Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Upiorne Konkursy
Nie Paź 29, 2017 4:56 pm


Ostatnio zmieniony przez [늑대] Mercury Kyan Black dnia Sro Gru 13, 2017 11:26 pm, w całości zmieniany 1 raz
Upiorne Konkursy  Upiorne-K_qrashhh

1. Z okazji Halloween mamy dla was konkurs graficzny i konkurs pisemny, tak by każdy znalazł coś dla siebie.
2. Możecie zgłosić po jednej pracy do każdej kategorii jedną postacią.
3. Zgodnie z powyższym punktem możecie bawić się również na swoich multikontach, ale wszystkie prace MUSZĄ być jakkolwiek powiązane z postaciami na forum. Zamiast Zenka i Grażyny wstawcie w opowiadanie Artema i Medeę. Wiadomo też że przy projektowaniu stroju wolimy zobaczyć w nim waszą postać, a nie nieznanego nam Janusza.
4. Część graficzna ma formę dowolną. Może być to projekt stroju, komiks, animacja, cokolwiek chcecie. Podobnie tyczy się to wykonania - nie robi nam różnicy czy użyjecie tabletu, ołówka, plasteliny, a może zrobicie wycinankę. Dajcie się ponieść wyobraźni!
5. Część pisemna ma formę dowolną. Może być wierszem, opowiadaniem, ciekawym opisem stroju czy wspomnieniem wydarzenia z Halloween.
6. Zgłoszenia wrzucacie do 21 listopada (g.23:59). Wtedy też zamkniemy temat i ocenimy wasze prace.
7. Zaznaczcie pogrubieniem na górze posta, do której części przeznaczona jest wasza praca - graficznej czy pisemnej.
8. Tematyka obu prac? Halloween oczywiście!

Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Nie Paź 29, 2017 8:01 pm
Fatalne nieporozumienie

Sigrunn otworzyła oczy i zaraz je zamknęła. Ból głowy, nieznośna jasność atakująca wzrok i ogólne odrętwienie były pierwszymi rzeczami, które odczuła. Potem doszedł kapeć w mordzie i brak umiejętności skonstruowania najprostszej myśli. To będzie ciężki dzień.
- Kurwa, miałam już nie pić z Kossem – stęknęła, zła na samą siebie. Co ją podkusiło?
Zaraz, na czym to w sumie stanęło? Gadali coś o Halloween. I wtedy Koss zadał jej to dziwne pytanie. Jak to szło? „Chcesz zostać bohaterem?” Coś w tym stylu. A następnie urywa się film. Cóż, w najgorszym wypadku dalej leży w barze, na jakiejś dyni. W najlepszym teleportowała się do łóżka, jednak podłoga była twarda, więc chyba nie. Wtedy postanowiła otworzyć oczy. I to był pierwszy błąd.
Pomieszczenie, w którym się znajdowała nie było ani barem, ani tym bardziej jej domem. Znajdowała się w sterylnie czystym, białym miejscu. Nie było tutaj nic. Trzy białe ściany, sufit i podłoga. Czwarta ściana była ze szła, o czym Sigrunn się przekonała, ponieważ znajdowała się na niej naklejka: „UWAGA: ŚCIANA ZE SZKŁA”. Za nią rozciągał się widok na okrągłe pomieszczenie, w którym znajdowały się wnęki podobne do tej, jakiej sama się znalazła. Było jeszcze 7 takich „pokoi”, a do tego drzwi, prawdopodobnie oznaczające wyjście z tego dziwnego świata. Jednak ich masywność i wielkość podpowiadały, że niełatwo je sforsować. Kiedy Sigrunn się przyjrzała, zauważyła, że w innych „pomieszczeniach” też znajdowały się jakieś osoby. A konkretnie dzieci. Stały, siedziały, leżały, ale generalnie nie wydawały się specjalnie przejęte swoją sytuacją. Właściwie sprawiały wrażenie, jakby były robotami odciętymi od prądu.
- Jeśli to jest żart, to jest bardzo kurwa słaby. Koss? Jak cię gdzieś tu znajdę i zobaczę ten głupi uśmiech…
Nie dokończyła, ponieważ zauważyła, że coś leży na środku jej „pokoju”. Mała paczuszka, coś jak prezent. Dziewczyna niepewnie podeszła i go otworzyła. W środku znajdował się kapelusz oraz karteczka z napisem „wiedźma”. Poza tym nic.
- Co do… - mruknęła, podnosząc kapelusz. Wtedy rozległ się dźwięk przypominający skrzypienie mikrofonu.
- Czas na zabawę – oznajmił przemiły głos. Nie wiadomo skąd dochodził. Szklana ściana zaczęła się podnosić.
Sigrunn odwróciła się i spojrzała, jak dzieci wychodzą z reszty pomieszczeń. Wszystkie miały na głowach dziwne kapelusze, zupełnie różne od siebie. Wzrok miały pusty, twarze dziwne, a ruchy mechaniczne. Wyszły na środek pomieszczenia. Sigrunn obserwowała je z lekkim przerażeniem.
- Dzisiaj bawimy się w Miasteczko Salem, dzieci. Jest was ósemka. Ale dwójka z was to wiedźmy. Musicie dowiedzieć się kto i mi powiedzieć. Ale pamiętajcie! Nie wolno sobie robić krzywdy! Hahaha, bawcie się dobrze! – oznajmił miły głos, a potem zamilkł.
Dzieci stały w kółku, obserwowały się, kiedy nagle jedna z dziewczynek wyciągnęła rękę i wskazała palcem Sigrunn.
- Jej tu nie było. Przyszła pożreć nasze dusze. Nie chce wyjść z pokoju. Jest wiedźmą i rzuci na nas czar – powiedziała beznamiętnym tonem. Potem skierowała puste spojrzenie na Sigrunn. – Zabijmy ją.
Co. – Sigrunn stała zamurowana i patrzyła w ten pusty wzrok, przekonując się, że to wcale nie brzmi jak żart. Ruszyła w kierunku dzieci. – Chwila, o co chodzi? Co tu się dzieje, gdzie my jesteśmy?
Jesteśmy w Miasteczku Salem – oznajmił niezwykle wysoki i chudy chłopiec. Wyglądał przez to trochę jak kościotrup i miał chropowaty głos. – Musimy znaleźć wiedźmy. Jesteś wiedźmą?
Jaką kurwa wiedźmą. Co to za chore miejsce. To jest jakiś happening? Zresztą, gówno mnie to obchodzi, po prostu mnie stąd wypuśćcie, wypisuję się.
Nie wolno wychodzić – oznajmiła stanowczo najniższa z dziewczynek o blond włosach związanych w warkocze. – To niezgodne z zasadami zabawy. Nie wolno łamać zasad.
Mówiłam, jest wiedźmą – dodała pierwsza z dziewczynek o fioletowych oczach. – Zlinczujmy ją.
Nie wzięłaś swojego bicza – oznajmił chudy, patrząc na Sigrunn.
Bicza?
Musimy jakoś ukarać czarownice. Każdy dostał bicz. Kiedy je odnajdziemy, dokonamy linczu, aby więcej nie nawiedzały naszego miasteczka. – podrapał się po głowie. – Być może należałoby odciąć im głowę i wbić w serce osinowy kołek.
Tak się zabija wampiry, głupku – odpowiedział mu chłopiec z oczami czarnymi jak smoła. – Powinniśmy ją utopić. Jeśli przeżyje, to znaczy, że jest czarownicą. Jeśli nie, to będzie niewinna.
Nie mamy wody, ani wiadra.
Ja mam – oznajmił czarnooki. Wskazał palcem do swojego pokoju. Faktycznie, znajdowała się tam drewniana balia wypełniona wodą. – Tak się kiedyś łowiło czarownice. Musimy się pośpieszyć, zanim rzuci na nas urok.
Wszystkie oczy skierowały się na nią. Dzieci postąpiły krok w jej stronę. Jeden z chłopców chwycił ją za rękę.
Ej, zaraz, do chuja…
Wtedy poczuła nagły ból w nodze. Krzyknęła i złapała się za prawą łydkę. To jedna z dziewczynek smagnęła się biczem.
Nie wolno przeklinać wiedźmo. To zabronione! – krzyknęła.
Sigrunn jęknęła i uklękła na jedno kolano. Dzieci postąpiły następny krok. Druga ręka wylądowała na jej ramieniu.
Co się tu… – nie miała czasu. Instynkt zwyciężył. – Skąd wiecie, że ja jestem wiedźmą? – Spytała i podniosła się, obdarzając wszystkich twardym wzrokiem. – Ja nie mam bicza. Jestem niewinna. Nie mam broni.
Twoją bronią są czary!
Winna!
Lincz!
Ja jestem wiedźmą! – Piskliwy głosik przerwał wszystkim. Oto dziewczę o ognistych włosach wystąpiło na sam środek i uniosło ręce w górę. – Oto ja, sługa Ammita, nałożnica Beliala, matka Lewiatana, oto ja przybyłam aby pożreć wasze dusze, ugotować wasze ciała i przekląć wasze dzieci. Możecie mnie zabić, lecz śmierć mi niestraszna albowiem moja nieśmiertelna dusza należy już do tego, który mnie posiadł, a potem wysłał na ten świat, aby zgładzić was, nędzne robaki! – Z każdym słowem jej głos stawał się mniej ludzki, paznokcie wydłużały się, zamieniając w szpony, oczy stawały się całkiem czarne, a włosy wiły niczym węże. Z jej gardła zaczęły dochodzić dźwięki, których nie mógł wydawać człowiek, nie przemawiała już językiem ludzkim, lecz plugawym narzeczem demonów.
Dzieci obserwowały ją bez większych emocji.
Faktycznie jest wiedźmą – stwierdził nagle chudy chłopiec. – Lincz.
I po tych słowach smagnął ją swoim biczem. Wtedy cały upiorny wizerunek się rozpłynął i znów była tylko dziewczyną o płomiennych włosach. Kolejny cios trafił ją w twarz. Jęknęła z bólu, a potem zaśmiała się głośno. Następne uderzenie, tym razem w plecy. Wiedźma jęknęła, ale więcej było w tym rozkoszy, niż cierpienia. Ktoś przewrócił ją na kolana, kolejne dwie inne osoby zdarły z niej bluzkę i została półnaga.  Ciosy padały na jej twarz, piersi, plecy, ramiona, ręce. Przeklinali jej uroki, czary, które miały sprowadzić ich na złą drogę, skusić do złego. Sigrunn z przerażeniem obserwowała jak grupka dzieci katuje jedną ze swoich, a ta w ekstazie przyjmuje tę karę i pojękuje niczym kobieta w szczytowym momencie, do czasu aż krew nie zalewa jej ust, oko nie wypada z oczodołu, a jęki podniecenia zamieniają się w charczenie umierającego. Wreszcie upadła na ziemię, a dziewczynka, która na początku oskarżyła Sigrunn, podeszła i zmiażdżyła jej gardło stopą. Pierwsza wiedźma została zabita.
Teraz ty! – Krzyknęła, odwracając się w stronę Norweżki. Ta potrzebowała chwili, aby wyjść z otępienia, po czym malowniczo się zrzygała. – Uwaga, wiedźma rzuca czar!
Dzieci się rozproszyły. To dało Sigrunn czas, żeby się pozbierać.
Przecież… przecież zabiliśmy wiedźmę… – rzekła słabo.
Ale są dwie – przypomniał chudy chłopiec. A potem podszedł do niej. – Jesteś wiedźmą?
Nie – odpowiedziała, niemal płaczliwym tonem.
Jak możemy ci uwierzyć?
Nie wiem kurwa! Nie jestem jebaną wiedź... – Kolejny cios.
Nie wolno przeklinać!
Chudy chłopiec nie wyglądał jednak na przekonanego. Podrapał się po głowie.
Nie wiem czy możemy ci wierzyć. Musimy to jakoś sprawdzić.
Ja znam sposób! – Krzyknął chłopiec o czarnych oczach i uśmiechnął się upiornie.
Sigrunn walczyła się, szarpała, krzyczała i biła kończynami we wszystkie strony. Jednak żelazne uściski szóstki dzieci nie chciały zniknąć. I chociaż broniła się jak mogła, zawlekli ją do bali z wodą. Pamiętała, jak ją podtapiali. Pamiętała, jak palili ją na stosie. Pamiętała, jak przybijali jej kończyny do desek. Pamiętała, jak ich wizerunki zmieniały się w potworzy o szponach, czarnych oczach i ostrych kłach. Pamiętała, jak pożerali mięso z jej ciała. A potem była już tylko ciemność.

*

Cyrille pogwizdując wklepał kod dostępu. Wielkie drzwi otworzyły się i wszedł do pomieszczenia testowego. Sterylność tego miejsca zawsze poprawiała mu humor. Tak tu czysto i schludnie. No, może nie w tej chwili. Jak zawsze, miał na sobie biały fartuch, pod którym trzymał broń, tak żeby nie było jej widać. Na wszelki wypadek.
Trzy dziewczynki bawiły się skakanką, dwóch chłopców kopało piłkę. Pozostałych nie było. Cyrille przyjrzał się im, a potem śladom krwi na ścianach i podłodze.
– Trzeba będzie znowu po was czyścić urwisy – stwierdził i wyciągnął mały notes. – Brakuje Janny, Sigrunn i Conrada… nie wierzę, że daliście się nabrać Jannie. To był taki oczywiste Jester, haha. Nawiny dzieci. Chociaż muszę przyznać jej punkty za odpowiednie wykorzystanie gazu halucynogennego. Ale Sigrunn i Conrad zostali wykryci. Niezła robota. Niech no spojrzę, Conrad… ach, poćwiartowanie. Skakanka z jelit i piłka z głowy? Kreatywnie, nie powiem. Ale chłopcy, nie kopcie już, bo wszystko zapaskudzicie krwią. Dajcie już temu Conradowi spokój, chociaż po śmierci. A Sigrunn, niech spojrzę… Haha! Wiedziałem, że zestaw męczennika to dobry pomysł. Miałem nie zostawiać, ale z tego co widzę… – Obserwował właśnie posiniałą Sigrunn, ukrzyżowaną w pomieszczeniu, w którym ją umieścił. – Najpierw ją utopiliście, co? Cóż, wygląda na to, że zwykła osoba nie przeżyje zbyt długo wśród socjopatycznych dzieci. Haha, kto by się spodziewał – zaczął coś notować w swoim zeszyciku. Wtedy zadzwonił telefon. Cyrille spojrzał na wyświetlacz. Ah, Mercury.
– Halo, dzień dobry, wiewiórki i bobry! Jak się dzisiaj mamy?
– No cześć Cyrille, słuchaj, gdzie jesteś? Zaraz zaczynamy zabawę.
– Już się zbieram, tylko musiałem jeszcze młodych odwiedzić. Wiesz, nigdy nie umiem się powstrzymać. Są jak moje dzieci, haha!
– Dobra, dobra, tylko się nie ociągaj. Sigrunn pewnie też już czeka, a bez was nie zaczniemy.
Cyrille zmarszczył brwi.
– No chyba będziemy musieli bez niej zacząć – oznajmił z lekkim rozbawieniem. Ah, ten Mercury żartowniś.
– Co?
– No wiesz, jakbym ją przywiózł, to mogłaby być trochę sztywna atmosfera! – Zaśmiał się zadowolony ze swojego żartu.
– CO. – Głośne westchnięcie w słuchawce. – Cyrille, co ty zrobiłeś?
– No… – Niepewność. – No słuchaj, Koss do mnie zadzwonił. Mówił: słuchaj, zgarnij Sigrunn, przypilnuj, a potem bawimy się w Town of Salem. No to wiesz, zaniosłem ją do dzieci...
– Ja pierdole, Cyrille. Dobra, wiesz co? Daję ci Kossa, sam mu to powiedz.
W słuchawce dało się usłyszeć krzątaninę i jakieś ciche rozmowy. A potem nowy głos.
– Halo?
– No cześć Koss, słuchaj, o co chodzi z tą Sigrunn?
– No jak o co? Przywozisz ją i gramy w Miasteczko Salem, tak jak się umawialiśmy. Już mamy stroje, wszystko, czekamy na was w chacie Merca. Potem lecimy zbierać cukierki. Co się głupio pytasz?
– O cholera – Cyrille potarł brodę, oglądając ukrzyżowaną dziewczynę. – Słuchaj, doszło do fatalnego nieporozumienia…
– … co?
– No wiesz… jak mówiłeś zawieź ją do domu, to myślałem, że… no wiesz, zazwyczaj jak mówimy zawieź do domu, to do dzieci. W sensie że do domu. Symulujemy dom, nie? Tak mówimy. No to ja myślałem, że tu mam ją zawieźć i z tym miasteczkiem…
Cisza w słuchawce.
– Cyrille, gdzie jest Sigrunn?
Odchrząknięcie.
– No tutaj. W domu.
Cisza.
– Żyje?
Odchrząknięcie.
– No tak… nie bardzo.
Cisza.
– Czy ty kurwa… ja pierdole, tobie dać coś do zrobienia. Miałeś jedno zadanie Cyrille. Jedno zadanie.
– No skąd miałem wiedzieć, zazwyczaj jak mi dajesz nieprzytomne laski, to nie po to, żebym je zawiózł na zabawę do domu Merca. Musisz być precyzyjniejszy w swoich poleceniach.
– Czy ty… dobra, wiesz co… nieważne. Nie mam słów. Cały plan poszedł w dupę.
– O tam od razu w dupę, bez jednej osoby się obejdzie. O, wiem, możemy zrobić z niej ozdoby Halloweenowe! Wiesz, jakie to będzie klimatyczne?
– Ty nie masz w sobie za grosz jakiegoś poczucia wstydu czy coś, nie?
– Nie.
– Dobra, mniejsza z tym. Nie żyje, to nie żyje, tylko posprzątaj po sobie. I przyjedź, a ja spróbuję zaprosić kogoś innego. Tylko tym razem łaskawie nie zabijaj tej osoby.
– Spoko loko, luz blues szefie. Zaraz to ogarnę i przyjadę. Ale nie jesteś na mnie zły?
– Jestem, kurwa, zły, zabiłeś Sigrunn.
– Ej, to nie ja ją zabiłem.
– Dobra, nie zaczynaj znowu.
– Ty słuchaj, nie chciałbyś cosplaya Jezusa?
– Weź spierdalaj.
Rozłączenie.
Cyrille schował telefon westchnął i oparł ręce na biodrach.
– I tak jestem z was dumny – powiedział do dzieci z zadowoleniem. A potem ponownie wyciągnął telefon i wybrał numer.
– Czego?
– Artem?
– Nie kurwa, wróżka zębuszka. Czego chcesz?
– Szykuje się kolejna noc przy łopacie.


Spoiler:
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Sro Lis 01, 2017 9:39 pm
Graficzna forma przypału.

Upiorne Konkursy  Ny8390f

Większa wersja ─ KLIK!
[MG] Cyrille Montmorency
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Pon Lis 20, 2017 12:58 am
Wesołego Halloween!

Mio obudziła się dzisiaj wcześniej, w końcu to właśnie teraz był TEN dzień! Jedyny w roku, poczyniła już w tym celu specjalne przygotowania, kilka uczynnych duszyczek pomogło jej z zakupami, a teraz wystarczyło dopiąć wszystko na ostatni guzik.
Dekoracje, cukierki, stroje, atmosfera… dosłownie wszystko!
Halloween było właśnie dziś! Wręcz eksplodowała entuzjazmem i chęcią do pracy, chociaż inni domownicy nie wykazywali się szczególnie zachwyceni. Chodzili zmęczeni, kompletnie bez życia. Niektórzy uśmiechali się pobłażliwie, mruczeli coś pod nosem i szli dalej w swoją stronę, zająć się… jak to nazywali? Ważniejszymi sprawami.  
NIEWAŻNE!

Udekorowanie parteru domku zajęło jej niemalże cały dzień, ale w momencie gdy słońce powoli zbliżało się do horyzontu, mogła z dumą spojrzeć na swoje dzieło. Nie było tego aż tak dużo jak oczekiwała, ale efekt był więcej niż zadowalający! Przydymione żarówki, rzucały o wiele mniej światła niż zwyczajne, pogrążając pokoje w idealnym półmroku, małe pojedyncze lampki oświetlały co straszniejsze dekoracje jak szkielety, wampiry i wiedźmy. Dodatkowo co chwile było słychać jakieś przerażające szepty, chichoty czy jęki i zawodzenia. Chociaż przy tych ostatnich nie była do końca pewna skąd się brały, w końcu małe głośniczki poupychane w różnych miejscach czy też zawieszone luźno pod sufitem nie miały takiej opcji…  
Najwidoczniej czegoś nie doczytała, a poza tym, zapewniały one dodatkowego klimatu. Aż włos się na karku jeżył!
Niestety nie pozwolili przyozdobić domu z zewnątrz, nawet na samym ganku. Co za strata, no ale sama z tym wszystkim nie dałaby sobie rady, więc dyplomatycznie przejęła cały parter! Można powiedzieć, że wszystko poszło z godnie z planem!
Dziewczyna sprężystym krokiem przemierzała dom, by jeszcze ostatni raz wszystko sprawdzić zanim sama wskoczy w halloweenową dekorację, znaczy ubierze się tematycznie.
Kilka chwil później Mio zniknęła, a jej miejsce zastąpiła straszliwa wiedźma Mio!

Będzie musiała jeszcze dopracować ten szczegół zwany imieniem. Czy straszliwa wiedźma może nazywać się Mio? Czy kiedykolwiek ktoś przestraszy się słysząc o Wiedźmie Mio?
Westchnęła ciężko stukając w rondo kapelusza. Czerń nijak do niej pasowała, ale właśnie to udało się jej zdobyć. W obecnej sytuacji nie miała co narzekać, w końcu wyglądała olśniewająco! Mogła rzucać uroki bez użycia magii, a to już coś znaczyło!
Jeszcze tylko misa pełna słodyczy i mogła przyjmować tą całą rozkrzyczaną i roześmianą zgraję! Gdyby tylko pozostali domownicy nie byli tacy sztywni, mogliby wszyscy wspólnie świętować i bawić się wspólnie chociaż przez ten jeden, jedyny wieczór w roku!
Głupki!

Słońce zaszło już całkowicie, a zaraz później pojawili się pierwsi przebierańcy. Swoje przybycie oznajmili cichym uderzeniem w drzwi, zadowolona dziewczyna złapała misę już wcześniej ustawioną zaraz przy nich i szarpnęła klamkę, gotowa usłyszeć wesołe:

„Cukierek albo psikus”

Cyrille poderwał się ze swojego prowizorycznego posłania. Znów bolały go dosłownie wszystkie mięśnie. Nawet te, o których istnienia zapewne nigdy nie miał pojęcia. Wiele by dał za porządne łóżko, porządną kąpiel i chociaż kilka godzin snu bez żadnego rynsztunku na sobie. Obecna sytuacja jednak nie pozwalała na takie rarytasy. Brakowało jedzenia, więc musieli zapuszczać się coraz dalej, spać coraz krócej, a nic nie wskazywało, że w najbliższym czasie miało się to zmienić. Znaleźli co prawda spory zapas żarcia w puszkach, ale to w żaden sposób ich nie ratowało. Zyskali tydzień? Może dwa, a później znów trzeba będzie szukać. Niekończąca się pętla .
Blondyn usiadł powoli i przeciągnął się, próbując chociaż trochę rozruszać zastałe mięśnie. Bolało… a spanie na twardej ziemi nie pomagało. Rozejrzał się wokoło, reszta z jego grupy spała w najlepsze, a przynajmniej tak mu się wydawało przez otaczający ich półmrok, no poza Sigrunn, która siedziała na parapecie i obserwowała okolicę zaciągając się co jakiś czas papierosem. Światło odbite przez księżyc  oświetlało jej postać. Ich spojrzenia spotkały się na chwilę, krótkie skinięcie głową w ramach przywitania. Nie musieli się odzywać, zresztą nie chcieli pobudzić reszty. Cały dzień biegali za zaopatrzeniem, należy im się trochę snu. Oby dzisiejsza noc była spokojna. Chłopak przygryzł lekko wargę.
Dziś było Halloween.
Wspomnienia wróciły. Wspomnienia świata, w którym nie musieli martwić się o swoje życie, o jedzenie… o nic. Tęsknił za czasem, gdy martwił się czy uda mu się sprostać oczekiwaniom ojca. Teraz wydawało się to niczym. Nie miało to znaczenia. Splótł dłonie za głową i chciał się ponownie położyć, w końcu mieli spędzić tutaj całą noc, a o świcie wyruszyć dalej. Nie zdążył jednak ułożyć się na prowizorycznej poduszce, gdy do jego uszu dobiegł dziwny zgrzyt, otwieranych drzwi. Podniósł się automatycznie i sięgnął po broń. Sigrunn zrobiła to samo.
Cyrille był już w drzwiach pokoju, gdy krzyk z parteru wypełnił cały dom.
Szlag, szlag, szlag!
Blondyn ruszył biegiem po schodach. Zatrzymał się dopiero na dole, by dokładnie wycelować. Pociągnął za spust. Pociski dosłownie wyrzuciły w tył wchodzącego do domu kolejnego truposza. Doskoczył do Mio i okutym buciorem strącił zombiaka, który przewrócił ją i próbował zrobić sobie z niej kolacje. Przeładował i strzelił. Śrut strzelby dosłownie rozerwał jego czaszkę, a kawałki tego co zostało z jego zgniłego ciała wylądowały niemalże wszędzie dookoła. Złapał drzwi i zatrzasnął je zasuwając blokadę, którą Kossjen zmajstrował na szybko gdy tylko postanowili, że zostaną tu na noc.
- Gratu-kurwa-lacje, teraz będziemy mieli na głowie całą okolicę!– warknięcie od strony schodów zwiastowało zły humor Norweżki, co razem z przeładowaną bronią w jej dłoniach było dość niebezpiecznym obrazem. Reszta drużyny też już była na nogach.
Cyrille zignorował to chwilowo i przykucnął przy Mio, która bez słowa, wpatrzona w sufit leżała na ziemi. Dopiero po chwili pociągnęła nosem i starała się powstrzymać szloch.
Nie wyszło jej. Chłopak podniósł ją do pozycji siedzącej i przytulił.
- Już po wszystkim. Będzie dobrze… - mruknął cicho. Nie będzie. Wiedział to, gdy przez jego palce zaczęła przelewać się krew z ugryzionego ramienia dziewczyny. Przytulił ją mocniej.
- Ja… nie chciała..
Strzał.
Nie słyszał już cichego szlochu. Nie słyszał jak wszyscy zamilkli momentalnie. Jedyne co teraz słyszał to głuchy pisk w prawym uchu. Czuł lepkie kropli jakiejś cieczy na twarzy i jak ciało, które trzymał w objęciu strasznie zaczęło mu ciążyć. Zamknął oczy, powoli ułożył ją na podłodze i wstał. Rękawem starł krew z twarzy i rzucił wściekłym spojrzeniem w stronę Sigrunn, która właśnie chowała swój pistolet.
- Nie musiałaś tego robić! – krzyknął zaciskając pięści.
Norweżka wzruszyła ramionami i obróciła się na schodach by wrócić na górę. Pociągnęła jeszcze papierosa i obojętnym spojrzeniem zbadała parter. Zatrzymując się na chwilę na poniektórych ozdobach.  – Musiałam, dobrze o tym wiesz, a teraz  zamelduj w siedzibie, że będziemy potrzebowali transportu dużo wcześniej. Reszta na górę po sprzęt, wygląda na to, że czeka nas kolejna nieprzespana noc.
Dziewczyna zniknęła niemalże na piętrze, ale wychyliła się by spojrzeć na blondyna.
- Ah, jeszcze jedno.
- Czego?
- Wesołego Halloween!
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Pon Lis 20, 2017 7:46 pm
Nie lubię kolorów. Ryan i Riley w wersji halloweenowej.
Pan Francis
Pan Francis
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Wto Lis 21, 2017 9:52 pm
Część I: konkurs pisemny (praca jest częścią rzeczy rzeźbopodobnej niżej!)




Droga M.!

Od lat chciałem spotkać się ze znajomym fotografem i może jeszcze paroma osobami podczas Halloween, ale zawsze ktoś miał coś ważniejszego do zrobienia albo któregoś z nas nie było w kraju i obydwaj nudziliśmy się na dwóch krańcach świata. W zeszłym roku powiedzieliśmy basta, obiecaliśmy sobie, że jeśli tym razem nie uda nam się zebrać to przestaniemy robić sobie nadzieje i już nigdy więcej nie spróbujemy, a to chyba poskutkowało. Moja znajoma z pracy znalazła ogłoszenie o nowym klubie, który świętowanie dnia otwarcia będzie łączyć z halloweenową imprezą. Na zaproszeniu, prócz tabeli z przykładowymi drinkami i opisem miejsca, wymienili atrakcje, jakie przygotowali. Znajoma z pracy i jej koleżanka najbardziej interesowały się kostiumami i konkursem na najlepsze przebranie, ja z fotografem szukaliśmy czegoś bardziej ekscytującego – i znaleźliśmy. Na samym brzegu broszury napisane było, że w klubie będzie specjalny pokój prowadzący do papierowego świata i że mogą tam wchodzić grupy po dwie, maksymalnie trzy osoby i to tylko wtedy, kiedy przejdą wstępną selekcję do samego klubu i późniejszą, przeznaczoną dla chętnych do wejścia do pokoju. Od razu pomyśleliśmy to samo: oho, narkotyki i coś na kształt loży dla VIPów, i jak mnie to niekoniecznie interesowało, tak fotograf uznał, że chce sprawdzić, jakich nowych doznań może doświadczyć. Uzgodniliśmy, że spróbujemy się tam dostać i prawie o tym zapomnieliśmy przytłoczeni wrażeniem, jakie wywarł na nas klub.

Pillow, bo tak nazywało się to miejsce, przypominał raj dla leniwców: kanapy i fotele stylizowane na wzór łóżek, mnóstwo poduszek, w tym dosłownie setki poprzyczepianych do sufitu w taki sposób, że gdyby grawitacja nagle poszła na wakacje, nikomu w klubie nic by się nie stało, bo cała masa pierza zamortyzowałaby upadek. I właśnie, pióra – motywy z poduszkami i pierzem przeważały w dekoracjach: popielniczki w kształcie poduszek, kostki lodu, podkładki pod szklanki, stojak na słomki udający rozdartą poduchę, talerze do przekąsek, parkiet i nawet dozowniki do mydła w łazienkach z piórami. Co do kolorystyki to, oczywiście, dominowała biel i pastelowe barwy, jakie najczęściej spotyka się na kompletach pościelowych, ale nie tylko, bo z łatwością wśród niezliczonej masy poduszek też takie, które przypominały nowoczesne, designerskie wzory, owady, znane miasta, motywy z filmów czy abstrakcyjne bazgroły. Skoro umieszczam tu ten opis to pewnie zgadłaś, M., że dostaliśmy się do środka. O dziwo nie mieliśmy większego problemu, choć widzieliśmy, że bramkarze odsiewali sporo ludzi, głównie tych, którzy zachowywali się głośno i piskliwie.
O tej dziwnej Papierolandii, czy jak to tam nazywali, przypomnieliśmy sobie dość późno, zarówno ja, jak i fotograf z dążyliśmy wypić już po parę szklaneczek whisky. Być może dlatego nic nie wzbudziło naszych podejrzeń? Ha, zresztą... co miało je wzbudzać? Dookoła głośna muzyka, półmrok, ludzie śmiejący się, rozmawiający albo tańczący, wszyscy poprzebierani, szczęśliwi... Fotograf skomentował, że przy takiej wszechobecnej poduszkowej miękkości, jasnych kolorach i ludziach zachowujących się dziwnie wesoło to miejsce przypomina bal dla rezydentów szpitala psychiatrycznego. Bez większej refleksji podeszliśmy do mężczyzny, który pilnował wejścia do białych, oklejonych pogniecionym papierem drzwi i powiedzieliśmy, że chcemy spróbować tam wejść. O dziwo gość zamiast jakiegoś specjalnego wywiadu w stylu 'kim jesteście, gdzie pracujecie, kogo znacie' po prostu zapytał, jak się bawimy i... tyle. Inicjatywę na moment przejął znajomy i powiedział, że od tych poduszek robi się odrobinę sennie i że z przyjemnością trochę by się rozbudził. Bramkarz pokiwał głową i uśmiechnął się miło (a może pobłażliwie?) i powiedział, że możemy wejść oraz że na zwiedzanie mamy dwadzieścia minut. Co? Zwiedzanie? Czyli to nie VIP room? Może jakaś wystawa? Wkrótce miałem się dowiedzieć, ale z perspektywy czasu mogę ci powiedzieć, moja przyjaciółko, że do tej pory nie wiem, jak nazwać to, co zastałem w środku.
Ale, ale, obiecałem ci parę dni temu, że opiszę samą sytuację, a nie to, co o niej sądzę, dlatego wrócę do opowiadania. Weszliśmy przez papierowe drzwi do jasno oświetlonego, małego przedsionka. Białe ściany, białe drzwi naprzeciwko nas i białe drzwi z tyłu – te, przez które przeszliśmy, nic więcej. Świetnie, cholera, cudownie. Ale nic, podszedłem do drzwi naprzeciwko i pchnąłem je. Ku mojemu zdziwieniu okazały się lekkie jakby rzeczywiście były wykonane z papieru. Za nimi nierówne ściany długiego korytarza wyglądały na oklejane papierową masą, ale im dłużej szliśmy, tym stawały się gładsze i wyższe, nabierały też kolorów. Znajomy zauważył, że z ziemi tu i tam powyrastały kwiaty, pojawiało się też coraz więcej trawy i ziemi, a pod naszymi stopami zaczęła formować się ścieżka. Ściany i sufit były już na tyle daleko, że ledwo je widziałem, właściwie wszystko zaczynało się robić tak wiarygodnie odtworzone, że na pierwszy rzut oka pewnie nie potrafiłbym odróżnić ich od rzeczywistych, które widzi się na co dzień w parkach. No, być może kolory nadal były dość blade, szczególnie niebo zamiast niebieskiej miało ledwo co brudnoszary kolor, ale dałbym sobie rękę uciąć, że im dłużej się na nie gapiłem, tym bardziej byłem pewny, że to jest właśnie ten poprawny, naturalny odcień, że tak powinno być. Znajomy co parę kroków robił zdjęcia wszystkiego, co widział, obydwaj w milczeniu podziwialiśmy to, co tutaj stworzono – bo co niby mogliśmy powiedzieć, kiedy obydwaj zdawaliśmy sobie sprawę, że przeszliśmy już ładny kawałek, a klub był tak ulokowany, że nawet trzy zaplecza by nie starczyły na przygotowanie tak ogromnej przestrzeni. Już dawno powinniśmy wejść na ścianę, tu już powinien kończyć się budynek. Ale się nie kończył.

Szlag, M.! Do tej pory myślałem, że Halloween to święto, podczas którego tylko dzieciaki przeżywają dreszczyk emocji, ale najwyraźniej to bujda – oczywiście jeśli tylko dorosły potrafi znaleźć się w odpowiednim miejscu i czasie. Właśnie, Halloween. Uzgodniliśmy ze znajomym, że będziemy iść jak najszybciej, aby w przeciągu dwudziestu minut, które dostaliśmy na 'zwiedzanie' zobaczyć jak najwięcej. Szczerze mówiąc z wrażenia straciłem rachubę czasu, ale gdzieś po, hm, może niecałych dziesięciu minutach szybkiego marszu cholernie autentyczną alejką zobaczyliśmy na poboczu drzewo. Drzewo, rzeczywiste, rosnące drzewo! Od jakiegoś czasu trawa przerzedzała się i widzieliśmy coraz więcej przebijającej przez nią brązowej, pulchnej ziemi. Teren układał się w taki sposób, że zza lekkiego pagórka trudno było zobaczyć coś więcej, ale to drzewo... ono było tam na pewno. I na pewno po tym, jak do niego podbiegliśmy, zauważyliśmy, że z jednej z gałęzi zwisa stara, zniszczona lina z pętlą, a pod nią z ziemi wystaje kupka brudnych kości. Ludzkich. W przerażeniu uniosłem dłoń do ust i zacząłem się cofać, a znajomy nie tracąc krwi zrobił parę zdjęć i zaczął ciągnąć mnie dalej, do przodu. Powiedział, że zauważył więcej drzew. I rzeczywiście, im dalej szliśmy tym więcej takich upiornych, martwych, powykrzywianych w różnych kierunkach drzew mijaliśmy, a na każdym, dokładnie na każdym wisiała lina... szubienica! Szubienica, kurwa, rozumiesz!? Drzewa zawsze rosły parę metrów od ścieżki wpijając się grubymi korzeniami w czarną żyzną ziemię i nigdy nie rosło ich więcej niż trzy obok siebie. Co tam na tej broszurce było napisane? Grupy do trzech osób, tak?
Dygotałem, zacząłem czuć, jak adrenalina i chęć przetrwania napędza mnie do działania. Znów prawie biegliśmy przed siebie, zauważyliśmy, że tam dalej już nie ma na drzewach samych lin i kości w ziemi, tylko wiszą ciała... Trudno było mi dostrzec twarze tych ludzi, a raczej... te trupy przez odległość nas dzielącą, ale fotograf powiększył jedno ze zdjęć. Widziałem twarz jednego z nieszczęśników... Skóra pomarszczona prawie że spływała z kości pod wpływem grawitacji i rozkładu. Obrzydliwe. Upiorne.
Chciałem stamtąd się wydostać. Hallowen, w porządku, trupy, zombie, wampiry, ale co za popieprzony świr wymyślił taką atrakcję!? Ktoś jakby chciał powiedzieć: przebieracie się za umarłych to proszę, macie prawdziwych umarlaków, bawcie cię, no bawcie!

Zaproponowałem, aby się cofnąć, przecież skoro weszliśmy tutaj drzwiami, to może i nimi wyjdziemy, ale to tym razem fotograf stał jak wryty patrząc gdzieś dalej. Ja po chwili też to obaczyłem: dwa drzewa rosnące obok siebie w odstępach mniej więcej pięciu, może ośmiu metrów, tak samo uschnięte, tak samo porośnięte mchem, różnił je tylko jeden szczegół: na kusząco obniżonej gałęzi żadne z nich nie miało lin ani trupów. Czekały na nas. Wiedziałem to. Przeszedł mnie lodowaty dreszcz. Mam się... powiesić? Ale ja nie chcę! Nie chcę umierać! Nie chcę więcej Halloween!
Podeszliśmy do jednej z pokaźnych rozmiarów roślin trzymając się blisko siebie. Znajomy zrobił kolejne zdjęcia, a ja odważyłem się dotknąć kory. Sucha. Jak papier.
Zacząłem myśleć w bardzo zły sposób, o który bym siebie nie podejrzewał. Pomyślałem, że sam wszedłem w pułapkę, że będę tu błądził aż naprawdę uznam, że jest stąd tylko jedna droga ucieczki. Może bramkarz mówiąc o dwudziestu minutach wycieczki powiedział, że obstawia, że przeżyjemy tu dwadzieścia minut? Cofnąłem się, chciałem stanąć i przemyśleć, co dalej, porozmawiać z fotografem, ale ten pokręcił głową, spojrzał na mnie i znów na drzewo, po czym wyciągnął z kieszeni zapalniczkę. Zawsze jest więcej niż jedna droga wyjścia, nawet samobójstwo można popełnić na różne sposoby – powiedział zapalając ogień.

Później pamiętam, że siedziałem z nim z powrotem na głównej sali przy naszym stoliku i że była też znajoma z pracy, która zabrała nas do tego miejsca i ta jej koleżanka. Opowiadały nam, jak przebierali się ludzie i jak poprowadzony był konkurs strojów. Jak wyszliśmy z pokoju? Cholera go wie! Dostaję szału ze świadomością, że brałem udział w czymś takim i że nie mogę tego wyjaśnić, zbadać, wytłumaczyć. Sama wiesz dobrze, jak bardzo fascynują mnie takie zjawiska. Mam już swoje teorie, ale prawdopodobnie nigdy ich nie potwierdzę ani nie obalę. Co do zdjęć, które robił znajomy to zachowały się, a owszem, nie myśl, że w magiczny sposób zniknęły. Na każdym był ten  dziwny, mały przedsionek, przez który weszliśmy do papierowej krainy, jak gdybyśmy nigdy nie zaszli nigdzie dalej.
Następnego dnia wróciliśmy do Pillow aby zapytać, co to w ogóle było, ale uprzejmie i zdecydowanie wyjaśniono nam, że ta atrakcja już jest zamknięta i że jest 'tajemnicą zakładu', ale zapewniają, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem i pod kuratelą odpowiednich władz. Innymi słowy: nic nie powiemy, spieprzajcie.
A wiesz, co jest najśmieszniejsze? Do tej pory pamiętam, jak panicznie chciałem się stamtąd wydostać, ale, paradoksalnie, chcę tam wrócić, przygotować się lepiej i przeżyć to jeszcze raz. Wyjaśnić.

Co o tym sądzisz, M.? I nie krzycz na mnie za bardzo za takie ryzykowanie, sam już na siebie nakrzyczałem.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: Upiorne Konkursy
Wto Lis 21, 2017 9:52 pm
Część II: konkurs graficzny/plastyczny (praca jest częścią opowiadania wyżej!)

Przepraszam za tak marne zdjęcia i za masakryczne tło, ale zabrakło mi czasu na dopieszczenie tego. Poza tym wiem, że w tekście wspominam o dwóch drzewach, ale co ja bym zrobił z takimi dwoma krzaczorami? No i wykonanie tego jednego już i tak zabrało trochę czasu.

Drzewiszcze
Drzewiszcze z bliska
Drzewiszcze stadium 1
Drzewiszcze stadium 2

Materiały:
• druciki 1mm do wykonywania szkieletów pod rzeźby (uch, za sztywne do takiego precyzyjnego gięcia, nie polecam...)
• masa z plastycznego papieru miękkiego i twardego (miękki na korzeniach i cienkich końcach gałęzi, twardy na konary i pień)
• farby akrylowe
• jako podstawy użyłem bryłki soli
• narzędzia do nakładania papieru to pilniczek, drucik i palce, kombinerki do wyginania i cięcia drutów
• a, no i na zdjęciu tak, wysypałem ziemię do kwiatków na biurko
• tło to pomalowany karton, co niestety doskonale widać :l
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Upiorne Konkursy
Wto Lis 21, 2017 10:06 pm
Boże naprawdę już myślałem, że nie zdążę.

[ WOOLFE WERSJA HALLOWEENOWA ]

No, może tak nie do końca, bo na Riverween miał zupełnie inny strój, ale stwierdziłem że wrzucę go w to uniwersum w takiej formie w jakiej mi pasuje. Przede wszystkim nastąpił drobny regres i mój dzieciak na nowo powrócił do rudych włosów. W końcu oryginalnie jest właśnie rudzielcem, a przefarbował się głównie ze względu na kąśliwe uwagi, których zwyczajnie nie chciało mu się już słuchać *kaszl*. Rzuciłem Białego i Czarnego Wilka (bo przecież nie mogło ich zabraknąć, skoro nieustannie mu towarzyszą), dodałem wilcze atrybuty, kilka ozdób Halloweenowych, JAKŻE GROŹNE TŁO. Nie wiem po co się rozpisuję, ale tak. /: Wygląda na to, że wszyscy pięknie zabrali się w kategorii artystycznej za coś innego i powstał nam cudny misz-masz. <3
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Re: Upiorne Konkursy
Sro Lis 22, 2017 2:00 am
Jako że prace artystyczne były wyjątkowo zróżnicowane, a pisemne - wszystkie przegenialne - podjęliśmy z Alanem dwie dość istotne decyzje. Po pierwsze, niesprawiedliwym byłoby wytypowanie pierwszego, drugiego czy trzeciego miejsca, gdy widać że wszystkie zgłoszone osoby włożyły w swoje dzieła olbrzymią ilość pracy. Nikt nie rzucił głupawym wierszykiem na 4 zdania, wszystko dopięliście na ostatni guzik. Dlatego wszyscy uczestnicy konkursu otrzymują 80 RW w ramach wynagrodzenia. Nagrody zostały wam już dopisane do profili. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszy się serducho na widok tak dopracowanych zgłoszeń.

Po drugie - postanowiliśmy założyć galerię, gdzie umieścimy wszystkie prace. Jeśli ktoś nie chce by jego dzieło się tam pojawiło, dajcie mi znać na PW.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach