Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
[ NIEMCY, BERLIN ] Berlin i okolice
Pon Maj 01, 2017 12:40 pm
First topic message reminder :

[Wcześniejsze wydarzenia w tym temacie]
Około dziewiątej obudziło go coś dziwnego, coś, do czego zupełnie nie przywykł: śpiew ptaków. Rany, gdzie on dokładnie był? A, tak, już pamiętał. Robił się na to za stary, naprawdę! Przeciągnął się i od razu sięgnął po puszkę z kawą. Był obolały jak cholera, ale na szczęście w inny sposób niż wczoraj.
Dzień dobry? – rzucił nadal lekko nieprzytomny. Nie uśmiechał się, ale jego spojrzenie miało przyjemny, ciepły wyraz.

Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Szedł obok, miał nadzieje, że Charles wie którędy iść. Dopalił papierosa i wyrzucił resztkę na ziemię. Widząc inne zabudowania, powoli schodziła z niego niepewność i stres. Może się uda… Oby.
- Hmm? – spojrzał na niego i zaraz po usłyszeniu takich pytań skrzywił się – Już myślałem, że zapytasz o coś ciekawszego… Hm, jesteś ze mną już trochę czasu, nie zdążyłeś tego sobie poskładać? – wychylił się w stronę ulicy, chcąc zobaczyć czy przypadkiem nic już nie jedzie – Prawie w ogóle nie przygotowuję się do tych niby wyjazdów. Zlecenia dostaję w dziwnych momentach, nie jestem w stanie ich przewidzieć… A działać muszę natychmiast. Staram się dotrzeć do wszelkich możliwych materiałów związanych z zadaniem, zwykle po to zwracam się do swoich przełożonych… Tak właściwie po co ci się tłumaczę…? – zaśmiał się pod nosem – Przecież jeśli wszystko się powiedzie, wrócisz do swojej cholernie nudnej Kanady, z nadzieją, że nigdy więcej mnie nie zobaczysz. Po co ci dodatkowe myśli o mnie i mojej robocie? - uśmiechał się kiedy to mówił – Wystarczy, że twoja osoba przez długi czas nie wyjdzie mi z głowy, prawda?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Oczywiście, że zdążyłem. Chciałem wiedzieć, czy wygląda to tak zazwyczaj – odpowiedział od razu lekko przewracając oczami. Rany, ci ludzie tacy niedomyślni, naprawdę… Po co Garik się tłumaczy? Charles znowu od razu odpowiedział:
Bo cię o to zapytałem, odpowiadasz na moje pytanie. – Kolejna nauczka: nie pytaj. Charles właśnie utwierdził się w przekonaniu, że woli siedzieć w ciszy, nawet jeśli druga osoba mogłaby uznać ją za krępującą, niż wprowadzać zamieszanie, a później jeszcze naprostowywać, co miał na myśli. Czuł, że z każdym słowem wypowiadanym przez Garika napływa w niego frustracja. Och, no proszę, jaki on mądry, jaki wygadany, jak dużo wie o Charlesie, jego życiu, chęci, a nawet o kraju.
Widać było, że Lewis podniósł wzrok, żeby coś odpowiedzieć, ale tyko skrzywił się pokazując zaciśnięte zęby. Chuj z nim. Niech sobie myśli co chce i jedzie gdzie chce. Sam. Charles potrzebuje wakacji, które w tak brutalny i smutny sposób zostały przerwane.
Bez słowa i nawet nie oglądając się na znajomego ruszył w stronę taksówki, która wyjechała zza zakrętu i zaczęła kierować się w ich stronę po prostej coraz bardziej zwalniając.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Nie warto… - stęknął jakby dalsze opowiadanie miało przynieść mu niesamowity wysiłek. Nie chciał się ze wszystkim zdradzać, po co Charles ma wiedzieć tak dużo? Jeszcze przyszłoby mu do głowy to wykorzystać, nie może sobie na to pozwolić. W tej chwili ma już wystarczająco informacji… Chyba nikt… Tyle o nim nie wie…
- Prokleti… - mruknął pod nosem i powoli poszedł za nim. Stanął na krawężniku i zaczął wpatrywać się w kierowcę i pasażera taksówki… Pasażera?!
- … Run. – szarpnął Chalesem i pobiegł z nim w najbliższą, boczną uliczkę. Chować się, gdziekolwiek.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
No, ich prywatny rydwan bardzo szybko przyjechał, świetnie. Chociaż to poszło bez komplikacji… Oho. Nie mów hop, dopóki nie przeskoczysz!
Charles początkowo myślał, że to może jego znajomy siedzi w taksówce, w końcu kto inny mógł…? Dopiero gdy Garik nim szarpnął, Lewis zorientował się, że to wcale nie ten nieszczęśnik, którego wplątał w swoje sprawy. Rzucił się pędem, aż kamienie, którymi była wysypana droga zachrzęściły pod jego obcasami.
Kto? – rzucił cicho, gdy już zrównał się z towarzyszem biegnąc obok niego.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zdążył zapytać i tuż za nimi padły dwa strzały. Taksówka zatrzymała się przy zakręcie, pozwalając wysiąść pasażerowi. Garik przyspieszył, rozpaczliwie rozglądał się za jakąkolwiek kryjówką.
Nie strzelaj, błagam cię nie strzelaj!
- Пристрелю тебя как животны. Я поймаю тебя Гарик! – zawołał uzbrojony, podążając w ich stronę.
- Chuj. – odpowiedział Charlesowi i zaciągnął go do hali, w której się już chowali. W środku wyciągnął z torby glocka i przekazał resztę towarzyszowi. – Nie wydawaj za dużo – mruknął – I spieprzaj stąd beze mnie, wrócę po swoje rzeczy. – uśmiechnął się do niego – Teraz, jak najszybciej… - szepnął i odwrócił się do wyjścia. Był przerażony swoim pomysłem. Schował broń za pasek, pod marynarkę i niepewnie wyszedł na spotkanie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Cudo–kurwa–wnie, ide–kurwa–alnie!
Źle, źle! Nie powinni uciekać dwa razy w to samo miejsce! I to jeszcze w tak krótkim czasie!
I jeszcze to! Kurwa, to był jego błąd! Fotograf powinien się domyśleć, żeby nie korzystać z taksówki, przecież to takie oczywiste, że nieczęsto ludzie jeżdżą w to miejsce, więc jeśli ktoś wezwał podwózkę akurat teraz i akurat tu, to potencjalnie byli oni. Z drugiej strony, pieprzyć to! Czy on o wszystkim powinien myśleć? Przecież miał niby wspólnika! A nie dzieciaka, którym powinien się opiekować i za którego myśleć! To ten pieprzony tajne–przez–poufne–nie–podam–ci–ważnych–informacji–ale–będę–cię–za–sobą–ciągnął Garik! Powinien powiedzieć, że Ilya może mieć jakieś powiązania, jakieś wsparcie! Ten popieprzeniec poznał gościa z samochodu, poznał, kto do niego woła, więc wiedział! Fuck!
Charlesa już nie powinno tu być! Jeszcze chwilę temu myślał, że nie powinien udawać się w dalszą podróż w towarzystwie pechowego znajomego, a teraz ma szansę to rozpocząć. Chwila przerwy dobrze im zrobi. Chwila. Miesiąc. Rok. Całe życie! Lewis zgarnął torbę, rzucił znajomemu ostatnie, pełne skupienia (ale nie strachu czy złości!) spojrzenie i wypadł z hali uciekając.

Tylko co, jeśli Garik rzeczywiście dostanie kulkę w łeb…? Kurwa... Kurwa!


Gdy Garik razem ze swoim 'ochroniarzem' mijali ostatni budynek dzielący ich od otwartej przestrzeni i drogi, na której czekała taksówka, z wnęki po zamurowanych drzwiach dało się usłyszeć dobiegający świst metalu przecinającego powietrze i może nawet zobaczyć metaliczny błysk. Na Rosjanina, który jeszcze chwilę temu tak radośnie wykrzykiwał groźby, opadł długi, gruby pręt. Mężczyzna zdążył się osłonić i przyjąć impet uderzenia na przedramię, inaczej metalowa rura trafiłaby go idealnie wymierzonym ciosem w potylicę. Charles, korzystając z tego, że jego chwilowy worek treningowy zaryczał z bólu i złapał się za rękę, wypadł z wnęki i biorąc pełen zamach uderzył po raz drugi, tym razem niżej, celując w piszczele, a zaraz trzeci, w kolana. Mężczyzna znów się wydarł, tym razem prawie skomląc i zaciskając oczy. Padł, zaczął się wić, płakać i jęczeć niezrozumiałe słowa, ale został częściowo unieruchomiony przez swojego oprawcę, który szarpnięciem naciągnął mu na głowę jego własny t-shirt i dodatkowo przycisnął do ziemi, ubezpieczając się, aby nie zostać rozpoznanym. Lewis szybko przeszukał ruską mendę, zabrał mu broń (odruchowo sprawdził, czy jest zabezpieczona, nawet nie zastanowił się nad tym, co robi) i wcisnął ją sobie za pasek. Zwinął portfel i całą resztę papierów i innych drobiazgów, które mogłoby okazać się użyteczne, po czym wyprostował się, cisnął rurę jak najdalej potrafił. Metal ze świstem przeleciał parę ładnych długości i z głośnym szelestem wylądował w pobliskich krzakach.
Lewis do tej pory ani razu nie spojrzał na Garika, w ogóle wydawał się nie zdawać sprawy z jego obecności. Dopiero teraz, szybkimi, eleganckimi ruchami poprawiał garnitur i wrócił do wnęki po torbę z pieniędzmi, którą teraz rzucił pod nogi znajomemu. Zabrał też swoją aktówkę, odetchnął, przeczesał włosy opadające na twarz i zaczął biec truchtem w głąb zabudowań, lecz tym razem nie w stronę centrum miasta, ale dalej zataczając krąg po obrzeżu.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Wyszedł do niego z wielkim uśmiechem. Podniósł ręce i powoli zaczął się zbliżać. Muszka wycelowana była w środek jego głowy. Jeden zły ruch i po zabawie.
Przecież to takie proste, widzisz? Zabierz mnie do niego, załatwimy to raz na zawsze. Wiem, że wolicie mnie żywego, to jak?
Polecenie.
Ściągnął marynarkę i pokazał schowaną do połowy berettę. Powoli ją wyciągnął i położył na ziemi.
Współpracuję, nie masz powodów mnie atakować. Chyba tak właśnie chciałeś by było prawda? Wróćmy do taksówki i wracajmy na wschód, do domu.
Powoli ruszył przed Ruskiem. Ręce trzymał za sobą, tak by tamten mógł je widzieć. Co teraz? Jak z tego wybrnie? Nic nie przychodziło mu do głowy. Na spotkaniu z Krotowem coś ustali… Oby tylko dali mu dojść do głosu. Będzie ciekawie, jak zwykle…
Przymknął na chwilę oczy. Wyobraził sobie plażę, piasek, słońce, spokój szum fal i skrzek mew. Kiedyś w końcu trafi tam gdzie nie dzieje się nic i odpocznie. Ciekawe jak szybko mu się to znudzi…
Ryknięcie wyrwało go znad oceanu. Szybko się odwrócił i widząc taką interwencję szczęka mu opadła.
- NIE! – pobladł kiedy Charles przygniótł go do ziemi. To on tak kurwa potrafi?! Bogu, czemu akurat teraz?!
Taksówka odjechała, zostawiając zwijającego się z bólu pasażera. Nie ma co, teraz mają przegwizdane. Wystarczy, że taksówkarz był w zmowie. Kurrrrwaaaa…
Ściągnął pasek i na wszelki wypadek związał nim ręce leżącego. Popatrzył z dołu na nieporuszonego Charlesa i pokręcił lekko głową. Kiedy wrócił i podrzucił mu torbę, od razu wstał.
A ty gdzie?
Złapał go za przedramię i pociągnął do siebie.
- Czekaj do jasnej cholery! Wiesz co zrobiłeś?! – pociągnął go jeszcze raz i mocno do siebie przytulił. – Spierdoliłeś. – nie puszczał go - Na całej pieprzonej linii. Kurwaaa…
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Emocje jeszcze nie opadły i mężczyzna był nastawiony na to, żeby bronić się czy nawet zaatakować, jeśli uzna, że nadejdzie taka konieczność, dlatego resztką silnej woli powstrzymać się, by nie wykorzystać impetu, z jakim został zatrzymany i pociągnięty do tego, by odwinąć się i przypieprzyć temu komuś ze zdwojoną siłą.
Opanuj się, oddychaj. Panuj nad emocjami, bądź ich świadomy.
Puść mnie albo ci przypierdolę – wymruczał przy uchu Garika od razu, gdy został pochwycony. Nie odwzajemnił uścisku, spiął się na ciele i trzymał ręce przy tułowiu. – Co!? – żachnął się słysząc, że spierdolił. – Gość powiedział, że cię zastrzeli, więc mu to, kurwa, uniemożliwiłem. – O dziwo nie krzyczał, ale w jego głosie dało się usłyszeć na siłę tłumioną wściekłość. Wciąż doradzał najuprzejmiej jak tylko potrafił, a nie groził. – Teraz jest jeden do jednego. Jesteśmy kwita. Puść mnie, spierdolony człowieku, odejdź i nie wracaj.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Opanuj się, opanuj, przecież teraz będzie tylko gorzej...
- Kwita? - nie, nie będzie już milutki, nie teraz. Nie kiedy znowu nie poszło po jego myśli. Kurwa. Po co po mnie wracałeś?! Zależało ci?! Dostałeś to co chciałeś! Dlaczego nie zwiałeś!? Czy nie zależało ci na spokoju?!
Odwrócił go i wykonał płynny ruch przyciskając do siebie szyję mężczyzny zgięciem łokcia, dokładnie tak jak zrobił to kiedyś Charles. Dusił go póki nie stracił przytomności. Nie pozwolił mu się ruszyć...
- Teraz już tak... Kochanie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Gdy został szarpnięty, nie sięgnął tak jak podpowiadał instynkt do ramienia, by odciągnąć od szyi to, co go przyduszało, tylko zgiął kolano i z całej siły kopnął Garika w piszczel. Raz. I drugi. Z tak małej odległości, jeśli dobrze by trafił, mógłby mu nawet złamać kość.
Agrr… Nie będzie mu tu smarkacz wykorzystywał jego sztuczek!
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Przestań się szarpać - szybko zareagował i zabrał nogę. Jeśli była potrzeba położył się z nim na ziemi. Nie da za wygraną!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
To przestań mnie dusić! – odpowiedział w myślach (oczywiście tak to brzmiało, jeśli wyrzucić wszelkie przekleństwa i mroczne życzenia) i już zupełnie nie hamując wściekłości, sięgnął dłońmi za głowę. Wbijał paznokcie i czubki palców w twarz mężczyzny, drapiąc go i szczypiąc, nie mniej i nie więcej szukając jego oczu. Charles w tej chwili był w szale ratowania się, walczył o życie i bez wahania umiałby spróbować wszystkiego, byleby tylko się oswobodzić. Włącznie z wyłupieniem oczu swojemu 'przyjacielowi'.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Nosz kurwa jaki uparty! Blizn na facjacie miał już dość, wystarczy mu kolejnych. Puścił mu szyję i złapał za dłonie. Zgniótł mu je i obrócił się z nim jak w tańcu, by zaraz stanąć z nim twarzą w twarz.
- WPIERDOLIŁEŚ SIĘ W KŁOPOTY RATUJĄC MNIE! - wykrzyczał - Nie po to kurwa chciałem go odciągnąć i dałem ci wolną rękę! Już uciekać beze mnie nie umiesz?!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Na wpół warknął ze złości, na wpół jęknął z bólu czując to szarpnięcie. Chwycił haust powietrza i zaczął dyszeć. Kurwa, kurwa… Przez moment zrobiło mu się ciemno przed oczami, zobaczył też przemykające jaśniejsze plamki. Chwilę dał się przytrzymać, żeby nie stracić przytomności zrywając się teraz do biegu albo dalszej szarpaniny.
Sam mi, kurwa, tę wolną rękę dałeś – wychrypiał przez zaciśnięte zęby. Nie umie? Złapał jeszcze parę oddechów i przeniósł ciężar ciała do przodu, przez moment opierając się na Gariku… Dopóki nie wpakował kolana w jego brzuch. Tak, nie celował w krocze, tylko wyżej, jednocześnie starając się płynnym ruchem w dół i na zewnątrz wyrwać dłonie, przełamując siłę uchwytu.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
To był moment. Zgiął się i jęknął z bólu. Od razu puścił, ale skorzystał przy tym z okazji... Złapał go w pół i podniósł tak, że Charles wisiał teraz głową do dołu. Pochylił się delikatnie do tyłu by pokazać mu, że zaraz na niego upadnie. Zaraz... Cholera jasna... Nie.. Stop...
I padł, wgniatając go sobą w ziemię.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach