Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Aeterie
Sob Lis 05, 2016 1:53 pm
Aeterie 2DuHz74

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Musiał naprawdę głupio wyglądać, gdy zmierzając na spotkanie z informatorem niemal podskakiwał z podekscytowania. Tak naprawdę to nie mógł się już doczekać, aż dowie się wszystkiego o szefie jednej z największych firm deweloperskich w Vancouver. Zasadniczo podejrzewał, że nie tylko typowo biznesowe brudy mógłby na niego znaleźć, ale nie czułby się zbyt komfortowo, gdyby jego artykuł oscylował jedynie wokół romansów, a te z pewnością miał, ale mógł spać spokojnie, bo zdrady nigdy szczególnie nie interesowały Mycrofta.
Aeterie było stosunkowo małą kawiarnią, ale zdecydowanie nie brakowało jej klientów, głównie dlatego, że słynęli z wyśmienitej kawy i domowych wypieków właścicielki. Może wnętrze było trochę zbyt cukierkowe i przypominało dom dla lalek, ale nieszczególnie mu to przeszkadzało, gdy w zamian dostawał wielką porcję, najlepszego na świecie, placka z owocami leśnymi. I to wynagradzało absolutnie wszystko, nawet piszczące nastolatki, które pierwszy raz odwiedzały to miejsce i zachwycały się wystrojem przypominającym Alicję w Krainie Czarów. Sam nie narzekał również z tego względu, że ostatnio o wiele lepiej czuł się w jasnych, pogodnych wnętrzach, a większość nowo powstałych kawiarni miała jakąś dziwną tendencję do wybierania ciemnej, wręcz ponurej kolorystyki połączonej ze słabym oświetleniem czy industrialnymi meblami. W rezultacie pomieszczenia wyglądały mrocznie i nieprzystępnie.
Teraz gdy wszedł do środka miał aż za dużo energii, bo na samą myśl, że już za chwilę będzie mógł porozmawiać z Jackiem Simmonsem… Zaraz, zaraz! Zatrzymał się na chwilę wyglądając zarazem na spłoszonego i zdezorientowanego, gdy w umówionym miejscu, dokładniej rzecz ujmując na samym końcu, w jednej jedynej wnęce, gdzie jest cisza i spokój, wcale nie siedział mężczyzna, który miał tam siedzieć. Na jego miejscu był ktoś, kto tak bardzo nie pasował do tego miejsca, że aż kuło to w oczy. Ten doskonale skrojony garnitur wyglądał wręcz komicznie na tle finezyjnie wykutego w żelazie białego krzesła, różowych zasłoń i turkusowego żyrandolu. Owszem, garnitur nijak nie pasował do tego wnętrza, co nie znaczyło, że nie pasował do tego człowieka. Wyglądał w nim nad wyraz... Korzystnie. Pod wieloma względami. Ale nie to było teraz najważniejsze, bo prawdę mówiąc miał dwie opcje albo ktoś przypadkiem zajął jego miejsce i była to czysta pomyłka, albo firma się o wszystkim dowiedziała i wysłała swojego człowieka, który ani myśli zdradzać mu jakikolwiek szczegół. Zmełł w ustach przekleństwo i ponownie ruszył w stronę bruneta, bo bądź co bądź, nie miał lepszego wyjścia jak skonfrontować się z rzeczywistością.
- Witam, Mycroft Seymour. Wydaje mi się, że zaszła pomyłka. Miałem się tutaj spotkać z panem Jackiem Simmonsem. – niechętnie, ale jednak wyciągnął dłoń w stronę nieproszonego gościa. W zasadzie nie bardzo wiedział co powinien w tej sytuacji zrobić i jak zareagować, skoro jego informator się nie zjawił, a na jego miejscu siedział z całą pewnością jakiś służbista.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Wto Lis 08, 2016 12:24 am
Kawiarenka Aeterie przypominała niewielką enklawę baśniowej krainy.
Pastelowe, stonowane kolory pokrywały powierzchnie modułowych mebli, które w oddali wyglądały niczym misternie ułożona mozaika z pudrowych dropsów. Nawet elegancka i neutralna biel tutaj przypominała przytłumiony, ciasteczkowy odcień, jaki podejrzanie dobrze wpasowywał się w całą feerię kształtów i barw. Stylistyka dziecięcego pokoju mieszała się z nieco kiczowatym blichtrem, tworząc przestrzeń domu dla lalek w skali jeden do jednego. Pompatyczny przepych – zdaje się – był zamiarem projektanta wnętrz.
Gdyby Attila był dziewięciolatką w różowej sukience, prawdopodobnie byłby zachwycony.
Tymczasem przypominał dementora na łowach. Zwłaszcza, że otoczenie zgryźliwe podkreślało jego dobrze skrojony, sztywny garnitur w kolorze marengo. Mężczyzna – nie ukrywając – czuł się dziwnie, zwłaszcza, że przed wejściem mijał lokal dwa razy. Z wiadomego powodu zastanawiał się, czy aby na pewno trafił pod właściwy adres.
Jednak wszedł, zajął umówione miejsce i tam postanowił czekać do pojawienia się rozmówcy. Pomimo propozycji, niczego nie zamówił. Poświęcał chwile na obserwowanie – chciał wierzyć, że – nieprzypadkowo ustawionych przedmiotów, usilnie doszukując się zaplanowanej kompozycji czy artystycznego dna. Wodził spojrzeniem jasnoszarych, wyjątkowo przenikliwych, zimnych oczu po polerowanych ramach fikuśnych etażerek, wybrzuszeniach pikowanych obić berżer oraz ich kabriolowych nogach. Odnosił wrażenie, że całe wnętrze wygrywa swoją własną, pozytywkową, przesłodzoną melodię o konsystencji cukrowej waty.
Z letargu wyrwał go głos. Podczas wypowiadania tych kilku, krótkich zdań, Attila z wyczuwalnym spokojem skierował uwagę na stojącego nieopodal człowieka. Wstał.
- Witam. Przepraszam Pana, nie wiem, czy Jack kontaktował się z Panem apropo tej kosmetycznej wymiany. - Zaczął. - Dzwonił do mnie dzisiaj rano jako, że poczuł się źle i stwierdził, że nie da rady ruszyć się z łóżka. Jestem jego przyjacielem. Poprosił mnie o przysługę, bym przyszedł na spotkanie, bo nie chciał odsyłać Pana z kwitkiem.
Uprzejmie uścisnął mu dłoń.
- Jasper Mayers. Bardzo mi miło. Usiądźmy. Wszystko Panu wytłumaczę.
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Wto Lis 08, 2016 12:22 pm
nie wiem, czy Jack kontaktował się z Panem apropo tej kosmetycznej wymiany” - dźwięczało mu w uszach jeszcze dłuższą chwilę nim oprzytomniał i ponownie, już trzeźwym wzrokiem, spojrzał na swojego rozmówcę, który przedstawił się jako Jasper Mayers. Boć może, gdyby był kimś innym to łyknąłby to zaaranżowane przedstawienie jak młody pelikan, ale jak przystało na prawdziwego dziennikarza nie miał zamiaru ufać mężczyźnie, nie gdy wymyślił tak śmieszną historyjkę. Bo jakoś nie chciało mu się uwierzyć, że akurat dzisiaj, akurat jego informator z firmy, w sprawie której wszczął własne śledztwo był obłożenie chory i nie miał choćby na tyle przyzwoitości, żeby się z nim skontaktować. Oczywiście. Momentalnie przybrał uśmiech numer pięć, udając, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i opowieść Jaspera go jak najbardziej urzekła i jest zdolny mu uwierzyć w te brednie, jak i poświęcić swój czas, by spędzić go z kimś, kto prawdopodobnie zechce zaprowadzić go w kozi róg śledztwa.
- Doprawdy? – głos wydawał się autentycznie zdziwiony, jak i zmartwiony słysząc o nagłej, a już szczególnie nie planowanej chorobie, pana Simmonsa. - Naturalnie, proszę usiądźmy. – uprzejmie wskazał siedzenie ręką i poczekał, aż jego gość usiądzie, bo bądź co bądź czuł się jak gospodarz, choćby z tego względu, że stosunkowo często bywał w tej dość ekstrawaganckiej kafeterii i zdążył się przyzwyczaić do cukierkowości, od której bez mała szło dostać cukrzycy.
- Może najpierw coś zamówimy? Mają tu absolutnie fantastyczną kawę, co prawda sam nie jestem fanem kawy samej w sobie, ale gdybym był, to z pewnością zachwycałbym się nią. No i placki! Musi pan skosztować placka! Zaraz wracam. – i nie czekając na zdanie Jaspera od razu udał się do lady, gdzie spędził dłuższą chwilę prowadząc z ekspedientką zaciekłą dyskusję i wyglądało to tak, jakby usiłowali rozwiązać problem głodu na świecie, ale tak naprawdę zastanawiali się nad słusznością istnienia placków z malinami.
- Gwarantuję, że będzie Pan zadowolony. – i znów ten sam uśmiech, niby prawdziwy, a jednak było w nim coś sztucznego, tak samo jak w tym wystudiowanym sympatycznym zachowaniu młodzieńca. A kiedy wreszcie usiadł na tyłku i zwrócił jasne oczy na swojego rozmówcę, wbijając tym samym w niego świdrujące spojrzenie, ale nie odklejając równie cukierkowego uśmiechu z twarzy, mógł się wydawać naprawdę upiorny.
- Jak rozumiem Pan Simmons przekazał Panu wszystkie informacje jakimi zamierzał się ze mną podzielić?
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Pią Lis 11, 2016 2:27 am
Attila doskonale wiedział, że nie ważne,  jaką historyjkę wymyśli - to wszystko w tej konkretnej sytuacji okaże się mało wiarygodne. Zdawał sobie również sprawę z inteligencji siedzącego naprzeciw mężczyzny.  Wierząc w fakt bystrości umysłu dziennikarzy śledczych, w ich umiejętność strategicznego myślenia, sprawnego wyciągania wniosków oraz zwykłą ostrożność, czuł,  że obydwaj właśnie wchodzą w konwencje aktorstwa. Nie chciał zaczynać od formalności i stawiania warunków,  ponieważ to znacznie spłyciłoby ich konwersacje.  Miał niezdrową tendencję do dłubania w interesującej go sprawie na tyle, na ile pozwalały mu na to okoliczności.  Starał się wykorzystywać każdą możliwość i prawdopodobnie dlatego potrafił nieświadomie kogoś osaczyć. Nie wspominając o kamiennym wyrazie twarzy oraz przenikliwym wzroku, w którym zawsze czaiło się coś chłodnego i niepokojącego zarazem. Również teraz, gdy zajmował miejsce i jednocześnie bardzo uważnie obserwował swojego rozmówcę.  
Mycroft Seymour - powtórzył w myślach,  gdy zapamiętywał rysy i stwierdzał jednocześnie,  że blizna, ciągnąca się smugą od łuku brwiowego do części policzka to coś niebywale estetycznego. Nadawała asymetryczności, swoistej surowości i elegancji doświadczeń.  Attila nie znał stosunku samego właściciela,  jak i nie zamierza o to bezpośrednio pytać,  ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu osobiście nosiłby tę szramę z dumą.  
- Kawa. Ach ta- - Nie dokończył.  Jego towarzysz okazał się niezwykle żywym osobnikiem o bogatej ekspresji, jakiej jemu samemu niewątpliwie brakowało. Obserwował go z ostrożnym, nieco analitycznym zaciekawieniem, w duchu kontemplujac nie tyle sens istnienia placków z malinami, co energię takich charyzmatycznych jednostek.  Nie wiedział,  czy będzie to właściwa konkluzja, ale w jego mniemaniu Mycroft tu pasował.  Przy tym wcale nie chodziło o cukierkowość pomieszczenia, a o sam natłok kolorów i kształtów.  Z jakiegoś powodu uznał swojego towarzysza za personę niezwykle barwną i artystycznie mógłby spróbować zrozumieć wybór lokalu.
- Dziękuję za fatygę. Zdam się na pana w tej kwestii. - Powiedział chłodno-uprzejmie, nim dodał.  - To jedno z pańskich ulubionych miejsc?  Proszę wybaczyć mi ciekawość,  ale zastanawiam się,  w jaki sposób pan tu trafił po raz pierwszy? Nie sposób ukryć,  ze lokal ma specyficzny klimat, prawda? Trochę na pograniczu shabby, a trochę glamour. Lubi pan eksperymentować? A może ktoś to miejsce panu polecił? Lub jeszcze coś innego? - Oczywiście niczego ani nie insynuował,  ani też nie sugerował. Ze swoim tonem pełnym taktu wyglądał równie upiornie.
- Musi się pan ukonkretyzować. Jack zdążył nadmienić,  że będę wiedział,  o co dokładnie chodzi,  ale nie zdradzał szczegółów.  Stwierdził,  ze nie jest to rozmowa na telefon. Słusznie,  patrząc na fakt, że żadne połączenie nie jest dostatecznie anonimowe. Zatem - niech zada pan pytania.  Wierzę, że pomogę.  
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Nie Lis 20, 2016 12:04 pm
Zamyślił się chcąc dobrze odpowiedzieć na zdane pytania. Zasadniczo były one bardzo dobre, sam nie przykładał do tego żadnej uwagi i nie zastanawiał się nad tym dlaczego akurat tutaj przychodzi i czy w wnętrze oddziałuje na niego negatywnie lub pozytywnie.
- Ulubione nie, ale przydatne jeśli chcę się spotkać z klientem. Nie jest to typowe miejsce dla dziennikarzy. Właściwie najchętniej przychodzą tutaj nastolatki, zwłaszcza płci przeciwnej czy starsze panie, które lubią sobie pogawędzić z właścicielką lub ekspedientkami. Nazwałbym to bezpieczną ostoją. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie mnie szukał w takim miejscu. – uśmiechnął się trochę zadziornie, a trochę lisio, pokazując tę nową i jeszcze nieznaną stronę dla mężczyzny. - Bonusem są rewelacyjne wypieki. – wzruszył lekko ramionami uśmiechając się przy tym już beztrosko.
Obok siebie usłyszał jakiś ruch, to kelnerka zmierzała w ich stronę z tacą wyłożoną jego zamówieniem.
- Proszę, niech Pan najpierw spróbuje nim zaczniemy rozmowę. – zachęcił swojego towarzysza, gdy kelnerka postawiła przed nim ozdobną porcelanę – filiżankę z aromatyczną kawą i talerzyk, na którym leżał placek z malinami, a właściwie to bardziej tarta, chociaż przez wzgląd na sernikowate nadzienie i dodatek malin był to niemal placek. Drugi talerzyk, o równie fikuśnych zakończeniach postawiła przez blondynem, ale już bez filiżanki, on nigdy nie pijał kawy, bo w swoim genetycznym pakiecie otrzymał od Matki Natury aż nadmiar niespożytej energii. Nabił porządny kawałek ciasta na ozdobny widelec i zjadł go z rozkoszą widoczną na twarzy, choć ten wyraz nieco gryzł się z surowymi rysami i charakterystyczną blizną, to Mycroft nie odmawiał sobie ekspresji. Naprawdę lubił pokazywać co konkretnie myśli, chyba że sytuacja wymagała czegoś zgoła innego, a wchodzenie w konwencję wbrew pozorom nie było takie trudne jak mogło się wydawać.
- Przepyszny. A jak Pańskie wrażenia? – zapytał wyraźnie i szczerze zainteresowany, bo wbrew pozorom naprawdę kochał placki, jakkolwiek śmieszne mogło się to wydawać i jakkolwiek dziwne, że lubił zadowalać swoich towarzyszy rozmów, choćby czymś tak prozaicznym jak ciasto.
- Thomas Alexander Moreau, fakty i mity. – swobodnie zmienił temat, tak jakby mówił o pogodzie, a nie poważnym i niebezpiecznym śledztwie jakie prowadził. Zjadł jeszcze kawałek ciasta i resztę pozostawił na później, kładąc widelczyk obok talerza na białej serwetce. - Gdybym miał wymieniać wszystkie zarzuty jakie mu się stawia, to zapewne nie starczyłoby nam czasu, niemniej jednak chyba najważniejsze są malwersacje.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Sob Lis 26, 2016 6:21 pm
- No tak. To bardzo rozsądne z pana strony. – Przyznał z wyczuwalnym, chłodnym uznaniem, lekko potakując przy tym głową. Gdzieś w jej tyle faktycznie pojawiła się myśl, że głównym powodem wyboru lokalu jest zwykła przezorność - ale sam Attila nie chciał zabrzmieć podejrzliwie i dlatego postanowił pozostawić to pytanie dla siebie. Miło, że wątpliwości rozwiały się samoczynnie.
- Dziękuję. - Powiedział, obserwując misternie grawerowaną, posrebrzaną paterkę, na której poustawiane były talerzyki z zamówionymi wypiekami. Istotnie – wyglądały bardzo ładnie i wystawowo. Mężczyzna pochwalił je w duchu. Zwłaszcza prostotę podania. Nie trzeba było lukrowanych, fikuśnych perełek i wzorków, by kawałek placka przyciągał wzrok oraz nęcił kubki smakowe. Choć Attila – wbrew pozorom - był fanem jakże niezdrowych, tłustych, podanych w tekturowym opakowaniu frytek czy słonych chipsów, to ciasta również doceniał. Widelczykiem odkroił kawałeczek, wetknął do ust i przeżuł.
- Jest świetne. Miał pan rację. Pozwoli pan, że się później rozliczymy. Nie chcę pana naciągać na koszta. - Odparł, unosząc spojrzenie na swojego rozmówcę. Odwrócił je tylko na moment – ot, z racji jedzenia. Do tej pory przyglądał mu się – może nie natarczywie – ale z pewnością uważnie i czujnie. Badał jego ekspresje, mimikę, wsłuchiwał się w ton głosu, jakby poddając go gruntownej analizie. Ciężko powiedzieć, co dokładnie kłębiło się teraz w głowie Attili, ale z pewnością tego typu nastawienie było znienawidzoną cechą na wszystkich, prowadzonych przezeń rozmowach kwalifikacyjnych. Choć Węgier zachowywał się zadziwiająco spokojnie i opanowanie, odnosiło się wrażenie, że zaraz wyskoczy z czymś niespodziewanym i zaskakującym.
To jednak nie nastąpiło.
- Ah. Dyrektor MAT Real Estate Development. – Kiwnął głową, przetrawiając informacje. - Dobrze. Ale zanim zacznę panu o tej sprawie opowiadać – zadam jedno, bardzo istotne pytanie. Ile pan – tak naprawdę – wie potwierdzonych informacji w tym temacie? Czy jest tu pan z powodu zwykłych plotek czy faktycznie znalazł pan coś i zdołał czymś ucementować?
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Pon Lis 28, 2016 4:14 pm


Ostatnio zmieniony przez Mycroft dnia Pią Gru 09, 2016 6:00 pm, w całości zmieniany 1 raz
Prawdą było, że oboje się sobie czujnie przyglądali, zupełnie jak krążące wokół siebie wilki, szykujące się do walki. Obchodziły przeciwnika, przyglądały mu się z każdej strony, by w odpowiednim momencie zaatakować, z chłodną precyzją i doskonale przestudiowanym planem. Oni również mieli w niedalekiej przyszłości się zmierzyć i choć nie była to równie szlachetna bitwa na miecze czy tak widowiskowe rycerskie lance, to równie trudna i niebezpieczna. Ktoś kiedyś powiedział, że słowa potrafią ranić równie boleśnie, co miecz. I Mycroft doskonale zdawał sobie z tego sprawę, w końcu nie urodził się wczoraj i zdążył się przekonać, że informacje potrafią być cenniejsze niż pieniądze, a on to zamierzał wykorzystać.
- Cieszę się. I nie trzeba, jest Pan moim gościem. Na domiar złego musiał się Pan fatygować tutaj zamiast swojego kolegi, z którym byłem umówiony. – z czystej uprzejmości nie zamierzał się wykłócać o grosze. - I coś mi mówi, że nie nosi Pan przy sobie drobnych. – nie był to złośliwy uśmiech, nic z tych rzeczy, ale miał w sobie coś z butności i ulicznego łobuza, który mimo tego, że przetrzepano mu właśnie skórę, to jakoś nie zamierza zmienić swojej postawy, bo wie lepiej. Z resztą to nie był żaden przytyk! Tak stwierdził, zauważając dość znaczący fakt, co prawda mógł się mylić, ale jego intuicja rzadko go zawodziła.
- Proszę mnie nie obrażać. – uniósł uprzejmie brwi niespecjalnie zadowolony z insynuacji, o rzekomych plotkach i budowaniu swojego artykułu w oparciu o coś tak idiotycznego. - Nie zajmuję się tanimi sensacjami dla szmatławców, to poniżej mojej godności. – Nie można było winić Jaspera i Mycroft tego nie robił, ale mimo wszystko poczuł się dotknięty, gdy ktoś porównywał go do paparazzich czy kiepskich dziennikarzy szukających sensacji tam gdzie ich nie ma i sprzedawaniu nieprawdziwych plotek, tylko po to by komuś popsuć reputację. On nigdy nie puszczał czegoś jeśli nie miał na to twardych dowodów.
- Ujmę to tak, Panie Mayers. Gdybym nie posiadał choć jednego dowodu na to co się wyprawia w firmie Pana Moreau, to bym się nie narażał i nie szukał informatora z wnętrza firmy. – odchylił się na krześle, tym samym zwiększając dystans między nimi. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili z powrotem nachylał się nad stolikiem, tak by mieć mężczyznę niemal na wyciągnięcie ręki.
- Z założenia nie ufam nikomu. A moje dowody są niekompletne, jednak nie są to tylko przesłanki czy plotki. Na chwilę obecną potrzebuję czegoś mocnego… takiej… petardy. – wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu, gdy akcentował ostatnie słowo. - Gwoździa do trumny. I Jack miał mi to dostarczyć. – posłał mu uroczy uśmiech kogoś, kto ewidentnie nie ufa drugiej stronie, ale wciąż udaje, że grają w tę samą grę i nic się nie zmieniło.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Czw Gru 01, 2016 7:37 pm
Attila podchodził do sprawy z analitycznym spokojem. Nie brakowało mu rozwagi,  choć świadom był swojej typowo ludzkiej,  omylnej natury. Pomimo tego bardzo sprawnie panował nad emocjami,  kierując się głównie rozsądkiem i skrupulatną obserwacją. Badał teren. Chciał wiedzieć,  na ile mógłby sobie dzisiaj pozwolić.
- To żaden problem. - Potwierdził,  kiwając głową. - Co do drobnych – zdziwiłby się pan. Mam ich przy sobie całkiem sporo. Automaty z napojami zwykle są na monety,  a niektóre drukarnie,  z których korzystam,  nie posiadają terminali kart kredytowych. Proszę nie oceniać mnie po garniturze i krawacie.
Rzucił spojrzenie w stronę swojej skórzanej teczki.
- Nie lubię być zobowiązany. Chyba,  że zechce pan jakieś kolejne ciastko,  wtedy mogę za nie zapłacić.
Diabelnie uprzejmy. Chłodny takt był czymś,  co stosował już machinalnie wobec ludzi,  z którymi spotykał się na tle zawodowym.
- Nie chciałem pana obrazić. – Sprostował. - Raczej wynika to z nieznajomości pańskiej osoby. Proszę więc nie przyjmować tego personalnie i zrozumieć,  że aby wiedzieć,  o czym i jak mam panu opowiadać,  chciałbym najpierw pana jakoś poznać. Przynajmniej w pewnej,  przydatnej nam teraz części.
Przerwał na moment,  by odkroić kolejny kawałek malinowego placka.
- Czyli trochę brudów z tej firmy wycieka i coraz więcej osób dookoła zaczyna coś podejrzewać? Mówi pan to wszystko z niesamowitą pewnością. - Powiedział,  po czym zjadł cząstkę z widelczyka. Raz jeszcze zmierzył wzrokiem siedzącego przed nim mężczyznę,  który teraz,  po nachyleniu się nad blatem był jeszcze bliżej samego Attili. Węgier dostrzegł odrobinę więcej szczegółów rysów jego twarzy. To zastanawiające,  jakie drobnostki potrafiły przyciągnąć uwagę. Chociażby sposób uśmiechania się i związana z tym próba interpretowania płynących z tego gestu emocji.
- Rozumiem. Naprawdę pan przykłada się do swojej pracy. Powiem panu,  że osób tak zaangażowanych jest stosunkowo niewiele. To bardzo dobra cecha. Ludzie,  z zasady,  lubią trzymać się utartych,  pewnych schematów i nie są zazwyczaj skłonni do ryzyka. A jednak pan naraża się i szuka. Zwłaszcza,  kiedy musi pan znaleźć sobie pewnych informatorów w gronie,  którego pan nie zna, prawda?
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Pią Gru 09, 2016 6:18 pm
- Zaskakujące jest, że choć mamy to piękne przysłowie, by nie oceniać książki po okładce, ale gdy nie posiadamy żadnych informacji, to możemy pewne rzeczy założyć w oparciu właśnie o ubiór, człowiek z natury jest zwierzęciem, które lubi mieć wszystko zaszufladkowane, nawet jeśli stara się temu usilnie przeczyć. Stąd mamy zasady, reguły i wszelkie prawa. Inaczej nastąpiłby chaos i anarchia, a to prowadzi do końca świata. – jakoś tak go natchnęło i popłynął za chwilowym flow, gdy rozpoczął ten iście filozoficzno-socjologiczny temat.
- Nie sądzi Pan, że napoje z automatów są okropne? Zwłaszcza kawy, herbaty i kakao. A butelkowanym narzucają wielką marżę. – wychylił się nieco w bok, tak by w nieco bezczelny sposób zlustrować wzrokiem sylwetkę mężczyznę. - Z przyjemnością oceniłbym Pana bez garnituru i krawatu. – posłał mu zalotno-łobuzerski uśmiech cwaniaka, gdy ponownie usadowił się na krześle i posyłając kawałek placka z malinami do ust.
- Powiedzmy, że jesteśmy kwita z tym ocenianiem, jeden-jeden. – puścił mu oczko, udając, że wcale nie są niemal na ścieżce wojennej związanej z ich głównym tematem spotkania, a tak naprawdę świetnie się bawią na pikniku na jakiejś ładnej polance.
- Nie mogę stwierdzić jak wiele osób to dostrzega, to zależy kto patrzy i jak patrzy. – zaakcentował to jedno słowo, które uznał za kluczowe. Wszakże na świecie było wiele przekrętów, a jednak ludzie ich nie dostrzegali, póki się ich nie pokazało im palcem i podkreśliło markerem na czerwono. Mycroft miał to coś, że potrafił patrzeć i widzieć rzeczy, tak jak magowie z Niewidocznego Uniwersytetu ze Świata Dysku. Ludzie nie chcieli widzieć. Wystarczała im płaska rzeczywistość, która ich za bardzo nie angażowała.
- Jestem, bo wiem zdecydowanie więcej niż ktokolwiek z tej firmy, by chciał. Również Pan. – i tu uśmiechnął się niemal słodko w jego kierunku wskazując na niego krótkim widelczykiem do ciasta. - Czy dobra? Być może, choć w moim fachu z pewnością niebezpieczna. – a zwłaszcza dla niego, bo ile to razy miał już nie małe kłopoty przez to, że usiłował zbawić świat? Chyba z milion. Na szczęście lub nie, był typem osoby, która nie uczy się na błędach i raz za razem wtyka nos w nieswoje sprawy. Niby dzięki temu udało się odkryć wiele nieprawidłowości i zamknąć tych, których nie potrafiła zamknąć policja, ale poza tym to trudno, by ktokolwiek uznał go za bohatera lub choćby mu podziękował.
- Jestem bezczelny, arogancki i pewny siebie. Chyba tylko dlatego jeszcze nikt mi nie wpakował kulki między oczy. – pokazał rząd równych, białych zębów w radosnym uśmiechu. Bo czego by o nim nie mówić, to potrafił być naprawdę zabawnym młodzieńcem. Nie miłym. Nie sympatycznym. Zabawnym.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Nie Gru 11, 2016 12:36 pm
- Powiedziałbym raczej, że w dzisiejszych czasach nie nosimy odzieży, tylko emocje. Kupujemy to, co pozwala czuć się nam oryginalnie, modnie, schludnie, kobieco czy męsko. I to właśnie przez pryzmat wyglądu zewnętrznego następuje pierwsza ocena drugiej osoby. Nie zdajemy sobie sprawy, że tych kilka dziesiątych sekundy jest diabelnie istotne przy dalszym kontakcie. Na dobrą sprawę – sami siebie szufladkujemy – ubierając się tak, jak chcemy być widziani. - Zaczął. - To nawet miłe, co pan stwierdził na podstawie noszonego garnituru – ale sprostowuję - Mam sporo drobnych przy sobie.
Tu dokończył swojego malinowego placka. Raz jeszcze przyznał w duchu, że był bardzo smaczny.
- Ma pan pewnie rację. - Kiwnął potakująco głową. - Ale zdarza się mi być na konferencjach biznesowych i w czasie krótkiej przerwy często nie mam czasu czy sposobności, by wyjść poza budynek i kupić coś lepszego. Czasami muszę na szybko zaopatrzyć się w dodatkową butelkę wody albo czegoś obrzydliwie słodkiego, by się otrzeźwić.
Wyjaśnił spokojnie' przyciągając do siebie wpół dopitą kawę. I to właśnie tutaj Attila spotkał się z nieco innym spojrzeniem swojego rozmówcy. A przynajmniej tak je w duchu zinterpretował – gdy wyprostował plecy i uniósł podbródek, samą swoją postawą akcentując pewność oraz dumę. Cóż za bezczelność. – Przemknęło mu przez myśl, gdy z jakimś zabawnym zaintrygowaniem słuchał deklaracji chęci do dalszego oceniania.
- Nie uważa pan, że wymienione cechy – jak, chociażby, arogancja – to raczej bilet do tego, by pan tę kulkę między oczy dostał? – Celowo zaburzył chronologię rozmowy, w tej wypowiedzi odnosząc się do jego oceny z końca wywodu. - Powiedziałbym raczej, że ma pan zwyczajne szczęście. Ludzie nie są z natury istotami cierpliwymi i tolerancyjnymi. Myślę, że gdyby pan nadszarpnął niewłaściwą strunę – odpowiednie jednostki zrobiłyby z pana sito. Jego głos zabarwiał się na przyjemny, miękki, niski ton o zapachu gorzkiej czekolady z chilli.
Tu pochylił się nad stolikiem, z jakąś elektryzującą zajadłością spoglądając w oczy Mycrofta. Zupełnie tak, jakby chciał mu wejść do głowy, jakby kierował ku niemu szpile biznesowej, lodowatej perwersyjności. Trwało to nie dłużej, jak dwie czy trzy sekundy.
- Jeśli jest jak mówię – to znalazł się pan w dobrym zawodzie. – Stwierdził już całkiem neutralnie, zajmując się swoją kawą. - Jest pan świadom konsekwencji związanych z tą sprawą? Mowa o szefie naprawdę dużej korporacji z wieloma wpływami.
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Czw Gru 15, 2016 5:13 pm
Gdy tylko mężczyzna odniósł się do tego, że marka sprzedanej wartości, a nie produkt, to momentalnie przypomniał mu się drugi rok studiów i piekielnie interesujący przedmiot – osobowość medialna marki. Właśnie tam się dowiedział o tym wszystkim, co wcześniej niejako kłębiło się w jego głowie, ale nie do końca potrafił to sprecyzować czy nazwać. A na tych zajęciach przedstawiono to w tak prosty sposób, że aż dziwił się dlaczego wcześniej tego nie pojmował. Bo coś mu tam dzwoniło, ale nie w tym kościele co trzeba.
I mogliby prowadzić tę sympatyczną rozmowę o tym dlaczego pewne osoby decydują się nosić wielkie, krzykliwe napisy na koszulkach z logiem firmy, a inne już niekoniecznie i zapewne byłaby to bardzo ciekawa rozmowa, niestety nie po to się tutaj spotkali.
- To jest ból korporacji, ale w końcu sami decydujemy się na to wiedząc jakie niesie to za sobą konsekwencje. Są też tacy, co porzucają cywilizację, technologię i wyjeżdżają w Bieszczady lub gdzieś w nieznane z dala od innych ludzi, na łono natury. – sam niekoniecznie chciałby tak żyć, bo może i nie był niewolnikiem technologii, ale wciąż doceniał myśl technologiczną, świetną medycynę i te wszystkie urządzenia, które ułatwiały mu życie.
- Ale wracając do meritum... – również dokończył swojego placka i uśmiechnął się trochę przepraszająco, że wtrącił coś tak nieistotnego do ich, bądź co bądź, rozmowy biznesowej. - Szczęście, może. A może jestem piekielnie bystry, doskonale rozeznaję się w sytuacji i potrafię manipulować rzeczywistością czy ludźmi? – i znów ten łobuzerski uśmiech, ale nie taki co to maj dzieciaki na podwórku, tylko taki, co to go ma ten groźny typ w czarnym prochowcu, gustownym kapeluszu zasłaniającym pół twarzy i z petem w ustach. - To co Pan mówi jest oczywiście prawdą i być może, któregoś razu rzeczywiście tak będzie, ale gdyby w moim zawodzie nie było tak bezczelnie odważnych ludzi, to nikt by niczego nie odkrył. Podobnie jest z reporterami wojennymi. Oni również muszą mieć sporo tupetu, by się ładować w wrogie terytorium i oczekiwać wywiadu od morderców. – tak właśnie na to spoglądał. Znał wiele normalnych dziennikarzy, takich co to pisali dla zwykłych szmatłaców czy tabloidów, jeden pies, to byli spokojni ludzie, owszem, czasami zdarzały się i hieny cmentarne, wyczekujące godzinami pod czyimś domem w nadziei na tanią sensację, ale bądźmy szczerzy, oni nie chcieli ryzykować swoim życiem w imię wyższego dobra. A Mycroft? Mógłby, gdyby tylko nadarzyła mu się ku temu sposobność.
- Owszem, jestem. Czy teraz możemy przejść do interesów? – pozwolił się sobie przyglądać tym chłodnym wzrokiem. Pan Mayers z tej perspektywy wyglądał nader… korzystnie. W każdym znaczeniu tego słowa. Podobało mu się to poważne spojrzenie, które robiło na nim piorunujące wrażenie, choć zapewne nie takie jakiego oczekiwał sam Mayers. Wszakże zamiast zrazić czy przestraszyć przeciwnika sprawiał, że ten był jeszcze bardziej zaciekawiony.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Czw Gru 29, 2016 12:44 am
- I dziękuję. – Powiedział, nieprzeszkadzająco odsuwając talerzyk po wypieku na bok stolika.
A potem począł się zastanawiać, gdzie wspomniane przez Mycrofta Bieszczady leżą. Czyżby to była jakaś niepoznana przez Attilę część Kanady? Nazwa brzmiała bardzo egzotycznie – a biorąc pod uwagę fakt, że północ kraju to praktycznie dialekty języka grenlandzkiego, mógł przypuszczać, że to całkiem prawdopodobne.
- Życie na łonie natury brzmi wyjątkowo kusząco, ale chyba jestem zbyt zmanierowany przez wielkomiejskość, ażeby się na to odważyć. – Przyznał sucho, co – tym razem – w jego ustach zabrzmiało jak informacja podana przez speakera radiowego. Z praktycznie niewyczuwalnym wkładem emocji. Attila był typowym amatorem przeszklonych wieżowców. Ciężko powiedzieć, czy faktycznie lubił i dobrze się odnajdywał w przestrzeni gęstej urbanistyki, czy to jedynie siła wieloletniego przyzwyczajenia. Życie pisało przeróżne scenariusze i niewykluczone, że może kiedyś będzie dane mu się przekonać - a nuż widelec dorobi się w końcu takiej sumy, że stać go będzie nie tylko na wynajem nowoczesnego apartamentu, ale również na kupno działki poza miastem. Na chwilę obecną zarabiał sporo, choć ciągle niewystarczająco. Potrzebował jeszcze małego ogonka.
- Gdyby potrafił pan manipulować rzeczywistością, nie potrzebowałby pan mojej pomocy do grzebania w interesach wielkich korporacji. – Podkreślił. - Jest pan tak samo zależny, jak wszyscy inni. I radzę te całą resztę pokornie doceniać, w przeciwnym razie szybko się pan zawiedzie na swojej wybujałej pewności siebie.
Jego głos był chłodny i wyważony. W międzyczasie wyobraził sobie przebieg takiego wywiadu z wrogiem wojennym. Zadał sobie pytanie – czy w ogóle strony godzą się na takie rzeczy. Nie znał tej profesji od strony technicznej, a i nie na miejscu było mu teraz o to wypytywać. Postanowił, że
poczyta o tym dokładniej, kiedy już dotrze do domu.
- Interesy. Zatem... Jak dobrze zna pan Jacka? Co pozwala panu sądzić, że akurat on posiada wiarygodne informacje? Skąd pan wie, że nie zamierzał wpuścić pana w maliny?
Zadał mu kolejne pytanie.
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Pon Sty 02, 2017 9:03 pm
- Metafora. – westchnął ledwie zauważalnie, bo nie bardzo wiedział czy zamierza się złościć czy jednak nie, ale czuł się trochę jak z wyjątkowo opornym uczniem, który nie potrafi zrozumieć jakiejś zaskakująco banalnej formułki lub z kimś kto niekoniecznie przepadał za figlarnością językową i większość rzeczy brał dosłownie, aż do bólu dosłownie. I nie żeby uważał Jaspera za głupiego, co to to nie! Ale zwyczajnie miał wrażenie, że ten konkretny jegomość przeszedł wyjątkowo paskudne pranie mózgu w tej swojej korporacji, która niechybnie wepchnęła mu kij wiadomo gdzie i od tej pory trudno mu uprawiać jogę. A może zwyczajnie był uszczypliwy i nie lubił zagłębiać się w meandry językowe, w których Mycroft brodził niczym ryba w wodzie?
- Zapewne jest Panu dobrze znana. – uśmiechnął się sympatycznie, tak różnie od tego w jaki sposób spoglądał na niego Jasper. Zasadniczo, to byli z różnych światów i nie chodziło tylko o ubiór czy charakter, ale w sumie o wszystko. - Być może to korporacyjna maniera, że Pan bierze wszystko do siebie, takie jakim jest, ale radzę Panu się z tym nie zapędzać, ponieważ życie nie jest tylko czarne czy białe. Ma w sobie wiele szarości. – i nie był to przytyk, jakkolwiek złośliwie czy nieuprzejmie mogło to zabrzmieć, ale gdy tylko usłyszał o docenianiu innych ludzi i nadmiarze pewności siebie, to nie byłby sobą, gdyby nie dorzucił swoich pięciu groszy. I gdy pan Mayers obrzucał go typowym dla siebie chłodnym spojrzeniem, to niemal na przekór, Mycroft poszerzał swój upiornie radosny uśmiech.
- Nie wiem. – wzruszył lekko ramionami. - Jak już wspominałem – nikomu nie ufam. Dostałem od niego coś, co miało być zapowiedzią reszty informacji i uprzedzając Pańskie pytanie, nie, nie mogę Panu zdradzić co to jest. To jest trochę jak z grą w pokera, czasami trzeba blefować, by móc coś ugrać. Jeżeli się nie ryzykuje, to się do niczego nie dojdzie. A ja lubię i umiem ryzykować, nawet jeżeli konsekwencje nie są zbyt przyjemne. Nie wiem co jeszcze chciałbym Pan usłyszeć? Że Panu nie ufam? Nie, nie ufam. Że jest Pan podejrzany? Jest, jak najbardziej. Czy zamierzam z tego względu zrezygnować? Nie. Nawet jeśli dostałym fałszywe informacje, to i tak będzie się opłacało, bo gdy je sprawdzę dowiem się, że jest to jedynie ślepy zaułek i że Pański szef nie chce by jego brudy wyciekły, a to również jest dowód jego winy. – poprawił się na krześle, zarzucając nogę na nogę, ale ani na moment nie nie oderwał wzroku od swojego towarzysza, świdrując go chłodnym i analitycznym spojrzeniem.
Attila
Attila
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Nie Lut 05, 2017 2:38 pm
Attila obserwował swojego rozmówcę nadal z miną wyrażającą... tyle, co nic. Ciężko powiedzieć, co dokładnie skrywało się za biurokratyczną maską perfekcjonistycznego podejścia do spraw biznesowych. Być może również umiejętność zrozumienia zasłyszanych metafor. Jednakże mężczyzna najwyraźniej nie zamierzał się tłumaczyć z ewentualnych błędów komunikacyjnych, które uznał za mało istotne.
Słuchał. Bardzo uważnie i z analitycznym podejściem. Cała sytuacja była specyficzna od samego początku, co nastarczało trudności w swobodnym prowadzeniu rozmowy. Starał się bardzo dokładnie ważyć swoje słowa tak, by jak najdłużej pozostawać na pewnym gruncie. Ostatecznie nie był typem ryzykanta, choć sprawa ponagliła go do próby podjęcia kompletnie innej konwencji, niż powinien to sobie zamierzyć.
Attila od początku wiedział, że brzmi mało wiarygodnie i prawdopodobnie nie zdobędzie informacji, których pobożnie sobie życzył. Jednakże chciał porozmawiać. Przysłowiowo wyczuć grunt, a nie tylko w trzech zdaniach postawić szlaban i pogrozić.
- Proszę się o mnie nie martwić. – Odpowiedział spokojnie, z tyłu głowy mając wyobrażenie swojej mało prezentacyjnej bluzy w czołg. To nie był ani czas, ani miejsce, ani też osoba, której miałby teraz opowiadać o swoim pozapracowniczym życiu.
- To zrozumiałe. – Pokiwał głową potakująco. - Szczerze powiedziawszy, byłbym bardzo zdziwiony, gdyby pan w pełnym zaufaniu począł wyjaśniać i mówić mi wszystko, o co tylko poproszę. Jestem świadom pańskiego zdystansowanego podejścia i jest ono jak najbardziej wytłumaczalne. Tylko... jest w tym wszystkim jeden mankament. Nawet jeśli pan sprawdzi podane przeze mnie informacje i dojdzie do tego ewentualnego, ślepego zaułka... Jaki pan ma dowód na potwierdzenie czegokolwiek? Że pan tu dzisiaj ze mną rozmawiał? Że to ja podałem panu takie, a nie inne poszlaki? Równie dobrze mógłby pan to wszystko usłyszeć przypadkiem na ulicy. To jest tylko słowo przeciwko słowu. Czyste gdybanie i zero konkretów. Tak naprawdę wróci pan do punktu wyjścia. – Odparł, a zaraz dodał:
- I sama kwestia sprawdzenia pewnych informacji w tym przypadku może okazać się nie taka prosta, jakby pan sobie to wyobrażał.
Mycroft
Mycroft
Fresh Blood Lost in the City
Re: Aeterie
Pon Kwi 03, 2017 10:23 pm
Spojrzał z małym smutkiem na pusty talerzyk. Naprawdę chciałby, żeby ta słodycz ciągnęła się o wiele dłużej, a na zdobionej porcelanie leżało choć kilka okruszków, które mógłby niegrzecznie zlizać. I jakoś tak go naszła ochota na zrobienie czegoś tak irracjonalnego, teraz, natychmiast, już. Na jego oczach. Najlepiej, żeby było wysoce niestosowne i pruderyjne, choć szczerze wątpił, by to w jakikolwiek sposób spowodowało jakąś reakcję, jakąkolwiek. Nie żeby mu zależało na poruszeniu tej oschłej kłody. Był dobry w tym co robił i gdzieś tam głęboko kryły się jakieś emocje, po prostu nie zamierzał się nimi dzielić, nie z nim i nie na spotkaniu biznesowym. Nie, gdy jego szef był podłą świnią, która miała za nic całą resztę i musiał teraz bronić jego interesów, żeby i on nie został pogrążony. Westchnął w końcu zrezygnowany, przeczesał palcami włosy i oblizał usta trochę zbyt erotycznie, aniżeli zamierzał, dlatego szybko poprawił się na siedzeniu, jakby chciał się tym zrekompensować.
- Panie Mayers, bądźmy racjonalni. To w jaki sposób sprawdzę swoje informacje nie powinno pana interesować, a nawet jeżeli, to i tak ja będę miał problem, a nie pan, więc o czym my dyskutujemy? – przybrał nieco dobrotliwy wyraz twarzy, jakby usiłował udobruchać zeźlonego rozmówcę, ale przecież nikt się tutaj nie obrażał i nie tupał nóżką. To była rozmowa pomiędzy dwoma dżentelmenami. Każdy miał swój porcelanowy talerzyk z małym widelczykiem i coś co dawało mu przewagę nad rozmówcą.
- Zastanawiam się czy w ogóle posiada pan jakiekolwiek informacje czy tylko gra na zwłokę, a może zwyczajnie brakuje panu kogoś z kim mógłby pan dywagować na tematy przeróżne? Człowieka rzecz jasna, nie korpo-robota. W takim razie zapraszam w każdy wtorek i piątek od siódmej do rana, będę cały dla pana i pańskich przemyśleń. Znam taki świetny lokal z ukraińską kuchnią, spodobałoby się panu. – skoro pan Mayers nie zamierzał przybić w końcu do brzegu i porozmawiać o tym po co się tu właściwie spotkali, to i on postanowił zbłądzić nieco ze ścieżki, tak dla własnej satysfakcji wybicia mężczyzny z rytmu. Byłoby naprawdę miło zobaczyć cokolwiek innego poza surową, biznesową maską zarezerwowaną dla nudnych korpo-spotkań.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach