Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Przyleciał. Po jedenastej wieczorem czasu lokalnego mocno zapukał do drzwi pod wskazanym adresem. Miał ze sobą tylko mały czarny plecak przerzucony przez ramię, a w prawej dłoni trzymał cholernie nowoczesny model polaroida zdolnego do cyfrowego zapisywania zdjęć, ale też do natychmiastowego ich drukowania. Nonszalancko opierał się wolną ręką o framugę, pochylał głowę, a rozczochrane włosy zasłaniały mu większość twarzy – jakby właśnie wstał z łóżka albo dopiero co wypił parę głębszych... i pewnie obydwu stwierdzeniom było blisko do prawdy. Pomięta czarna koszula z postawionym kołnierzem tylko dopełniała tego szalono–pijackiego wizerunku.
Zapukał jeszcze raz kopiąc czubkiem buta w drzwi. Czekał, nasłuchiwał nawet nie podnosząc głowy.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Domyślam się, do czego później wykorzystasz te zdjęcia... – Zaśmiał się mrukliwie i lekko zmrużył oczy. – Zróbmy to. Poradzimy sobie bez niego. Będziemy malować na sobie różne rzeczy, tylko białe na nagiej skórze albo na czarnych ubraniach, a ja potem będę robił nam zdjęcia. Wrzućmy to do sieci. Zostańmy anonimowi, raz na jakiś czas rzucajmy tylko jakiś smaczek, raz prawdziwy, a raz nie. Niech ludzie gadają, domyślają się, kim jesteśmy. – Przymknął powieki i położył dłonie na jego przedramionach po swojemu odwzajemniając uścisk. – Jest dobrze. Jak będzie mnie coś denerwować to powiem. Wiesz, ja właściwie też się cieszę, że tu jestem – mówił poważnie i spokojnie, a potem zamilkł w duchu analizując i rozkładając na czynniki, co właściwie czuje, gdy Garik się do niego przytula. – Fyfa ufiem... nie fiem – przedrzeźniał go przez moment zachowując powagę. – U siebie gotuję i jeszcze się nie zatrułem. Jem gotowe żarcie tylko wtedy, kiedy mam za dużego kaca na stanie przy kuchni...
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Do oglądania! Tylko. Ekhm. Tak, zastanowił się jeszcze nad tym pomysłem. Malowanie po sobie i zamieszczanie tego w internecie. Hm, tylko… Łatwo można by ich zidentyfikować przez tatuaże. Chociaż….? Nie wszędzie przecież je mają.
- Fyli umief. – pokiwał głową. Dobrze wiedzieć, jeśli będzie okazja, nie powstrzyma się od poproszenia o zrobienie dla siebie jedzenia.
Kiedy ciasto było idealnie rozwałkowane, podszedł do Charlesa i podał mu szklankę. Wycinali kółka i lepili z nich warenik i z każdym nadzieniem jakie im się spodobało.
- Musisz tak delikatnisio na początku, a później, przy końcu tak mocniej, ale z wyczuciem, o tak… - szczerzył się i sprawnie zaklejał farsz.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Delikatniusio? Przyglądał się uważnie, ale po jakimś czasie powędrował w górę rąk znajomego. Stanął za nim, położył dłonie na jego barkach i lekko ucisnął je palcami, a za chwilę mocniej. Z wyczuciem, oczywiście, tak jak Garik kazał.
O... tak?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Przerwał czując na siebie jego palce. Pokiwał głową i lekko odwrócił głowę, chcąc sprawdzić czy będzie kontynuować.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Nie przerywał i zerknął na niego. Uśmiechnął się krótko, a potem przymknął oczy i parę razy spokojnie pocałował go w kark, nadal lekko masując mu ramiona. W końcu oparł mu brodę na ramieniu, a dłonie przeniósł niżej, na biodra. Czekał aż znajomy zacznie kontynuować lepienie przytulając go. Zrobił to świadomie, chcąc dać, ale i wziąć bliskość, ciepło. Dopóki mógł, dopóki miał okazję.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Nieświadomie jego oddech stał się głośniejszy i przyśpieszył. Wygiął się delikatnie od dotyku jego ust. Dopiero kiedy się przytulił, jakby nigdy nic wrócił do lepienia pierogów.
Kiedy przygotował odpowiednią ilość, zaczął wkładać je do gotującej się wody. Żeby nie czekać bezczynnie, zajął się wałkowaniem drugiego ciasta.
- Lubisz ostre? Mam tu trochę przypraw z Turcji i Maroko… I chili. Lubię chili, jak mogę dodaję je wszędzie, nawet do warjeników z mięsem.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Przez większość czasu Charles przylegał do pleców znajomego. Nie utrudniał mu ruchów i przemieszczał się po kuchni razem z nim, obserwował, czasem przymykał oczy i wtulał nos w jego szyję zaciągając się zapachem jego skóry, zapamiętując go.
Lubię. – Nie dodawał nic więcej. Odsunął się i zaplótł ramiona na piersi. Chwycił kubek z kawą i wypił parę łyków, przez moment zapatrując się w ogień pod garnkiem. – Jak się czujesz? – Zapytał nagle i spojrzał na Garika. – Nocne biegi nie nadwyrężyły bardzo twojego boku?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- To super! – podszedł do szafki i wyciągnął z niej pudełko pełne małych, papierowych i przeźroczystych torebek. Wyciągnął kilka papryczek i wystawił na blat trzy bezimienne woreczki. – To ostrzejsze będą z piekarnika… - obejrzał się czy aby wystarczy ciasta, taaak, w sam raz.
Pytanie Charlesa na chwilę wyrwało Garika z ciągu. Czy to… Brzmiało jakby się trochę martwił? Nie, niemożliwe, coś jest nie tak…? A może… Dziwne. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś pytał go o zdrowie. Bolało, trudno, nie boli, a kogo to obchodzi. Mimo, że kiedyś bardzo chciał być lekarzem, dbać o zdrowie innych, ratować ich, to sam nigdy nie mógł zrozumieć, że pierw wypadałoby zadbać o siebie.
- Oprócz tego, że ciągle jestem głodny… Jest dobrze. – uśmiechnął się i podszedł do niego. – A ty?... Mówiłeś, że dzisiaj będziesz nie do życia. Osobiście nie mogę tego jakoś odczuć, ale zdaje mi się, że po prostu bardzo to ukrywasz. Idź spać, co? Zrobię do końca obiad i zawołam cię. Jeszcze z godzina albo dwie mi zejdą.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Pokręcił głową.
Nie, mi też nic nie jest. To tylko zmęczenie. I ciągnie mnie, żeby sięgnąć po kolejną dawkę, żeby szybciej się ożywić... nie leków, kokainy. Ale nie zrobię tego, panuję nad tym. – Mówił z taką pewnością, że nie było żadnych wątpliwości. Poza tym skoro miał dostęp do takich używek, a jeszcze nie stał się ćpunem to prawdopodobnie mówił prawdę i rzeczywiście udawało mu się opanować chęć sięgnięcia po więcej. Albo dobrze kłamał, kto wie tego Charlesa?
Tyle czasu!? Rany... No dobrze, to chyba rzeczywiście się zdrzemnę. – Lekko zacisnął usta i zerknął na telefon sprawdzając czas i ustawiając budzik. – Z godzinę... Tak, starczy. – Wyszedł z kuchni, a gdy mijał Garika po przyjacielsku dotknął jego ramienia. – Nie zaglądaj do czarnego woreczka, dobrze? On jest na później.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Kolejną? Już zażyłeś? – uniósł brew i słuchał dalej. – Przecież możesz tu wypocząć, nie zmuszam cię do niczego. Łóżko jest twoje. – ujął jego policzek i pogłaskał go kciukiem. Uśmiechnął się ciepło. Nie zamierzał go oceniać, niech robi co chce… Najwyżej… Jeśli zauważy, że przesadza, zacznie działać.
- Nie nastawiaj budzika! – podszedł do garnka z warenikami i zamieszał je – Śpij ile potrzebujesz. Nikt cię nie goni… Najwyżej w pewnym momencie, położę się obok i trochę cię… Rozbudzę.
Co to za cholerny czarny woreczek? Co on tam chowa? I dlaczego? Na później? Czyli? Dobra, nieważne, zajmie się innymi rzeczami. Ma ich trochę, gdyby Charles zasnął, miałby czas na pracę w spokoju. Nadrobiłby trochę zaległości.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
W Kanadzie, zanim napisałeś – odpowiedział zanim jeszcze się ruszył. Gdy już był w pokoju, przebrał się w dres który kupił, znów schował dokumenty w poszewkę poduszki, a telefon położył gdzieś obok. Wziął parę pigułek i skulił prawie w takim samym miejscu i pozycji jak wcześniej. Zasnął.
Obudził go dźwięk piosenki, którą miał ustawioną jako budzik, coś z pogranicza bluesa i soulu. Zanim go wyłączył leżał chwilę słuchając, potem wstał i jeszcze nie do końca rozbudzony ruszył szukać Garika.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
W tym czasie zdążył ugotować i upiec wszystkie wareniki, które posklejał. Siedział przy stole, wyciągał je ręką z dużej, glinianej miski i jadł jak kanapki. Śliczniusie, rumiane, pachnące pierożki, niedawno wyjęte z piekarnika, maczane w czerwonym i białym sosie.
- Już? – zablokował telefon, który trzymał w drugiej ręce i schował go do kieszeni. – Pisałem raport z mojego nieróbstwa – uśmiechnął się – Siadaj! Próbuj, są ciepłe i pyszne. – odsunął mu nogą krzesło i oparł się łokciami o stół – Może chciałbyś się… Jutro gdzieś przejść? Chyba nie będziemy siedzieć wiecznie w domu, co? Znaczy… Jak się wyśpisz to wyjdziemy! – wepchnął sobie wielkiego warenika do buzi i w końcu się zamknął.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Pisz, pisz. – Machnął dłonią. Z chęcią usiadł i upolował jednego. Gryzł, smakował i długo się nie odzywał, aż w końcu skinął głową z uznaniem. – Dobre. Mógłbym je jeść częściej. – Sięgnął po następnego i tym razem już zjadł normalnie, bez szczególnego rozsmakowywania się. – Pójdźmy. Właściwie nawet dziś zrobiłem sobie mały spacer zanim poszedłem kupić to wszystko. Masz już pomysł, jakie miejsca mi pokażesz?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Uśmiechnął się kiedy usłyszał, że zasmakowały. Sięgnął kolejnego, kolejnego i na siłę dopchał. Oparł głowę o rękę i wbił spojrzenie w bok pokoju. Powoli żuł i zastanawiał się gdzie mógłby go zabrać.
- A gdzie już byłeś? Co zobaczyłeś? – nie spodziewał się, by dostrzegł coś szczególnego. Centrum było daleko, a po drodze same bloki, szare ulice i brud. – Chciałbym zabrać cię w miejsca, które by ci się spodobały. Nie wiem… Lubisz sztukę? – jak twoja matka?... – Mamy tu ermitaż. Słyszałeś może? – wstał i szybko pobiegł do pokoju.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
To nieważne. – Pokręcił głową. – Nawet jeśli gdzieś byłem, chciałbym zobaczyć to miejsce bardziej z punktu widzenia turysty, a nie... – Westchnął. – Rozumiesz. Gdy pracuję, widzę świat inaczej. – Znów poczęstował się warenikiem i oblizał palce. Czy lubi sztukę? Pokiwał głową żując jedzenie. Lubił, pewnie, nie raz sam ją tworzył, jeśli spojrzeć na zdjęcia, które w ciągu swojego życia zdążył zrobić. Obejrzał się za Garikiem, ale nie wstawał, w spokoju cieszył się jedzeniem nasłuchując, co tak ważnego wygoniło mężczyznę do pokoju.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach