszę się, że się poprawiłeś. Szczegóły to ważna rzecz — rzucił z nutą złośliwości, zerkając na niego przez ramię. Po raz kolejny chłodny, oceniający wzrok zdawał się badać położenie w którym się znalazł. Zwłaszcza przy kolejnych słowach. Zatrzymał się w miejscu, patrząc na niego uważnie. Próbował wyłapać w jego słowach nutę żartobliwości, która skutecznie rozwiałaby jego wątpliwości.
Z drugiej strony zbyt dobrze znał powiedzenie, że w każdym żarcie była nuta prawdy.
Może. Pod warunkiem, że działałoby to w obie strony. Ta umowa i tak jest wyjątkowo... niekorzystna dla mojej strony — stwierdził ważąc przez krótką chwilę każde z wypowiadanych słów, jakby każde z nich było niebezpiecznym ostrzem, zdolnym poranić jego rozmówcę. Przyglądał się jak blondyn zrzuca z siebie koszulkę, wzdychając cicho.
Dorzucasz biednemu Ervinowi roboty — skarcił go z rozbawioną nutą w głosie, ściągając z siebie wszystko po kolei, by założyć przygotowane wcześniej spodenki do pływania. W przeciwieństwie do Alana nie rozrzucał jednak wszystkiego na cztery strony świata, lecz składał w schludną kostkę, odkładając do jednej z szafek, która najwyraźniej służyła za jego. Sięgnął ku swojemu nieśmiertelnikowi i zawahał się, powoli go rozpinając. Nie lubił tego robić. Ozdoba była dla niego równie ważna co ręka, co dało się dostrzec w każdym najmniejszym geście. Delikatności, z jaką się nim obchodził. Odłożył go ostrożnie do mniejszej półki znajdującej się nad ubraniami i zamknął ją z pomocą kodu.
Szczęknięcie sejfu potwierdziło skuteczność zabezpieczenia, sprawiając tym samym że drobny ciężar spadł z jego serca. Mimo to ręka którą zaraz potarł kark, wyraźnie świadczyła o tym, że daleko mu było do uczucia komfortu.
Im szybciej tym lepiej, woda jest ogrzewana — mruknął na samą myśl o czekającym ich zimnym powietrzu. Jeszcze przed samym wyjściem stanął przed Paigem przyglądając mu się z zastanowieniem. Położył powoli rękę na jego klatce piersiowej i przesunął nią w dół, łapiąc go za dłoń prawej ręki. Niewinny gest z początku miał jednak drugie dno. Jednym ruchem obrócił ją w konkretnym kierunku, zapewniając sobie perfekcyjny wgląd na ciągnącą się wzdłuż przedramienia grubą bliznę.
Hm. — krótki dźwięk nie był początkiem rozmowy. Stanowił raczej jej zakończenie, mimo że nie zdążyła się nawet rozpocząć. Podniósł wzrok na blondyna i wyminął go, muskając raz jeszcze palcami jego skórę, tym razem w okolicy brzucha, nim w końcu otworzył drzwi prowadzące na zewnątrz. Zimny powiew, który momentalnie w niego uderzył, sprawił że jego skóra pokryła się gęsią skórką w przeciągu kilku sekund. Zacisnął mocniej zęby, napinając tym samym szczękę i ruszył do przodu powstrzymując się przed przyspieszeniem tempa. Całe szczęście nawiew umieszczony w podłodze dość prędko pozwolił mu o zapomnieniu o całym problemie, gdy ciepłe powietrze rozdmuchało jego włosy na wszystkie strony. Mruknął cicho jak rasowy kot, wyraźnie zadowolony z nagłej zmiany temperatury.
Kilka kroków wystarczyło, by znalazł się przy samej krawędzi basenu. Nawet nie próbował kierować się w stronę drabinek. Spojrzał jeszcze krótko w stronę Alana, nim wskoczył lekkim ruchem, momentalnie zanurzając się całkowicie w ciepłej wodzie.
Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że chłopak zniknął całkowicie pod taflą wody, nie było wątpliwości że basen miał stanowczo ponad dwa metry głębokości. A przynajmniej w tym punkcie.
Odbił się nogami od dna i wynurzył, odgarniając włosy do tyłu. Przeczesał je palcami, by nie wpadały mu do oczu, lecz i tak samotny kosmyk znalazł drogę ku jego oczom, nadając mu wyglądu rasowego casanovy.
Po lewej stronie basen robi się płytszy. I ma dysze do hydromasażu, w razie gdybyś był zainteresowany i znudzony pływaniem w kółko — rzucił, poruszając miarowo rękami i nogami, by utrzymać się na powierzchni. Ani na chwilę nie spuszczał z niego wzroku.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sro Sie 23, 2017 8:44 pm
Paige w rzeczy samej nie miał tendencji do strojenia fochów. Gdy ktoś wybuchał śmiechem w jego towarzystwie, obracał to na swoją korzyść, uznając, że należał do grupy zabawnych ludzi, których towarzystwo było wręcz pożądane. Było mu znacznie łatwiej wyrobić sobie takie podejście, gdy nie odczuwał wstydu w żadnym aspekcie – czy to wytykany palcami, czy wyrwany do odpowiedzi przed całą klasą, czy paradując nago przed znajomymi i obcymi ludźmi, co pewnie dla wielu wydawało się być nadzwyczaj dziwne. Może nawet nieco przerażające.
Dziwne. Wydawało mi się, że bogaty lepiej zrozumie bogatego. Wiesz, że zachowa się neutralnie, ewentualnie wtrąci coś na temat rzeczy, którą sam ostatnio kupił – choć to pewnie musi wyglądać idiotyczne – albo po prostu powie, że to super i do widzenia ― rzucił i machnął ręką, dając znać, że tylko podobne scenariusze przychodziły mu do głowy. Nie wiedział, że te nie mijały się z prawdą. Jednak już wtedy widoczny, zagadkowy półuśmiech wykrzywiał jego usta, a w ciemnych oczach zalśnił usatysfakcjonowany błysk.
Nie ciesz się tak. Jeśli myślisz, że--
Że odkrywam sobie umiejętność podchodzenia do ludzi?
Jeden przypadkowy raz to jeszcze nie wyczyn.
Jasnowłosy szybko zdołał odsunąć od siebie te myśli, gdy dostrzegł lekkie przekrzywienie głowy na wieść o innej miłości jego życia. Hayden był jednak w stanie przysiąc, że wcześniej tego wieczoru wspominał już coś na ten temat, gdy przed odnalezieniem się w tłumie wymieniali ze sobą wiadomości.
Honda CBR 1000RR ― sprostował, jakby w tym przypadku wszystko to miało znaczenie. Tym bardziej, że był to jego własny motocykl, jego dobytek, jego własność, którą traktował z należytym szacunkiem. Poważna konkurencja dla każdego, kto przebywał w jego towarzystwie. ― Pisałem, że jutro mogę cię zabrać ― przypomniał, choć musiał przyznać przed samym sobą, że nieczęsto zdarzało mu się składać innym podobne propozycje, a już tym bardziej nie za pomocą wiadomości tekstowych, których ilość na jego telefonie można byłoby policzyć na palcach.
„Może. Pod warunkiem, że działałoby to w obie strony.”
Tym razem to Alan przechylił głowę na bok, jakby trudno było mu przyjąć do wiadomości, że Black przywiązał jakąkolwiek wagę do tych słów. Wątpił też, by taki układ był na rękę im obojgu – po dzisiejszym wieczorze tym bardziej był w stanie przyznać to bez zawahania.
Zobaczymy ― stwierdził po dłużącej się chwili milczenia. Nie potwierdził ani nie zaprzeczył, nie będąc pewnym, czy sam też byłby skłonny do takiego... poświęcenia. Wiedział, że istniały rzeczy, których na tym etapie albo nie mogli od siebie oczekiwać, albo nie byli sobie dać  im nawzajem w ogóle. Jasnowłosy zupełnie odruchowo przesunął wzrokiem po sylwetce czarnowłosego, gdy ten składał swoje ubrania do szafki. Był jednak zbyt zajęty, by dostrzec chwilowe zawahanie, gdy chłopakowi przyszło zdjąć nieśmiertelniki z szyi. ― W końcu nie chodzi o to, żebyśmy się nawzajem katowali ― stwierdził po chwili bardziej mrukliwym tonem, choć bynajmniej nie było w nim nic niezadowolonego. ― I nie znam Ervina, ale nie musi zbierać rzeczy, które i tak niedługo stąd zabiorę.
Co z tego, że to tak nie działało? Powinien już wcześniej zauważyć, że w tym domu wszystko miało swoje miejsce. Najwyraźniej ubrania gości także musiały zajmować miejsce w przeznaczonych dla nich szafkach, nawet jeśli dookoła nikogo innego nie było. Ciemnooki nie sądził jednak, by ten drobny i tymczasowy bałagan zaburzał harmonię wielkiej rezydencji, a choćby i tak było – odrobina chaosu jeszcze nikomu nie zaszkodziła, zaś Alan sam w sobie był niepoukładany. Może mniej niż niektórzy, ale zawsze.
Jak za każdym razem, nie miał problemu z tym, że Mercury przyglądał mu się zbyt intensywnie, zbliżał się do niego czy kładł ręce na jego ciele. Ciemne tęczówki od razu podążyły śladem spojrzenia czarnowłosego, zatrzymując się na wyeksponowanej bliźnie, jednak Alan też nie odezwał się ani słowem, uznając, że w tej jednej sprawie nie warto było mówić więcej niż było to konieczne. Na szczęście Black nie zamierzał o nic pytać, co wywołało w nim mimowolne uniesienie kącika ust, gdy Cullinan postanowił go wyminąć. Obracając się w stronę drzwi na zewnątrz, przesunął ręką po przedramieniu, pozbywając się mrowiącego uczucia, które pozostawił po sobie dotyk chłopaka.
Nie dało się ukryć, że na zewnątrz pizgało złem. Kiedy tylko przekroczył bezpieczną granicę, która oddzielała go od chłodu, jaki panował wieczorami o tej porze roku, momentalnie poczuł, jak wszystkie jego mięśnie spinają się, chcąc za wszelką cenę spowolnić utratę ciepła, a gęsia skórka w momencie zdążyła pokryć całe jego ciało. Hayden przygarbił się nieco, zdradzając tym samym, że ten stan rzeczy nie do końca mu odpowiadał, jednak dzięki temu nie zawahał się ani na chwilę, gdy przypomniał sobie o ofercie kąpieli w podgrzewanej wodzie. Nabrał odpowiedniego tempa, gdy zaczął kierować się w stronę basenu, by wreszcie odbić się od samego brzegu i skoczyć, rozchlapując wodę na wszystkie strony – w tym, rzecz jasna, na Blacka, którego oferta zdawała się utonąć w głośnym plusku.
„Po lewej stronie basen robi się płyt--”
Bul.
Woohoo! Gdybym miał taki u siebie, pływałbym codziennie ― wynurzył się z wody, rechocząc pod nosem, jak dzieciak, któremu dano ulubioną zabawkę. Jasne kosmyki na chwilę przysłoniły mu widok, przylepiając się do czoła i opadając na oczy. Zaraz jednak odgarnął je ręką do tyłu. ― Nie słyszałem. Starałem się za wszelką cenę nie zamienić w bryłę lodu. Wolę nie myśleć co będzie jak stąd wyjdziemy.
Wcale nie pomyślałeś, żeby zostać tu na zawsze.
Znajdował się w na tyle niewielkiej odległości od bruneta, że wystarczyło jedno mocniejsze poruszenie rękami i nogami, żeby podpłynąć bliżej i znaleźć się tuż obok. Zanim jednak to zrobił, na nowo zanurzył się w wodzie, a kiedy znalazł się wystarczająco blisko, wypłynął na powierzchnię tuż naprzeciwko Merca, po drodze przesuwając dłonią po jego boku – zdawała się być chłodna nawet pomimo ciepłej wody. Przez chwilę z widocznym zamyśleniem przyglądał się jakiemuś punktowi na jego twarzy, zanim odgarnął palcem pojedynczy kosmyk z jego czoła, który teraz lekko odstawał poza linię pozostałych.
Tak lepiej.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Czw Sie 24, 2017 11:15 pm

Mercury zastanowił się przez chwilę nad jego słowami, kiwając w końcu głową.
W pewnym stopniu masz rację. Gdy rozmawiasz z kimś z tej samej sfery czy okręgu, macie dużo więcej wspólnych tematów, na które możecie się wypowiedzieć. Przykładowo, gdy wypowiadasz się w mniej majętnych dyskusjach o tym, że właśnie kupiłeś sobie lamborghini, z reguły wyjdziesz na kogoś kto się przechwala. Ewentualnie ci bardziej chciwi będą próbowali naskakiwać ci na wszelkie sposoby, bylebyś zabrał ich na przejażdżkę. Bogaci podejdą do tego raczej jak do zwyczajnej informacji na wzór 'kupiłem sobie czerwoną bluzę'. Przynajmniej ci z mojego towarzystwa... ale i tak większość z nich poprosi mnie, bym ich ze sobą zabrał. Nie z powodu zainteresowania samym samochodem, ale moją osobą i płynących z tego profitów. Można więc powiedzieć, że podejście jest podobne, ale jednak różne. I dojść do wniosku, że po prostu jesteś jedyny w swoim rodzaju — zaśmiał się krótko, gdy nagle jego mina momentalnie wróciła do poważnej formy — ale i tak wiem, że lecisz na moje lamborghini.
Nie było wątpliwości. Nadal pamiętał ich ostatnią walentynkową randkę, gdy chłopak mógł się wyszaleć na drogach do woli. Może powinien zafundować mu coś podobnego po raz kolejny? Wyglądał wcześniej jakby dobrze się wtedy bawił. Zdecydowanie był stworzony do jazdy za kółkiem.
"Honda CBR 1000RR"
... może jednak innym razem.
Wygląda na to, że dziś to on przewiezie ciebie.
Zapomniałem.
Dziwne i niepodobne do ciebie. Rzadko kiedy o czymś zapominasz. Zwłaszcza, gdy robi to Alan.
Sam się sobie dziwię. Nie wysyła mi na tyle wielu wiadomości, bym mógł się w nich pogubić.
Po raz pierwszy od dawien dawna, usłyszał w swojej głowie śmiech. Było to uczucie tak dziwne, że nie był w stanie powstrzymać nieznacznie unoszących się w górę kącików ust.
Sugerujesz, że nie wytrzymałbym zajmując się tylko jedną osobą? Nie jestem aż tak niewyżyty seksualnie. A może myślisz w tym kontekście o sobie? Powinienem się obrazić, skoro sugerujesz mi tym samym że ci nie wystarczam — surowy ton praktycznie całkowicie kłócił się z rozbawionym spojrzeniem, którym go obdarował. Dopiero na wspomnienie o Ervinie westchnął, kręcąc na boki głową. Oczywiście że tak to nie działało. Kamerdyner miał obowiązek wszystko sprzątać na bieżąco. Nie wiedzieli w końcu czy w następnym momencie w drzwiach nie stanie nagły gość zaproszony przez małego Sky'a, a wtedy leżące na środku spodnie czy koszulka byłyby olbrzymim faux pas, które ciągnęłoby się za nimi tygodniami.
Nie żeby prawdopodobieństwo podobnej sytuacji miało współczynnik 0,00001%.
A jednak nadal ta szansa istniała. Tak długo jak nie była ona równa 0%, rodzina Blacków nie mogła dopuścić do tego, by się spełniła.
Przyzwyczajony do uroków swojego basenu, musiał przyznać że nie korzystał z niego aż tak często. Wybierał się tu z reguły raz w tygodniu z Saturnem, by zrobić kilka basenów dla podtrzymania formy, którą i tak rozwijał poprzez inne czynności. Jedynie latem bawił się tu o wiele częściej, nie powstrzymując się przy tym przed robieniem tradycyjnych pool party.
Dlatego też nie spodziewał się podobnej reakcji ze strony Alana. Dryfował w jednym konkretnym punkcie, poruszając jedynie od czasu do czasu rękami i nogami, by nie pójść pod wodę, nim w końcu coś w nim pękło i ponownie zaczął się śmiać.
Hej, gdybym wiedział że tak lubisz baseny, zabrałbym cię tu dużo wcześniej — rzucił z wesołym błyskiem w oku, nie ruszając się nawet o centymetr, gdy odgarnął mu kosmyk z czoła. Przechylił głowę w bok, patrząc na niego pytająco.
"Tak lepiej."
Cieszę się, że nie możesz się napatrzeć na moją twarz. Też ją lubię. Jest przystojna nawet, gdy wyglądam jak zmokły kurczak — rzucił z bezczelnym uśmieszkiem i zarzucił ręce na jego barki, znacznie zwiększając jego ciężar. Ciężko było stwierdzić czy sprytnie (i w jakże subtelny sposób!) próbował mu właśnie utrudnić utrzymanie się na powierzchni, czy zwyczajnie szukał bliższego kontaktu.
Ale nie martw się, twoja też mi się podoba — nacisnął gwałtownie na jego barki, korzystając z wytworzonej siły, by spróbować go podtopić i sam odpłynął w przeciwnym kierunku, pozwalając sobie na cichy śmiech.
Jedno i drugie?
Jedno i drugie.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sob Sie 26, 2017 10:18 pm
Hayden nie mógł powstrzymać się od parsknięcia śmiechem. Choć wcześniej wydawał się być przynajmniej odrobinę skupiony na tym, o czym mówił Black – na krótkim wykładzie o tym, jakimi prawami rządziły się bogate dzieciaki – podsumowanie całkowicie wybiło go z wcześniejszego rytmu. Nawet jeśli salwa śmiechu nie trwała zbyt długo, pokręcił głową, jakby samemu nie wierząc, że go to rozbawiło.
Zostańmy przy tym, że jestem jedyny w swoim rodzaju i przede wszystkim nie kupisz mnie w żadnym salonie. ― Rozłożył demonstracyjnie ręce, jakby tym sposobem mógł wyeksponować wszystkie swoje zalety. Alan Paige zdecydowanie był modelem jednym na milion, jednak jakby się nad tym zastanowić – każdy miał swój unikalny zestaw cech, które albo się komuś spodobały albo nie. Ramiona opadły, a krótka pauza nagle przerodziła się we wstęp do kolejnej wypowiedzi: ― Ale jeśli kiedyś wam się znudzi albo uznacie, że to czas na zaopatrzenie się w nowszy model i będziecie chcieli opylić go po okazyjnej cenie, to wiesz gdzie mnie szukać. A przynajmniej masz mój numer. ― Białe zęby błysnęły w szerszym i bardziej przekonującym uśmiechu, jednak rozbawienie, które rozświetliło ciemne tęczówki jasno oznajmiało, że nie mówił poważnie. Wątpił, by było go stać na to jeżdżące cudo, nawet jeśli Blackowie spuściliby z ceny. Nie dało się jednak ukryć, że jako ktoś, kto na co dzień miał do czynienia z samochodami, wiedział, że niektóre były warte, by zawiesić na nich oko na dłużej.
No jasne, może niech od razu dadzą ci go w prezencie?
Daj spokój. Nie przyjąłbym go.
Dziwny jesteś.
Ale nie chciwy. Czy ty przypadkiem nie jesteś przeciwko niemu?
Nie nazywa się Lamborghini.
„Sugerujesz, że nie wytrzymałbym zajmując się tylko jedną osobą?”
Sam mi to zasugerowałeś. Nie musisz być niewyżyty seksualnie – wystarczy, że od czasu do czasu nie pogardzisz towarzystwem innych osób. I ja też nie ― ostatnie zdanie wypowiedział po krótkiej przerwie, jakby nie było powodu, by którekolwiek z nich miało się z tym ukrywać. Zawiesił jednak zamyślone spojrzenie na twarzy czarnowłosego, co wskazywało na to, że prawdopodobnie jeszcze nie skończył. ― Ale może najwyższy czas zacząć.
Nie odmówiłeś, Black.
Właśnie tow głównej mierze przykuło uwagę blondyna, chociaż jednocześnie nie do końca wierzył w to, że brunet był w stanie wytrzymać, powstrzymując się od tego, by podczas rozmów z innymi faktycznie ograniczać się wyłącznie do rozmów. Oczami wyobraźni widział różne scenariusze, choć nie chciał strzelać, który z nich był najbardziej prawdopodobny, dopóki nie przekonałby się o tym na własnej skórze. Nowa umowa mogła dać mu tę możliwość – problem w tym, że wtedy sam też musiałby zmusić się do poświęcenia, którego nigdy wcześniej się nie podejmował.
Jednak nie drążył już tego tematu – perspektywa natychmiastowego skorzystania z uroków basenu okazała się bardziej kusząca. Tym bardziej, że zaraz po wskoczeniu do niej, odczuł przyjemne ciepło, które rozniosło się po całej jego skórze, pozwalając zapomnieć o tym, że obecna pora roku nie należała do tych najcieplejszych.
Nie na co dzień ma się cały basen dla siebie. Nie wspominając już o tym, że publiczne pływalnie nie oferują tak zajebiście ciepłej wody ― stwierdził, nie ważąc słów, mimo że w tym wielkim domu nie byli sami i ktoś ze służby najpewniej w każdej chwili mógł wparować na dach, by spytać, czy czegoś nie potrzebują – przynajmniej takie wrażenie odnosił.
Ramię ciemnookiego oplotło się luźno powyżej bioder Mercury'ego, gdy ten zarzucił na niego swoje ręce. Czuł niewielki napór, jednak teraz wydawał się jedynie naturalnym i nieszkodliwym ciężarem.
Zmokły, narcystyczny kurczak ― poprawił go, przyglądając się mu z lekkim powątpiewaniem, choć już wcześniej przekonał się, że skromność nie była najmocniejszą stroną czarnowłosego, jednak Alan i tak nie przywiązywał do niej szczególnej uwagi już od samego początku. Każda jego reakcja na ten fakt była raczej efektem czystej złośliwości – w końcu nie musiał przyznawać mu racji na głos.
„Ale nie martw się, twoja też mi się podoba.”
Nie martw-- ― słowa przeobraziły się w dźwięk bulgoczącej wody, gdy niespodziewanie jego głowa znalazła się pod jej powierzchnią. Co za dzieciak, zdołało przemknąć przez jego głowę, gdy w ostatniej chwili spróbował naprzeć palcami na plecy Blacka, który – jak się okazało – zdołał wyślizgnąć się z jego lekkiego uścisku. Zacisnął powieki, żeby woda nie zaczęła szczypać go w oczy, choć na to było już odrobinę za późno.
Co ty robisz, Alan? Wypływaj.
Opadał coraz niżej.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Wto Sie 29, 2017 10:25 pm

"Przede wszystkim nie kupisz mnie w żadnym salonie."
Ciężko było stwierdzić jaka wizja pojawiła się właśnie w głowie Blacka, ale bez wątpienia uniósł kącik ust w niemalże niezauważalnym uśmiechu.
Tak ci się tylko wydaje — rzucił zagadkowo, przesuwając językiem po swojej dolnej wardze. Sposób w jaki to wypowiedział bez wątpienia mógł zostać przez Alana odebrany negatywnie, a Mercury nie wyglądał na kogoś, kto zamierzał tłumaczyć się ze swoich wewnętrznych żartów. Nawet jeśli w rzeczywistości naprawdę nie miał niczego złego na myśli.
Po prostu dam ci go na urodziny. Chyba nie byłbyś na tyle bezczelny, by zwrócić prezent urodzinowy i powiedzieć że go nie chcesz? — zapytał już teraz rzucając mu urażone spojrzenie. Sama myśl sprawiała, że mruknął niezadowolony pod nosem i pokręcił głową na boki. Absolutnie nie akceptował podobnego zachowania — Niemniej muszę cię rozczarować. Na podobny prezent możesz liczyć najwcześniej po czterech latach — odsłonił przez chwilę śnieżnobiałe zęby w rasowo hollywoodzkim uśmiechu. Nie jedna gwiazda z pewnością umierała, byle dostać się do tego samego dentysty, do którego uczęszczał panicz Black. Nie używał jednak akurat tego zestawu umiejętności zbyt często... tak długo jak nie było ku temu potrzeby. Pełen uśmiech wydawał mu się w pewien sposób niesamowicie intymny, zupełnie jakby obdzierał tym samym samego siebie ze skóry i odsłaniał przed kimś część siebie, której nie powinien. Rzecz jasna, gdy miał w sobie jakąkolwiek nutę szczerości. Gdy pozostawał jedynie częścią prowadzonej przez niego gry, był maską równie dobrą co pozostałe.
Towarzystwo nie musi się kończyć w łóżku, Paige. Mam wiele innych zainteresowań, które mogę realizować ze swoimi znajomymi bez jakichkolwiek 'zagrywek'. Chyba że wybranie się z kimś na film do kina, do kawiarni na kawę, parku rozrywki by pojeździć na rollercoasterze czy zwyczajnym lan party w rezydencji jednego z moich przyjaciół też jest uznawane za zdradę — spojrzał na niego z nutą sceptycyzmu. Bynajmniej nie dlatego, że uważał Alana za osobę, która faktycznie miała takie podejście, co tym razem dość szybko postanowił jednak wytłumaczyć — w Korei tak to wygląda. Jeśli masz dziewczynę i pojawisz się z przyjaciółką na mieście to już może zostać uznane za zdradę. Całe szczęście moje korzenie są wyłącznie korzeniami, a azjatyckiego wychowania mój ojciec nie wprowadzał. Gdyby to zrobił nie byłoby szans, byśmy w ogóle robili to co robimy.
W końcu homoseksualizm to tabu absolutne. Odcinał drogę do płodzenia potomstwa, zabijał ikonę rodziny. Zresztą mówiąc prosto - ale jak to tak z innym facetem? Na samą myśl przewrócił oczami, odwracając się w przeciwnym kierunku.
Zależy które. W pięciogwiazdkowych hotelach, uznawanych powszechnie za elitarne możesz poprosić o zmianę temperatury wody, a nawet włączenie ciepłych podmuchów powietrza, takich samych jak mamy zamontowane w podłodze dachu — wskazał głową w ich stronę, nawet jeśli powinien się już dawno domyślić, że Alan raczej nie był stałym bywalcem Hiltonów i tym podobnych. Najwidoczniej było kilka aspektów, do których nigdy się do końca nie przyzwyczai.
"Zmokły, narcystyczny kurczak."
Masz rację, po krótkim zastanowieniu też stwierdzam, że bliżej mi do pawia — kiwnął głową z pomrukiem. Kto by się jednak spodziewał, że ktoś taki jak Alan pójdzie na dno po jednym prostym podtopieniu? Spojrzał na niego sceptycznie. Basen w najgłębszym miejscu miał 3 metry, ciężko było uwierzyć, że ktoś kto sam miał blisko 2 metry rzeczywiście mógłby pójść na dno. Wziął krótki wdech i sam zanurkował, by przyjrzeć się z ciekawością Paige'owi. W przeciwieństwie do niego, był już na tyle uodporniony na zebrany w niej chlor, by bez problemu mógł pływać pod wodą z otwartymi oczami.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Sob Wrz 02, 2017 9:19 pm
„Tak ci się tylko wydaje.”
Widzę, że żarty się ciebie trzymają ― rzucił, sprzedając mu lekkiego kuksańca w ramię. Trudno było mówić tu o tym, by Paige potraktował to na poważnie, choć w głowie zaświtała mu myśl, że Blackowie mogli mieć dostęp do producenta ludzkich klonów albo znali salon, w którym można było wynająć człowieka o podobnym zestawie cech. Po wykładzie o tym, co znajdowało się w tej rezydencji i w jej pobliżu, był w stanie uwierzyć już we wszystko, ale nadal wykluczał możliwość tego, że to właśnie on znalazłby się na półce rzeczy do kupienia. Najwidoczniej na swój sposób potrzebował tego przekonania.
Gdy tylko Mercury wspomniał o jego urodzinach, ciężko było powstrzymać rozbawiony uśmiech, który wymalował mu się na twarzy. Takich rzeczy zwyczajnie nie rozdawało się od tak – nieważne, że czarnowłosy określił, że musiały minąć co najmniej cztery lata. Jakaś cząstka jego podświadomości wyśmiewała ten pomysł, a inna wątpiła, że to kiedykolwiek się stanie i lepiej, by w tej kwestii miała rację.
Nie obchodzę urodzin. Może to będzie odpowiednim powodem ku temu, by nie dawać mi prezentów. I nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek o nich wspominał ― stwierdził, unosząc wzrok w  zamyśleniu. Nic dziwnego, że nie potrafił odnaleźć w głowie tego momentu – już od dłuższego czasu nie wspominał nikomu nic na ten temat. Nie pamiętał też, kiedy ostatnio w ogóle organizowano cokolwiek z tej okazji. ― W dodatku to byłby chyba ostatni prezent w moim życiu, dlatego musiałbym być bezczelny. ― Puścił mu oko, jakby w tej całej bezczelności, którą Black traktował z oburzeniem, dla Haydena nie było niczego złego. Blondyn nie znał do końca funkcjonowania świata bogaczy, dlatego uparcie twierdził, że rozdawanie tak drogich prezentów mijało się z celem. Ponadto sam nie wypłaciłby się za nie do końca życia, a z drugiej strony i tak był kimś, kto ucieszyłby się z dobrej kanapki.
„Towarzystwo nie musi się kończyć w łóżku, Paige.”
Oczy jasnowłosego otworzyły się szerzej, jednak to zaskoczenie bez wątpienia było tylko udawane. Przynajmniej próbował wyglądać na kogoś, kto właśnie usłyszał, że świat nie funkcjonuje tak, jak dotychczas to widział. Merc nie musiał czekać długo, zanim znów ujrzał twarz Alana w bardziej naturalnym wydaniu.
Nie powiedziałem, że musi. W takim razie sypiaj tylko ze mną ― rzucił na tyle bezpośrednio, jak tylko się dało i na tyle lekko, jakby wziął pod uwagę to, że brunet nie uważał, że byłoby to trudne zadanie. ― Nie mam zamiaru robić ci problemów z powodu tego, że wychodzisz z innymi. Ani teraz, ani w przyszłości. Uzależnianie swojego życia od jednej osoby nie jest zdrowe. Jak widzisz, całe szczęście, że nie jesteśmy w Korei. Musi tam być cholernie nudno ― stwierdził, zapewne odnosząc się głównie do tego, że z powodów kulturowych ich zabawa nie miałaby prawa bytu. W tym momencie nawet nie brał pod uwagę, że wychowując się w danych warunkach nawet nie zauważyłby tej różnicy.
„Zależy które. W pięciogwiazdkowych hotelach...”
Nie zapędzaj się tak, książę. W tej bajce jestem „żebrakiem”. Basen w hotelu pięciogwiazdkowym, a pływalnia publiczna to dwa różne światy. Nie spodziewałbym się takich rewelacji po góra dziesięciu dolcach za godzinę. ― Pokręcił głową. Mercury bawił go na swój własny sposób – ale na pewno nie w negatywnym tego słowa znaczeniu. Chociaż Paige powinien czuć się urażony, paradoksalnie uważał, że brunet był uroczy przez swoje zapominanie o dzielącej ich linii.
„(...) bliżej mi do pawia.”
Jeszcze chwila, a zostanie łabędziem.
Oby nie. Łączą się w pary na całe życie.
Mimo chloru, wreszcie uchylił powieki, choć jego ciało nadal dryfowało bezwiednie pod wodą. To i tak nie mogło potrwać za długo, zanim poruszył się, płynnie obracając tak, by móc odbić się nogami od dna, żeby szybciej dopłynąć do czarnowłosego. Nie bez powodu zresztą. Gdy znalazł się wystarczająco blisko – może nawet za blisko – i otarłszy się policzkiem o jego, dosięgnął zębami jego ramienia, na którym pozostawił ślad, zanim wypuścił go i wreszcie wynurzył głowę z wody, łapiąc głęboki oddech. Już niewiele brakowało, by faktycznie zaczął iść na dno.
A mi do rekina.
Rawr.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Sro Wrz 20, 2017 2:21 am

Nie musisz o niczym wspominać, Hayden. Mam niesamowicie dobrą pamięć i szybko wyłapuję wszystkie szczegóły z wszelkich źródeł, które uznam za przydatne i warte użycia w przyszłości — rzucił z nieznacznie rozbawioną nutą w głosie, tym jednym konkretnym akcentem dość dobitnie nakierowując go w odpowiednią stronę, z której otrzymał ową informację. Chyba nie chciał mu powiedzieć, że tak szybko zapomniał o spędzonych przez nich wspólnie walentynkach? W końcu w przypadku samego Mercury'ego zapisały się w jego pamięci dość wyraźnie, doprawdy. Byłoby mu przykro!
Zgrywasz się jak dzieciak.
Czasem mi wolno.
Uważaj. Pozwalasz sobie w jego towarzystwie na wiele, może wykorzystać po przeciw tobie.
Ostatni? — przechylił głowę w bok, wyraźnie nie rozumiejąc o co chodziło blondynowi. Jedynym co przychodziło mu do głowy, było to że po otrzymaniu lamborghini, wsiadłby w nie i odjechał, stwierdzając że nie ma już najmniejszego powodu, by zadawać się z Blackiem. Myśl ta była na tyle nieprzyjemna i koniec końców sprowadzała go do chodzącego portfela, by odsunął ją od siebie, nie chcąc psuć sobie dobrego nastroju. Zbyt dobrze wiedział, że właśnie tak widziała go większość populacji. Zamiast skupić się na jego faktycznym charakterze, zdzierali z niego kolejne warstwy skóry, łudząc się że zmienią się one w dolary.
Na widok zaskoczenia na twarzy Paige'a natomiast, uderzył go z pięści w ramię, prychając pod nosem niczym rasowy kot. Przy kolejnej części zdania, obniżył nieco głowę, przyglądając mu się podejrzliwie. Zupełnie jakby zamierzał ocenić w ten sposób, czy chłopak nadal żartował czy rzeczywiście postawił mu podobne warunki.
Świetnie. Pamiętaj, że umowa działa w obie strony — powiedział w końcu, podejmując ryzyko. Zaraz zakasłał cicho na wspomnienie o żebraku, odsłaniając głowę w bok. Wyraźnie nie chciał dać po sobie poznać, że komentarz blondyna go rozbawił. Nawet jeśli sytuacja majątkowa brązowookiego była jaka była, ciężko było mu wyobrazić go sobie w podobnej roli.
Z drugiej strony kto wiedział jak bardzo się w tym momencie mylił?
Dla kogoś, kto wychował się w dostatku żebracy byli swego rodzaju abstrakcją. Jedynym sposobem w jaki sobie ich wyobrażał był ten zaprezentowany na filmach czy skrzyżowaniach ulic. Starsi mężczyźni, najczęściej alkoholicy w porwanych ubraniach, zbierający na piwo. Mało atrakcyjny zarówno pod względem zewnętrznej aparycji, zapachu, a nierzadko i charakteru.
Będąc pod wodą przyglądał się z ciekawością, jak Alan podpływa w jego kierunku, wodząc za nim wzrokiem. Zupełnie jakby nawet chwilowe spuszczenie go z oczu mogłoby sprawić, że znajdzie się na straconej pozycji. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się że go ugryzie. Machnął krótko rękami, by ponownie się wynurzyć i parsknał wodą, by pozbyć się jej zarówno z ust jak i nosa. Chyba przypadkowo wciągnął trochę chloru, gdy prawie zaczął się śmiać.
Chryste, Paige. Ostrzegaj, następnym razem załatwię ci muzykę ze Szczęk albo Sharknada — powiedział z rozbawieniem, machając na boki głową, by pozbyć się nadmiaru ciężkich kropel z czarno-białych kosmyków. Ponownie podpłynął bliżej niego, by objąć go rękami, lecz tym razem go nie podtopił.
Zęby zacisnęły się nieznacznie na dolnej wardze blondyna, gdy zaraz przesunął po niej językiem. Przygryzł lekko jego policzek, a następnie kącik ust, nim w końcu pocałował go wyraźnie uznając to za dużo lepszą rozrywkę na ten moment niż pływanie w kółko, a utrzymywanie się na powierzchni pozostawił blondynowi. Zimne krople spływały raz po raz po jego twarzy, zostawiając po sobie łaskoczące uczucie na nosie i policzkach, ignorował je jednak skupiając się na tym co miał przed sobą.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Nie Paź 01, 2017 10:11 pm
„Nie musisz o niczym wspominać, Hayden.”
Podłożyłeś mu się jak na tacy, Paige.
Na to wygląda.
Nie potrafił podejść do tego równie poważnie, co jego niezastąpiony głos rozsądku. Jasnowłosy raczej nie żałował swoich wyborów, jednak nie sądził, że czarnowłosy zwróci uwagę na znacznie więcej szczegółów, gdy przyjdzie mu zobaczyć jego dowód osobisty, choć miał skupić się wyłącznie na miejscu, z którego pochodził. A właściwie, z którego – dziwnym zbiegiem okoliczności – pochodzili obaj. Trzeba było przyznać, że ten świat był mały i być może uznałby go za jeszcze mniejszy, gdyby okres dzieciństwa w jego głowie nie jawił się w postaci mało znaczących skrawków, z których w gruncie rzeczy niewiele wynikało.
Oooch ― przeciągnął z widocznym rozbawieniem w oczach i pokiwał głową, dając mu do zrozumienia, że teraz wszystko już rozumiał. ― Gdybym wiedział, że tak dokładnie mnie prześwietlisz, przekazałbym ci tę informację w normalniejszy sposób ― odparł, wzdychając ciężko, choć w gruncie rzeczy robił to jedynie na pokaz. Nie miał już większego wpływu na to, co się stało, dlatego stosunkowo szybko pogodził się z własnym potknięciem. Ciemnooki miał tę rzadką umiejętność, której brakowało większości ludzi, przez co dość często popadali w niebezpieczne dla ich zdrowia, stresujące stany. A on?
Cóż, można powiedzieć, że świat nie tak szybko miał się go pozbyć.
„Ostatni?”
Mówił ci już ktoś...
Jesteś całkiem uroczy, gdy momentami nie rozumiesz niektórych spraw, książę. ― Wsunął palce w jasne włosy, przyglądając mu się chwilę w zastanowieniu, jakby właśnie szukał jakiegoś przykładu. W ciemnych oczach czaił się pobłażliwy błysk – jakby nie patrzeć, Alanowi ciężko było wyprzeć z głowy wrażenie, że aktualnie miał do czynienia z dzieciakiem, który nie miał okazji do końca poznać się na świecie. ― Chodzi o różnicę wartości. Powiedzmy, że ciężko jest zrekompensować taki prezent. Rozumiem, że moje towarzystwo jest bezcenne, ale zostańmy przy czymś z mniejszą ilością zer na końcu ― wyjaśnił, nawet nie próbując zakładać, że Black dostał kiedyś coś tańszego niż pięćdziesiąt – albo nawet i sto – dolarów. Blondyn nigdy nie czuł się dłużny za otrzymywane prezenty, jednak istniała pewna granica, której nie należało przekraczać, a towarzystwo czarnowłosego mogło doprowadzić na skraj tej granicy.
Może czas zrezygnować?
Była to ostatnia rzecz, jaka mogłaby przyjść mu do głowy i tak się złożyło, że nie zawitała na liście rozwiązań. Znacznie lepiej było wyjaśnić chłopakowi, że niektórych rzeczy po prostu nie powinno się od tak rozdawać, nawet jeśli miałoby to nastąpić najwcześniej po czterech latach. Od samego początku Paige nie trzymał się z Mercury'm ze względu na jego stan majątkowy. Nie chciał od drogich prezentów, zabierania go w miejsca, do których normalnie nie miałby wstępu... Nie chciał od niego niczego. No może poza dokarmianiem, ale w końcu jedzenie to jedzenie.
Wyrzucając z siebie krótkie parsknięcie, rozmasował uderzone ramię, choć cios nie był na tyle mocny, by towarzyszył mu faktyczny ból. Skoro już postanowił pobawić się w teatrzyk, mógł wzbogacić go o kilka dodatkowych, przerysowanych elementów.
„Świetnie. Pamiętaj, że umowa działa w obie strony.”
Cofnij to.
Niby czemu? To prawie jak próba ustatkowania się.
Chyba źle się zrozumieliśmy, gdy dostawałeś lekcję monogamii.
Możliwe, że przysnąłem. Często przynudzasz.
Ty mały--
Cisza.
Sam też nic już nie odpowiedział, pozwalając sobie zaledwie na kiwnięcie głową, któremu towarzyszył łobuzerski i usatysfakcjonowany uśmiech, nawet jeśli nie do końca był w stanie przewidzieć, czy uda im się dotrzymać tej umowy – w końcu oboje prowadzili niezbyt wierny tryb życia. Wydawało się, że gra dopiero się rozpoczęła.
„Ostrzegaj, następnym razem załatwię ci muzykę ze Szczęk...”
Wtedy to nie byłby już atak z zaskoczenia ― stwierdził z przekąsem. Prawdę mówiąc i tak nie potrzebował muzyki dobiegającej z głośników. Nietrudno było przywołać w głowie, tę klasyczną muzykę z filmu.
Gdy ramiona Blacka ponownie opadły na jego barki, tym razem starał się pozostać na tyle czujnym, by w porę złapać oddech, gdyby chłopak znów miał w planach podtopienie go. Jeżeli można było być mile rozczarowanym, to chyba właśnie to odczuł, gdy Merc zmienił swoje plany, choć nie dało się ukryć, że właśnie próbował ukraść mu jego rolę.
Przełamujesz barierę gatunkową? ― zdążył spytać, zanim z jego ust wydobył się wyraźnie zadowolony pomruk, gdy wargi Cullinana zetknęły się z jego własnymi. Poruszał miarowo rękami, faktycznie dbając o to, by nie zeszli pod powierzchnię wody, gdy przechylił nieznacznie głowę w bok, wyraźniej zahaczając swoim językiem o jego. Ciężko powiedzieć, po jakim czasie Paige'owi znudziło się robienie za pewną podporę – w którymś momencie po prostu znów znaleźli się pod wodą, a palce, które wsunęły się w ciemne kosmyki chłopaka, chciały co najmniej zniechęcić go do odsunięcia się jeszcze przez kilka sekund, zanim dłoń ciemnookiego przesunęła się na jego policzek, a on sam przerwał pocałunek, ocierając się nosem o jego nos ze złośliwym grymasem na ustach.
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Basen na dachu
Wto Paź 10, 2017 4:52 pm

Mercury wykorzystywał wszelkie źródła informacji na każdym kroku. Nigdy nie mógł być pewien co akurat przyda mu się w danym momencie, dlatego wyrobił w sobie dość mocno zakorzenione podejście. Lepiej wiedzieć więcej i odpowiednio przefiltrować przydatne informacje od kompletnie bezużytecznych, niż wiedzieć za mało i zostać na lodzie, gdy zwyczajnie ich zabraknie.
Jest bardziej normalny sposób niż pokazanie komuś swojego ID? — zapytał nieznacznie zaciekawiony, przekrzywiając głowę na bok. Rzecz jasna mógł zwyczajnie mu o tym powiedzieć, ale z reguły ludzie i tak wyciągali wtedy swoje dowody tożsamości, śmiejąc się przy okazji z tragicznych zdjęć przypominających uciekiniera z zakładu karnego. Nawet jeśli czasem trafiały się istne białe kruki, którym warto było poświęcić nieco więcej uwagi.
"Jesteś całkiem uroczy (...)"
Ściągnął nieznacznie brwi, mamrocząc coś pod nosem. Zdecydowanie musiał zacząć brać odpowiednią poprawkę, ale jednocześnie nie chciał tego robić. Nie pozostawiało wątpliwości, że Mercury traktował Alana jak kogoś całkowicie równego sobie. Jakaś jego część uważała, że jeśli postawi pomiędzy nimi granicę finansową, rozszerzy się ona również na inne pola, w sposób całkowicie naturalny. Chciał tego uniknąć. Jednocześnie docierało do niego, że takie uwagi na dłuższą metę mogą zacząć drażnić samego blondyna. Nic dziwnego, że na jego twarzy odbił  się wyraz wskazujący na wewnętrzne rozdarcie, nim w końcu westchnął kiwając powoli głową.
Przepraszam. Nie chciałem żebyś poczuł się jak ktoś komu płacę za przebywanie w moim towarzystwie.
Palce jego dłoni splotły się ze sobą, gdy wygiął je w nieco nienaturalny sposób, by odwrócić własną uwagę od tej mało komfortowej sytuacji. Będzie musiał zatem postawić na coś co będzie miało większą wartość emocjonalną niż pieniężną. Tylko czy coś podobnego faktycznie uczyni Paige'a szczęśliwym?
"Wtedy to nie byłby już atak z zaskoczenia."
Zaśmiał się w odpowiedzi. Jakby nie patrzeć, miał rację. Nawet jeśli to Mercury wykonał tu atak jako pierwszy, więc na swój sposób przewidział odwet ze strony blondyna, odpowiednio się na niego przygotowując. Nawet jeśli faktycznie spodziewał się podtopienia, a nie ugryzienia.
"Przełamujesz barierę gatunkową?"
Shh — zamruczał w jego usta, by go uciszyć, przesuwając językiem po jego dolnej wardze i pogłebił pocałunek. Paznokcie zadrapywały lekko plecy blondyna, gdy sam czarnowłosy ocierał się o niego całym ciałem niczym spragniony dotyku kot, szczególną uwagę kładąc na biodra.
Wziął krótki wdech.
Woda otoczyła ich ze wszystkich stron. Było to przyjemne, znane mu uczucie. Nie odsunął się nawet na milimetr, choć jedna z jego rąk poruszyła się, zsuwając z ramienia na klatkę piersiową, biodra i bardziej niebezpieczne rejony. Zaczepił palcami o jego bokserki, zaraz wsuwając pod nie palce z zaczepnym uśmiechem. Dwa krótkie muśnięcia zdecydowanie nie miały na celu zadowolenia go, a raczej zwyczajne rozdrażnienie. Pozostawienie po sobie braku zadowolenia. Odsunął się w końcu od niego i przepłynął nadal pod wodą w stronę podwyższenia. Usiadł na nim i wynurzył się biorąc dość łapczywie wdech. Uspokajał szybko poruszającą się klatkę piersiową przez zaledwie kilka sekund, gdy oparł się wygodniej o ścianę basenu, przymykając powieki. Był gotów zrobić jeszcze kilka basenów i zwyczajnie z niego wyjść. W końcu nie chciał, by pomarszczyła mu się skóra.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Basen na dachu
Wto Paź 10, 2017 9:59 pm
Po co w ogóle to mówiłeś.
Widocznie obracam się w towarzystwie, w którym ludzie nie wręczają sobie do rąk swoich dowodów osobistych, jeśli chcą, żebym się czegoś o nich dowiedział. Ty też tego nie zrobiłeś ― zauważył bez cienia sugestii. Na jego miejscu inni ludzie oczekiwaliby czegoś w zamian – możliwe, że kierowaliby się samym faktem, że mieli do czynienia z Blackiem, a Alan... Alan był po prostu Alanem, który powierzył mu kilka mało znaczących informacji, nawet nie myśląc o tym, że czarnowłosy zrobi dokładnie to samo. W tamtym momencie zwyczajnie dał się ponieść i zrobił to z własnej woli – z tego samego powodu nie zamierzał naciskać na Cullinana, zakładając, że gdyby tylko chciał mu o czymś powiedzieć, po prostu by to zrobił.
„Przepraszam.”
Uniósł brwi zaskoczony nagłymi przeprosinami, jak i samą reakcją Mercury'ego. Wydawało mu się, że w raczej delikatny sposób dał mu do zrozumienia, że nie powinien szastać pieniędzmi, nawet jeśli chodziło o ludzi, z którymi spędzał całkiem sporą ilość swojego czasu, choć możliwe, że to za sprawą niektórych jego bliższych osób miał właśnie takie podejście.
Nie to miałem na myśli, Black ― rzucił, wypuszczając ciężko powietrze ustami. Nie umiał jednak znaleźć już prostszego wyjaśnienia, a „Niczego od ciebie nie chcę” wydawało się zbyt brutalnym rozwiązaniem, gdy miał okazję spoglądać na niezadowolony wyraz twarzy czarnowłosego. Ostatecznie postanowił nie ciągnąć dłużej tego tematu, wmawiając samemu sobie, że Merc mimo wszystko zamierzał uszanować jego decyzję i darować sobie wszelkie drogie prezenty, które przyszłyby mu na myśl.
Mówisz o kimś, dla kogo tysiąc dolców to grosze. Pewnie nie nosi takich „drobnych” w portfelu.
Myślę, że zdążył już zrozumieć, że dla mnie to nie grosze.
Pewnie przekonasz się w swoim czasie. Może do tego momentu się sobą znudzicie i problem rozwiąże się sam.
Ale prawdziwy problem tkwił w tym, że póki co nic nie wskazywało na to, by mieli się sobą znudzić. Za dobrze się bawił, mając możliwość poznawania nowych miejsc i próbowania nowych rzeczy, przy których brunet nie próbował oponować. Mimo że chlor dostający mu się do ust przy coraz bardziej przeciągającym się pod wodą pocałunku był jedną z tych nowych rzeczy, nie przeszkadzał mu na tyle, by przywiązał do niego jakąkolwiek wagę. Były inne rzeczy, które wymagały jego pełnej uwagi – na przykład dotyk, który czuł teraz całym swoim ciałem i którego nie chciał przerywać zbyt szybko, co zakomunikował, gdy jego ręka zsunęła się niżej, wzdłuż pleców Blacka, ostatecznie zatrzymując się na udzie, na którym palce Paige'a zacisnęły się pewnie, choć bynajmniej nie zamierzały stanowić żadnej przeszkody w ocieraniu się o niego.
Pomruk, który mimowolnie wyrwał się z jego gardła, został stłumiony przez otaczającą ich wodę. Trudno było powstrzymać uśmiech, który cisnął mu się na usta, gdy mimowolnie opuścił wzrok, poczuwszy palce przesuwające się po jego kroczu. Kto by pomyślał, że po tym, jak nie pozwolił mu obejść się bez spodenek, teraz zamierzał grać nieczysto? A potem zwyczajnie odsunąć się, pozostawiając uczucie niedosytu, nawet jeśli już wcześniej odpowiednio się nim zajął?
Palce, które straciły swoje oparcie, zacisnęły się w pięść, a po chwili rozłożyły na nowo, gdy Hayden poruszył ramionami, sprawnie wydostając się na powierzchnię. Łapiąc w płuca głęboki oddech, odgarnął włosy do tyłu, zwracając twarz w stronę Cullinana, który zdążył oddalić się na dość sporą odległość – dość niepożądaną, jeśli brało się pod uwagę wcześniejsze gesty.
Tym razem już nie dbał o to, by wziąć go z zaskoczenia – chlupocząca woda działała zresztą na jego niekorzyść, gdy postanowił podpłynąć bliżej z głową na powierzchni. Kiedy tylko znalazł się obok, wsparł się rękami o brzeg po obu stronach Blacka, zamykając go w niezbyt szczelnej klatce. Przylgnął do niego torsem, przesuwając językiem wzdłuż boku jego szyi i kończąc z wargami przysuniętymi do jego ucha.
Nie zapominaj się, książę. Chyba nie chcesz skończyć jeszcze gorzej? ― wymruczał ze słyszalnym rozbawieniem, ocierając się wargami o jego skórę, która na koniec została potraktowana końcówką języka. Nie widział przeszkód, by odpłacić mu się pięknym za nadobne, a potem uciec, choć jeśli miał być szczery, aktualnie niespieszno było mu do odsuwania się, nawet jeśli niebawem zdecydowanie powinni się stąd zabrać.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach