Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
[ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Sro Mar 15, 2017 6:50 pm
First topic message reminder :

Pierwszym, co zrobił po dotarciu do mieszkania w Moskwie było przesłanie zdjęć na szyfrowany dysk, wysłanie do zaufanych kolegów w Kanadzie paru maili, w tym do jednego szczególnego znajomego, z którym mieli ustalone zasady postępowania, w razie gdyby któryś wpakował się w kłopoty i potrzebował pomocy. Na razie nie wywoływał alarmu, tylko poinformował, że ma nowego 'kolegę' i ktoś zaczyna się nim interesować. Zamierzał następnego dnia uciec z tego kraju i pomyśleć o powrocie za jakiś czas, jak uzna, że jest bezpieczny, ale tuż przed wyjściem z domu usłyszał w radiu komunikat o zamieszkach. Z tego co zrozumiał i po części wywnioskował, chodziło o to samo, o co poszło protestującym w Petersburgu, ale tu tłumu nie dało się przepędzić samą obecnością policji i odseparowaniem terenu od reszty miasta. Transmisja po chwili została przerwana i puszczono muzykę, ale Charles więcej nie potrzebował wiedzieć. Powinien być na miejscu... Fuck... Stał przed drzwiami ze spakowanym plecakiem zarzuconym na ramieniu i gryzł wargę. Powinien być w centrum zamieszania. Powinien uciekać. Fuck, fuck, fuck... Skrzywił się. Odstawił pakunek, zmiął w dłoni bilet, potem rzucił go na podłogę i porwał z kieszeni plecaka dokumenty i aparat z obiektywem.
Dwadzieścia minut później dobiegał na miejsce zamieszek.

Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Nie Mar 26, 2017 10:54 pm
Przez kolejne dni, trzymali go jak zamkniętą w klatce zwierzynę. Bez słowa podawali mu posiłki i kontrolowali czy żyje. Z wielką łaską przydzielono mu ręcznik i pozwolili wziąć lodowaty prysznic. Nie dbali o jego zdrowie, liczyło się tylko to czy nadal oddycha. W porównaniu do innych przestępców, nie był wypuszczany ze swojej celi. Strażnicy więzienni chcieli zachować go dla siebie? Dostał stare, więzienne obrania z drelichu, a trzeciego dnia odwiedził go lekarz. W towarzystwie ochroniarzy zbadał jego stan i przypisał antybiotyk. W końcu będzie można przetestować nową partię ruskich leków. Jeszcze tego samego dnia przypilnowali by połknął mieszankę tabletek. Będzie dobrze, przecież to był lekarz, prawda? Nie zależy mu by pacjent ginął… Wieczorami dragi przyprawiały go o halucynacje, rozkojarzenie i ból. Widział jak sufit na niego opada, a po celi chodziły koty i psy. Wszystko zdawało się być bardzo żywe i namacalne. I tak za każdą garścią tabletek… Stan zdrowia fizycznego powoli się polepszał, za to w głowie mógł mieć myśli, które nie dawały mu być spokojnym, bo… Jak to jest, być zgwałconym przez klawisza, Charles? Znasz to poniżające uczucie?
Kiedy następny raz?...
W miejscu gdzie nigdy nie gasły światła, a niebo za oknem wiecznie było szare, ciężko było wyczuć, która jest godzina albo pora. Noc za nocą, posiłek za posiłkiem, ciągle chora monotonia. Nikt nie raczył dać słowa Charlesowi. Musiał zadowolić się tylko dźwiękami.
Nic nie wskazywało na to, by zechcieli puścić go wolno.

- Dajcie mi go. Tak, chcę z nim porozmawiać. – wylegitymował się idealnie podrobionymi dokumentami, został dokładnie sprawdzony i zaprowadzony do pokoju. Usiadł na przedpotopowym krześle i czekał przed poszarzałą szybą. Ciekawe jak Charles zareaguje na gościa. Nie liczył, że odezwie się słowem…
Zaczesał swoje czarne włosy do tyłu i oparł się łokciami o stół. Strażnik zostawił go samego. Chwilę później do środka wprowadzono fotografa. Gość nie drgnął. Wziął głębszy wdech i zawiesił na nim swoje spojrzenie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Tak jak pierwszy dzień, parę kolejnych wziął dla siebie, co w obecnym stanie oznaczało leżenie półprzytomnym, łapanie drzemek i odkasływanie kawałków żółtej flegmy. Zdawał sobie sprawę, że łóżko i spokój w takich okolicznościach to najlepsze, na co mógł liczyć, dlatego starał się wypoczywać tak bardzo, jak tylko mógł, by wyzdrowieć jak najszybciej. Tylko raz mu się zdarzyło wyjść z łóżka na dłużej – nie licząc wycieczek pod prysznic – gdy obudził się w środku nocy. Księżyc świecił wtedy tak mocno, jakby ktoś postawił lampę tuż przy oknie celi, a Charles długi czas siedział skulony i gapił się w widoczny skrawek nieba. W końcu wstał i... zaczął tańczyć. Długo, bez skrępowania – stał w miejscu wykonując ruchy rękami i biodrami w zmysłowy, niemal kobiecy sposób, jakby kusił światło, by podeszło bliżej. Ignorując drżenie przenosił dłonie z miejsca na miejsce: to blisko swego ciała, to po nim, po twarzy, po szyi i brzuchu, to oddalał płynnymi ruchami wędrując nad swoją głowę, rozkładając ramiona, uginając kolana i przymykając oczy. Księżyc wydawał się być obojętny, jedynie podglądał z oddali, a Charles w końcu zmęczył się i zgrzał. Zdjął koszulę i rzucił w nogi łóżka samemu padając na materac i tak zasypiając.

Obudził go rano lekarz z eskortą. Fotografowi zajęło chwilę zorientowanie się w sytuacji i otrząśnięcie ze snu. W nocy w onirycznych marzeniach wrócił do Tangeru, do tych lepkich, upalnych nocy, podczas których pachnąca jaśminowym olejkiem kobieta uczyła go, jak tańczyć i jak całować kąciki męskich ust, by dać im nie mniej i nie więcej, tylko posmak pieszczoty: piekielnie drażniący i pętający męskie zmysły wokół palca kusiciela. Wtedy niebiański Tanger, ale... gdzie był teraz? Rzeczywistość uderzyła przytłaczając naszego nieszczęśnika ogromem problemów.

Gorączka odebrała Charlesowi zwyczajną zdolność do obserwowania szczegółów, przez co zupełnie nie domyślił się, że z lekami może być coś nie tak. Skupił się na jednym z dwóch strażników, który dziwnie się na niego patrzył. Charles ignorował monotonny głos lekarza uznając, że to dość przyjemnie, gdy umundurowany mężczyzna patrzy na jego bok i wydaje się czytać wytatuowane runy, jakby potrafił zrozumieć treść napisu. Z tyłu głowy Lewisa istniała świadomość, że ludzie w więzieniach mają dość dobrą opiekę medyczną, nie przemyślał tylko tego, że już nie jest w Kanadzie ani w Ameryce czy którejś z zasymilowanej społecznie i prawnie części Europy – był w Rosji. I to jeszcze podczas niepokojów. Szybko poniósł karę za błędy.
Wieczorem poczuł cholerny niepokój... dlaczego nie bolą go barki? To nie jest naturalne... jeszcze dwie godzinny temu czuł to charakterystyczne kłucie i drętwienie rozchodzące się od karku po przedramionach aż do opuszek, a teraz co? Jest dobrze... niepokojąco dobrze. Splótł palce nad głową i pochylił się. Powinien czuć ból i brak siły w mięśniach rąk, a zniósł tę pozycję dobrze. Stan zapalny zniknął, jakby ktoś potraktował go dobrym lekiem. Tak samo gardło: prócz lekkiej chrypki Kanadyjczykowi nie doskwierało nic więcej: żadnego kaszlu i kataru. Ironia losu, że nawet gorączka zniknęła, jakby dając popis ubocznym skutkom medykamentów – a te były znaczne.
Początkowo Charles miał za dużo energii i chodził bez celu z kąta w kąt, myśląc nad tym, co powinien począć dalej, jak się stąd wydostać i kiedy ten cholerny palant, ten niby jego kolega poruszy odpowiednie władze w kraju, by go stąd wyciągnąć. Potem zorientował się, że zachowuje się niecodziennie i usiadł, przemyślał, co mogło skłonić go do takiego zachowania – od razu wpadł na trop leków od doktorka. Próbował zwrócić, ale miał pusty żołądek. Za późno.
Następnego dnia przyjmując leki starał się przy przełykaniu płynu odłowić tabletkę językiem i ukryć ją między dziąsłem a wnętrzem policzka, ale jedyne, co uzyskał to okropnie gorzki posmak: lek zaczął się rozpuszczać i większość wchłonęła się przez błonę śluzową ust reportera. To co wypluł do sedesu po wyjściu lekarza było niczym w porównaniu do przyjętej dawki. Wieczorem schronił się w kącie, zaciskając dłonie na nodze łóżka. Drgał za każdym razem, gdy jego upojony chemikaliami mózg imaginował podobiznę karykaturalnie wychudzonego kota z dodatkowymi częściami ciała zwisającymi z boków, ocierającego się o łydki i bok. Krzywił się przestraszny i obrzydzony upiornymi, zdeformowanymi ciałami odwiedzających go zwierząt. Po co je tu wpuścili...? One były tu co noc, co noc, a on spał, nie wiedząc, co dzieje się na podłodze. Chodziły tak cholernie cicho...
Charles większość nocy przesiedział oparty o ścianę, wciśnięty między łóżko a sedes, z kolanami pod brodą. Raz na jakiś czas odganiał popromienne mutanty ostrożnymi ruchami lewej dłoni, ale prawej nie przestawał zaciskać na nodze łóżka.
O świcie przetrzeźwiał i obolały wdrapał się na posłanie. Obiecał sobie, że więcej nie weźmie tych felernych antybiotyków, ale rzeczywistość szybko przetestowała jego plan: został zmuszony przez ochronę lekarza, która siłą wcisnęła mu proszki do gardła, wcześniej obezwładniając, zatykając nos i lekko podduszając. Prędzej czy później Charles musiał wziąć oddech, a co się z tym wiązało musiał mieć puste usta, nie zapełnione gorzką śliną z rozpuszczonymi lekarstwami.
Znów był na haju. Pewnie gdyby pomyślał i skojarzył objawy z narkotykami, o których słyszał, umiałby odgadnąć, czego dorzucili do mieszanki rosyjscy alchemicy, ale nie potrafił się na tyle skoncentrować.
Tej nocy po podłodze i ścianach pełzały żmije, a przed celą krążył tygrys. Tygrys, który wcześniej zachłannie na niego patrzył. Tygrys, który chciał zlizać atrament z jego boku. Charles to wiedział! Właśnie o to chodziło... O tatuaże. O ich znaczenie. Tygrys miał ochotę na zaczarowane ludzkie żebra, dlatego tuż przed świtem wybrał jego. Podobno dla wampirów różne grupy krwi, a nawet płcie smakują inaczej – może koty wyczuwają podobną różnicę? Charles nie był w stanie się opierać i nawet nie chciał. Wydyszał tylko 'get me from the chamber', ale z żadnej komnaty oczywiście nie został przez strażnika zabrany. Rankiem, gdy tuż po obudzeniu przypomniał sobie całe zajście, poczuł się brudny... ale nie brudniej, niż po wizycie na Salonach, nie brudniej niż po uczestniczeniu w niebotycznie drogich i ekskluzywnych spotkaniach w kanadyjskich 'komnatach'. Od dawna odrzucił romantyczną wiarę w seks połączony z miłością, uważał to za jeden z ludzkich instynktów, który osobiście zaspokajał na różnych obiektach i pozwalał, by różne obiekty zaspokajały się na nim, bo przecież trzeba być sprawiedliwym – dla równowagi, skoro na na tym świecie sprawiedliwość nie występuje sama z siebie, prawda?

Charles jeszcze pod wpływem resztki 'antybiotyków' wkroczył do sali wizytacji, gdzie przy szybie spostrzegł jakiegoś bruneta, którego na pierwszy rzut oka nie poznał. Usiadł na krześle, do którego odprowadził go Tygrys i nie podnosząc wzroku z własnych palców przywitał się nucąc:
I'm just a poor boy – Uśmiechnął się krzywo albo po prostu na moment zacisnął wargi. Gardło go jeszcze drapało, ale przeszedł ponad tym. – I need no sympathy...* – Teraz przymknął powieki i lekko się zgarbił, jakby oczekiwał uderzenia zza szyby. Miał spękane wargi i podkrążone oczy, a drelichowe ubranie opinało jego i tak chude ciało potęgując wrażenie, że Charles był więziony tu od lat w karygodnych warunkach.

*Cyt. Queen – Bohemian Rhapsody
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Wto Mar 28, 2017 11:48 pm
- Very poor boy – odpowiedział mu, nie siląc się na akcent inny niż rosyjski. Przykro było patrzeć, do jakiego stanu doprowadzili Charlesa. Co mógł z tym zrobić? Nic. Przynajmniej nie teraz. Patrzył na niego uważnie i zastanawiał się jakimi świństwami zdążyli go już nafaszerować. Wyglądał beznadziejnie źle. Zostając dłużej w tym miejscu, lepiej z nim nie będzie. Jak przykro…
Uśmiechnął się pod nosem, kiedy w myślach porównał go do siebie. Wtedy był głodny, wściekły i wyczerpany nieludzko ciężką pracą. Nie panował nad sobą, chciał oddać światu za całą niesprawiedliwość i wylać wszystkie swoje żale. Wyszedł na ulicę i popełniał, błąd za błędem, nie licząc się z konsekwencjami i przyszłością. To było nocą, w dwudzieste urodziny, poznał więzienie i zatrzymanych tam ludzi. Pokochał ich tłumioną złość i nauczył się jej.
Ahh, Charles, byłeś tu zaledwie tydzień, nie miesiąc, co z tobą? Myślałem, że zniesiesz więcej.
Przesunął skórzanym palcem rękawiczki po dolnej wardze i zamyślił się na moment. Od czego zacząć…
- Rozumiesz jeszcze rosyjski? Czy już sprzedałeś mózg za miskę zimnej zupy? – podniósł się i przysunął z krzesłem bliżej. Oparł się na łokciach i pochylił w stronę więźnia. Wysili się ten jeden raz. Spróbuje porozmawiać z nim po angielsku.
- To był błąd. Niedobrze tak traktować kolegów, prawda? Wtedy w Petersburgu, chciałem dać ci pomoc. Odrzuciłeś ją. Teraz masz to. – na krótką chwilę zmarszczył nos i brwi. Dostawał czegoś kiedy zmuszali go do używania innego języka niż Rosyjski. Nawet ojczystego za wszelką cenę próbował się wyzbyć, byle nikt go nie identyfikował z przeszłością i tamtym miejscem. – Uciekłeś tutaj. Dobrze. Jeden dzień dłużej i zostałbyś do końca. Tam wolność przestaje istnieć. Nie ma już wyboru. W Moskwie walczymy i uciszamy. Po której stronie chcesz być? Chcesz krzyczeć i walczyć? Chcesz zbierać ludzi jak zwierzęta? A może chcesz tylko patrzeć?... Daleko… W twojej Kanadzie. Charles… - jeśli tylko była możliwość, zaczął wpatrywać się w jego oczy. Chciał wyczytać z nich czy rozumie cokolwiek, czy w ogóle słucha. Prawie jak jego przyjaciel siedem lat temu. Kiedy trafili do Rosji, nie był w stanie jakkolwiek się porozumieć. Cieszył się, że nie był wtedy sam. Łapał się na tym, że kiedy pojmował ogólny sens wypowiedzi, dostawał to spojrzenie. Przepełnione spokojem i cierpliwością, analizujące najmniejszy gest i zmarszczkę.
- Przeliczyłeś może pieniądze z kurtki? Mam nadzieję, zostawiłem tam coś dla ciebie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Sro Mar 29, 2017 12:36 am
Charles zaśmiał się gorzko. Nie, mózgu nie oddałem, ale uwierz, handel częściami ciała odbył się nawet minionej nocy – odpowiedział w myślach. Przez te cholerne leki miał problemy ze skupieniem się, ale jakoś jego mózg potrafił dobrać odpowiednie złośliwości.
No już! To poważna sytuacja. Słuchaj. Myśl. Drugiej takiej szansy mieć nie będziesz.
Nie – odezwał się cicho i poważnie. Przetarł twarz dłonią, chwilę masując skronie palcami. – Groziłeś mi i trzymałeś na smyczy. Obiecałeś rozmowę i ustalanie warunków, a zabrałeś w miejsce, które w każdej chwili mogło wylecieć w powietrze, chociaż jasno powiedziałem, że nie chcę tam iść. To był twój błąd, błąd za błędem, a ja potraktowałem cię tak delikatnie, jak tylko mogłem. Wiesz sam, jak dobrą miałem okazję, żeby... – przerwał. Mówił zaskakująco szybko i dużo jak na siebie, przez cały czas też utrzymywał z mężczyzną kontakt, niemalże wyzywająco patrząc mu w oczy. Pokręcił głową. – Chcę patrzeć jak inni krzyczą i walczą. Po to tu jestem. To robię dobrze. To mój świat. Patrzenie. A zwierzęta zostawię tobie... wiem, że lubisz ich pomoc i towarzystwo... – uśmiechnął się wrednie. Oczywiście, w obecnym stanie świadomości nie przegapiłby okazji do wypomnienia młodszemu, że skorzystał z pomocy kolegów. Sześć na jednego, jakie to żałosne...
Nie dotykałem twoich pieniędzy. – Chciał jeszcze dodać, że w izbie wytrzeźwień właściwie ledwo co mógł ruszać palcami, nie mówcą o tym, by coś dotknąć... i to dzięki Garikowi i jego pomysłom z wieszaniem, ale w porę ugryzł się w język. To było trudne, cholera! Czy normalnie ludzie właśnie tak odbierają emocje? Nie mogą przestać gadać, są pełni rozedrgania? To jest złość? Irytacja? Lewis na co dzień czuł się zupełnie inaczej.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Sro Mar 29, 2017 11:18 am
Wysłuchał go, co jakiś czas hamując się by mu nie przerwać. Co za miła odmiana. Wystarczyło zacząć po angielsku? A może biedny już nie wytrzymuje i w końcu doszło do tego, że musi to z siebie wyrzucić? Jak normalny człowiek…
Westchnął ciężko, teraz powinien się bronić? Ta? A co jeśli nie ma to ochoty. Zacznie od faktów. Już po rosyjsku.
- Kiedy mówiłem do ciebie normalnie, ha, dawałem ci logiczne wytłumaczenia, nie drgnęła ci nawet powieka, pamiętasz? Inaczej nie byłem w stanie do ciebie dotrzeć. A bardzo chciałem. – korzystając z sytuacji, zaczął uczyć się jego rysów twarzy i dostrzegać szczegóły, które wcześniej nie grały żadnej roli. – W porównaniu do ciebie, ani razu nie zaatakowałem. Nie chciałem z tobą walczyć. Ale ty… - zaśmiał się cicho pod nosem i pokręcił głową. Wzruszył ramionami i rozłożył ręce. Nie powtórzą tego, to minęło. Na szczęście. Przeszłość już nie istnieje. Garik należał do tych, którzy szybko zapominali, albo bardzo chcieli usunąć miniony czas w niepamięć. Przecież z tyloma myślami na karku to takie niewygodne. Ważne jest tu i teraz i świadomość bliższej przyszłości. Nigdy nie pozwalał sobie tkwić w minionym czasie i żałować albo cieszyć się. – Mogę ci dać to czego potrzebujesz. Dużo wiem, chyba zdążyłeś już zauważyć… - skoro nie dotykał jego pieniędzy, nie wie co dalej. Frajer… Czemu tak trudno mu się dostosować i z takim trudem idzie mu słuchanie? Trudny i ciekawy do wychowania. – Może uda ci się nie być moją zwierzyną, zatykającą mi pustkę. Zobaczymy, da? – oparł brodę o rękę i spokojnie go obserwował – Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Wyrzuć to z siebie. – zależało mu by sprowokować go do dalszego mówienia, być może dowie się o nim czegoś więcej. Jeśli jednak nie pójdzie po jego myśli, wiedział co zrobić.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Oczywiście, że nie chodziło ani o język, ani o nadmiar emocji – Charles po prostu nie był sobą, tylko obcymi substancjami krążącymi w krwiobiegu, przestrajającymi jego mózg na działanie na niebezpiecznie zwiększonych obrotach.
Sam nadal mówił po angielsku, przez co ich konwersacja z boku na pewno wyglądała dziwacznie.
Jasssne... – wysyczał przerywając mężczyźnie. Zaplótł ramiona na piersi. – Nigdy nie próbowałeś mi powiedzieć kim jesteś, czego chcesz i co dajesz w zamian, za to na dzień dobry wepchnąłeś do radiowozu, ukradłeś rzeczy i tym samym już na wstępie zaprzepaściłeś  okazję do zdobycia mojego zaufania, czyli szansę na współpracę, którą właśnie pan proponuje, panie Jestem–Garik–a–ty–masz–nie–myśleć–i–robić–wszystko–co–ci–karzę–bo–wezwę–kolegów–którzy–zrobią–ci–kuku–bo–sam–sobie–nie–radzę–i–ssę–kciuka–w–nocy. – Odchylił się w fotelu i zagryzł dolną wargę. Oddychaj, oddychaj! Jego dyskrecja gdzieś z głębi upojonej świadomości wołała o zachowanie choć odrobiny siebie. Nie wygada więcej niż by chciał, nie wygada, nawet jeśli miałby go trafić szlag. Pomimo wszystko zdawał sobie sprawę, że lepiej dla niego samego, by pewne rzeczy pozostały tylko między nim a Garikiem, bo Tygrys i drugi strażnik czekali i pilnowali. Będzie mówić ogólnikami, jeśli już musi, jego kolega zrozumie.
Pfff... – Przewrócił oczami. – W tę pustkę to ty wiesz, co możesz sobie wsadzić, nie? – Ojj, wiedział, że balansuje na cienkiej granicy i że mężczyzna przed nim może zarówno pogorszyć jak i polepszyć jego sytuację, ale... nie mógł się powstrzymać! Od zawsze myślał w podobny sposób rzucając wredne teksty, bezczelnie komentując zachowania rozmówców, krytykując ich i chwaląc, wyśmiewając i podziwiając... ale zatrzymywał to w swojej głowie, przepuszczał przez wiele filtrów: co było bezpieczne do powiedzenia? Co opłacało się powiedzieć? Co wypowiedziane słowa mówiły o nim samym? Jak ktoś mógł to odebrać? ...i wiele innych. Po całym procesie wychodziło najczęściej, że milczał,wzruszał ramionami albo odpowiadał w bardzo przemyślany sposób. Wiedział, że większość ludzi miała go za mruka i taki właśnie był. A teraz jego mózg pod wpływem leków uznał, że pieprzy system i wali wprost. Charles musiał oszukać samego siebie. Ach, cholera, idealny test samoświadomości, który, jak na razie, zdawał po mistrzowsku.
Słuchanie? Tak, był bardzo dobrym słuchaczem, a jakoś nigdy nic nie słyszał o żadnych pieniądzach, które ma przeliczać... za to słyszał o narkotykach, w które Garik świadomie go wrobił. No właśnie, skoro o tym mowa...
Wiesz co, tak się składa, że... – Pochylił się lekko w stronę szyby, ściszył głos i wymruczał: – ...pan doktor dał mi jakieś leki i teraz nie jestem sobą. Wiesz, o co chodzi, nie? – Uśmiechnął się smutno, co było zaskakującym przebłyskiem starego Charlesa, którego Garik mógł poznać, chociaż bynajmniej nie zabrzmiał tak, jakby się użalał czy obarczał towarzysza winą. Pomimo słabej kondycji ciała, jego wola trzymała się dobrze. – Wiesz, pewien kolega chciał pobawić się nago na świeżym powietrzu i złapałem kaszelek, nic a nic poważnego. – Machnął dłonią lekceważąco. – Potem magiczną sztuczką sprawił, że znalazłem się w tym miejscu. A teraz jakby nigdy nic ten sam kolega chce mnie stąd wyciągnąć? – Pokręcił głową i zacmokał w ganiący sposób. – Widzę w tym brak konsekwencji, kolego. Wierzysz, że jak jebniesz se czuprynę na czarno to pomyślę, że to twój lepszy brat bliźniak mnie ratuje i mogę mu zaufać? No, no, no. Myślę, że to ty powinieneś zacząć mówić czego ode mnie chcesz, a skoro wiesz tak dużo, to powinno być łatwe.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Sro Mar 29, 2017 11:48 pm


Ostatnio zmieniony przez Garik dnia Czw Mar 30, 2017 10:23 am, w całości zmieniany 1 raz
Słuchał uważnie, z każdą chwilą coraz bardziej zaskoczony. Uniósł brwi i starał się nie uśmiechać. Ile emocji, niemożliwe! Trzeba częściej dawać mu te więzienne ziółka. Milczał, nie chciał mu przerywać, jeszcze się zamknie i koniec z pokazu. Kiwał co jakiś czas głową, dając mu tym samym do zrozumienia by kontynuował. Nie przejmował się jego oceną. Jakiś tam fotograf nie nadszarpnie jego wychodzącego oknami ego.
Skoro nie mówiłem ci kim jestem, miałem powód, zresztą, Charles, zapytałeś mnie tylko czy jestem ze służb. Na to nie mam jednoznacznej odpowiedzi.
Że niby sam sobie nie poradzi? Potrzebował kolegów?
Och, naprawdę myślisz, że jesteś taki ważny? Specjalnie dla ciebie ściągałbym tych ludzi? Po co niby aż tylu? To nie jest dziwne? Ale niech będzie, myśl, że to wszystko było przygotowane dla ciebie.
Na pytania się nie zapowiadało więc… Może to i lepiej. Nie cierpiał się tłumaczyć.
Wsadzić to mogę tobie. Jak zapewne reszta tego chorego więzienia.
Ciekawe czy już żałuje tego co powiedział. Nie, pewnie nie. Na jego miejscu odpowiadałby tak samo, a po tym jeszcze się cieszył, że wyprowadził drugą stronę z równowagi. Westchnął ciężko pozostawiając komentarze dla siebie. Podrażnią się ze sobą przy innej okazji.
Pochylić bardziej już się nie mógł. Zmarszczył brwi i skupił się. Może w końcu dostanie coś interesującego? Kiedy Charles analizował działanie Garika ze swojej perspektywy, rzeczywiście ciężko było znaleźć sens.
- Nigdy nie powiedziałem, że chcę cię stąd wyciągnąć. – mruknął – I znowu sądzisz, że zmieniłem się dla ciebie? Nieźle, jesteś prawie tak egoistyczny jak ja. Brawo. – uśmiechnął się szeroko – Tak się składa, że chciałem zabrać cię z Petersburga, ponieważ doskonale wiedziałem co było planowane. Miałem informacje o wybuchach w metrze. W końcu w pewien sposób współpracuję z policją, która jak wiesz, przygotowała to całe podziemne zamieszanie. – nie zastanawiał się już ile powie, czy za dużo, czy za mało. Bez znaczenia. Właśnie przesądził o losie Charlesa… - W metrze byłem tylko po to by znaleźć takich naiwnych ryzykantów jak ty. Takimi najlepiej się steruje. Szkoda, że okazałeś się kłopotliwszy niż myślałem. Przynajmniej na razie ciężko będzie cię przekonać do czegokolwiek… Chciałem powiedzieć ci o wszystkim w pociągu i zaproponować ochronę. Wybrałem chujową drogę by się dogadać, ale nie dało się z tobą po ludzku. Zresztą… To by było dziwne, prawda? Od razu zaufać jakiemuś ćpunowi? Nic dziwnego, że zrobiłeś co zrobiłeś. Dobrze, że spieprzyłeś do stolicy, jeden dzień dłużej i byś nie wyjechał… - z bólem mówił to wszystko. Nie po drodze mu wyjawianie tych informacji w takim miejscu. – Za dwa dni zamkną port lotniczy Moskwa-Domodiedowo. Mój szef jest w złym humorze… - zmrużył oczy. Ma tyle do powiedzenia, ale… Nie teraz… - Do tego czasu odnajdziesz dokumenty. – wstał. Dość, już zaczynają podejrzewać. – Nie zależy mi na tobie, mimo, że sobie ciebie upatrzyłem. Zrobisz co zechcesz, ale z moją cenzurą. – w końcu nie może pozwolić by informacje wychodziły na zewnątrz. Drugi szef sobie nie życzy. – Masz jeszcze jakieś pytania? No tak, pewnie mnóstwo. I co z tym zrobisz? Odnajdziesz mnie i zapytasz? – uniósł kącik ust w uśmiechu – Nice tattoos – przypomniał sobie kiedy półnagi wisiał i świecił swoimi dziarami. Ciekawe jak zareaguje na coś nowego... Zawiesił na nim wzrok. – Nie hasaj za długo po śniegu. –  schował ręce do kieszeni i odwrócił się z zamiarem wyjścia.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Czw Mar 30, 2017 12:25 am
Starał się zachować powagę, ale nie mógł powstrzymać uśmiechu, gdy usłyszał tę wzmiankę o egoizmie. Jakoś pomimo chwilowej zmiany postrzegania świata i emocji, nie stracił poczucia humoru i dystansu do siebie.
Tym razem on słuchał, raz na jakiś czas dość żywo reagując. Jego mimika zawsze mówiła więcej niż on, a teraz te poziomy prawie się wyrównały.
Co? – mruknął cicho. Jakiego tatuażu? A, szlag by to. – Tak, mam, czekaj! – Położył dłoń na szybie, jakby to mogło zatrzymać rozmówcę. – Mam! Mam dwa. Po pierwsze: niby jak mam cię znaleźć? Po drugie...
Twoje perfumy... co to, jakie?
– Brzmiał najpoważniej na świecie, chociaż gdy wypowiadał ostatnie zdanie jego spojrzenie przybrało specyficzny wyraz dziecka prowokującego do zabawy.
Jeden ze strażników podszedł i położył mu dłoń na ramieniu zachęcając do wstania, ale Charles na razie ani drgnął. Wpatrywał się w plecy Garika i czekał na odpowiedź.
Wariat.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Odwrócił do niego głowę i popatrzył na niego z politowaniem. Porównał Charlesa do zwierzęcia ze schroniska, które nie chce by człowiek odchodził. Stanął do niego bokiem i wykonał symboliczny gest pocierania palcami.
- Przelicz. – teraz tylko tyle był w stanie mu podpowiedzieć. Drugie pytanie, zupełnie zbiło go z tropu. Nie był pewien czy dobrze je usłyszał. Po kiego interesują go perfumy, których używa? Co to miało być?! Skrzywił się nieco, ale po dłuższym zastanowieniu odpowiedział - Pierre Cardin collection cèdre ambré. – już miał ciągnąć temat, ale powstrzymał się. – Jak to było? Trzymałem cię na smyczy? Jasne, rozumiem. Więc teraz nie udław się wolnością. – jaką wolnością… Właśnie zabrał mu jej resztki. Chociaż? Kto wie jak wykorzysta ją taki naćpany Kanadyjczyk. Pomachał palcami w ironicznie zalotny sposób, zupełnie tak jak Charles w tunelu petersburskiego metra, kiedy to próbował zostawić Garika samego w wagonie. – See ya.
Ochroniarz zabrał Charlesa i powoli zaczął prowadzić go po więzieniu. Świadomie przedłużał spacerek, pokazując mu tym samym korytarze i przejścia. Mijający ich pracownicy nie zaczepiali ich i nie komentowali. Nie raczyli nawet na moment zawiesić wzroku na więźniu.
Kiedy dotarli na miejsce, na łóżku rzucona była kurtka Garika. Klawisz z obojętnością zostawił Charlesa, dając mu jednocześnie możliwość ucieczki. Fotograf miał przed sobą wybór - brać co miał i spieprzać daleko, albo zostać. Jeśli zdecydował się na drugą opcję, musiał liczyć się z tym, że więcej nikt nie zwracał na niego uwagi. Zupełnie jakby przestał istnieć. Nikt nie stawał mu na drodze.
Jeśli jednak zdecydował się działać i wziął kurtkę, znalazł w niej wszystkie rzeczy, które wcześniej widział w gabinecie ordynatora. Miał przy sobie wystarczająco pieniędzy by kupić sobie jedzenie i bilet… Do metra. Garikowi nie zależało by Charles dostał za dużo. Na jednym z banknotów zapisany był adres. Niech robi co chce.
Był czas na zastanowienie się. Ile prawdy było w słowach Garika? Czego może oczekiwać od takiego fotografa? Ile czasu zostało? Gdzie teraz będzie najbezpieczniej…?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ROSJA, MOSKWA] Centrum i okolice
Czw Mar 30, 2017 12:31 pm
Być może teraz rzeczywiście był więźniem, sam by to przyznał, ale gdyby dać mu wytrzeźwieć i ponownie poruszyć temat, Charles odpowiedziałby, że nie, nie, skąd. Oprócz tego nie skomentowałby oczywiście nic więcej, ale w myślach uznałby, że jest najgorszym z typów do łapania: do końca stara się uciec, a jak nie ma możliwości ucieka i tak – ale w głąb siebie i swojego świata.
Skinął głową słysząc nazwę, a potem sam odmachał, wcześniej całując czubki swoich palców. See ya...
..or not – odmruknął, ale poza nim prawdopodobnie nikt tego nie słyszał.
Po drodze do celi rozglądał się i zapamiętywał drogę, na miejscu zaś... Fuck. Ta cholerna kurtka! Spali ją przy najbliższej okazji... Zaczął łazić po pomieszczeniu, potem uznał, że skoro jego organizm nie może znieść bezruchu, to chociaż wykorzysta to i się porozciąga... W końcu po jakimś czasie zaczął się uspokajać, przysiadł na łóżku najdalej od kurtki jak tylko mógł i czekał. Czuł jak najpierw myślenie wraca do normy, potem powoli uchodził z niego nadmiar energii. Zaczynał kombinować... Przeszukał kurtkę, przeliczył banknoty, zapamiętał adres. Lekko uśmiechnął się na widok serduszka. Pomimo tego, że obydwaj pewnie by z oburzeniem zaprzeczyli, Garika i Charlesa łączyło parę cech...

Odważył się wyjrzeć za drzwi wieczorem. Z niedowierzaniem prześlizgiwał się korytarzami więzienia, a gdy dotarł do głównego wyjścia był wprost pewny, że to podstęp i go tu zatrzymają, złapią, skatują i z powrotem wrzucą do celi. Szedł jakby nigdy nic, nie starał się ukrywać i patrzył na strażników przy wyjściu, ale żaden nie ruszył w pogoń.
Fotograf parę pierwszych kroków na wolności postawił swobodnie, dopiero gdy chłód powietrza owionął jego ciało, zdał sobie sprawę, że... udało się. Był pieprzonym dzieckiem szczęścia! Czy komukolwiek udałoby się mieć takie przygody, przeżywać takie dramaty, wiedzieć tyle co wie, widzieć tyle co widział, wkurwić tyle osób, ile on wkurwił i wciąż być żywym? Puścił się biegiem, pędził przez przypadkowe uliczki, a gdy dopadło go zmęczenie i gdy zwolnił kroku, zdał sobie sprawę, że dygocze. Teraz tego nie spieprz... nie spieprz, Charles. Zatrzymał się na chwilę i dał sobie czas na uspokojenie. To jeszcze nie koniec, masz jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, nie ciesz się.
Spod jednej z ławek w parku Sokolniki wykopał szczelną plastikową paczuszkę z ciasno upakowanym plikiem gotówki i paroma innymi przydatnymi rzeczami. Noc spędził w motelu, ale i tak prawie nie spał. Czuwał, czekał. Nikt nie przyszedł.

Dwa dni po ostatnim spotkaniu Charlesa z Garikiem, na adres zapisany na banknocie kurier przyniósł pięknie zapakowaną paczkę. Zawartością prezentu okazały się... perfumy Collection Cèdre Ambré i lufka do palenia trawki. Zamiast podpisu nadawcy czy adresu, narysowana była amerykańska flaga i serduszko. Nie trudno było się domyśleć, od kogo ta przesyłka.

A co się stało z Charlesem? Nie wiadomo. Ostatni raz widziano go w sieciowym, dość drogim sklepie, gdzie kupował ubrania, a potem? Ani śladu na dworcach, w urzędach, nawet w ambasadzie...
Zniknął.

[ZT]
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach