Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Główna ulica dzielnicy zachodniej.
Wto Paź 04, 2016 8:48 pm
Chociaż zachód Vancouver znany jest z największej ilości parków dookoła, ma też swoją dzielnicę, w której niemalże na każdym kroku można trafić na jakiś mniejszy sklep spożywczy, odzieżowy, skromną restaurację czy kawiarnię. Ruch uliczny jest tu na tyle skąpy, że sama ulica bardziej przypomina deptak wyłożony kostką brukową, a przejeżdżające tędy samochody są głównie służbowe lub dostawcze. Znajduje się tu tylko kilka mniejszych klubów, dzięki którym to miejsce tętni życiem również nocą, za dnia niewiele się tutaj dzieje, a lokale i sklepy zwykle otwierane są dopiero po godzinie dziesiątej.
Nocami ulica oświetlana jest tylko kilkoma latarniami, specjalnymi ozdobami i neonami sklepowymi, które dodają dzielnicy całkiem przyjemnego klimatu.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Przez kilka ostatnich minut biegł, starając się oddalić od miejsca bójki, gdy tylko nieopodal mignęły policyjne światła. Nawet o tak późnej w najmniej odwiedzanych zakamarkach miasta, musiał znaleźć się ktoś, kto prędzej czy później musiał zwrócić uwagę na dwójkę bijących się chłopaków. Jasnowłosy obejrzał się za siebie przez ramię, wybiegając na bardziej obfitą w przechodniów ulicę. Wiedział, że był już na tyle daleko, by nie zostać złapanym, jednak w takich sytuacjach znacznie lepiej było być tym przezornym i ubezpieczonym. Gdy na nowo spojrzał przed siebie, zrobił szybki zwód w bok, unikając zderzenia z jakąś wracającą z pracy bizneswoman, która krzyknęła oszołomiona, zasłaniając się swoją aktówką i prawie wypuszczając z ręki swój telefon. Nim jednak zdążyła się przyjrzeć chłopakowi, który śmignął jej przed nosem, ten już zdołał zmieszać się z resztą tłumu.
Hayden odetchnął głębiej, gdy stopniowo zaczął zwalniać tempo. Bieg zwolnił do truchtu, trucht do szybkiego chodu, aż w końcu niczym nie różnił się od zwykłego spacerowicza. Prawie. Spodnią stroną dłoni starł krew z podbródka, zaraz wciskając obie poranione ręce w kieszenie spodni. Przesunął językiem po dolnej, od razu wyczuwając na nim charakterystyczny posmak. W takim stanie mimowolnie przyciągał uwagę niektórych, którzy z niechęcią przesuwali wzrokiem po poobijanej twarzy i tylko po to, by ostentacyjnie zsunąć mu się z drogi – w końcu nie wyglądał na kogoś, kto potrzebował pomocy, a raczej na kogoś, kto zostawił „tego drugiego” w jeszcze gorszym stanie. Jasnowłosy nawet nie przywiązywał uwagi do niechęci, z jaką go w tym momencie postrzegano – znużone spojrzenie ciemnych oczu już zdążyło skupić się na jednym punkcie, od którego dzieliła go coraz mniejsza odległość.
Ławka.
Gdy znalazł się obok, opadł na nią ciężko, wyciągając zmęczone biegiem nogi przed siebie. Odchylił głowę do tyłu i poruszył nią na boki, strzelając zastanymi kręgami, które chwilę po tym rozmasował palcami.
Nie powinno cię tu być.
Żeby to był pierwszy raz.
Przyłożył wierzch zimnej ręki do obitego policzka, od razu wyczuwając różnicę temperatury. Nawet się nie skrzywił, choć dotyk pociągnął za sobą silniejszy impuls bólu, przypominający o wcześniej wymierzonym ciosie. Była to tylko kolejna bójka, która niczego go nie nauczyła.
Kiedyś się na tym przejedziesz, Alan.
Słusznie. Kiedyś.
Paige uniósł wzrok, zderzając się spojrzeniem z jakąś kobietą, która prędko odciągnęła dalej swoją córkę, jakby blondyn co najmniej zamierzał rzucić się na nie z pięściami. Irracjonalne zachowanie, biorąc pod uwagę, że w tym momencie nie wykazywał żadnych oznak agresji. Nic nie wskazywało też na to, by w ogóle miał w planach podniesienie się z ławki, która teraz wydała mu się aż nazbyt wygodna.
Brenda Fitchner ♥
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Nikt kto ma świadomość wszystkich niebezpieczeństw, jakie czyhały na człowieka za rogiem, nie włóczył się o tak późnych godzinach po mieście. No, chyba że było się taką Brendą, która potrafiła zachować zimną krew nawet w chwilach, gdy spotykała się z zagrożeniem twarzą w twarz. Powinna chociaż zadbać o dotarcie do domu w jednym kawałku, a nie w pojedynkę zmierzać przed siebie jakby świat należał tylko do niej. Zapewne pojechałaby samochodem, jednak wypicie paru babskich drinków, których nawet jakoś specjalnie nie odczuła, skreśliły ją z listy potencjalnych kierowców. Poza tym droga nie była aż tak długa, a chłodne, nocne powietrze pomoże tylko w wytrzeźwieniu tuż przed progiem mieszkania.
Te popołudniowe schadzki w typowo damskim gronie powoli zaczynały ją drażnić. Nigdy nie odczuwała potrzeby by plotkować, dyskutować o nowych trendach, czy chociażby chwalić się jakiego to przystojniaka ostatnio poznała na imprezie. To było nudne, jednak wciąż lepsze niż samotne siedzenie w mieszkaniu. Akurat pragnienie towarzystwa zawsze było dla Irlandki priorytetem i zaspokajała je w pierwszej kolejności.
Ziewnęła krótko, przysłaniając usta wierzchem dłoni, a w drugiej trzymając telefon, sprawdzając godzinę i treść wiadomości, jaka chwilę temu do niej przyszła. Zmarszczyła lekko brwi i schowała na powrót urządzenie do kieszeni kurtki, przyspieszając następnie kroku. Raczej nie planowała spotykać się dzisiaj z nikim więcej, chciała wreszcie walnąć się na swoje ogromne łóżko i zasnąć w czystej pościeli.
Przeszła kilkadziesiąt metrów dalej, może trochę więcej, a jej oczom ukazała się znajoma sylwetka. W pierwszej chwili nie była do końca pewna czy faktycznie tego kogoś zna, ale ślepa nie była i mimo wszystko nie miała z takimi rzeczami problemu. Uniosła lekko kącik ust, wykrzywiając je tym samym w delikatnym uśmiechu, jednak ten szybko zniknął, gdy rozpoznała Alana, a potem zauważyła, że nie wygląda najlepiej. Światło ulicznej lampy może niewiele dawało, ale wystarczająco, żeby wyciągnąć odpowiednie wnioski.
- Ktoś tu chyba wdał się w niezłą bójkę. - rzuciła zaczepnie w ramach prowizorycznego przywitania, dosiadając się do blondyna i szukając po kieszeniach paczki chusteczek, która gdzieś tu kiedyś była. - Chcesz? - spytała, podając mu zmaltretowane opakowanie, kiedy już je w końcu znalazła.
Najwidoczniej będzie musiała zmienić trochę swoje plany. Chyba, że Paige odmówi pomocy i ruszy w swoją stronę. Jednakże w jej mniemaniu to nie był zbyt dobry pomysł, a ona nie miała serca zostawić go na pastwę losu. Zawsze był u niej mile widziany, bez względu na wszystko. A teraz chyba potrzebował tego, by ktoś wyciągnął ku niemu pomocną dłoń. Więc dlaczego nie miałaby być to Brenda?
Nie miała przy sobie jednak nic więcej prócz paru chusteczek i najpotrzebniejszych rzeczy, bez których przeciętny obywatel nie ruszał się z domu. Nie mogła więc na chwilę obecną wspomóc go bardziej w tym kiepskim stanie.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Nie minęło dużo czasu, zanim przestał skupiać się na otoczeniu. Było ono już tylko mieszaniną dźwięków, przechodzących obok ludzi i ulicznych świateł, z czego niektóre nadal próbowały zwrócić na siebie uwagę jasnowłosego, to migając, to zmieniając swoje kolory. Chłopak jednak skupił się już tylko na jednym punkcie i jedynie to, że od czasu do czasu ocierał krew z ust świadczyło o niecałkowitym odcięciu się od rzeczywistości. W końcu pochylił się nieznacznie do przodu, opierając łokcie o kolana i przesunął opuszkami po poharatanym wierzchu dłoni, od razu spotykając się z drażniącym szczypaniem.
„Ktoś tu chyba wdał się w niezłą bójkę.”
Masz na myśli ten przyjacielski sparing? ― Już na tyle dobrze znał ten głos, że odpowiedział, zanim jeszcze niespiesznie wyprostował się, przylegając plecami do oparcia i zanim przeniósł wzrok na Brendę, która zupełnie niespodziewanie znalazła się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Lekceważący, łobuzerski grymas wykrzywił jego usta, nawet jeśli nie było wątpliwości co do tego, że nie pojedynkował się z kimś, kto pałał do niego pozytywnymi odczuciami. ― Tylko niektórzy nie potrafią się bawić, Bren ― mruknął i cmoknął pod nosem z rezygnacją, wsuwając palec za brzeg podkoszulka tuż pod szyją, eksponując kilka plam na białym materiale, jakby na twarzy Haydena nie znajdowało się już wystarczająco dużo krwi.
Nie wstyd ci?
Dzięki ― rzucił i skinął nieznacznie głową, odbierając od niej paczkę chusteczek, z której wyciągnął jedną z nich, zaraz ścierając z podbródka część krwi, która miejscami już zdążyła pozostawić po sobie zakrzepłe ślady. Po tej dość niedbałej próbie doprowadzenia się do porządku, przycisnął brudną już chusteczkę do poranionych knykci, nie bacząc na to, że wilgotne skrawki poprzyklejają się do rany. Nie było co się oszukiwać – był to raczej marny opatrunek, ale w zupełności mu wystarczał. W końcu do niedawna nie miał niczego innego, choć przy takim trybie życia niejeden już pakowałby sobie w kieszenie część zawartości apteczki.
A wystarczyłoby po prostu powstrzymać w sobie chęć prowokacji.
Znowu szlajasz się sama po nocach i pakujesz w złe towarzystwo? ― spytał i chociaż wydawał się zachowywać poważnie, w słabym świetle dało się dostrzec rozbawiony błysk w ciemnych oczach, który kontrastował się z cieniami zmęczenia, które zarysowały się pod nimi i zdezelowaną gębą. W końcu Paige sam był częścią tego „złego towarzystwa” już od momentu, w którym się poznali. Nie żeby narzekał na znalezienie się w tym kręgu.
Masz rację, powinna znaleźć sobie lepsze plany na noc.
Istnieją takie?
Brenda Fitchner ♥
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
Chyba powinna bardziej martwić się stanem Alana. W końcu nie wyglądał teraz najlepiej, ale trudno było przyznać, że jest tym wszystkim zaskoczona. Nie pierwszy raz widzi go poobijanego, z rozciętą wargą i zrujnowanymi dłońmi. Brakuje tylko siniaków, które zapewne teraz są schowane pod ubraniem. Mogła to nazwać zwykłym przyzwyczajeniem, ewentualnie była po prostu o niego spokojna. Miała przecież do czynienia z racjonalnie myślącym człowiekiem, a nie impulsywnym i nie panującym nad własną agresją.
Na odpowiedź blondyna uśmiechnęła się jedynie pobłażliwie, jakby chcąc mu w ten sposób przekazać, że nie da się nabrać na żaden "przyjacielski" sparing. To było zbyt nieprawdopodobne, aby mogło być prawdziwe.
- Oczywiście. Dla Ciebie to jak zwykle tylko zabawa. Nie pomyślałeś, że inni mogą to trochę inaczej odbierać? - przyznała, przyglądając się z boku jak ten próbuje względnie doprowadzić się do porządku. Fakt, chusteczki były marnym opatrunkiem, ale lepsze to niż nic. Gdyby wiedziała, to z pewnością wyszłaby z domu z podręczną apteczką. Wtedy łatwiej byłoby pozbyć się zaschniętej krwi i zatamować krwawienie w niektórych miejscach. Nie prosiła nawet o zwrot opakowania, co jak co, ale jej w tej chwili przydadzą się najmniej. Zamiast tego, wcisnęła dłonie w kieszenie bluzy, nie chcąc by jej za bardzo zmarzły, bo nocną mimo wszystko nie było za ciepło.
Zmiana tematu nie wydawała się Brendzie zaskakująca, wręcz przeciwnie. Dlatego też parsknęła rozbawiona, kręcąc lekko głową na boki.
- Nie szlajam się. - odpowiedziała bez większego trudu, jakby słowa Alana były najgorszym oskarżeniem wobec niej. - Tak się składa, że jeszcze nie spotkałam dzisiaj żadnego dżentelmena, który odprowadziłby mnie do domu. - wyjaśniła z uśmiechem, ale też i delikatnym zawiedzeniem w głosie, jakby faktycznie liczyła na taki przebieg dzisiejszego wieczoru. To, że była na babskim spotkaniu miało niewielkie znaczenie. Było wręcz nieistotne, a zapychanie rozmowy własnym sprawozdaniem nie było zbyt ciekawe. Przynajmniej w jej odczuciu.
Swoimi słowami również nie sugerowała niczego konkretnego. Po prostu trochę ubolewała gdzieś tam w środku nad tym, że spędzi noc sama.
Albo i nie.
- Zjadłabym coś, ale wyglądasz tak żałośnie, że wolę najpierw zaprosić Cię do siebie byś się ogarnął. - rzuciła, co po części było też jedną z tych propozycji nie do odrzucenia. Paige raczej nie powinien jej odmówić, choćby dlatego, że do jej mieszkania wcale nie było tak daleko. Za dobrze się też znali, aby można było odebrać to jakoś dwuznacznie. Chciała mu zwyczajnie pomóc, a przy okazji zabić trochę czasu.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Doskonale znał ten uśmiech, ale nawet on nie był w stanie przywołać go do porządku. Jedynie Paige wiedział, że z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu potrzebował tej adrenaliny, nawet jeśli obrywanie nie należało do najprzyjemniejszych doznań. Nic więc dziwnego, że Brenda w pierwszej kolejności doczekała się wzruszenia ramionami, jakby jasnowłosy nadal nie widział w tym niczego złego.
Nie zastanawiałem się nad tym ― przyznał lekko, dając po sobie poznać, że nie za bardzo go to interesowało. W końcu nikt nie mógł wiecznie przejmować się tym, co akurat myśleli sobie inni. ― Ale nie wyglądało na to, by paliło im się do zakończenia tej bójki. Szkoda, że nie widziałaś jak po tym wszystkim spieprzali na widok patrolu ― parsknął pod nosem i zwilżył bok ręki językiem – wszystko po to, by chwilę później dokładniej oczyścić podbródek z nieprzyjemnie wyglądających śladów, choć bez wglądu w swoje odbicie w lustrze ciężko było mu pozbyć się wszystkiego. Jeszcze raz przetarł chusteczką i dłoń i twarz, która wyglądała już odrobinę lepiej, choć nadal mógł tylko pomarzyć o wygranej w konkursie na mistera Kanady. ― Poza tym chyba nie wierzysz, że ja to zacząłem?
No jasne. Nikt by w to nie uwierzył – jesteś istnym aniołem.
Cieszę się, że to popierasz.
Dżentelmena ― powtórzył z nutą rozbawienia w głosie, co tym razem w przypadku Haydena poprzedziło pobłażliwy uśmiech, w którym wygięły się kąciki jego ust. ― Słyszałem, że to gatunek na wymarciu, a teraz okazuje się, że po prostu zmienił swoje... priorytety. ― Chyba nikt na miejscu blondyna nie wątpiłby, jak kończyło się niewinne odprowadzenie Fitchner pod drzwi jej domu. Zdołał jednak zatuszować świadomość jej przyzwyczajeń za sprawą zrzucenia winy na tych wszystkich chłopaków, a może nawet i mężczyzn, którzy ślinili się na samą myśl o wspólnie spędzonej nocy.
Zabawne, bo miałem zamiar powiedzieć, że to twój szczęśliwy dzień i chętnie odprowadzę cię pod same drzwi. ― Przyklepał chusteczkę do jednej z dłoni, ignorując nieprzyjemne szczypanie otarcia. ― A nawet za nie. Skoro tak chętnie pomożesz mi się ogarnąć ― dodał zaraz, dorzucając swoją własną wersję wydarzeń. Chociaż w tej sytuacji jego złośliwy uśmiech, jak i błysk w oku ktoś mógłby odebrać jako żart, dla kogoś, kto miał z nim do czynienia, nie powinno być wątpliwości, że nie pogardziłby opcją zajęcia się nim. ― Później możemy coś zamówić.
Brenda Fitchner ♥
Brenda Fitchner ♥
Fresh Blood Lost in the City
No tak. Czego ona właściwie oczekiwała? Że Alan okaże jakąkolwiek skruchę? Albo chociaż będzie żałował tego, co się stało? Nic bardziej mylnego. Jedynie co mogła u niego dostrzec, to jakiś dziwny rodzaj zadowolenia i satysfakcji, niczym u pewnego zwycięscy. W sumie jaki mężczyzna by się nie chełpił tym, że właśnie wygrał? Co prawda samemu na tym cierpiąc, ale jednak.
- Rozumiem, że Ty spokojnie odszedłeś z miejsca zbrodni? Czy może jednak dałeś się spisać? - spytała z lekko uniesioną brwią w geście zaciekawienia, jednocześnie przyglądając się próbom oczyszczenia z krwi. Niby wyglądało to coraz lepiej, ale wciąż część się rozmazywała i zostawiała po sobie nie za ładne smugi. Niestety bez wody nie można było oczekiwać cudów.
- Absolutnie. - parsknęła z rozbawieniem, wyciągając dłoń i targając delikatnie jasne włosy, które oczywiście należały go Paige'a, niedługo potem jednak zabierając swoją rękę. Jakby tym jednym gestem chciała mu przekazać, że przecież nie śmiałaby wątpić w jego niewinność. Przecież od razu widać, że to nieskalany złem młodzieniec.
Taa..
- Jeśli mogę wtrącić małą uwagę, to chcę tylko powiedzieć, że moim zdaniem nie powinieneś dawać się tak łatwo sprowokować. Worki treningowe też są jakąś opcją na wyładowanie emocji. - mruknęła, pochylając się odrobinę i opierając łokieć na kolanie, a podbródek na dłoni, choć w tej pozycji nie wytrwała zbyt długo i w końcu wstała z ławki, poprawiając rozwalającą się kitkę.
- Powiedziałabym, że teraz to kobiety muszą brać sprawy w swoje ręce. Większość facetów teraz to niedostępne dupki. - rzuciła, ale bez większego wyrzutu w głosie. Wnosiło to pewne komplikacje w sposobie jej życia, jednak to tylko dodawało wszystkiemu dreszczyku emocji. No i uczyło ją by pogrywać z ludźmi na różne sposoby.
Uśmiechnęła się zaraz potem na słowa Alana i pewnie gdyby go nie znała, to szukałaby w tym głębszego dnia, drugiego znaczenia, które z pewnością miałoby niewiele ze zwykłą pomocą. A jednak teraz tylko machnęła na niego ręką, chcąc by i on podniósł się wreszcie.
- To chodźmy, a co do jedzenia, to pomyślimy potem, jak już będzie można na Ciebie patrzeć. - oznajmiła z ustami wykrzywionymi w złośliwym uśmieszku, jakby faktycznie jej to przeszkadzało.
Alan Hayden Paige
Alan Hayden Paige
Fresh Blood Lost in the City
Wparł łokieć o krawędź oparcia ławki i cofnął nieznacznie głowę, unosząc brew w pytającym wyrazie, jakby odpowiedź na zadane pytanie była tak oczywista, że nawet nie musiał się odzywać. Jednak po chwili wrócił do poprzedniej pozycji, przyglądając się jej z błyskiem rozbawienia w oczach, choć to nie tak powinien zachowywać się ktoś, kto przez kilka kolejnych dni miał paradować z posiniaczoną twarzą.
Nie dałbym się spisać za czynny udział w ulicznej bójce ― rzucił, wysuwając dłoń w jej stronę i w miarę czystą powierzchnią dłoni stuknął ją lekko w podbródek w dość pobłażliwym geście. Jasne było jednak to, że gdyby Haydena przyłapywano za każdym razem, z pewnością nie byłoby go teraz tutaj. Mimo wszystko przemawiały przez niego resztki rozsądku, nawet jeśli niekoniecznie popisywał się nim w chwili, gdy wplątywał się w podobne wymiany ciosów.
Przynajmniej tyle – wtrącił głos, jakby uznał, że ta mała pochwała nakieruje go na lepszą drogę życia, chociaż sam nieszczególnie w to wierzył. Dla Paige'a z dnia na dzień wydawało się nie być nadziei, chociaż jak na kogoś, kto balansował na krawędzi, zadziwiająco łatwo udawało mu się utrzymywać równowagę.
Worek treningowy? ― wymruczał pod nosem w zamyśleniu, choć już wtedy dało się od niego wyczuć pewną nutę sceptycyzmu. ― Nie robię tego, by wyładować emocje. Lubię adrenalinę, której nie zapewni mi jakaś atrapa, w którą będę mógł po uderzać pięściami i powrzeszczeć sobie do kompletu ― parsknął pod nosem, jakby sama ta wizja była wystarczająco śmieszna i pokręcił głową w niemym zaprzeczeniu, podkreślając co o tym wszystkim sądził. Nie uważał jednak, by zagłębianie się w ten temat miało jakikolwiek sens, biorąc pod uwagę, że należeli do zupełnie innych światów i już sama bariera płciowa miała tu sporo do rzeczy. ― Nie musisz się o mnie martwić ― dodał na zakończenie, rozkładając ręce, jakby za sprawą gestykulacji i łobuzerskiego uśmiechu pokazywał, że mimo odniesionych szkód trzymał się całkiem nieźle.
„Większość facetów teraz to niedostępne dupki.”
Mocne słowa, Fitchner ― odparł bez wyraźnego przejęcia i podniósł się z ławki na znak. ― O ile mi wiadomo, to wasze poprzedniczki walczyły o równouprawnienia. Skoro one mogły być zimnymi i niedostępnymi sukami, czemu faceci nie mogą odwdzięczyć się tym samym? Oczywiście nie twierdzę, że jestem niedostępny, po prostu nie jestem zwolennikiem kwiatów i romantycznych kolacji.
I wierności, i wylewności, i czegokolwiek, co świadczyłoby o tym, że ci zależy, Alan. Wymieniać dalej?
Odruchowo przewiesił ramię przez jej kark, zamierzając bezpiecznie odprowadzić ją do domu, jakby tym samym zamierzał chociaż po części zaprzeczyć jej wcześniejszym słowom, nawet jeśli rzeczywistość była zupełnie inna, a w jasnowłosym na próżno było szukać cech dżentelmena.
Jakoś nigdy wcześniej nie narzekałaś na tę twarz ― rzucił zgryźliwie, unosząc leniwie kącik ust, gdy ruszył przed siebie, dotrzymując jej kroku.

___z/t [+ Brenda].
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach